poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - XI


Ciemny korytarz rozświetlały magiczne pochodnie. Powoli powłócząc nogami, Harry wracał do swoich komnat po wyczerpującej grze z Ronem. Musiał jakoś odreagować stres po rozmowie z Hermioną, a quidditch jeszcze nigdy go nie zawiódł. Wilgotne po prysznicu włosy zaczesał do tyłu, by przyjemnie chłodziły jego rozgrzany kark. Jedyne, na co teraz miał ochotę, to rzucić się na łóżko i pozwolić marzeniom sennym porwać go daleko od rzeczywistości. Niestety widok wysokiej postaci, opartej o ścianę tuż obok wejścia do jego komnat, skutecznie rozproszył nadzieję na odpoczynek.

— Malfoy, nie możesz spać? — przystanął i spojrzał na chłopaka podejrzliwie.

— O osiemnastej? Wybacz, Potter, niektórzy z nas dorośli na tyle, by nie chodzić do łóżka zaraz po kolacji. Chyba, że mają ku temu szczególny cel. — Draco odsunął się od ściany i spojrzał na niego badawczo. — Musimy porozmawiać.


— To co ty musisz, a czego ja chcę, to najwyraźniej dwie różne rzeczy. — Harry wymruczał hasło i obraz przesunął się bezszelestnie. — Słuchaj, jestem zmęczony. Przez następny rok będziemy na siebie skazani, daj mi ostatni wieczór luzu. Miło by było pomarzyć, że to nie twoja twarz oszpeci moją ślubną fotografię.

— Nie bądź idiotą, Potty. Naprawdę, przebywanie w twoim towarzystwie dłużej niż to konieczne nie jest czymś, o czym marzę i najchętniej ograniczyłbym to do minimum, jednak to bardzo ważne.

Coś w wyrazie twarzy i postawie Draco skłoniło bruneta do zatrzymania się. To rzeczywiście musiała być poważna sprawa. Wbrew sobie poczuł się zaintrygowany.

— Właź i streszczaj się.

— Uwierz, że chciałbym. — Malfoy minął go i wolnym krokiem wszedł do salonu. — Masz coś mocniejszego? Przyda się nam.

— Chcesz mnie upić? Tak przed nocą poślubną? — zakpił Złoty Chłopiec.

— Tak, o niczym bardziej nie marzę, jak o dobraniu się do twojego tyłka, w końcu kto nie chciałby przelecieć Wybrańca — zaszydził Ślizgon, a Harry przeklął się w duchu za prowokowanie go.

Z szafki stojącej pod ścianą wyciągnął dwa pękate kieliszki i nalał do nich sporą porcję koniaku.

— O co chodzi? — zapytał, siadając na kanapie z trunkiem w dłoni.

Draco podniósł kieliszek i od razu upił duży łyk, zagłębiając się jednocześnie w fotelu stojącym naprzeciwko.

— Chciałbym ci opowiedzieć pewną historię.

— Zamieniam się w słuch. — Ciekawość Harry'ego wzrosła. Cóż, Malfoy raczej nigdy nie dzielił się z nim żadnymi opowieściami, a sądząc po wyrazie jego twarzy, było to coś szczególnego.

— Zanim zacznę, chcę abyś obiecał mi, że cokolwiek powiem, nie opuści tego pokoju.

— Jasne.

— Mówię poważnie, Potter. — Draco pochylił się do przodu i wbił w niego przenikliwe spojrzenie. — Przysięgnij. Nie chcę, aby Weasley lub Granger dowiedzieli się o tym. W ogóle gdyby nie okoliczności, ta rozmowa nigdy nie miałaby miejsca.

— Ron i Hermiona są moimi przyjaciółmi, nie mam przed nimi tajemnic — żachnął się brunet.

— Przysięgnij na honor Gryfona, albo po prostu zapomnij, że w ogóle tutaj byłem. — Szare oczy zwęziły się nieznacznie. — Nie ufam ci, a ty nie ufasz mnie, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wbrew sobie chcę wierzyć, że postępuję słusznie, wyjawiając ci to teraz. Jednakże reszta… — Zakręcił kieliszkiem, przenosząc wzrok na miodowy płyn. — Wiewiór ma za długi język, czasami się nie hamuje, a Granger jest zbyt dociekliwa. Nie chcę, aby ktoś drążył w moim życiu prywatnym.

Harry spoważniał i wyprostował się na kanapie.

— Jaki szkielet ukrywasz w szafie, Malfoy?

— Taki, o którym głośno się nie mówi. — Draco upił kolejny łyk koniaku.

— Pytanie brzmi: dlaczego chcesz mi wyjawić swoje ciemne sprawki? — Harry wstał i dolał alkoholu do kieliszka Malfoya, po czym wrócił na swoje miejsce.

— Pech chciał, że będziemy małżeństwem. — Ślizgon uśmiechnął się smętnie. — Severus przekonał mnie, że nie powinienem…

— Więc to Snape cię do mnie przysłał? — Spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Powiedzmy, że odpowiednio mnie ukierunkował. — Blondyn wzruszył ramionami.

— Dobra… — Harry czuł coraz większą ciekawość. Nigdy nie przeszedł obojętnie obok żadnej tajemnicy, a sekret Malfoya to naprawdę było coś. — Przysięgam na honor Gryfona, na Złotego Chłopca, czy co tam jeszcze chcesz.

Draco spojrzał na niego ze złością.

— Nie kpij! Jeżeli nie potrafisz uszanować mojego żądania, to najlepiej będzie, jak od razu wyjdę. — Zrobił ruch, jakby chciał podnieść się z fotela.

— Przysięgam na mój honor, że cokolwiek powiesz, nie opuści tego pokoju. — Brunet momentalnie spoważniał. Ponownie wstał, uzupełnił swój kieliszek, po czym rzucił na pomieszczenie Muflliato. — Czy to cię satysfakcjonuje?

— Tak. — Draco skinął głową. — Widzisz, Potter, jesteś ostatnią osobą, której chciałbym zdradzić ten sekret. Jesteś też, o ironio, moim przyszłym mężem i byłym aurorem, węszenie masz we krwi, więc prędzej czy później sam być go odkrył. — Zamyślił się. — Właściwie zakładam, że stałoby się to szybciej, niż bym chciał. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz, która skłania mnie do wyjawienia ci go. Ktoś chciałby cię poznać.

— Kto? — W Harrym obudziła się czujność.

— Sam się domyślisz, kiedy zakończę opowieść. — Draco podniósł się i podszedł do okna, stając tyłem do Gryfona. Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, od czego zacząć, po czym cichym, stłumionym głosem rozpoczął opowieść.

— Historia stara jak świat. Bogaty arystokrata zdradza żonę. Nic nowego, prawda? Jednak tym razem dzieje się coś, do czego nie powinien był nigdy dopuścić. Kobieta zachodzi w ciążę. Zapewne pomyślisz: jak na razie to żaden wielki szok, to się zdarza. Jednak ta opowieść ma swoje drugie dno. Mężczyzna i kobieta należą do mrocznej organizacji, która służy bardzo potężnemu i okrutnemu panu. Widzisz, Potter, ciąża u Śmierciożerczyni to rzecz mocno niepożądana. Ogranicza kobietę na długi czas, a przecież służba u Czarnego Pana niesie za sobą szereg obowiązków. Zapewne większość z nich pozbyłaby się niechcianego balastu, jednak ta jedna postanowiła urodzić dziecko. Nie kierowały nią żadne pobudki uczuciowe, bynajmniej, nigdy nie poczuwała się do bycia matką. Jednakże w jej chorym umyśle zrodził się zupełnie nieprawdopodobny pomysł. Dziecko gorliwych Śmierciożerców, potomek czystej krwi, idealne geny na równie idealnego przyszłego sługę. Jeżeli tylko można by było zapewnić mu odpowiednie wychowanie, pozbawić wszelkich hamulców, to wyrósłby z niego ktoś, kogo Czarny Pan na pewno by docenił.

Draco zamilkł na moment, a Harry zorientował się, że przez cały ten czas siedział z uchylonymi lekko ustami, kurczowo zaciskając rękę na szkle. Przez chwilę w głowie zaświtała mu myśl, że Malfoy opowiada o sobie, ale zaraz odrzucił ją jako absurdalną. Ślizgon był prawowitym potomkiem Lucjusza, nie został poczęty poza małżeństwem. Więc o kim, do diabła, mówił?

— Co się stało z tym dzieckiem? — zapytał cicho.

— Och… oczywiście. — Blondyn ocknął się z zamyślenia, nadal wpatrując się w okno. — Urodził się chłopiec. Na razie był za mały, aby cokolwiek można było w nim ukształtować. Matka oddała go na wychowanie swoim rodzicom. Nie potrzebowała go przy sobie, przecież nic do niego nie czuła. Ojciec również nie wyobrażał sobie, aby mógł się nim zajmować. Był arystokratą, miał żonę i własne dziecko, to byłaby skaza na jego honorze. Tak więc maluch przez trzy lata mieszkał z zimnymi i oschłymi dziadkami, którzy zatrudnili niańkę i umyli ręce, tak naprawdę nie chcąc mieć z nim nic wspólnego. Być może plany jego matki spełniłyby się w pełni, jednak coś stanęło im na przeszkodzie. Czarny Pan zginął z ręki Wybrańca, a tym samym dziecko straciło jakąkolwiek wartość. Jego matka trafiła przed sąd i została skazana na dożywocie w Azkabanie. Ojciec… ojciec chyba zupełnie zapomniał, że istniało, nigdy nawet go nie widział, nie życzył sobie tego. Dziecko trafiło do sierocińca, dziadkowie nie chcieli go dłużej utrzymywać. Rok później aurorzy złapali kilku ważnych Śmierciożerców i kobieta została sprowadzona w roli świadka na przesłuchanie. Tak się stało, że jej zeznania zostały poddane konfrontacji i w lochach ministerstwa pojawił się zupełnie nieoczekiwany gość. Syn jej byłego kochanka.
Można śmiało założyć, że matka chłopca oszalała. W akcie zemsty, śmiejąc się przeraźliwie, opowiedziała młodzieńcowi o niewierności jego ojca. Najprawdopodobniej chciała go zranić, upokorzyć. I odniosła zwycięstwo. — Draco dopił koniak i odstawił szkło na parapet. — Nastolatek był zaszokowany, okazało się, że ma brata, o którym do tej pory nie wiedział. Nie myśl, że nagle zapałał do niego wielkim uczuciem. Nic bardziej mylnego, tak naprawdę nie czuł nic poza ogromnym zawodem. Ojciec do końca pogrążył się w jego oczach. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy. Przedtem czuł do niego żal, niechęć, teraz po prostu go znienawidził. Jednakże chłopak był arystokratą, miał swoją dumę. Dziecko, jakkolwiek bękart, miało jego krew. Postanowił więc odnaleźć je i zabrać z sierocińca, a potem oddać komuś na wychowanie, oczywiście za odpowiednią zapłatą. To spowodowałoby, że miałby poczucie dobrze spełnionego obowiązku i w jakiś sposób naprawiłby błędy ojca. Po miesięcznych poszukiwaniach znalazł się w jednym z najgorszych czarodziejskich przytułków. Na korytarzu w tym czasie przebywało kilkanaścioro dzieci, a wszystkie jednakowo brudne i zaniedbanie. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie, aby spośród tłumu szarych postaci wyłowić tę jedną. Naprawdę, nie dało się jej przegapić, to było jak spojrzenie w lustro. Dzieciak chyba odniósł to samo wrażenie, gdyż na widok młodzieńca wyprostował się i zadał jedno pytanie: czy jesteś moim tatą?

Harry wstrzymał oddech. Ta historia przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Sam nie wiedział, czego się spodziewał. Zbrodni? Krwi? Czegoś wstydliwego? Na pewno wszystkiego po trochu, jednak na pewno nie tego. Czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, w głowie kłębiły mu się tysiące pytań, jednak nie śmiał się odezwać. Bał się przerwać Malfoyowi, aby ten przez przypadek nie zatrzymał się, nie pozostawił go w zawieszeniu. Na szczęście Draco po chwili milczenia podjął przerwany wątek.

— Co może odpowiedzieć człowiek na takie pytanie? Co można poczuć, patrząc na miniaturkę samego siebie? Czy można pozostać niewzruszonym, gdy spojrzenie dziecka wyraża tak ogromną nadzieję? Być może ojciec chłopca odwróciłby się bez słowa, jednak jego brat tak nie potrafił. Nie umiał zostawić go komuś obcemu, odebrać mu tego, na co tak naprawdę zasługiwał. Przecież nie było winą tego wpatrzonego w niego dzieciaka, że pojawił się na świecie w takich okolicznościach. Zrobił więc jedyne, co przyszło mu do głowy. Zabrał stamtąd malucha i ukrył go, wynająwszy opiekunkę. Odwiedzał go tak często jak mógł, nigdy nie wyprowadzając chłopca z błędu i pozwalając mu nazywać się ojcem.

— Czy dziecko nie mogło zamieszkać z nim? — odważył się zapytać Harry.

— Niestety, to nie było możliwe. Matka młodzieńca nigdy by tego nie zaakceptowała. Malec znalazłby się w wielkim niebezpieczeństwie. Był przecież skazą na honorze rodziny, dowodem zdrady. Czymś zupełnie niepożądanym, a więc zbytecznym. Znając swoją rodzicielkę, chłopak dobrze wiedział, że pozbyłaby się malca przy najbliższej okazji.

Draco odwrócił się od okna. Wyglądał na zmęczonego tą długą opowieścią. Jasna twarz była blada, a oczy straciły cały swój blask. Harry miał wrażenie, jakby po raz pierwszy zobaczył Malfoya pokonanego.

— Kim byli rodzice chłopca?

— Alecto Carrow i Lucjusz Malfoy.

To było zbyt wiele dla Gryfona. Drżącą ręką odstawił kieliszek na stół i wstał z kanapy. Właściwie rozumiał, dlaczego Draco opowiedział mu tę historię. Mieli być małżeństwem i trudno byłoby mu ukryć istnienie chłopca, zwłaszcza gdyby, jak sam mówił, chciał go często odwiedzać. Jednakże kiedy mężczyzna zaczynał opowiadać, Harry spodziewał się… teraz już naprawdę sam nie wiedział czego.

— Chcę go poznać. — Podniósł głowę i spojrzał na blondyna.

— Jesteś tego pewien? — Ślizgon przyglądał mu się podejrzliwie. — Nie chcę, abyś go zranił. To nie jego wina, kim byli jego rodzice, to tylko niczego nieświadome dziecko — powiedział ostro, a Harry po raz pierwszy poczuł coś na kształt podziwu, szacunku i sympatii dla stojącego przed nim mężczyzny. Nigdy nie przypuszczał, że będzie on kiedyś bronił kogoś, kto… Właściwie kogo? Swojego brata? Merlinie, co za pokręcona historia.

— Za kogo ty mnie uważasz? Sądzisz, że oceniłbym dziecko tylko po tym, kto był jego rodzicem?

— Mnie tak oceniłeś. — Draco nie wydawał się przekonany. — Wystarczyło kilka słów Weasleya i już mnie sklasyfikowałeś.

— Nie. — Harry podszedł do niego i spojrzał stanowczo. — To nieprawda. Opinia Rona tak naprawdę nie miała z tym nic wspólnego. Sam to spowodowałeś swoimi słowami.

— Niczego złego nie powiedziałem — zaperzył się Malfoy. — Oferowałem ci przyjaźń!

— Przyjaźń? Przypomnij sobie swoje słowa: pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych. Pamiętasz? To mnie zniechęciło, bo ja nigdy nie czułem się lepszy. Powiedziałeś to do chłopca, który wychował się w komórce pod schodami. Jak myślisz, co sobie mogłem pomyśleć?

— Niefortunny zbieg okoliczności. — Ślizgon skrzywił się.

— Najwyraźniej. Wracając do tematu, nadal chcę go poznać.

— Jesteś tego pewien?

— Jak niczego innego w tej chwili.

***

Jasnowłosy chłopiec siedział na łóżku i czytał książkę. Na widok otwierających się drzwi uniósł głowę, uśmiechnął się szeroko i zeskoczywszy z posłania, podbiegł do wchodzącego mężczyzny, ciasno obejmując go w pasie.

— Przyszedłeś wcześniej niż zwykle, tato i to już drugi raz dzisiaj!

— Przecież obiecałem, że będę cię często odwiedzać. — Draco szybko objął chłopca, po czym dosunął go delikatnie od siebie. — Chciałbym, abyś kogoś poznał.

Oczy dziecka zaskrzyły się ciekawością, jednak nie przyzwyczajony do wizyt, odruchowo cofnął się i niepewnie zerknął w kierunku drzwi.

— To Harry Potter. — Malfoy wskazał ręką na wchodzącego do pokoju bruneta.

Wystarczyło jedno spojrzenie, aby Harry był pewien, że naprawdę ma przed sobą brata Ślizgona. Dziecko wyglądało jak miniaturka Draco, a właściwie jak on sam, kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Jedyną różnicą było to, że chłopiec był młodszy, wyglądał na około osiem lat i nie miał ulizanych włosów. Wręcz przeciwnie, miękko opadały na jego ramiona, nadając mu wyraz delikatności i niewinności. Niebieskie oczy otoczone firanką ciemnych rzęs patrzyły z ciekawością i pewną obawą. Czyżby bał się, że zostanie odrzucony?
Harry przyklęknął na jedno kolano i wyciągnął rękę w jego kierunku.

— Mów mi Harry. — Uśmiechnął się zachęcająco, czując na sobie uważny wzrok Draco, który wyglądał, jakby był gotowy wyrzucić go, gdyby w jakikolwiek sposób zranił dziecko.

— Samuel… Samuel Gra… — Spojrzał na Draco, a gdy ten skinął głową, dokończył cicho. — Malfoy.

— Miło mi w końcu cię poznać. Twój tata dużo mi o tobie opowiadał. — Brunet podświadomie oceniał chłopca. Było w nim coś, co bardzo różniło go od reszty Malfoyów. Pomijając niezaprzeczalne podobieństwo, Sam wydawał się pozbawiony sztywności i arogancji. Cech, które wydawały się przypisane tej rodzinie. — Masz piękne imię, Samuelu.

— Tata mi je nadał. — Dziecko uśmiechnęło się, uszczęśliwione komplementem. Pierwsze lody najwyraźniej zostały przełamane. Harry wyciągnął z kieszeni pudełko czekoladowych żab i wręczył je chłopcu, który przyjął je z piskiem radości. Jak to dobrze, że sam uwielbiał słodycze i że zawsze miał u siebie ich spory zapas.

— Może usiądziemy? Po… Harry'emu na pewno jest niewygodnie klęczeć na podłodze. — Draco delikatnie popchnął chłopca w głąb pokoju. — Podziękuj za prezent, Sam — upomniał go łagodnie.

— Dzięki! — Dziecko ponownie rozjaśniło się w uśmiechu, niecierpliwie rozrywając pudełko.

— Dziękuję. — Poprawianie chłopca było czymś, co Malfoy robił już automatycznie.

— Przecież podziękowałem! — Sam spojrzał na niego z wyrzutem, wpychając do buzi żabę.

Harry parsknął śmiechem, po czym zamilkł gwałtownie, gdy Draco obrzucił go morderczym spojrzeniem.

— Znis się s foim fatom? — Samuel spojrzał pytająco na Pottera.

— Nie mówimy z pełnymi ustami — znowu upomniał go blondyn. — Połknij, a potem zadaj pytanie.

Maluch skinął głową, pospiesznie przełykając smakołyk.

— Żenisz się z moim tatą?

— Eee… tak, pobieramy się — mruknął Harry.

— Fajnie, tata jest dobry. — Poważnie skinął głową. — Ty też musisz być dobry, jesteś bohaterem.

— Staram się, Sam, jednak to inni ocenią, czy mi się udało. — Potter wziął ze stołu jedną z papierowych serwetek i wytarł ubrudzony czekoladą kącik ust chłopca. — Co takiego? — spojrzał pytająco na Draco, który poruszył się na krześle niespokojnie.

— Nic. — Malfoy odwrócił wzrok. Widok Przeklętego Złotego Chłopca zajmującego się troskliwie Samuelem, dzieckiem, które poznał przed chwilą, coś w nim poruszył.

— Będziecie mieszkać razem? — Malec przekrzywił główkę, oczekując odpowiedzi.

— Cóż, zapewne tak… — Harry nie bardzo chciał odpowiadać na takie pytania. — W końcu będziemy małżeństwem.

— Acha, będziesz moim tatą. — Chłopiec uśmiechnął się rozbrajająco. — Szkoda, że ja nie będę mógł z wami mieszkać. Tata mówi, że to niebezpiecznie.

— Tata ma rację, jednak mogę cię zapewnić, że postaramy się, aby to nie trwało długo i będziemy często cię odwiedzać.

— Naprawdę?

Gryfon poczochrał włosy dziecka i spojrzał na Draco. Szare oczy mówiły wyraźnie: Nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz chciał dotrzymać. Wytrzymał jego spojrzenie i, nie odwracając wzroku, powiedział.

— Naprawdę, to będzie dla mnie przyjemność. W końcu musimy się lepiej poznać, prawda?

Z niewiadomych przyczyn Draco poczuł, jakby odnosiło się to do relacji pomiędzy nimi i odwrócił głowę, wbijając wzrok w ścianę. Harry zmieszał się lekko i ponownie przeniósł spojrzenie na chłopca.

— Jak poznałeś tatę? — Nieświadomy napięcia panującego pomiędzy dorosłymi Samuel patrzył wyczekująco na Wybrańca.

— Chodziliśmy do jednej szkoły. — Uśmiechnął się do dziecka.

— I tam się pokochaliście?

— Eee… — Harry z paniką na powrót wbił wzrok w Draco, który poczerwieniał i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Kurwa mać, poproszę nowy zestaw pytań!

— Sam, ludzie nie zakochują się na zawołanie. — Malfoy pierwszy odzyskał głos. — Miłość wiąże się z zaufaniem i trzeba dobrze kogoś poznać, aby móc go obdarzyć tak mocnym uczuciem.

— No, ale chyba się znacie dobrze... — Mały wyglądał na zdezorientowanego.

— To prawda, znamy się. — Harry zerknął na Malfoya spod oka. — Wiesz jak to jest pomiędzy chłopakami, czasami się kłóciliśmy… — Niech żyją niedomówienia! — Jednak zazwyczaj się dogadujemy. — Harry, jesteś obłudnym Ślizgonem! — Na pewno jednak będziemy wszyscy świetną rodziną.

— To dlatego tata nazywa cię dupkiem. — Pokiwał ze zrozumieniem chłopiec.

Harry z rozbawieniem spojrzał na Malfoya, który z udaną nonszalancją wzruszył ramionami. A czego oczekiwałeś, Potter? mówiły jego oczy. Hymnów pochwalnych?

— To takie nasze prywatne powiedzonko, wcale nie oznacza, że się nie lubimy.

— Ja nie nazywam swoich kolegów dupkami. — Sam zamrugał i ziewnął szeroko, po czym spojrzał na Draco i po niewczasie zasłonił buzię dłonią.

— I bardzo dobrze, nie należy naśladować we wszystkim dorosłych, czasami musisz podejmować własne decyzje, jeżeli uważasz, że są słuszne. — Potter uśmiechnął się i rozejrzał po pokoju. — Myślę, że najwyższy czas położyć się spać, my też powinniśmy już iść.

— Jeszcze chwileczkę. — Chłopiec zrobił maślane oczy i zerknął na ojca.

— Nic z tego, Sam, może ty juto będziesz mógł pospać dłużej, ale nas czeka bardzo wczesna pobudka.

— No tak, ślub… — Dziecko zeskoczyło ze stołka i podbiegło do Draco. — Odwiedzisz mnie szybko?

— Oczywiście. — Malfoy pochylił się nad nim, czule głaskając go po twarzy. — Teraz zmykaj do łazienki, a potem do łóżka, niania zapewne już przygotowała kąpiel.

Chłopiec skinął główką i ruszył w kierunku łazienki. W połowie drogi zatrzymał się i odwrócił z wahaniem.

— Ty też przyjdziesz? — Spojrzał niepewnie na Harry'ego.

— Jeżeli tylko chcesz.

Oczy dziecka rozjaśniły się i szeroki uśmiech wypłynął na jego twarz.

***

Pół godziny później dwóch mężczyzn wynurzyło się z kominka, otrzepując popiół. Przez chwilę dało się słyszeć tylko furkot materiału, po czym zaległa kłopotliwa cisza.
Draco uniósł głowę i napotkał badawcze spojrzenie Harry'ego, który przyglądał mu się z zagadkowym wyrazem twarzy.

— Masz jakiś problem, Potter?

— Absolutnie żadnego. — Gryfon nadal nie spuszczał z niego wzroku.

— Cóż… Pamiętaj, że przysięgłeś, iż nikomu nie zdradzisz tego, o czym dziś się dowiedziałeś — mruknął, poprawiając szatę i kierując się w stronę wyjścia.

— Nie rób ze mnie głupca, Malfoy. Nigdy nie naraziłbym dziecka na niebezpieczeństwo.

— Oczywiście, jednak zrobiłeś coś równie złego.

Harry spojrzał na niego pytająco.

— Za dużo mu obiecałeś! Powiedz mi, Potter, co sobie myślałeś, mówiąc mu, że postaramy się, by szybko zamieszkał z nami? Kiedy? Teraz na pewno nie, więc może po rozwodzie?

— A co miałem powiedzieć? — Harry oparł się o gzyms kominka i splótł ręce na piersi. — Samuel to inteligentny chłopak, zadawał proste i trafne pytania. Gdybym zaczął unikać odpowiedzi, potraktowałby mnie jak oszusta.

— Mogłeś to jakoś inaczej ująć. Najpierw działasz, a potem myślisz. — Malfoy odwrócił się do niego plecami, wpatrując się w wijącego się na obrazie węża. — Nie chcę, aby kiedyś przez to cierpiał.

— Wiem, przepraszam. Naprawdę go polubiłem. — Harry wpatrywał się w plecy mężczyzny ze smutkiem.

— Tak... — Draco zatrzymał się jakby nad czymś się zastanawiał, po czym wyprostował ramiona jakby podjął jakąś decyzję. — Mimo wszystko dziękuję — mruknął, nie odwracając się.

Harry od razu pojął, o co chodzi Ślizgonowi.

— To świetny dzieciak, Malfoy.

— Wiem.

— Nie zepsuj go.

— Nie ucz mnie, jak mam go wychowywać. Robię to od czterech lat, Potter.

— Oczywiście, robisz to.

Czy mu się wydawało, czy głos Pottera zabrzmiał niespodziewanie miękko? Odepchnął od siebie tę myśl i opuścił komnaty Złotego Chłopca.

***

Wysoki, czarnowłosy mężczyzna stał lekko zgarbiony przed lustrem i przyglądał się sobie krytycznie. Nieprzespana noc na pewno nie wpłynęła na niego korzystnie. Rewelacje, jakimi uraczył go Malfoy dzień wcześniej, spowodowały, że długo siedział w salonie, rozmyślając nad tym, co się wydarzyło. Samuel wywrócił o sto osiemdziesiąt stopni to, co wedle własnego mniemania wiedział o Ślizgonie. Facet był nieprzewidywalny i chociaż nadal go nie lubił, to jednego był pewien. Na nudę nie miał co liczyć.
Westchnął i powrócił do rzeczywistości, krytycznie przyglądając się ślubnemu ubraniu.

— Wyglądam jak kretyn.

— Wyglądasz wspaniale. — Hermiona obeszła go dookoła, poprawiając zapinaną pod szyją pelerynę.

— Dlaczego to ja mam biały strój? To mi się bezsprzecznie wiąże z panną młodą — zrzędził młodzieniec. — Malfoy na pewno wystąpi w czymś ciemnym i stylowym.

— Po pierwsze, to nie jest białe tylko écru, po drugie, ten kolor obowiązuje w świecie czarodziei. Zapewniam cię, że Draco też będzie miał jasny strój.

— W ogóle dlaczego musimy to zrobić w ministerstwie? Nie można zwyczajnie wziąć ślubu w szkole? Przecież ten związek to kpina.

— O tym wiesz ty, ja i kilka innych osób, reszta jest przekonana, że to związek z miłości — tłumaczyła spokojnie dziewczyna. — Jeżeli nie chcesz, aby w gazetach pojawiły się jakieś plotki, musisz zrobić to zgodnie ze zwyczajem. Komnata ślubów nie powstała przypadkiem, służy konkretnemu celowi.

— Taa, jasne. — Wyszedł z łazienki i stanął na środku pokoju. — Czuję się jak przebieraniec — jęknął ponownie.

— Jeżeli to dla ciebie będzie pocieszeniem, powiem ci w sekrecie, że na pewno wyglądasz lepiej niż Malfoy. Masz ciemną karnację i czarne włosy, to wspaniale pasuje do jasnego stroju. Według mnie wyglądasz oszałamiająco. — Hermiona rzeczywiście wpatrywała się w przyjaciela cielęcym wzrokiem.

Wykończona stójką jasna koszula uszyta była najdelikatniejszego lnu, bufiaste rękawy kończyły się mankietem, który zdobiły złote spinki w kształcie liści powoju. Bladozłota atłasowa kamizelka idealnie podkreślała ładnie rzeźbiony tors. Dopasowane kolorystycznie spodnie z wysokogatunkowej wełny opinały smukłe nogi chłopaka, akcentując szczupłe biodra. Długa peleryna o tej samej barwie obszyta była złotą lamówką, zapięta pod szyją misternie zdobioną zapinką, zakończoną łańcuszkiem i delikatnie falowała przy każdym jego ruchu. Jej dół zdobił wąski haft wykonany pojedynczą połyskliwą nicią, przedstawiający pnącza powoju. Wysokie buty uszyte z miękkiego, jasnego zamszu stanowiły dopełnienie całości stroju.

— Mam nadzieję, że tego, co projektował to ubranie, spalono na stosie. Nikt normalny nie chciałby w tym chodzić.

— Faceci — dziewczyna westchnęła i wypchnęła chłopaka z pokoju. — Chodźmy już, robi się późno.

— Na śmierć nigdy nie jest za późno — mruknął, podążając za nią z miną skazańca.

***

Droga do głównego holu minęła Harry'emu nadspodziewanie szybko, ledwo opuścił swoje komnaty, już stał na miejscu. Z rezygnacją oparł się o kolumnę, czekając na tradycyjne spóźnienie Malfoya.
Za chwilę miał wziąć ślub, a czuł się tak, jakby ktoś prowadził go na szafot. To zdecydowanie nie był jego dzień i nic nie mogło poprawić mu humoru.

Ciche kroki dobiegły go od strony lochów. Odwrócił się, oczekując Mistrza Eliksirów, jednakże jego oczy rozszerzyły się w szoku, gdy obok ubranego na czarno Snape'a zobaczył jego przeciwieństwo.

Strój Malfoya nie różnił się niczym od jego własnego, pomijając srebrne wykończenia. Jednakże to, jak prezentował się w nim młodzieniec, było zupełnie inną bajką. Będąc w czwartej klasie na mistrzostwach świata w quidditchu, Harry widział wile i do dziś pamiętał, jakie wrażenie wywarły na nim jako chłopcu. W tej chwili patrząc na Draco, czuł jak owo wspomnienie rozsypuje się w pył, a jego miejsce zajmuje wysoki, szczupły młodzieniec. Jasne włosy wydawały się jeszcze bardziej miękkie niż zazwyczaj i otulały delikatną twarz. Ślizgon z niewiadomych przyczyn nie nałożył na nie żelu, ale pozwolił im opadać swobodnie jedwabistymi pasmami. Srebrna lamówka odbijała światło pochodni, nadając kosmykom lekko platynową barwę oraz sprawiając, że oczy chłopaka nabrały intensywniejszego stalowego koloru. Dopasowane spodnie podkreślały smukłe uda. Draco podniósł głowę i spojrzał na Wybrańca z niechęcią, która w chwilę później ustąpiła wyrazowi zupełnej bezbronności, a na blade policzki wpełzł zdradziecki rumieniec.

— Cholera — wyrwało się Harry'emu.

— Ocknij się, masz cokolwiek nieprzytomny wyraz twarzy. — Ron trącił go w ramię, powodując, że poczuł się, jakby wracając do rzeczywistości, z hukiem uderzył o ziemię.

— Eee… — Spojrzał na przyjaciela błędnym wzrokiem. — Co mówiłeś?

— Mionka, miałaś mu podać eliksir zaraz po deportacji w ministerstwie. — Weasley pokręcił z rezygnacją głową.

— Wyobraź sobie, że jeszcze go nie wypił — prychnęła w roztargnieniu dziewczyna. Przed chwilą jej wzrok błądził pomiędzy Draco a Harrym i zaczęła obawiać się, że prędzej czy później nabawi się potężnego zeza. Jednakże było warto, miała wrażenie, że zdążyła uchwycić coś dziwnego. Zdecydowanie musiała przemyśleć sobie parę spraw.

3 komentarze:

  1. Hej,
    czyli jak się okazuje Samuel jest bratem Draco, Harry od razu ho polubił, czyżby już coś było między nimi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, czyli Samuel jest bratem Draco, Harry to od razu polubił malca, ale czyżby już coś było między siętworzyło?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czyli Samuel jest jednak bratem Draco, a Harry od razu polubił malca, ale czyżby już coś było między nimi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń