Hol ministerstwa przepełniony
był fotografami i znajomymi Harry'ego i Draco. Pojawiła się Luna, Neville, Seamus,
przybył nawet Oliver, który na ten czas uzyskał zwolnienie od swojego trenera
quidditcha. W kącie stała rodzina Weasleyów, wszyscy ubrani w swe najlepsze
stroje i machający do Pottera niepewnie. Na ławce pod odbudowaną fontanną
siedziała Ginny i wielkimi, zdziwionymi oczami przypatrywała się zmierzającej
do komnaty ślubów parze. Lupin, rozmawiający z jakimś aurorem, uśmiechnął się
do chłopaka i uniósł do góry kciuk.
Mieli jeszcze około dziesięciu
minut do przybycia czarodzieja, który miał udzielić im ślubu. Draco witał się
ze swoimi znajomymi, nie okazując po sobie wzburzenia, ani zaniepokojenia
zbliżającym się małżeństwem. Ze spokojem i cynicznym uśmiechem malującym się na
twarzy przyjmował niepewne gratulacje Zabiniego, Goyle'a oraz Pansy i kilku innych
Ślizgonów. Dla Złotego Chłopca wszystko to wyglądało sztucznie i na pokaz.
Fałszywa oprawa do fałszywego związku.
— Harry! — Dobrze znany mu głos
przebił się przez tłum i nagle młodzieniec znalazł się w ścisku silnych ramion.
Poczuł znajomy zapach i instynktownie poddał się objęciom, zastygając w nich na
dłużej.
— Michael, cieszę się, że tu
jesteś — wyszeptał z twarzą schowaną w zagłębieniu szyi swojego byłego
chłopaka.
— Gdzie indziej mógłbym być? —
Mężczyzna odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy, przyglądając mu się badawczo. —
Co jest grane?
— Zgadnij… — Harry pokręcił
głową, uśmiechając się jednak dzielnie, gdyż naokoło co chwilę błyskały lampy
aparatów.
— Nie wiem, co skłania cię do
tego, ale to co robisz jest złe — szepnął mu Michael do ucha, lekko pochylony.
Tuż za nim stał Dennis Creevey, przyglądając im się zazdrośnie.
— Nie wierzysz w miłość od
pierwszego wejrzenia? — Potter wyszczerzył zęby w imitacji śmiechu.
— Nie wierzę w miłość od
kolejnego ciosu — prychnął blondyn. — Poza tym, wejrzeń mieliście tysiące.
Doprawdy, cud, że was dotąd nie zabiły.
— Wiesz, to powinien być radosny
dzień, weź ze mnie przykład i uśmiechaj się do publiczności. — Harry bezwiednie
przekrzywił głowę, gdy palce chłopaka musnęły jego wrażliwy kark.
— Nie płacą mi za aktorstwo,
tobie też nie. — Michael spojrzał na niego ponuro. — Musisz mi wytłumaczyć, co
to za maskarada.
— Po prostu odnalazłem swoje
przeznaczenie…
— W mojej osobie. — Brunet
drgnął, gdy nagle obok jego boku zmaterializował się Draco, zatrzymując
znaczące spojrzenie na ręce mężczyzny. — Po prostu Harry, wraz z
pozbyciem się okularów, wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, co dla niego
najlepsze.
— Draco… — Michael cofnął się,
obejmując ramieniem Dennisa, który momentalnie przylgnął do jego boku. — Miło
cię widzieć.
— Jeżeli jeszcze zapytasz, co
tutaj robię, pomyślę że tłuczek walnął cię o jeden raz za dużo — prychnął
Malfoy, spod oka obserwując swego byłego kolegę. Przez długi czas mieszkali w
jednym dormitorium, jednak nigdy nie byli przyjaciółmi.
— Sądząc po twoim stroju,
przyszedłeś jako towarzystwo dla Harry'ego. Powiedz mi, ten ślub to
zabezpieczenie dla pieniędzy, które włożyłeś w szkołę?
Draco zacisnął pięści, siłą woli
powstrzymując się od czegoś, czego potem mógłby żałować. Pochylił się w
kierunku przeciwnika i zniżył głos, szepcząc mu prawie do ucha.
— Nie. Widzisz, Miki, powiem ci
w sekrecie, że odkryłem, iż Potter jest cholernie ognistym kochankiem i
doszedłem do wniosku, że żal marnować tak wprawne usta dla innych.
— Ty…
— Przestańcie! — Harry co prawda
nie dosłyszał ostatniego zdania wypowiedzianego przez Draco, ale widząc
blednącą ze złości twarz Michaela, postanowił interweniować. — Naprawdę,
doceniam to, że przyszedłeś, mam nadzieję, że wraz z Dennisem pojawicie się na
przyjęciu.
— Oczywiście, nie
przepuścilibyśmy takiej okazji. — Michael łypnął na Draco złowrogo. —
Porozmawiamy później.
— Wątpię, Harry jako dyrektor
szkoły jest bardzo zajęty, poza tym… — tu uśmiechnął się kpiąco — będzie miał
wiele bardzo absorbujących zajęć — wycedził, z satysfakcją odnotowując, że
policzki Pottera pokryły się czerwienią.
— Insynuujesz, że…
— Bierzemy ślub, Michael,
zrozumienie tego może ci pomóc uporządkować sobie pewne sprawy. Poza tym, twój
kochanek wygląda na zaniepokojonego, powinieneś się nim zająć.
— Malfoy, przeginasz — syknął
Harry, jednocześnie posyłając szeroki uśmiech jakiemuś reporterowi, który
zdołał się przecisnąć przez tłum.
— Draco — Ślizgon
zaakcentował swoje imię, posyłając mu zirytowane spojrzenie. — Myślę, że
powinniśmy się zbierać. Właśnie otworzono komnatę.
Harry westchnął i pożegnał
skinieniem głowy swojego byłego partnera. Nadeszła chwila, której bał się
najbardziej. Czy on wczoraj myślał, że Malfoy się zmienił? Merlinie, jak bardzo
można być naiwnym?
Przekroczyli próg pokoju,
zanurzając się w morzu zapachów. Komnata zapełniona była kwiatami. Pośrodku
stało kilka ławek, na których zasiąść mieli świadkowie i najbliżsi przyszłych
małżonków. Gryfon bezradnie rozejrzał się za Hermioną, która obiecała dać mu
eliksir uspokajający, jednak dziewczyny nigdzie w pobliżu nie było. Mężczyzna
stojący na podwyższeniu dał znak, aby zbliżyli się do niego.
Ubrany w szaty w kolorze
burgunda, uśmiechał się szeroko, prezentując otoczeniu swoje nieskazitelne
uzębienie. W pewien sposób przypominał Gilderoya Lockharta. Harry'ego przeszedł
zimny dreszcz.
Powoli podeszli ku niemu i
wstąpili na zaokrąglone podium, wyścielone czerwonym dywanem.
— Stańcie naprzeciwko siebie —
zagrzmiał tubalnym głosem czarodziej.
Harry odwrócił się w kierunku
Draco, kątem oka obserwował zebranych w sali ludzi.
Na przedzie siedziała Narcyza
Malfoy, przyglądając im się zimnym, odpychającym spojrzeniem. Tuż obok niej
miejsce zajął Severus. Z tyłu tłoczyli się Pansy, Zabini i Goyle.
Po drugiej stronie, w pierwszym rzędzie
zasiadali Hermiona, Ron i Remus. Kolejną ławkę zajęli rudowłosi Weasleyowie, z
minami bardziej odpowiednimi na pogrzeb niż na ślub.
Donośny głos mężczyzny stojącego
przed nimi odwrócił jego uwagę od gości.
— Moi drodzy, przybyliście, aby
dzielić tę doniosłą i radosną chwilę z tymi oto dwoma wspaniałymi mężczyznami.
W dzisiejszych liberalnych czasach, gdy tak niewiele osób decyduje się
sformalizować związki, ci młodzi ludzie zapragnęli kultywować jakże piękną tradycję
czystokrwistych rodów, z których się wywodzą.
Draco westchnął bezgłośnie,
prawie słysząc, jak jego ojciec chrzestny wywraca oczami, słuchając tego
nadętego monologu.
— W obliczu ich wielkiej
miłości…
Harry opuścił powieki
zrezygnowany i jego spojrzenie padło na dłoń Malfoya, który właśnie na swoim
udzie wystukiwał palcami sobie tylko znany rytm. Przekrzywił głowę i uważniej
zaczął przyglądać się chłopakowi.
— … jaśniejącej na ich młodych
twarzach, serca każdego z nas wypełnia szczęście i oczekiwanie.
Powieka Draco wyraźnie drgnęła i
nagle Harry poczuł, że za chwilę po prostu wybuchnie śmiechem. Przygryzł
policzek, zaciskając usta i w tym momencie ich spojrzenia się spotkały.
— Oczekiwanie na ten cudowny
moment, który wreszcie połączy ich gorejące serca i pozwoli im w pełni radować
się swą bliskością, stąpając po ścieżce pełnej nadziei…
Brew Malfoya uniosła się, a
kącik ust skrzywił nieznacznie. Harry zacisnął pięści, gdy jego ramiona zaczęły
nagle dygotać od powstrzymywanego z trudem śmiechu.
— …Chwały i cudownej pieśni
poranka, który symbolizuje ich nowo rozpoczęte życie. Czyż nie wspaniały jest
fakt, że tak ogromne pokłady uczuć, kiedyś, być może nieodległej przyszłości,
zaowocują nowym, poczętym w tym związku…
— Merlinie — jęknął Draco i Harry
w tym momencie nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Pompatyczny czarodziej jakby
ocknął się i przypomniał sobie, że stoją przed nim dwaj młodzieńcy, po czym
poczerwieniał mocno. Jednak w sekundzie jego oczy przybrały ponownie nieco
nieobecny, szklisty wyraz. Kontynuował tubalnym głosem.
— Spełnijmy zatem ich marzenie i
niech przysięgi połączą tych dwóch na wieczność. — Mężczyzna odwrócił się w
stronę Draco i spojrzał na niego poważnie. — Powtarzaj za mną. Mój dom będzie
twoim domem.
— Mój dom będzie twoim domem —
powiedział chłopak, mimowolnie nadal patrząc na Harry'ego, któremu nagle
zupełnie przeszła ochota do śmiechu.
— Mój chleb będzie twoim
chlebem.
— Mój chleb będzie twoim chlebem
— blondyn nadal mówił spokojnie, co niezmiernie zaskakiwało Gryfona.
— Moje ciało będzie twoim
ciałem.
— Moje ciało będzie twoim
ciałem. — Myśli Harry'ego poszybowały w kierunku sypialni i jego mięśnie
mimowolnie zesztywniały.
— Moja magia będzie twoją magią.
— Po sali rozeszło się zbiorowe westchnienie.
Severus wstrzymał oddech, a jego
usta uchyliły się w niedowierzaniu. Co to za formuła? Nikt nigdy nie odważył
się jej wypowiadać w aranżowanych małżeństwach. Dzielenie magii było bardziej
intymne niż seks. Dotykało rdzenia magicznego czarodziei i łączyło ich na
zawsze, powodując, że od tej pory mogli współczarować. Przysięgi takie składali
sobie tylko magowie pewni swojego uczucia i przeznaczenia, inaczej magia
odrzucała ich z ogromną siłą, powodując niejednokrotnie trwałe uszkodzenia w
ich zasobach energii. Niektórzy na zawsze zostawali charłakami. Draco nie mógł
wypowiedzieć tej przysięgi, znał konsekwencje! On i Potter nie byli sobie
przeznaczeni, połączył ich fatalny zbieg okoliczności. Najwyraźniej nie tyko on
zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wśród Weasleyów zapanowało ogromne
poruszenie, a Ronald szeptał coś nerwowo siedzącej obok niego Granger.
— Moja magia będzie twoją magią —
wyszeptał Draco z nagle pobladłą twarzą, jego głos zadrżał mimowolnie, co nie
uszło uwadze Harry'ego.
— Moje życie będzie twoim
życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie — dokończył czarodziej, a
Malfoy powtórzył za nim cicho. Mężczyzna skinął głową i odwrócił się w kierunku
Harry'ego, powtarzając znajome już formułki.
— Niech ktoś powstrzyma Pottera —
syknął Snape. — Nie wolno mu dokończyć przysięgi!
— Milcz, Severusie. — Stojąca
obok Narcyza wyglądała na niezwykle spokojną. — Nie wolno ci przerwać
ceremonii.
Mistrz Eliksirów spojrzał na nią
z niedowierzaniem.
— Jeżeli przysięga się dopełni,
Draco może zostać charłakiem lub zginąć! Nie możemy do tego dopuścić.
— Nic mu nie będzie, Malfoyowie
są zbyt potężni. — Kobieta spojrzała na niego ze złością. — Ten ślub to farsa!
Lepiej byłoby, gdyby teraz został przerwany, zanim mój syn popełni mezalians.
Severus przyglądał się jej ze
zgrozą. Narcyza była szalona, wierzyła, że Draco będzie mógł się obronić przed
pradawną magią. Był jeszcze czas, on mógł to przerwać, on mógł…
— Moje życie będzie twoim
życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie. — Głos Gryfona przerwał jego
rozważania. Spojrzał na podwyższenie. Jeszcze chyba nigdy w swoim życiu tak
bardzo się nie bał.
Za późno.
Powietrze wokół nich zafalowało
wyraźnie. Atmosfera zagęściła się, a po komnacie rozszedł się dziwny, słodki
zapach. Sylwetki młodzieńców zauważalnie straciły kontury, jakby zostali
oddzieleni od realnego świata jakąś niematerialną barierą. Stojący przed nimi
mężczyzna połączył ich lewe dłonie i uniósł różdżkę.
— Zatem niech się stanie! —
Białe światło oślepiło na moment siedzących w komnacie. Gdy fala blasku minęła,
wszyscy po raz pierwszy mogli zobaczyć pierwotną formę magii. Falowała dookoła
dwóch połączonych dłońmi młodzieńców. Energia Draco miała odcień srebrzysty i
otaczała go jak żywa materia. Potter stał w miejscu otulony jasną,
gdzieniegdzie jarzącą się szmaragdowo poświatą. Przenikały się one powoli,
tworząc całość, która rozbłyskała złotymi refleksami.
Magia powoli wchłaniała się w
ich ciała, rozpływając się i niknąc z oczu zdumionych ludzi. Po chwili wszystko
wróciło do normy, tylko włosy Draco i Harry'ego nadal falowały, jakby targane
niewidocznym wiatrem.
***
Harry stał na środku wielkiej
sali jadalnej, która na ten dzień została przekształcona na potrzeby
uroczystości i z przylepionym do ust uśmiechem przyjmował życzenia
napływających gości. Do zamku zostali wpuszczeni tylko trzej reporterzy,
„Proroka Codziennego", „Magazynu Czarodziejskiego Faktu" oraz
„Żonglera". Ostatni dostał wejściówkę raczej ze względu na Lunę, niż na
oferowane wiadomości. Wszyscy byli wyjątkowo podnieceni i Potter nie bardzo
wiedział, dlaczego ludzie tak bardzo ekscytują się tym ślubem. Kilka życzeń
naprawdę nim wstrząsnęło.
— Chłopie, naprawdę nie
sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale masz moje pełne poparcie. Wiesz, to
ciągle Fretka i Malfoy, jednak skoro jesteście sobie przeznaczeni… Z tym nie
można walczyć. — Ron poklepał go niezdarnie po ramieniu. — Wiem, że będzie ci
trudno i w ogóle, w końcu to facet, a ty… — Jego twarz była równie czerwona jak
włosy. — No, ale magia wie, co robi, nie?
Potter patrzył na niego jak na
wariata.
— Harry… — Chwilę później palce
Ginny jak szpony wbijały się w jego ramię. — Ja naprawdę nie wiedziałam i
cieszę się twoim szczęściem. — Dziewczyna siąknęła głośno nosem, po czym
odwróciła się i uciekła, pozostawiając zdezorientowanego chłopaka z coraz
bardziej mieszanymi uczuciami.
— Cóż, drogi chłopcze, to wielki
dar i prawdziwa rzadkość. Merlin wie, że komu jak komu, ale tobie należało się
trochę szczęścia. — Lupin jowialnie poczochrał jego włosy, jakby nadal miał
przed sobą dziecko.
Twarz Harry'ego stanowiła żywy
obraz niedowierzania i zdezorientowania.
Jego wzrok spoczął na Michaelu,
który przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy zobaczył, że na
niego patrzy, uśmiechnął się lekko i podszedł szybkim krokiem.
— Malfoy ze wszystkich ludzi?
Harry, mój drogi, nie powiem, iż nie jestem zaskoczony. Jesteście jak ogień i
woda. — Tym razem nie przytulił go, tylko potrząsnął jego ręką, zachowując
dystans. — Zawsze potrafiłeś spaść na cztery łapy. I jeżeli znam kogoś, kto
szczególnie zasłużył na miłość, to właśnie ciebie.
Złoty Chłopiec otworzył usta,
aby coś powiedzieć, jednak został otoczony przez tłum i pociągnięty w stronę
stołu nowożeńców. W jego głowie panował chaos. Coś było zupełnie nie tak!
Dlaczego nawet najbliżsi składali mu gratulacje, jakby osiągnął pełnię
szczęścia? Przecież przyjaciele wiedzieli, że ten ślub był farsą. Co jest
grane, do cholery?
Draco unikał go, odkąd opuścili
ministerstwo. Umiejętnie lawirował pomiędzy gośćmi, jednak ani razu nie
podszedł do swojego świeżo poślubionego męża. Harry przyglądał mu się ukradkiem
i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Malfoy jest czymś wystraszony, chociaż z
uśmiechem grał swoją rolę.
— Panie Potter… — Młody
człowiek, którego widział dziś w otoczeniu aurorów, stanął przed nim i podał mu
jakąś teczkę. — To kopie dokumentów potwierdzających zawarcie małżeństwa.
Mieliśmy wręczyć je państwu na miejscu, jednak zbyt szybko opuściliście
ministerstwo.
— Dziękuję. — Harry ostrożnie
wziął teczkę i ruszył w kierunku wyjścia z sali. To był idealny moment, aby
wreszcie dowiedzieć się czegoś. — Ron! — krzyknął na widok przyjaciela. — Przejdziesz
się ze mną? Muszę odnieść te papiery.
— Jasne. — Weasley odstawił na
stolik talerzyk z niedojedzonym ciastem i ruszył za nim.
Kiedy tylko za ich plecami
ucichł gwar dobiegający z jadalni, nie zwalniając kroku, Harry spojrzał na
przyjaciela i zapytał.
— Co się do diabła dzieje?
— Niby co? — Ron wszedł za
Potterem na schody prowadzące do jego komnat.
— Czemu wszyscy odstawiają
szopkę? Te gratulacje i w ogóle, jakbym połączył się z nim na wieczność. Ja
rozumiem, że musimy odgrywać swoje role, ale tak między sobą możemy być
szczerzy.
Ron spojrzał na niego dziwnie,
przystając pod obrazem węża, który na dźwięk głosu Harry'ego odsunął się,
wpuszczając ich do środka.
— Harry, ty wiesz co się dzisiaj
stało, prawda? — zaczął ostrożnie.
— Wziąłem ślub z Malfoyem i tym
samym wyciąłem sobie rok z życiorysu? — Potter oparł się o ścianę, obracając w
dłoniach teczkę z dokumentami.
— Nie wiesz… — Ron usiadł na
kanapie, nerwowo pocierając skronie.
— Możesz jaśniej? Zaczynam się
denerwować.
— Usiądź może lepiej, co? —
Weasley westchnął z rezygnacją. — Nie wiem, od czego zacząć.
— Może od początku? —
podpowiedział Potter, osuwając się po ścianie i siadając na miękkim dywanie.
— Cholera… Widzisz, są dwa
rodzaje przysiąg małżeńskich. Zazwyczaj ludzie przysięgają sobie, że będą
dzielić dom, życie, pomagać sobie nawzajem, zapewniać opiekę w potrzebie.
— Nie widzę różnicy w tym, co
przysięgaliśmy sobie z Malfoyem.
— Niby wszystko tak samo, ale w
waszej przysiędze pojawiła się deklaracja dzielenia ze sobą magii. Harry, to
ewenement, starożytna formuła, prawie nikt się na to nie decyduje. Wasza magia
jest teraz połączona, możecie współczarować!
— Co? — Oczy Wybrańca
rozszerzyły się w szoku.
— Podzieliłeś z nim moc. Można
powiedzieć, że wasza magia jest teraz kompatybilna, uzupełnia się. To bardzo
niebezpieczna przysięga, gdyby coś poszło nie tak, mogliście zginąć lub stać
się charłakami. Jeżeli masz zamiar zabić teraz Fretkę, to odpuść sobie. Był
przerażony, od razu było widać, że nie nic nie wiedział i został postawiony
przed tym zupełnie bezwiednie.
— Rozwód? — Pottera ogarnęło złe
przeczucie.
— Nie wiem, Harry. To magia, raz
połączona… Nigdy nie było rozwodów w czystomagicznych związkach. Nawet nie
wiem, czy wasza moc może być rozdzielona, a jeżeli tak, to czy nie wpłynie to
na was. To ingerencja w rdzeń, a z tym nie ma żartów.
— Ja pierdolę… — Brunet pobladł
i ze złością zerknął na trzymaną w ręku teczkę. — Dlaczego akurat na mnie
musiało to trafić? — Wyciągnął papiery i w zdenerwowaniu przebiegł po nich
wzrokiem. — Nie chcę teraz o tym myśleć, porozmawiam z Hermioną, ona na pewno
znajdzie na to sposób.
— Kurcze, słuchaj, nie obraź się
albo coś… — Ron bawił się rękami, wykręcając sobie palce. — Może to
przeznaczenie? Nie wściekaj się, po prostu to przemyśl.
— Ron! — Harry patrzył na niego
z przerażeniem. — To Malfoy! Fretka! Wredny Ślizgon! Nie lubimy go, nie trawimy
jego osoby, pamiętasz?
— Wiem, ale cholera… Takie coś
zdarza się bardzo rzadko, wszyscy wierzą, że to jak odnalezienie drugiej
połówki czy jakoś tak, nazwij to jak chcesz.
— Nie poznaję cię! — Potter
pokręcił głową. — Zresztą… — spojrzał na papiery. — Może da się to jakoś odkręcić.
Najwyraźniej coś z piórem było nie tak, bo nie widzę naszych podpisów.
Ron wsunął palce pomiędzy swoje
rude włosy i jęknął coś niezrozumiale.
— Co znowu? — Harry spojrzał na
niego niespokojnie.
— Pióro nie było zepsute —
wymamrotał przyjaciel. — Wiesz, te podpisy, no… One się pojawią.
— Kiedy? — Potter przełknął
ślinę, tknięty złym przeczuciem.
— No, kurde, Harry, wiesz…
— Właśnie problem w tym, że nie
wiem! — Brunet mocniej zacisnął palce na dokumencie.
— Pojawią się, jak… Cholera no,
musisz się z nim przespać — wysapał Ron i odwrócił twarz w kierunku okna,
unikając wzroku Złotego Chłopca.
— Jak to prze… przespać? —
Wybraniec pobladł lekko.
— Ja pierdzielę, normalnie,
skonsumować małżeństwo. Takie jest prawo.
— Czyli że co? Noc poślubna? —
Harry poczuł, jak robi mu się słabo. To paranoja czy tylko zły sen?
— Wiesz, małżonkowie zwykle ze
sobą śpią — mruknął Ron.
— Ale my nie jesteśmy normalnym
małżeństwem! — wrzasnął chłopak. — Nie mów mi, że wiedzieliście o tym od samego
początku, że Malfoy wiedział!
— Myślałem, że wiesz — zaperzył
się przyjaciel. — Zawsze tak było!
— Wyobraź sobie, że nigdy dotąd
nie brałem ślubu! Skąd do diabła miałem znać takie szczegóły? W mugolskich
małżeństwach nie ma takich rzeczy, nikt nikomu do sypialni nie zagląda!
— Nie wrzeszcz na mnie! To nie
moja wina, ja tego nie ustalałem! Dawniej sprawdzano prześcieradła, albo
magicznie wykrywano takie rzeczy, jednak za dużo z tym było zachodu, więc
zaczarowano dokumenty tak, że pokazują one nazwiska w momencie, gdy związek
staje się ważny.
— Ron, ale Merlinie, ja i
Malfoy… Razem?! — jęknął Harry.
— No wiem, kurcze, ty nawet nie
jesteś gejem, rozumiem jak musi być ci trudno — westchnął Weasley.
— Powiedzmy. — Potter podniósł
się z podłogi i powlókł do sypialni, gdzie wrzucił papiery na dno szuflady.
Odwrócił się i jego wzrok padł na łóżko. Kurwa, to będzie ciężka noc — jęknął
w duchu.
***
Severus błądził po sali,
obserwując otaczających go ludzi. Widział, jak Potter zniknął z Weasleyem i
zastanawiał się, gdzie mogą tak długo być. Szlag, reporterzy już rozglądali się
za Wybrańcem. Czy on nie mógł przynajmniej raz stanąć na wysokości zdania?
Przez całe popołudnie zastanawiał się nad tym, co wydarzyło się w ministerstwie
i doszedł do wniosku, że to nie było dziełem przypadku. Skierował swe kroki w
stronę siedzącej przy stoliku Narcyzy, która z zaciętą miną sączyła wino.
— Jak to zrobiłaś? — zapytał bez
ogródek, siadając obok niej.
— Nie wierzysz w mój dar
przekonywania? — Kobieta nawet nie udawała, że nie wie o co chodzi.
— Wierzę w Imperiusa — warknął. —
Jak mogłaś zrobić to własnemu synowi?!
— Zrobiłam to dla niego! —
Skrzywiła się ze złością. — Ten facet był oporny, Imperio i delikatna
modyfikacja pamięci nie są niczym złym, kiedy działa się w dobrej sprawie.
— Niczym złym? — syknął
zdenerwowany. Narcyza go przerażała. — Przez ciebie odczytano starożytną
formułę, Draco mógł zginąć!
— Przesadzasz, nic by się mu nie
stało, jego moc jest zbyt wielka, poza tym… — spojrzała na niego beznamiętnie —
Czasami śmierć jest lepsza niż wstyd, który sprowadził na rodzinę tym
małżeństwem.
— Jesteś szalona! To Potter!
Wiesz, ile osób marzyło o tym, aby oddać mu rękę swojego syna lub córki? Ludzie
uważaliby to za zaszczyt, a ty…
— Ten człowiek zniszczył moją
rodzinę, to przez niego Lucjusz leży teraz w szpitalu. To on sprowadził Draco
na złą drogę — warknęła, gwałtownie odsuwając od siebie kieliszek.
— Nie rób ze swego syna
marionetki w rękach Pottera. Draco sam wybrał, co było optymalne w tej
sytuacji.
— Nie będę o tym z tobą
rozmawiała. Jesteś takim samym zdrajcą jak on, a ja muszę dbać o honor rodziny,
zwłaszcza teraz, gdy Lucjusz już nie może. — Odsunęła krzesło i wstała,
poprawiając szatę. — Mam dosyć tej farsy, wracam do siebie.
Patrzył jak lawirowała pomiędzy
ludźmi z fałszywym uśmiechem na twarzy, po czym stanęła przy kominku i wrzuciła
do niego proszek Fiuu. Musiał porozmawiać z Draco. Narcyza była niebezpieczna i
osłony nie powinny wpuszczać jej do zamku bez uprzedzenia.
— A więc Imperius. — Jasnowłosy
chłopak usiadł ciężko na krześle, które dopiero co opuściła jego matka.
— Słyszałeś.
Draco ruchem głowy wskazał biały
muślin, który ozdabiał ścianę obok stolika i przy okazji zasłaniał ukryte za
nią drzwi.
— Byłem w odpowiednim miejscu i
o odpowiedniej porze. — Wzruszył ramionami. — To wariatka. — Spojrzał na ojca
chrzestnego z rozgoryczeniem.
— Powiedziałbym raczej, że jest
bardzo zdeterminowana i nienawidzi Pottera.
— Mogła nas zabić — warknął. —
Mnie mogła zabić! Przedłożyła własne dyktatorskie zapędy nad moje życie. Od
dawna wiedziałem, że jest opętana na punkcie swego nazwiska, ale nie sądziłem,
że do tego stopnia.
— Mogłeś to przerwać, mogłeś nie
wypowiadać tych słów. — Snape spiorunował go wzrokiem.
— Mogłem, ale to by zniszczyło
to, nad czym pracowaliśmy. Gazety nie dałyby nam żyć. Poza tym, nie jestem
tchórzem.
— Nie jesteś — zgodził się
Snape. — Co teraz?
— Noc poślubna. — Draco rozparł
się na krześle i skrzywił się, widząc wchodzącego do sali Pottera. — Ale
najpierw dajmy ludziom to, czego oczekują. — Wstał i podszedł do wyraźnie
zdenerwowanego Harry'ego.
— Przedstawienie musi trwać —
mruknął, nachylając się nad nim, łapiąc go za rękę i wyciągając oszołomionego
mężczyznę na środek pomieszczenia. — Grają naszą melodię.
Hej,
OdpowiedzUsuńno i pojawił się Michael, Harry nic nie wiedział o tej przysiędze, to wszystko zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiła by Samuelowi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńno i pojawił się Michael ;) Harry zupełnie nie miał pojęcia o tej przysiędze... wszystko zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiła by Samuelowi?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no i pojawił się Michael ;) Harry zupełnie nie miał pojęcia o tej przysiędze... a wszystko to zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiłaby Samuelowi?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza