piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XXVIII


Ogromny, wściekle zielony transparent z napisem „Sto lat życia, stary pryku” nie pozostawiał wątpliwości co do tego, kto jest jego autorem. Shirenai zastanawiał się przez chwilę, czy się obrazić czy wybuchnąć śmiechem. Wchodzący do salonu Yukio z ogromnym tortem w rękach rozwiał jego wątpliwości. Uśmiech sam wypłynął mu na twarz, gdy wspaniałe ciasto przekładane kawowo — śmietankową masą wylądowało na talerzykach.

— Wszystkiego najlepszego. — Kasai wręczył mu torebkę z jakimiś markowymi perfumami i zanim Shi zdążył podziękować, właściciel mieszkania został odepchnięty przez Yao.

— My właściwie jeszcze się dobrze nie znamy, ale jak to mówią, przyjaciele naszych przyjaciół są…

— Zamknij się, ludzie czekają w kolejce. — Taguchi przewrócił oczami.

— Nie masz czasami ochoty go zabić? — Ming skrzywił się i spojrzał na Shi.


— Mam. — Shirenai wyszczerzył zęby. — Właściwie, jakby policzyć ile razy już go w marzeniach uśmierciłem, można by pomyśleć, że jest nieśmiertelny.

— Ej no! Nie mówcie o mnie, jakby mnie tu nie było! — Shuji zrobił minę obrażonej niewinności.

— Rozumiem cię aż za dobrze. — Yao wręczył ładnie opakowaną płytę z najnowszymi przebojami Kat – Tun. — Upierdliwiec mówił, że lubisz.

— Tak, dzięki. — Przyjrzał się płycie z zadowoleniem. — Nie musiałeś.

— Widać chciałem. — Mrugnął wesoło.

— Dobra, teraz ja! — Taguchi wepchał się pomiędzy nich. — Drogi Shirenai, z okazji tego, że jesteś już stary i w niedługim czasie możesz chcieć dołączyć do grona emerytów grających w shugi pod wiśniami — chrząknął lekko, a Shi wywrócił oczami, zagryzając zęby i zastanawiając się, czym sobie zasłużył. — Życzę ci, abyś zawsze był sprawny, prężny i gotowy, oraz aby twe pomysły rodem z książki fantasy jednak się spełniły — dodał i wręczył mu torebkę, w której spoczywała książka. Ichiro przez chwilę patrzył na nią, jakby miała zęby i mogła go ugryźć, po czym ostrożnie ją wyjął. Na zielonej okładce dwóch lekko łysiejących panów patrzyło sobie czule w oczy, pochylając się nad kieliszkiem wina. Tytuł głosił „Radość z seksu w wieku średnim”.

— Taaa… tego mi było trzeba… — mruknął. — Dobrze, że laski mi jeszcze nie kupiłeś.

— A nie, pomyślałem, że w razie czego ogórki są tańsze. — Shuji schylił się gwałtownie przed lecącą w jego kierunku książką. — Auć, no za co, doceń moją inwencję, gdy troszczę się o twoją przyszłość!

— Doceniam swoje celne oko — warknął z satysfakcją, patrząc jak zielone coś ląduje tuż obok kominka, przy okazji jednak trafiając przyjaciela w ramię.

— Ostatni raz dostałeś ode mnie prezent. — Shuji wystawił mu język.

— Obiecujesz?

— Czuję gorycz porażki. — Chlipnął teatralnie Shu i wśród śmiechu reszty towarzystwa, wepchnął do ust słodki kawałek tortu.

— Hmm… to może wypijmy coś — zasugerował Yao i otworzył wino, napełniając pękate kieliszki.

Shirenai ochoczo przyłączył się do toastu, czując rozlewające się w jego wnętrzu ciepło. Patrząc na przyjaciół, miał wrażenie, że cokolwiek by się nie stało, oni zawsze będą przy nim. Zwłaszcza Taguchi, ze swoim nieodłącznym poczuciem humoru oraz powagą w trudnych sytuacjach. Zamrugał kilka razy, odpędzając uczucie rozrzewnienia, które jak dla niego zdecydowanie było niemęskie. Kątem oka zauważył, że Keizo przygląda mu się z uwagą. Kiedy odwrócił wzrok w jego kierunku, mężczyzna uniósł kieliszek w geście toastu i w jego kierunku poleciała mała, zapakowana w srebrny papier paczuszka. Chwycił ją zręcznie i odstawiając trunek, rozpakował, z ciekawością zaglądając do środka.
Piękne, czarne wieczne pióro leżało na aksamitnej wyściółce. Złota stalówka przytrzymywała małą, złożoną na pół karteczkę. Z ciekawością otworzył ją i przeczytał wpis „Powodzenia na egzaminach, panie mecenasie”. Uśmiechnął się lekko. A więc Keizo pamiętał, że za niecałe trzy tygodnie ma egzaminy i nie chciał, aby rezygnował.
Adwokat i właściciel host klubu w jednym… cóż, jak na razie przyszłość zapowiadała się nader intrygująco. Zamknął wieczko i odłożył prezent na gzyms kominka, przesuwając po nim lekko palcem. Wieczne pióro…


***

— Nigdzie nie idę! Dzisiaj śpię tutaj! Tu mi dobze. — Yao leżący na podłodze ani myślał się ruszać.

— Wstawaj, jesteś pijany, odwiozę cię do domu. — Keizo szturchnął go czubkiem buta.

— Ani mi się śni. — Blondyn przekręcił się na brzuch i tylko wygodniej rozłożył na dywanie.

— Przeziębisz się, idioto, rusz dupę!

— Nie ma mowy, i wgóle… — Otworzył sennie oko. — Pzyjdziesz i mnie uratujesz… — Uśmiechnął się idiotycznie. — Jak ostatnio, wlecis i buum… wszysy trup. Mogli cię zabłic, ale ty jestes głupi i mnie ratujesz…

— Cholera. — Ueda schylił się i szarpnął go pod pachy, ciągnąc w kierunku sofy. — Czy on może tutaj zostać? — Nerwowo spojrzał na Yukio, który przyglądał mu się uważnie.

— Jasne, żaden problem.

— Noooo, jak on tu śpi, to ja też! — Shuji spojrzał na leżącego nieufnie. — Nie zostawię Yu z tym… tym… — Zaplątał się i zjechał po ścianie do pozycji siedzącej. — No!

— On raczej nie jest zdolny do skrzywdzenia kogokolwiek. — Shirenai złapał chłopaka za nogi i pomógł przełożyć na sofę. — Co go tak ścięło?

— Przedwczoraj opuścił szpital… Kretyn jeden, powinien wiedzieć, żeby nie pić za wiele po trzech tygodniach leżenia. — Ueda odgarnął opadające na oczy włosy.

— Acha. — Ichiro uniósł brew i nic więcej nie mówiąc, sięgnął po leżący w nogach chłopaka pled, którym okrył go troskliwie.

— Późno już, odwiozę cię, skoro Shuji zostaje. — Keizo sięgnął po płaszcz i zarzucił go sobie na ramiona.

— Jasne! Zostaję! I niech mnie ktoś spróbuje ruszyć! — Siedzący nadal na podłodze Taguchi machnął kilka razy szufelką do popiołu, która spokojnie leżała obok kominka.

— Tak, nawet bym go nie wypuścił w tym stanie. — Yukio zaczął zbierać szklanki i ustawiać je na tacy. — Jego nawet szpital nie tłumaczy.

— Mam nadzieję, że się nie gniewasz. — Shirenai zaniepokojony spojrzał w kierunku przyjaciela fechtującego szuflą.

— Nie żartuj. Myślał o tej imprezie od miesiąca, był bardzo podekscytowany. — Yu uśmiechnął się jakby z czułością. — Po prostu dobrze się bawił na urodzinach najlepszego kumpla, kto by mógł mieć o to żal?

— Dzięki… i w ogóle dziękuję za całe przyjęcie. — Shi lekko machnął ręką w nieokreślonym kierunku, jakby wskazywał zarówno na transparent, jak i na zastawiony stół.

— Nie ma za co, to była sama przyjemność. — Kasai pokręcił głową, a włosy na chwilę zafalowały miękko wokół jego twarzy. Ichiro patrząc na niego, uświadomił sobie, że Shuji ma cholernie dobry gust co do facetów i jest prawdziwym szczęściarzem, że trafił na kogoś takiego jak Yu.

— Idziemy. — Keizo szarpnął go za ramię, wyrywając z chwilowego transu. — Dobranoc, Kasai.

— Dobranoc, trzymajcie się. — Mężczyzna uścisnął dłoń Uedy i odprowadził ich do drzwi.

***

— Naprawdę uratowałeś mu ostatnio życie? — Po prawie pół godziny milczenia, Shirenai wreszcie odważył się zadać pytanie, które nurtowało go odkąd usłyszał pijackie bełkotanie Yao.

— Przesadzał. — Keizo spokojnie zdjął płaszcz i zawiesił go na wieszaku w mieszkaniu Shujiego.

— Po powrocie z Hongkongu od razu trafił do szpitala, prawda?

— Zbieg okoliczności. — Wzruszył ramionami.

— Powiedział, że mogli cię zabić…

— Słuchaj, jeżeli masz zamiar resztę nocy spędzić na rozpamiętywaniu słów zalanego w trupa faceta, to życzę powodzenia. — Keizo spojrzał na niego zimno.

— Oczywiście, bo ciebie nie można o nic zapytać, panie tajemniczy — warknął, kierując się w stronę sypialni. Był zdenerwowany. — Nie jestem idiotą, umiem dodać dwa do dwóch — mruknął ciszej, rozpinając koszulę. Cholera, a więc w Hongkongu coś się wydarzyło, coś na tyle niebezpiecznego, że Ming prawie miesiąc spędził w szpitalu, a Keizo naraził się dla niego na utratę życia. W sumie nie powinien być zdziwiony, przecież dobrze wiedział, na jak niebezpiecznej linie balansuje, ale…

— Więc proszę bardzo, zajmuj się wyliczankami do rana. — Ueda odwrócił się z zamiarem wyjścia z mieszkania.

— Uciekasz? — Shirenai odwrócił się i spojrzał na niego wyzywająco, wpychając ręce do kieszeni spodni. — Naruszyłem twoją strefę intymną?

— Wtrącasz się w nie swoje sprawy. — Rzucił dopiero co zdjęty z wieszaka płaszcz i ruszył w kierunku chłopaka.

— A co jest moją sprawą? Czego mogę dotknąć, aby nie wdepnąć w tę twoją… strefę? — Ostatnie słowo prawie wypluł.

— Kurwa, czego ty chcesz?! Wiedziałeś, w co się pakujesz, nigdy nie ukrywałem kim jestem. Musimy teraz do tego wracać? — Keizo stanął przed nim, a jego oczy rzucały wściekłe błyski.

— Nie, nie musimy, po pro…

— I bardzo dobrze! — wysyczał i popchnął go na łóżko, przygniatając swoim ciężarem. — Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin — syknął zanim rozgniótł jego usta w brutalnym pocałunku, od razu sięgając ręką do zamka spodni.

***

      „Paranoja” pomyślał Shirenai następnego dnia, siedząc w samochodzie i co chwilę zezując w kierunku prowadzącego spokojnie Keizo. Do tej pory czuł każdy mięsień swojego tyłka, jednak trudno mu było szczerze powiedzieć, że żałuje. Seks z Uedą był czymś niesamowitym. Czasami czuły i spokojny, czasami perwersyjny, a czasami… Czasami pokazujący, kim Keizo jest naprawdę, biorący, żądający i wyrachowany. Tej nocy miał okazję po raz pierwszy zobaczyć go w tej roli. Szlag, Shuji powinien był mu kupić poradnik „W łóżku z gangsterem” zamiast tej durnej książki. Ueda dopiero po dwóch godzinach zabawy łaskawie pozwolił mu dojść. Sprawił, że zapomniał o kłótni i wił się błagając o litość, krzycząc za spełnieniem i wreszcie prawie wrzeszcząc, kiedy dochodził. Seks z nim był jak narkotyk i Shirenai dobrze zdawał sobie sprawę, że uzależnił się od niego i jego wszystkie obiekcje diabli wzięli już dawno temu. Jasna cholera, pieprzyłby się z nim nadstawiając tyłek przez kraty, gdyby wreszcie jakimś cudem dosięgła go sprawiedliwość. Potrząsnął głową, odgarniając niechciane myśli. Debil, przecież sam stwierdził, że Keizo jest dobry w łóżku… i tego powinien się trzymać. Po prostu seks.

— Po kiego diabła jedziemy do twojej kuzynki? — odezwał się wreszcie, przyciszając radio.

— Bo mnie zaprosiła. — Po ostatniej nocy Ueda był zrelaksowany i obydwaj udawali, że kilkanaście godzin temu nie doszło między nimi do głośnej wymiany zdań.

— Ciebie, nie mnie.

— Zaprosiła mnie z moim facetem. — Spojrzał na zegarek, sprawdzając, czy aby się nie spóźnią.

— Keizo, ja nie jestem twoim facetem. — Wywrócił oczami, dając przy tym porządnego kopniaka swoim myślom, które zaczęły galopować trochę zbaczając z trasy.

— Fakt, my się tylko pieprzymy. — Keizo uśmiechnął się kpiąco. — Ale ona o tym nie wie.

— I co… mamy udawać zakochaną parę? — burknął, wyobrażając sobie siebie, siedzącego i klejącego się z rozanieloną miną do Uedy.

— Czego się boisz? Jak zapyta czy mam na dupie znamię, to przecież będziesz znał odpowiedź, nie połapie się. — Keizo nie wyglądał na przejętego.

— Rany, a jak zapyta jak się poznaliśmy?

— Powiesz jej prawdę, co za problem?

— Może dla ciebie nie ma, ale dla mnie jest i to duży — warknął zirytowany. — „Witaj, to mój chłopak, poznaliśmy się w klubie, wiesz to ciekawe, jest hostem”.

— Hmm… nie będzie zaskoczona. Przecież jej nie powiem, że spotkaliśmy się na herbatce u znajomych.

— A dlaczego nie?

— Bo by nie uwierzyła — warknął. — Zna mnie za dobrze.

— Wcale mnie to nie uspokaja. — Odwrócił głowę w kierunku okna. — Nie możesz jej powiedzieć, że wypatrzyłeś mnie na jakimś nudnym bankiecie?

— Aż tak ci na tym zależy? — Zerknął na niego, po czym zaparkował pod dużym, dwupiętrowym domem.

— Po prostu… lepiej bym się czuł. — Wzruszył ramionami.

— Ok. — westchnął. — Poznaliśmy się na przyjęciu, było nudno i postanowiliśmy sobie urozmaicić wieczór, pasuje?

— Idealnie. — Uśmiechał się, lekko uspokojony.

— Ekstra, a teraz rusz tę swoją seksowną dupę, jesteśmy na miejscu. — Keizo wysiadł z samochodu, nie czekając na odpowiedź. Shi wyczołgał się chwilę później, zatrzaskując drzwi i niepewnie rozglądając się dookoła. — Wyglądasz jakbyś szedł na stracenie. — Ueda spojrzał na niego z kpiną.

— Niewiele do tego brakuje. Nie co dzień chodzę na kolacyjki z rodziną yakuzy — mruknął, stając obok niego.

— Ona nie jest z yakuzy… ona jest gorsza. — Gangster uśmiechnął się demonicznie i pchnął furtkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz