piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XXVI


— Co tutaj robisz? — Wcisnął ręce w głębokie kieszenie płaszcza i podszedł wolnym krokiem do opartego o samochód mężczyzny.

— Zawsze doceniam inteligentne pytania. — Keizo, przesunął się i otworzył mu drzwi od strony pasażera. — Wsiadaj.

— Jest druga w nocy. — Spojrzał sugestywnie na zegarek, ale wsiadł do samochodu.

— I co w związku z tym? Nie moja wina, że niektórzy kończą pracę o tak nieludzkich porach. — Odpalił samochód i ruszył z piskiem opon.

— Ostatnio pracuję trzy dni w tygodniu — warknął opierając głowę o zagłówek i nie trudząc się zapięciem pasów. — Co w przeliczeniu na ostatnie tygodnie, w których nie dałeś znaku życia… Daje jakieś dwanaście dni, w których mogliśmy się spotkać o bardziej ludzkich porach.

— Niektórzy z nas pracują.

— Jasne, ja się obijam — parsknął.


— Nie, ty tylko obściskujesz się z dziwnymi facetami. — Ueda włączył pilotem płytę, z której popłynęły ostre dźwięki „Vanilli” Gackta. Po łagodnej, egzotycznej muzyce klubu, wbrew melodyjności, sprawiały wrażenie ciężkich i dobrze odzwierciedlały samopoczucie Ichiro.

— Zjeżdżaj, dobrze wiesz, że to nieprawda. — Pogłośnił radio i odchylił się przymykając oczy.

— Skoro tak mówisz. — Keizo wzruszył ramionami. Nie widzieli się przez ostatnie trzy tygodnie. Właściwie nie powinno go obchodzić czy Shi spotyka się z kimś, w końcu nie byli ze sobą. Jednak widok faceta całującego go w policzek poruszył w nim jakiś głęboko ukrytą zaborczość. Poczuł, jakby ktoś naruszył jego prywatną strefę. — Więc obcałowujesz swoich klientów dla zasady? Może masz rację, aby być na samej górze, trzeba czasami sięgnąć do bardziej wyrafinowanych metod.

— Ciebie chyba już zupełnie porąbało. — Popatrzył na niego ze złością. — Jakbyś nie zauważył, to nie ja go całowałem.

— Przypomnij mi, skąd znam faceta. — Samochód ostro skręcił i wjechał na jedną z głównych ulic. O tej porze panował tu spokój.

— Spotkałeś go na naszym pierwszym i jedynym bankiecie — mruknął niechętnie.

— Ach, twój były. — Skrzywił się lekko. — Planujecie odnowienie znajomości?

— A masz coś przeciwko?

— Dlaczego? — Zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. — Możesz spotykać się z kim chcesz. — Wyjął papierosy i odpalił jednego, rzucając paczkę na deskę rozdzielczą.

— Świetnie, cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. — Rewelacja, wiedział, że ta noc jest do dupy, ale teraz jego irytacja sięgnęła zenitu. Czy on był inny? Może czegoś nie rozumiał? Wydawało mu się, że jak z kimś sypia to… Kurwa, trafił mu się kolejny Jiro… Tylko, że ten był brutalnie szczery i Shi sam nie wiedział, co było gorsze. — Więc mogę spotykać się z kim chcę, pieprzyć kogo mam ochotę i od czasu do czasu udostępniać tyłek tobie. Niezły plan zajęć.

— Nie obiecywaliśmy sobie miłości i wierności, o ile pamiętam. — Keizo wzrokiem usiłował przewiercić mrok za szybą.

— Masz rację, w ogóle nie mówiliśmy o miłości — parsknął.

— Nie jesteś chyba rozczarowany?

— Ależ skądże, jestem przyzwyczajony, zawsze chodzę do łóżka z kim popadnie, mnie tam bez różnicy. Były kochanek, przypadkowy gość spotkany w klubie, czy od czasu do czasu gangster. — Przy ostatnim słowie głos trochę mu się załamał.

— Czego ty chcesz? — Ueda wyrzucił papierosa przez okno i odwrócił się do niego. — Będę szczery, podobasz mi się, lubię się z tobą pieprzyć, lubię… ciebie. Przyznaję, jest w tobie coś, co mnie pociąga, ale to nie wyjdzie. Nie jestem typem monogamisty. Nie lubię czuć się uwiązany.

— Przecież powiedziałem, że jest ok. — warknął, patrząc mu w oczy.

— Jasne, powiedziałeś…

— Po prostu zastanawiam się, dlaczego odrzucasz to od razu na początku.

— Bo tak jest bezpieczniej.

— Bezpieczniej dla kogo? Dla ciebie? Bo możesz walić, w co popadnie bez wyrzutów sumienia? — Kurwa, miał dość. Chciał wysiąść z tego samochodu i skończyć tę bezsensowną wymianę zdań.

— Bezpieczniej dla ciebie! — Pierwszy raz słyszał jak Keizo podnosi głos i traci nad sobą panowanie. — Czy do tego twojego ciasnego mózgu nie dociera, że wiążąc się z kimś takim jak ja, wystawiasz się jak na świeczniku? Jak myślisz… ile czasu zajmie dotarcie do osoby, z którą jestem, nieodpowiednim ludziom? A może masz zamiar łazić z ochroniarzami przy dupie, oglądając się za siebie?

— Ty się po prostu boisz… — Spojrzał na niego z zaskoczeniem.

— Nie boję się, jestem realistą.

— Zapominasz o jednym… ja zawsze byłem na świeczniku. Jeżeli myślisz, że będąc Ichiro jesteś równocześnie zwyczajnym człowiekiem, to chyba jesteś naiwny. Ochroniarze… był czas, że nie odstępowali mnie na krok. Wychowałem się przy człowieku, którego znali wszyscy, nie rób ze mnie naiwniaka, który nagle znalazł się w innym świecie i nie rozumie zasad, którymi się rządzi.

— Twój ojciec niedługo zostanie premierem. Związek jedynego syna z yakuzą…

— Mój ojciec kopnął mnie w dupę w momencie, w którym dowiedział się, że jestem ciotą, wybacz, że jakoś wali mnie jego kariera. Zresztą… — Uśmiechnął się ironicznie. — Tatuś raczej zawsze spada na cztery łapy. O ile pamiętam, dobrze zna twojego starego.

— Nie wiedziałem, że wiesz…

— O machlojkach szanownego pana ministra? Nie zapominaj, że dorastałem, jako jego cudowne dziecko. — Wzruszył ramionami. — Ok. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. — W samochodzie zapanowała cisza, przerywa tylko szumem wycieraczek, które zawzięcie omiatały mokry śnieg z deszczem. Shirenai wyglądał jakby powziął jakąś decyzję, zacisnął usta i wbił wzrok w wirujące drobiny.

— Co jest?

— Ta rozmowa o ojcu przypomniała mi dlaczego zacząłem pracę jako host.

— Odciął cię od kasy?

— Bystry jesteś. — Potarł ręką czoło. — W tym miesiącu, po moich urodzinach, dostanę dostęp do pieniędzy. Moja babka zostawiła mi spadek.

— To chyba dobrze. — Keizo spojrzał na niego uważnie.

— Tak, jednak nie wystarczająco dobrze. Forsy jest dużo, jednak… nie tyle ile potrzebuję.

— Masz jakieś długi? — Zmrużył oczy w lekkim zaniepokojeniu.

— Nie, to nie to. Chcę zainwestować.
— Na kancelarię adwokacką chyba jeszcze za wcześnie.

— Pieprzyć kancelarię, chcę otworzyć własny klub.
— Słucham?? — Ueda otworzył szeroko oczy, a potem roześmiał się głośno. — Zwariowałeś!

— Wręcz przeciwnie, to dochodowy interes. Myślisz, że pracowałem tam z klapkami na oczach? Kluby mające klasę to prawdziwe żyły złota. Przewijają się przez nie najbogatsi, a ja właśnie chcę taki lokal na własność. Wiem, że sobie poradzę.

— A co z byciem szanowanym adwokatem?

— Zdam egzaminy… Jednak odkryłem, że to nie jest to, o czym marzę. Ludzie się zmieniają, ja się zmieniam.

— Pożyczę ci pieniądze. — Jeżeli chodzi o interesy, Keizo czuł się jak w domu. Chwila kalkulacji i wiedział, że to może się udać. Chłopak nie był pierwszym lepszym z ulicy. Wiedział czego oczekują bogaci i znudzeni. Znał wszystkie wymogi etykiety i sekrety tych pseudo porządnych obywateli. Miał wrażenie, że faktycznie, mógłby poprowadzić lokal, który osiągnąłby wysokie notowania. Do tego przez ostatnie miesiące, poznał takie miejsce od podszewki, samemu pracując jako host.

— Słucham? — Zaskoczony Shirenai sięgnął po papierosy, jednak Ueda wyjął mu je z dłoni i pokręcił przecząco głową.

— Nie palisz.

— Chcesz mi pożyczyć kasę? To nie jest parę jenów na piwo.

— Oczywiście, że nie — cmoknął zniecierpliwiony. — I nie robię tego za darmo, będziesz mnie spłacał.

— Wiesz ile to może potrwać?

— Długo. Chciałeś związku, no to go masz. Partnerski związek biznesowy, kiedy mnie spłacisz, będziesz wolny, chociaż… zawsze możesz potem potrzebować wspólnika.

— A jeżeli mi się nie uda? Jeżeli okaże się, że to plajta? Jak wtedy oddam ci kasę? — Shi nie wydawał się być przekonany.

— Wtedy… — Pochylił się nad nim i przyciągnął go do pocałunku. — Wyegzekwuję je w inny sposób. Teraz uważam, że powinniśmy przypieczętować nasz układ. — Shirenai rozchylając usta i wpuszczając jego język do środka zaczął zastanawiać się, czy właśnie nie podpisał cyrografu z diabłem.

***

— Pojebało cię zupełnie? — Wrzask Shujiego przerwał rozmyślania Shi. Właśnie znajdował się gdzieś między lewarkiem, a kierownicą i zastanawiał się dlaczego seks w samochodzie, pomimo ewidentnej ciasnoty jest taki dobry, gdy decybele, które wydobyły się z gardła przyjaciela, skutecznie sprowadziły go na ziemię. A tak, powiedział mu, ale że potem zapadła cisza, pozwolił swojej wyobraźni podryfować w inne rejony.

— Niby dlaczego?

— Stary cię zabije, a ja po raz pierwszy będę wiedział za co.

— Przesadzasz. — Wzruszył ramionami.

— Jasne… i jeszcze chcesz wziąć pieniądze od yakuzy, to jak własnoręczne wiązanie sobie stryczka. — Taguchi chodził zdenerwowany po pokoju.

— Sam zaproponował.

— I sam wykopie stołek spod twoich nóg, jak już zawiśniesz — warknął.

— To ty doprowadziłeś do tego, że hmm… na powrót się zeszliśmy, a teraz się czepiasz.

— Seks! Bara-bara! Buzi dupci! Kurwa to zupełnie coś inneg! Miłe pieprzonko dla ciała i ducha jest zdrowe, ale ty brniesz w interesy z tym gangsterem.

— Czekaj, moment, to w końcu przeraża cię wizja klubu, czy tego, że Keizo wniesie swój wkład w jego otworzenie? — Shi sięgnął po kubek z kawą, dochodząc do wniosku, że jak Shuji się nie zatrzyma, to on sam dostanie zeza, usiłując nadążyć za nim wzrokiem.

— O całokształt! Klub… ok, mogę zrozumieć, że pod wpływem pracy zapragnąłeś mieć swój własny. Wbrew pozorom, wiem jak ten specyficzny klimat wciąga, a oglądanie go od strony właściciela na pewno jest rzeczą godną pozazdroszczenia. Po prostu… nie rozumiem, dlaczego chcesz ryzykować i tak ogromne przedsięwzięcie, które będzie na pewno kosztowało ponad milion jenów, uzależnić od yakuzy.

— A jak myślisz? Nie widzisz korzyści?

— Poza seksem na zapleczu? Nie bardzo.

— Zastanów się. — Shirenai wstał i podszedł do okna. — Otwierając nowy nocny klub, który nie jest jeszcze nikomu znany, na co się narażasz? Po pierwsze, sam musisz zdobyć klientów, zachęcić ich, muszą czuć się szanowani i bezpieczni. Po drugie, to Tokio, od razu masz na głowie kilka gangów, które po długich przepychankach oddają cię w ręce najsilniejszego, płacisz swoją działkę i może wytrwasz, a może od razu ogłosisz upadek. Co zatem daje mi współpraca z Keizo?

— Silne zaplecze… nikt cię nie ruszy… — Shuji usiadł wreszcie i sięgnął po niedopitą kawę przyjaciela.

— Dokładnie!

— Czyli… robisz to z premedytacją?

— Daje mi kasę i plecy, nawet mój ojciec nie podskoczy, bojąc się odwetu. Poza tym jak to uroczo określiłeś… seks na zapleczu.

— Nadal nie jestem przekonany, a co potem?

— Potem… muszę wierzyć, że szybko stanę na nogi i go spłacę.

— Bez obrazy, ale mam wrażenie, jakbyś własnym tyłkiem regulował tę formę spłaty. Dopóki go będziesz zadawalał, dopóty on nie będzie robił żadnych nacisków co do długu.

— To ta przykra część, oczywiście jeżeli patrzyć na to w twój sposób. Z mojej strony to sama przyjemność.
— A co jak się zakochasz? — Taguchi oparł się o zagłówek, obserwując przyjaciela spod zmrużonych powiek.

— Wtedy… wtedy będzie bolało. — Shirenai odgarnął włosy z czoła i przymknął oczy, a po jego twarzy przebiegł nieznaczny grymas. — Przyjdziesz mnie pocieszać, będziemy topić smutki w drogim alkoholu i wdychać dym z nargili.

— Widzę, że przemyślałeś wszystko dokładnie.

— Tak, już kiedy wyjechałem na wczasy, zacząłem się zastanawiać nad zmianami i wtedy przyszedł mi do głowy własny klub.

— Rozumiem… masz już nazwę, czy na razie to tylko plany?

— Nie, nie mam.

— Kiedy zamieszasz z tym ruszyć?

— Na razie muszę znaleźć odpowiedni lokal i go wynająć. Potem będę myślał co dalej. — Shi zastukał paznokciami z blat. — Na razie… egzaminy.

— Za tydzień święta, weź mi nie przypominaj — jęknął Shuji. — Sprowadzasz mnie do rzeczywistości bardzo brutalnie.

— Niemniej moje marzenia nie oderwą nas od niej.

— A szkoda… czy ten twój yakuza nie mógłby nam załatwić zdania bez potrzeby kucia?

— Shuji!

— Żartowałem no… ale wiesz, jakby poszedł z nami i stanął pod ścianą, to może by…

— Słyszysz sam siebie?

— Och ty masz swoje marzenia, ja mam swoje, nie przerywaj mi, mam wizję. Skulony w na swym krześle facet od psychologii i Keizo machający gnatem. A potem… zaliczenie z najwyższą ilością punktów…

— Wiesz, Shu. — Shirenaji spojrzał na niego litościwie. — A mówiłeś, że to ja mam nierealne mrzonki. Zdecydowanie mnie przewyższasz w sianiu utopi.

— Czekaj, to dopiero początek. — Taguchi spojrzał na przyjaciela, który właśnie kierował się w stronę drzwi do swej sypialni.

— Spisz to, poczytam do snu, jako opowiadanie fantastyczne — mrugnął i zniknął w ciemnym pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz