piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XXX


— Nic nie mów. — Keizo zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i w milczeniu podjechał pod nieznany klub, otoczony wysokim płotem, który szczelnie otulały krzewy tui, skutecznie zasłaniające widok na dalszą część placu.

— Przecież milczę. — Shi przewrócił oczami i zacisnął zęby powstrzymując śmiech.

Odkąd opuścili rezydencję kuzynki, Ueda zachowywał się jakby czekał na jakiś wybuch. Cóż, jakoś wcale mu się nie dziwił. Jeżeli istniała kobieta podła, zła, okrutna i w ogóle harpia… to była to właśnie Kotani. Skutecznie odbijała każdą ciętą wypowiedź Keizo, uśmiechając się przy tym słodko. Shirenai na przemian stwierdzał, że nienawidzi tej kobiety, by zaraz potem dochodzić do wniosku, że ją uwielbia i gotów paść przed nią na kolana. Pokaz zdjęć, jaki mu zaserwowała był… och… lepiej o tym nie myśleć. Mimowolnie zerknął na zaciśnięte usta Keizo i odwrócił głowę, aby nie zobaczył jego na nowo wzbudzonej wesołości. No bo jak nie rechotać, oglądając tego mrocznego i pełnego tajemnic mężczyznę jako dwulatka biegającego w rajtuzach?


— Idziemy — mruknął Ueda, wysiadając z auta i rzucając kluczyki parkingowemu.

— Dokąd? — Trzasnął drzwiami i podążył za mężczyzną. — Ej, nie znam tego miejsca.

— Ja znam, to wystarczy. — Podszedł pod drzwi i pchnął je lekko. Ze środka dobiegały odgłosy głośnej muzyki, a powietrze zagęszczał dym papierosów.

— Nie chce mi się iść na żadną imprezę. — Shi stanął w szatni i skrzywił się lekko zdenerwowany. Nie znał tego miejsca, nie wiedział kto do niego uczęszcza, a widok wkurzonego kochanka nie nastrajał na klubowe spotkania. — Myślałem, że odwieziesz mnie do domu.

— Nie denerwuj mnie, przecież widziałeś, że nie jedziemy w kierunku domu twego kumpla — warknął, rzucając płaszcz portierowi.

— Myślałem, że… Zresztą nieważne, złapię taks…

Ból zaatakował niespodziewanie. Skrzywił się i spojrzał zaszokowany na swoje ramię, na którym zakleszczała się ręka Keizo. Mężczyzna chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z siły, jaką włożył w ten uścisk, jednak jego oczy miotały błyskawice.

— Pójdziesz ze mną i napijesz się cholernego piwa. Potem nawet może z tobą zatańczę, będziesz słuchał tego, co mówię, potakiwał mi we wszystkim i udawał, że dobrze się bawisz. Potem… ewentualnie możemy się pieprzyć. Czy jasno przedstawiłem swoją wizję spędzenia reszty tego wieczoru?

— Nawet bardzo. — Wyszarpnął ramię z uścisku, czując, że nie obejdzie się bez siniaków. Kurwa! Co on niby mu zrobił, że tak się wkurza? Powiedział coś nie tak? Shi czuł, jak krew zaczyna się w nim burzyć, co jak co, ale nikt nigdy tak go nie traktował. Nie był facetem, którym ktoś może pomiatać… nawet cholerny yakuza! Zmrużył oczy i spomiędzy ust zamiast warknięcia wydobyło się ciche westchnienie. Uśmiechnął się lekko i… skinął głową. — Jak sobie życzysz.

— I to lubię. — Keizo poprawił marynarkę i skierował się w stronę sali głównej. Przez chwilę przeciskali się przez tańczących ludzi, zmierzając w kierunku podestu z lożami. Ichiro zauważył, że na parkiecie, w takt muzyki ruszają się zarówno pary mieszane jak i homoseksualne. Cóż… widać tutaj nikomu to nie przeszkadzało. Stolik stał w kącie, z jednej strony zasłaniała go ścianka działowa, oddzielając część z lożami od baru, z drugiej wysoka drewniana drabinka obita chińskim jedwabiem. — Poczekasz tutaj, możesz coś zamówić. Mam tu coś do załatwienia, będę jak wrócę — mruknął i zniknął w tłumie.

Zacisnął zęby, aby nie wybuchnąć i z chęcią mordu wypisaną na twarzy spoglądał w plecy oddalającego się mężczyzny. „Będę jak wrócę”. Co to kurwa miało być?! Dupek zapomniał najwyraźniej, że on nie jest jego służącym, maskotką, ani zabawką! O tak, dobrze wiedział co tak wkurzyło yakuzę, ale czy to była jego wina? To nie on wyciągnął te fatalne zdjęcia, nie on opowiadał krępujące historyjki z dzieciństwa wielkiego gangstera! I nie on będzie za to płacił. Nie ma mowy! Chce się na kimś wyżyć? Proszę bardzo! Niestety z adresatem źle trafił, on się podkładał nie będzie. Rozejrzał się po sali i skinął ręką w stronę kelnera. Zamówił drinka i paczkę papierosów. Nie palił… z zasady, jednak kiedy był zdenerwowany, nie odmawiał sobie niczego, co mogło uspokoić nerwy. Dziesięć minut później kelner podał mu drugiego drinka.

— Ze wszystkich ludzi, ciebie bym się nie spodziewał tutaj spotkać. — Dobrze znany mu głos wyrwał go z rozmyślań… Szajs, tylko jego mu tutaj brakowało.

— Jiro — mruknął i zaciągnął się papierosem.

— Samotne picie nie jest dobrym sposobem na problemy. — Yano bez pytania usiadł obok niego i postawił na stoliku szklankę ze szkocką, którą do tej pory ściskał w dłoni.

— Kto powiedział, że jestem samotny? — Spojrzał na niego z niechęcią.

— Jakoś nie widzę nikogo w pobliżu. — Mężczyzna rozejrzał się dookoła.

— Bo jesteś ślepy.

— Czyżby? — Uniósł sceptycznie brew.

Shirenai zgasił papierosa w popielniczce i zerknął na byłego chłopaka spod rzęs. Tylko jego mu brakowało do szczęścia, jakby nie miał problemów. Przez tyle miesięcy nie miał z nim styczności, a teraz… w przeciągu kilku dni spotyka go już drugi raz. Tokio zdecydowanie było zbyt małe.

— Ten, z kim przyszedłeś, na pewno na ciebie czeka — zasugerował mu delikatnie, aby spadał. Jednak wrażliwość na pewno nie była cechą dominującą u tego człowieka.

— Poczeka i przestanie. — Wzruszył ramionami. — Dawno razem nie piliśmy. — Dotknął delikatnie jego dłoni spoczywającej na stoliku.

— Dawno — przyznał i nagle stwierdził, że w sumie… czemu nie? Skoro ma siedzieć sam przy stoliku, tylko dlatego, że jakiś wnerwiony i obrażony na cały świat yakuza się wkurza… to w końcu nic się wielkiego nie stanie, jak posiedzi ze swoim byłym.

— Więc? Mogę zamówić butelkę whisky?

— Jasne. — Uniósł kącik ust w uśmiechu. — Przyznam, że niełatwo cię spławić.

— Jestem bardzo wytrwały w dążeniu do celu. — Jiro cmoknął zadowolony i przywołał kelnera. — Butelkę White Horse.

— Szalejesz.

— Skoro jest ku temu okazja, to czemu nie? — Odchylił się i oparł o zagłówek narożnika, przekładając dłoń ponad ramieniem Shirenai. — Więc? Co tutaj robisz?

— Piję, palę i gadam ze swoim byłym facetem — Zerknął w stronę jego dłoni, lecz ta spokojnie spoczywała na oparciu.

— Idealny wieczór jednym słowem. — Uśmiechnął się i odprawił kelnera, który właśnie napełniał ich tumblery. Z pojemnika na lód wyciągnął kilka kostek i wrzucił do bursztynowego płynu. — Za spotkanie. — Uniósł szklankę.

— Hmm… — Shirenai powtórzył gest, lecz nic nie powiedział.

— Brakowało mi tego. — Jiro przymknął oczy, rozkoszując się smakiem trunku. — Przyznaj, że tobie też.

— Nie bardzo. — Drgnął, czując palce mężczyzny na swoim ramieniu. Delikatnie gładziły materiał jego koszuli.

— Szybko znalazłeś sobie pocieszenie. — Yano otworzył oczy i spojrzał na niego z wyrzutem. — Nie myślałem, że jesteś do tego zdolny.

— Chyba nie sądziłeś, że odchodząc od ciebie, będę pogrążał się w rozpaczy? — parsknął z niedowierzaniem. Alkohol sprawił, że stał się rozluźniony i jeszcze bardziej pewny siebie.

— Nigdy nie wspominasz?

— Niby czego?

— Naszych wspólnych chwil. — Palce zawędrowały na jego szyję, bawiąc się końcówkami włosów.

— Nie, nie mam na to czasu. — Upił łyk i odpalił kolejnego papierosa.

— Jest aż tak dobry? — W oczach Jiro błysnęło coś na kształt zaciekawienia i obawy jednocześnie.

— Jest dupkiem. — Zaciągnął się papierosem. — I jest świetny w łóżku.

Poczuł jak siedzący obok mężczyzna drgnął, a jego palce mocniej zacisnęły się na kosmykach jego włosów.

— Więc, dlaczego z nim jesteś? Odszedłeś, bo podobno szukałeś czegoś stałego. — Yano patrzył na niego z niedowierzaniem.

— Bo jest szczery. — Odwzajemnił spojrzenie. — Nigdy niczego mi nie obiecywał, a ja… ja niczego nie oczekuję w związku z tym.

— Kłamiesz! — syknął, potrząsając głową.

— Nie. Cały myk tkwi w tym, że mówię prawdę. — Uśmiechnął się niewyraźnie.

— A więc okłamujesz sam siebie. — Przysunął się bliżej i drugą ręką nakrył jego dłoń. — Znam cię.

— Znałeś — poprawił go spokojnie. — Tak jest łatwiej, prawdziwiej.

— Gówno prawda — żachnął się Jiro. — Ty potrzebujesz stabilizacji. Dlatego zresztą mnie rzuciłeś.

— Stabilizacja… — parsknął śmiechem. — Z yakuzą? Nie żartuj.

— Więc dlaczego nie poszukasz kogoś innego?

Kolejny łyk opróżnił tumbler, spojrzał na niego z żalem. Siedzący obok mężczyzna szybko uzupełnił brak.

— Mówiłem ci, jest dobry w łóżku. — Odchylił się na oparciu, lekko przygniatając ramię Yano. — Poza tym… tak jest dobrze, bezpiecznie.

— Z yakuzą? — Jiro szyderczo powtórzył retoryczne pytanie Shi.

— Bez obietnic, przyrzeczeń, bez bólu i rozczarowania.

— Więc gdyby odszedł, nie miałbyś nic przeciwko temu?

— Ale jemu nigdzie się nie spieszy, próżne gdybanie. — Rozległ się nad nimi rozbawiony głos, w którym jednak można było usłyszeć groźbę. Jiro wyprostował się gwałtownie i cofnął lekko pod ciężkim spojrzeniem Keizo.

— Przeszkadzamy? — spytał Ueda, patrząc na Ichiro przenikliwie.

— Miałeś zaraz wrócić. — Shirenai podniósł głowę i spojrzał na Uedę z wyrzutem.

— Mówiłem, że mam coś do załatwienia. — Usiadł po jego drugiej stronie, a za nim wsunął się do loży nieznany Shi mężczyzna.

— Z nim? — Ichiro wskazał nieznajomego ruchem głowy.

— Nie, jego spotkałem po drodze. — Odwrócił się w kierunku Yano. — Trzymanie rąk przy sobie jest jednym ze sposobów, aby cieszyć się nimi nieco dłużej. — rzucił od niechcenia i uniósł do ust szklankę z whisky, która stała przed Shi. Jiro automatycznie cofnął dłonie i odsunął się nieco od Shi.

— Tylko rozmawialiśmy. — Mężczyzna nie wyglądał na wystraszonego.

— I tylko dlatego nadal tutaj siedzisz… cały i zdrowy.

— Przestań, Keizo. — Shirenai spojrzał na niego ze złością. — Nudziło mi się, nie zgrywaj zazdrosnego, bo i tak nikt w to nie uwierzy, denerwujesz mnie.

— Twój facet na wiele sobie pozwala. — Siedzący dotąd w ciszy nieznajomy uniósł brew w wyrazie zaskoczenia. — Gotów byłbym pomyśleć, że wreszcie…

— Zamknij się, Taisuke, tobie na nic nie pozwoliłem — syknął.

— Jeżeli tak ma wyglądać ten wieczór, to ja wychodzę. — Shi wbrew temu ile wypił, nie czuł się pijany. Rozejrzał się wokół i podniósł się z miejsca.

— Siedź, nie mówiłem, że możesz wyjść. — Keizo szarpnął go za rękę i posadził z powrotem na miejscu, przyciągając do siebie. — Taisuke, przesiądź się — warknął w kierunku mężczyzny.

Cholera, sam nie wiedział, na co jest teraz zły. Na początku zirytowała go jego szalona kuzynka. Jej teatrzyk, delikatnie mówiąc, wyprowadził go z równowagi. Jednak widok faceta obmacującego Shi podpalił tlący się lont i teraz miał już ochotę komuś wpierdolić. Wsunął się w kąt narożnika i oparł nogę za plecami chłopaka, w efekcie czego Ichiro siedział teraz między jego udami.

— Co ty do cholery wyprawiasz. — Shirenai szarpnął się, lecz uścisk Keizo był zbyt silny.

— Nic — mruknął prosto w jego włosy. — Siedź spokojnie.

— Nie jestem w nastroju na… — Wciągnął powietrze gdy dłoń mężczyzny wsunęła się po jego koszulę, delikatnie masując brzuch. — Keizo!

— Co? — Niezrażony niczym, kontynuował wędrówkę po jego skórze.

— Przeginasz, wiesz? — zamruczał, nie mogąc się oprzeć dotykowi zręcznych palców.

— Zrelaksuj się, jesteś zbyt spięty. — Ueda wsunął nos w pomiędzy jego ramię a szyję, przesuwając językiem po odsłoniętej skórze. Jednocześnie nie spuszczał wzroku z przypatrującego się tej scenie Jiro. Taaak, od razu poczuł się lepiej, widząc jak brunet ze złością zaciska usta. Cholera, wiedział, że zachowuje się dziwnie, ale musiał jednoznacznie pokazać temu natrętowi, do kogo należy Ichiro. Poza tym, ogromną satysfakcję sprawiła mu irytacja bezradnego faceta.

— Nie znam cię. — Taisuke oparł policzek na dłoni i spojrzał na Yano.

— Ja ciebie też nie, ale nie sprawia mi to bynajmniej przykrości — warknął Jiro, nie odrywając wzroku od siedzących naprzeciw niego mężczyzn. Stracił go. Kurwa, od dawna o tym wiedział, ale dopiero teraz dotarło to do niego i odczuł to jak bolesny policzek. Znał ten wyraz twarzy, tyle razy widział go, gdy wracał do domu. Lekko zamglone spojrzenie, rozchylone usta, przyspieszony oddech i dłoń, która jakby sama z siebie gładziła udo yakuzy. Wiedział co to oznacza… Prawda była tak oczywista, że ogarnął go pusty śmiech na myśl, iż Shirenai nie zdaje sobie z niej sprawy. Jakim trzeba być idiotą, żeby nie rozeznać się we własnych…

— A ja chętnie cię poznam. — Ręka siedzącego obok mężczyzny spoczęła na jego udzie, zaciskając się mocno i sprawiając, że oderwał wzrok od byłego kochanka i jego nowej fascynacji.

— O czym ty… — warknął patrząc na intruza zły i rozgoryczony.

— Mówię, że chętnie cię poznam, jesteś głuchy? — Dłoń powędrowała do góry, niebezpiecznie zbliżając się do jego krocza. Złapał ją i nie pozwolił posunąć się dalej. — Właściwie mnie to nie przeszkadza. — Taisuke uśmiechnął się złośliwie. — Podobasz mi się nawet z taką wadą.

— A ty mnie nie, więc weź łapę z mojej nogi. — Cichy jęk sprawił, że spojrzenia obydwóch powędrowały znów w kierunku Shi i Keizo. Ichiro siedział bokiem i zanurzywszy dłoń we włosach kochanka całował się z nim namiętnie, nie zwracając uwagi na pozostałych. Keizo gładził go leniwie po plecach, drugą ręką przyciągając do siebie i błądząc pod jego koszulą. Obydwaj wyglądali, jakby byli zupełnie sami i najgorsze było to, że Jiro nie wiedział, czy po prostu ich ignorują, czy naprawdę zapomnieli o ich istnieniu. Z tych dwóch opcji druga wydała mu się o wiele gorszą.

— Idziemy? — Taisuke spojrzał na niego spod wpół przymkniętych powiek. Yano odwrócił się i zmierzył go ironicznym spojrzeniem. Fakt faktem, mężczyzna był przystojny. Długie czarne włosy były misternie splecione, tworząc śmiałą, ale na pewno praktyczną fryzurę. Lekko skośne oczy miały zaskakujący kolor lodowego błękitu, który podkreślał kontrast z gęstymi, ciemnymi rzęsami. Wydatne usta dodawały miękkości surowej twarzy, jednak goszczący na nich uśmiech nie sięgał oczu, zimnych jak u drapieżnika. Muskularny, wysoki, chyba nawet wyższy od niego… i na pierwszy rzut oka człowiek wiedział, że to nie jest zwykły facet. Jiro przełknął gwałtownie ślinę.

— Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł.

— A mnie wręcz przeciwnie. — Uśmiechnął się lekko i jakby złośliwie.

— Jesteś jego przyjacielem? — Wskazał głową na Keizo.

— Podwładnym. — Krótko i zwięźle… Kolejny gangster. — I też nie lubię, jak ktoś mi się sprzeciwia — mruknął, wstając i pociągając go za sobą, mocno zaciskając dłoń na jego nadgarstku. W tym momencie Jiro zdał sobie sprawę, kim tak naprawdę jest Ueda, skoro ktoś taki posłusznie wykonywał jego rozkazy i w przypływie paniki dotarło do niego, że tak naprawdę… nigdy nie miał szans w tej rozgrywce.

— Wychodzicie? — Keizo oderwał się od Shi i popatrzył na Taisuke z aprobatą.

— Tak, nie będziemy przeszkadzać… prawda? — mruknął, jeszcze mocniej zaciskając palce.

— Prawda — Jiro wstał i rzucił na blat stolika kilka banknotów. Nie pozostało mu nic innego jak się zgodzić, teraz miał poważniejszy problem. Z tego, jak patrzył na niego nowo poznany mężczyzna, mógł wywnioskować jedno… Czekała go ciężka noc.


— Poszli — stwierdził Shi, patrząc na puste szklanki i odsuwając się lekko.

— Co za spostrzegawczość. — Ueda przyciągnął go na powrót do siebie. — Siedź, jak ci dobrze.

— Kto powiedział, że jest mi dobrze? — prychnął, nie wyrywając się jednak i z westchnieniem rezygnacji opierając o jego tors.

— Wracamy do punktu wyjścia?

— Nie rozumiem.

— Znowu zaczynasz zrzędzić.

— To nie ja zaciągnąłem cię do nieznanego klubu i nie ja zostawiłem samego na tak długi czas — prychnął.

— I ponownie mnie wkurzasz. — Keizo zmarszczył czoło w geście dezaprobaty.

— Jakoś to przeżyjesz. — Błogi nastrój po pocałunku szybko się ulatniał i Shirenai na powrót zaczynał się spinać.

— Ja? Owszem. Ty, to już inna sprawa. — Ueda uśmiechnął się wrednie i podniósł od stolika. — Wynosimy się stąd.

— Tak, najwyższy czas jechać do domu. — Shi powoli poczuł jak powraca złość i bunt.

— A kto powiedział, że gdzieś jedziemy? — Mężczyzna stanął za nim i pchnął go lekko w stronę bocznych schodów.

— Nigdzie nie idę. — Ichiro potknął się o pierwszy stopień. — Nie mam nastroju na twoje gierki.

— A ja na twoje fochy. Wchodzisz, czy mam cię wynieść? — warknął coraz bardziej zły. — Nastrój ci się zmienia jakbyś miał okres.

— Zamknij się. — Shirenai wbrew sobie zaczął się wspinać na górne piętro.

— Naprawdę, zaczynasz mnie irytować… a ja nie lubię jak ktoś gra mi na nerwach. — Szli teraz wąskim korytarzem, który gwałtownie kończył się jakimiś drzwiami. Ueda przejechał po zamku kartą magnetyczną i gdy tylko się otworzyły, wciągnął chłopaka do środka. — Takich ludzi czeka kara… a ja lubię karać — dodał, a jego głos zabrzmiał złowieszczo w ciszy ciemnego pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz