piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XXI


— Sezamie, otwórz się — mruknął Shuji, podchodząc do drzwi i patrząc na nie krzywym spojrzeniem.

— I stała się światłość za sprawą niezmierzonych skarbów, które ukazały się oczom śmiertelników — zakpił Yukio, poprawiając na ramieniu pasek ciężkiej torby.

— Lecz aby ominąć zdradliwe pułapki, niezrównany rycerz musiał użyć miecza wykutego w ogniu wulkanu i zahartowanego oddechem złotego smoka. — Odwrócili się jak na komendę, patrząc na opierającego się o drzewo mężczyzny, który pomachał im leniwie. — Jednakowoż, jako, że rycerz powinien być bez skazy, aby dzierżyć ów miecz… proponuję, aby Shuji po prostu wyjął klucz i powrócił wraz z nim w objęcia prozaicznej rzeczywistości.

— Wiesz, że właśnie zniszczyłeś wspaniałe wejście smoka swoim brakiem wyobraźni? — Taguchi wycelował w Minga oskarżycielsko palec, po czym spokojnie opuścił rękę i wyciągnął z kieszeni klucze.


— Brakiem wyobraźni? A miecz, wulkan i smok to co? — obruszył się Yao, odklejając od drzewa i wchodząc za nimi po schodach.

— Wyświechtane, zaleciało Excaliburem. — Shuji rzucił plecak na ziemię i usiadł ciężko na kanapie.

— Masz rację, żaden z ciebie król Artur — zgodził się uprzejmie Yao, rozglądając się ciekawie po mieszkaniu. — Poza tym „Sezamie otwórz się” też nie było szczytem elokwencji.

— Nie znasz się, prostota ma swoje ukryte piękno — prychnął Taguchi i spojrzał w kierunku Yukio, który właśnie odkładał ciężką torbę, stawiając ją obok kominka. — Yu, powiedz temu impertynentowi, że byłem lepszy.

— Nie mam zamiaru pchać się między miecz a lampę. — Kasai rozcierał właśnie ramię. — Najlepiej napiszcie do spółki bajkę o Alladynie na dworze króla Artura i będzie cacy.

— Akurat! Tam by rządził ten wyblakły hipokryta. — Shu przewrócił oczami.

— Przykro mi, że nie może być Artura na dworze Alladyna. — Ming uśmiechnął się ironicznie — Z prostej przyczyny, złodziejaszek nie miał dworu.

— Miał! Jak zdobył lampę i ożenił się z księżniczką.

— Niestety do kaganka oświaty jeszcze nie doszliśmy, poza tym… nawet jakbyś chodził z reflektorem, księżniczka jest poza twoim zasięgiem.

— Że niby nie jestem przystojny? — zaperzył się Shuji, ignorując cichy śmiech Yukio.

— Że niby jesteś gejem — zgasił go Yao. — A kobiety w przeciwieństwie do facetów mają dwa wejścia i dwa balony. — Zrobił znaczący ruch dłoni w okolicach swej piersi.

— Wyobraź sobie, że wiem.

— Gratuluję owocnej edukacji i przysposobienia do życia w społeczeństwie.

— Czyli czegoś, czego tacy ignoranci jak ty nigdy nie osiągną… Homofobie — odciął się Shuji.

— Jestem bi, co automatycznie wyklucza mnie z kręgu homofobów.

— Ekstra, rzucasz się na wszystko, co się nie rusza i na drzewo nie ucieka. Yukio, odsuń się od niego. — Taguchi chwycił przechodzącego kochanka za rękaw i demonstracyjnie przyciągnął do siebie.

— Mam dziewczynę, debsie!

— Nie mów do mnie „debsie”, bo powyrywam ci te tlenione kudły!

— Baby biją się, ciągnąc za włosy. Biedny, zniewieściały Shuji. — Ming najwyraźniej zaczął się rozkręcać.

— Nie jestem zniewieściały! Ty… ty… ty hermafrodyto!

— Normalnie cię trzasnę w ten durny łeb. — Blondyn poderwał się z fotela.

— Zamknijcie się obydwaj. — Yukio uwolnił rękę z uścisku kochanka i stanął pomiędzy nimi — Zaczynam sądzić, że nie możecie wytrzymać bez swoich przyjaciół. Ty — spojrzał na Yao — może urządzasz sobie trzaskanki z Keizo, ale — odwrócił się i spojrzał na zadowolonego z obrony Taguchiego — tego podskakującego za moimi plecami pajaca nie ruszaj.

— Że co? — Shuji aż się zapowietrzył.

— A ty poczekaj na Shi. Jak wróci, zamknę was w jednym pokoju na dwa dni i będziesz mógł nadrobić zaległości w kłóceniu się o nic i tylko dla zasady.

— Ale to on zaczął! — Chłopak zaplótł ręce na piersi i spojrzał w sufit obrażony.

— Ja?? Sam się…
— Mówiłem, że macie się zamknąć? — Głos Kasai był cichy, jednak jego oczy miotały błyskawice. — Wieczorem wracają Shirenai i Keizo. Więc może do tego czasu pokażecie, że umiecie zachowywać się jak cywilizowani ludzie i przestaniecie na siebie warczeć. Inaczej… Shuji wyląduje w pokoju wraz z tymi torbami, a ty trafisz do kuchni i będziesz kroił cebulę do obiadu.

— Na pewno nie jesteś yakuzą? — Yao spojrzał na bruneta podejrzliwie. — Ueda też tak potrafi mordować wzrokiem. — Widząc spojrzenie mężczyzny, uniósł ręce do góry w geście kapitulacji. — Dobrze, już dobrze, nie odzywam się.

— A teraz idę zrobić herbatę i nie chcę słyszeć waszych wrzasków. — Yu wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych.

— Nie jestem debsem — syknął Shuji, siadając z powrotem na kanapie.

— A ja nie jestem hermafrodytą. — Wzruszył ramionami Ming.

— A szkoda. — Zachichotał Taguchi. Złość wyparowała z niego równie szybko, jak się zaczęła. — Miałbyś obustronne doświadczenie.

— Dzięki, zdecydowanie lepiej się czuję, jako facet bez dodatkowego balastu z przodu.

— Taa… w sumie głupio byś wyglądał — Chłopak potargał swoje włosy i podwinął nogi pod siebie, siadając po turecku. — Wyjeżdżasz na lotnisko po Keizo?

— O dziewiętnastej, wczoraj do niego dzwoniłem.

— To wrócą tym samym samolotem. — Pokiwał głową Shuji. — Będziemy się musieli rozdzielić.

— Jasne, jak poszło coś nie tak, nie chciałbym narażać się Uedzie. Lepiej, aby żył w błogiej nieświadomości, że został wmanewrowany w ten wyjazd.

— Taa, Shi też... Jak się wkurwi, to…

***

Shirenai czuł się zdecydowanie źle w prywatnym samolocie Uedów. O ile podczas pobytu w kurorcie praktycznie nie widywał dobrze wyszkolonych ochroniarzy, o tyle trudno ich było przegapić tutaj, gdyż siedzieli mu dosłownie za plecami, oddzieleni tylko cienką zasłonką. W takich momentach przygniatał go ogrom całej sytuacji. Wpakował się w nie do końca sprecyzowany związek z yakuzą. Co prawda, opierał się on tylko na seksie i o głębokiej miłości nie mogło być mowy, ale w głębi ducha wiedział, że lubi Keizo i tym razem nie zrezygnuje tak łatwo. Wewnętrzny głos podpowiadał mu też, że jeżeli ojciec miałby kiedykolwiek zaakceptować jego odmienność, to prędzej, jeżeli przyniosłaby mu jakieś korzyści. Cóż, związek z kimś z rodziny Uedów, nawet tak nieformalny jak ich, na pewno mógł być mu kiedyś na rękę. Ród yakuzy miał wpływy, był potężny i bogaty. Wątpił, aby tatuś to przegapił. Nie oczekiwał błogosławieństwa, ale może przynajmniej na jakiś czas się od niego odczepi. Chociaż najpierw, gdy już się dowie, wygłosi mu kolejne kazanie umoralniające. O ile się dowie…

Plany na przyszłość były wyjątkowo niejasne i ani on, ani Keizo nie powiedzieli głośno, że chcą się spotykać jawnie. Seks był świetny, jednak nie znaczyło to wcale, że siedzący naprzeciw niego mężczyzna ma w planach coś ponad to, nawet tak prozaicznego jak wyjście do kina czy na jakąś imprezę. Szczerze mówiąc, nie wyobrażał sobie ich dwóch, jak idą na jakiś seans lub wyginają się na parkiecie, ale pogdybać zawsze można.

— O czym myślisz? — Głos Uedy przerwał panującą ciszę.

— O niczym szczególnym. — Wzruszył ramionami i ziewnął rozdzierająco, zatykając usta dłonią. — Zastanawiam się, kiedy będziemy na miejscu.

— Za jakieś piętnaście minut. — Keizo spojrzał na zegarek. — Odwiozę cię do domu i wracam do siebie, o osiemnastej muszę być już w samolocie do Hongkongu.

— Nie powiesz mi, po co tam lecisz?

— Niekoniecznie. Im mniej wiesz, tym lepiej dla nas wszystkich.

— Jasne. — Kiwnął głową. — Jakoś nie jestem zaskoczony.

— Wrócę w niedzielę, to pogadamy.

— Mogę wtedy być w pracy.

— Najwyżej cię wynajmę. — Nie stanowiło to dla niego większego problemu.

— Na powrót schodzimy do relacji klient — host?

— Nie dramatyzuj, po prostu jeśli pracujesz, nie ma innego wyjścia.

— Rozumiem. — Shi spojrzał przez okienko. Samolot miękko podchodził do lądowania. Dziesięć minut później byli już na lotnisku, skąd zabrała ich czarna limuzyna. Keizo podał kierowcy adres i po chwili zmierzali w kierunku domu Shujiego.

— Więc, uważasz, że jestem dobry w łóżku? — Pytanie wyrwało Shirenai z kolejnego zamyślenia.

— Nie jesteś zły.

— Czyli jestem dobry.

— Kadź sobie dalej.

— Sam tak powiedziałeś. — Ueda rozparł się wygodnie na fotelu.
— Nie masz nic ciekawszego do roboty niż drążenie kretyńskich tematów? — Shi spojrzał na niego spod oka.

— W tej chwili? Nie. — Uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej dobry humor go nie opuszczał.
— To rozbierz się i popilnuj swych ubrań.

— Chciałbyś — cmoknął rozbawiony, bawiąc się kosmykami jego włosów. — Niestety, właśnie dojeżdżamy, ale… jeżeli koniecznie znowu chcesz zobaczyć moje seksowne ciało, możesz mnie zaprosić do swojego pokoju. Na szybki numerek mam jeszcze czas.

— Zapomnij. — Shirenai wyobraził sobie minę Shujiego, kiedy wparowałby z Keizo do domu i od razu zniknęliby w sypialni. Wbrew sobie uśmiechnął się pod nosem, widok byłby zapewne bezcenny.

— Eh, sam powiedziałeś, że jesteś ze mną dla seksu, a wzbraniasz się jak dziewica.

— Wiesz… o ile pamiętam, moją dupę eksploatowałeś jeszcze dziś rano, a po tych kilkunastu dniach słowo „dziewica” w naszych ustach zaczyna zasługiwać na anatemę.

— Powinieneś docenić to, że tak skrupulatnie zajmowałem się eksploracją twego tyłka, wiesz ile mnie to wysiłku kosztowało? — Keizo zrobił minę urażonej niewinności.

— Tak, tak bardzo się przy tym męczyłeś. W ogóle to przywiązałem cię do krzesła i wykorzystywałem wbrew twej woli — parsknął Ichiro.

— Jeżeli o wiązaniu mowa…

— Zamilcz! — syknął i otworzył drzwi, gdyż samochód zatrzymał się przed domem Taguchiego. Wysiadł i podszedł do bagażnika, by wyciągnąć swój plecak.

— Odprowadzę cię. — Ueda stanął obok niego i chwycił drugą torbę.

— Nie trzeba.

— Potem powiesz, że porzuciłem cię na środku drogi. Honor yakuzy mi nie pozwala.

— Jak chcesz. — Zarzucił plecak na ramię i ruszył w kierunku domu. Za nim szedł Keizo, pogwizdując pod nosem. Wbrew pozorom humor psuł mu się coraz bardziej. Czekający go wyjazd nie malował się w różowych barwach. Chińska triada uzurpowała sobie prawo do zachodnich szlaków morskich i musiał wyjaśnić tę sprawę, bo ojciec straciwszy ostatni przerzut, był wściekły. Jak znał życie, jeśli spieprzy, to znowu wysłucha tyrady o powinnościach i obowiązkach, jakie na nim ciążą. Długiej epopei na temat ewentualnej śmierci głowy rodu i tego jak to wszystko się zawali, skoro jego jedyny następca nie potrafi poradzić sobie z tak prostą sprawą. Prostą na pozór. Utarczki z triadą nigdy nie należały do przyjemnych, a niejednokrotnie kończyły się nawet śmiercią lub porwaniami podwładnych którejś strony.

— Życie… — Westchnął, wchodząc za Shi w mroczny korytarz.

— Mówiłeś coś? — Chłopak zerknął przez ramię podejrzliwie.

— Nie, pospiesz się, ta torba wbrew pozorom jest ciężka — mruknął.

Hol skończył się tuż pod drzwiami do salonu, z którego dobiegały ożywione głosy. Ueda zmarszczył brew, słysząc głos Minga. Cholera… Co ten facet tutaj robił? O ile wiedział, nie znał ani Shi, ani jego przyjaciela, więc? Ichiro pchnął drzwi w momencie, gdy Shuji wraz z Mingiem utyskiwali na temat, który raczej nie miał dotrzeć do ich uszu.

— Taa, Shi też... Jak się wkurwi, to… — Dobiegł ich jękliwy głos Shujego.

— To co? — Shirenai oparł się o framugę, patrząc na Taguchiego rozbawionym wzrokiem. — Dokończ proszę i zamknij usta, wyglądasz jak ryba wyjęta z wody.

— Co ty tu robisz? — Chłopak spoglądał to na Ichiro, to na Uedę zszokowanym wzrokiem.

— Mieszkam?

— Ale… ale mieliśmy jechać po ciebie dopiero wieczorem.

— Jak widać, oszczędziłem wam fatygi.

— Dobra, przyniosłem kawę, spijajcie i jedziemy po nich, muszę jeszcze gdzieś skoczy. Trzeba zmienić samo… — Kasai zatrzymał się w pół kroku z tacą, która lekko zadrżała w jego dłoniach — Keizo… Shi… ekhm… Miło was widzieć — bąknął. — Kawki?

— Też się cieszę. — Oczy koloru topazu zmrużyły się lekko, ignorując pytanie o napój. — Chciałbym wiedzieć, o co mam się wkurwić, skoro dopiero przyjechałem.

— Ja za to chciałbym się dowiedzieć, co ty tutaj robisz. — Ueda patrzył na lekko pobladłą twarz Minga z zimnym rozbawieniem. — I dlaczego nikt nie jest zaskoczony, widząc nas razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz