— Wiesz, tak sobie
pomyślałem, że moglibyśmy zaprosić Shi na obiad, zrobiłbyś tego swojego indyka faszerowanego
grzybami i ryżem.
— Po co? — Głos
Yukio ledwo przebijał się przez szum prysznica.
— No wiesz, byłoby
miło, nie?
— Ok.
— A potem wypijemy
wino i może zagramy w karty?
— Jak chcesz, — Yu
zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Stanął przed lustrem i uważnie przyjrzał się
swojej twarzy, po czym sięgnął po krem do golenia.
— Tylko trzeba by
było zmienić trochę wystrój pokoju, żeby było tak, wiesz… bardziej uroczyście.
— Po jakiego diabła?
Salonowi niczego nie brakuje.
— W ogóle nie
myślisz, to urodziny Shirenai. — Shuji cmoknął z niezadowoleniem i otoczył
kolana rękami, opierając się mocniej o ścianę, pod którą siedział.
— Dobra, dobra,
uroczyście — mruknął Kasai, sięgając po maszynkę do golenia.
— I garnitury,
koniecznie garnitury! Świece i hmm… muzyka. — Taguchi w skupieniu snuł swoje
rozważania.
— Jasne, muzyka i
świece. — Yu kiwnął głową i przesunął ostrzem po skórze. — Chociaż o garniturach
nigdy bym nie pomyślał.
— Wiem, dlatego ja,
jako głowa tego związku myślę za ciebie — prychnął chłopak.
— Głowa związku? — Ręka
z maszynką zastygła w pół ruchu, a Yukio ogarnęło dziwne uczucie
podejrzliwości.
— No, głowa związku.
— Shuji energicznie kiwnął, uderzając przy tym podbródkiem o kolana.
— Odkąd niby jesteś
osobą, która tu rządzi? — Yu na wszelki wypadek odłożył ostrze na umywalkę.
— Od dzisiejszej
nocy? — Oczy młodzieńca zabłysły wesoło w mroku korytarza, a on sam wewnętrznie
przygotował się na nieuniknione, zagryzając zęby i przywołując na twarz maskę
powagi.
— Słucham? — Nieuniknione
nastąpiło szybciej niż myślał. Drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem, a
jasne światło zalało hol. Uniósł głowę i z miną zawodowego aktora spojrzał na
kochanka, który teraz stał nad nim w negliżu, z ręcznikiem wokół bioder.
— Po prostu sądzę,
że jako mężczyzna, który…
— Który co? — Złowieszczy
syk wydarł się zza zaciśniętych ust Kasai.
— Wiesz, zawsze było
tak, że to osoba na górze podejmuje ważne decyzje. — Shuji przyglądał się
mężczyźnie, dochodząc do wniosku, że jednak popełnił jeden, aczkolwiek bardzo
poważny błąd. Siedział w kucki na podłodze obok łazienki… zdecydowanie powinien
był stać w nonszalanckiej pozie pod ścianą. Tak, to na pewno wywierałoby
odpowiedniejsze wrażenie, zwłaszcza… że on był ubrany, a Yu nie, co na pewno
nie dodawało mu godności.
— Zapomnij…
— O kolacji? — Udał,
że nie rozumie.
— O byciu głową
czegokolwiek — warknął Kasai, zaciskając palce na framudze. Szlag, goły czy
ubrany, jego partner jednak nic nie tracił ze swojego wizerunku macho.
— Ależ Yukio, sam
musisz przyznać, że…
— Po pierwsze, mamy
równouprawnienie — wycedził zimno. — Po drugie… Jeżeli system władzy w związku
opierałby się na tym, kto kogo pieprzy, wtedy zostałbyś zdegradowany do roli
stajennego.
— Nie mamy stajni?
— To do roli
gospodyni domowej.
— To było okrutne. —
Shuji zrobił minę urażonego i poniżonego biedaka.
— Tylko szczere, sam
podsunąłeś ten debilny pomysł z głową domu.
— Nie był debilny…
Był… — Taguchi przez chwilę szukał właściwego słowa, ale nic nie przychodziło
mu do głowy.
— Debilny —
powtórzył po jakiejś minucie milczenia Yukio. — Koniec rozmowy. — Odwrócił się
i ruszył do przerwanej czynności, zatrzaskując drzwi za sobą.
— Ale Yukiooo! — Zawodzący
głos przebił się przez ścianę. O nie… Nigdy więcej aleyukiów!
***
— Ale Yukiooo… — Palce zabębniły o jego o jego klatkę
piersiową, a błagalny wzrok zdawał się go przewiercać na wylot.
— Shuji, co cię napadało? — Patrzył na niego bez
przekonania.
— Ja też chcę być na górze. — Chłopak zatrzepotał
rzęsami.
— Nie rób tak, to pasuje do słodkiej blondynki z
kilogramem tuszu — sapnął. — Poza tym przecież często jesteś na górze.
— Ale nie tak!
— A jak? Góra to góra.
— Nieprawda, to tylko zmiana pozycji. — Shuji
przewrócił oczami w wyrazie zniecierpliwienia. — W dalszym ciągu, to ja jestem
tym pieprzonym, a ty pieprzącym.
— Przecież to lubisz.
— Nie mówię, że nie lubię, ale czasami chciałbym hmm…
podominować.
— Nie wiem czy to dobry pomysł. — Kasai miał poważne
wątpliwości.
— To świetny pomysł! Dlaczego niby tylko ja mam robić
za kobietę?
— Nie robisz za kobietę! — Spojrzał na niego z
przerażeniem. — Co ci przyszło do głowy? W ogóle durne porównanie.
— Więc dlaczego nie chcesz się zgodzić?
— Bo nie.
— Ale Yukiooo…
— Nie!
— Yukiooo…
— Shu, proszę…
— Yukiooo…
— Shu…
— Yu…
— Ale tylko ten jeden raz… — Przebiegły błysk w oczach
chłopaka świadczył o tym, że właśnie popełnił duży błąd.
***
Otrząsnął się z
rozmyślań i dokończył golenie. Kurcze, czuł, że do wieczora jeszcze nie raz
Shuji zdąży doprowadzić go na skraj irytacji. Poznał swego kochanka już na
tyle, aby wiedzieć, że jak coś sobie ubzdura, to wałkuje to przez cały czas.
Przeciągnął ręką po włosach, nadając im lekko zwichrzony wygląd i spojrzał na
zegarek leżący na półce. Niedługo osiemnasta, za chwilę Taguchi zacznie się
szykować do pracy. Nienawidził tego, nie raz i nie dwa miał zamiar powiedzieć
mu coś na ten temat. Poprosić, aby zrezygnował, ale coś mu podpowiadało, że
tylko by tym zdenerwował chłopaka. Jeszcze niecały miesiąc. Wytrzyma. Potem
egzaminy i Shuji sam stamtąd odejdzie. Przez twarz przebiegł mu diaboliczny
uśmieszek, już wiedział jak pokazać kochankowi, kto rządzi w tym związku.
Otworzył drzwi do łazienki i wyszedł na korytarz. Szybko zbiegł po schodach i
wpadł do kuchni. Chwycił stojącego i zdezorientowanego chłopaka za rękę i
pociągnął w kierunku sypialni.
— Yu… co ty robisz? —
zaskomlał, czując jak jego głowa o cal minęła futrynę.
— Naprowadzam cię na
prostą — mruknął, rzucając go na łóżko.
— Ale Yu, zaraz idę
do pracy. — Spojrzał na niego lekko przestraszony, gdy ten jednym ruchem zdarł
z niego spodnie i wsunął kolano między jego uda.
— Wiesz co? Pieprzę
twoją pracę.
***
Shirenai kolejny raz
tego wieczoru zmieniał stolik. Shuji nie przyszedł do pracy, nawet nie
zadzwonił, a jego komórka bezczelnie ogłaszała każdemu, że abonent jest poza
zasięgiem. Shi westchnął, kiedy kelner dyskretnie dał mu znać, że powinien
podejść do kolejnego stolika. Uśmiechnął się do gościa, którego akurat
obsługiwał.
— Proszę wybaczyć,
obowiązki wzywają, zostawiam pana pod dobrą opieką mojego asystenta. — Młody
chłopak natychmiast zajął jego miejsce. Tak, dorobił się własnego asystenta,
teraz to on był czyimś sempai. Rozejrzał się po otoczeniu, stoliki dyskretnie
ustawione pomiędzy pnączami bluszczu i kolorowymi parawanami. Delikatne światło
kinkietów nadawało lokalowi aury tajemniczości i dyskrecji. Cicha muzyka
sączyła się ze starannie ukrytych głośników, tłumiąc szmer rozmów. Zmierzając
ku kolejnemu klientowi, uświadomił sobie, że lubi to miejsce. Może nie, jako
pracownik, nie z perspektywy osoby obsługującej i umilającej czas innym, ale
tak po prostu, za nastrój, za tę orientalną specyficzność. Jak dobrze by się
tutaj czuł gdyby nie krępowały go konwenanse. Może tak jak Hikaru?
Majestatycznie sunąca między stolikami, zabawiająca od czasu do czasu gości
rozmową i ulatniająca się, gdy tylko naszła ją na to ochota? Tak, mógłby
odnaleźć się w tym wszystkim. Inteligentni, bogaci ludzie, rozmowy na wysokim
poziomie, rauty, bale i bankiety. Był do tego przyzwyczajony, spędził w ten
sposób całe swoje życie. Najpierw pod opieką guwernantki, potem, jako członek
rodziny Ichiro. Brakowało mu czasami tego splendoru, poczucia bycia kimś.
Dotarł do wskazanego stolika i wsunął się za parawan w rajskie ptaki.
— Witam, mam
nadzieję, że dobrze się pan bawi. — Wygłosił swoją zwyczajową formułkę i zamarł
patrząc na klienta.
— Och dobrze, a będę
jeszcze lepiej. — Na twarz siedzącego za stolikiem mężczyzny wpełzł kpiący
uśmieszek.
— Jiro… Co ty tutaj
robisz? — warknął, siadając naprzeciwko.
— Piję wino i
relaksuję się po pracy. — Były kochanek patrzył na niego zaciekawiony. — A więc
to tutaj pracujesz?
— Jak mnie
znalazłeś?
— Nie pochlebiaj
sobie. Przypadek, ktoś polecił mi ten lokal. — Uniósł kieliszek, przyglądając
się czerwonemu płynowi, który zafalował gwałtownie. — Nie sądziłem, że od razu
trafię na tak… hmm… — Zastanowił się chwilę. — Radującą me serce obsługę?
— Daruj sobie.
— Masz być dla mnie
miły, pracujesz tutaj — prychnął. — Jestem twoim klientem, ja płacę, ty
spełniasz moje zachcianki.
— Nie wszystkie —
warknął.
— Na początek dolej
mi. — Wypił jednym haustem, podsuwając mu szkło. Shi machinalnie uniósł butelkę
i dolał, zaciskając zęby. — Więc? — Jiro przybrał konwersacyjny ton,
rozpierając się w kącie narożnika. — Jak ci się wiedzie?
— Dzięki, nie
narzekam.
— Ty i praca hosta,
kto by się spodziewał. — Nie spuszczał z niego wzroku.
— Żadna praca nie
hańbi — warknął, uśmiechając się z przymusem, gdyż właśnie minęła ich
właścicielka lokalu.
— Jasne, bycie kurwą
to też zawód.
— Ty gnoju! — Poderwał
się, ale ręka Yano zacisnęła się na jego nadgarstku, nie pozwalając mu odejść. —
Puszczaj! Puszczaj, bo ci przypierdolę — syknął, patrząc na niego z
nienawiścią.
— Chyba nie chcesz
urządzać scen w miejscu pracy? — Jiro spojrzał na niego kpiąco. — Siadaj —
mruknął. — Zachowujesz się, jakbyś nie sypiał z klientami.
— Dla twojej
wiadomości, nie sypiam! — Wyrwał rękę, ale usiadł, widząc zainteresowany wzrok
Hikaru. Nie chciał przysparzać jej problemów. Kłopoty z pracownikami w miejscu
publicznym raczej nie przynosiły renomy lokalowi.
— Oczywiście… chyba,
że to ktoś z rodzinki Ueda, prawda? — Yano uśmiechnął się bezczelnie.
— Gówno cię to
obchodzi.
— Wiesz, że możesz
to zostawić i wrócić do mnie? — Mężczyzna zmienił ton i teraz patrzył na niego
jakby z troską. — To nie życie dla ciebie.
— Co ty możesz
wiedzieć o moim życiu — parsknął cicho. Miał go zupełnie dość, chciał stąd
wyjść i wrócić do domu. Jeszcze nigdy nikt go tak nie upokorzył. Gdyby byli
gdzieś indziej, starłby ten wyraz zadowolenia z jego twarzy jednym ciosem.
— Daj spokój, w
końcu byliśmy razem przez długi czas. — Dotknął jego ręki, tym razem
delikatnie, ale Shi cofnął ją od razu z grymasem obrzydzenia. — Kiedyś lubiłeś
mój dotyk…
— Kiedyś byłem
idiotą, na szczęście w porę zmądrzałem — prychnął.
— W czym on jest
lepszy ode mnie?
— Nie wiem, o czym
mówisz. — Odwrócił wzrok i wbił go w parawan.
— Wiem, że z nim
jesteś, chcę po prostu usłyszeć to od ciebie. — Jiro skrzywił się lekko. — Nie
rozumiem cię, to yakuza, może mieć każdego, on cię wykorzystuje.
— Tak, ty wiesz
wiele na ten temat, nie potrafiłbyś mi zaoferować niczego lepszego — cmoknął,
kręcąc głową zdegustowany. — Pieprzyłeś się na prawo i lewo. Myślisz, że o tym
nie wiedziałem? Sądzisz, że jestem takim idiotą?
— Zmieniłem się.
— Tacy jak ty się
nie zmieniają. Popatrz na siebie. Facet leżący na kasie, zblazowany, znudzony
życiem. Szukasz rozrywki, gonisz za wrażeniami.
— Też taki byłeś.
— Nieprawda. Może
miałem kasę, ale nigdy się w niej nie zatraciłem. Ja szukałem spokoju. Czegoś,
do czego mogę wracać. Ciebie interesują tylko nowe podboje. Jesteś aroganckim
draniem, rozpieszczonym dzieciakiem z dzielnicy willowej. Ty po prostu nigdy
nie dorosłeś.
— Jak
melodramatycznie — prychnął. Przez chwilę przyglądał się Shirenai, po czym
wyciągnął rękę i pogładził opuszkiem palca jego policzek. — Zmieniłeś się… ale
taki podobasz mi się jeszcze bardziej.
— Ilu ich teraz
masz? — Shi usiłował odsunąć się poza zasięg jego dłoni.
— Czy to ważne?
Ważniejsze, że nie mam ciebie.
— Jesteś
monotematyczny. — Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu. Ichiro co chwila
spoglądał na zegarek. Jeszcze tylko kilka minut i będzie mógł się podnieść,
odejść i zakończyć pracę na dziś. Bóg mu świadkiem, że skopie dupę Shujiemu.
Gdyby nie zostawił go dzisiaj samego, nie musiałby obsługiwać tylu stolików.
Tym samym może nie trafiłby na Jiro.
— Zastanawiasz się za
ile będziesz mógł bez skrupułów opuścić ten stolik? — Ironiczny głos Yano
przerwał milczenie. Westchnął, za dobrze jednak go znał.
— Stolik mi w niczym
nie zawinił. — Podniósł się w momencie, gdy zegarek wskazał drugą. — Ty owszem.
— To nie koniec, nie
teraz, kiedy cię znalazłem. — Jiro również opuścił lożę i podążył za nim po
schodach na dół.
— Kiedy do ciebie
dotrze, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? — Zatrzymał się przed szatnią,
odbierając od portiera płaszcz i podpisując listę z datą i godziną zakończenia
pracy.
— Może nigdy? — Mężczyzna
również zarzucił na siebie okrycie i wsunął pieniądze w rękę podążającego za
nimi dyskretnie kelnera.
— Współczuję
samotnych wieczorów — warknął wychodząc przed lokal. — Przestań mnie macać! — Wymownie
spojrzał na rękę Yano, która zacisnęła się na jego łokciu.
— Lubię cię dotykać.
— Jiro uśmiechnął się lekko i pogładził kciukiem miękki kaszmir.
— Na mnie
działa to odrażająco. — Usiłował się cofnąć, lecz mężczyzna jedynie
przysunął się o krok i dotknął jego policzka ustami. Wzdrygnął się i odskoczył
szybko. — Czy do ciebie nie dociera, co mówię?
— Rozumiem, jednak…
ja zawsze dostaję to, co chcę. A chcę ciebie. — Jiro podniósł palce do czoła
jakby salutował. — Do zobaczenia, kochanie — dodał i ruszył w kierunku postoju
taksówek. Odwrócił się w przeciwnym kierunku, zmęczony i zły. Ten wieczór był
fatalny, chyba już nie mogło być gorzej. Jego wzrok zatrzymał się na czarnym,
sportowym samochodzie, o który opierał się Keizo. Z założonymi na piersi rękami
wpatrywał się w niego intensywnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Kurwa, a jednak mogło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz