piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - XII


Gdyby Shuji wszedł do mieszkania jak każdy normalny człowiek, to teraz nie leżałby jak długi na podłodze, rozcierając bolące ramię, które przeżyło bliskie spotkanie z szafką na buty. Niestety Taguchi po otworzeniu drzwi nie pomyślał o tak prostej rzeczy jak włączenie światła, dzięki czemu najpierw zahaczył o rozrzucone na środku korytarza buty, a potem poślizgnął się na leżącej na podłodze koszuli i zrobiwszy piruet przekraczający najśmielsze wyobrażenia zawodowego łyżwiarza, właśnie oglądał sufit z pozycji horyzontalnej, klnąc pod nosem, nad niesprawiedliwością losu.

— Co się stało?! — Światło zapaliło się gwałtownie, a nad skrzywionym okrutnie chłopakiem zawisła pochylona głowa Shirenai.

— Nic — jęknął cierpiętniczo, przymykając oczy przed rażącym go światłem. — Jakiś debil po prostu zastawił pułapki na swego współlokatora.


— Kto ci kazał łazić po mieszkaniu po ciemku? Bawisz się w nietoperza? — Ichiro wyciągnął rękę i kiedy Shuji ją złapał, podciągnął go do góry, przywracając mu pion.

— Wróciłeś — stwierdził odkrywczo przyjaciel, przyglądając mu się uważnie. — I wyglądasz jakby cię ktoś przeciągnął przez magiel. Gdzieś ty do cholery był?

— Na wyspie. — Shi odwrócił wzrok i poszedł w kierunku salonu, na powrót sadowiąc się wygodnie w fotelu, na którym spędził ostatnie pół dnia.

— Właśnie wygrałeś medal za najbardziej rozbudowane zdanie oznajmujące. — Taguchi przestał miętosić swoje ramię i ruszył za nim, zajmując miejsce naprzeciwko. — Więc? Jaki to bogacz zabrał cię do malowniczego raju?

— Malowniczy raj — parsknął krótko brunet, przewracając oczami. — Można to i tak nazwać…

— Ooookeej… — Shuji rozparł się na fotelu, wyciągając nogi przed siebie. — Widzę, że było bosko, przeżyłeś niezapomniane chwile, a teraz powiedz mi, mój drogi, co naprawdę się stało.

— Keizo zabrał mnie do swojej prywatnej rezydencji.

— Kurwa! Wiedziałem! Normanie po co ja w ogóle pytam?! — Chłopak nerwowo przeciągnął dłońmi po kieszeniach spodni. — Cholera, gdzie moje papierosy?!

— Shuji… Ty nie palisz — Shi uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia, lekko rozbawiony.

— Widać najwyższy czas zacząć, jak umrę w kwiecie wieku, to będzie twoja wina. — Wyciągnął oskarżycielsko palec. — Yakuza… Spędziłeś z pieprzonym rzeźnikiem prawie cztery dni… Sam nie wiem, może powinienem cię rozebrać i sprawdzić, czy czegoś ci nie odciął?

— Jak widzisz, nadal mam dwie ręce i dwie nogi, żadnych ubytków na ciele nie odnotowano.

— A na umyśle?

— Głupszy niż ty nie będę, więc nie bój się, nie zajmę twego zaszczytnego pierwszego miejsca.

— Spałeś z nim? — Przyjaciel nie bawił się w subtelności.

— A ty spałeś z doktorkiem?

— To nie ma nic do rzeczy.

— Spałeś!

— Shi… Mówimy o tobie!

— Jasna cholera, poszedłeś do łóżka z facetem z przymierzalni… Wiesz, że złamałeś swoje własne zasady? — Ichiro na moment zapomniał, że jest przygnębiony i zniechęcony do świata i z dezaprobatą przyglądał się mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko.

— Przyganiał kocioł garnkowi.

— Ja nie powiedziałem, że…

— Nie musiałeś, znam cię na wylot! Nie wierzę… Zdajesz sobie sprawę z tego, kim on jest?

— Aż za dobrze. — Shirenai westchnął i oparł podbródek o splecione dłonie.

— Więc nie muszę nic więcej mówić. Jak było?

— Pytasz o seks czy ogólnie?

— I to i to.

— Na początku okropnie, potem wspaniale, na końcu cudownie.

— Ach… Czyli najpierw się kotłowaliście w pościeli, a na końcu działaliście sobie na nerwy? — Shuji mrugnął znacząco.

— Na odwrót. Najpierw działaliśmy sobie na nerwy, a na końcu… I cóż, to nie była pościel, a basen.

— Basen… przynajmniej wyobraźni nie można mu odmówić — prychnął. — Więc… skoro było tak rewelacyjnie, to czemu masz minę, jakbyś chciał kogoś zabić?

Shirenai westchnął i popatrzył w bok.

— Nieważne…

— Jak to nieważne? Przecież widzę, że coś się dzieje!

— Zdaje ci się, jesteś przewrażliwiony. — Ichiro uśmiechnął się wymuszenie. Siedzący przed nim mężczyzna był jego najlepszym przyjacielem, ale nawet jemu nie miał ochoty zwierzać się z własnych rozterek i wylewać przed nim żalów, jak jakaś porzucona nastolatka. — Lepiej powiedz, co z doktorkiem.

— Ma na imię Yukio.

— Ok., ładne imię. Spotkaliście się po wizycie na jachcie?

— Tak. — Shuji uśmiechnął się zadowolony. — Właściwie to widujemy się codziennie… czyli dziś była moja czwarta randka.

— Widzę, że cię wzięło. — Shirenai uśmiechnął się ciepło i z lekką zazdrością.

— Wiesz… On jest inny. Inteligentny, przystojny i… nie traktuje mnie jak zabawkę, faceta do wynajęcia. Rozmawiamy o wszystkim, pyta o moje plany, podsyca chęć do nauki. Sam nie wiem, czasami jest bezczelny i beztroski, a czasami przerażająco poważny, wtedy wydaje się jakby odpływał, zatapia się we własnych myślach i… No, ale ogólnie cały czas się sprzeczamy.

— Brzmi poważnie. — Shi uśmiechnął się lekko. — Widzę, że wreszcie trafiłeś na godnego siebie faceta. Przyznam, iż zawsze się bałem, że każdy zwieje, gdy otworzysz usta.

— I ty, Brutusie! — Poduszka śmignęła, trafiając go prosto w twarz.

— Ej no, żartowałem. — Ichiro przycisnął miękki pocisk do brzucha.

***

Ten tydzień minął im diametralnie odmiennie. Shuji co dzień wybywał do swojego chłopaka, zaniedbując naukę i ziewając przeciągle. Shirenai miał zaszczyt go poznać, gdy w środę Yukio przytaszczył wielce oburzonego Taguchiego za kołnierz i samemu siadając w fotelu, oświadczył zdumionemu i rozbawionemu Shi, że ten, jak go nazwał, „leser” ma się uczyć, a on w związku z tym, jako, że działa na niego na zasadzie tlenu, usiądzie sobie spokojnie w fotelu i dotrzyma towarzystwa jego przyjacielowi. Ichiro ochoczo przyniósł piwo, którym nie podzielił się z Shujim, protestującym przeciwko takiemu traktowaniu. Popołudnie upłynęło w miłej atmosferze, dwóch mężczyzn żywo dyskutowało na temat polityki i ostatniego meczu piłki nożnej, a oburzony Taguchi, chcąc nie chcąc, zaszył się w książkach.

Telefon dzwonił od czasu do czasu, konsekwentnie ignorowany, a o tym, iż jest doskonale słyszalny, świadczył tylko wściekły i uparty wzrok Shi, który podskakiwał lekko przy każdym dzwonku.

— Długo jeszcze masz zamiar nie odbierać? — Shuji podniósł głowę znad papierów i spojrzał na przyjaciela badawczo.

— To nikt ważny.

— Nie masz ochoty posłuchać, co ma do powiedzenia?

— Nie bardzo? — Shirenai sięgnął po piwo i ostentacyjnie wrócił do rozmowy z Yukio. Tak naprawdę wszystko się w nim gotowało, za każdym razem miał ochotę rzucić się i odebrać tę przeklętą komórkę, jednak jego duma i zawziętość mu na to nie pozwalały. Keizo go zranił, odrzucił, odesłał zaraz po tym jak zaliczył jego tyłek. Wszystko to, przynajmniej dla Shi, układało się w jasną i logiczną całość. Nie było nic do tłumaczenia.

— Ty też masz dzisiaj wolne? — Kasai zapalił papierosa, częstując Ichiro, który został obrzucony zdegustowanym wzrokiem znad sterty podręczników.

— Wziąłem zastępstwo na sobotę i niedzielę, więc dziś i jutro mogę odespać. — Zaciągnął się, czując w ustach lekko szczypiący smak nikotyny. Dawno nie palił, jak widać nie smakowało mu to już tak jak dawniej.

— Shuji mówił, że znacie się od dziecka. Znasz jakieś pikantne szczegóły z jego rozrywkowego życia? — W oczach mężczyzny zapalił się płomyk przekory.

— Słowo… a umrzesz młodo. — Taguchi wbił desperackie spojrzenie w przyjaciela.

— Sam widzisz. — Roześmiał się Shirenai. — Jeszcze mi życie miłe, a on w nocy gotów wedrzeć się do mojej sypialni i zadźgać mnie otwieraczem do konserw.

— Brutalna śmierć — przyznał z Yukio poważnym wyrazem twarzy, chociaż oczy błyszczały mu wesoło.

— To bestia, wolisz nie wiedzieć… — Wypowiedź Shi przerwał dzwonek do drzwi. Shuji korzystając z okazji, że może rozprostować kości, poderwał się z krzesła.

— Pójdę otworzyć — krzyknął i zniknął w korytarzu.

— Każda wymówka jest dobra. — Kasai pokręcił głową. — Jednak trudno go nie lubić.

— To prawda, Shuji jest rozwrzeszczany i czasami złośliwy do granicy impertynencji, ale to wspaniały człowiek. Nie chciałbym, aby ktoś go skrzywdził. — Zdusił niedopałek w popielniczce.

— Zrozumiałem przesłanie. — Yukio pokiwał głową, otulony cieniutką zasłoną dymu. — Wbrew temu co myślisz, jestem poważny.

— Nic nie myślę, widzę, że jest szczęśliwy, chciałbym żeby wreszcie znalazł to, czego tak intensywnie szuka. Zasłużył na to, a jeżeli to miałbyś być ty… Sądzę, że nie miałbym nic przeciwko.

— Wypiję za to. — Kasai wzniósł butelkę w geście toastu i zamarł w połowie drogi do ust. W drzwiach stał lekko pobladły Shuji, nerwowo przełykając ślinę.

— Shi… Ktoś do ciebie.

— Powiedz, że mnie nie ma. — Ichiro poderwał się z fotela, rozglądając dookoła, jakby jego zamiarem był co najmniej skok z okna, lub w najgorszym wypadku wejście pod zbyt niski stolik.

— Omamy są często spotykane u ludzi chorych psychicznie, bynajmniej się tak nie czuję. — Głos Keizo zabrzmiał zimno, a Ichiro wzdrygnął się lekko.

— Co tu robisz?

— Nie lubię być ignorowany. Od tygodnia nie odpowiadasz na moje telefony, postanowiłem więc samemu się pofatygować — wycedził Ueda, opierając się o framugę. — Jak widzę, trafiłem na odpowiedni moment. — Znacząco popatrzył na Yukio.

— To mój chłopak. — Shuji szybko podszedł do Yukio i usiadł obok niego.

— Dziękuję za informacje. — Keizo uśmiechnął się drwiąco. — Musimy porozmawiać. — Ponownie zwrócił wzrok na Shi.

— Nie mamy o czym.

— Wręcz przeciwnie — syknął i podszedł do niego szybkim krokiem. — Który to twój pokój?

— Słuchaj, to nie ma sensu, nie chcę z tobą o niczym dyskutować, dokładnie zrozumiałem, co chciałeś mi ostatnio przekazać. — Szarpnął się, gdy mężczyzna chwycił go pod ramię.

— Doprawdy? Nie sądzę. — Keizo mocniej zacisnął uchwyt. — Skoro nie chcesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja sypialnia, skorzystamy z pierwszych drzwi. — Pociągnął go i wepchnął do pokoju przylegającego do salonu, pozostawiając resztę w niemym osłupieniu.

— O co ci do cholery chodzi? — Shirenai wyrwał rękę z uścisku i rozmasował bolące ramię.

— Może ty mi wyjaśnisz? Wyjeżdżam w interesach, a po powrocie jedyne co słyszę w moim telefonie to głucha cisza. Masz mnie za idiotę? Co chcesz tym udowodnić?

— Nic, ty udowodniłeś swoim zachowaniem wystarczająco dużo — zaperzył się Shi, splatając ramiona na piersi.

— Obraziłeś się, bo wyjechałem? Jesteś dzieckiem?

— Och, przestań, dostałeś to, czego chciałeś i pozbyłeś się balastu. Jasne i przejrzyste, bardzo cię proszę, nie utrudniaj tego. Łzawe melodramaty nigdy mnie nie fascynowały.

— Sam jesteś jeden wielki melodramat. Dostałem telefon od ojca i musiałem wyjechać. Nie będę ci się tłumaczył. — Keizo podszedł i popchnął go na ścianę. — Nie skończyłem jeszcze z tobą.

— Czy to groźba?

— Odbierz to jak chcesz, ale nie zgrywaj fochającej się damy, której uczucia zostały zdeptane ciężkimi buciorami łotra. Wbrew pozorom mój czas jest ograniczany przez pracę. Zaakceptuj to!

— A jeżeli nie chcę? Nigdy nie powiedziałem, że mam ochotę na związek, wynająłeś mnie, nie zapominaj o tym. — Ichiro patrzył na niego buntowniczo. Cholerny yakuza, wparowuje do prywatnego mieszkania i zachowuje się jakby był u siebie w domu. I cholerny Shuji zdrajca, który siedzi w salonie i nie przychodzi mu z pomocą!

— Więc dla ciebie było to tylko zwykłe rżnięcie w godzinach pracy? Świetnie, w takim razie po cholerę zgrywałeś niedostępną dziewicę?! — Ciemnie oczy miotały błyskawice.

— Odpierdol się, zostawiłeś mi debilny liścik, zero wyjaśnień, sądzisz, że jak to miałem przyjąć?!

— Może jak mężczyzna? Zastanowić się i dopuścić do siebie trochę rozumu, może on by ci podpowiedział, że coś musiało się stać! Co ty sobie właściwie myślałeś?

— Gówno cię to obchodzi! — Co on sobie myślał? Lepiej, żeby Keizo o tym nie wiedział… Może faktycznie zareagował zbyt impulsywnie, zakładając z góry najczarniejszy scenariusz, ale… Ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać przed tym pieprzonym yakuzą.

— Nie igraj ze mną, sparzysz się — syknął Ueda, podchodząc bliżej. — Za godzinę masz być gotowy do wyjścia, przyjadę po ciebie. — Odwrócił się i ruszył ku drzwiom. — I lepiej niech ci nie przyjdzie do głowy zniknąć… To byłby bardzo kiepski pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz