poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - IX


Hermiona po raz kolejny zerknęła na zegarek. Tłum reporterów z coraz bardziej zniecierpliwionymi minami zajmował krzesła ustawione przed stołem prezydialnym w wielkiej sali, która na ten dzień została przerobiona z jadalni w aulę.

Spotkanie miało odbyć się w samo południe, a Harry i Draco spóźniali się już ponad pół godziny.

Dziewczyna zacisnęła zęby i niechętnie spojrzała na siedzącego obok niej Snape'a. Wyraz jego twarzy dokładnie mówił, co zamierza zrobić z kimś tak niepunktualnym jak dwaj dyrektorzy Emeraldfog.

— Panno Granger, czy może mi pani łaskawie wyjaśnić, gdzie do cholery podziewa się Potter? — wysyczał w pewnej chwili. — Jego ego naprawdę cierpi na przerost, skoro uważa, że nie mamy nic innego do roboty, jak czekać, aż jego wysokość Wybraniec pojawi się łaskawie — ostatnie słowa prawie wypluł.


— To samo się tyczy pańskiego ulubieńca — mruknęła. — Malfoyowie chyba uważają, że spóźnienia są w dobrym tonie.

Snape przewrócił oczami i zacisnął usta w wąską kreskę. Nienawidził publicznych wystąpień, zrobił to dzisiaj tylko na prośbę swojego chrześniaka, który uważał, że pojawienie się znanego Mistrza Eliksirów i bohatera wojennego przysporzy szkole odpowiedniej renomy.
Być może popełnił kardynalny błąd, ponownie zgadzając się na nauczanie, w dodatku pod dyrektorstwem Pottera.

Stłumił westchnienie i przybrał najbardziej odpychający wyraz twarzy, gdy jedna z reporterek zwróciła na niego uwagę. Kobieta, która najwyraźniej szykowała się do zadania jakiegoś pytania, szybko zamknęła usta i spłoszona cofnęła się prawie ze swym krzesłem.
O jedną mniej, pomyślał.

— Panie Snape, czy może nam pan wyjaśnić, jak długo mamy jeszcze czekać? Proszę mnie poprawić, ale jeżeli punktualność na poziomie kadry zawodzi, to czego możemy oczekiwać od przyszłych uczniów?

Rita Skeeter. Obrzucił kobietę zimnym spojrzeniem, szukając w głowie wyjątkowo złośliwej odpowiedzi.

— Drodzy państwo… — Upierdliwa jak zwykle Granger uprzedziła jego wypowiedź. — Najwyraźniej coś ważnego zatrzymało obu dyrektorów. — Uniosła rękę, chcąc uciszyć powstałą wrzawę. — Nie! Nie zamierzamy niczego odwoływać! Zmienimy za to harmonogram. Sądzę, że dobrym wyjściem będzie zwiedzenie szkoły. Zapewne będziecie mieli potem jeszcze więcej pytań, na które chętnie udzielimy odpowiedzi.

Zebrani popatrzyli po sobie, po czym rozległy się odgłosy szurania krzeseł. Podekscytowany tłum ruszył w kierunku drzwi.

— Proszę mi pomóc, profesorze. — Snape poczuł szarpnięcie za rękaw. — Sama nie dam rady tej szarańczy, a na pewno nie chcemy, aby zaczęli węszyć na własną rękę.

Severus spojrzał na nią jak na wyjątkowo złośliwy okaz upersonifikowanej klątwy, która miała czelność uderzyć właśnie w niego.

— Trzeba było o tym pomyśleć, zanim pani zaproponowała im pstrykanie zdjęć na prawo i lewo — warknął. — Ja wracam do swoich komnat.

— Cóż… — Odwróciła się i ruszyła w kierunku reporterów. — Myślę, że jak będą chcieli zwiedzić prywatne kwatery nauczycielskie… Nie będę miała nic przeciwko skierowaniu ich do kilku z nich.

Co za złośliwa baba! Snape przez chwilę przyglądał się jej plecom z zaskoczeniem. Nie ma mowy, aby wpuścił to robactwo do swych komnat!

Odwrócił się i ruszył za nią. Niech tylko dorwie Draco!...

***

— Ja? Więc to moja wina? — Harry stał na środku komnaty, wpatrując się ze złością w blondyna.

— Po jaką cholerę wchodziłeś do tego pokoju? Każdy normalny człowiek sprawdziłby najpierw co to za komnata, zwłaszcza gdyby pojawiła się znikąd! — Draco nie dbał już o dobry ton, ani o arystokratyczne maniery. Był zły, więcej… Był wściekły! Od kilku godzin tkwił uwięziony w dziwnym pokoju ze swym najgorszym koszmarem w postaci Chłopca Który Nie Zamierzał Przestać Pakować Się w Kłopoty. Spodnie od piżamy, jakkolwiek jedwabne i w świetnym gatunku, niespecjalnie sprzyjały poczuciu wyższości. W dodatku czuł, że ma potargane włosy! Naprawdę, Potter był jak wrzód na dupie, nie dość, że upierdliwy, to jeszcze psujący wizerunek.

— Widać nie każdy, w końcu ty też wpakowałeś do niego swój arystokratyczny tyłek — odciął się Harry.

— Potter, nie wkurwiaj mnie. — Draco zacisnął pięści. — Przyszedłem tutaj za tobą, głąbie! I to tylko dlatego, że tak głośno wrzeszczałeś, że mój strażnik drzwi w końcu cię usłyszał.

— Przynajmniej on ma trochę oleju w głowie.

— To płótno olejne, matole! To, że zostało potraktowane magią, nie zmienia tego faktu. — Malfoy przeciągnął ręką po włosach w geście rezygnacji. — Wytłumacz mi jedno… Widzisz dziwny pokój, z którego słyszysz śpiew. Pominę fakt, że nikt tutaj nie śpiewa, ba, nawet to stare biurko nie skrzypi… Idziesz za głosem i… Jaki kretyn nie bierze w takim przypadku różdżki?!

— A gdzie twoja różdżka? Jakoś jej nie widzę. — Harry odwrócił się w kierunku Ślizgona z ogniem w oczach. — Sam tutaj przyleciałeś półnagi i bez niczego! Przyganiał kocioł garnkowi! — Zamrugał gdy Draco zaczął chichotać. — Czego?!

— Potty, posłuchaj sam siebie.

Złoty Chłopiec przez chwilę zastanawiał się nad swymi słowami, po czym zrozumienie wypłynęło na jego oblicze. Cóż, gra słów była może zbyt dosadna jak na jego gust, jednak nie mógł już tego cofnąć. W dodatku głupia Fretka nie przestawała się śmiać.

— Mógłbyś się zamknąć? Denerwuje mnie twój rechot — warknął.

— Niby dlaczego? Na dole trwa konferencja prasowa, wszyscy oczekują naszego wystąpienia. To, że tkwię tutaj w piżamie, usiłując rozmawiać ze szlafrokowym durniem… — zamilkł na chwilę, po czym zerknął na Harry'ego spod pół przymkniętych powiek. — Wiesz, Potter, doszedłem do wniosku, że to naprawdę cud, że ty i twoi pokręceni przyjaciele nadal żyjecie. Wystarczy zbliżyć się do ciebie i człowiek od razu wpada w kłopoty.

— Powiedziałem, żebyś się zamknął ! Usiłuję myśleć. — Harry był coraz bardziej wnerwiony.

— Myśleć? Nie rozśmieszaj mnie. Ty nie myślisz! Ty idziesz przez życie jak zombie, podtrzymywany za rączki przez szlamę i Wiewióra. — Draco spojrzał na niego gniewnie.

— Dosyć!

— Bo co mi zrobisz, Potty? Wyrzucisz mnie przez okno? Nic z tego, wyższe piętra są zabezpieczone magią. Nakrzyczysz na mnie? Pogrozisz mi? Jesteś żałosny. — Ślizgon oparł ręce na biodrach i wyzywająco wysunął podbródek.

— Wynoś się stąd, nie mogę na ciebie patrzeć — wrzasnął Harry i uderzył pięścią w biurko.

— I wzajemnie! Poszedłbym jak najdalej od ciebie, gdybym tylko mógł opuścić ten cholerny pokój! Wiesz, co zrobiłeś? Zawaliłeś najważniejszą konferencję prasową i to tuż przed rozpoczęciem roku w nowej, nikomu nie znanej szkole! Jak myślisz, co napiszą o nas jutro w gazetach? Mówią, że czasami facet myśli penisem, jednak jeżeli chodzi o ciebie, mam wrażenie, że jesteś wykastrowany. A może to ta szlama dzieli się z tobą mózgiem?

— Przeginasz, Malfoy! Odwal się od Hermiony i przestań ją obrażać! — Harry zbliżył się o krok do Ślizgona. — Ty zimny, wredny wężu, może i w czasie wojny byłeś po naszej stronie, ale widać, że nadal myślisz jak Śmierciożeca. Tatuś dobrze cię wyszkolił — syknął.

— Nie mieszaj w to mojego ojca! — Draco aż cały się zatrząsł. — Zimny, mówisz? Przynajmniej potrafię chłodno rozważyć każdą rzecz. Przeklęci Gryfoni, myślicie, że wygralibyśmy tę wojnę, nosząc serce na dłoni?!

— Przynajmniej mamy serca! Potrafimy czuć!

— Nie bądź melodramatyczny, dzięki dramaturgii niczego nie osiągniesz. — Draco nie zauważył, że już jakiś czas temu zeszli z głównego tematu. Robił się coraz bardziej wściekły, czuł znajomą adrenalinę, która zaczynała szybko krążyć w jego żyłach. Walka, kłótnia, nienawiść. Rozpierała go energia. Właśnie przeżywał coś, o czym wydawałoby się, dawno już zapomniał.

— Żal mi ciebie. Mały, zimny gnojek, który postanowił zostać bohaterem. Powiedz mi, Malfoy, przeszedłeś na naszą stronę, bo wiedziałeś, że wygramy? Chciałeś mieć zabezpieczone plecy? A może po prostu pasowało ci to, że twoje imię i nazwisko spoczęło w księdze honorowych wojowników? Chciałeś wprowadzić równowagę? Tatuś Śmierciożerca i synek bojownik o światło? — Z niewiadomych powodów Harry coraz bardziej tracił nad sobą panowanie. Jakby te lata, gdy nie miał obok siebie Malfoya, kumulowały w sobie całą jego złość, pozwalając jej teraz wybuchnąć. Gdzieś podświadomie czuł, że coś jest nie tak, jednak czerwona mgła już przysłoniła mu oczy, a jad sączył się z jego ust.

— Nienawidzę cię! — Draco doskoczył do Harry'ego, łapiąc go za przód szlafroka.

— Nic nowego, dupku — Harry popchnął go ze złością.

***

— Przed sobą mają państwo wieżę astronomiczną. — Hermiona otworzyła podwójne wrota, prowadzące na szeroki balkon, na którym stało kilkanaście lunet. Pod balustradą umieszczone były składane stołki. — Piękny widok, prawda? — Wskazała ręką w kierunku plaży, zalewanej w tej chwili wzburzonymi falami.

— Dormitoria umieściliście zgodnie z ich nazwami? Terran w lochach, Aerisan w wieży? — zaśmiał się jeden z dziennikarzy.

— Niestety, ża…

— To, gdzie znajdują się dormitoria, nie powinno nikogo obchodzić — przerwał jej dotąd milczący Snape.

— Dziennikarze mają prawo zadawać pytania — zaperzył się mężczyzna z dużym aparatem udoskonalonym dzięki magii.

— A profesorzy mają obowiązek chronić dzieci. — Snape splótł ręce na piersi, chowając dłonie w rękawach czarnej szaty.

— Obawiacie się ataku? — zaciekawiła się kolejna reporterka.

— Absolutnie nie! — Hermiona kategorycznie pokręciła głową.

— Więc skąd takie zabezpieczenia?

— W żadnej ze szkół nie jest podane do publicznej wiadomości miejsce, gdzie śpią uczniowie. A może interesuje to państwa z jakichś szczególnych względów? — Zmrużył oczy, rzucając im pełne jadu, wyzywające spojrzenie.

Hermiona wsunęła się pomiędzy tłum a profesora, chcąc zapobiec nadciągającej awanturze.

— Może obejrzymy dalszą część zamku? — zasugerowała delikatnie.

— A może poszukamy dyrektorów w ich komnatach? Zapewne pan Potter już powrócił i być może poszukuje nas… — Rita długim, pomalowanym na czerwono paznokciem, poprawiła okulary.

— Nie sądzę…

— Bardzo dobry pomysł — poparli ją inni. — W końcu to nie jest nasza ostatnia wizyta w zamku, gabinet dyrektora to serce szkoły.

Wspomnienie o Wybrańcu wywołało zbiorową euforię i wyrwało soczyste przekleństwo z ust Snape'a. Hermiona zgromiła go wzrokiem i poprowadziła rozochocony tłumek błyskający fleszami na prawo i lewo w kierunku komnat dyrektorskich. W końcu co mogło być złego w pokazaniu im, gdzie rezyduje Harry?

***

— Najchętniej rozkwasiłbym ten twój arystokratyczny nos — wysapał leżący na podłodze brunet, przyciskany do ziemi przez rozzłoszczonego Ślizgona.

— Spróbuj szczęścia, Potty — warknął Draco, mocniej wbijając kolano w jego żołądek i wydając przy tym jęk, gdy Harry wykręcił mu rękę, usiłując się obrócić.

— W szkole dokopałem ci wystarczającą ilość razy, aby pokazać, kto z nas jest silniejszy — prychnął Złoty Chłopiec, usiłując złapać oddech po tym, jak kolano mężczyzny niechcący zsunęło się niżej. Cholera! To zabolało, naprawdę!

— Potter, czyżbym uszkodził jaką ważną część twojego ciała? — zakpił Draco i niemal od razu pisnął, gdy Harry wcale nie po męsku pociągnął go za włosy.

— Przynajmniej mam ważną część ciała, w przeciwieństwie do mikroskopijnych Fretek. — Potter zaplótł nogi na jego biodrach, usiłując przeturlać się, by przycisnąć przeciwnika do podłogi .

— Jeszcze bym cię zawstydził, Gryfonku. — Draco przylgnął czołem do jego ramienia, dysząc mu w szyję. Cholerny Potter, jak śmiał targać go za włosy! Co za babskie zapasy odstawiał!

— Facet to nie tylko rozmiar jego fiuta, Malfoy, zasadniczo interesuje mnie grubość twojego portfela — warknął Potter, odsuwając głowę, gdyż gorący oddech rywala zdekoncentrował go na chwilę.

— Brzmisz jak tania dziwka… — Ślizgon poczuł jakby powrócił do czasów szkoły. Pomijając fakt, że gdy wtedy toczyli bójki, zarówno on, jak i Potter byli kompletnie ubrani. Rozchełstany podczas bójki szlafrok Wybrańca rozpraszał go i skutecznie odwodził od efektywnego kontrataku.

— Malfoy… Złaź ze mnie — warknął w pewnym momencie Harry, czując się coraz bardziej nieswojo.

— Zszedłbym, durniu, gdybyś zabrał nogi z mojego tyłka — wycharczał Draco.

— Ja nie…

W tym momencie przeklęte drzwi otworzyły się z hukiem, a pokój rozświetlił błysk fleszy, któremu towarzyszył zbiorowy okrzyk zaskoczenia.

Obydwaj mężczyźni gwałtownie zmrużyli oczy, odwracając głowy w kierunku przejścia, w którym stał… tłum reporterów.

— Ach, więc mamy przyczynę nieobecności dyrektorów na konferencji prasowej! — Głos znienawidzonej dziennikarki Proroka sprawił, że obaj zamarli.

— Panie Malfoy, czy mógłby pan łaskawie zejść z pana Pottera? — jadowity szept Severusa zabrzmiał głośniej, niż gdyby ten krzyczał. Harry opuścił nogi, a Draco poderwał się w tej samej chwili, wskakując za biurko i z przerażeniem stwierdzając, że ogniście czerwony Potter w zdenerwowaniu poprawia swój szlafrok. Ślizgon zerknął w dół, dziękując wszystkim bogom za to, że mebel był wystarczająco wysoki.

— Od jak dawna trwa ten związek?

— Czy pomysł powstania szkoły był wasz wspólny?

— Spotykaliście się już w szkole?

— Czy wasza wzajemna niechęć była tylko przykrywką dla ukrytego romansu?

Pytania posypały się z szybkością lawiny.

— Czy niemoralne prowadzenie się dyrekcji nie wpłynie negatywnie na nieletnich uczniów? — Pytanie Rity zmroziło wszystkich.

Draco po raz pierwszy nie wiedział, co powiedzieć. Wszelkie usprawiedliwienia i tak zabrzmiałyby co najmniej niestosownie. W końcu bójka pomiędzy nauczycielami, w dodatku zarządzającymi szkołą, była jednym z najgorszych tłumaczeń. Spojrzał na Pottera. No tak, czego on oczekiwał. Chłopak stał w szoku, nie odzywając się i wpatrując nerwowo w błyskającą fleszami publikę.

— Nasza dyrekcja nie prowadzi się niemoralnie.

Chłodny, lekko drżący głos Hermiony sprawił, że przeniósł na nią spojrzenie. Granger! Tak, jeżeli ktoś mógł ich z tego wyplątać, to tylko pani Wiem Wszystko. Na pewno wymyśli coś, co…

— Panowie Potter i Malfoy są parą od dłuższego czasu, po prostu nie obnoszą się z tym na forum publicznym.

Co ona pieprzy? Draco przyglądał się jej z pewnym zafascynowaniem, spowodowanym najprawdopodobniej szokiem, gdyż, gdyby miał świeży umysł, na pewno już dawno wykrzyczałby swój sprzeciw.

— Niemniej, uczniowie biorą przykład z kadry, związki pomiędzy nauczycielami są źle widziane — prychnęła Skeeter. — Przyzna pani, że to rzutuje na obraz szkoły. Chyba… Chyba, że taki związek zostałby sformalizowany — dokończyła z tryumfem.

Sformalizowany?! Draco spojrzał z przerażeniem na pobladłą twarz swego ojca chrzestnego, po czym przeniósł wzrok na stojącego obok Pottera. Ten jakby wyczuwając jego spojrzenie, odwrócił się i ich oczy spotkały się na moment. No cóż… Przez lata czekał, aby przeklęty Wybraniec patrzył na niego z przerażeniem, jednak zdecydowanie nie o taki moment mu chodziło i wbrew sobie, poczuł coś na kształt solidarności z Gryfonem.

— Ależ oczywiście. — Hermiona sztywno skinęła głową.

— Jak rozumiem, przed rozpoczęciem roku szkolnego? — indagowała nadal Rita, a jej samonotujące pióro poruszało się po pergaminie z szybkością błyskawicy.

— To nie pani interes. — Severus wreszcie się poruszył i stanął przed tłumem, odgradzając ich tym samym od winowajców, którzy wciąż stali jak spetryfikowani.

— Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, co dzieje się za murami tej szkoły. — Oczy reporterki błyszczały radością. Najwyraźniej była podekscytowana nowo odkrytą sensacją.

— To prywatna sprawa, opinia publiczna nie ma tutaj nic do rzeczy. — Severus postąpił krok do przodu.

— Jednakże przyzna pan, że społeczeństwo czarodziejskie jest dość pruderyjne i nie toleruje rozwiązłości, zwłaszcza gdy chodzi o nauczycieli, którzy winni dawać przykład ich dzieciom — głos zabrał dziennikarz jakiegoś podrzędnego pisma. Severus zerknął na jego plakietkę. Na fotografii mężczyzna szczerzył się idiotycznie.

— Panie Anderson, pragnę pana zapewnić, że w tej szkole nie będzie to miało miejsca. Jak już wspomniała panna Granger, związek obydwóch panów trwa już dość długo i zostanie zalegalizowany w najbliższym czasie. — Rozsadzała go wściekłość. Miał ochotę odwrócić się i sprawić, by obydwaj winowajcy zapłacili za to, przez co musi przechodzić i to bynajmniej nie z użyciem różdżki!

— Przed czy po rozpoczęciu roku szkolnego? — Inny głos przebił się przez jazgot tłumu.

— Przed — wycedził przez zęby Snape. Cóż, pomimo, że Draco był jego chrześniakiem, sam wpakował się w ten bajzel i nawet Severus nie wiedział, jak ma interpretować widok, który zastali po wejściu.

— Dlaczego do tej pory ukrywali fakt, że są razem? — zapytała jakaś jasnowłosa dziewczyna, pisząc na kartce mugolskim ołówkiem.

— Może dlatego, droga pani, że pan Potter jest osobą publiczną i nie miał zamiaru wywoływać zamieszania w mediach? — odpowiedział zgryźliwym tonem. — Sądzę, że zobaczyli państwo już dosyć dzisiejszego dnia. Dalsze informacje prześlemy pocztą. Dziękuję za przybycie i żegnam — zakończył konferencję głosem nie znoszącym sprzeciwu. Wypchnął protestujących reporterów z pokoju, po czym odwrócił się i morderczym wzrokiem obrzucił dwójkę stojącą w pomieszczeniu. — Was widzę za piętnaście minut w pokoju nauczycielskim. Ubranych!

***

— Zwariowaliście? Nie pobiorę się z tym… Tym… — zająknął się, wskazując palcem na Draco, który z pobladłą twarzą siedział milczący przy stole.

— Nie masz innego wyjścia. — Severus spojrzał na niego zimno. — Skoro tak wam było spieszno do konsumpcji waszej długoletniej przyjaźni, teraz musicie ponieść tego wszelkie konsekwencje.

— Ile razy mam powtarzać?! Biliśmy się! — wrzasnął roztrzęsionym głosem Harry.

— Leżąc roznegliżowani na podłodze? — zakpił Snape.

— Niedobrze mi chyba. — Zielony na twarzy Ron podpierał głowę ręką, jakby ta zaraz miała mu odlecieć.

— Tłumaczyłem już, drzwi nie chciały się otworzyć — wysapał Gryfon. — Pokłóciliśmy się i…

— Harry… — Hermiona ze zbolałą miną spojrzała na przyjaciela. — Od naszej strony to naprawdę wyglądało inaczej. Nawet ja byłam pewna, że… — zająknęła się. — No wiesz… — Spuściła głowę lekko zaczerwieniona.

— Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że mogłaś pomyśleć, że ja z nim… — Chwycił się za głowę i opadł na fotel.

— Harry nie jest nawet gejem — mruknął Ron.

No cóż, wspomniany Harry miał na tyle przyzwoitości, aby odwrócić wzrok.

— To nie ma nic do rzeczy — rzeczowo stwierdziła Hermiona. — Jutro w każdej gazecie na pierwszej stronie będzie zdjęcie tarzających się po podłodze Malfoya i Pottera. I nie, nie przesadzam — warknęła na widok zdegustowanej miny Harry'ego. — Jeżeli nie chcecie zniszczyć tej szkoły zanim w ogóle została otwarta, w przeciągu czternastu dni musicie podpisać dokumenty ślubne.

— Przesada — Draco wreszcie postanowił się odezwać. — Popiszą i przestaną, ja…

Głośny huk przerwał mu w pół zdania. Ze zgrozą stwierdził, że jego ojciec chrzestny podnosi się i zmierza w jego stronę. Twarz Severusa przypominała teraz chmurę gradową. Gdy oparł ręce na blacie, pochylając się przez stół w stronę młodego czarodzieja, jego oczy żarzyły się mrocznym płomieniem. Draco zamrugał i odruchowo cofnął się, przylegając mocniej do oparcia fotela.

— Przesada? — aksamitny głos Severusa wstrząsnął wszystkimi. — Przesada, mówisz, więc ci to wytłumaczę. Tłum rządnych sensacji szaleńców obejrzał dziś interesujący spektakl, gdzie w rolach głównych wystąpiło dwóch bardzo znanych mężczyzn. Jeden to słynny Harry Potter, Wybraniec, Zbawca Czarodziejskiego Świata. Ktoś, o kim pisze się zawsze i wszędzie. Wystarczy, że pan Potter kichnie, a już rozrasta się to do katastrofy, bo być może bożyszcze jest chore? Wiesz, co się wtedy dzieje? Tłum magomedyków zbiera się, aby debatować nad nowymi lekami, które być może będą skuteczne na przeziębienie biednego Wybrańca. Myślisz, że to śmieszne? — warknął do Rona, który odważył się zachichotać. — A teraz przypatrzmy się drugiej stronie. Draco Malfoy. Bohater wojenny, słynny szpieg w szeregach Voldemorta. Syn Śmierciożercy, znanego wszystkim Lucjusza Malfoya. Mężczyzna, który gdy wychodzi na ulice, jest oblegany przez tłum dziennikarzy albo rozentuzjazmowanych kobiet, które w przeważającej części też zapewne są reporterkami. Tajemnicą Poliszynela jest to, że obydwaj panowie szczerze się nie cierpią. I teraz podsumujmy — złowieszczo obniżył głos — Te dwie osoby zostają przyłapane praktycznie in flagranti, w dodatku zrobiono im zdjęcia. Jeżeli myślisz, że opinia publiczna zapomni… Jesteś głupszy niż Weasley. — zignorował oburzone prychnięcie Rona. — A więc, albo za tydzień powiesz „tak" i pobierzecie się z Potterem, albo możesz rzucić avadę na tę szkołę, bo skandal, jaki rozpętają media, osiągnie rozmiary apokalipsy i zrobi z tego zamku przybytek wszelkich rozkoszy. To zaś, zapewniam cię, nie spodoba się rodzicom nieletnich, którzy jakkolwiek gorąco uwielbiają Wybrańca, tak jak większość czarodziei, są jeszcze bardziej pruderyjni i zakłamani w swej cnotliwości.

— Naprawdę nic nie możemy zrobić? To jakiś nonsens… — Draco poczuł się nagle złapany w pułapkę bez wyjścia.

— Owszem, możemy. Zamykacie szkołę, Potter wraca do pracy aurora, a ty tracisz pieniądze.

— Mowy nie ma! — warknął Ślizgon, który na wspomnienie utraty funduszy zjeżył się i wyprostował dumnie. — Potter, włożyłem w ten interes połowę majątku, nie dam ci tego zaprzepaścić.

— Och jasne, bo to moja wina — rozdarł się Harry. — Niby ja się na ciebie rzuciłem!

— Sprowokowałeś mnie!

— Gówno prawda!

— Wspomniałeś o moim ojcu!

— A ty jesteś tak sentymentalny, że musiałeś go pomścić, waląc mnie w żołądek?!

— Ty bliznowaty padalcu!

— Oślizgły dupek!

— Spokój! — głos Hermiony przebił się ponad ich wrzaski. — W najbliższą sobotę weźmiecie ślub. Nikt wam nie każe trwać w tym związku wiecznie, za rok możecie się rozejść, a po następnych trzech miesiącach wystąpić o rozwód. Wszystko zgodnie z prawem, wtedy nikt do niczego się nie przyczepi.

— Merlinie, Miona, my się nawet nie lubimy… — Harry spojrzał na nią zbolałym wzrokiem.

— Więc czeka cię rok niezłego aktorstwa — rzuciła przez ramię i wyszła, trzaskając drzwiami.

— Współczuję, stary… Nie dość, że facet, to jeszcze Fretka. To nawet trudno nazwać pechem. — Ron poklepał przyjaciela po ramieniu. — Zero dziewczynek, zero seksu. Naprawdę, paskudnie wdepnąłeś.

— Och, zamknij się, Ron. — Harry potarł skronie palcami, czując zbliżający się ból głowy.

To było chore. Złe i w ogóle irracjonalne. Czuł się tak, jakby trwał w koszmarze, z którego nie może się obudzić. Nigdy nie myślał o małżeństwie. W ogóle jego dotychczasowe związki, nie licząc tego z Michaelem, były raczej niewypałami. Zawsze myślał, że coś czuje, angażował się po to tylko, aby kilka tygodni później stwierdzić, że to nie to, że czegoś mu brakuje. Teraz nie tylko miał żyć w fikcyjnym małżeństwie, ale też jako Harry Potter Malfoy… A może Harry Malfoy Potter? Wszystko jedno, każde jedno połączenie tych dwóch nazwisk brzmiało równie źle. Czy mieli mieszkać razem? Spać w jednym łóżku? Zerknął spod oka za Ślizgona, który tępo wpatrywał się w blat stołu. Cholera, nie ma mowy! Dziś podczas bójki z przerażeniem odkrył, że jego reakcje na bliskość Fretki są zdecydowanie nienormalne. Złożył to na karb tego, że dawno z nikim nie był. W momencie gdyby przyszło im sypiać razem… Otrząsnął się na samą myśl o tym. Tylko tego brakowało, aby Malfoy odkrył, że Wybraniec woli chłopców niż dziewczynki. Jakkolwiek w świecie czarodziejów nie było to niczym niezwykłym, Harry widział już oczami wyobraźni ironiczny uśmieszek Ślizgona.

Nie chciał tego małżeństwa, nie tak to sobie wyobrażał. Dlaczego wszystko co złe, musi przytrafiać się właśnie jemu? Czy już nie dosyć wycierpiał? Jego życie było jednym wielkim piekłem, ciągłym podporządkowywaniem się woli innych. Teraz, gdy wreszcie zaznał wolności, znowu ktoś odgórnie zadecydował o jego losie. Czuł się brudny i osaczony. Jak ma wytrzymać ze Ślizgonem przez rok? Przecież to niemożliwe, nikt chyba nie pomyślał o tym, jak bardzo się od siebie różnią.

Podniósł się i spojrzał na Rona. Potrzebował oddechu, czegoś, co pozwoli mu chociaż na chwilę zapomnieć o całej tej popapranej sytuacji. Nie chciał być sam, wiedział, że jeżeli pójdzie do siebie, natłok myśli spowoduje, że zacznie wrzeszczeć i rzucać wszystkim, co wpadnie mu w ręce.

— Ron, pójdziesz ze mną na boisko?

— Jasne, stary. — Weasley spojrzał na niego ze zrozumieniem.

***

W komnacie panowała cisza. Draco wpatrywał się w stół, błądząc palcami po gładkim obszyciu swej szaty. Sprawy nie przedstawiały się zbyt ciekawie. Musieli pobrać się z Potterem. Gdyby sytuacja nie była tragiczna, parsknąłby głośnym śmiechem.

Malfoy i Potter. Od zawsze byli jak ogień i woda, wiecznie skłóceni, pałający do siebie niechęcią i nagle mają być małżeństwem? Na Merlina, co za poroniony pomysł. Widać jego ojcu pisane było zakończyć życie jako roślina, bo gdyby wcześniej się nią nie stał, to na pewno teraz postradałby zmysły. Druga opcja była taka, że zabiłby go bez wahania. Lepsza śmierć niż taki mezalians.

Chociaż z drugiej strony… Kto go tam wie, może uznałby taki mariaż za bardzo sprzyjający Malfoyom? Potter był bogaty, sławny i Draco mógłby zrobić z niego doskonałego pionka w drodze po szczeblach politycznej kariery.

Kurwa, co za pojebana sytuacja. Matka pewnie dołączy do ojca w Świętym Mungu, jęknął bezgłośnie.

W łóżku z Potterem… Westchnął. Nie oszukujmy się, będzie ciężko. W dodatku przez ten rok nie będzie się mógł z nikim spotykać, aby nie zaliczyć kolejnej wpadki. Chociaż dobrze wiedział, że żadna inna nie byłaby tak spektakularna jak ta dzisiejsza.
Rok wycięty z życiorysu, a raczej rok odgrywania dobrego małżonka… Życie jest zdrowo popierdolone.

— Draco? — głos Severusa wyrwał go z rozmyślań. Uniósł głowę i spojrzał chmurnie na wuja.

— Spieprzyłem, prawda? — mruknął cicho.

— Nie da się ukryć. — Snape przymknął oczy, a jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz. — Wiesz, że wszystkie gazety ogłoszą twój ślub? To będzie najbardziej medialna uroczystość, odkąd Potter pokonał Czarnego Pana.

— Dobitnie mi to uświadomiłeś — prychnął z goryczą.

— Pozostaje maleńki problem.

— Nie rozumiem… — Spojrzał na mężczyznę pytającym wzrokiem. — Czy może być jeszcze gorzej?

— Samuel — To jedno imię spowodowało większe spustoszenie w umyśle Draco niż wydarzenia całego dnia. — Musisz powiedzieć Potterowi.

— Nie ma mowy!

— Jak to sobie wyobrażasz? Będziesz wymykał się nocami, kilka razy w tygodniu? Potter wbrew wszystkiemu nie jest głupcem, to były Auror. — Snape uniósł powieki, jego spojrzenie było przenikliwe i emanowało szczerą troską. Było zarezerwowane tylko dla Draco i chłopak poczuł jak robi mu się dzięki niemu cieplej.

— Nie mogę mu powiedzieć… Wiesz, że nie mogę… Matka… — szepnął przerażony.

— Wiem — Spokojnie kiwnął głową. — Jeżeli poprosisz go o milczenie…
— Myślisz, że się zgodzi? Nie żartuj. — Potarł ręką lekko bolące po bójce ramię. — Poleci z nowiną do Weasleya i Granger.

— Nie sądzę. — Severus pokręcił głową. — Jest Gryfonem, ma swój honor. Jeżeli przysięgnie dotrzymać tajemnicy, zrobi to. W dodatku to Potter, zbawca ludzkości, nosi w sobie ogromne pokłady altruizmu. Jakkolwiek obydwaj go nie znosimy, trudno odmówić mu niektórych rzeczy. Zwłaszcza poczucia obowiązku, zbytniego heroizmu i nadmiernej opiekuńczości.

— To się tyczy jego przyjaciół, mnie nienawidzi. — Draco potrząsnął głową.

— Owszem, jednak będzie twoim mężem. Znając jego tok myślenia, wierzę, że to zobliguje go do milczenia.

— Severusie… — Malfoy podniósł się z krzesła i powoli podszedł do okna. — Zdawałeś sobie sprawę z tego, że życie to sprzedajna zdzira?

— Ja już to wiem, Draco, ty dopiero odkrywasz jej oblicza.

4 komentarze:

  1. Hmmm... lepsze od oryginału!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, że też akurat reporterzy musieli wejść do tego pokoju, kim jest matka Samuela, mugolaczką...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, że też reporterzy musieli wejść akurat do tego pokoju... ale kim jest matka Samuela? mugolaczką...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, że to też reporterzy musieli wejść do tego pokoju... ale kim jest matka Samuela?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń