piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XXVII


Boże Narodzenie minęło… szybko, to chyba najlepsze określenie. Shuji uparł się, że tym razem chce drzewko i tak oto, dom Yukio, zdobiła kolorowa choinka, przystrojona bombkami i pachnącymi korzennie piernikami. Kurismasu keeki, bardzo słodkie i polane kilkoma warstwami czekolady ciasto, stanęło na środku stołu i na sam jego widok Shi skrzywił się boleśnie. Nie żeby nie lubił słodyczy, ale ten tradycyjny tort, po prostu ociekał lukrem i kilogramami cukru. Ze smakiem zjadł za to kurczaka, którego Kasai przyrządził własnoręcznie i może dzięki temu, naprawdę smakował jak w czasach, kiedy był jeszcze dzieckiem. Po wręczeniu prezentów, zadzwonił telefon i po odśpiewaniu jedynej znanej im kolędy, pożegnał się i wyszedł na spotkanie z Keizo.


      Właściwie święta kojarzyły mu się bardziej z wielką, komercyjną maszyną, która po prostu nie mogła go ominąć. Śmieszne wydawało mu się nagłe stawianie szopki, tuż obok posążka Buddy. Cóż, może nikt ze znanych mu osób nie był katolikiem, jednak Boże Narodzenie było tak pięknym świętem, że obchodziła go cała Japonia, niezależnie od wyznania i nikogo to nie dziwiło. Wigilia uznawana za noc zakochanych i traktowana jak Walentynki przyprawiła go o lekki niepokój. Po raz pierwszy, włóczyli się bez konkretnego celu po centrum, przyglądając się ulicom przeładowanym migoczącymi choinkami i Mikołajom, którzy z nieodłącznym „ho, ho, ho” wręczali cukierki dzieciom i młodym kobietom. Czuł, jakby nagle znalazł się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze, a już na pewno z niewłaściwym człowiekiem. Szczęściem w nieszczęściu, Keizo nie przejawiał ochoty na trzymanie się za ręce i obściskiwaniem w każdym zaułku, co nagminnie robiło setki par, krążących wokół. Z stoickim spokojem, komentował sztuczno-brodych świętych, las choinek i migdalące się parki. Jego cynizm i cięte uwagi, skutecznie uchroniły Shi od poczucia się jak na prawdziwej, słodkiej i pełnej trzepoczących serc randce. Sam przed sobą musiał przyznać, że dziękuje bogom, za Keizo. Chyba nie nadawał się na cmokającego i uśmiechającego się idiotycznie kochanka. Już dawno zdał sobie sprawę, że cięte uwagi, ironię, oraz swoiste poczucie humoru Uedy, cenił bardziej od głębokich spojrzeń w oczy. Noc zakończyła się w jednym z słynnych „Hoteli miłości”, gdzie recepcjonista, znudzonym tonem, wyłożył im listę sprzętu i innych atrakcji, jakie oferują swym klientom. Zaciskając zęby, aby nie wybuchnąć śmiechem, Shirenai, odmówił korzystania z gadżetów, które proponował mężczyzna i po prostu wynajęli pokój. Cóż, jedno było pewne, w tym momencie święta skończyły się na dobre, a pseudo Walentynki, pozostały za drzwiami. Seks był ostry, namiętny i cholernie satysfakcjonujący. Bez wyznań, niedomówień i zbędnych aluzji. Wbrew własnej podświadomości, że może by tak… Shi uznał, że jest idealnie.


***

      Dwa dni później Ichiro stał przed ogromnym domem i w zamyśleniu bębnił palcami po własnym udzie. Kartka na drzwiach głosiła, że właściciela nie ma i nie będzie do siódmego stycznia. Pokręcił głową z niezadowoleniem, jednak zamiast odejść, cofnął się i nadal przyglądał domostwu. Odkąd go zobaczył i dowiedział się, że jest na sprzedaż, nic innego nie zaprzątało jego myśli. Budynek kształtem i lekką konstrukcją, przypominał domy z okresu Edo. Forma architektoniczna, bogate zdobienia i dekoracje nawiązujące do wzorców chińskich, przeniosły go na chwilę w zupełnie inny świat. Dom, otoczony był ogrodem, w którym królowała wspaniała sadzawka, przy której stało kilka ławek. Zamiast tradycyjnego oświetlenia, drzewa zdobiły kolorowe lampiony, które nadawały całości wspaniałego, starodawnego klimatu. Shirenai przez chwilę zastanawiał się, na jaką sumę właściciel wycenił posiadłość i ogarnął go lekki niepokój. Można powiedzieć, że zakochał się w budynku od pierwszego wejrzenia i po prostu wiedział, że jeżeli jego przyszły lokal ma odnieść sukces, to musi być on umiejscowiony właśnie tutaj, w miejscu gdzie tradycja przeplatała się z nowoczesnością w sposób prawie niezauważalny. Spojrzał na zegarek, dochodziła osiemnasta, była sobota i ku jego radości miał dzień wolny od pracy. Na wieczór został zaproszony do Yukio, jednak na razie…

— Długo czekasz? — Spokojny głos przerwał jego rozmyślania.

— Nie, dopiero przyszedłem. — Odwrócił się i spojrzał w kierunku nadchodzącego Keizo. Mężczyzna ubrany był w długi płaszcz, którego poły, łopotały przy każdym jego kroku, targane porywistym, zimowym wiatrem.

— A więc to jest miejsce, które wywarło na tobie takie wrażenie. — Ueda stanął wreszcie obok niego i ze znawstwem przyjrzał się budynkowi.

— Nie podoba ci się? — zapytał z niepokojem.

— Wręcz przeciwnie, ma klimat i na pewno przyciągnie wielu klientów. — Wyciągnął nieodłączne papierosy i odpalił jednego. Dym zmieszał się z parą, wydobywającą się z jego ust i zwiększył kilkukrotnie swą objętość, przez co twarz yakuzy, na chwilę stała się zamazana i niewidoczna. — Piękne kolory, zachowane tradycyjne kształty, dużo przestrzeni — stwierdził rozglądając się dookoła. — Miejsce nie znajduje się na terenach centrum, więc zapewnia dużo dyskrecji i spokoju.

— Też tak pomyślałem. — Shi pociągnął go w stronę płotu, za którym rozciągał się sporej wielkości plac, na którym stały jakieś stare kontenery. — Tutaj można by stworzyć dodatkową bramę. Miejsce idealnie nadaje się na parking.

— Niezłe. — Ueda rozejrzał się jeszcze raz dookoła. — Kontaktowałeś się już z właścicielem?

— Jeszcze nie, najpierw chciałem ci to pokazać, poza tym wyjechał i nie będzie go do stycznia.

— To nie problem. — Mężczyzna wyciągnął telefon i po chwili ruszył przed siebie, skręcając za dom. Ichiro przez chwilę stał w miejscu, nadal kontemplując otoczenie, a potem podążył za nim.

— Kotani? Witaj piękna. — Shirenai pierwszy raz słyszał, aby głos Keizo w rozmowie z kimś był tak radosny. — Słuchaj, mam interes.

— …

— Nie bądź upierdliwa, wcale nie dzwonię tylko jak czegoś potrzebuję. — Mężczyzna skrzywił się lekko i zrobił minę winowajcy, a Ichiro wytrzeszczył w zdumieniu oczy.

— …

— Tak, tak, pamiętam gdzie mieszkasz, nie musisz mi rysować mapy, ani wysyłać specjalnego zaproszenia. — Zaciągnął się papierosem i parsknął śmiechem.

— …

— Po prostu nie mam czasu…

— …

— Nie wiem kto ci nagadał takich bzdur. — Czy to rumieniec? Shi czuł się coraz bardziej zaniepokojony. Do kogo on dzwoni?!

— …

— Znasz mnie, wiesz, że nie…

— …

— To tylko…

— …

— Dobra…

— …

— Powiedziałem, że dobrze — jęknął. Ok., coś było zupełnie nie tak. Ichiro odpiął kurtkę i poluźnił kołnierzyk koszuli. To nie był Keizo, którego znał!

— …

— Jutro nie mogę… Pojutrze.

— …

— Powiedziałem, że przyjdę. Jak rany kobieto, trochę zaufania, dasz mi wreszcie powiedzieć, po co dzwonię?

— …

— No. — Ueda odetchnął z ulgą. — Słuchaj, potrzebuję pewnych wiadomości. Na przedmieściach Gizy, przy ulicy Utsukushii…

— …

— Kotani, skąd ja mam do diabła wiedzieć, kto tak nazwał ulicę?!

— …

— Nie! Nie jest różowa. Nie ma tu jeziora, basenu, ale jest sadzawka. Tak, rosną tu wiśnie. Nie, nie na ulicy, tylko w ogrodzie!

— …

— Nie jestem zdenerwowany, kobieto daj żyć i słuchaj! Znajduje się tu dom, jest na sprzedaż. Chciałbym, abyś skontaktowała się z właścicielem i dowiedziała o cenę i warunki zakupu. Poza tym, chcę abyś znalazła rzeczoznawcę i ludzi, którzy ocenią jego stan. Jeżeli wszystko będzie w porządku, załatw mi spotkanie z facetem.

— …

— Co cię obchodzi ile mam domów? Chcę go kupić i nie, nie zamierzam w nim mieszkać. Opowiem ci wszystko pojutrze.

— …

— Świetnie, właśnie o to mi chodziło. — Westchnął i wyrzucił niedopałek papierosa. — Do zobaczenia. Tak, pozdrowię go, pa. — Zamknął klapkę telefonu i odwrócił się w kierunku zszokowanego Shirenai, który opierał się o ścianę i patrzył na niego jak na przybysza z innej planety. — To moja kuzynka — wyjaśnił niechętnie. — Wychowaliśmy się razem. Jest ode mnie starsza o pięć lat i wydaje się jej, że potrzebuję jej wiecznych rad. Strasznie wścibska baba.

— A ty ją uwielbiasz. — Shi uśmiechnął się lekko.

— Po prostu toleruję… No dobra, to jedyna osoba, której pozwalam na więcej niż innym. — Wzruszył ramionami podchodząc do chłopaka.

— Nigdy nie sądziłem, że wielki Ueda, będzie się tłumaczył przed kimkolwiek, a już na pewno nie przed kobietą — zachichotał.

— Przestań, to nie jest śmieszne. — Spojrzał na niego spod opuszczonych rzęs, a widząc, że nie przestaje się śmiać, przyparł go mocniej do ściany. — Jesteś naprawdę kłopotliwy — mruknął i zamknął mu usta pocałunkiem.

Śmiech w momencie się urwał, przechodząc w cichy jęk. Na dworze było zimno, jednak Ichiro w jednej chwili, ogarnęła fala gorąca. Przywarł do ciała mężczyzny, wsuwając dłonie pod jego płaszcz i zacisnął palce na koszuli. Rozchylił usta, wpuszczając do środka ciekawski język i westchnął z rozkoszy. Pocałunek pogłębiał się i stawał coraz bardziej namiętny.
Keizo zassał jego język, a potem wypuścił go, ocierając się o zęby. Powoli badał jego usta, rozkoszując się ich smakiem i miękkością. Dłonie powędrowały ku pośladkom chłopaka, zaciskając się na nich i przyciągając go bliżej. Czuł jak ociera się o jego biodra, twardym z podniecenia kroczem. Przez chwilę, miał ochotę wziąć go tu i teraz, pod tą ścianą, w tym ogrodzie. Zastanawiające, że nigdy nie miał dość, a ochoczy odzew ze strony Shirenai, wprawiał go w stan takiej euforii, że zapominał o wszystkim. Przygryzł jego dolną wargę i odsunął się z niechęcią.

 — Mógłbym odwrócić cię, ściągnąć z ciebie spodnie i dokończyć sprawę — mruknął patrząc w zasnute mgiełką rozkoszy oczy chłopaka.

— Więc czemu tego nie zrobisz? — Shi spojrzał na niego prowokująco.

— Bo jest minus pięć stopni, mógłby ci fiut zamarznąć i odpaść. — Uśmiechnął się kpiąco, unosząc kącik ust.

— Szlag. — Do Ichiro dotarło wreszcie gdzie się znajdują. Poprawił spodnie, które niemiłosiernie uwierały go teraz i oderwał się od ściany.

— Poza tym, dochodzi dziewiętnasta, a o ile pamiętam, masz być u Kasai. — Ueda zapiął płaszcz i ruszył w stronę samochodu, nie oglądając się za siebie.

— Jasne — mruknął Shi, podążając za nim i klnąc w duchu na sztywny materiał jeansów. — Skąd wiesz, że jestem z nim umówiony? — zapytał wsiadając do samochodu.

— Ming coś wspominał.

— A on skąd wie?

— Pewnie od któregoś z twoich przyjaciół. — Keizo odpalił samochód i ruszył wolno, w kierunku wylotu ulicy. — Czy ja wyglądam na biuro informacyjne?

— Nie bardzo. — Shirenai z kieszeni wyciągnął breloczek w kształcie czerwonego jaguara i przez chwilę bawił się nim, zaplatając łańcuszek na palcu.

— Jak pracujesz w ten tydzień?

— Jutro idę, potem wolne, znowu idę i dopiero po sylwestrze.

— Więc zarezerwuj sobie wolny wieczór pojutrze. — Ueda zatrzymał się na czerwonym świetle i rozpiął płaszcz.

— Wychodzimy gdzieś?

— Mniej więcej.

— Jakieś konkrety? — Shirenai spojrzał na niego z ciekawością.

— Zobaczysz — westchnął i ruszył z piskiem opon.

— Tajemniczy jesteś — uśmiechnął się lekko.

— Hmm… — Keizo zerknął na niego kątem oka. — W sylwestra wybieram się na przyjęcie. To raczej spotkanie biznesmenów i polityków różnych kręgów, pójdziesz ze mną.

— Uwielbiam twoje formy zaproszeń, są takie… kategoryczne.

— To nie było zaproszenie, po prostu stwierdziłem fakt. — Wzruszył ramionami.

— A gdybym miał inne plany? — Shirenai spojrzał na niego z zaciekawieniem.

— Zmieniłbyś je.

— Mówił ci już ktoś, że jesteś cholernie egocentrycznym facetem?

— Nikt się do tej pory nie odważył — parsknął z zadowoleniem Keizo.

— Biedacy. — Shi pokręcił głową i otworzył drzwi, gdyż samochód zatrzymał się pod domem Kasai. — To nara… — Zamilkł widząc, że Keizo spokojnie zamyka drzwi. — Idziesz ze mną? — zapytał zdziwiony.

— Mam czas, przeszkadza ci to?

— Nie… spoko. — Spojrzał na niego podejrzliwie. — Po prostu, raczej nigdy nie odwiedzasz moich przyjaciół wraz ze mną.

— Nie przepadam za spotkaniami przy herbatce.

— Więc… co cię dziś do tego skłoniło?

— Mówiłem, mam czas. — mruknął Ueda, wchodząc już za bramę i zbliżając się do schodów na ganek.

— Tiaa, jasne, w końcu powinienem nauczyć się niczemu nie dziwić. — Westchnął i wreszcie skierował się w stronę wejścia. Z zaskoczeniem stwierdził, że drzwi otwierają się z łoskotem, a w progu stoi… o ile pamiętał Yao Ming…

— Jesteście punktualnie — zawołał blondyn wesoło. — Właźcie! — Cofnął się w głąb korytarza, a Shirenai w stanie kompletnego zdumienia, przekroczył próg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz