piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XIV


— Masakra. — Yao Ming przetarł zaczerwienione oczy i oparł głowę na ręce. Siedzieli w jednym z miejscowych klubów, aż cud, że ostał się jakiś, w którym jeszcze nie byli. — Od miesiąca ciągasz mnie po wszystkich knajpach w mieście. Można by powiedzieć, że wreszcie czuję, że żyję, ale to tylko dlatego, iż dowiedziałem się o istnieniu mięśni, o których wcześniej nie miałem pojęcia. Chcę do domu!

— Przestań jęczeć. — Keizo opróżnił kolejny kieliszek, rozglądając się ponuro po zadymionym wnętrzu — Załatw sobie jakąś dupę, to ci ulży.

— W przeciwieństwie do niektórych, ja nie rzucam się na wszystko, co się rusza. — Chińczyk skrzywił się z oburzeniem, odsuwając z twarzy jasne pasmo włosów. — Nie wiem czy pamiętasz, ale od kilku tygodni mam dziewczynę. Chociaż, ona mogła już zapomnieć, jak wyglądam, w końcu nie widziała mnie dość długo.


— I niby to moja wina?

— Nie, sam się włóczę nocami. — Ziewnął przeciągle. — Chodźmy już stąd.

— Jeszcze nie. — Keizo odpalił kolejnego papierosa i przyjrzał się krytycznie pustej butelce. — Cholera, gdzie jest kelner, kiedy go potrzebuję?! — Ming nie odpowiedział, westchnął tylko i przymknął oczy zrezygnowany.

***

Keizo obudził się, czując obok siebie ciepło drugiego ciała. Przyjemnie… chociaż w ustach miał smak starego kapcia. Przekręcił się na drugi bok i sięgnął po karafkę z wodą cytrynową, która zawsze stała na nocnym stoliku. Nie przejmując się tak prozaiczną czynnością jak szukanie szklanki, wyciągnął korek i przechylił, ochlapując sobie policzki. Po kilku sekundach odetchnął z ulgą i odstawił napój, wycierając usta wierzchem dłoni.

— Kim jesteś? — zapytał niemrawo faceta, którego czerwone włosy ostro odcinały się od poduszki. Mężczyzna przekręcił się, ukazując światu zaspaną, lecz przystojną twarz.

— Facetem, którego wczoraj rżnąłeś? — mruknął, uśmiechając się lekko.

— Acha — Keizo opadł z powrotem na plecy zamykając oczy — I jak było?

— Świetnie, możemy to powtórzyć — chłopak uśmiechnął się szerzej.

— No i dobrze, nie będę musiał ci płacić, przyjemność sama w sobie jest wystarczającą rekompensatą… A teraz spierdalaj. — Wierzgnął nogą, kopiąc rudzielca w bok.

— Nie jestem dziwką! — Jego ostatnia zdobycz podniosła się z łóżka i stanęła nad nim nago, w pozie pełnej świętego oburzenia.

— Akurat. — Keizo otworzył jedno oko, patrząc na niego ironicznie.

— Nie pozwolę, żebyś mnie obrażał — wrzasnął chłopak. — Co ty sobie kurwa myślisz, że kim jesteś?

— Gościem, który zaraz odstrzeli ci fiuta? — Dłoń Uedy błyskawicznie powędrowała w pod poduszkę i równie szybko czerwonowłosy zobaczył matowo czarną lufę glocka skierowaną w stronę własnego krocza. Zaszokowany podniósł głowę i spojrzał z przerażeniem i niedowierzaniem na leżącego w łóżku Keizo.

— Kurwa, spokojnie, już wychodzę. — Cofnął się szybko i sięgnął po leżące na podłodze spodnie. Po chwili wychodził już z pokoju. — Cholerny pojebaniec — warknął, trzaskając drzwiami.

Keizo położył głowę na poduszce i zasłonił oczy dłonią, w której nadal trzymał broń. Głowa bolała go niemiłosiernie. Najwyraźniej przegiął wczoraj z alkoholem. Głupi, bezużyteczny Ming, mógł go powstrzymać, po coś go w końcu taszczy ze sobą. Zawinął się szczelniej w kołdrę i odrzucając glocka, postanowił na powrót zapaść w sen. Ostatnie tygodnie były do dupy, sam o tym dobrze wiedział.

Owszem, interesy nadal prowadził bez zastrzeżeń, ale miał dojmujące wrażenie, że jego życie prywatne nie istnieje. Napięcie, choćby śladowe, towarzyszyło mu przez cały czas i dokuczało niczym rzęsa pod powieką. Nocne życie najwyraźniej nie przynosiło spodziewanych rezultatów, bo zamiast jak zwykle się rozluźnić, czuł się coraz gorzej, a kac był ostatni na liście jego zażaleń. W dodatku wciągał w to Chińczyka. Dobrze wiedział, że chłopak nie mógł nic poradzić na jego ekscesy, ale jak miło mieć na kogo zwalić wszystkie niepowodzenia.
Ostre światło słoneczne spowodowało, że naciągnął kołdrę na głowę i jęknął przeciągle.

— Ming, ty naprawdę masz skłonności samobójcze — warknął zachrypniętym głosem, rozpoznając sylwetkę przyjaciela, który podszedł do łóżka i pochylił się nad nim, przyglądając mu uważnie.

— Żałosne…

— Co jest żałosne, kretynie? — mruknął, siadając w końcu i podciągając pościel tak, by zakrywała mu biodra.

— Ty jesteś żałosny, spójrz na siebie, niedługo staniesz się cieniem faceta, którego znałem. Koniec z imprezami! — Odwrócił się i podszedł do okna, by otworzyć je na oścież.

— Wiesz, że mógłbym cię zabić za takie słowa? — Skrzywił się i podciągnął kołdrę na ramiona — Zimno mi, zamknij to cholerne okno.

— Nie, śmierdzi tu jak w chlewie, nawet nie chcę wiedzieć czym. — Chłopak znacząco pociągnął nosem. — Znowu zostawiłeś mnie samego w klubie i zniknąłeś, nie mówiąc ani słowa. Mam dosyć, ostatni raz gdzieś z tobą wyszedłem. W przeciwieństwie do ciebie, ja potrzebuję normalnego życia, a ono nie zakłada włóczenia się po każdym z podejrzanych lokali w Tokio.

— Przestań mi prawić kazania, nie jesteś moją matką.

— Jestem twoim przyjacielem — prychnął Yao, znikając na moment w kuchni i wracając z workiem na śmieci, do którego zaczął systematycznie zgarniać puste puszki po piwie oraz opakowania po chipsach.

— Jesteś przyjacielem moich pieniędzy, już ci to kiedyś mówiłem — poprawił go bez przekonania.

— Gadaj zdrów. — Blondyn nie wydawał się przejęty jego stwierdzeniem i nadal spokojnie sprzątał pokój. — Gdyby chodziło tylko o kasę, to powinienem zażądać stuprocentowej podwyżki po tym, co zafundowałeś mi w ciągu ostatnich tygodni. Właśnie pokłóciłem się z Hoshi przez ciebie, prawie ze mną zerwała.

— Przykro mi — mruknął bez cienia współczucia.

— Akurat, masz to głęboko w dupie. — Podszedł do niego i czubkiem buta trącił leżącą na podłodze prezerwatywę. — A jeżeli o dupach mowa, to przynajmniej pociesza mnie fakt, że dbasz o własną i nie dorobiłeś się jeszcze żadnej wścieklizny.

— Yao, naprawdę nie jestem w nastroju do wysłuchiwania kazań umoralniających — warknął, odrzucając pościel i bez wcześniejszego skrępowania wstał i skierował się do łazienki.

— Kim on był? — Głos chłopaka zatrzymał go w pół kroku.

— Kto?

— Facet, który zawrócił ci w głowie.

— Nie mam pojęcia, nawet nie znam jego imienia. — Wzruszył ramionami. — Jakbyś przyszedł wcześniej, to może spotkałbyś go na schodach.

— Nie mówię o zabawce, którą przeleciałeś i nawet tego nie pamiętasz i dobrze o tym wiesz. — Głos blondyna był spokojny i lekko zaciekawiony.

— Nikim… Nie wyobrażaj sobie, że wiesz o mnie wszystko. — Szarpnął gwałtownie drzwi i zniknął w łazience, trzaskając nimi głośno.

— Jasne. — Chińczyk, mrucząc do siebie, podniósł leżącą na podłodze kołdrę i ściągnął z niej poszewkę. — Jesteś przecież yakuzą, ludzkie słabości nie są dla ciebie. — Usiadł na łóżku i przewrócił oczami. — Dlaczego to ja muszę ci przypomnieć, że wbrew pozorom jesteś też człowiekiem?

***

Shuji od dłuższego czasu leżał na biurku z policzkiem opartym o blat. Ręce swobodnie zwisały mu po bokach, a oczy zamykały się sennie. Przed nim rozrzucone były grube tomy książek i wszędzie walały się zapisane drobnym, eleganckim pismem kartki.

— Nie śpij, jeszcze nie skończyliśmy. — Shi podniósł głowę znad notatnika i rzucił w niego strugaczką.

— Miej litość, już nie pamiętam jak wygląda świat poza domem, niedługo umrę, a ty molestujesz mnie nauką od przeszło miesiąca.

— Marudzisz, w styczniu mamy końcowy egzamin, chcę być dobrze przygotowany.

— Ty jesteś dobrze przygotowany! Lepiej już nie będziesz! Odpuść trochę, mózg mi się lasuje — jęknął i zsunął się z krzesła w geście rezygnacji.

— Przesadzasz, Yukio popiera moją chęć do nauki — prychnął, powracając do notowania.

— Głowa mnie boli, mój mózgojad w panice i popłochu trzepocze łapami, zdechnie jak tak dłużej będę go dręczył — chlipnął teatralnie Shuji.

— Twój mózgojad przez cały czas spoczywał w hibernacji, najwyższa pora aby się ocknął. — Ichiro był nieubłagany.

— Wiesz… Nienawidzę cię czasami. — Shuji podniósł się z podłogi, na której klęczał i usiadł na krześle, ostentacyjnie splatając ramiona na piersi. — Czemu po prostu do niego nie wrócisz?

— Skończyłem z nim, to dupek i sam mówiłeś, że chociaż jest przystojny, powinienem się od niego uwolnić, bo traktuje mnie jak mebel.

— Nie udawaj kretyna, nie mówię o Jiro — sapnął Taguchi.

— Więc nie wiem, o co ci chodzi.

— Zadzwoń do Keizo, obiecuję, że już nic złego nie powiem na jego temat, jeżeli tylko na powrót staniesz się sobą.

— Zwariowałeś?! — Shi wreszcie odrzucił notatnik i podniósł się z fotela. — To był jednorazowy wyskok, poniosło mnie, poza tym sam mówiłeś, żebym odpuścił, bo to yakuza.

— Mówiłem, nie mówiłem. — Shuji potrząsnął głową. — Odkąd to tak mnie słuchasz?

— To był wyjątek od reguły.

— Nie mogę patrzeć, jak zamieniasz się w zombie.

— Przesadzasz, w pracy dobrze mi idzie, ostatnio byłem na drugim miejscu, a nawet nie mam promotora, a to że się uczę? Doceń moje wysiłki. — Shirenai zgrzytnął zębami.

— Praca, nauka, nauka, praca, tylko wokół tego obraca się ostatnio twoje życie, nigdzie nie wychodzisz, nawet jak zapraszamy cię gdzieś z Yukio to odmawiasz. Wiesz ile razy obiecywałeś, że go odwiedzisz? Do tej pory się nie zjawiłeś! Więc nie pieprz mi głupot, że wszystko jest w porządku.

— Jest… — Shi sięgnął po papierosa, jednak zamiast go odpalić, obracał go w palcach niezdecydowany.

— Gówno prawda. — Przyjaciel wstał i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Shirenai spojrzał za nim i jego opanowana poza zniknęła w jednej chwili. Shuji miał rację, rzucił się w wir pracy i nauki aby zapomnieć. Rozum podpowiadał mu, że tak jest lepiej, w końcu prawie nie znał Keizo, spotkali się zaledwie kilka razy, nie licząc pobytu na wyspie. Był niebezpiecznym mężczyzną, z kimś takim normalny człowiek się nie wiąże, żadna przyszłość nie była im pisana. Wrócił wspomnieniami do dnia, kiedy wyszedł z gabinetu w kasynie. Ueda nigdy się nie dowie, ile kosztowała go ta decyzja. Włóczył się potem długo po ulicach, gotów zawrócić i zgodzić się na każdy układ, jaki Keizo by mu zaproponował, jednak jego duma i zdrowy rozsądek nakazywały inaczej. Nie był pierwszym lepszym facetem zza rogu. Został wychowany w poczuciu własnej wartości, dorastał wśród elity, nauczyło go to cenić samego siebie. Nigdy nie przypuszczał, że poznanie yakuzy tak na niego wpłynie. Późną nocą, po powrocie z pracy leżał w łóżku, wspominając ich wzajemne relacje, każdą kłótnię, rozmowę, przekomarzania się. Pamiętał wyraz twarzy Keizo, gdy ten śmiał się z czegoś, co powiedział. Przed oczami miał obraz zarówno skupionego oblicza, jak i tego wściekłego lub rozgoryczonego, jak ostatnim razem. Nie wspominał tylko zajścia w basenie, odsuwał je jak najdalej od siebie, jakby nie chciał się z nim na razie zmierzyć. Cholera…

— Wychodzę do Yukio. — Z zamyślenia wyrwał go głos Shujiego, który ubrany w dżinsy i sportową koszulę stał na środku pokoju. — Idziesz ze mną?

— Nie, pouczę się jeszcze — mruknął niewyraźnie. Tak, nauka była dobrym rozwiązaniem, oddalała od niego myśli i niechciane emocje.

— Jak chcesz, mam dosyć, próbowałem już chyba wszystkiego, ale najwyraźniej bezskutecznie. Proszę bardzo, wkuwaj, skoro to przynosi ci satysfakcję. — Taguchi machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia.

***

— Już nie wiem co mam robić, czasami wydaje mi się, że nic do niego nie dociera. — Shuji siedział na kanapie, obejmując rękami kolana.

— Nie robi nic złego, pracuje i uczy się, niektórzy powiedzieli by, że może być przykładem dla innych… no, pomijając jego pracę. — Kasai postawił kawę na stoliku i usiadł obok swojego chłopaka. — Wybacz, nie chciałem cię urazić — dodał szybko, kiedy zorientował się, co powiedział.

— Nic się nie stało. — Taguchi machnął ręką. — Nie znałeś go wcześniej, owszem był dobrym studentem, ale nie poświęcał się tak nauce jak teraz. Shirenai to wesoły, towarzyski chłopak, zawsze pierwszy, aby iść na imprezę, czy wyciąć jakiś głupi żart. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Teraz to całkiem inna osoba, mam wrażenie, że mieszkam z jakimś ponurym typem, który ma fioła na punkcie wykształcenia i pracy.

— Co zamierzasz? — Dotknął jego ręki i splótł ich palce razem.

— Nie wiem… czasami myślę, że mógłbym skontaktować się z Keizo, ale… skoro on nie daje znaku życia, to może faktycznie już mu nie zależy, w końcu tak łatwo pozwolił mu odejść…

— Cóż, nie wiem dlaczego, ale sądzę, że wynikało to po prostu z jego dobrej woli. Shi musiał mu coś powiedzieć, coś co go dotknęło, albo wpłynęło na niego bezpośrednio. Jak go ostatnio widzieliśmy nie wyglądał na takiego, co ma wszystko gdzieś. — Yukio zamyślił się na moment. — Nie lubię gdybać, ale mam wrażenie, że jeszcze usłyszymy o panu Uedzie.

— Jasne. — Shuji odwrócił się i ułożył wygodnie na kolanach partnera pozwalając, aby ten przeczesywał palcami miękkie pasma jego włosów. — Najpewniej w wiadomościach, kiedy podadzą, że złapali handlarza prochami, lub że kogoś zabił.

— Sam więc widzisz, powinniśmy być zadowoleni, że Shirenai się z nim nie spotyka. — Kasai odgarnął niesforny kosmyk z jego czoła.

— Taa… wiem o tym, co nie przeszkadza mi się zastanawiać, czy nie olać tego, kim jest szanowny pan Ueda, byle tylko wrócił mój kumpel zamiast tego cholernego cyborga. Mieszkanie z automatami jest kłopotliwe.

— Masz zamiar marudzić tu do wieczora, czy zajmiemy się czymś innym? Najwyraźniej i tobie przyda się chwila relaksu. — Yukio uśmiechnął się przekornie.

— Relaks… Brzmi dobrze. — Shuji otworzył oczy, by znów je zamknąć pod wpływem pieszczoty dłoni kochanka. — Możesz zostać moim masażystą. — Mrugnął i zachichotał, kiedy silne dłonie zepchnęły go z kolan.

***

Noc w klubie nie różniła się niczym od wielu poprzednich. Shirenai z firmowym uśmiechem przylepionym do twarzy, siedział przy stoliku jakiegoś mecenasa sztuki i zabawiał go rozmową. W loży naprzeciwko młody mężczyzna przyglądał mu się uważnie. A więc to jest młody Ichiro… Mogłem przypuszczać, że jest przystojny i ma w sobie to coś. Oderwał wzrok od chłopaka, który właśnie śmiał się z czegoś, co powiedział jego klient. Skinął ręką na kelnera.

— Coś podać? — Młody mężczyzna pochylił się w ukłonie.

— Chciałbym zaprosić kogoś do stolika.

— Ktoś konkretny, czy sam mam zdecydować?

— Chcę tego chłopaka siedzącego przy barze. Rzecz jasna, o ile jest wolny.

— Oczywiście, już proszę. — Mężczyzna cofnął się, a potem odwrócił i zszedł na dół, by spełnić zamówienie klienta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz