poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - XII


Hol ministerstwa przepełniony był fotografami i znajomymi Harry'ego i Draco. Pojawiła się Luna, Neville, Seamus, przybył nawet Oliver, który na ten czas uzyskał zwolnienie od swojego trenera quidditcha. W kącie stała rodzina Weasleyów, wszyscy ubrani w swe najlepsze stroje i machający do Pottera niepewnie. Na ławce pod odbudowaną fontanną siedziała Ginny i wielkimi, zdziwionymi oczami przypatrywała się zmierzającej do komnaty ślubów parze. Lupin, rozmawiający z jakimś aurorem, uśmiechnął się do chłopaka i uniósł do góry kciuk.

Mieli jeszcze około dziesięciu minut do przybycia czarodzieja, który miał udzielić im ślubu. Draco witał się ze swoimi znajomymi, nie okazując po sobie wzburzenia, ani zaniepokojenia zbliżającym się małżeństwem. Ze spokojem i cynicznym uśmiechem malującym się na twarzy przyjmował niepewne gratulacje Zabiniego, Goyle'a oraz Pansy i kilku innych Ślizgonów. Dla Złotego Chłopca wszystko to wyglądało sztucznie i na pokaz. Fałszywa oprawa do fałszywego związku.


— Harry! — Dobrze znany mu głos przebił się przez tłum i nagle młodzieniec znalazł się w ścisku silnych ramion. Poczuł znajomy zapach i instynktownie poddał się objęciom, zastygając w nich na dłużej.

— Michael, cieszę się, że tu jesteś — wyszeptał z twarzą schowaną w zagłębieniu szyi swojego byłego chłopaka.

— Gdzie indziej mógłbym być? — Mężczyzna odgarnął kosmyk włosów z jego twarzy, przyglądając mu się badawczo. — Co jest grane?

— Zgadnij… — Harry pokręcił głową, uśmiechając się jednak dzielnie, gdyż naokoło co chwilę błyskały lampy aparatów.

— Nie wiem, co skłania cię do tego, ale to co robisz jest złe — szepnął mu Michael do ucha, lekko pochylony. Tuż za nim stał Dennis Creevey, przyglądając im się zazdrośnie.

— Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? — Potter wyszczerzył zęby w imitacji śmiechu.

— Nie wierzę w miłość od kolejnego ciosu — prychnął blondyn. — Poza tym, wejrzeń mieliście tysiące. Doprawdy, cud, że was dotąd nie zabiły.

— Wiesz, to powinien być radosny dzień, weź ze mnie przykład i uśmiechaj się do publiczności. — Harry bezwiednie przekrzywił głowę, gdy palce chłopaka musnęły jego wrażliwy kark.

— Nie płacą mi za aktorstwo, tobie też nie. — Michael spojrzał na niego ponuro. — Musisz mi wytłumaczyć, co to za maskarada.

— Po prostu odnalazłem swoje przeznaczenie…

— W mojej osobie. — Brunet drgnął, gdy nagle obok jego boku zmaterializował się Draco, zatrzymując znaczące spojrzenie na ręce mężczyzny. — Po prostu Harry, wraz z pozbyciem się okularów, wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, co dla niego najlepsze.

— Draco… — Michael cofnął się, obejmując ramieniem Dennisa, który momentalnie przylgnął do jego boku. — Miło cię widzieć.

— Jeżeli jeszcze zapytasz, co tutaj robię, pomyślę że tłuczek walnął cię o jeden raz za dużo — prychnął Malfoy, spod oka obserwując swego byłego kolegę. Przez długi czas mieszkali w jednym dormitorium, jednak nigdy nie byli przyjaciółmi.

— Sądząc po twoim stroju, przyszedłeś jako towarzystwo dla Harry'ego. Powiedz mi, ten ślub to zabezpieczenie dla pieniędzy, które włożyłeś w szkołę?

Draco zacisnął pięści, siłą woli powstrzymując się od czegoś, czego potem mógłby żałować. Pochylił się w kierunku przeciwnika i zniżył głos, szepcząc mu prawie do ucha.

— Nie. Widzisz, Miki, powiem ci w sekrecie, że odkryłem, iż Potter jest cholernie ognistym kochankiem i doszedłem do wniosku, że żal marnować tak wprawne usta dla innych.

— Ty…

— Przestańcie! — Harry co prawda nie dosłyszał ostatniego zdania wypowiedzianego przez Draco, ale widząc blednącą ze złości twarz Michaela, postanowił interweniować. — Naprawdę, doceniam to, że przyszedłeś, mam nadzieję, że wraz z Dennisem pojawicie się na przyjęciu.

— Oczywiście, nie przepuścilibyśmy takiej okazji. — Michael łypnął na Draco złowrogo. — Porozmawiamy później.

— Wątpię, Harry jako dyrektor szkoły jest bardzo zajęty, poza tym… — tu uśmiechnął się kpiąco — będzie miał wiele bardzo absorbujących zajęć — wycedził, z satysfakcją odnotowując, że policzki Pottera pokryły się czerwienią.

— Insynuujesz, że…

— Bierzemy ślub, Michael, zrozumienie tego może ci pomóc uporządkować sobie pewne sprawy. Poza tym, twój kochanek wygląda na zaniepokojonego, powinieneś się nim zająć.

— Malfoy, przeginasz — syknął Harry, jednocześnie posyłając szeroki uśmiech jakiemuś reporterowi, który zdołał się przecisnąć przez tłum.

Draco — Ślizgon zaakcentował swoje imię, posyłając mu zirytowane spojrzenie. — Myślę, że powinniśmy się zbierać. Właśnie otworzono komnatę.

Harry westchnął i pożegnał skinieniem głowy swojego byłego partnera. Nadeszła chwila, której bał się najbardziej. Czy on wczoraj myślał, że Malfoy się zmienił? Merlinie, jak bardzo można być naiwnym?

Przekroczyli próg pokoju, zanurzając się w morzu zapachów. Komnata zapełniona była kwiatami. Pośrodku stało kilka ławek, na których zasiąść mieli świadkowie i najbliżsi przyszłych małżonków. Gryfon bezradnie rozejrzał się za Hermioną, która obiecała dać mu eliksir uspokajający, jednak dziewczyny nigdzie w pobliżu nie było. Mężczyzna stojący na podwyższeniu dał znak, aby zbliżyli się do niego.
Ubrany w szaty w kolorze burgunda, uśmiechał się szeroko, prezentując otoczeniu swoje nieskazitelne uzębienie. W pewien sposób przypominał Gilderoya Lockharta. Harry'ego przeszedł zimny dreszcz.
Powoli podeszli ku niemu i wstąpili na zaokrąglone podium, wyścielone czerwonym dywanem.

— Stańcie naprzeciwko siebie — zagrzmiał tubalnym głosem czarodziej.

Harry odwrócił się w kierunku Draco, kątem oka obserwował zebranych w sali ludzi.

Na przedzie siedziała Narcyza Malfoy, przyglądając im się zimnym, odpychającym spojrzeniem. Tuż obok niej miejsce zajął Severus. Z tyłu tłoczyli się Pansy, Zabini i Goyle.
Po drugiej stronie, w pierwszym rzędzie zasiadali Hermiona, Ron i Remus. Kolejną ławkę zajęli rudowłosi Weasleyowie, z minami bardziej odpowiednimi na pogrzeb niż na ślub.
Donośny głos mężczyzny stojącego przed nimi odwrócił jego uwagę od gości.

— Moi drodzy, przybyliście, aby dzielić tę doniosłą i radosną chwilę z tymi oto dwoma wspaniałymi mężczyznami. W dzisiejszych liberalnych czasach, gdy tak niewiele osób decyduje się sformalizować związki, ci młodzi ludzie zapragnęli kultywować jakże piękną tradycję czystokrwistych rodów, z których się wywodzą.

Draco westchnął bezgłośnie, prawie słysząc, jak jego ojciec chrzestny wywraca oczami, słuchając tego nadętego monologu.

— W obliczu ich wielkiej miłości…

Harry opuścił powieki zrezygnowany i jego spojrzenie padło na dłoń Malfoya, który właśnie na swoim udzie wystukiwał palcami sobie tylko znany rytm. Przekrzywił głowę i uważniej zaczął przyglądać się chłopakowi.

— … jaśniejącej na ich młodych twarzach, serca każdego z nas wypełnia szczęście i oczekiwanie.

Powieka Draco wyraźnie drgnęła i nagle Harry poczuł, że za chwilę po prostu wybuchnie śmiechem. Przygryzł policzek, zaciskając usta i w tym momencie ich spojrzenia się spotkały.

— Oczekiwanie na ten cudowny moment, który wreszcie połączy ich gorejące serca i pozwoli im w pełni radować się swą bliskością, stąpając po ścieżce pełnej nadziei…

Brew Malfoya uniosła się, a kącik ust skrzywił nieznacznie. Harry zacisnął pięści, gdy jego ramiona zaczęły nagle dygotać od powstrzymywanego z trudem śmiechu.

— …Chwały i cudownej pieśni poranka, który symbolizuje ich nowo rozpoczęte życie. Czyż nie wspaniały jest fakt, że tak ogromne pokłady uczuć, kiedyś, być może nieodległej przyszłości, zaowocują nowym, poczętym w tym związku…

— Merlinie — jęknął Draco i Harry w tym momencie nie wytrzymał i parsknął śmiechem.

Pompatyczny czarodziej jakby ocknął się i przypomniał sobie, że stoją przed nim dwaj młodzieńcy, po czym poczerwieniał mocno. Jednak w sekundzie jego oczy przybrały ponownie nieco nieobecny, szklisty wyraz. Kontynuował tubalnym głosem.

— Spełnijmy zatem ich marzenie i niech przysięgi połączą tych dwóch na wieczność. — Mężczyzna odwrócił się w stronę Draco i spojrzał na niego poważnie. — Powtarzaj za mną. Mój dom będzie twoim domem.

— Mój dom będzie twoim domem — powiedział chłopak, mimowolnie nadal patrząc na Harry'ego, któremu nagle zupełnie przeszła ochota do śmiechu.

— Mój chleb będzie twoim chlebem.

— Mój chleb będzie twoim chlebem — blondyn nadal mówił spokojnie, co niezmiernie zaskakiwało Gryfona.

— Moje ciało będzie twoim ciałem.

— Moje ciało będzie twoim ciałem. — Myśli Harry'ego poszybowały w kierunku sypialni i jego mięśnie mimowolnie zesztywniały.

— Moja magia będzie twoją magią. — Po sali rozeszło się zbiorowe westchnienie.

Severus wstrzymał oddech, a jego usta uchyliły się w niedowierzaniu. Co to za formuła? Nikt nigdy nie odważył się jej wypowiadać w aranżowanych małżeństwach. Dzielenie magii było bardziej intymne niż seks. Dotykało rdzenia magicznego czarodziei i łączyło ich na zawsze, powodując, że od tej pory mogli współczarować. Przysięgi takie składali sobie tylko magowie pewni swojego uczucia i przeznaczenia, inaczej magia odrzucała ich z ogromną siłą, powodując niejednokrotnie trwałe uszkodzenia w ich zasobach energii. Niektórzy na zawsze zostawali charłakami. Draco nie mógł wypowiedzieć tej przysięgi, znał konsekwencje! On i Potter nie byli sobie przeznaczeni, połączył ich fatalny zbieg okoliczności. Najwyraźniej nie tyko on zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wśród Weasleyów zapanowało ogromne poruszenie, a Ronald szeptał coś nerwowo siedzącej obok niego Granger.

— Moja magia będzie twoją magią — wyszeptał Draco z nagle pobladłą twarzą, jego głos zadrżał mimowolnie, co nie uszło uwadze Harry'ego.

— Moje życie będzie twoim życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie — dokończył czarodziej, a Malfoy powtórzył za nim cicho. Mężczyzna skinął głową i odwrócił się w kierunku Harry'ego, powtarzając znajome już formułki.

— Niech ktoś powstrzyma Pottera — syknął Snape. — Nie wolno mu dokończyć przysięgi!

— Milcz, Severusie. — Stojąca obok Narcyza wyglądała na niezwykle spokojną. — Nie wolno ci przerwać ceremonii.

Mistrz Eliksirów spojrzał na nią z niedowierzaniem.

— Jeżeli przysięga się dopełni, Draco może zostać charłakiem lub zginąć! Nie możemy do tego dopuścić.

— Nic mu nie będzie, Malfoyowie są zbyt potężni. — Kobieta spojrzała na niego ze złością. — Ten ślub to farsa! Lepiej byłoby, gdyby teraz został przerwany, zanim mój syn popełni mezalians.

Severus przyglądał się jej ze zgrozą. Narcyza była szalona, wierzyła, że Draco będzie mógł się obronić przed pradawną magią. Był jeszcze czas, on mógł to przerwać, on mógł…

— Moje życie będzie twoim życiem. Klnę się na mój honor, że tak się stanie. — Głos Gryfona przerwał jego rozważania. Spojrzał na podwyższenie. Jeszcze chyba nigdy w swoim życiu tak bardzo się nie bał.

Za późno.

Powietrze wokół nich zafalowało wyraźnie. Atmosfera zagęściła się, a po komnacie rozszedł się dziwny, słodki zapach. Sylwetki młodzieńców zauważalnie straciły kontury, jakby zostali oddzieleni od realnego świata jakąś niematerialną barierą. Stojący przed nimi mężczyzna połączył ich lewe dłonie i uniósł różdżkę.

— Zatem niech się stanie! — Białe światło oślepiło na moment siedzących w komnacie. Gdy fala blasku minęła, wszyscy po raz pierwszy mogli zobaczyć pierwotną formę magii. Falowała dookoła dwóch połączonych dłońmi młodzieńców. Energia Draco miała odcień srebrzysty i otaczała go jak żywa materia. Potter stał w miejscu otulony jasną, gdzieniegdzie jarzącą się szmaragdowo poświatą. Przenikały się one powoli, tworząc całość, która rozbłyskała złotymi refleksami.

Magia powoli wchłaniała się w ich ciała, rozpływając się i niknąc z oczu zdumionych ludzi. Po chwili wszystko wróciło do normy, tylko włosy Draco i Harry'ego nadal falowały, jakby targane niewidocznym wiatrem.

***

Harry stał na środku wielkiej sali jadalnej, która na ten dzień została przekształcona na potrzeby uroczystości i z przylepionym do ust uśmiechem przyjmował życzenia napływających gości. Do zamku zostali wpuszczeni tylko trzej reporterzy, „Proroka Codziennego", „Magazynu Czarodziejskiego Faktu" oraz „Żonglera". Ostatni dostał wejściówkę raczej ze względu na Lunę, niż na oferowane wiadomości. Wszyscy byli wyjątkowo podnieceni i Potter nie bardzo wiedział, dlaczego ludzie tak bardzo ekscytują się tym ślubem. Kilka życzeń naprawdę nim wstrząsnęło.

— Chłopie, naprawdę nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale masz moje pełne poparcie. Wiesz, to ciągle Fretka i Malfoy, jednak skoro jesteście sobie przeznaczeni… Z tym nie można walczyć. — Ron poklepał go niezdarnie po ramieniu. — Wiem, że będzie ci trudno i w ogóle, w końcu to facet, a ty… — Jego twarz była równie czerwona jak włosy. — No, ale magia wie, co robi, nie?

Potter patrzył na niego jak na wariata.

— Harry… — Chwilę później palce Ginny jak szpony wbijały się w jego ramię. — Ja naprawdę nie wiedziałam i cieszę się twoim szczęściem. — Dziewczyna siąknęła głośno nosem, po czym odwróciła się i uciekła, pozostawiając zdezorientowanego chłopaka z coraz bardziej mieszanymi uczuciami.

— Cóż, drogi chłopcze, to wielki dar i prawdziwa rzadkość. Merlin wie, że komu jak komu, ale tobie należało się trochę szczęścia. — Lupin jowialnie poczochrał jego włosy, jakby nadal miał przed sobą dziecko.

Twarz Harry'ego stanowiła żywy obraz niedowierzania i zdezorientowania.
Jego wzrok spoczął na Michaelu, który przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy zobaczył, że na niego patrzy, uśmiechnął się lekko i podszedł szybkim krokiem.

— Malfoy ze wszystkich ludzi? Harry, mój drogi, nie powiem, iż nie jestem zaskoczony. Jesteście jak ogień i woda. — Tym razem nie przytulił go, tylko potrząsnął jego ręką, zachowując dystans. — Zawsze potrafiłeś spaść na cztery łapy. I jeżeli znam kogoś, kto szczególnie zasłużył na miłość, to właśnie ciebie.

Złoty Chłopiec otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak został otoczony przez tłum i pociągnięty w stronę stołu nowożeńców. W jego głowie panował chaos. Coś było zupełnie nie tak! Dlaczego nawet najbliżsi składali mu gratulacje, jakby osiągnął pełnię szczęścia? Przecież przyjaciele wiedzieli, że ten ślub był farsą. Co jest grane, do cholery?

Draco unikał go, odkąd opuścili ministerstwo. Umiejętnie lawirował pomiędzy gośćmi, jednak ani razu nie podszedł do swojego świeżo poślubionego męża. Harry przyglądał mu się ukradkiem i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Malfoy jest czymś wystraszony, chociaż z uśmiechem grał swoją rolę.

— Panie Potter… — Młody człowiek, którego widział dziś w otoczeniu aurorów, stanął przed nim i podał mu jakąś teczkę. — To kopie dokumentów potwierdzających zawarcie małżeństwa. Mieliśmy wręczyć je państwu na miejscu, jednak zbyt szybko opuściliście ministerstwo.

— Dziękuję. — Harry ostrożnie wziął teczkę i ruszył w kierunku wyjścia z sali. To był idealny moment, aby wreszcie dowiedzieć się czegoś. — Ron! — krzyknął na widok przyjaciela. — Przejdziesz się ze mną? Muszę odnieść te papiery.

— Jasne. — Weasley odstawił na stolik talerzyk z niedojedzonym ciastem i ruszył za nim.

Kiedy tylko za ich plecami ucichł gwar dobiegający z jadalni, nie zwalniając kroku, Harry spojrzał na przyjaciela i zapytał.

— Co się do diabła dzieje?

— Niby co? — Ron wszedł za Potterem na schody prowadzące do jego komnat.

— Czemu wszyscy odstawiają szopkę? Te gratulacje i w ogóle, jakbym połączył się z nim na wieczność. Ja rozumiem, że musimy odgrywać swoje role, ale tak między sobą możemy być szczerzy.

Ron spojrzał na niego dziwnie, przystając pod obrazem węża, który na dźwięk głosu Harry'ego odsunął się, wpuszczając ich do środka.

— Harry, ty wiesz co się dzisiaj stało, prawda? — zaczął ostrożnie.

— Wziąłem ślub z Malfoyem i tym samym wyciąłem sobie rok z życiorysu? — Potter oparł się o ścianę, obracając w dłoniach teczkę z dokumentami.

— Nie wiesz… — Ron usiadł na kanapie, nerwowo pocierając skronie.

— Możesz jaśniej? Zaczynam się denerwować.

— Usiądź może lepiej, co? — Weasley westchnął z rezygnacją. — Nie wiem, od czego zacząć.

— Może od początku? — podpowiedział Potter, osuwając się po ścianie i siadając na miękkim dywanie.

— Cholera… Widzisz, są dwa rodzaje przysiąg małżeńskich. Zazwyczaj ludzie przysięgają sobie, że będą dzielić dom, życie, pomagać sobie nawzajem, zapewniać opiekę w potrzebie.

— Nie widzę różnicy w tym, co przysięgaliśmy sobie z Malfoyem.

— Niby wszystko tak samo, ale w waszej przysiędze pojawiła się deklaracja dzielenia ze sobą magii. Harry, to ewenement, starożytna formuła, prawie nikt się na to nie decyduje. Wasza magia jest teraz połączona, możecie współczarować!

— Co? — Oczy Wybrańca rozszerzyły się w szoku.

— Podzieliłeś z nim moc. Można powiedzieć, że wasza magia jest teraz kompatybilna, uzupełnia się. To bardzo niebezpieczna przysięga, gdyby coś poszło nie tak, mogliście zginąć lub stać się charłakami. Jeżeli masz zamiar zabić teraz Fretkę, to odpuść sobie. Był przerażony, od razu było widać, że nie nic nie wiedział i został postawiony przed tym zupełnie bezwiednie.

— Rozwód? — Pottera ogarnęło złe przeczucie.

— Nie wiem, Harry. To magia, raz połączona… Nigdy nie było rozwodów w czystomagicznych związkach. Nawet nie wiem, czy wasza moc może być rozdzielona, a jeżeli tak, to czy nie wpłynie to na was. To ingerencja w rdzeń, a z tym nie ma żartów.

— Ja pierdolę… — Brunet pobladł i ze złością zerknął na trzymaną w ręku teczkę. — Dlaczego akurat na mnie musiało to trafić? — Wyciągnął papiery i w zdenerwowaniu przebiegł po nich wzrokiem. — Nie chcę teraz o tym myśleć, porozmawiam z Hermioną, ona na pewno znajdzie na to sposób.

— Kurcze, słuchaj, nie obraź się albo coś… — Ron bawił się rękami, wykręcając sobie palce. — Może to przeznaczenie? Nie wściekaj się, po prostu to przemyśl.

— Ron! — Harry patrzył na niego z przerażeniem. — To Malfoy! Fretka! Wredny Ślizgon! Nie lubimy go, nie trawimy jego osoby, pamiętasz?

— Wiem, ale cholera… Takie coś zdarza się bardzo rzadko, wszyscy wierzą, że to jak odnalezienie drugiej połówki czy jakoś tak, nazwij to jak chcesz.

— Nie poznaję cię! — Potter pokręcił głową. — Zresztą… — spojrzał na papiery. — Może da się to jakoś odkręcić. Najwyraźniej coś z piórem było nie tak, bo nie widzę naszych podpisów.

Ron wsunął palce pomiędzy swoje rude włosy i jęknął coś niezrozumiale.

— Co znowu? — Harry spojrzał na niego niespokojnie.

— Pióro nie było zepsute — wymamrotał przyjaciel. — Wiesz, te podpisy, no… One się pojawią.

— Kiedy? — Potter przełknął ślinę, tknięty złym przeczuciem.

— No, kurde, Harry, wiesz…

— Właśnie problem w tym, że nie wiem! — Brunet mocniej zacisnął palce na dokumencie.

— Pojawią się, jak… Cholera no, musisz się z nim przespać — wysapał Ron i odwrócił twarz w kierunku okna, unikając wzroku Złotego Chłopca.

— Jak to prze… przespać? — Wybraniec pobladł lekko.

— Ja pierdzielę, normalnie, skonsumować małżeństwo. Takie jest prawo.

— Czyli że co? Noc poślubna? — Harry poczuł, jak robi mu się słabo. To paranoja czy tylko zły sen?

— Wiesz, małżonkowie zwykle ze sobą śpią — mruknął Ron.

— Ale my nie jesteśmy normalnym małżeństwem! — wrzasnął chłopak. — Nie mów mi, że wiedzieliście o tym od samego początku, że Malfoy wiedział!

— Myślałem, że wiesz — zaperzył się przyjaciel. — Zawsze tak było!

— Wyobraź sobie, że nigdy dotąd nie brałem ślubu! Skąd do diabła miałem znać takie szczegóły? W mugolskich małżeństwach nie ma takich rzeczy, nikt nikomu do sypialni nie zagląda!

— Nie wrzeszcz na mnie! To nie moja wina, ja tego nie ustalałem! Dawniej sprawdzano prześcieradła, albo magicznie wykrywano takie rzeczy, jednak za dużo z tym było zachodu, więc zaczarowano dokumenty tak, że pokazują one nazwiska w momencie, gdy związek staje się ważny.

— Ron, ale Merlinie, ja i Malfoy… Razem?! — jęknął Harry.

— No wiem, kurcze, ty nawet nie jesteś gejem, rozumiem jak musi być ci trudno — westchnął Weasley.

— Powiedzmy. — Potter podniósł się z podłogi i powlókł do sypialni, gdzie wrzucił papiery na dno szuflady. Odwrócił się i jego wzrok padł na łóżko. Kurwa, to będzie ciężka noc — jęknął w duchu.

***

Severus błądził po sali, obserwując otaczających go ludzi. Widział, jak Potter zniknął z Weasleyem i zastanawiał się, gdzie mogą tak długo być. Szlag, reporterzy już rozglądali się za Wybrańcem. Czy on nie mógł przynajmniej raz stanąć na wysokości zdania? Przez całe popołudnie zastanawiał się nad tym, co wydarzyło się w ministerstwie i doszedł do wniosku, że to nie było dziełem przypadku. Skierował swe kroki w stronę siedzącej przy stoliku Narcyzy, która z zaciętą miną sączyła wino.

— Jak to zrobiłaś? — zapytał bez ogródek, siadając obok niej.

— Nie wierzysz w mój dar przekonywania? — Kobieta nawet nie udawała, że nie wie o co chodzi.

— Wierzę w Imperiusa — warknął. — Jak mogłaś zrobić to własnemu synowi?!

— Zrobiłam to dla niego! — Skrzywiła się ze złością. — Ten facet był oporny, Imperio i delikatna modyfikacja pamięci nie są niczym złym, kiedy działa się w dobrej sprawie.

— Niczym złym? — syknął zdenerwowany. Narcyza go przerażała. — Przez ciebie odczytano starożytną formułę, Draco mógł zginąć!

— Przesadzasz, nic by się mu nie stało, jego moc jest zbyt wielka, poza tym… — spojrzała na niego beznamiętnie — Czasami śmierć jest lepsza niż wstyd, który sprowadził na rodzinę tym małżeństwem.

— Jesteś szalona! To Potter! Wiesz, ile osób marzyło o tym, aby oddać mu rękę swojego syna lub córki? Ludzie uważaliby to za zaszczyt, a ty…

— Ten człowiek zniszczył moją rodzinę, to przez niego Lucjusz leży teraz w szpitalu. To on sprowadził Draco na złą drogę — warknęła, gwałtownie odsuwając od siebie kieliszek.

— Nie rób ze swego syna marionetki w rękach Pottera. Draco sam wybrał, co było optymalne w tej sytuacji.

— Nie będę o tym z tobą rozmawiała. Jesteś takim samym zdrajcą jak on, a ja muszę dbać o honor rodziny, zwłaszcza teraz, gdy Lucjusz już nie może. — Odsunęła krzesło i wstała, poprawiając szatę. — Mam dosyć tej farsy, wracam do siebie.

Patrzył jak lawirowała pomiędzy ludźmi z fałszywym uśmiechem na twarzy, po czym stanęła przy kominku i wrzuciła do niego proszek Fiuu. Musiał porozmawiać z Draco. Narcyza była niebezpieczna i osłony nie powinny wpuszczać jej do zamku bez uprzedzenia.

— A więc Imperius. — Jasnowłosy chłopak usiadł ciężko na krześle, które dopiero co opuściła jego matka.

— Słyszałeś.

Draco ruchem głowy wskazał biały muślin, który ozdabiał ścianę obok stolika i przy okazji zasłaniał ukryte za nią drzwi.

— Byłem w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. — Wzruszył ramionami. — To wariatka. — Spojrzał na ojca chrzestnego z rozgoryczeniem.

— Powiedziałbym raczej, że jest bardzo zdeterminowana i nienawidzi Pottera.

— Mogła nas zabić — warknął. — Mnie mogła zabić! Przedłożyła własne dyktatorskie zapędy nad moje życie. Od dawna wiedziałem, że jest opętana na punkcie swego nazwiska, ale nie sądziłem, że do tego stopnia.

— Mogłeś to przerwać, mogłeś nie wypowiadać tych słów. — Snape spiorunował go wzrokiem.

— Mogłem, ale to by zniszczyło to, nad czym pracowaliśmy. Gazety nie dałyby nam żyć. Poza tym, nie jestem tchórzem.

— Nie jesteś — zgodził się Snape. — Co teraz?

— Noc poślubna. — Draco rozparł się na krześle i skrzywił się, widząc wchodzącego do sali Pottera. — Ale najpierw dajmy ludziom to, czego oczekują. — Wstał i podszedł do wyraźnie zdenerwowanego Harry'ego.

— Przedstawienie musi trwać — mruknął, nachylając się nad nim, łapiąc go za rękę i wyciągając oszołomionego mężczyznę na środek pomieszczenia. — Grają naszą melodię.

3 komentarze:

  1. Hej,
    no i pojawił się Michael, Harry nic nie wiedział o tej przysiędze, to wszystko zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiła by Samuelowi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    no i pojawił się Michael ;) Harry zupełnie nie miał pojęcia o tej przysiędze... wszystko zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiła by Samuelowi?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no i pojawił się Michael ;) Harry zupełnie nie miał pojęcia o tej przysiędze... a wszystko to zorganizowała Narcyza, gotowa była zabić własnego syna, więc co zrobiłaby Samuelowi?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń