Ciepłe dłonie
przesunęły się po jego kręgosłupie, zatrzymując tuż nad dwiema półkulami. Palce
gładziły napiętą skórę, jakby rozkoszowały się jej miękkością i gładkością.
Język powoli sunął po ramionach, kreśląc zawiłe wzory, aż dotarł do wrażliwego
miejsca za uchem. Shirenai wierzgnął nogą i syknął boleśnie, uderzając się
kolanem o kran.
— Cholera! — zaklął
otwierając oczy i powracając do rzeczywistości. Potarł bolące miejsce i
zanurzył się głębiej w powoli stygnącą wodę, tak, że unosząca się piana
łaskotała jego nos. — Bulblup — wydobyło się z jego ust. Skrzywił się na ten
dźwięk. Powoli rozprostował nogi i oparł głowę o brzeg wanny.
Zdecydowanie nie
czuł się dobrze, skoro tak dziwne wizje prześladowały go nawet podczas kąpieli.
Od dwóch dni nie opuścił domku. Obsługa donosiła mu śniadania, obiady i
kolacje, a nawet jakieś czasopisma. Dalsze wczasy jawiły mu się, jako jeden
wielki koszmar, z nim samym w roli jaskiniowca, zaszytego w jaskini i
wypatrującego przez dziurę w skale, czy aby na horyzoncie nie pojawił się
straszny, zębaty potwór. Ekstra, po prostu rewelacja! Shuji swoimi telefonami
dolewał tylko oliwy do ognia, cały czas radośnie snując pieśni ku chwale
Wielkiego Yukio, dzięki któremu biedny i nieszczęśliwy Shirenai może wypoczywać
w cudownym i nieskalanym żadną troską kurorcie. Chwalebne wycie przyjaciela
skutecznie zatykało usta Shirenai, który zaciskając zęby, odpowiadał, iż
rzeczywiście jest świetnie i cacy, oraz pomijając fakt, że stres zaraz go zeżre
łącznie z koszulą i hotelowymi kapciami.
Wyszedł z wanny i
szybko wytarł się ręcznikiem, po czym w szlafroku, niedbale przewiązanym w
pasie poczłapał do salonu. Musiał się napić! Otworzył barek i wyciągnął jedną z
stojących tam butelek sake. Z szafy obok, wyjął jakieś spodnie i ciepły, kaszmirowy
golf w kolorze ekri. Przebrał się i usiadł w jednym z głębokich foteli,
stojących na środku pokoju, odkorkował butelkę i włączył telewizor. Wpatrując
się w ekran i popijając alkohol poddał się dalszym rozmyślaniom, ignorując
wyginającego się w tańcu Oguriego Shuna i olewając fakt, że „Hana Yori Dango”
jest dramą przeznaczoną dla nastolatek uwielbiających pokręcone romanse. Właściwie po cholerę się ukrywam?
pomyślał gdzieś w połowie serialu, akurat w momencie, kiedy główna bohaterka po
raz kolejny niesłusznie przyłożyła przystojnemu paniczowi. Zdecydowałaby się czy kocha Tsukasę czy Hanazawę, skrzywił się
złośliwie, potrząsając przy tym pustą butelką i idąc po następną. Tak jakby to była moja wina, że on akurat
przyjechał w to samo miejsce. Złośliwość losu! Wielki, pieprzony yakuza! No…
może nie pieprzony, wątpię aby komuś się nastawiał… ale i tak durny! Ma kasy
jak lodu, a musiał przyjechać właśnie tutaj?! I to z dziećmi… odkąd geje mają
dzieci? W dodatku miłe, słodkie i śliczne… To powinno być zakazane! Przekręcił
się, wyłączając pilotem telewizor i olewając fakt, że czterech facetów właśnie
obijało sobie mordy na środku ulicy. Nie chciało mu się już nawet nalewać
trunku do płytkiego talerzyka, po prostu podniósł butelkę i pociągnął łyk. Było minęło, nie powinienem się tym
przejmować, w końcu to jego wina, że zjawił się tu gdzie ja. I tak się
uśmiechał, gdy naprawiał ten zamek małemu. Normalnie jakby był zwykłym ojcem
uwielbiającym swe pociechy. A to yakuza! Zastanowił się chwilę nad
logicznością swojego rozumowania. No
dobra… dupek też może kochać swoje dzieciary. Co wcale nie znaczy, że powinien
je mieć! Wypaczy maluchy, zrobi z nich wielkie, paskudne i krwiożercze bestie!
Takie jak on sam! O! Będą chodziły i straszyły ludzi, ogromne owłosione
orangutany… Chociaż nie, Ueda nie był owłosiony, więc może aż tak się nie
zmienią. Potrząsnął znowu butelką i westchnął słysząc, że alkohol zmierza
ku końcowi. Podniósł się z fotela i lekko chwiejnym krokiem ruszył do
przedpokoju po kurtkę. Powiem mu! Wygarnę
wszystko! Pomyślał i zatrzasnął za sobą drzwi.
***
Pukanie… Nie,
walenie do drzwi wyrwało Keizo z drzemki, w którą zapadł czytając jakąś nudną
książkę. Odrzucił kołdrę i naciągając na siebie szlafrok, ruszył w kierunku
skąd dochodził łomot. Zimne powietrze wdarło się do pokoju wraz z pewnym brunetem,
w niedopiętej kurtce.
— Ty! — Palec
Shirenai wbił się w jego pierś. Uniósł brew czując powiew alkoholu, chłopak
ewidentnie był pijany.
— Tak?
— Ty… Nie śledź mnie
tutaj! — wybełkotał bez ładu i składu. — Nie mam zamiaru przez ciebie spędzisz
wczasów zamknięty w domu! — Palec nadal dźgał go w pierś.
— Może wejdziesz,
zimno mi — przerwał spokojnie jego wrzaski i wymownie spojrzał na otwarte
drzwi.
— A… tak — mruknął
chłopak, do którego nagle dotarło, że stoi w zimnie i puka Keizo w odsłonięty
tors.
— Dziękuję bardzo —
mruknął Ueda, zatrzaskując drzwi. — Więc? — Odwrócił się i wbił spojrzenie w
szamoczącego się z kurtką Ichiro. Przewrócił oczami i pomógł mu wyplątać się z
rękawów, popychając go w kierunku salonu.
— Więc co? — Shirenai
spojrzał nie bardzo rozumiejącym wzrokiem.
— Więc po co tutaj
przyszedłeś?
— Acha… — Shi usiadł
ciężko na łóżku. Pokój wyglądał prawie identycznie jak jego. Chociaż nie… Jego
nie falował!
— To mi wiele
wyjaśnia — stwierdził Ueda ironicznie.
— Zamknij się, jak
mówię — wrzasnął Shirenai, na powrót skupiając wzrok na Keizo. — Nie mam
zamiaru siedzieć w jaskini wiesz? Oczekiwanie na dinozaura jest nudne! Poza tym
odkąd te gady mają dzieci? W dodatku nie owłosione?!
— Słucham? — Uniósł
brew, zaciskając zęby aby się nie roześmiać. Chłopak był zalany i w dodatku
bredził coś od rzeczy.
— Miałem odpoczywać,
ale nie! Najpierw Yu musiał zepsuć swoją nogę, a potem ten dupek Shuji chciał
się bawić w pielęgniarkę i sam musiałem przyjechać na to zadupie. Miało być
wesoło i zabawnie, a jest nudno i beznadziejnie. W dodatku ty musiałeś zrobić
mi na złość i tutaj przyjechać. — Oparł brodę na dłoni i spojrzał na niego
oskarżycielsko.
— Na złość?
— Na złość! Żebym od
nowa zaczął myśleć!
— O czym?
— O niczym — Shi
gdzieś w podświadomości jeszcze łapał, że może powiedzieć za dużo, jednak
alkohol w połączeniu z ciepłem pokoju, spokojnym głosem Keizo i miękkim łóżkiem
skutecznie odganiał te resztki racjonalizmu.
— A jednak o czymś
myślałeś. — Keizo przesiadł się na łóżko i otoczył jego plecy ramieniem, opierając
jego głowę o swoją pierś.
— Nie rób mi tak —
zaprotestował Ichiro, jednak nie robiąc nic by się wyrwać.
— Jak?
— No tak, nie
przytulaj mnie. Przyjechałeś tutaj żeby się na mnie zemścić i mnie znowu wkurzać.
— Nie mam zamiaru
cię wkurzać. — Uśmiechnął się pod nosem.
— To po co mnie tu
ściągnąłeś?
— Sam przyszedłeś.
— Fakt. — Shi coraz
bardziej chciało się spać, a rozmowa zaczęła sprawiać mu problemy. Dłoń
gładząca jego włosy powodowała, że oczy zaczęły mu się zamykać. — Pozwoliłeś mi
odejść!
Wyrzuty? To coś
nowego.
— Sam tego chciałeś.
— Keizo wciągnął powietrze, czując zapach cytrusów, najwyraźniej chłopak
niedawno brał kąpiel.
— Nieprawda…
— Shi? — Spojrzał na
niego pytająco. Cisza… Westchnął, mężczyzna najwyraźniej zasnął.
Powoli przesunął się
i położył go na łóżku. Przez chwilę wpatrywał się w śpiącego. Wyglądał tak samo
jak wtedy, ostatniej nocy, kiedy go zostawił na wyspie. Rozrzucone na poduszce
niesforne włosy, długie rzucające cień na policzki rzęsy i lekko rozchylone
usta. Uśmiechnął się kącikiem ust. Mógłby go teraz przelecieć i nawet by się
nie bronił. Ostrożnie uniósł golf do góry, odsłaniając mięśnie brzucha, a potem
zdjął mu go przez głowę. Ichiro zamruczał coś niespokojnie, ale nie obudził
się. Przyglądał mu się z uwagą. Nic się nie zmienił, może tylko włosy miał
dłuższe. Zdecydowanie rozpiął mu spodnie i zdjął je, z lekkim chichotem
zauważając brak bielizny. Przebiegł palcami po jego brzuchu, napawając się
ciepłem i miękkością jego ciała. Zatrzymał dłoń na biodrze, masując je
kciukiem, po czym potrząsnął głową i odsunął się lekko. Może i był wrednym
gościem, ale pieprzenie się z pijanym i niekontaktującym facetem było poniżej
jego godności. Przykrył go kołdrą i podniósł się z zamiarem opuszczenia pokoju.
Zatrzymała go dłoń chłopaka, która zacisnęła się na pole jego szlafroka.
— Keizo… nie idź —
wymamrotał sennie, uchylając na moment powieki i z powrotem zapadając w sen.
***
Blade światło
przebijało się przez nieszczelnie zasłonięte story. Shirenai powoli powracał do
rzeczywistości, było mu ciepło i… ciężko? Nie otwierając oczu, przesunął dłoń,
chcąc zepchnąć z siebie uciążliwy balast, jednak zamarł, gdy natrafił na czyjeś
ramię, które spokojnie leżało przerzucone przez jego klatkę piersiową.
Gwałtownie otworzył oczy i odwrócił głowę, w kierunku leżącego obok mężczyzny.
Keizo!
Jasna cholera! Zastygł niezdolny do żadnego ruchu. Co jest? Ostatnie co pamiętał, to że pił sake i postanowił pójść… O kurwa! Poszedł do Uedy, aby mu coś wygarnąć! Ale co? Co takiego mu powiedział? A co najważniejsze, jakim cudem znalazł się z nim w łóżku?! W dodatku nagi, co aż nazbyt świadomie poczuł, gdy chciał poruszyć się nieznacznie, a w efekcie otarł się o drugie ciało.
— Obudziłeś się już?
— Zmysłowy głos zamruczał tuż przy jego uchu.
— Uhm… — mruknął, bo
nic lepszego nie przyszło mu do głowy.
— Gdybym wiedział,
że po alkoholu robisz się tak odważny i wyzbyty wszelkich zahamowań, wcześniej
bym cię upił. — Keizo przysunął się bliżej i sugestywnie otarł o niego.
Wyzbyty zahamowań? Co ja kurwa robiłem tej nocy? Myśli przeleciały przez głowę chłopaka z prędkością
błyskawicy i… rozbiły się o czarny mur pijackiej amnezji. Nic! Totalna pustka!
— Osobiście uważam,
że wszelkie perwersje są dla ludzi. — Ueda najwyraźniej niewiele robił sobie z
jego przerażenia, albo nie zdawał sobie z niego sprawy, gdyż nadal szeptał mu
do ucha. — Jednakże nie sądziłem, że stać cię aż na tyle. „Szybciej Keizo,
mocniej Keizo, nie przerywaj, czekałem na ciebie, tęskniłem… kocha…"
— Nie powiedziałem
tego! — Wzdrygnął się siadając gwałtownie i patrząc na niego w szoku.
— Jesteś pewien? —
wycedził przez zęby z kpiącym uśmiechem.
— Byłem pijany —
mruknął niepewnie, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła. Czy to prawda? Czy
wygadywał wszystkie te rzeczy? I to ostatnie… Nie! Niemożliwe, nie powiedziałby
czegoś takiego, nigdy nawet o tym nie myślał.
— Podobno pijani
ludzie są bardzo szczerzy. — Ueda ani myślał cokolwiek mu ułatwiać.
— I wygadują bzdury…
— Których nie odważyli
by się powiedzieć na trzeźwo — zauważył bezlitośnie mężczyzna.
— Zapomnij o tym. To
nieporozumienie, nie panowałem nad sobą. — Odrzucił kołdrę chcąc wstać, lecz
silna dłoń chwyciła go za ramię i pociągnęła z powrotem do łóżka.
— Gdzie się wybierasz?
Chcesz zepsuć tak miłą noc?
— Naprawdę,
powinienem iść, to nie powinno się zdarzyć. — Shi spojrzał na niego niemal
błagalnie. — Udajmy, że to co się działo tej nocy, po prostu nam się przyśniło.
— Powiedziałeś, że
nie powinienem pozwolić ci odejść, wybacz, ale nie mam zamiaru tego zapominać.
— Jak rany. — Przeciągnął dłonią po twarzy. — Dlaczego nie odpuścisz? Sam to zakończyłeś, nie możesz po prostu olać bredni nietrzeźwego faceta?
— Mogę… ale nie
chcę. Po co psuć dobrą zabawę?
No właśnie… Dla niego to tylko zabawa. Shirenai skulił się lekko, naciągając na siebie
kołdrę.
Wszystko spieprzył i
to na własne życzenie. W końcu nikt nie kazał mu tu przychodzić i bzykać się z
Keizo, wykrzykując jakieś niedorzeczności. Najgorsze, że nic z tego nie
pamiętał…
Pukanie do drzwi
przerwało jego rozmyślania. Ueda wstał, ukazując światu swe nagie ciało. Ichiro
westchnął bezgłośnie. Cholera, żeby nie
pamiętać dobrego seksu! Nawet tym sobie nie mogę ulżyć! Jęknął chowając
twarz w poduszkę. W tym czasie brunet zdążył założyć szlafrok i wrócić pchając
przed sobą wózek z śniadaniem.
— Kelner dostarczył
kawę i bułki, to postawi cię na nogi — powiedział rozlewając do filiżanek
parujący napar. Radosny… kurwa, radosny
jak skowronek! Shi usiadł, naciągając na siebie kołdrę. Zaburczało mu w
brzuchu. Po sake zamiast kaca, zawsze czuł się niesamowicie głodny i chciało mu
się pić. Z oporem sięgnął po kawę i maślaną bułeczkę z dżemem jagodowym, którą
pochłonął w dwóch kęsach. Spokojniej już dopił gorący napój i odstawił
filiżankę na tacę.
— Dziękuję — mruknął
niechętnie. — Powinienem już iść.
— Gdzie? — Materac
ugiął się pod ciężarem ciała Keizo. — Dzień dopiero się zaczął, nie wierzę, że
chcesz go zmarnować. — Pochylił się nad nim i zanurzył twarz w zagłębieniu jego
szyi, przesuwając po niej językiem i wywołując ciche westchnienie Shirenai.
— Keizo… — A
pieprzyć to, przynajmniej tym razem zapamięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz