— Co tutaj robisz? —
Wcisnął ręce w głębokie kieszenie płaszcza i podszedł wolnym krokiem do
opartego o samochód mężczyzny.
— Zawsze doceniam
inteligentne pytania. — Keizo, przesunął się i otworzył mu drzwi od strony
pasażera. — Wsiadaj.
— Jest druga w nocy.
— Spojrzał sugestywnie na zegarek, ale wsiadł do samochodu.
— I co w związku z
tym? Nie moja wina, że niektórzy kończą pracę o tak nieludzkich porach. — Odpalił
samochód i ruszył z piskiem opon.
— Ostatnio pracuję
trzy dni w tygodniu — warknął opierając głowę o zagłówek i nie trudząc się
zapięciem pasów. — Co w przeliczeniu na ostatnie tygodnie, w których nie dałeś
znaku życia… Daje jakieś dwanaście dni, w których mogliśmy się spotkać o
bardziej ludzkich porach.
— Niektórzy z nas
pracują.
— Jasne, ja się
obijam — parsknął.
— Nie, ty tylko
obściskujesz się z dziwnymi facetami. — Ueda włączył pilotem płytę, z której popłynęły
ostre dźwięki „Vanilli” Gackta. Po łagodnej, egzotycznej muzyce klubu, wbrew
melodyjności, sprawiały wrażenie ciężkich i dobrze odzwierciedlały samopoczucie
Ichiro.
— Zjeżdżaj, dobrze
wiesz, że to nieprawda. — Pogłośnił radio i odchylił się przymykając oczy.
— Skoro tak mówisz. —
Keizo wzruszył ramionami. Nie widzieli się przez ostatnie trzy tygodnie.
Właściwie nie powinno go obchodzić czy Shi spotyka się z kimś, w końcu nie byli
ze sobą. Jednak widok faceta całującego go w policzek poruszył w nim jakiś
głęboko ukrytą zaborczość. Poczuł, jakby ktoś naruszył jego prywatną strefę. —
Więc obcałowujesz swoich klientów dla zasady? Może masz rację, aby być na samej
górze, trzeba czasami sięgnąć do bardziej wyrafinowanych metod.
— Ciebie chyba już
zupełnie porąbało. — Popatrzył na niego ze złością. — Jakbyś nie zauważył, to
nie ja go całowałem.
— Przypomnij mi,
skąd znam faceta. — Samochód ostro skręcił i wjechał na jedną z głównych ulic. O
tej porze panował tu spokój.
— Spotkałeś go na
naszym pierwszym i jedynym bankiecie — mruknął niechętnie.
— Ach, twój były. —
Skrzywił się lekko. — Planujecie odnowienie znajomości?
— A masz coś
przeciwko?
— Dlaczego? — Zjechał
na pobocze i zatrzymał samochód. — Możesz spotykać się z kim chcesz. — Wyjął
papierosy i odpalił jednego, rzucając paczkę na deskę rozdzielczą.
— Świetnie, cieszę
się, że sobie to wyjaśniliśmy. — Rewelacja, wiedział, że ta noc jest do dupy,
ale teraz jego irytacja sięgnęła zenitu. Czy on był inny? Może czegoś nie
rozumiał? Wydawało mu się, że jak z kimś sypia to… Kurwa, trafił mu się kolejny
Jiro… Tylko, że ten był brutalnie szczery i Shi sam nie wiedział, co było
gorsze. — Więc mogę spotykać się z kim chcę, pieprzyć kogo mam ochotę i od
czasu do czasu udostępniać tyłek tobie. Niezły plan zajęć.
— Nie obiecywaliśmy
sobie miłości i wierności, o ile pamiętam. — Keizo wzrokiem usiłował
przewiercić mrok za szybą.
— Masz rację, w
ogóle nie mówiliśmy o miłości — parsknął.
— Nie jesteś chyba
rozczarowany?
— Ależ skądże,
jestem przyzwyczajony, zawsze chodzę do łóżka z kim popadnie, mnie tam bez
różnicy. Były kochanek, przypadkowy gość spotkany w klubie, czy od czasu do
czasu gangster. — Przy ostatnim słowie głos trochę mu się załamał.
— Czego ty chcesz? —
Ueda wyrzucił papierosa przez okno i odwrócił się do niego. — Będę szczery,
podobasz mi się, lubię się z tobą pieprzyć, lubię… ciebie. Przyznaję, jest w
tobie coś, co mnie pociąga, ale to nie wyjdzie. Nie jestem typem monogamisty.
Nie lubię czuć się uwiązany.
— Przecież
powiedziałem, że jest ok. — warknął, patrząc mu w oczy.
— Jasne,
powiedziałeś…
— Po prostu
zastanawiam się, dlaczego odrzucasz to od razu na początku.
— Bo tak jest
bezpieczniej.
— Bezpieczniej dla
kogo? Dla ciebie? Bo możesz walić, w co popadnie bez wyrzutów sumienia? — Kurwa,
miał dość. Chciał wysiąść z tego samochodu i skończyć tę bezsensowną wymianę
zdań.
— Bezpieczniej dla
ciebie! — Pierwszy raz słyszał jak Keizo podnosi głos i traci nad sobą
panowanie. — Czy do tego twojego ciasnego mózgu nie dociera, że wiążąc się z
kimś takim jak ja, wystawiasz się jak na świeczniku? Jak myślisz… ile czasu
zajmie dotarcie do osoby, z którą jestem, nieodpowiednim ludziom? A może masz
zamiar łazić z ochroniarzami przy dupie, oglądając się za siebie?
— Ty się po prostu
boisz… — Spojrzał na niego z zaskoczeniem.
— Nie boję się,
jestem realistą.
— Zapominasz o
jednym… ja zawsze byłem na świeczniku. Jeżeli myślisz, że będąc Ichiro jesteś
równocześnie zwyczajnym człowiekiem, to chyba jesteś naiwny. Ochroniarze… był
czas, że nie odstępowali mnie na krok. Wychowałem się przy człowieku, którego
znali wszyscy, nie rób ze mnie naiwniaka, który nagle znalazł się w innym
świecie i nie rozumie zasad, którymi się rządzi.
— Twój ojciec
niedługo zostanie premierem. Związek jedynego syna z yakuzą…
— Mój ojciec kopnął
mnie w dupę w momencie, w którym dowiedział się, że jestem ciotą, wybacz, że
jakoś wali mnie jego kariera. Zresztą… — Uśmiechnął się ironicznie. — Tatuś
raczej zawsze spada na cztery łapy. O ile pamiętam, dobrze zna twojego starego.
— Nie wiedziałem, że
wiesz…
— O machlojkach
szanownego pana ministra? Nie zapominaj, że dorastałem, jako jego cudowne
dziecko. — Wzruszył ramionami. — Ok. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. — W
samochodzie zapanowała cisza, przerywa tylko szumem wycieraczek, które
zawzięcie omiatały mokry śnieg z deszczem. Shirenai wyglądał jakby powziął
jakąś decyzję, zacisnął usta i wbił wzrok w wirujące drobiny.
— Co jest?
— Ta rozmowa o ojcu
przypomniała mi dlaczego zacząłem pracę jako host.
— Odciął cię od
kasy?
— Bystry jesteś. — Potarł
ręką czoło. — W tym miesiącu, po moich urodzinach, dostanę dostęp do pieniędzy.
Moja babka zostawiła mi spadek.
— To chyba dobrze. —
Keizo spojrzał na niego uważnie.
— Tak, jednak nie
wystarczająco dobrze. Forsy jest dużo, jednak… nie tyle ile potrzebuję.
— Masz jakieś długi?
— Zmrużył oczy w lekkim zaniepokojeniu.
— Nie, to nie to.
Chcę zainwestować.
— Na kancelarię
adwokacką chyba jeszcze za wcześnie.
— Pieprzyć kancelarię,
chcę otworzyć własny klub.
— Słucham?? — Ueda
otworzył szeroko oczy, a potem roześmiał się głośno. — Zwariowałeś!
— Wręcz przeciwnie,
to dochodowy interes. Myślisz, że pracowałem tam z klapkami na oczach? Kluby
mające klasę to prawdziwe żyły złota. Przewijają się przez nie najbogatsi, a ja
właśnie chcę taki lokal na własność. Wiem, że sobie poradzę.
— A co z byciem
szanowanym adwokatem?
— Zdam egzaminy…
Jednak odkryłem, że to nie jest to, o czym marzę. Ludzie się zmieniają, ja się
zmieniam.
— Pożyczę ci
pieniądze. — Jeżeli chodzi o interesy, Keizo czuł się jak w domu. Chwila
kalkulacji i wiedział, że to może się udać. Chłopak nie był pierwszym lepszym z
ulicy. Wiedział czego oczekują bogaci i znudzeni. Znał wszystkie wymogi
etykiety i sekrety tych pseudo porządnych obywateli. Miał wrażenie, że faktycznie,
mógłby poprowadzić lokal, który osiągnąłby wysokie notowania. Do tego przez
ostatnie miesiące, poznał takie miejsce od podszewki, samemu pracując jako
host.
— Słucham? — Zaskoczony
Shirenai sięgnął po papierosy, jednak Ueda wyjął mu je z dłoni i pokręcił
przecząco głową.
— Nie palisz.
— Chcesz mi pożyczyć
kasę? To nie jest parę jenów na piwo.
— Oczywiście, że nie
— cmoknął zniecierpliwiony. — I nie robię tego za darmo, będziesz mnie spłacał.
— Wiesz ile to może
potrwać?
— Długo. Chciałeś
związku, no to go masz. Partnerski związek biznesowy, kiedy mnie spłacisz,
będziesz wolny, chociaż… zawsze możesz potem potrzebować wspólnika.
— A jeżeli mi się
nie uda? Jeżeli okaże się, że to plajta? Jak wtedy oddam ci kasę? — Shi nie
wydawał się być przekonany.
— Wtedy… — Pochylił
się nad nim i przyciągnął go do pocałunku. — Wyegzekwuję je w inny sposób.
Teraz uważam, że powinniśmy przypieczętować nasz układ. — Shirenai rozchylając
usta i wpuszczając jego język do środka zaczął zastanawiać się, czy właśnie nie
podpisał cyrografu z diabłem.
***
— Pojebało cię
zupełnie? — Wrzask Shujiego przerwał rozmyślania Shi. Właśnie znajdował się
gdzieś między lewarkiem, a kierownicą i zastanawiał się dlaczego seks w
samochodzie, pomimo ewidentnej ciasnoty jest taki dobry, gdy decybele, które
wydobyły się z gardła przyjaciela, skutecznie sprowadziły go na ziemię. A tak,
powiedział mu, ale że potem zapadła cisza, pozwolił swojej wyobraźni podryfować
w inne rejony.
— Niby dlaczego?
— Stary cię zabije,
a ja po raz pierwszy będę wiedział za co.
— Przesadzasz. — Wzruszył
ramionami.
— Jasne… i jeszcze
chcesz wziąć pieniądze od yakuzy, to jak własnoręczne wiązanie sobie stryczka. —
Taguchi chodził zdenerwowany po pokoju.
— Sam zaproponował.
— I sam wykopie
stołek spod twoich nóg, jak już zawiśniesz — warknął.
— To ty
doprowadziłeś do tego, że hmm… na powrót się zeszliśmy, a teraz się czepiasz.
— Seks! Bara-bara!
Buzi dupci! Kurwa to zupełnie coś inneg! Miłe pieprzonko dla ciała i ducha jest
zdrowe, ale ty brniesz w interesy z tym gangsterem.
— Czekaj, moment, to
w końcu przeraża cię wizja klubu, czy tego, że Keizo wniesie swój wkład w jego
otworzenie? — Shi sięgnął po kubek z kawą, dochodząc do wniosku, że jak Shuji
się nie zatrzyma, to on sam dostanie zeza, usiłując nadążyć za nim wzrokiem.
— O całokształt!
Klub… ok, mogę zrozumieć, że pod wpływem pracy zapragnąłeś mieć swój własny.
Wbrew pozorom, wiem jak ten specyficzny klimat wciąga, a oglądanie go od strony
właściciela na pewno jest rzeczą godną pozazdroszczenia. Po prostu… nie
rozumiem, dlaczego chcesz ryzykować i tak ogromne przedsięwzięcie, które będzie
na pewno kosztowało ponad milion jenów, uzależnić od yakuzy.
— A jak myślisz? Nie
widzisz korzyści?
— Poza seksem na
zapleczu? Nie bardzo.
— Zastanów się. —
Shirenai wstał i podszedł do okna. — Otwierając nowy nocny klub, który nie jest
jeszcze nikomu znany, na co się narażasz? Po pierwsze, sam musisz zdobyć
klientów, zachęcić ich, muszą czuć się szanowani i bezpieczni. Po drugie, to
Tokio, od razu masz na głowie kilka gangów, które po długich przepychankach
oddają cię w ręce najsilniejszego, płacisz swoją działkę i może wytrwasz, a
może od razu ogłosisz upadek. Co zatem daje mi współpraca z Keizo?
— Silne zaplecze…
nikt cię nie ruszy… — Shuji usiadł wreszcie i sięgnął po niedopitą kawę
przyjaciela.
— Dokładnie!
— Czyli… robisz to z
premedytacją?
— Daje mi kasę i
plecy, nawet mój ojciec nie podskoczy, bojąc się odwetu. Poza tym jak to uroczo
określiłeś… seks na zapleczu.
— Nadal nie jestem
przekonany, a co potem?
— Potem… muszę
wierzyć, że szybko stanę na nogi i go spłacę.
— Bez obrazy, ale
mam wrażenie, jakbyś własnym tyłkiem regulował tę formę spłaty. Dopóki go
będziesz zadawalał, dopóty on nie będzie robił żadnych nacisków co do długu.
— To ta przykra
część, oczywiście jeżeli patrzyć na to w twój sposób. Z mojej strony to sama
przyjemność.
— A co jak się
zakochasz? — Taguchi oparł się o zagłówek, obserwując przyjaciela spod
zmrużonych powiek.
— Wtedy… wtedy
będzie bolało. — Shirenai odgarnął włosy z czoła i przymknął oczy, a po jego
twarzy przebiegł nieznaczny grymas. — Przyjdziesz mnie pocieszać, będziemy
topić smutki w drogim alkoholu i wdychać dym z nargili.
— Widzę, że przemyślałeś
wszystko dokładnie.
— Tak, już kiedy
wyjechałem na wczasy, zacząłem się zastanawiać nad zmianami i wtedy przyszedł mi
do głowy własny klub.
— Rozumiem… masz już
nazwę, czy na razie to tylko plany?
— Nie, nie mam.
— Kiedy zamieszasz z
tym ruszyć?
— Na razie muszę
znaleźć odpowiedni lokal i go wynająć. Potem będę myślał co dalej. — Shi
zastukał paznokciami z blat. — Na razie… egzaminy.
— Za tydzień święta,
weź mi nie przypominaj — jęknął Shuji. — Sprowadzasz mnie do rzeczywistości
bardzo brutalnie.
— Niemniej moje marzenia
nie oderwą nas od niej.
— A szkoda… czy ten
twój yakuza nie mógłby nam załatwić zdania bez potrzeby kucia?
— Shuji!
— Żartowałem no… ale
wiesz, jakby poszedł z nami i stanął pod ścianą, to może by…
— Słyszysz sam
siebie?
— Och ty masz swoje
marzenia, ja mam swoje, nie przerywaj mi, mam wizję. Skulony w na swym krześle
facet od psychologii i Keizo machający gnatem. A potem… zaliczenie z najwyższą
ilością punktów…
— Wiesz, Shu. —
Shirenaji spojrzał na niego litościwie. — A mówiłeś, że to ja mam nierealne
mrzonki. Zdecydowanie mnie przewyższasz w sianiu utopi.
— Czekaj, to dopiero
początek. — Taguchi spojrzał na przyjaciela, który właśnie kierował się w
stronę drzwi do swej sypialni.
— Spisz to, poczytam
do snu, jako opowiadanie fantastyczne — mrugnął i zniknął w ciemnym pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz