Gdyby Shuji wszedł
do mieszkania jak każdy normalny człowiek, to teraz nie leżałby jak długi na
podłodze, rozcierając bolące ramię, które przeżyło bliskie spotkanie z szafką
na buty. Niestety Taguchi po otworzeniu drzwi nie pomyślał o tak prostej rzeczy
jak włączenie światła, dzięki czemu najpierw zahaczył o rozrzucone na środku
korytarza buty, a potem poślizgnął się na leżącej na podłodze koszuli i
zrobiwszy piruet przekraczający najśmielsze wyobrażenia zawodowego łyżwiarza,
właśnie oglądał sufit z pozycji horyzontalnej, klnąc pod nosem, nad
niesprawiedliwością losu.
— Co się stało?! — Światło
zapaliło się gwałtownie, a nad skrzywionym okrutnie chłopakiem zawisła
pochylona głowa Shirenai.
— Nic — jęknął
cierpiętniczo, przymykając oczy przed rażącym go światłem. — Jakiś debil po
prostu zastawił pułapki na swego współlokatora.
— Kto ci kazał łazić
po mieszkaniu po ciemku? Bawisz się w nietoperza? — Ichiro wyciągnął rękę i
kiedy Shuji ją złapał, podciągnął go do góry, przywracając mu pion.
— Wróciłeś —
stwierdził odkrywczo przyjaciel, przyglądając mu się uważnie. — I wyglądasz
jakby cię ktoś przeciągnął przez magiel. Gdzieś ty do cholery był?
— Na wyspie. — Shi
odwrócił wzrok i poszedł w kierunku salonu, na powrót sadowiąc się wygodnie w
fotelu, na którym spędził ostatnie pół dnia.
— Właśnie wygrałeś
medal za najbardziej rozbudowane zdanie oznajmujące. — Taguchi przestał
miętosić swoje ramię i ruszył za nim, zajmując miejsce naprzeciwko. — Więc?
Jaki to bogacz zabrał cię do malowniczego raju?
— Malowniczy raj —
parsknął krótko brunet, przewracając oczami. — Można to i tak nazwać…
— Ooookeej… — Shuji
rozparł się na fotelu, wyciągając nogi przed siebie. — Widzę, że było bosko,
przeżyłeś niezapomniane chwile, a teraz powiedz mi, mój drogi, co naprawdę się
stało.
— Keizo zabrał mnie do
swojej prywatnej rezydencji.
— Kurwa! Wiedziałem!
Normanie po co ja w ogóle pytam?! — Chłopak nerwowo przeciągnął dłońmi po
kieszeniach spodni. — Cholera, gdzie moje papierosy?!
— Shuji… Ty nie
palisz — Shi uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia, lekko rozbawiony.
— Widać najwyższy
czas zacząć, jak umrę w kwiecie wieku, to będzie twoja wina. — Wyciągnął
oskarżycielsko palec. — Yakuza… Spędziłeś z pieprzonym rzeźnikiem prawie cztery
dni… Sam nie wiem, może powinienem cię rozebrać i sprawdzić, czy czegoś ci nie
odciął?
— Jak widzisz, nadal
mam dwie ręce i dwie nogi, żadnych ubytków na ciele nie odnotowano.
— A na umyśle?
— Głupszy niż ty nie
będę, więc nie bój się, nie zajmę twego zaszczytnego pierwszego miejsca.
— Spałeś z nim? — Przyjaciel
nie bawił się w subtelności.
— A ty spałeś z
doktorkiem?
— To nie ma nic do
rzeczy.
— Spałeś!
— Shi… Mówimy o
tobie!
— Jasna cholera,
poszedłeś do łóżka z facetem z przymierzalni… Wiesz, że złamałeś swoje własne
zasady? — Ichiro na moment zapomniał, że jest przygnębiony i zniechęcony do
świata i z dezaprobatą przyglądał się mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko.
— Przyganiał kocioł
garnkowi.
— Ja nie
powiedziałem, że…
— Nie musiałeś, znam
cię na wylot! Nie wierzę… Zdajesz sobie sprawę z tego, kim on jest?
— Aż za dobrze. — Shirenai
westchnął i oparł podbródek o splecione dłonie.
— Więc nie muszę nic
więcej mówić. Jak było?
— Pytasz o seks czy
ogólnie?
— I to i to.
— Na początku
okropnie, potem wspaniale, na końcu cudownie.
— Ach… Czyli
najpierw się kotłowaliście w pościeli, a na końcu działaliście sobie na nerwy? —
Shuji mrugnął znacząco.
— Na odwrót.
Najpierw działaliśmy sobie na nerwy, a na końcu… I cóż, to nie była pościel, a
basen.
— Basen… przynajmniej
wyobraźni nie można mu odmówić — prychnął. — Więc… skoro było tak rewelacyjnie,
to czemu masz minę, jakbyś chciał kogoś zabić?
Shirenai westchnął i
popatrzył w bok.
— Nieważne…
— Jak to nieważne?
Przecież widzę, że coś się dzieje!
— Zdaje ci się, jesteś
przewrażliwiony. — Ichiro uśmiechnął się wymuszenie. Siedzący przed nim
mężczyzna był jego najlepszym przyjacielem, ale nawet jemu nie miał ochoty
zwierzać się z własnych rozterek i wylewać przed nim żalów, jak jakaś porzucona
nastolatka. — Lepiej powiedz, co z doktorkiem.
— Ma na imię Yukio.
— Ok., ładne imię.
Spotkaliście się po wizycie na jachcie?
— Tak. — Shuji
uśmiechnął się zadowolony. — Właściwie to widujemy się codziennie… czyli dziś
była moja czwarta randka.
— Widzę, że cię
wzięło. — Shirenai uśmiechnął się ciepło i z lekką zazdrością.
— Wiesz… On jest
inny. Inteligentny, przystojny i… nie traktuje mnie jak zabawkę, faceta do
wynajęcia. Rozmawiamy o wszystkim, pyta o moje plany, podsyca chęć do nauki.
Sam nie wiem, czasami jest bezczelny i beztroski, a czasami przerażająco
poważny, wtedy wydaje się jakby odpływał, zatapia się we własnych myślach i…
No, ale ogólnie cały czas się sprzeczamy.
— Brzmi poważnie. —
Shi uśmiechnął się lekko. — Widzę, że wreszcie trafiłeś na godnego siebie faceta.
Przyznam, iż zawsze się bałem, że każdy zwieje, gdy otworzysz usta.
— I ty, Brutusie! —
Poduszka śmignęła, trafiając go prosto w twarz.
— Ej no, żartowałem.
— Ichiro przycisnął miękki pocisk do brzucha.
***
Ten tydzień minął im
diametralnie odmiennie. Shuji co dzień wybywał do swojego chłopaka, zaniedbując
naukę i ziewając przeciągle. Shirenai miał zaszczyt go poznać, gdy w środę
Yukio przytaszczył wielce oburzonego Taguchiego za kołnierz i samemu siadając w
fotelu, oświadczył zdumionemu i rozbawionemu Shi, że ten, jak go nazwał,
„leser” ma się uczyć, a on w związku z tym, jako, że działa na niego na
zasadzie tlenu, usiądzie sobie spokojnie w fotelu i dotrzyma towarzystwa jego
przyjacielowi. Ichiro ochoczo przyniósł piwo, którym nie podzielił się z Shujim,
protestującym przeciwko takiemu traktowaniu. Popołudnie upłynęło w miłej
atmosferze, dwóch mężczyzn żywo dyskutowało na temat polityki i ostatniego
meczu piłki nożnej, a oburzony Taguchi, chcąc nie chcąc, zaszył się w
książkach.
Telefon dzwonił od czasu
do czasu, konsekwentnie ignorowany, a o tym, iż jest doskonale słyszalny,
świadczył tylko wściekły i uparty wzrok Shi, który podskakiwał lekko przy
każdym dzwonku.
— Długo jeszcze masz
zamiar nie odbierać? — Shuji podniósł głowę znad papierów i spojrzał na
przyjaciela badawczo.
— To nikt ważny.
— Nie masz ochoty posłuchać,
co ma do powiedzenia?
— Nie bardzo? — Shirenai
sięgnął po piwo i ostentacyjnie wrócił do rozmowy z Yukio. Tak naprawdę
wszystko się w nim gotowało, za każdym razem miał ochotę rzucić się i odebrać
tę przeklętą komórkę, jednak jego duma i zawziętość mu na to nie pozwalały.
Keizo go zranił, odrzucił, odesłał zaraz po tym jak zaliczył jego tyłek.
Wszystko to, przynajmniej dla Shi, układało się w jasną i logiczną całość. Nie
było nic do tłumaczenia.
— Ty też masz
dzisiaj wolne? — Kasai zapalił papierosa, częstując Ichiro, który został
obrzucony zdegustowanym wzrokiem znad sterty podręczników.
— Wziąłem zastępstwo
na sobotę i niedzielę, więc dziś i jutro mogę odespać. — Zaciągnął się, czując
w ustach lekko szczypiący smak nikotyny. Dawno nie palił, jak widać nie smakowało
mu to już tak jak dawniej.
— Shuji mówił, że
znacie się od dziecka. Znasz jakieś pikantne szczegóły z jego rozrywkowego
życia? — W oczach mężczyzny zapalił się płomyk przekory.
— Słowo… a umrzesz
młodo. — Taguchi wbił desperackie spojrzenie w przyjaciela.
— Sam widzisz. — Roześmiał
się Shirenai. — Jeszcze mi życie miłe, a on w nocy gotów wedrzeć się do mojej
sypialni i zadźgać mnie otwieraczem do konserw.
— Brutalna śmierć —
przyznał z Yukio poważnym wyrazem twarzy, chociaż oczy błyszczały mu wesoło.
— To bestia, wolisz
nie wiedzieć… — Wypowiedź Shi przerwał dzwonek do drzwi. Shuji korzystając z
okazji, że może rozprostować kości, poderwał się z krzesła.
— Pójdę otworzyć — krzyknął
i zniknął w korytarzu.
— Każda wymówka jest
dobra. — Kasai pokręcił głową. — Jednak trudno go nie lubić.
— To prawda, Shuji
jest rozwrzeszczany i czasami złośliwy do granicy impertynencji, ale to
wspaniały człowiek. Nie chciałbym, aby ktoś go skrzywdził. — Zdusił niedopałek
w popielniczce.
— Zrozumiałem
przesłanie. — Yukio pokiwał głową, otulony cieniutką zasłoną dymu. — Wbrew temu
co myślisz, jestem poważny.
— Nic nie myślę,
widzę, że jest szczęśliwy, chciałbym żeby wreszcie znalazł to, czego tak
intensywnie szuka. Zasłużył na to, a jeżeli to miałbyś być ty… Sądzę, że nie
miałbym nic przeciwko.
— Wypiję za to. —
Kasai wzniósł butelkę w geście toastu i zamarł w połowie drogi do ust. W
drzwiach stał lekko pobladły Shuji, nerwowo przełykając ślinę.
— Shi… Ktoś do
ciebie.
— Powiedz, że mnie
nie ma. — Ichiro poderwał się z fotela, rozglądając dookoła, jakby jego
zamiarem był co najmniej skok z okna, lub w najgorszym wypadku wejście pod zbyt
niski stolik.
— Omamy są często
spotykane u ludzi chorych psychicznie, bynajmniej się tak nie czuję. — Głos Keizo
zabrzmiał zimno, a Ichiro wzdrygnął się lekko.
— Co tu robisz?
— Nie lubię być
ignorowany. Od tygodnia nie odpowiadasz na moje telefony, postanowiłem więc
samemu się pofatygować — wycedził Ueda, opierając się o framugę. — Jak widzę,
trafiłem na odpowiedni moment. — Znacząco popatrzył na Yukio.
— To mój chłopak. —
Shuji szybko podszedł do Yukio i usiadł obok niego.
— Dziękuję za
informacje. — Keizo uśmiechnął się drwiąco. — Musimy porozmawiać. — Ponownie
zwrócił wzrok na Shi.
— Nie mamy o czym.
— Wręcz przeciwnie —
syknął i podszedł do niego szybkim krokiem. — Który to twój pokój?
— Słuchaj, to nie ma
sensu, nie chcę z tobą o niczym dyskutować, dokładnie zrozumiałem, co chciałeś
mi ostatnio przekazać. — Szarpnął się, gdy mężczyzna chwycił go pod ramię.
— Doprawdy? Nie
sądzę. — Keizo mocniej zacisnął uchwyt. — Skoro nie chcesz mi powiedzieć, gdzie
jest twoja sypialnia, skorzystamy z pierwszych drzwi. — Pociągnął go i wepchnął
do pokoju przylegającego do salonu, pozostawiając resztę w niemym osłupieniu.
— O co ci do cholery
chodzi? — Shirenai wyrwał rękę z uścisku i rozmasował bolące ramię.
— Może ty mi
wyjaśnisz? Wyjeżdżam w interesach, a po powrocie jedyne co słyszę w moim
telefonie to głucha cisza. Masz mnie za idiotę? Co chcesz tym udowodnić?
— Nic, ty
udowodniłeś swoim zachowaniem wystarczająco dużo — zaperzył się Shi, splatając
ramiona na piersi.
— Obraziłeś się, bo
wyjechałem? Jesteś dzieckiem?
— Och, przestań,
dostałeś to, czego chciałeś i pozbyłeś się balastu. Jasne i przejrzyste, bardzo
cię proszę, nie utrudniaj tego. Łzawe melodramaty nigdy mnie nie fascynowały.
— Sam jesteś jeden
wielki melodramat. Dostałem telefon od ojca i musiałem wyjechać. Nie będę ci
się tłumaczył. — Keizo podszedł i popchnął go na ścianę. — Nie skończyłem
jeszcze z tobą.
— Czy to groźba?
— Odbierz to jak
chcesz, ale nie zgrywaj fochającej się damy, której uczucia zostały zdeptane
ciężkimi buciorami łotra. Wbrew pozorom mój czas jest ograniczany przez pracę.
Zaakceptuj to!
— A jeżeli nie chcę?
Nigdy nie powiedziałem, że mam ochotę na związek, wynająłeś mnie, nie zapominaj
o tym. — Ichiro patrzył na niego buntowniczo. Cholerny yakuza, wparowuje do
prywatnego mieszkania i zachowuje się jakby był u siebie w domu. I cholerny
Shuji zdrajca, który siedzi w salonie i nie przychodzi mu z pomocą!
— Więc dla ciebie
było to tylko zwykłe rżnięcie w godzinach pracy? Świetnie, w takim razie po
cholerę zgrywałeś niedostępną dziewicę?! — Ciemnie oczy miotały błyskawice.
— Odpierdol się,
zostawiłeś mi debilny liścik, zero wyjaśnień, sądzisz, że jak to miałem
przyjąć?!
— Może jak
mężczyzna? Zastanowić się i dopuścić do siebie trochę rozumu, może on by ci
podpowiedział, że coś musiało się stać! Co ty sobie właściwie myślałeś?
— Gówno cię to
obchodzi! — Co on sobie myślał? Lepiej, żeby Keizo o tym nie wiedział… Może
faktycznie zareagował zbyt impulsywnie, zakładając z góry najczarniejszy
scenariusz, ale… Ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać przed tym
pieprzonym yakuzą.
— Nie igraj ze mną,
sparzysz się — syknął Ueda, podchodząc bliżej. — Za godzinę masz być gotowy do
wyjścia, przyjadę po ciebie. — Odwrócił się i ruszył ku drzwiom. — I lepiej
niech ci nie przyjdzie do głowy zniknąć… To byłby bardzo kiepski pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz