„Długie, czerwone
włosy opadały na pochyloną nad łóżkiem twarz, która z podziwem przyglądała się
leżącemu w pościeli chłopakowi. Mężczyzna odgarnął niesforny kosmyk i
delikatnie dotknął ramienia śpiącego. Och, jego kochanek był śliczny, miał
cudne blond włoski, które uroczo otulały jego delikatną twarzyczkę. Piękne duże
oczka kolorem przypominały chabry. Malinowe usteczka rozchylały się
zapraszająco, a rumiane policzki dopełniały obrazu jego aniołka. Kiedy poczuł,
że smukłe paluszki zaciskają się na jego nadgarstku, nie wytrzymał i pochylił
się nad nim, zatapiając w słodkich usteczkach…”
— Litości… — Shuji
zatrzasnął książeczkę i odwrócił się z zamiarem odłożenia jej na półkę. —
Ciekawe czy ma też fiutka, ślicznie uroczego i różowego. Pewnie tryskał lemoniadą.
— Mówiłeś coś? — Do
pokoju wszedł Yukio, po drodze rozpinając lekarski kitel.
— Niee. — Pokręcił
szybko głową.
— Wyraźnie słyszałem.
— Mężczyzna podszedł i zajrzał mu przez ramię. — Co tam chowasz?
— Nic? — Wykręcił
się, mocniej zaciskając palce na okładce. — Koniec na dziś?
— Tak, dzięki, że po
mnie przyjechałeś, długo czekasz?
— Jakieś piętnaście
minut. — Wzruszył ramionami. Po głowie plątały mu się wizje leżącego w łóżku
aniołka. Nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
— Co ci tak wesoło?
Podziel się. — Yu podniósł głowę, kończąc wiązanie solidnych zimowych butów.
— Powiedz mi, czy do
wyposażenia poczekalni zalicza się przecukrzone gejowskie romansidła? — Shuji
nadal chichocząc wyciągnął przed siebie rękę z książeczką.
— O czym tym mówisz?
— Kasai uniósł brew w zdziwieniu i przyjrzał się okładce, która przedstawiała,
ni mniej ni więcej, tylko dwóch facetów w czułych objęciach. Jeden był wysoki,
oraz ogniście rudy, a na jego twarzy malował się cyniczny uśmiech. W dłoni
trzymał łańcuszek, który przymocowany był do obróżki założonej na szyję
niższego, blondwłosego chłopaka siedzącego na zgięciu jego ręki. — Skąd to
masz?
— Leżało na półce.
— Cholera, musiała
to zostawić któraś z pacjentek. — Westchnął i otworzył, przeglądając pobieżnie.
— Manga? Nie… raczej opowieść z mangowymi obrazkami. — Wzruszył ramionami.
— Powinieneś
przeczytać, jest… urocza. — Taguchi wyszczerzył się radośnie.
— Urocza?
— No. — Pokiwał
entuzjastycznie głową. — Blondynek jest cytuję; uroczym aniołkiem o słodkich,
malinowych usteczkach i smukłych paluszkach, w dodatku jest delikatny i
lukrowany… Właściwie strach go tknąć, bo może się skruszyć.
— Eeee… — Yukio
pierwszy raz zabrakło słów. — Czy to jakaś zboczona shota?
— Nie, aniołek ma
tam chyba dziewiętnaście lat.
— Kto normalny w
takim wieku wygląda na aniołka i ma paluszki i usteczka? — Yu przewrócił oczami
i otworzył kubeł na śmieci, wrzucając tam historyjkę.
— No wiesz, jak
możesz, niszczysz dzieło narodowe. — Shuji spojrzał na niego z udanym
oburzeniem.
— Nie będzie mi w klinice zalegało porąbane porno na półkach — obruszył się mężczyzna. — Chodź już, jestem głodny i zmęczony, zdążymy zjeść obiad i pogadać zanim pójdziesz do pracy — mruknął, kierując się w stronę drzwi i ciągnąc go za ramię.
— Jak możesz mnie
tak traktować, zrobisz mi siniaki na mojej delikatnej rączce! — Shuji
posłusznie dreptał za nim, składając przy tym usta w ciup i mrugając
chorobliwie powiekami.
— Coś ci wpadło do
oka? — Yu przystanął obok samochodu i wziął od niego kluczyki.
— Pff, staram się
wyglądać słodko i uroczo, nie doceniasz mej anielskości. — Taguchi skrzywił się
i wsiadł do samochodu. Kasai zręcznie omijając korki, powoli jechał w kierunku
domu.
— Co jest? Milczysz
jak zaklęty. — Zerknął na chłopaka po jakichś dziesięciu minutach.
— Kontempluję moje
smukłe, urocze paluszki. — Shuji wyciągnął przed siebie rękę, wykręcając ją na
wszystkie strony i rozcapierzając palce.
— Rozczaruję cię,
może i są smukłe, ale całą swoją paluszkową uroczość straciły mniej więcej jak
skończyłeś dziesięć lat, a może i wcześniej.
— Jesteś okrutny,
nie doceniasz mnie. Wstrętne, egoistyczne seme.
— Uważasz, że jestem
wstrętny? — Yu zaparkował na podjeździe i wysiadł z samochodu, obszedł go
dookoła, by otworzyć chłopakowi drzwi z ironicznym ukłonem. — Proszę,
księżniczko.
— Nie jestem
księżniczką, tylko aniołkiem — prychnął Szuji, wysiadając i ignorując
wyciągniętą dłoń mężczyzny. — A ty jesteś neandertalczykiem niedoceniającym mej
słodyczy i kruchości.
— Hmm… — Kasai
stanął przed nim, przyglądając mu się w zamyśleniu.
— Co?
— Neandertalczykiem,
mówisz?
— W dodatku z epoki
kamienia łupanego. — Shuji zaczynał bawić się coraz lepiej.
— Skoro tak
twierdzisz. — Yukio pochylił się nagle i bez ostrzeżenia złapał go mocno,
przerzucając sobie przez ramię i kierując się w stronę domu.
— Zwariowałeś? —
Taguchi szarpnął się. — Postaw mnie!
— Ja być Tarzan, ty
być Jane, my iść do jaskini. — Yukio przekręcił klucz i wszedł do środka,
zamykając kopniakiem drzwi.
— Pogięło cię?! —
Shuji wiercił się w niewygodnej pozycji.
— Najpierw ty zrobić
swojemu seme jeść, a potem pójść na skóry przy ognisku i czekać na bara bara. —
Powoli zaczął wchodzić po schodach.
— Dobra, już nie
chcę być aniołkiem, ale puść mnie! — Chłopak niespokojnie spoglądał w dół,
patrząc jak z każdym pokonanym stopniem odległość od podłogi się zwiększa.
Szarpnął się kolejny raz i w tym samym momencie poczuł, jak na jego pośladku z
cichym plaskiem ląduje dłoń lekarza. — Ja pierniczę, zwariowałeś?!
— Nie rzucaj się,
chciałeś być słodkim, rozkosznym uke to jesteś, chociaż jak na aniołka ważysz
trochę za dużo. — Yu postawił go w korytarzu na piętrze i potarł swoje ramię. —
Nie licz na noszenie swojego dupska na rękach, zdecydowanie nie mam
predyspozycji ciężarowca, ani nie jestem masochistą.
— Powinienem poczuć
rozczarowanie, ale wybaczę ci, o ile obiecasz więcej nie tachać mnie po
schodach w pozycji bagażu.
— Masz to jak w
banku — Yukio zniknął w kuchni, a po chwili dał się słyszeć szelest folii, gdy
rozpakowywał schowanego w lodówce smażonego kurczaka — Zrób frytki.
Shuji siedział przy
stole, ze smakiem jedząc udko i przegryzając go frytką maczaną w ketchupie
rozrobionym z musztardą i majonezem.
— Dzwoniłeś do
Shirenai? — Yu upił łyk soku i spojrzał na niego z zaciekawieniem.
— Uhm. — Chłopak przełknął
duży kęs mięsa i wytarł palce w serwetkę.
— I?
— I cisza, nic nie
wspomina o Keizo, zaczynam się zastanawiać czy w ogóle się spotkali. Owszem,
opowiada o tym jak piękna jest zima, cudowne widoki i ile już zwiedził, ale jak
pytam czy spotkał kogoś interesującego, nieustannie słyszę „Goście jak goście,
całkiem sympatyczni, nie nudzę się”.
— Kurcze, dzwoniłem
do Minga, on też nic nie wie. Podobno Keizo twierdzi, że wypoczywa, czytając
książki i oglądając telewizję.
— Może się nie
spotkali?
— Nie wiem, jakim
cudem do tej pory mogli na siebie nie wpaść. — Yu pokręcił głową z
powątpiewaniem.
— Jakaś pomyłka?
Zakwaterowano ich w osobnych kurortach? — podsunął Taguchi.
— To musiałaby być
pomyłka stulecia, Ming osobiście załatwiał domki, miały być prawie obok siebie.
— To już nic nie
rozumiem. — Shuji odsunął krzesło i wstał, aby pozbierać talerze.
— Dowiemy się za
trzy dni.
— Taa, Shi wróci do
Tokio, a ja do siebie — westchnął. — I tak siedzę u ciebie już prawie dwa tygodnie,
pewnie jesteś zmęczony.
— Nie wkurzaj mnie,
wiesz, że nie, przynajmniej nie wracam do pustego domu. — Yu podszedł do
chłopaka i odwrócił go w swoją stronę, całując lekko.
— Tak tylko mówisz,
abym nie czuł się natrętem. — Uśmiechnął się niewyraźnie.
— I do pustego łóżka
— dodał, przesuwając usta na jego szyję.
— W to prędzej
uwierzę. — Zachichotał, czując łaskoczący język w okolicach ucha. — Nie
rozpędzaj się, zaraz idę pod prysznic i do pracy. — Odepchnął go delikatnie.
— Proza życia
powraca. — Kasai włączył zmywarkę, gdzie już wcześniej Shuji umieścił naczynia.
— A jak twoje przygotowania do egzaminów?
— Dzięki za
przypomnienie. — Skrzywił się lekko. — Czasami wydaje mi się, że nic więcej już
się nie nauczę, a potem przychodzę z kolejnymi notatkami z wykładów. Pocieszam
się tym, że Shi będzie musiał nadrobić te zaległe dwa tygodnie.
— Lepiej cierpieć z
kimś niż samotnie? — Yu pokręcił głową. — Idź już pod ten prysznic, za godzinę
powinieneś być w klubie.
— Taaa, klub…
Niedługo i to się skończy. — Shuji westchnął i posłusznie poszedł w kierunku
łazienki.
***
— Nie wiem, po jaką cholerę nakupiłeś tyle dziwnych rzeczy. — Keizo po raz kolejny usiłował pomóc Shi zapiąć pękaty plecak i po raz kolejny okazało się, że jest to po prostu niewykonalne.
— Nie dziwnych tylko
oryginalnych, to pamiątki. — Shirenai pokręcił głową w geście rezygnacji. — Nic
nie zrobię, muszę to rozpakować i podzielić na dwie torby.
— Mówiłem to już pół
godziny temu, ale oczywiście nikt mnie nie słucha. — Ueda odpalił papierosa i usiadł
na parapecie.
— Marudzisz jak
stara baba. To, że ty dla nikogo nie kupujesz pamiątek, nie znaczy, że moi
znajomi tego nie docenią.
— Zwłaszcza Shuji.
— Shuji i Yukio, to
dzięki nim tu jestem — prychnął, wkładając ostrożnie do torby ręcznie rzeźbiony
komplet shogi.
— Już widzę jak
przywożę do domu te dziadostwa. „Proszę Ming, to miniaturowy wulkanik, wiesz,
łaziłem sobie po zboczu oryginału, zastanawiając się czy wybuchnie i rypnie mi
lawą na łeb. O, a to imitacja broni z okresu wojny z Kubilaj—chanem, specjalnie
dla tatusia, sam popatrz, jakie to nieporęczne, nie to, co dzisiejszy prosty
gnat.
— Ironizuj dalej,
nawet dobrze ci to wychodzi. — Shirenai zapiął wreszcie plecak i usiadł na
łóżku. — O osiemnastej mam samolot, nienawidzę czekania.
— Sam chciałeś
pakować się od rana. — Keizo wzruszył ramionami. — Poza tym nie lecisz o
osiemnastej.
— Jak to nie lecę? —
Shi spojrzał na niego jak na wariata. — Oczywiście, że lecę, nawet mam bilet
powrotny.
— Polecisz ze mną,
stary chyba bardzo za mną się stęsknił, bo wysyła prywatny samolot, będzie o
czternastej.
— Zupełnie nie
rozumiem waszych systemów, nie lepiej poczekać cztery godziny i lecieć
normalnie? To, co wydacie na paliwo, to fortuna w porównaniu z ceną biletu. —
Ichiro odpalił papierosa i podszedł do okna.
— W normalnych
okolicznościach bym się z tobą zgodził. — Kiwnął głową. — Niestety, wychodzi na
to, że o osiemnastej będę już w kolejnej podróży… Tym razem nie tak przyjemnej.
— skrzywił się lekko.
— Powrót do rzeczywistości?
— W wielkim stylu. —
Zeskoczył z parapetu i uchylił okno, wpuszczając świeże powietrze.
— Coś
niebezpiecznego?
— Nie bardziej niż
zawsze. — Spojrzał na Shi i napotkał jego zaniepokojony wzrok. — A co,
płakałbyś po mnie?
— Nie, ale chciałbym
wiedzieć, na który grób posłać kwiaty.
— Dzięki. — Parsknął
śmiechem. — Preferuję sztuczne, dłużej posiedzą… Przynajmniej dopóki ich ktoś
nie ukradnie.
— Nie wiem, czy mam
ochotę żartować na ten temat. — Ichiro skrzywił się lekko.
— Jednak się o mnie
martwisz.
— O swojego kota też
bym się martwił. — Wzruszył ramionami.
— Ty nie masz kota.
— Mówię
teoretycznie.
— Niech cię. — Przesunął
dłonią po włosach. — Porównujesz mnie do zwierzaka.
— Lubię koty. — Wzruszył
ramionami.
— Dobrze wiedzieć.
— Masz jakiś uraz do
kotów?
— Małe, leniwe
sierściuchy?
— Tajemnicze,
uparte, drapieżne i chodzące własnymi drogami.
— Cóż… brzmi nieźle —
zgodził się po chwili namysłu.
— Wiem. — Spojrzał
na zegarek. — Minęło południe. To co, zwijamy się na lotnisko?
— Za moment —
mruknął, podchodząc do niego i złapawszy go za koszulę, przyciągnął do siebie. —
Wiesz, że wszystko się zmieniło?
— Naprawdę? — Spoważniał
momentalnie.
— Tym razem nie
będzie drugiej szansy.
— Nigdy o nią nie
prosiłem.
— Odszedłeś, bo ci
na to pozwoliłem.
— Nie, odszedłem, bo
sądziłem, że tak będzie lepiej. — Cmoknął z lekką irytacją.
— Po prostu się
bałeś.
— Raczej działałem
racjonalnie. Związek z walniętym yakuzą nie był moim priorytetem.
— I co, nagle
zmieniłeś zdanie? Uznałeś, że mnie kochasz i gotowy jesteś się poświęcić? —
mruknął z drapieżnym uśmiechem prosto w jego ucho.
— Nie. — Westchnął,
odsuwając się i uwalniając swe ubranie z jego uścisku. Wolno założył kurtkę i
przerzucił plecak przez ramię, w drzwiach odwrócił się i spojrzał na
wpatrzonego w niego Keizo. — Uznałem, że jesteś niezły w łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz