Szpital Świętego Munga nigdy nie
był ulubionym miejscem Draco. Tłumy ludzi przewalały się tam i z powrotem,
otaczając go nieprzyjemnymi zapachami i podniesionymi głosami. Zewsząd
rozlegały się pojękiwania i pokrzykiwania chorych. Czasami z którejś z
odległych sal dochodził wrzask kogoś porażonego klątwą, poparzonego lub
poranionego przez jakieś magiczne stworzenie.
Białe ściany korytarzy, szare
podłogi i duże zakratowane okna również nie poprawiały nastroju.
Młody mężczyzna szybkim krokiem
przemierzył drogę do windy i z ulgą wysiadł na czwartym piętrze. Rozejrzał się
dookoła i pchnął drzwi do jednej z bocznych separatek.
Pokój pomalowany był na mdły,
lawendowy kolor, na podłodze leżał wyblakły dywan przedstawiający jakiś
skomplikowany wzór, w oknie ktoś powiesił białą firankę, która powiewała
delikatnie, poruszana sierpniowym wiatrem.
Draco kilka razy odetchnął,
zanim podszedł do stojącego pod ścianą łóżka. Przysunął sobie twarde,
niewygodne krzesło i usiadł na nim zdecydowanie. Przez chwilę poprawiał szaty,
wygładzając je na kolanach, po czym podniósł głowę i spojrzał na leżącego na
posłaniu mężczyznę.
— Witaj, ojcze. Zapewne
zastanawiasz się, co tutaj robię… — Spróbował nadać tonowi swego głosu
spokojnie brzmienie, lecz kolejne spojrzenie na jasnowłosego mężczyznę leżącego
bez ruchu pod białą kołdrą spowodowało, że zacisnął usta i gwałtownie wstał z
krzesła, by podejść do okna.
— Zabawne, jestem dorosłym
człowiekiem, nawet nie możesz mnie skarcić, a nadal gdy patrzę na ciebie, nie
potrafię sklecić żadnego sensownego zdania. — Usiadł na parapecie i spojrzał w
dół na równo przycięte trawniki. — Właściwie nie wiem, po co tutaj przyszedłem,
nawet nie wiem, czy mnie słyszysz… — Zacisnął dłonie na pręcie kraty. — Wstępuję
w związek małżeński… Cieszysz się? Zawsze mówiłeś mi, że ród Malfoyów jest
silny, dumny i moim obowiązkiem jest go przedłużyć. Cóż… Niekoniecznie odbędzie
się to po twojej myśli. Zostanę mężem i będę miał męża. Brzmi znajomo? Tak, idę
w ślady twego niegodnego kuzyna, który przez to został wyklęty z rodziny. Nie
żeby małżeństwa pomiędzy mężczyznami były czymś dziwnym, prawda? Jednak nie
dotyczy to rodziny Malfoy, w końcu my rządzimy się własnymi prawami. — Zaśmiał
się ponuro. — Zapewne chcesz wiedzieć, kto jest moim wybrankiem? To naprawdę
długa i zawiła historia, gdybyś mógł się ruszać, przeczytałbyś o niej na
pierwszych stronach wszystkich gazet. — Zeskoczył z okna i podszedł do łóżka,
przez chwilę patrzył z góry na ojca, po czym usiadł obok niego i pochylił się
nad leżącym. — Widzisz, ojcze… — Przesunął pomiędzy palcami długi, prawie biały
kosmyk. — Przyłapano mnie… przyłapano praktycznie nagiego w uścisku innego
mężczyzny. Zawiłość pewnych spraw, o których nie będę się rozwodził, sprawiła,
że niestety muszę sformalizować ten związek. To chyba było kuriozum
wczorajszego dnia. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, jak zawsze mówiłeś, i
zabawne jest to, iż my się nie pieprzyliśmy… — Spojrzał na swoje ręce, w
których trzymał nadal kosmyk włosów Lucjusza. — Oczywiście, gdybyś mógł mówić,
usłyszałbym zapewne, że Malfoy tak się nie wyraża, ale skoro nie możesz… A więc
tłum reporterów zastał nas w pozycji — przyznam — dość niewybrednej. Dzisiejsze
zdjęcia w gazetach raczej nie nasuwają żadnych wątpliwości. Ironią losu jest
to, że tak naprawdę nie miało to nic wspólnego z seksem, dałem się ponieść
emocjom i biłem się. Na pięści, jak zwykły mugol, z całym tym tarzaniem się po
podłodze, przekrzykiwaniem i ciągnięciem się za włosy. Widzisz więc, że zaszła
horrendalna pomyłka, jednakże… gdyby przyszli później… — Zamilkł na chwilę,
jakby się nad czymś zastanawiał, po czym potrząsnął głową i przysunął się
bliżej, prawie wyszeptując do ucha leżącego ostatnie słowa — Harry Potter. Czy
to cię dziwi? — Odsunął się gwałtownie i stanął na środku pokoju. — Harry
Potter… mój przyszły mąż. Życie jest zabawne, nie sądzisz? Możesz być spokojny,
matka przysłała mi już wyjca. Odniosłem wrażenie, że lekko straciła nad sobą
panowanie. Było dużo płaczu, krzyku i rozpaczy nad tym, że nie może mnie
wydziedziczyć. Czasami naprawdę opłaca się być głową rodu. Można popełniać
błędy, być ostatnim dupkiem, a nikt nie może nic z tym zrobić, ale ty o tym
wiesz, prawda?
Zawiodłem cię po raz drugi,
ojcze, ale nie po raz ostatni. Jak to mówią, do trzech razy sztuka, a ja już
zrobiłem ten trzeci krok. Ród Malfoyów wbrew pozorom nie wygaśnie, gdyż muszę
cię poinformować, że już wyznaczyłem swojego dziedzica.
Zamilkł, jakby się z czymś
zmagał, po czym zaczął nerwowo przemierzać pokój.
— Ma na imię Samuel. Piękne
imię, nie sądzisz? Arystokratyczne, ty zapewne byś mu takiego nie nadał. Nie,
ty w ogóle go nie nazwałeś… Dziecko z przypadku, porzucone i odtrącone, przez
rok wychowywane w najgorszym z sierocińców. Alecto przed śmiercią głośno się
śmiała, opowiadając mi o nim. Była taka szczęśliwa, mogąc mnie pognębić.
Zapewne myślała, że już nie żyje, w końcu mały chłopiec raczej ma marne szanse
w takich warunkach, zwłaszcza przez tak długi czas. Myliła się, nawet nie
wiedziała jak bardzo. Odnalazłem go… Nie miał imienia, ani nazwiska, a jednak
nie było żadnej wątpliwości, że to Malfoy. Ma moje włosy i kolor oczu. Nawet
maleńkie znamię pod lewą łopatką jest takie same jak u mnie. Wspaniały chłopak.
Inteligentny, ciekawy świata i, co najważniejsze… Nie jest zimny, nie zna słowa
„maska", nie ubiera jej, wstając rano i nie zdejmuje przed snem. Nie
nauczyłem go tego i nie mam takiego zamiaru. Wystarczy już skrzywdzonych dzieci
w tej rodzinie.
Mówi do mnie „tato"…
Przerwał i niespokojnie spojrzał
na ojca.
— Powinienem zapewne go
nienawidzić. Szedłem tam z przeświadczeniem, że zabiorę go z tego miejsca,
zapewnię mu opiekę w jakiejś rodzinie i zapomnę, że istnieje.
Stał na korytarzu, ubrany w coś
szarego i brudnego, a jednak jego oblicze lśniło, odróżniało się tak bardzo od
umorusanych twarzy innych dzieci. Spojrzał na mnie i już wiedziałem, że to on.
A potem zapytał… „Czy ty jesteś moim tatą?" Wiesz, jak się poczułem?
Wiesz, jakie wrażenie to na mnie wywarło? Po raz pierwszy nie wiedziałem, co powiedzieć!
Zabrałem go i nie oddałem nikomu! Chociaż nie mogę być z nim cały czas…
pozwalam mu mówić tak do mnie. Kiedyś, już niedługo, będę musiał mu powiedzieć,
wytłumaczyć i odkładam tę chwilę, odwlekam ją, bo wiem, iż go to zrani…
Zamknąłem ten ośrodek, użyłem
wszystkich swoich wpływów, aby te dzieci trafiły pod opiekę ludzi, którzy będą
potrafili się nimi zająć. Czarodzieje, nawet ci odrzuceni, nie zasługują na
taki los.
Zapewne powiedziałbyś mi, że źle
postępuję, że miłosierdzie to cecha ludzi słabych. Ale dzieci, ojcze?
Przystanął przy stole i nalał
sobie wody z dzbanka. Przez chwilę ciszę zakłócał tylko śpiew ptaków za oknem.
Wesoły i odległy, nie mający nic wspólnego z tym ponurym pokojem.
— Rozgadałem się, ale nigdy nie
miałem odwagi wykrzyczeć ci tego w twarz. Wybrałeś mi doskonałego ojca
chrzestnego. Świetnie mnie rozumie, ale rozmowa z nim nie jest tym, czego w tej
chwili potrzebuję.
Myślę, że tak wiele zmian w moim
życiu spowodowało, iż czuję się, jakbym stał przed nową, nieznaną drogą. Zanim
na nią wejdę, potrzebuję wyrzucić z siebie to, co zżera mnie od środka. To, co
ty sam zasiałeś i patrzyłeś, jak puszcza pędy. Jeżeli mam zacząć od początku,
muszę się tego pozbyć, a na pewno doskonale wiesz, że chwasty najlepiej wyrywać
pod okiem ogrodnika, nawet takiego, który dopuścił do zaniedbania ogrodu.
Czasami myślę, że normalny syn
powinien czuć wyrzuty sumienia, patrząc na własnego ojca, będącego dzięki niemu
pustą skorupą. Wiesz, co ja czuję, patrząc na ciebie? Wściekłość. Rozsadza mnie
złość na to, że tak bardzo się myliłeś.
Zawsze uważałem cię za kogoś
wielkiego, kogoś, kto zawsze ma rację. Byłem dumny z bycia Malfoyem, a ty to
zniszczyłeś.
Nigdy nie pozostawiałeś mi
wyboru, zawsze chciałeś decydować o moim życiu. Myliłeś się… Bo to cholerne życie
było moje! Tylko moje! I to ja miałem prawo pokierować nim tak, a nie inaczej!
Nigdy nie chciałem służyć Voldemortowi! Dla mnie był popieprzonym, spaczonym
sukinsynem! Nie rozumiałem jego obsesji czystości krwi, bo on sam nie był
niczym więcej jak bękartem mugola!
Merlinie, nie jestem dobrym
człowiekiem, nie potrafię patrzeć na szlamy jak na równych sobie. Mugole to dla
mnie niższy gatunek, o tak, tutaj się zgadzamy. Jednak masowe morderstwa?
Fascynacja torturami? Cruciatus w ramach podziękowań za lojalność? Jak bardzo
trzeba być chorym? A ty mu służyłeś, położyłeś przed nim naszą rodzinę na
srebrnej tacy i sądziłeś, że ja na równi z innymi dam się pożreć. Komu?!
Facetowi wyglądającemu jak gad, któremu przerwano proces ewolucji?! Maniakowi
na tronie z kości?! Jak widzisz, nigdy nie pociągało mnie sekciarstwo.
Mogłem cię uratować, mogłem
zrobić coś, co wykluczyłoby cię z ataku na Hogwart, ale nie zrobiłem tego. —
Objął się ramionami jakby nagle zrobiło mu się zimno. — Znowu dzieci, ojcze.
Pamiętasz noc przed atakiem? Zapytałem cię: „Dlaczego Hogwart? Tam jest tylko
chmara dzieciaków". Twoja odpowiedź… „Cel uświęca środki." — Pokręcił
głową, jakby nie mógł czemuś uwierzyć. — Poświęciłbyś wszystkie te dzieci, nie
mogące się bronić, nie znające czarnej magii, tylko dlatego, że on chciał
Hogwart… Zamek, mury, cegły i magia. Bastion, który nigdy mu się nie poddał.
Iluzję.
Wtedy zrozumiałem, że jesteś
taki sam jak oni wszyscy, zaślepiony, zły, nie masz uczuć, a jeżeli kogoś
kochasz, to jest to tylko ten cholerny gad! Więc pozwoliłem ci pójść. Ironią
losu jest to, że to nie obrońcy zamku cię zniszczyli, a klątwy twoich własnych
Śmierciożerców.
Podszedł do łóżka i ostatni raz
spojrzał na Lucjusza.
— Nigdy więcej tutaj nie
przyjdę. Nie odczuwam takiej potrzeby. Chciałem tylko, abyś wiedział, że nie
zniszczyłeś naszej rodziny. Nie żebyś nie chciał, po prostu nie udało ci się
to. Pobierzemy się z Potterem, wprowadzę nemezis do naszej rodziny. Samuel
zostanie moim spadkobiercą.
Tylko tyle chciałem, abyś
wiedział. Zostań tutaj, bezwładny, bezbronny i umarły za życia. Poczuj, jak
smakuje twoja własna porażka.
Przez moment wpatrywał się w
nieruchomą twarz ojca, jakby usiłował utrwalić sobie jego wizerunek. Po czym
odwrócił się i opuścił pokój.
Po kamiennej twarzy leżącego mężczyzny
spłynęła jedna, samotna łza bezsilności i nikt nie byłby w stanie stwierdzić,
czy wywołała to wściekłość, czy może ogromny żal za tym, co stracił.
***
Ciche pukanie do drzwi
spowodowało, że skulony w rogu kanapy chłopak podskoczył i spojrzał pytająco na
węża.
— Panna Granger prosssssi o
wpussszczenie jej do śśśrodka — zasyczał gad.
— Niech wjedzie — mruknął Harry
i mocniej otulił się kremowym kocem.
Obraz przesunął się,
przepuszczając drobną dziewczęcą postać. Hermiona ubrana była w ciemną, śliwkową
szatę z drobnym haftem przy mankietach. Szeroki kołnierz miękko układał się na
jej ramionach, a drobne guziczki migotały połyskliwą czernią przy każdym ruchu.
— Hej, Miona — jęknął cicho,
patrząc podejrzliwie na pokrowiec spoczywający w zgięciu jej ramienia.
— Harry, jak długo masz zamiar
się ukrywać? — Spojrzała na niego karcąco.
— Jak długo będzie trzeba. —
Wzruszył ramionami. — Żadna radocha patrzeć na wasze grobowe miny.
— Bardzo mi przykro, że się o
ciebie martwimy — prychnęła i położyła pokrowiec na oparciu fotela.
— Wiem, wiem. — Machnął ręką i
opuścił nogi na podłogę, odrzucając pled. — Co to?
— Umm… — Dziewczyna
zaczerwieniła się lekko. — Przysłano twoją szatę ślubną.
— Ślubna szata… — Harry podniósł
się i podszedł do fotela z ponurym wyrazem twarzy. — Powiedz, jest czarna, a na
ramieniu ma opaskę żałobną?
— Raczej nie. — pokręciła głową.
— Posłuchaj, Harry. — Usiadła na kanapie i spojrzała na niego smutno. —
Naprawdę rozumiem, że możesz czuć się przytłoczony i zdenerwowany, ale…
— Przytłoczony? Zdenerwowany? —
Odwrócił się szybko w jej stronę i roześmiał się gorzko. — Miona, ja jestem
przerażony! Mam zostać mężem Malfoya! Czy może być coś gorszego? To tak… to
tak… — zawahał się, szukając odpowiedniego porównania — Jakby tobie kazano
związać się z Parkinson. — Westchnął, gdy Hermiona wzdrygnęła się na jego
słowa. — Sama widzisz. Moje życie to jakaś jedna wielka pomyłka i ktoś tam
najwyraźniej świetnie się bawi, mieszając w nim raz za razem. Czasami mam
wrażenie, że kieruje nim jakiś redaktor bardzo poczytnego szmatławca, goniącego
za sensacją. Najpierw zabił mi rodziców, potem uczynił mnie zbawcą, następnie
przeczołgał kolejno przez etapy niedowierzania, upokorzenia i prawie banicji, po
to tylko, aby znowu wsadzić mnie na piedestał. Musi być zachwycony, popularność
jego kukiełki osiągnęła szczyty!
— Harry...
— Ale nie, to mu nie
wystarczyło. Złoty Chłopiec wypełnił swoje przeznaczenie — ciągnął dalej, jakby
nie usłyszał przyjaciółki. — W końcu ileż można pisać ciągle o tym, jak zabił
Voldemorta, prawda? Z czasem stałoby się to nudne, a na nudę nie można sobie
pozwolić, o nie. Draco Malfoy! Jedna z najbardziej kontrowersyjnych osób, syn
Śmierciożercy, super szpieg, bohater wojenny! Połączmy ich, przecież pomimo
tego, że walczyli po tej samej stronie, w życiu prywatnym stoją na
przeciwległych brzegach przepaści, więc… zbudujmy im most! Czy może być coś
bardziej spektakularnego niż małżeństwo pomiędzy wrogami? — Spojrzał na nią ze
złością. — A co ja jestem, pieprzona kukiełka? Można pociągać za sznurki i
patrzeć jak podskakuje?
— Przestań, wiesz dobrze, że to
był wypadek. — Hermiona nerwowo zacisnęła ręce na kolanach.
— Walę takie wypadki! —
wrzasnął. — Moim życiem rządzą wypadki! A może ja chcę wreszcie robić coś sam?
Decydować o sobie? Dlaczego każdy ma wybór, a moja droga jest wyrysowana jak na
jakiejś cholernej mapie?! Dlaczego taki Malfoy może robić co chce, a ja…
— Oszalałeś?! — Dziewczyna
zerwała się z kanapy. — Zastanów się, co mówisz! Sądzisz, że dla niego to jest
proste? Myślisz, że marzył o tym, aby cię poślubić? Jest mu tak samo ciężko jak
tobie!
— Bronisz go! Bronisz cholernego
Malfoya?! Nawet ty jesteś przeciwko mnie — zawył, tracąc nad sobą panowanie.
— Nie bronię, po prostu patrzę
na to racjonalnie. — Zatrzymała się i spojrzała na niego błagalnie. — Pomyśl,
Harry. On też musi być zdruzgotany, on też ma uczucia…
— Merlinie! Zapomniałaś już, jak
nazywał cię szlamą? Zapomniałaś, jak miał cię za śmiecia w Hogwarcie? A może
jest inny powód? Może po prostu on ci się podoba, chciałabyś być na moim
miejscu? Zazdrościsz, że to nie ty staniesz na ślubnym kobiercu? Wyobrażasz
sobie, jak wyglądałabym wasza noc poślubna? Draco Malfoy jako kochanek. Ciekawe
czy byłby delikatny, czy może wziął cię jak zwykłą…
Piekący ból zaatakował jego
policzek, gdy z trzaskiem wylądowała na nim ręka Hermiony. Odruchowo złapał się
za niego i zamilkł wpatrując się w przyjaciółkę z przerażeniem. Jego oczy
powoli rozszerzyły się w szoku, gdy zdał sobie sprawę co powiedział.
— Wybacz mi, Mionka, naprawdę
przepraszam, taki mi przykro — wymamrotał, opadając zrezygnowany na fotel.
— Powinno ci być przykro —
wyszeptała drżącym ze złości głosem. — Gdybyś chociaż chwilę się zastanowił…
Gdybyś spojrzał na to chłodno i z dystansem…
— Nie mogę. — Harry z ogromnym
wysiłkiem powstrzymał łzy złości, rozgoryczenia i bezsilności. — Po prostu nie
mogę. Czuję, jakby ktoś zamknął mnie w klatce, z której nie ma wyjścia.
— Harry… — Uklękła i oparła
chwyciła jego twarz w dłonie. — Spójrz na mnie. Dobrze, a teraz posłuchaj. Nie
powiem już nic o Malfoyu, może kiedyś zrozumiesz jak bardzo jesteście do siebie
podobni. — Westchnęła, gdy w zielonych oczach błysnął gniew. — Wiem, że trudno ci
się uspokoić, że ogarnia cię panika, ale musisz to zrobić. Jutro powiesz
„tak", potem wytrzymasz w tym związku przez rok, a potem zaczniesz swoje
własne życie, bez zobowiązań. Pomyśl, że robisz to dla tych dzieci, dla sierot,
które tutaj znajdą dom i będą mogły dzięki tobie z czystą kartą wejść w
dorosłość. To naprawdę gra warta świeczki.
Przez chwilę przyglądał się jej,
obserwując emocje malujące się na jej twarzy, po czym pochylił się i ukrył
twarz w jej włosach, wdychając ich migdałowy zapach.
— Postaram się.
***
— Jak on się czuje? — Ron
oderwał wzrok od skrzynki, w której znajdował się kafel, dwa tłuczki i maleńki
złoty znicz. Właśnie rzucał na nią zaklęcie, które miało spowodować, że tylko
on mógł ją otwierać. Inkantacja zawierała hasło i reagowała na indywidualną
strukturę magii Weasleya. Od rana krzątał się po boisku, usiłując pracą zająć
myśli, które nieustannie wędrowały w stronę przyjaciela.
Hermiona usiadła na ławce i
ukryła twarz w dłoniach.
— Jest źle, zupełnie stracił nad
sobą panowanie, im bliżej ślubu, tym bardziej jest przerażony. Jutro przed
ceremonią ktoś będzie mu musiał podać eliksir uspokajający, bo inaczej nic z
tego nie będzie.
— Dziwisz mu się? — Ron odstawił
skrzynkę i usiadł obok dziewczyny. — Pobierają się z Malfoyem, to chyba
najgorsze co mogło go spotkać. Wiesz, jak się nienawidzą.
— Nienawiść to złe słowo, Ron. —
Pokręciła głową, nerwowo skubiąc rąbek szaty. — Tak naprawdę, oni nie mają już
za co się nienawidzić. Kiedyś, gdy traktowaliśmy Draco jako przyszłego
Śmierciożercę, wszystko było proste. On był czarny, my biali, ale teraz?
Jedynym, co skłania nas do patrzenia na niego jak na zło konieczne, jest to, iż
żyjemy przeszłością. On się zmienił, my się zmieniliśmy i rozpamiętywanie tego,
co było, nie przyniesie niczego dobrego.
— Naprawdę mnie zaskakujesz. —
Chłopak potargał ręką rude włosy. — Mogę zrozumieć, że nie widzisz w nim już
tego wroga, którym był dawniej, ale to nadal Malfoy. Zła Fretka, oślizgły drań
patrzący tylko na siebie. Nie wiem, jakim cudem potrafisz widzieć w nim coś
dobrego.
— Mam dosyć nienawiści… —
Spojrzała na niego smutno, a zarazem jej wzrok nabrał intensywności. — Przez
tyle lat żyliśmy zastanawiając się, czy kolejny dzień nie będzie tym ostatnim.
Wszędzie widzieliśmy wrogów, pułapki i zdradę. Ja już naprawdę nie mogę. Muszę
znaleźć w każdym coś dobrego, bo inaczej to wszystko, o co walczyliśmy, nie
będzie miało sensu. Draco nie jest potworem. Voldemort był zły. Malfoy… to
zwykły facet, mający wady i zalety. Dorósł tak jak i my i czasami kiedy go
widzę, wydaje mi się, że dźwiga na swych plecach taki sam bagaż doświadczeń jak
nasza trójka. Gdy myśli, że nikt na niego nie patrzy, z jego twarzy opada
maska. Wtedy mogę dostrzec to samo piętno, jakie na nas odcisnęła wojna i to
sprawia, iż wierzę, że niczym się od nas tak naprawdę nie różni.
Malfoy… Ron przymknął oczy, usiłując
wyobrazić sobie chłopaka takim, jakim widziała go Hermiona. To było trudne,
trudniejsze niż sądził. Ślizgon był zawsze ich wrogiem. To przez niego pluł
ślimakami, to on doniósł na nich, gdy oddawali Norberta, należał do Inkwizycji
i wraz z Umbridge śledził ich zaciekle. To cholerny Malfoy był na wieży w noc,
gdy Dumbledore postanowił zagrać z nimi w kolejną grę — „umieram i
zmartwychwstaję". Swoją drogą, to było podłe. Jednakże Draco dał
sobie wypalić znak, oszpecając się na całe życie tylko po to, aby móc dla nich
szpiegować. Zdradził swoją rodzinę, ryzykując wszystkim, co miał. Odrzucił
więzy krwi, postawił na szali majątek i szlachectwo. Był po ich stronie,
ryzykując co dzień odkrycie i śmierć. I niech mnie szlag, wywiązał się z
tego zadania.
Ron powrócił myślami do dnia
ataku na Hogwart. Draco zdradził im plany Śmierciożerców, spokojnie stał z
pobladłą twarzą na szczycie wieży i obserwował walkę, z ukrycia wydając rozkazy
i wskazując na mapie położenie wroga. Weasley myślał wtedy, że to z jego strony
tchórzostwo. W końcu oni byli tam, na otwartym polu, czynnie walczyli,
narażając się na niebezpieczeństwo, a cholerna Fretka siedziała bezpieczna w
wieży Dumbledore'a. Z perspektywy czasu niechętnie przyznał, że Malfoy wykazał się
niesamowitą odwagą i determinacją. Nie mógł się ujawnić, gdyż zdradziłby swą
rolę szpiega. Jednak ani razu nie zawahał się i prowadził ich pomiędzy
pułapkami z iście ślizgońską precyzją. Merlinie, nawet gdy jego ojca trafiły
klątwy, on nadal trwał na posterunku. Być może z jeszcze bardziej pobladłą
twarzą i z potarganymi włosami. Ron uświadomił sobie, że wtedy po raz pierwszy
zobaczył w Draco człowieka. Nie Ślizgona, nie Fretkę, nie dupka, ale po prostu
człowieka, z którym walczy ramię w ramię. Po wszystkim wyrzucił tę myśl z głowy
i powrócił do oskarżania go o wszystko.
— Nie wiem, czy bym potrafił —
mruknął.
— Potrafił co? — Hermiona
spojrzała na niego uważnie i dopiero wtedy uświadomił sobie, że powiedział to
na głos. Odwrócił twarz w stronę przesmyku, wbijając wzrok w odległą plażę.
— Zdradzić swojego ojca.
— On był Śmierciożercą. —
Gryfonka od razu zorientowała się, o czym mówi przyjaciel.
— Pomimo wszystko nie wiem, czy
bym był do tego zdolny.
— Zastanawiałeś się kiedyś, co
musiał wtedy czuć? — Odgarnęła włosy, które opadły jej na twarz.
— Nigdy tak naprawdę, czasami
tylko było coś na kształt zdumienia. Raczej nie chciałem się w to zagłębiać.
— To chyba wiele o nim mówi,
prawda?
— Myślisz, że nie skrzywdzi
Harry'ego?
— Obawiam się, że mogą
skrzywdzić się nawzajem — westchnęła z rezygnacją.
***
Przy niedużym stole, nakrytym
haftowanym obrusem, siedziały trzy osoby. Mały, jasnowłosy chłopiec przyglądał
się z zainteresowaniem dwojgu dorosłym, których oblicza wyrażały zaniepokojenie.
— Coś się stało? — zapytał
niepewnie.
— Draco chciał ci coś
powiedzieć. — Severus nigdy nie mówił o chrześniaku jako o ojcu dziecka.
— To będzie coś złego? —
Niepokój przemknął przez twarz Samuela.
— Zależy jak na to spojrzeć —
mruknął blondyn, uciekając spojrzeniem przed karcącym wzrokiem Mistrza
Eliksirów.
— Nie, Sam, to nic złego, po
prostu pewnie sprawy się zmieniły i uznaliśmy, że powinieneś o tym wiedzieć. —
Snape siłą woli powstrzymał się od kopnięcia starszego Malfoya pod stołem.
Cholera, nigdy nie był dobry w rozmowach z dziećmi, a chłopak najwyraźniej
chciał zwalić całą rozmowę na niego. — Draco? — powiedział z naciskiem.
— Eee… Tak. — Ślizgon
wyprostował się i wziął kilka głębszych oddechów. — Samuelu, w życiu każdego
mężczyzny przychodzi taki czas… — Zarumienił się lekko, widząc, jak ojciec
chrzestny przewraca oczami. — Przychodzi czas, gdy trzeba pomyśleć o
przyszłości i o tym, że żaden człowiek nie powinien być sam — kontynuował
dzielnie.
— Nie jesteś sam, masz mnie i
wujka Severusa. — Niebieskie oczy uważnie obserwowały dwóch dorosłych mężczyzn.
— Oczywiście, ale to nie
wystarczy, każdy człowiek chce mieć kogoś, kto będzie z nim jeszcze bliżej,
jako przyjaciel i ktoś bardzo mu drogi — powiedział. Potter jako ktoś bardzo
drogi. Merlinie, powinienem sobie odgryźć język. — Dlatego też postanowiłem
wziąć ślub — dokończył szybko.
— Brawo — parsknął Severus. — A
teraz powiedz mi, to ty, czy Potter pod działaniem eliksiru wieloskokowego.
— Bardzo zabawne. — Draco z
niesmakiem pokręcił głową. Przed przyjściem tutaj, przygotował sobie mowę,
jednak kiedy usiadł już przy stole naprzeciwko dziecka, uświadomił sobie, że
tak naprawdę nie wie co mu powiedzieć.
— Żenisz się? — chłopiec
wytrzeszczył oczy. — Będę miał mamę?
— Świetnie… — Blondyn miał
ochotę uderzyć głową w stół. Severus jako wsparcie moralne wcale się nie
sprawdzał, a już na pewno nie teraz, gdy zaciskał usta, usiłując powstrzymać
śmiech. — Tatę — mruknął cicho.
— Tatę już mam — stwierdził
rezolutnie chłopiec.
— To będziesz miał dwóch —
warknął Draco.
— Och… — Dziecko przez chwilę
przetrawiało informację. — To dziwne — stwierdziło w końcu.
— Zupełnie nie wiem, jak ty go
wychowałeś. — Snape splótł ręce na piersi i po raz kolejny zmierzył chrześniaka
wzrokiem, w którym kryło się rozczarowanie nad jego nieudolnością.
— Jest jeszcze za młody na takie
tematy — żachnął się Draco. — Chciałem poczekać, aż będzie starszy.
— Jestem już duży — zaperzył się
Sam. — Zrozumiałem, będę miał dwie taty.
— Dwóch ojców — poprawił go
automatycznie blondyn.
— Jak ma na imię?
— Ha… Harry. — Malfoy czuł jak w
gardle rośnie mu wielka gula.
— O, tak samo jak dupek Harry
Potter. — Samuel uśmiechnął się radośnie.
Obydwaj mężczyźni spojrzeli po
sobie z przerażeniem.
— Samuelu, skąd znasz takie
słowa? — Severus poprawił się na krześle, lekko pochylając się w kierunku
dziecka.
— No, sami mówiliście nie raz o
cholernym dupku Potterze. Jak się leży w łóżku, to wszystko słychać przez
drzwi. — Chłopiec wyszczerzył się jeszcze szerzej. Niezmiernie go bawiło
zakłopotanie ojca i wuja.
— Mój drogi, może czasami w
zdenerwowaniu wyrwało nam się coś takiego… — Draco dziękował bogom, że siedzi,
bo czuł jak po wypowiedzi Sama robi mu się słabo. — Jednak musisz pamiętać, że
Harry Potter to zbawca czarodziejskiego świata. — Merlinie! Wychwalam
cholernego Pottera. Gdzie jest Trelawney?! Ktoś powinien teraz przepowiedzieć
koniec świata! — To ktoś bardzo ważny, o kim kiedyś będziesz uczył się na
lekcjach historii. Powinieneś wyrażać się o nim z szacunkiem.
— Ty go nie lubisz — rzucił
oskarżycielsko Samuel.
— O…oczywiście, że go lubię. — Kłamstwo,
kłamstwo, kłamstwo.
— Akurat — prychnęło dziecko.
— Jest naprawdę inteligentny. —
Snape stwierdził, że dawno tak dobrze się nie bawił. Zdenerwowanie malujące się
na twarzy chrześniaka i jego nieudolna rozmowa z młodym Malfoyem odbywała się
na naprawdę żenującym poziomie.
— Zamknij się — syknął Draco.
— Nic nie mówiłem! — Sam
spojrzał na ojca urażony.
— Nie mówiłem do ciebie!
Dziwny odgłos dobiegł ze strony,
gdzie siedział Severus. Ślizgon przysiągłby, że Mistrz Eliksirów się dusi.
— Dobrze się bawisz? — zapytał
wściekły.
— Jak dawno nie — przyznał bez
cienia skruchy mężczyzna.
— Świetnie!
— Wspaniale.
— Mam ochotę cię uderzyć.
— Przemoc przy dzieciach jest
wysoce niestosowna.
— Kto to jest?
Obydwaj mężczyźni przerwali
kłótnię i spojrzeli w kierunku chłopca, który zadał ostanie pytanie.
— Mężczyzna, już ci mówiłem —
westchnął Draco.
— No, to wiem, ale kim jest, co
robi? Jak się nazywa?
— Jest dyrektorem nowej szkoły i
nazywa się… Właściwie to… — Ślizgon przesunął ręką po włosach, zapomniawszy, że
burzy tym samym idealną fryzurę. — Harry Potter.
Przy stole zapadła cisza.
Chłopiec przez chwilę wpatrywał się w twarze ojca i wuja z niedowierzaniem,
jakby wiadomość powoli torowała sobie drogę do jego umysłu, po czym wybuchnął
śmiechem.
— Harry
Potter? Ten Harry Potter? Dupek
Potter?
— Nie obrażamy członków rodziny.
— Draco spojrzał na niego z dezaprobatą. — Nawet tych przyszłych.
— Jasne — zgodził się chłopiec. —
Będę miał dwóch ojców, a jeden z nich to słynny Złoty Chłopiec, o którym piszą
w gazetach. — Pomyślał przez chwilę, po czym uśmiech znów rozjaśnił jego twarz.
— Fajnie!
— Cieszę się, że podchodzisz do
tego z takim entuzjazmem. — Mięśnie twarzy blondyna zaprotestowały przeciwko
jakiejkolwiek wymuszonej formie uśmiechu.
— No, chłopaki będą mi
zazdrościć, nie raz bawiliśmy się w wojnę i nigdy nie mogłem być Potterem —
poskarżył się. — Mówili, że mam za jasne włosy, a teraz on będzie moim tatą.
Super!
— Zadziwiające jak dzieciom
niewiele potrzeba do szczęścia. — Snape przyglądał się chłopcu z pewną dozą
fascynacji. — Może powinieneś zaadaptować jego punkt widzenia?
— Proszę cię. — Draco wzdrygnął
się teatralnie.
— To kiedy go poznam? Będę mógł
teraz mieszkać z tobą? — pytanie na chwilę zawisło w powietrzu, sprowadzając
wszystkich na ziemię.
— Eee…
— Doprawdy, zaczynam się
obawiać, że potteryzm jest zaraźliwy. — Severus po raz kolejny wywrócił oczami.
— Jeszcze nie jesteście po ślubie, a już przejmujesz niektóre jego nawyki.
— Niedługo nabawisz się
oczopląsu — warknął Draco.
— Bynajmniej, panuję nad
sytuacją.
— To kiedy? — wysoki dziecięcy
głos przerwał po raz kolejny zbliżającą się sprzeczkę.
— W odpowiednim czasie. — Malfoy
stanowczym ruchem odsunął krzesło i wstał od stołu.
— Czyli jeszcze długo nie. —
Chłopiec spuścił oczy w wyrazie rezygnacji. — Nigdy mnie nigdzie nie zabierasz,
nie znam nikogo z twoich znajomych poza wujkiem Severusem.
— Tłumaczyłem ci już…
— Czy ty się mnie wstydzisz?
Draco odwrócił się zdumiony w
stronę dziecka.
— Nie, oczywiście, że nie, jak
mogłeś tak pomyśleć?
— To dlaczego? Wszyscy moi
koledzy mieszkają z rodzicami, a ty tylko mnie odwiedzasz. — W oczach chłopca
zabłysły łzy. — Teraz się ożenisz i w ogóle nie będziesz o mnie pamiętał —
ostatnie zdanie wyszeptał cicho.
Malfoy przez chwilę stał w
milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć, po czym jakby kierowany jakimś
wewnętrznym instynktem, podszedł do dziecka i przyklęknął obok jego krzesła.
— Sam, nigdy nie możesz myśleć,
że o tobie zapomnę. — Odgarnął z czoła malucha jasne kosmyki. — Jesteś
najważniejszą osobą w moim życiu i nic tego nie zmieni. Zabrałbym cię ze sobą
już teraz, ale najpierw muszę uporządkować pewne sprawy. Nigdy nie chciałbym
narazić się na niebezpieczeństwo, dlatego musisz tu zostać. Moje małżeństwo
niczego nie zmieni, nadal będę odwiedzał cię tak często jak mogę. Obiecuję, że
porozmawiam z Potterem o tobie i… — zawahał się chwilę — Może będziesz mógł go
poznać osobiście.
— Naprawdę? — Samuel spojrzał w
zatroskane oczy ojca, a niebieskie tęczówki błysnęły niespokojnie. —
Obiecujesz, że mnie nie zostawisz?
— Nigdy. — Przyciągnął główkę
dziecka do swej piersi i zanurzył twarz w miękkich włosach. — Jestem dumny, że
mam takiego syna, nigdy o tym nie zapominaj.
***
Pół godziny później, po
położeniu chłopca spać i rozmowie z opiekunką, Draco stanął cicho obok
Severusa, który czekał na niego przy kominku.
— Okazywanie uczuć nie jest
godne Malfoya, zapewne myślisz, że jestem żałosny. — Spojrzał wyzywająco na
wuja.
— Prawdziwy mężczyzna nigdy nie
jest żałosny, Draco. Jest czas na siew i czas na zbiory. Dziś zasiałeś coś
bardzo ważnego, kiedyś zbierzesz tego plony. To coś, czego twój ojciec nigdy
nie rozumiał.
W oczach starszego czarodzieja
dało się dostrzec dumę i Draco po raz pierwszy od wielu dni poczuł, że ciężar
uciskający jego ramiona jest odrobinę lżejszy.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, przez cały ten monolog Draco, to myślałam, o tym że może Lucjusz jednak słyszy i dobrze myślałam, a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia, a Samuel słodki z tekstem "jak ten dupek potter", a potem ta radość, że pozna Harrego Pottera, ciekawe jak Harry zareaguje, czyli Draco nie od początku był z chłopcem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kiedy Draco "mówił" do ojca, to myślałam, że może Lucjusz jednak wszystko słyszy... i tak właśnie było... a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia... a Samuel po prostu słodki z tym tekstem "jak ten dupek Potter", a potem tylko radość, że pozna Harrego Pottera ;) ciekawe jak Harry zareaguje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kiedy Draco "mówił" do ojca, to moja myśl, że Lucjusz jednak może wszystko słyszy... i tak właśnie było... a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia... a Samuel po prostu słodki z tym tekstem "jak ten dupek Potter", a potem tylko radość, że pozna Harrego Pottera ;) ciekawe jak Harry zareaguje... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza