— Nic nie mów. —
Keizo zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i w milczeniu podjechał pod
nieznany klub, otoczony wysokim płotem, który szczelnie otulały krzewy tui,
skutecznie zasłaniające widok na dalszą część placu.
— Przecież milczę. —
Shi przewrócił oczami i zacisnął zęby powstrzymując śmiech.
Odkąd opuścili
rezydencję kuzynki, Ueda zachowywał się jakby czekał na jakiś wybuch. Cóż,
jakoś wcale mu się nie dziwił. Jeżeli istniała kobieta podła, zła, okrutna i w
ogóle harpia… to była to właśnie Kotani. Skutecznie odbijała każdą ciętą
wypowiedź Keizo, uśmiechając się przy tym słodko. Shirenai na przemian
stwierdzał, że nienawidzi tej kobiety, by zaraz potem dochodzić do wniosku, że
ją uwielbia i gotów paść przed nią na kolana. Pokaz zdjęć, jaki mu zaserwowała
był… och… lepiej o tym nie myśleć. Mimowolnie zerknął na zaciśnięte usta Keizo
i odwrócił głowę, aby nie zobaczył jego na nowo wzbudzonej wesołości. No bo jak
nie rechotać, oglądając tego mrocznego i pełnego tajemnic mężczyznę jako
dwulatka biegającego w rajtuzach?
— Idziemy — mruknął
Ueda, wysiadając z auta i rzucając kluczyki parkingowemu.
— Dokąd? — Trzasnął
drzwiami i podążył za mężczyzną. — Ej, nie znam tego miejsca.
— Ja znam, to
wystarczy. — Podszedł pod drzwi i pchnął je lekko. Ze środka dobiegały odgłosy
głośnej muzyki, a powietrze zagęszczał dym papierosów.
— Nie chce mi się
iść na żadną imprezę. — Shi stanął w szatni i skrzywił się lekko zdenerwowany.
Nie znał tego miejsca, nie wiedział kto do niego uczęszcza, a widok wkurzonego
kochanka nie nastrajał na klubowe spotkania. — Myślałem, że odwieziesz mnie do
domu.
— Nie denerwuj mnie,
przecież widziałeś, że nie jedziemy w kierunku domu twego kumpla — warknął,
rzucając płaszcz portierowi.
— Myślałem, że…
Zresztą nieważne, złapię taks…
Ból zaatakował
niespodziewanie. Skrzywił się i spojrzał zaszokowany na swoje ramię, na którym
zakleszczała się ręka Keizo. Mężczyzna chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z
siły, jaką włożył w ten uścisk, jednak jego oczy miotały błyskawice.
— Pójdziesz ze mną i
napijesz się cholernego piwa. Potem nawet może z tobą zatańczę, będziesz
słuchał tego, co mówię, potakiwał mi we wszystkim i udawał, że dobrze się
bawisz. Potem… ewentualnie możemy się pieprzyć. Czy jasno przedstawiłem swoją
wizję spędzenia reszty tego wieczoru?
— Nawet bardzo. — Wyszarpnął
ramię z uścisku, czując, że nie obejdzie się bez siniaków. Kurwa! Co on niby mu
zrobił, że tak się wkurza? Powiedział coś nie tak? Shi czuł, jak krew zaczyna
się w nim burzyć, co jak co, ale nikt nigdy tak go nie traktował. Nie był
facetem, którym ktoś może pomiatać… nawet cholerny yakuza! Zmrużył oczy i
spomiędzy ust zamiast warknięcia wydobyło się ciche westchnienie. Uśmiechnął
się lekko i… skinął głową. — Jak sobie życzysz.
— I to lubię. —
Keizo poprawił marynarkę i skierował się w stronę sali głównej. Przez chwilę
przeciskali się przez tańczących ludzi, zmierzając w kierunku podestu z lożami.
Ichiro zauważył, że na parkiecie, w takt muzyki ruszają się zarówno pary
mieszane jak i homoseksualne. Cóż… widać tutaj nikomu to nie przeszkadzało.
Stolik stał w kącie, z jednej strony zasłaniała go ścianka działowa,
oddzielając część z lożami od baru, z drugiej wysoka drewniana drabinka obita
chińskim jedwabiem. — Poczekasz tutaj, możesz coś zamówić. Mam tu coś do
załatwienia, będę jak wrócę — mruknął i zniknął w tłumie.
Zacisnął zęby, aby
nie wybuchnąć i z chęcią mordu wypisaną na twarzy spoglądał w plecy
oddalającego się mężczyzny. „Będę jak wrócę”. Co to kurwa miało być?! Dupek
zapomniał najwyraźniej, że on nie jest jego służącym, maskotką, ani zabawką! O
tak, dobrze wiedział co tak wkurzyło yakuzę, ale czy to była jego wina? To nie
on wyciągnął te fatalne zdjęcia, nie on opowiadał krępujące historyjki z
dzieciństwa wielkiego gangstera! I nie on będzie za to płacił. Nie ma mowy!
Chce się na kimś wyżyć? Proszę bardzo! Niestety z adresatem źle trafił, on się
podkładał nie będzie. Rozejrzał się po sali i skinął ręką w stronę kelnera.
Zamówił drinka i paczkę papierosów. Nie palił… z zasady, jednak kiedy był
zdenerwowany, nie odmawiał sobie niczego, co mogło uspokoić nerwy. Dziesięć
minut później kelner podał mu drugiego drinka.
— Ze wszystkich
ludzi, ciebie bym się nie spodziewał tutaj spotkać. — Dobrze znany mu głos
wyrwał go z rozmyślań… Szajs, tylko jego mu tutaj brakowało.
— Jiro — mruknął i
zaciągnął się papierosem.
— Samotne picie nie
jest dobrym sposobem na problemy. — Yano bez pytania usiadł obok niego i
postawił na stoliku szklankę ze szkocką, którą do tej pory ściskał w dłoni.
— Kto powiedział, że
jestem samotny? — Spojrzał na niego z niechęcią.
— Jakoś nie widzę
nikogo w pobliżu. — Mężczyzna rozejrzał się dookoła.
— Bo jesteś ślepy.
— Czyżby? — Uniósł
sceptycznie brew.
Shirenai zgasił
papierosa w popielniczce i zerknął na byłego chłopaka spod rzęs. Tylko jego mu
brakowało do szczęścia, jakby nie miał problemów. Przez tyle miesięcy nie miał
z nim styczności, a teraz… w przeciągu kilku dni spotyka go już drugi raz.
Tokio zdecydowanie było zbyt małe.
— Ten, z kim
przyszedłeś, na pewno na ciebie czeka — zasugerował mu delikatnie, aby spadał.
Jednak wrażliwość na pewno nie była cechą dominującą u tego człowieka.
— Poczeka i
przestanie. — Wzruszył ramionami. — Dawno razem nie piliśmy. — Dotknął
delikatnie jego dłoni spoczywającej na stoliku.
— Dawno — przyznał i
nagle stwierdził, że w sumie… czemu nie? Skoro ma siedzieć sam przy stoliku,
tylko dlatego, że jakiś wnerwiony i obrażony na cały świat yakuza się wkurza…
to w końcu nic się wielkiego nie stanie, jak posiedzi ze swoim byłym.
— Więc? Mogę zamówić
butelkę whisky?
— Jasne. — Uniósł
kącik ust w uśmiechu. — Przyznam, że niełatwo cię spławić.
— Jestem bardzo
wytrwały w dążeniu do celu. — Jiro cmoknął zadowolony i przywołał kelnera. —
Butelkę White Horse.
— Szalejesz.
— Skoro jest ku temu
okazja, to czemu nie? — Odchylił się i oparł o zagłówek narożnika, przekładając
dłoń ponad ramieniem Shirenai. — Więc? Co tutaj robisz?
— Piję, palę i gadam
ze swoim byłym facetem — Zerknął w stronę jego dłoni, lecz ta spokojnie
spoczywała na oparciu.
— Idealny wieczór
jednym słowem. — Uśmiechnął się i odprawił kelnera, który właśnie napełniał ich
tumblery. Z pojemnika na lód wyciągnął kilka kostek i wrzucił do bursztynowego
płynu. — Za spotkanie. — Uniósł szklankę.
— Hmm… — Shirenai
powtórzył gest, lecz nic nie powiedział.
— Brakowało mi tego.
— Jiro przymknął oczy, rozkoszując się smakiem trunku. — Przyznaj, że tobie
też.
— Nie bardzo. — Drgnął,
czując palce mężczyzny na swoim ramieniu. Delikatnie gładziły materiał jego
koszuli.
— Szybko znalazłeś
sobie pocieszenie. — Yano otworzył oczy i spojrzał na niego z wyrzutem. — Nie
myślałem, że jesteś do tego zdolny.
— Chyba nie
sądziłeś, że odchodząc od ciebie, będę pogrążał się w rozpaczy? — parsknął z
niedowierzaniem. Alkohol sprawił, że stał się rozluźniony i jeszcze bardziej
pewny siebie.
— Nigdy nie
wspominasz?
— Niby czego?
— Naszych wspólnych
chwil. — Palce zawędrowały na jego szyję, bawiąc się końcówkami włosów.
— Nie, nie mam na to
czasu. — Upił łyk i odpalił kolejnego papierosa.
— Jest aż tak dobry?
— W oczach Jiro błysnęło coś na kształt zaciekawienia i obawy jednocześnie.
— Jest dupkiem. — Zaciągnął
się papierosem. — I jest świetny w łóżku.
Poczuł jak siedzący
obok mężczyzna drgnął, a jego palce mocniej zacisnęły się na kosmykach jego włosów.
— Więc, dlaczego z
nim jesteś? Odszedłeś, bo podobno szukałeś czegoś stałego. — Yano patrzył na
niego z niedowierzaniem.
— Bo jest szczery. —
Odwzajemnił spojrzenie. — Nigdy niczego mi nie obiecywał, a ja… ja niczego nie
oczekuję w związku z tym.
— Kłamiesz! —
syknął, potrząsając głową.
— Nie. Cały myk tkwi
w tym, że mówię prawdę. — Uśmiechnął się niewyraźnie.
— A więc okłamujesz
sam siebie. — Przysunął się bliżej i drugą ręką nakrył jego dłoń. — Znam cię.
— Znałeś — poprawił
go spokojnie. — Tak jest łatwiej, prawdziwiej.
— Gówno prawda —
żachnął się Jiro. — Ty potrzebujesz stabilizacji. Dlatego zresztą mnie
rzuciłeś.
— Stabilizacja… —
parsknął śmiechem. — Z yakuzą? Nie żartuj.
— Więc dlaczego nie
poszukasz kogoś innego?
Kolejny łyk opróżnił
tumbler, spojrzał na niego z żalem. Siedzący obok mężczyzna szybko uzupełnił
brak.
— Mówiłem ci, jest
dobry w łóżku. — Odchylił się na oparciu, lekko przygniatając ramię Yano. —
Poza tym… tak jest dobrze, bezpiecznie.
— Z yakuzą? — Jiro
szyderczo powtórzył retoryczne pytanie Shi.
— Bez obietnic,
przyrzeczeń, bez bólu i rozczarowania.
— Więc gdyby
odszedł, nie miałbyś nic przeciwko temu?
— Ale jemu nigdzie
się nie spieszy, próżne gdybanie. — Rozległ się nad nimi rozbawiony głos, w
którym jednak można było usłyszeć groźbę. Jiro wyprostował się gwałtownie i
cofnął lekko pod ciężkim spojrzeniem Keizo.
— Przeszkadzamy? —
spytał Ueda, patrząc na Ichiro przenikliwie.
— Miałeś zaraz
wrócić. — Shirenai podniósł głowę i spojrzał na Uedę z wyrzutem.
— Mówiłem, że mam
coś do załatwienia. — Usiadł po jego drugiej stronie, a za nim wsunął się do
loży nieznany Shi mężczyzna.
— Z nim? — Ichiro
wskazał nieznajomego ruchem głowy.
— Nie, jego
spotkałem po drodze. — Odwrócił się w kierunku Yano. — Trzymanie rąk przy sobie
jest jednym ze sposobów, aby cieszyć się nimi nieco dłużej. — rzucił od
niechcenia i uniósł do ust szklankę z whisky, która stała przed Shi. Jiro
automatycznie cofnął dłonie i odsunął się nieco od Shi.
— Tylko
rozmawialiśmy. — Mężczyzna nie wyglądał na wystraszonego.
— I tylko dlatego
nadal tutaj siedzisz… cały i zdrowy.
— Przestań, Keizo. —
Shirenai spojrzał na niego ze złością. — Nudziło mi się, nie zgrywaj
zazdrosnego, bo i tak nikt w to nie uwierzy, denerwujesz mnie.
— Twój facet na
wiele sobie pozwala. — Siedzący dotąd w ciszy nieznajomy uniósł brew w wyrazie
zaskoczenia. — Gotów byłbym pomyśleć, że wreszcie…
— Zamknij się,
Taisuke, tobie na nic nie pozwoliłem — syknął.
— Jeżeli tak ma
wyglądać ten wieczór, to ja wychodzę. — Shi wbrew temu ile wypił, nie czuł się
pijany. Rozejrzał się wokół i podniósł się z miejsca.
— Siedź, nie
mówiłem, że możesz wyjść. — Keizo szarpnął go za rękę i posadził z powrotem na
miejscu, przyciągając do siebie. — Taisuke, przesiądź się — warknął w kierunku
mężczyzny.
Cholera, sam nie
wiedział, na co jest teraz zły. Na początku zirytowała go jego szalona kuzynka.
Jej teatrzyk, delikatnie mówiąc, wyprowadził go z równowagi. Jednak widok
faceta obmacującego Shi podpalił tlący się lont i teraz miał już ochotę komuś
wpierdolić. Wsunął się w kąt narożnika i oparł nogę za plecami chłopaka, w
efekcie czego Ichiro siedział teraz między jego udami.
— Co ty do cholery
wyprawiasz. — Shirenai szarpnął się, lecz uścisk Keizo był zbyt silny.
— Nic — mruknął
prosto w jego włosy. — Siedź spokojnie.
— Nie jestem w
nastroju na… — Wciągnął powietrze gdy dłoń mężczyzny wsunęła się po jego
koszulę, delikatnie masując brzuch. — Keizo!
— Co? — Niezrażony
niczym, kontynuował wędrówkę po jego skórze.
— Przeginasz, wiesz?
— zamruczał, nie mogąc się oprzeć dotykowi zręcznych palców.
— Zrelaksuj się,
jesteś zbyt spięty. — Ueda wsunął nos w pomiędzy jego ramię a szyję,
przesuwając językiem po odsłoniętej skórze. Jednocześnie nie spuszczał wzroku z
przypatrującego się tej scenie Jiro. Taaak, od razu poczuł się lepiej, widząc
jak brunet ze złością zaciska usta. Cholera, wiedział, że zachowuje się
dziwnie, ale musiał jednoznacznie pokazać temu natrętowi, do kogo należy
Ichiro. Poza tym, ogromną satysfakcję sprawiła mu irytacja bezradnego faceta.
— Nie znam cię. —
Taisuke oparł policzek na dłoni i spojrzał na Yano.
— Ja ciebie też nie,
ale nie sprawia mi to bynajmniej przykrości — warknął Jiro, nie odrywając
wzroku od siedzących naprzeciw niego mężczyzn. Stracił go. Kurwa, od dawna o
tym wiedział, ale dopiero teraz dotarło to do niego i odczuł to jak bolesny policzek.
Znał ten wyraz twarzy, tyle razy widział go, gdy wracał do domu. Lekko zamglone
spojrzenie, rozchylone usta, przyspieszony oddech i dłoń, która jakby sama z
siebie gładziła udo yakuzy. Wiedział co to oznacza… Prawda była tak oczywista,
że ogarnął go pusty śmiech na myśl, iż Shirenai nie zdaje sobie z niej sprawy.
Jakim trzeba być idiotą, żeby nie rozeznać się we własnych…
— A ja chętnie cię
poznam. — Ręka siedzącego obok mężczyzny spoczęła na jego udzie, zaciskając się
mocno i sprawiając, że oderwał wzrok od byłego kochanka i jego nowej
fascynacji.
— O czym ty… —
warknął patrząc na intruza zły i rozgoryczony.
— Mówię, że chętnie
cię poznam, jesteś głuchy? — Dłoń powędrowała do góry, niebezpiecznie zbliżając
się do jego krocza. Złapał ją i nie pozwolił posunąć się dalej. — Właściwie
mnie to nie przeszkadza. — Taisuke uśmiechnął się złośliwie. — Podobasz mi się
nawet z taką wadą.
— A ty mnie nie,
więc weź łapę z mojej nogi. — Cichy jęk sprawił, że spojrzenia obydwóch
powędrowały znów w kierunku Shi i Keizo. Ichiro siedział bokiem i zanurzywszy
dłoń we włosach kochanka całował się z nim namiętnie, nie zwracając uwagi na
pozostałych. Keizo gładził go leniwie po plecach, drugą ręką przyciągając do
siebie i błądząc pod jego koszulą. Obydwaj wyglądali, jakby byli zupełnie sami
i najgorsze było to, że Jiro nie wiedział, czy po prostu ich ignorują, czy
naprawdę zapomnieli o ich istnieniu. Z tych dwóch opcji druga wydała mu się o
wiele gorszą.
— Idziemy? — Taisuke
spojrzał na niego spod wpół przymkniętych powiek. Yano odwrócił się i zmierzył
go ironicznym spojrzeniem. Fakt faktem, mężczyzna był przystojny. Długie czarne
włosy były misternie splecione, tworząc śmiałą, ale na pewno praktyczną
fryzurę. Lekko skośne oczy miały zaskakujący kolor lodowego błękitu, który
podkreślał kontrast z gęstymi, ciemnymi rzęsami. Wydatne usta dodawały
miękkości surowej twarzy, jednak goszczący na nich uśmiech nie sięgał oczu,
zimnych jak u drapieżnika. Muskularny, wysoki, chyba nawet wyższy od niego… i
na pierwszy rzut oka człowiek wiedział, że to nie jest zwykły facet. Jiro
przełknął gwałtownie ślinę.
— Nie wydaje mi się,
aby to był dobry pomysł.
— A mnie wręcz
przeciwnie. — Uśmiechnął się lekko i jakby złośliwie.
— Jesteś jego
przyjacielem? — Wskazał głową na Keizo.
— Podwładnym. — Krótko
i zwięźle… Kolejny gangster. — I też nie lubię, jak ktoś mi się sprzeciwia —
mruknął, wstając i pociągając go za sobą, mocno zaciskając dłoń na jego
nadgarstku. W tym momencie Jiro zdał sobie sprawę, kim tak naprawdę jest Ueda,
skoro ktoś taki posłusznie wykonywał jego rozkazy i w przypływie paniki dotarło
do niego, że tak naprawdę… nigdy nie miał szans w tej rozgrywce.
— Wychodzicie? —
Keizo oderwał się od Shi i popatrzył na Taisuke z aprobatą.
— Tak, nie będziemy
przeszkadzać… prawda? — mruknął, jeszcze mocniej zaciskając palce.
— Prawda — Jiro
wstał i rzucił na blat stolika kilka banknotów. Nie pozostało mu nic innego jak
się zgodzić, teraz miał poważniejszy problem. Z tego, jak patrzył na niego nowo
poznany mężczyzna, mógł wywnioskować jedno… Czekała go ciężka noc.
— Poszli —
stwierdził Shi, patrząc na puste szklanki i odsuwając się lekko.
— Co za
spostrzegawczość. — Ueda przyciągnął go na powrót do siebie. — Siedź, jak ci
dobrze.
— Kto powiedział, że
jest mi dobrze? — prychnął, nie wyrywając się jednak i z westchnieniem
rezygnacji opierając o jego tors.
— Wracamy do punktu
wyjścia?
— Nie rozumiem.
— Znowu zaczynasz
zrzędzić.
— To nie ja
zaciągnąłem cię do nieznanego klubu i nie ja zostawiłem samego na tak długi
czas — prychnął.
— I ponownie mnie
wkurzasz. — Keizo zmarszczył czoło w geście dezaprobaty.
— Jakoś to
przeżyjesz. — Błogi nastrój po pocałunku szybko się ulatniał i Shirenai na
powrót zaczynał się spinać.
— Ja? Owszem. Ty, to
już inna sprawa. — Ueda uśmiechnął się wrednie i podniósł od stolika. —
Wynosimy się stąd.
— Tak, najwyższy
czas jechać do domu. — Shi powoli poczuł jak powraca złość i bunt.
— A kto powiedział,
że gdzieś jedziemy? — Mężczyzna stanął za nim i pchnął go lekko w stronę
bocznych schodów.
— Nigdzie nie idę. —
Ichiro potknął się o pierwszy stopień. — Nie mam nastroju na twoje gierki.
— A ja na twoje
fochy. Wchodzisz, czy mam cię wynieść? — warknął coraz bardziej zły. — Nastrój
ci się zmienia jakbyś miał okres.
— Zamknij się. —
Shirenai wbrew sobie zaczął się wspinać na górne piętro.
— Naprawdę,
zaczynasz mnie irytować… a ja nie lubię jak ktoś gra mi na nerwach. — Szli
teraz wąskim korytarzem, który gwałtownie kończył się jakimiś drzwiami. Ueda
przejechał po zamku kartą magnetyczną i gdy tylko się otworzyły, wciągnął
chłopaka do środka. — Takich ludzi czeka kara… a ja lubię karać — dodał, a jego
głos zabrzmiał złowieszczo w ciszy ciemnego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz