Ciemny korytarz rozświetlały
magiczne pochodnie. Powoli powłócząc nogami, Harry wracał do swoich komnat po
wyczerpującej grze z Ronem. Musiał jakoś odreagować stres po rozmowie z
Hermioną, a quidditch jeszcze nigdy go nie zawiódł. Wilgotne po prysznicu włosy
zaczesał do tyłu, by przyjemnie chłodziły jego rozgrzany kark. Jedyne, na co
teraz miał ochotę, to rzucić się na łóżko i pozwolić marzeniom sennym porwać go
daleko od rzeczywistości. Niestety widok wysokiej postaci, opartej o ścianę tuż
obok wejścia do jego komnat, skutecznie rozproszył nadzieję na odpoczynek.
— Malfoy, nie możesz spać? —
przystanął i spojrzał na chłopaka podejrzliwie.
— O osiemnastej? Wybacz, Potter,
niektórzy z nas dorośli na tyle, by nie chodzić do łóżka zaraz po kolacji.
Chyba, że mają ku temu szczególny cel. — Draco odsunął się od ściany i spojrzał
na niego badawczo. — Musimy porozmawiać.
— To co ty musisz, a czego ja
chcę, to najwyraźniej dwie różne rzeczy. — Harry wymruczał hasło i obraz
przesunął się bezszelestnie. — Słuchaj, jestem zmęczony. Przez następny rok
będziemy na siebie skazani, daj mi ostatni wieczór luzu. Miło by było pomarzyć,
że to nie twoja twarz oszpeci moją ślubną fotografię.
— Nie bądź idiotą, Potty.
Naprawdę, przebywanie w twoim towarzystwie dłużej niż to konieczne nie jest
czymś, o czym marzę i najchętniej ograniczyłbym to do minimum, jednak to bardzo
ważne.
Coś w wyrazie twarzy i postawie
Draco skłoniło bruneta do zatrzymania się. To rzeczywiście musiała być poważna
sprawa. Wbrew sobie poczuł się zaintrygowany.
— Właź i streszczaj się.
— Uwierz, że chciałbym. — Malfoy
minął go i wolnym krokiem wszedł do salonu. — Masz coś mocniejszego? Przyda się
nam.
— Chcesz mnie upić? Tak przed
nocą poślubną? — zakpił Złoty Chłopiec.
— Tak, o niczym bardziej nie
marzę, jak o dobraniu się do twojego tyłka, w końcu kto nie chciałby przelecieć
Wybrańca — zaszydził Ślizgon, a Harry przeklął się w duchu za prowokowanie go.
Z szafki stojącej pod ścianą
wyciągnął dwa pękate kieliszki i nalał do nich sporą porcję koniaku.
— O co chodzi? — zapytał,
siadając na kanapie z trunkiem w dłoni.
Draco podniósł kieliszek i od
razu upił duży łyk, zagłębiając się jednocześnie w fotelu stojącym naprzeciwko.
— Chciałbym ci opowiedzieć pewną
historię.
— Zamieniam się w słuch. —
Ciekawość Harry'ego wzrosła. Cóż, Malfoy raczej nigdy nie dzielił się z nim
żadnymi opowieściami, a sądząc po wyrazie jego twarzy, było to coś
szczególnego.
— Zanim zacznę, chcę abyś obiecał
mi, że cokolwiek powiem, nie opuści tego pokoju.
— Jasne.
— Mówię poważnie, Potter. —
Draco pochylił się do przodu i wbił w niego przenikliwe spojrzenie. —
Przysięgnij. Nie chcę, aby Weasley lub Granger dowiedzieli się o tym. W ogóle
gdyby nie okoliczności, ta rozmowa nigdy nie miałaby miejsca.
— Ron i Hermiona są moimi
przyjaciółmi, nie mam przed nimi tajemnic — żachnął się brunet.
— Przysięgnij na honor Gryfona,
albo po prostu zapomnij, że w ogóle tutaj byłem. — Szare oczy zwęziły się
nieznacznie. — Nie ufam ci, a ty nie ufasz mnie, co do tego nie ma żadnych
wątpliwości. Wbrew sobie chcę wierzyć, że postępuję słusznie, wyjawiając ci to
teraz. Jednakże reszta… — Zakręcił kieliszkiem, przenosząc wzrok na miodowy
płyn. — Wiewiór ma za długi język, czasami się nie hamuje, a Granger jest zbyt
dociekliwa. Nie chcę, aby ktoś drążył w moim życiu prywatnym.
Harry spoważniał i wyprostował
się na kanapie.
— Jaki szkielet ukrywasz w
szafie, Malfoy?
— Taki, o którym głośno się nie
mówi. — Draco upił kolejny łyk koniaku.
— Pytanie brzmi: dlaczego chcesz
mi wyjawić swoje ciemne sprawki? — Harry wstał i dolał alkoholu do kieliszka
Malfoya, po czym wrócił na swoje miejsce.
— Pech chciał, że będziemy
małżeństwem. — Ślizgon uśmiechnął się smętnie. — Severus przekonał mnie, że nie
powinienem…
— Więc to Snape cię do mnie
przysłał? — Spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Powiedzmy, że odpowiednio mnie
ukierunkował. — Blondyn wzruszył ramionami.
— Dobra… — Harry czuł coraz
większą ciekawość. Nigdy nie przeszedł obojętnie obok żadnej tajemnicy, a
sekret Malfoya to naprawdę było coś. — Przysięgam na honor Gryfona, na Złotego
Chłopca, czy co tam jeszcze chcesz.
Draco spojrzał na niego ze
złością.
— Nie kpij! Jeżeli nie potrafisz
uszanować mojego żądania, to najlepiej będzie, jak od razu wyjdę. — Zrobił
ruch, jakby chciał podnieść się z fotela.
— Przysięgam na mój honor, że
cokolwiek powiesz, nie opuści tego pokoju. — Brunet momentalnie spoważniał.
Ponownie wstał, uzupełnił swój kieliszek, po czym rzucił na pomieszczenie
Muflliato. — Czy to cię satysfakcjonuje?
— Tak. — Draco skinął głową. —
Widzisz, Potter, jesteś ostatnią osobą, której chciałbym zdradzić ten sekret.
Jesteś też, o ironio, moim przyszłym mężem i byłym aurorem, węszenie masz we
krwi, więc prędzej czy później sam być go odkrył. — Zamyślił się. — Właściwie
zakładam, że stałoby się to szybciej, niż bym chciał. Poza tym jest jeszcze
jedna rzecz, która skłania mnie do wyjawienia ci go. Ktoś chciałby cię poznać.
— Kto? — W Harrym obudziła się
czujność.
— Sam się domyślisz, kiedy
zakończę opowieść. — Draco podniósł się i podszedł do okna, stając tyłem do
Gryfona. Przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, od czego zacząć, po czym
cichym, stłumionym głosem rozpoczął opowieść.
— Historia stara jak świat.
Bogaty arystokrata zdradza żonę. Nic nowego, prawda? Jednak tym razem dzieje
się coś, do czego nie powinien był nigdy dopuścić. Kobieta zachodzi w ciążę.
Zapewne pomyślisz: jak na razie to żaden wielki szok, to się zdarza. Jednak ta
opowieść ma swoje drugie dno. Mężczyzna i kobieta należą do mrocznej organizacji,
która służy bardzo potężnemu i okrutnemu panu. Widzisz, Potter, ciąża u
Śmierciożerczyni to rzecz mocno niepożądana. Ogranicza kobietę na długi czas, a
przecież służba u Czarnego Pana niesie za sobą szereg obowiązków. Zapewne
większość z nich pozbyłaby się niechcianego balastu, jednak ta jedna
postanowiła urodzić dziecko. Nie kierowały nią żadne pobudki uczuciowe,
bynajmniej, nigdy nie poczuwała się do bycia matką. Jednakże w jej chorym
umyśle zrodził się zupełnie nieprawdopodobny pomysł. Dziecko gorliwych
Śmierciożerców, potomek czystej krwi, idealne geny na równie idealnego
przyszłego sługę. Jeżeli tylko można by było zapewnić mu odpowiednie
wychowanie, pozbawić wszelkich hamulców, to wyrósłby z niego ktoś, kogo Czarny
Pan na pewno by docenił.
Draco zamilkł na moment, a Harry
zorientował się, że przez cały ten czas siedział z uchylonymi lekko ustami,
kurczowo zaciskając rękę na szkle. Przez chwilę w głowie zaświtała mu myśl, że
Malfoy opowiada o sobie, ale zaraz odrzucił ją jako absurdalną. Ślizgon był
prawowitym potomkiem Lucjusza, nie został poczęty poza małżeństwem. Więc o kim,
do diabła, mówił?
— Co się stało z tym dzieckiem? —
zapytał cicho.
— Och… oczywiście. — Blondyn
ocknął się z zamyślenia, nadal wpatrując się w okno. — Urodził się chłopiec. Na
razie był za mały, aby cokolwiek można było w nim ukształtować. Matka oddała go
na wychowanie swoim rodzicom. Nie potrzebowała go przy sobie, przecież nic do
niego nie czuła. Ojciec również nie wyobrażał sobie, aby mógł się nim zajmować.
Był arystokratą, miał żonę i własne dziecko, to byłaby skaza na jego honorze.
Tak więc maluch przez trzy lata mieszkał z zimnymi i oschłymi dziadkami, którzy
zatrudnili niańkę i umyli ręce, tak naprawdę nie chcąc mieć z nim nic
wspólnego. Być może plany jego matki spełniłyby się w pełni, jednak coś stanęło
im na przeszkodzie. Czarny Pan zginął z ręki Wybrańca, a tym samym dziecko
straciło jakąkolwiek wartość. Jego matka trafiła przed sąd i została skazana na
dożywocie w Azkabanie. Ojciec… ojciec chyba zupełnie zapomniał, że istniało,
nigdy nawet go nie widział, nie życzył sobie tego. Dziecko trafiło do
sierocińca, dziadkowie nie chcieli go dłużej utrzymywać. Rok później aurorzy
złapali kilku ważnych Śmierciożerców i kobieta została sprowadzona w roli
świadka na przesłuchanie. Tak się stało, że jej zeznania zostały poddane
konfrontacji i w lochach ministerstwa pojawił się zupełnie nieoczekiwany gość.
Syn jej byłego kochanka.
Można śmiało założyć, że matka
chłopca oszalała. W akcie zemsty, śmiejąc się przeraźliwie, opowiedziała
młodzieńcowi o niewierności jego ojca. Najprawdopodobniej chciała go zranić,
upokorzyć. I odniosła zwycięstwo. — Draco dopił koniak i odstawił szkło na
parapet. — Nastolatek był zaszokowany, okazało się, że ma brata, o którym do
tej pory nie wiedział. Nie myśl, że nagle zapałał do niego wielkim uczuciem.
Nic bardziej mylnego, tak naprawdę nie czuł nic poza ogromnym zawodem. Ojciec
do końca pogrążył się w jego oczach. To była kropla, która przepełniła czarę
goryczy. Przedtem czuł do niego żal, niechęć, teraz po prostu go znienawidził.
Jednakże chłopak był arystokratą, miał swoją dumę. Dziecko, jakkolwiek bękart,
miało jego krew. Postanowił więc odnaleźć je i zabrać z sierocińca, a potem
oddać komuś na wychowanie, oczywiście za odpowiednią zapłatą. To spowodowałoby,
że miałby poczucie dobrze spełnionego obowiązku i w jakiś sposób naprawiłby
błędy ojca. Po miesięcznych poszukiwaniach znalazł się w jednym z najgorszych
czarodziejskich przytułków. Na korytarzu w tym czasie przebywało kilkanaścioro
dzieci, a wszystkie jednakowo brudne i zaniedbanie. Jednak wystarczyło jedno
spojrzenie, aby spośród tłumu szarych postaci wyłowić tę jedną. Naprawdę, nie
dało się jej przegapić, to było jak spojrzenie w lustro. Dzieciak chyba odniósł
to samo wrażenie, gdyż na widok młodzieńca wyprostował się i zadał jedno
pytanie: czy jesteś moim tatą?
Harry wstrzymał oddech. Ta
historia przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Sam nie wiedział, czego się
spodziewał. Zbrodni? Krwi? Czegoś wstydliwego? Na pewno wszystkiego po trochu,
jednak na pewno nie tego. Czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, w głowie
kłębiły mu się tysiące pytań, jednak nie śmiał się odezwać. Bał się przerwać
Malfoyowi, aby ten przez przypadek nie zatrzymał się, nie pozostawił go w
zawieszeniu. Na szczęście Draco po chwili milczenia podjął przerwany wątek.
— Co może odpowiedzieć człowiek
na takie pytanie? Co można poczuć, patrząc na miniaturkę samego siebie? Czy
można pozostać niewzruszonym, gdy spojrzenie dziecka wyraża tak ogromną
nadzieję? Być może ojciec chłopca odwróciłby się bez słowa, jednak jego brat tak
nie potrafił. Nie umiał zostawić go komuś obcemu, odebrać mu tego, na co tak
naprawdę zasługiwał. Przecież nie było winą tego wpatrzonego w niego dzieciaka,
że pojawił się na świecie w takich okolicznościach. Zrobił więc jedyne, co
przyszło mu do głowy. Zabrał stamtąd malucha i ukrył go, wynająwszy opiekunkę.
Odwiedzał go tak często jak mógł, nigdy nie wyprowadzając chłopca z błędu i
pozwalając mu nazywać się ojcem.
— Czy dziecko nie mogło
zamieszkać z nim? — odważył się zapytać Harry.
— Niestety, to nie było możliwe.
Matka młodzieńca nigdy by tego nie zaakceptowała. Malec znalazłby się w wielkim
niebezpieczeństwie. Był przecież skazą na honorze rodziny, dowodem zdrady.
Czymś zupełnie niepożądanym, a więc zbytecznym. Znając swoją rodzicielkę,
chłopak dobrze wiedział, że pozbyłaby się malca przy najbliższej okazji.
Draco odwrócił się od okna.
Wyglądał na zmęczonego tą długą opowieścią. Jasna twarz była blada, a oczy
straciły cały swój blask. Harry miał wrażenie, jakby po raz pierwszy zobaczył
Malfoya pokonanego.
— Kim byli rodzice chłopca?
— Alecto Carrow i Lucjusz
Malfoy.
To było zbyt wiele dla Gryfona.
Drżącą ręką odstawił kieliszek na stół i wstał z kanapy. Właściwie rozumiał,
dlaczego Draco opowiedział mu tę historię. Mieli być małżeństwem i trudno
byłoby mu ukryć istnienie chłopca, zwłaszcza gdyby, jak sam mówił, chciał go
często odwiedzać. Jednakże kiedy mężczyzna zaczynał opowiadać, Harry spodziewał
się… teraz już naprawdę sam nie wiedział czego.
— Chcę go poznać. — Podniósł
głowę i spojrzał na blondyna.
— Jesteś tego pewien? — Ślizgon
przyglądał mu się podejrzliwie. — Nie chcę, abyś go zranił. To nie jego wina,
kim byli jego rodzice, to tylko niczego nieświadome dziecko — powiedział ostro,
a Harry po raz pierwszy poczuł coś na kształt podziwu, szacunku i sympatii dla
stojącego przed nim mężczyzny. Nigdy nie przypuszczał, że będzie on kiedyś
bronił kogoś, kto… Właściwie kogo? Swojego brata? Merlinie, co za pokręcona
historia.
— Za kogo ty mnie uważasz?
Sądzisz, że oceniłbym dziecko tylko po tym, kto był jego rodzicem?
— Mnie tak oceniłeś. — Draco nie
wydawał się przekonany. — Wystarczyło kilka słów Weasleya i już mnie
sklasyfikowałeś.
— Nie. — Harry podszedł do niego
i spojrzał stanowczo. — To nieprawda. Opinia Rona tak naprawdę nie miała z tym
nic wspólnego. Sam to spowodowałeś swoimi słowami.
— Niczego złego nie powiedziałem
— zaperzył się Malfoy. — Oferowałem ci przyjaźń!
— Przyjaźń? Przypomnij sobie
swoje słowa: pewne rodziny czarodziejów
są o wiele lepsze od innych. Pamiętasz? To mnie zniechęciło, bo ja nigdy
nie czułem się lepszy. Powiedziałeś to do chłopca, który wychował się w komórce
pod schodami. Jak myślisz, co sobie mogłem pomyśleć?
— Niefortunny zbieg
okoliczności. — Ślizgon skrzywił się.
— Najwyraźniej. Wracając do
tematu, nadal chcę go poznać.
— Jesteś tego pewien?
— Jak niczego innego w tej
chwili.
***
Jasnowłosy chłopiec siedział na
łóżku i czytał książkę. Na widok otwierających się drzwi uniósł głowę,
uśmiechnął się szeroko i zeskoczywszy z posłania, podbiegł do wchodzącego
mężczyzny, ciasno obejmując go w pasie.
— Przyszedłeś wcześniej niż
zwykle, tato i to już drugi raz dzisiaj!
— Przecież obiecałem, że będę
cię często odwiedzać. — Draco szybko objął chłopca, po czym dosunął go
delikatnie od siebie. — Chciałbym, abyś kogoś poznał.
Oczy dziecka zaskrzyły się
ciekawością, jednak nie przyzwyczajony do wizyt, odruchowo cofnął się i
niepewnie zerknął w kierunku drzwi.
— To Harry Potter. — Malfoy
wskazał ręką na wchodzącego do pokoju bruneta.
Wystarczyło jedno spojrzenie,
aby Harry był pewien, że naprawdę ma przed sobą brata Ślizgona. Dziecko
wyglądało jak miniaturka Draco, a właściwie jak on sam, kiedy zobaczył go po
raz pierwszy. Jedyną różnicą było to, że chłopiec był młodszy, wyglądał na
około osiem lat i nie miał ulizanych włosów. Wręcz przeciwnie, miękko opadały
na jego ramiona, nadając mu wyraz delikatności i niewinności. Niebieskie oczy
otoczone firanką ciemnych rzęs patrzyły z ciekawością i pewną obawą. Czyżby bał
się, że zostanie odrzucony?
Harry przyklęknął na jedno
kolano i wyciągnął rękę w jego kierunku.
— Mów mi Harry. — Uśmiechnął się
zachęcająco, czując na sobie uważny wzrok Draco, który wyglądał, jakby był
gotowy wyrzucić go, gdyby w jakikolwiek sposób zranił dziecko.
— Samuel… Samuel Gra… — Spojrzał
na Draco, a gdy ten skinął głową, dokończył cicho. — Malfoy.
— Miło mi w końcu cię poznać.
Twój tata dużo mi o tobie opowiadał. — Brunet podświadomie oceniał chłopca.
Było w nim coś, co bardzo różniło go od reszty Malfoyów. Pomijając
niezaprzeczalne podobieństwo, Sam wydawał się pozbawiony sztywności i
arogancji. Cech, które wydawały się przypisane tej rodzinie. — Masz piękne
imię, Samuelu.
— Tata mi je nadał. — Dziecko
uśmiechnęło się, uszczęśliwione komplementem. Pierwsze lody najwyraźniej
zostały przełamane. Harry wyciągnął z kieszeni pudełko czekoladowych żab i
wręczył je chłopcu, który przyjął je z piskiem radości. Jak to dobrze, że sam
uwielbiał słodycze i że zawsze miał u siebie ich spory zapas.
— Może usiądziemy? Po… Harry'emu
na pewno jest niewygodnie klęczeć na podłodze. — Draco delikatnie popchnął
chłopca w głąb pokoju. — Podziękuj za prezent, Sam — upomniał go łagodnie.
— Dzięki! — Dziecko ponownie
rozjaśniło się w uśmiechu, niecierpliwie rozrywając pudełko.
— Dziękuję. — Poprawianie
chłopca było czymś, co Malfoy robił już automatycznie.
— Przecież podziękowałem! — Sam
spojrzał na niego z wyrzutem, wpychając do buzi żabę.
Harry parsknął śmiechem, po czym
zamilkł gwałtownie, gdy Draco obrzucił go morderczym spojrzeniem.
— Znis się s foim fatom? —
Samuel spojrzał pytająco na Pottera.
— Nie mówimy z pełnymi ustami —
znowu upomniał go blondyn. — Połknij, a potem zadaj pytanie.
Maluch skinął głową, pospiesznie
przełykając smakołyk.
— Żenisz się z moim tatą?
— Eee… tak, pobieramy się —
mruknął Harry.
— Fajnie, tata jest dobry. —
Poważnie skinął głową. — Ty też musisz być dobry, jesteś bohaterem.
— Staram się, Sam, jednak to
inni ocenią, czy mi się udało. — Potter wziął ze stołu jedną z papierowych
serwetek i wytarł ubrudzony czekoladą kącik ust chłopca. — Co takiego? —
spojrzał pytająco na Draco, który poruszył się na krześle niespokojnie.
— Nic. — Malfoy odwrócił wzrok.
Widok Przeklętego Złotego Chłopca zajmującego się troskliwie Samuelem,
dzieckiem, które poznał przed chwilą, coś w nim poruszył.
— Będziecie mieszkać razem? —
Malec przekrzywił główkę, oczekując odpowiedzi.
— Cóż, zapewne tak… — Harry nie
bardzo chciał odpowiadać na takie pytania. — W końcu będziemy małżeństwem.
— Acha, będziesz moim tatą. —
Chłopiec uśmiechnął się rozbrajająco. — Szkoda, że ja nie będę mógł z wami
mieszkać. Tata mówi, że to niebezpiecznie.
— Tata ma rację, jednak mogę cię
zapewnić, że postaramy się, aby to nie trwało długo i będziemy często cię
odwiedzać.
— Naprawdę?
Gryfon poczochrał włosy dziecka
i spojrzał na Draco. Szare oczy mówiły wyraźnie: Nie obiecuj czegoś, czego
nie będziesz chciał dotrzymać. Wytrzymał jego spojrzenie i, nie odwracając
wzroku, powiedział.
— Naprawdę, to będzie dla mnie
przyjemność. W końcu musimy się lepiej poznać, prawda?
Z niewiadomych przyczyn Draco
poczuł, jakby odnosiło się to do relacji pomiędzy nimi i odwrócił głowę,
wbijając wzrok w ścianę. Harry zmieszał się lekko i ponownie przeniósł
spojrzenie na chłopca.
— Jak poznałeś tatę? —
Nieświadomy napięcia panującego pomiędzy dorosłymi Samuel patrzył wyczekująco
na Wybrańca.
— Chodziliśmy do jednej szkoły. —
Uśmiechnął się do dziecka.
— I tam się pokochaliście?
— Eee… — Harry z paniką na
powrót wbił wzrok w Draco, który poczerwieniał i wyglądał, jakby zaraz miał
zemdleć. Kurwa mać, poproszę nowy zestaw pytań!
— Sam, ludzie nie zakochują się
na zawołanie. — Malfoy pierwszy odzyskał głos. — Miłość wiąże się z zaufaniem i
trzeba dobrze kogoś poznać, aby móc go obdarzyć tak mocnym uczuciem.
— No, ale chyba się znacie
dobrze... — Mały wyglądał na zdezorientowanego.
— To prawda, znamy się. — Harry
zerknął na Malfoya spod oka. — Wiesz jak to jest pomiędzy chłopakami, czasami
się kłóciliśmy… — Niech żyją niedomówienia! — Jednak zazwyczaj się
dogadujemy. — Harry, jesteś obłudnym Ślizgonem! — Na pewno jednak
będziemy wszyscy świetną rodziną.
— To dlatego tata nazywa cię
dupkiem. — Pokiwał ze zrozumieniem chłopiec.
Harry z rozbawieniem spojrzał na
Malfoya, który z udaną nonszalancją wzruszył ramionami. A czego oczekiwałeś,
Potter? mówiły jego oczy. Hymnów pochwalnych?
— To takie nasze prywatne
powiedzonko, wcale nie oznacza, że się nie lubimy.
— Ja nie nazywam swoich kolegów
dupkami. — Sam zamrugał i ziewnął szeroko, po czym spojrzał na Draco i po
niewczasie zasłonił buzię dłonią.
— I bardzo dobrze, nie należy
naśladować we wszystkim dorosłych, czasami musisz podejmować własne decyzje,
jeżeli uważasz, że są słuszne. — Potter uśmiechnął się i rozejrzał po pokoju. —
Myślę, że najwyższy czas położyć się spać, my też powinniśmy już iść.
— Jeszcze chwileczkę. — Chłopiec
zrobił maślane oczy i zerknął na ojca.
— Nic z tego, Sam, może ty juto
będziesz mógł pospać dłużej, ale nas czeka bardzo wczesna pobudka.
— No tak, ślub… — Dziecko
zeskoczyło ze stołka i podbiegło do Draco. — Odwiedzisz mnie szybko?
— Oczywiście. — Malfoy pochylił
się nad nim, czule głaskając go po twarzy. — Teraz zmykaj do łazienki, a potem
do łóżka, niania zapewne już przygotowała kąpiel.
Chłopiec skinął główką i ruszył
w kierunku łazienki. W połowie drogi zatrzymał się i odwrócił z wahaniem.
— Ty też przyjdziesz? — Spojrzał
niepewnie na Harry'ego.
— Jeżeli tylko chcesz.
Oczy dziecka rozjaśniły się i
szeroki uśmiech wypłynął na jego twarz.
***
Pół godziny później dwóch
mężczyzn wynurzyło się z kominka, otrzepując popiół. Przez chwilę dało się
słyszeć tylko furkot materiału, po czym zaległa kłopotliwa cisza.
Draco uniósł głowę i napotkał
badawcze spojrzenie Harry'ego, który przyglądał mu się z zagadkowym wyrazem
twarzy.
— Masz jakiś problem, Potter?
— Absolutnie żadnego. — Gryfon
nadal nie spuszczał z niego wzroku.
— Cóż… Pamiętaj, że przysięgłeś,
iż nikomu nie zdradzisz tego, o czym dziś się dowiedziałeś — mruknął,
poprawiając szatę i kierując się w stronę wyjścia.
— Nie rób ze mnie głupca,
Malfoy. Nigdy nie naraziłbym dziecka na niebezpieczeństwo.
— Oczywiście, jednak zrobiłeś
coś równie złego.
Harry spojrzał na niego
pytająco.
— Za dużo mu obiecałeś! Powiedz
mi, Potter, co sobie myślałeś, mówiąc mu, że postaramy się, by szybko
zamieszkał z nami? Kiedy? Teraz na pewno nie, więc może po rozwodzie?
— A co miałem powiedzieć? —
Harry oparł się o gzyms kominka i splótł ręce na piersi. — Samuel to
inteligentny chłopak, zadawał proste i trafne pytania. Gdybym zaczął unikać
odpowiedzi, potraktowałby mnie jak oszusta.
— Mogłeś to jakoś inaczej ująć.
Najpierw działasz, a potem myślisz. — Malfoy odwrócił się do niego plecami,
wpatrując się w wijącego się na obrazie węża. — Nie chcę, aby kiedyś przez to
cierpiał.
— Wiem, przepraszam. Naprawdę go
polubiłem. — Harry wpatrywał się w plecy mężczyzny ze smutkiem.
— Tak... — Draco zatrzymał się
jakby nad czymś się zastanawiał, po czym wyprostował ramiona jakby podjął jakąś
decyzję. — Mimo wszystko dziękuję — mruknął, nie odwracając się.
Harry od razu pojął, o co chodzi
Ślizgonowi.
— To świetny dzieciak, Malfoy.
— Wiem.
— Nie zepsuj go.
— Nie ucz mnie, jak mam go
wychowywać. Robię to od czterech lat, Potter.
— Oczywiście, robisz to.
Czy mu się wydawało, czy głos
Pottera zabrzmiał niespodziewanie miękko? Odepchnął od siebie tę myśl i opuścił
komnaty Złotego Chłopca.
***
Wysoki, czarnowłosy mężczyzna
stał lekko zgarbiony przed lustrem i przyglądał się sobie krytycznie.
Nieprzespana noc na pewno nie wpłynęła na niego korzystnie. Rewelacje, jakimi
uraczył go Malfoy dzień wcześniej, spowodowały, że długo siedział w salonie,
rozmyślając nad tym, co się wydarzyło. Samuel wywrócił o sto osiemdziesiąt
stopni to, co wedle własnego mniemania wiedział o Ślizgonie. Facet był
nieprzewidywalny i chociaż nadal go nie lubił, to jednego był pewien. Na nudę
nie miał co liczyć.
Westchnął i powrócił do
rzeczywistości, krytycznie przyglądając się ślubnemu ubraniu.
— Wyglądam jak kretyn.
— Wyglądasz wspaniale. —
Hermiona obeszła go dookoła, poprawiając zapinaną pod szyją pelerynę.
— Dlaczego to ja mam biały
strój? To mi się bezsprzecznie wiąże z panną młodą — zrzędził młodzieniec. —
Malfoy na pewno wystąpi w czymś ciemnym i stylowym.
— Po pierwsze, to nie jest białe
tylko écru, po drugie, ten kolor obowiązuje w świecie czarodziei. Zapewniam
cię, że Draco też będzie miał jasny strój.
— W ogóle dlaczego musimy to
zrobić w ministerstwie? Nie można zwyczajnie wziąć ślubu w szkole? Przecież ten
związek to kpina.
— O tym wiesz ty, ja i kilka
innych osób, reszta jest przekonana, że to związek z miłości — tłumaczyła
spokojnie dziewczyna. — Jeżeli nie chcesz, aby w gazetach pojawiły się jakieś
plotki, musisz zrobić to zgodnie ze zwyczajem. Komnata ślubów nie powstała przypadkiem,
służy konkretnemu celowi.
— Taa, jasne. — Wyszedł z
łazienki i stanął na środku pokoju. — Czuję się jak przebieraniec — jęknął
ponownie.
— Jeżeli to dla ciebie będzie
pocieszeniem, powiem ci w sekrecie, że na pewno wyglądasz lepiej niż Malfoy.
Masz ciemną karnację i czarne włosy, to wspaniale pasuje do jasnego stroju.
Według mnie wyglądasz oszałamiająco. — Hermiona rzeczywiście wpatrywała się w
przyjaciela cielęcym wzrokiem.
Wykończona stójką jasna koszula
uszyta była najdelikatniejszego lnu, bufiaste rękawy kończyły się mankietem,
który zdobiły złote spinki w kształcie liści powoju. Bladozłota atłasowa
kamizelka idealnie podkreślała ładnie rzeźbiony tors. Dopasowane kolorystycznie
spodnie z wysokogatunkowej wełny opinały smukłe nogi chłopaka, akcentując
szczupłe biodra. Długa peleryna o tej samej barwie obszyta była złotą lamówką,
zapięta pod szyją misternie zdobioną zapinką, zakończoną łańcuszkiem i
delikatnie falowała przy każdym jego ruchu. Jej dół zdobił wąski haft wykonany
pojedynczą połyskliwą nicią, przedstawiający pnącza powoju. Wysokie buty uszyte
z miękkiego, jasnego zamszu stanowiły dopełnienie całości stroju.
— Mam nadzieję, że tego, co
projektował to ubranie, spalono na stosie. Nikt normalny nie chciałby w tym
chodzić.
— Faceci — dziewczyna westchnęła
i wypchnęła chłopaka z pokoju. — Chodźmy już, robi się późno.
— Na śmierć nigdy nie jest za
późno — mruknął, podążając za nią z miną skazańca.
***
Droga do głównego holu minęła
Harry'emu nadspodziewanie szybko, ledwo opuścił swoje komnaty, już stał na
miejscu. Z rezygnacją oparł się o kolumnę, czekając na tradycyjne spóźnienie
Malfoya.
Za chwilę miał wziąć ślub, a
czuł się tak, jakby ktoś prowadził go na szafot. To zdecydowanie nie był jego
dzień i nic nie mogło poprawić mu humoru.
Ciche kroki dobiegły go od
strony lochów. Odwrócił się, oczekując Mistrza Eliksirów, jednakże jego oczy
rozszerzyły się w szoku, gdy obok ubranego na czarno Snape'a zobaczył jego
przeciwieństwo.
Strój Malfoya nie różnił się
niczym od jego własnego, pomijając srebrne wykończenia. Jednakże to, jak
prezentował się w nim młodzieniec, było zupełnie inną bajką. Będąc w czwartej
klasie na mistrzostwach świata w quidditchu, Harry widział wile i do dziś
pamiętał, jakie wrażenie wywarły na nim jako chłopcu. W tej chwili patrząc na
Draco, czuł jak owo wspomnienie rozsypuje się w pył, a jego miejsce zajmuje
wysoki, szczupły młodzieniec. Jasne włosy wydawały się jeszcze bardziej miękkie
niż zazwyczaj i otulały delikatną twarz. Ślizgon z niewiadomych przyczyn nie nałożył
na nie żelu, ale pozwolił im opadać swobodnie jedwabistymi pasmami. Srebrna
lamówka odbijała światło pochodni, nadając kosmykom lekko platynową barwę oraz
sprawiając, że oczy chłopaka nabrały intensywniejszego stalowego koloru.
Dopasowane spodnie podkreślały smukłe uda. Draco podniósł głowę i spojrzał na
Wybrańca z niechęcią, która w chwilę później ustąpiła wyrazowi zupełnej
bezbronności, a na blade policzki wpełzł zdradziecki rumieniec.
— Cholera — wyrwało się
Harry'emu.
— Ocknij się, masz cokolwiek
nieprzytomny wyraz twarzy. — Ron trącił go w ramię, powodując, że poczuł się,
jakby wracając do rzeczywistości, z hukiem uderzył o ziemię.
— Eee… — Spojrzał na przyjaciela
błędnym wzrokiem. — Co mówiłeś?
— Mionka, miałaś mu podać
eliksir zaraz po deportacji w ministerstwie. — Weasley pokręcił z rezygnacją
głową.
— Wyobraź sobie, że jeszcze go
nie wypił — prychnęła w roztargnieniu dziewczyna. Przed chwilą jej wzrok
błądził pomiędzy Draco a Harrym i zaczęła obawiać się, że prędzej czy później
nabawi się potężnego zeza. Jednakże było warto, miała wrażenie, że zdążyła
uchwycić coś dziwnego. Zdecydowanie musiała przemyśleć sobie parę spraw.
Hej,
OdpowiedzUsuńczyli jak się okazuje Samuel jest bratem Draco, Harry od razu ho polubił, czyżby już coś było między nimi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyli Samuel jest bratem Draco, Harry to od razu polubił malca, ale czyżby już coś było między siętworzyło?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli Samuel jest jednak bratem Draco, a Harry od razu polubił malca, ale czyżby już coś było między nimi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza