poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - X


Szpital Świętego Munga nigdy nie był ulubionym miejscem Draco. Tłumy ludzi przewalały się tam i z powrotem, otaczając go nieprzyjemnymi zapachami i podniesionymi głosami. Zewsząd rozlegały się pojękiwania i pokrzykiwania chorych. Czasami z którejś z odległych sal dochodził wrzask kogoś porażonego klątwą, poparzonego lub poranionego przez jakieś magiczne stworzenie.
Białe ściany korytarzy, szare podłogi i duże zakratowane okna również nie poprawiały nastroju.

Młody mężczyzna szybkim krokiem przemierzył drogę do windy i z ulgą wysiadł na czwartym piętrze. Rozejrzał się dookoła i pchnął drzwi do jednej z bocznych separatek.
Pokój pomalowany był na mdły, lawendowy kolor, na podłodze leżał wyblakły dywan przedstawiający jakiś skomplikowany wzór, w oknie ktoś powiesił białą firankę, która powiewała delikatnie, poruszana sierpniowym wiatrem.


Draco kilka razy odetchnął, zanim podszedł do stojącego pod ścianą łóżka. Przysunął sobie twarde, niewygodne krzesło i usiadł na nim zdecydowanie. Przez chwilę poprawiał szaty, wygładzając je na kolanach, po czym podniósł głowę i spojrzał na leżącego na posłaniu mężczyznę.

— Witaj, ojcze. Zapewne zastanawiasz się, co tutaj robię… — Spróbował nadać tonowi swego głosu spokojnie brzmienie, lecz kolejne spojrzenie na jasnowłosego mężczyznę leżącego bez ruchu pod białą kołdrą spowodowało, że zacisnął usta i gwałtownie wstał z krzesła, by podejść do okna.

— Zabawne, jestem dorosłym człowiekiem, nawet nie możesz mnie skarcić, a nadal gdy patrzę na ciebie, nie potrafię sklecić żadnego sensownego zdania. — Usiadł na parapecie i spojrzał w dół na równo przycięte trawniki. — Właściwie nie wiem, po co tutaj przyszedłem, nawet nie wiem, czy mnie słyszysz… — Zacisnął dłonie na pręcie kraty. — Wstępuję w związek małżeński… Cieszysz się? Zawsze mówiłeś mi, że ród Malfoyów jest silny, dumny i moim obowiązkiem jest go przedłużyć. Cóż… Niekoniecznie odbędzie się to po twojej myśli. Zostanę mężem i będę miał męża. Brzmi znajomo? Tak, idę w ślady twego niegodnego kuzyna, który przez to został wyklęty z rodziny. Nie żeby małżeństwa pomiędzy mężczyznami były czymś dziwnym, prawda? Jednak nie dotyczy to rodziny Malfoy, w końcu my rządzimy się własnymi prawami. — Zaśmiał się ponuro. — Zapewne chcesz wiedzieć, kto jest moim wybrankiem? To naprawdę długa i zawiła historia, gdybyś mógł się ruszać, przeczytałbyś o niej na pierwszych stronach wszystkich gazet. — Zeskoczył z okna i podszedł do łóżka, przez chwilę patrzył z góry na ojca, po czym usiadł obok niego i pochylił się nad leżącym. — Widzisz, ojcze… — Przesunął pomiędzy palcami długi, prawie biały kosmyk. — Przyłapano mnie… przyłapano praktycznie nagiego w uścisku innego mężczyzny. Zawiłość pewnych spraw, o których nie będę się rozwodził, sprawiła, że niestety muszę sformalizować ten związek. To chyba było kuriozum wczorajszego dnia. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, jak zawsze mówiłeś, i zabawne jest to, iż my się nie pieprzyliśmy… — Spojrzał na swoje ręce, w których trzymał nadal kosmyk włosów Lucjusza. — Oczywiście, gdybyś mógł mówić, usłyszałbym zapewne, że Malfoy tak się nie wyraża, ale skoro nie możesz… A więc tłum reporterów zastał nas w pozycji — przyznam — dość niewybrednej. Dzisiejsze zdjęcia w gazetach raczej nie nasuwają żadnych wątpliwości. Ironią losu jest to, że tak naprawdę nie miało to nic wspólnego z seksem, dałem się ponieść emocjom i biłem się. Na pięści, jak zwykły mugol, z całym tym tarzaniem się po podłodze, przekrzykiwaniem i ciągnięciem się za włosy. Widzisz więc, że zaszła horrendalna pomyłka, jednakże… gdyby przyszli później… — Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym potrząsnął głową i przysunął się bliżej, prawie wyszeptując do ucha leżącego ostatnie słowa — Harry Potter. Czy to cię dziwi? — Odsunął się gwałtownie i stanął na środku pokoju. — Harry Potter… mój przyszły mąż. Życie jest zabawne, nie sądzisz? Możesz być spokojny, matka przysłała mi już wyjca. Odniosłem wrażenie, że lekko straciła nad sobą panowanie. Było dużo płaczu, krzyku i rozpaczy nad tym, że nie może mnie wydziedziczyć. Czasami naprawdę opłaca się być głową rodu. Można popełniać błędy, być ostatnim dupkiem, a nikt nie może nic z tym zrobić, ale ty o tym wiesz, prawda?
Zawiodłem cię po raz drugi, ojcze, ale nie po raz ostatni. Jak to mówią, do trzech razy sztuka, a ja już zrobiłem ten trzeci krok. Ród Malfoyów wbrew pozorom nie wygaśnie, gdyż muszę cię poinformować, że już wyznaczyłem swojego dziedzica.

Zamilkł, jakby się z czymś zmagał, po czym zaczął nerwowo przemierzać pokój.

— Ma na imię Samuel. Piękne imię, nie sądzisz? Arystokratyczne, ty zapewne byś mu takiego nie nadał. Nie, ty w ogóle go nie nazwałeś… Dziecko z przypadku, porzucone i odtrącone, przez rok wychowywane w najgorszym z sierocińców. Alecto przed śmiercią głośno się śmiała, opowiadając mi o nim. Była taka szczęśliwa, mogąc mnie pognębić. Zapewne myślała, że już nie żyje, w końcu mały chłopiec raczej ma marne szanse w takich warunkach, zwłaszcza przez tak długi czas. Myliła się, nawet nie wiedziała jak bardzo. Odnalazłem go… Nie miał imienia, ani nazwiska, a jednak nie było żadnej wątpliwości, że to Malfoy. Ma moje włosy i kolor oczu. Nawet maleńkie znamię pod lewą łopatką jest takie same jak u mnie. Wspaniały chłopak. Inteligentny, ciekawy świata i, co najważniejsze… Nie jest zimny, nie zna słowa „maska", nie ubiera jej, wstając rano i nie zdejmuje przed snem. Nie nauczyłem go tego i nie mam takiego zamiaru. Wystarczy już skrzywdzonych dzieci w tej rodzinie.
Mówi do mnie „tato"…

Przerwał i niespokojnie spojrzał na ojca.

— Powinienem zapewne go nienawidzić. Szedłem tam z przeświadczeniem, że zabiorę go z tego miejsca, zapewnię mu opiekę w jakiejś rodzinie i zapomnę, że istnieje.
Stał na korytarzu, ubrany w coś szarego i brudnego, a jednak jego oblicze lśniło, odróżniało się tak bardzo od umorusanych twarzy innych dzieci. Spojrzał na mnie i już wiedziałem, że to on. A potem zapytał… „Czy ty jesteś moim tatą?" Wiesz, jak się poczułem? Wiesz, jakie wrażenie to na mnie wywarło? Po raz pierwszy nie wiedziałem, co powiedzieć! Zabrałem go i nie oddałem nikomu! Chociaż nie mogę być z nim cały czas… pozwalam mu mówić tak do mnie. Kiedyś, już niedługo, będę musiał mu powiedzieć, wytłumaczyć i odkładam tę chwilę, odwlekam ją, bo wiem, iż go to zrani…
Zamknąłem ten ośrodek, użyłem wszystkich swoich wpływów, aby te dzieci trafiły pod opiekę ludzi, którzy będą potrafili się nimi zająć. Czarodzieje, nawet ci odrzuceni, nie zasługują na taki los.
Zapewne powiedziałbyś mi, że źle postępuję, że miłosierdzie to cecha ludzi słabych. Ale dzieci, ojcze?

Przystanął przy stole i nalał sobie wody z dzbanka. Przez chwilę ciszę zakłócał tylko śpiew ptaków za oknem. Wesoły i odległy, nie mający nic wspólnego z tym ponurym pokojem.

— Rozgadałem się, ale nigdy nie miałem odwagi wykrzyczeć ci tego w twarz. Wybrałeś mi doskonałego ojca chrzestnego. Świetnie mnie rozumie, ale rozmowa z nim nie jest tym, czego w tej chwili potrzebuję.
Myślę, że tak wiele zmian w moim życiu spowodowało, iż czuję się, jakbym stał przed nową, nieznaną drogą. Zanim na nią wejdę, potrzebuję wyrzucić z siebie to, co zżera mnie od środka. To, co ty sam zasiałeś i patrzyłeś, jak puszcza pędy. Jeżeli mam zacząć od początku, muszę się tego pozbyć, a na pewno doskonale wiesz, że chwasty najlepiej wyrywać pod okiem ogrodnika, nawet takiego, który dopuścił do zaniedbania ogrodu.
Czasami myślę, że normalny syn powinien czuć wyrzuty sumienia, patrząc na własnego ojca, będącego dzięki niemu pustą skorupą. Wiesz, co ja czuję, patrząc na ciebie? Wściekłość. Rozsadza mnie złość na to, że tak bardzo się myliłeś.
Zawsze uważałem cię za kogoś wielkiego, kogoś, kto zawsze ma rację. Byłem dumny z bycia Malfoyem, a ty to zniszczyłeś.
Nigdy nie pozostawiałeś mi wyboru, zawsze chciałeś decydować o moim życiu. Myliłeś się… Bo to cholerne życie było moje! Tylko moje! I to ja miałem prawo pokierować nim tak, a nie inaczej! Nigdy nie chciałem służyć Voldemortowi! Dla mnie był popieprzonym, spaczonym sukinsynem! Nie rozumiałem jego obsesji czystości krwi, bo on sam nie był niczym więcej jak bękartem mugola!
Merlinie, nie jestem dobrym człowiekiem, nie potrafię patrzeć na szlamy jak na równych sobie. Mugole to dla mnie niższy gatunek, o tak, tutaj się zgadzamy. Jednak masowe morderstwa? Fascynacja torturami? Cruciatus w ramach podziękowań za lojalność? Jak bardzo trzeba być chorym? A ty mu służyłeś, położyłeś przed nim naszą rodzinę na srebrnej tacy i sądziłeś, że ja na równi z innymi dam się pożreć. Komu?! Facetowi wyglądającemu jak gad, któremu przerwano proces ewolucji?! Maniakowi na tronie z kości?! Jak widzisz, nigdy nie pociągało mnie sekciarstwo.
Mogłem cię uratować, mogłem zrobić coś, co wykluczyłoby cię z ataku na Hogwart, ale nie zrobiłem tego. — Objął się ramionami jakby nagle zrobiło mu się zimno. — Znowu dzieci, ojcze. Pamiętasz noc przed atakiem? Zapytałem cię: „Dlaczego Hogwart? Tam jest tylko chmara dzieciaków". Twoja odpowiedź… „Cel uświęca środki." — Pokręcił głową, jakby nie mógł czemuś uwierzyć. — Poświęciłbyś wszystkie te dzieci, nie mogące się bronić, nie znające czarnej magii, tylko dlatego, że on chciał Hogwart… Zamek, mury, cegły i magia. Bastion, który nigdy mu się nie poddał. Iluzję.
Wtedy zrozumiałem, że jesteś taki sam jak oni wszyscy, zaślepiony, zły, nie masz uczuć, a jeżeli kogoś kochasz, to jest to tylko ten cholerny gad! Więc pozwoliłem ci pójść. Ironią losu jest to, że to nie obrońcy zamku cię zniszczyli, a klątwy twoich własnych Śmierciożerców.

Podszedł do łóżka i ostatni raz spojrzał na Lucjusza.

— Nigdy więcej tutaj nie przyjdę. Nie odczuwam takiej potrzeby. Chciałem tylko, abyś wiedział, że nie zniszczyłeś naszej rodziny. Nie żebyś nie chciał, po prostu nie udało ci się to. Pobierzemy się z Potterem, wprowadzę nemezis do naszej rodziny. Samuel zostanie moim spadkobiercą.
Tylko tyle chciałem, abyś wiedział. Zostań tutaj, bezwładny, bezbronny i umarły za życia. Poczuj, jak smakuje twoja własna porażka.

Przez moment wpatrywał się w nieruchomą twarz ojca, jakby usiłował utrwalić sobie jego wizerunek. Po czym odwrócił się i opuścił pokój.
Po kamiennej twarzy leżącego mężczyzny spłynęła jedna, samotna łza bezsilności i nikt nie byłby w stanie stwierdzić, czy wywołała to wściekłość, czy może ogromny żal za tym, co stracił.

***

Ciche pukanie do drzwi spowodowało, że skulony w rogu kanapy chłopak podskoczył i spojrzał pytająco na węża.

Panna Granger prosssssi o wpussszczenie jej do śśśrodka — zasyczał gad.

— Niech wjedzie — mruknął Harry i mocniej otulił się kremowym kocem.

Obraz przesunął się, przepuszczając drobną dziewczęcą postać. Hermiona ubrana była w ciemną, śliwkową szatę z drobnym haftem przy mankietach. Szeroki kołnierz miękko układał się na jej ramionach, a drobne guziczki migotały połyskliwą czernią przy każdym ruchu.

— Hej, Miona — jęknął cicho, patrząc podejrzliwie na pokrowiec spoczywający w zgięciu jej ramienia.

— Harry, jak długo masz zamiar się ukrywać? — Spojrzała na niego karcąco.

— Jak długo będzie trzeba. — Wzruszył ramionami. — Żadna radocha patrzeć na wasze grobowe miny.

— Bardzo mi przykro, że się o ciebie martwimy — prychnęła i położyła pokrowiec na oparciu fotela.

— Wiem, wiem. — Machnął ręką i opuścił nogi na podłogę, odrzucając pled. — Co to?

— Umm… — Dziewczyna zaczerwieniła się lekko. — Przysłano twoją szatę ślubną.

— Ślubna szata… — Harry podniósł się i podszedł do fotela z ponurym wyrazem twarzy. — Powiedz, jest czarna, a na ramieniu ma opaskę żałobną?

— Raczej nie. — pokręciła głową. — Posłuchaj, Harry. — Usiadła na kanapie i spojrzała na niego smutno. — Naprawdę rozumiem, że możesz czuć się przytłoczony i zdenerwowany, ale…

— Przytłoczony? Zdenerwowany? — Odwrócił się szybko w jej stronę i roześmiał się gorzko. — Miona, ja jestem przerażony! Mam zostać mężem Malfoya! Czy może być coś gorszego? To tak… to tak… — zawahał się, szukając odpowiedniego porównania — Jakby tobie kazano związać się z Parkinson. — Westchnął, gdy Hermiona wzdrygnęła się na jego słowa. — Sama widzisz. Moje życie to jakaś jedna wielka pomyłka i ktoś tam najwyraźniej świetnie się bawi, mieszając w nim raz za razem. Czasami mam wrażenie, że kieruje nim jakiś redaktor bardzo poczytnego szmatławca, goniącego za sensacją. Najpierw zabił mi rodziców, potem uczynił mnie zbawcą, następnie przeczołgał kolejno przez etapy niedowierzania, upokorzenia i prawie banicji, po to tylko, aby znowu wsadzić mnie na piedestał. Musi być zachwycony, popularność jego kukiełki osiągnęła szczyty!

— Harry...

— Ale nie, to mu nie wystarczyło. Złoty Chłopiec wypełnił swoje przeznaczenie — ciągnął dalej, jakby nie usłyszał przyjaciółki. — W końcu ileż można pisać ciągle o tym, jak zabił Voldemorta, prawda? Z czasem stałoby się to nudne, a na nudę nie można sobie pozwolić, o nie. Draco Malfoy! Jedna z najbardziej kontrowersyjnych osób, syn Śmierciożercy, super szpieg, bohater wojenny! Połączmy ich, przecież pomimo tego, że walczyli po tej samej stronie, w życiu prywatnym stoją na przeciwległych brzegach przepaści, więc… zbudujmy im most! Czy może być coś bardziej spektakularnego niż małżeństwo pomiędzy wrogami? — Spojrzał na nią ze złością. — A co ja jestem, pieprzona kukiełka? Można pociągać za sznurki i patrzeć jak podskakuje?

— Przestań, wiesz dobrze, że to był wypadek. — Hermiona nerwowo zacisnęła ręce na kolanach.

— Walę takie wypadki! — wrzasnął. — Moim życiem rządzą wypadki! A może ja chcę wreszcie robić coś sam? Decydować o sobie? Dlaczego każdy ma wybór, a moja droga jest wyrysowana jak na jakiejś cholernej mapie?! Dlaczego taki Malfoy może robić co chce, a ja…

— Oszalałeś?! — Dziewczyna zerwała się z kanapy. — Zastanów się, co mówisz! Sądzisz, że dla niego to jest proste? Myślisz, że marzył o tym, aby cię poślubić? Jest mu tak samo ciężko jak tobie!

— Bronisz go! Bronisz cholernego Malfoya?! Nawet ty jesteś przeciwko mnie — zawył, tracąc nad sobą panowanie.

— Nie bronię, po prostu patrzę na to racjonalnie. — Zatrzymała się i spojrzała na niego błagalnie. — Pomyśl, Harry. On też musi być zdruzgotany, on też ma uczucia…

— Merlinie! Zapomniałaś już, jak nazywał cię szlamą? Zapomniałaś, jak miał cię za śmiecia w Hogwarcie? A może jest inny powód? Może po prostu on ci się podoba, chciałabyś być na moim miejscu? Zazdrościsz, że to nie ty staniesz na ślubnym kobiercu? Wyobrażasz sobie, jak wyglądałabym wasza noc poślubna? Draco Malfoy jako kochanek. Ciekawe czy byłby delikatny, czy może wziął cię jak zwykłą…

Piekący ból zaatakował jego policzek, gdy z trzaskiem wylądowała na nim ręka Hermiony. Odruchowo złapał się za niego i zamilkł wpatrując się w przyjaciółkę z przerażeniem. Jego oczy powoli rozszerzyły się w szoku, gdy zdał sobie sprawę co powiedział.

— Wybacz mi, Mionka, naprawdę przepraszam, taki mi przykro — wymamrotał, opadając zrezygnowany na fotel.

— Powinno ci być przykro — wyszeptała drżącym ze złości głosem. — Gdybyś chociaż chwilę się zastanowił… Gdybyś spojrzał na to chłodno i z dystansem…

— Nie mogę. — Harry z ogromnym wysiłkiem powstrzymał łzy złości, rozgoryczenia i bezsilności. — Po prostu nie mogę. Czuję, jakby ktoś zamknął mnie w klatce, z której nie ma wyjścia.

— Harry… — Uklękła i oparła chwyciła jego twarz w dłonie. — Spójrz na mnie. Dobrze, a teraz posłuchaj. Nie powiem już nic o Malfoyu, może kiedyś zrozumiesz jak bardzo jesteście do siebie podobni. — Westchnęła, gdy w zielonych oczach błysnął gniew. — Wiem, że trudno ci się uspokoić, że ogarnia cię panika, ale musisz to zrobić. Jutro powiesz „tak", potem wytrzymasz w tym związku przez rok, a potem zaczniesz swoje własne życie, bez zobowiązań. Pomyśl, że robisz to dla tych dzieci, dla sierot, które tutaj znajdą dom i będą mogły dzięki tobie z czystą kartą wejść w dorosłość. To naprawdę gra warta świeczki.

Przez chwilę przyglądał się jej, obserwując emocje malujące się na jej twarzy, po czym pochylił się i ukrył twarz w jej włosach, wdychając ich migdałowy zapach.

— Postaram się.

***

— Jak on się czuje? — Ron oderwał wzrok od skrzynki, w której znajdował się kafel, dwa tłuczki i maleńki złoty znicz. Właśnie rzucał na nią zaklęcie, które miało spowodować, że tylko on mógł ją otwierać. Inkantacja zawierała hasło i reagowała na indywidualną strukturę magii Weasleya. Od rana krzątał się po boisku, usiłując pracą zająć myśli, które nieustannie wędrowały w stronę przyjaciela.

Hermiona usiadła na ławce i ukryła twarz w dłoniach.

— Jest źle, zupełnie stracił nad sobą panowanie, im bliżej ślubu, tym bardziej jest przerażony. Jutro przed ceremonią ktoś będzie mu musiał podać eliksir uspokajający, bo inaczej nic z tego nie będzie.

— Dziwisz mu się? — Ron odstawił skrzynkę i usiadł obok dziewczyny. — Pobierają się z Malfoyem, to chyba najgorsze co mogło go spotkać. Wiesz, jak się nienawidzą.

— Nienawiść to złe słowo, Ron. — Pokręciła głową, nerwowo skubiąc rąbek szaty. — Tak naprawdę, oni nie mają już za co się nienawidzić. Kiedyś, gdy traktowaliśmy Draco jako przyszłego Śmierciożercę, wszystko było proste. On był czarny, my biali, ale teraz? Jedynym, co skłania nas do patrzenia na niego jak na zło konieczne, jest to, iż żyjemy przeszłością. On się zmienił, my się zmieniliśmy i rozpamiętywanie tego, co było, nie przyniesie niczego dobrego.

— Naprawdę mnie zaskakujesz. — Chłopak potargał ręką rude włosy. — Mogę zrozumieć, że nie widzisz w nim już tego wroga, którym był dawniej, ale to nadal Malfoy. Zła Fretka, oślizgły drań patrzący tylko na siebie. Nie wiem, jakim cudem potrafisz widzieć w nim coś dobrego.

— Mam dosyć nienawiści… — Spojrzała na niego smutno, a zarazem jej wzrok nabrał intensywności. — Przez tyle lat żyliśmy zastanawiając się, czy kolejny dzień nie będzie tym ostatnim. Wszędzie widzieliśmy wrogów, pułapki i zdradę. Ja już naprawdę nie mogę. Muszę znaleźć w każdym coś dobrego, bo inaczej to wszystko, o co walczyliśmy, nie będzie miało sensu. Draco nie jest potworem. Voldemort był zły. Malfoy… to zwykły facet, mający wady i zalety. Dorósł tak jak i my i czasami kiedy go widzę, wydaje mi się, że dźwiga na swych plecach taki sam bagaż doświadczeń jak nasza trójka. Gdy myśli, że nikt na niego nie patrzy, z jego twarzy opada maska. Wtedy mogę dostrzec to samo piętno, jakie na nas odcisnęła wojna i to sprawia, iż wierzę, że niczym się od nas tak naprawdę nie różni.

Malfoy… Ron przymknął oczy, usiłując wyobrazić sobie chłopaka takim, jakim widziała go Hermiona. To było trudne, trudniejsze niż sądził. Ślizgon był zawsze ich wrogiem. To przez niego pluł ślimakami, to on doniósł na nich, gdy oddawali Norberta, należał do Inkwizycji i wraz z Umbridge śledził ich zaciekle. To cholerny Malfoy był na wieży w noc, gdy Dumbledore postanowił zagrać z nimi w kolejną grę — „umieram i zmartwychwstaję". Swoją drogą, to było podłe. Jednakże Draco dał sobie wypalić znak, oszpecając się na całe życie tylko po to, aby móc dla nich szpiegować. Zdradził swoją rodzinę, ryzykując wszystkim, co miał. Odrzucił więzy krwi, postawił na szali majątek i szlachectwo. Był po ich stronie, ryzykując co dzień odkrycie i śmierć. I niech mnie szlag, wywiązał się z tego zadania.

Ron powrócił myślami do dnia ataku na Hogwart. Draco zdradził im plany Śmierciożerców, spokojnie stał z pobladłą twarzą na szczycie wieży i obserwował walkę, z ukrycia wydając rozkazy i wskazując na mapie położenie wroga. Weasley myślał wtedy, że to z jego strony tchórzostwo. W końcu oni byli tam, na otwartym polu, czynnie walczyli, narażając się na niebezpieczeństwo, a cholerna Fretka siedziała bezpieczna w wieży Dumbledore'a. Z perspektywy czasu niechętnie przyznał, że Malfoy wykazał się niesamowitą odwagą i determinacją. Nie mógł się ujawnić, gdyż zdradziłby swą rolę szpiega. Jednak ani razu nie zawahał się i prowadził ich pomiędzy pułapkami z iście ślizgońską precyzją. Merlinie, nawet gdy jego ojca trafiły klątwy, on nadal trwał na posterunku. Być może z jeszcze bardziej pobladłą twarzą i z potarganymi włosami. Ron uświadomił sobie, że wtedy po raz pierwszy zobaczył w Draco człowieka. Nie Ślizgona, nie Fretkę, nie dupka, ale po prostu człowieka, z którym walczy ramię w ramię. Po wszystkim wyrzucił tę myśl z głowy i powrócił do oskarżania go o wszystko.

— Nie wiem, czy bym potrafił — mruknął.

— Potrafił co? — Hermiona spojrzała na niego uważnie i dopiero wtedy uświadomił sobie, że powiedział to na głos. Odwrócił twarz w stronę przesmyku, wbijając wzrok w odległą plażę.

— Zdradzić swojego ojca.

— On był Śmierciożercą. — Gryfonka od razu zorientowała się, o czym mówi przyjaciel.

— Pomimo wszystko nie wiem, czy bym był do tego zdolny.

— Zastanawiałeś się kiedyś, co musiał wtedy czuć? — Odgarnęła włosy, które opadły jej na twarz.

— Nigdy tak naprawdę, czasami tylko było coś na kształt zdumienia. Raczej nie chciałem się w to zagłębiać.

— To chyba wiele o nim mówi, prawda?

— Myślisz, że nie skrzywdzi Harry'ego?

— Obawiam się, że mogą skrzywdzić się nawzajem — westchnęła z rezygnacją.

***

Przy niedużym stole, nakrytym haftowanym obrusem, siedziały trzy osoby. Mały, jasnowłosy chłopiec przyglądał się z zainteresowaniem dwojgu dorosłym, których oblicza wyrażały zaniepokojenie.

— Coś się stało? — zapytał niepewnie.

— Draco chciał ci coś powiedzieć. — Severus nigdy nie mówił o chrześniaku jako o ojcu dziecka.

— To będzie coś złego? — Niepokój przemknął przez twarz Samuela.

— Zależy jak na to spojrzeć — mruknął blondyn, uciekając spojrzeniem przed karcącym wzrokiem Mistrza Eliksirów.

— Nie, Sam, to nic złego, po prostu pewnie sprawy się zmieniły i uznaliśmy, że powinieneś o tym wiedzieć. — Snape siłą woli powstrzymał się od kopnięcia starszego Malfoya pod stołem. Cholera, nigdy nie był dobry w rozmowach z dziećmi, a chłopak najwyraźniej chciał zwalić całą rozmowę na niego. — Draco? — powiedział z naciskiem.

— Eee… Tak. — Ślizgon wyprostował się i wziął kilka głębszych oddechów. — Samuelu, w życiu każdego mężczyzny przychodzi taki czas… — Zarumienił się lekko, widząc, jak ojciec chrzestny przewraca oczami. — Przychodzi czas, gdy trzeba pomyśleć o przyszłości i o tym, że żaden człowiek nie powinien być sam — kontynuował dzielnie.

— Nie jesteś sam, masz mnie i wujka Severusa. — Niebieskie oczy uważnie obserwowały dwóch dorosłych mężczyzn.

— Oczywiście, ale to nie wystarczy, każdy człowiek chce mieć kogoś, kto będzie z nim jeszcze bliżej, jako przyjaciel i ktoś bardzo mu drogi — powiedział. Potter jako ktoś bardzo drogi. Merlinie, powinienem sobie odgryźć język. — Dlatego też postanowiłem wziąć ślub — dokończył szybko.

— Brawo — parsknął Severus. — A teraz powiedz mi, to ty, czy Potter pod działaniem eliksiru wieloskokowego.

— Bardzo zabawne. — Draco z niesmakiem pokręcił głową. Przed przyjściem tutaj, przygotował sobie mowę, jednak kiedy usiadł już przy stole naprzeciwko dziecka, uświadomił sobie, że tak naprawdę nie wie co mu powiedzieć.

— Żenisz się? — chłopiec wytrzeszczył oczy. — Będę miał mamę?

— Świetnie… — Blondyn miał ochotę uderzyć głową w stół. Severus jako wsparcie moralne wcale się nie sprawdzał, a już na pewno nie teraz, gdy zaciskał usta, usiłując powstrzymać śmiech. — Tatę — mruknął cicho.

— Tatę już mam — stwierdził rezolutnie chłopiec.

— To będziesz miał dwóch — warknął Draco.

— Och… — Dziecko przez chwilę przetrawiało informację. — To dziwne — stwierdziło w końcu.

— Zupełnie nie wiem, jak ty go wychowałeś. — Snape splótł ręce na piersi i po raz kolejny zmierzył chrześniaka wzrokiem, w którym kryło się rozczarowanie nad jego nieudolnością.

— Jest jeszcze za młody na takie tematy — żachnął się Draco. — Chciałem poczekać, aż będzie starszy.

— Jestem już duży — zaperzył się Sam. — Zrozumiałem, będę miał dwie taty.

— Dwóch ojców — poprawił go automatycznie blondyn.

— Jak ma na imię?

— Ha… Harry. — Malfoy czuł jak w gardle rośnie mu wielka gula.

— O, tak samo jak dupek Harry Potter. — Samuel uśmiechnął się radośnie.

Obydwaj mężczyźni spojrzeli po sobie z przerażeniem.

— Samuelu, skąd znasz takie słowa? — Severus poprawił się na krześle, lekko pochylając się w kierunku dziecka.

— No, sami mówiliście nie raz o cholernym dupku Potterze. Jak się leży w łóżku, to wszystko słychać przez drzwi. — Chłopiec wyszczerzył się jeszcze szerzej. Niezmiernie go bawiło zakłopotanie ojca i wuja.

— Mój drogi, może czasami w zdenerwowaniu wyrwało nam się coś takiego… — Draco dziękował bogom, że siedzi, bo czuł jak po wypowiedzi Sama robi mu się słabo. — Jednak musisz pamiętać, że Harry Potter to zbawca czarodziejskiego świata. — Merlinie! Wychwalam cholernego Pottera. Gdzie jest Trelawney?! Ktoś powinien teraz przepowiedzieć koniec świata! — To ktoś bardzo ważny, o kim kiedyś będziesz uczył się na lekcjach historii. Powinieneś wyrażać się o nim z szacunkiem.

— Ty go nie lubisz — rzucił oskarżycielsko Samuel.

— O…oczywiście, że go lubię. — Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo.

— Akurat — prychnęło dziecko.

— Jest naprawdę inteligentny. — Snape stwierdził, że dawno tak dobrze się nie bawił. Zdenerwowanie malujące się na twarzy chrześniaka i jego nieudolna rozmowa z młodym Malfoyem odbywała się na naprawdę żenującym poziomie.

— Zamknij się — syknął Draco.

— Nic nie mówiłem! — Sam spojrzał na ojca urażony.

— Nie mówiłem do ciebie!

Dziwny odgłos dobiegł ze strony, gdzie siedział Severus. Ślizgon przysiągłby, że Mistrz Eliksirów się dusi.

— Dobrze się bawisz? — zapytał wściekły.

— Jak dawno nie — przyznał bez cienia skruchy mężczyzna.

— Świetnie!

— Wspaniale.

— Mam ochotę cię uderzyć.

— Przemoc przy dzieciach jest wysoce niestosowna.

— Kto to jest?

Obydwaj mężczyźni przerwali kłótnię i spojrzeli w kierunku chłopca, który zadał ostanie pytanie.

— Mężczyzna, już ci mówiłem — westchnął Draco.

— No, to wiem, ale kim jest, co robi? Jak się nazywa?

— Jest dyrektorem nowej szkoły i nazywa się… Właściwie to… — Ślizgon przesunął ręką po włosach, zapomniawszy, że burzy tym samym idealną fryzurę. — Harry Potter.

Przy stole zapadła cisza. Chłopiec przez chwilę wpatrywał się w twarze ojca i wuja z niedowierzaniem, jakby wiadomość powoli torowała sobie drogę do jego umysłu, po czym wybuchnął śmiechem.

— Harry Potter? Ten Harry Potter? Dupek Potter?

— Nie obrażamy członków rodziny. — Draco spojrzał na niego z dezaprobatą. — Nawet tych przyszłych.

— Jasne — zgodził się chłopiec. — Będę miał dwóch ojców, a jeden z nich to słynny Złoty Chłopiec, o którym piszą w gazetach. — Pomyślał przez chwilę, po czym uśmiech znów rozjaśnił jego twarz. — Fajnie!

— Cieszę się, że podchodzisz do tego z takim entuzjazmem. — Mięśnie twarzy blondyna zaprotestowały przeciwko jakiejkolwiek wymuszonej formie uśmiechu.

— No, chłopaki będą mi zazdrościć, nie raz bawiliśmy się w wojnę i nigdy nie mogłem być Potterem — poskarżył się. — Mówili, że mam za jasne włosy, a teraz on będzie moim tatą. Super!

— Zadziwiające jak dzieciom niewiele potrzeba do szczęścia. — Snape przyglądał się chłopcu z pewną dozą fascynacji. — Może powinieneś zaadaptować jego punkt widzenia?

— Proszę cię. — Draco wzdrygnął się teatralnie.

— To kiedy go poznam? Będę mógł teraz mieszkać z tobą? — pytanie na chwilę zawisło w powietrzu, sprowadzając wszystkich na ziemię.

— Eee…

— Doprawdy, zaczynam się obawiać, że potteryzm jest zaraźliwy. — Severus po raz kolejny wywrócił oczami. — Jeszcze nie jesteście po ślubie, a już przejmujesz niektóre jego nawyki.

— Niedługo nabawisz się oczopląsu — warknął Draco.

— Bynajmniej, panuję nad sytuacją.

— To kiedy? — wysoki dziecięcy głos przerwał po raz kolejny zbliżającą się sprzeczkę.

— W odpowiednim czasie. — Malfoy stanowczym ruchem odsunął krzesło i wstał od stołu.

— Czyli jeszcze długo nie. — Chłopiec spuścił oczy w wyrazie rezygnacji. — Nigdy mnie nigdzie nie zabierasz, nie znam nikogo z twoich znajomych poza wujkiem Severusem.

— Tłumaczyłem ci już…

— Czy ty się mnie wstydzisz?

Draco odwrócił się zdumiony w stronę dziecka.

— Nie, oczywiście, że nie, jak mogłeś tak pomyśleć?

— To dlaczego? Wszyscy moi koledzy mieszkają z rodzicami, a ty tylko mnie odwiedzasz. — W oczach chłopca zabłysły łzy. — Teraz się ożenisz i w ogóle nie będziesz o mnie pamiętał — ostatnie zdanie wyszeptał cicho.

Malfoy przez chwilę stał w milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć, po czym jakby kierowany jakimś wewnętrznym instynktem, podszedł do dziecka i przyklęknął obok jego krzesła.

— Sam, nigdy nie możesz myśleć, że o tobie zapomnę. — Odgarnął z czoła malucha jasne kosmyki. — Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i nic tego nie zmieni. Zabrałbym cię ze sobą już teraz, ale najpierw muszę uporządkować pewne sprawy. Nigdy nie chciałbym narazić się na niebezpieczeństwo, dlatego musisz tu zostać. Moje małżeństwo niczego nie zmieni, nadal będę odwiedzał cię tak często jak mogę. Obiecuję, że porozmawiam z Potterem o tobie i… — zawahał się chwilę — Może będziesz mógł go poznać osobiście.

— Naprawdę? — Samuel spojrzał w zatroskane oczy ojca, a niebieskie tęczówki błysnęły niespokojnie. — Obiecujesz, że mnie nie zostawisz?

— Nigdy. — Przyciągnął główkę dziecka do swej piersi i zanurzył twarz w miękkich włosach. — Jestem dumny, że mam takiego syna, nigdy o tym nie zapominaj.

***

Pół godziny później, po położeniu chłopca spać i rozmowie z opiekunką, Draco stanął cicho obok Severusa, który czekał na niego przy kominku.

— Okazywanie uczuć nie jest godne Malfoya, zapewne myślisz, że jestem żałosny. — Spojrzał wyzywająco na wuja.

— Prawdziwy mężczyzna nigdy nie jest żałosny, Draco. Jest czas na siew i czas na zbiory. Dziś zasiałeś coś bardzo ważnego, kiedyś zbierzesz tego plony. To coś, czego twój ojciec nigdy nie rozumiał.

W oczach starszego czarodzieja dało się dostrzec dumę i Draco po raz pierwszy od wielu dni poczuł, że ciężar uciskający jego ramiona jest odrobinę lżejszy.

3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, przez cały ten monolog Draco, to myślałam, o tym że może Lucjusz jednak słyszy i dobrze myślałam, a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia, a Samuel słodki z tekstem "jak ten dupek potter", a potem ta radość, że pozna Harrego Pottera, ciekawe jak Harry zareaguje,  czyli Draco nie od początku był z chłopcem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, kiedy Draco "mówił" do ojca, to myślałam, że może Lucjusz jednak wszystko słyszy... i tak właśnie było... a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia... a Samuel po prostu słodki z tym tekstem "jak ten dupek Potter", a potem tylko radość, że pozna Harrego Pottera ;) ciekawe jak Harry zareaguje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, kiedy Draco "mówił" do ojca, to moja myśl, że Lucjusz jednak może wszystko słyszy... i tak właśnie było... a potem ta samotna łza, pokazał, że jednak też ma uczucia... a Samuel po prostu słodki z tym tekstem "jak ten dupek Potter", a potem tylko radość, że pozna Harrego Pottera ;) ciekawe jak Harry zareaguje... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń