— Zwariowałeś! —
Shuji krążył wokół krzesła jak sęp nad swoją ofiarą. — Do reszty oszalałeś!
Tego się nie da inaczej wytłumaczyć!
— Przesadzasz. — Rozluźniony
zupełnie Shirenai mierzył właśnie kolejną koszulę, którą wniósł do obszernej
przebieralni w jednym z markowych sklepów.
— Zgodziłeś się
spędzić noc z yakuzą, pomimo moich ostrzeżeń. Jeżeli to nie jest totalna
lasacja mózgu, to jak inaczej to nazwać? — Taguchi opadł wściekły na krzesło i
nerwowo przeczesał włosy palcami.
— Nie spędzić noc, a
pójść na przyjęcie promujące nową markę perfum. — Shirenai poprawił kołnierz
czarnej marynarki, z rękawami trzy czwarte wywijanymi poniżej łokcia w
identycznym kolorze turkusu, jaki prezentowała koszula.
— Jaaasne,
człowieku, nie urodziłem się dziś! Sądzisz, że ktoś taki zaprasza hosta tylko
dla samego towarzystwa? — Przyjrzał się krytycznie chłopakowi. — Nie! On liczy
na coś więcej! Ten kolor jest do dupy, nie pasuje ci. Będzie chciał spędzić z
tobą noc, a jak odmówisz… — Otrząsnął się teatralnie. — Znajdą cię za tysiąc
lat archeolodzy z przyszłości i uznają, że stanowiłeś część budulca jakiejś
prehistorycznej budowli.
— Uspokój się.
Yakuza, mafia, triada… Czy ty sądzisz, że oni nie mają nic innego do roboty,
niż wrzucanie ludzi do betonu? — Ichiro zdjął marynarkę i odrzucił ją na stertę
innych. — Nie mam pojęcia w co się ubrać.
— Najlepiej w czarny
garnitur z krawatem, będzie jak znalazł do trumny.
— Dzięki, nie
wybieram się. — Shi uśmiechnął się lekceważąco.
— Olewasz to, co do
ciebie mówię. — Obruszył się Shuji. — Ja w życiu się z nim nie umówiłem, a
pracuję tam od dwóch lat.
— A chciał cię
gdzieś zabrać? — Przyjaciel spojrzał na jego odbicie w lustrze z ciekawością.
— Nie…
— To wszystko
tłumaczy — parsknął.
— I tak bym się nie
zgodził, jestem za młody, aby umierać.
— Ja też nie mam
zamiaru przenosić się w zaświaty w najbliższym czasie, podświadomie czuję, że
nie polubiłbym tych białych kiecek i aureolek. — Potrząsnął głową. — Nie,
zdecydowanie wyglądałbym w tym kiczowato… i jeszcze te piórka, mam awersję do
pierza.
— A do ognia?
—
Zawsze lubiłem ogniska i obozy przetrwania.
— W rosyjską ruletkę
też grywasz? Wychodzę, dłużej nie wytrzymam twojego kręcenia się przed lustrem.
Jak panna przed pierwszą randką — parsknął i otworzył z rozmachem drzwi kabiny,
od razu na kogoś wpadając. Młody, wysoki mężczyzna czekający na swoją kolej,
miał przez rękę przerzucony komplet ubrań. — No i czego sterczysz jak kołek w
dupie, mogłem cię stratować, potem posłałbyś mnie do sądu za uszczerbek na
zdrowiu — wrzasnął zirytowany i wyrwał zdezorientowanemu mężczyźnie trzymaną
garderobę. — O, to będzie dobre. — Odwrócił się i wrzucił ją do przebieralni. —
Przymierz, zapakuj i wychodzimy, poczekam na zewnątrz. A ty nie gap się na mnie
jak na nowe odkrycie sezonu — ryknął na znieruchomiałego chłopaka, zupełnie nie
przejmując się tym, że ten jest od niego wyższy o pół głowy. — Wiem, że jestem
piękny, subtelny i mam nieprzeciętnie zmysłowe ciało, ale za podziwianie się
płaci! Jak chcesz darmowe widowisko, to zajrzyj do przebieralni, zobaczysz
wariata, który podpisał cyrograf, to dużo ciekawsze! — Wyminął go i wyszedł ze
sklepu.
***
— Jesteś zupełnie pokręcony. — Shirenai położył torbę z ubraniami koło stolika w restauracji i sięgnął po menu. — Zabrałeś ubranie niewinnemu człowiekowi, nawrzeszczałeś na niego i poszedłeś.
— Mogłeś go
przeprosić za mnie. — Shuji wzruszył ramionami. — Miałbyś o jeden punkt więcej
w niebie, do którego się nie wybierasz.
— Zrobiłbym to,
gdyby biedak jeszcze stał pod przebieralnią kiedy wyszedłem, ale chyba zmył się
wejściem ewakuacyjnym, żeby przez przypadek na ciebie nie wpaść pod sklepem.
— I dobrze. Widzisz?
Niektórzy mają olej w głowie, inni tylko sieczkę.
— Pijesz do mnie? —
Shi uniósł jedną brew.
— Nie, do stolika,
ma fascynujący wzorek na obrusie.
— Shuji… Nic mi nie
będzie. — Ichiro złożył zamówienie i spojrzał poważnie na przyjaciela. — Wiem,
że się o mnie martwisz, ale ja naprawdę nie mam zamiaru ryzykować.
— Wcale się nie
martwię — burknął chłopak. — Gdybym się martwił, przywiązałbym cię do łóżka i
nie wypuścił przed wschodem słońca.
— Ok… nie martwisz
się, po prostu nie chcesz, abym skończył w przydrożnym rowie.
— No właśnie…
— Słuchaj, jak coś
będzie nie tak, od razu się stamtąd zmyję, ok?
— Jaaasne…
— Shuji…
— No dobra, ale będę
dzwonił. — Tagushi zaatakował widelcem rybę, którą właśnie położył przed nim
kelner.
— Dobrze.
— Co dziesięć minut…
—
Co godzinę…
— Co pół?
— Nie przeginaj. —
Shirenai roześmiał się cicho.
— Wiesz, że
najchętniej załadowałbym ci nadajnik w dupę?
— Wiem, też cię
kocham.
***
— Sądzisz, że robienie tyle szumu wokół zwyczajnych perfum jest normalne? Spożytkowaliby pieniądze na coś konkretniejszego. — Keizo obrócił w palcach nóżkę kieliszka z szampanem.
— Na przykład na
dofinansowanie któregoś z twoich kasyn? — Shirenai odstawił puste szkło na tacę
przechodzącego obok kelnera.
— Moje kasyna mają
się świetnie, musisz kiedyś przyjść zagrać.
— Akurat, moja
skromna pensja nie starczyłaby pewnie na wejściówkę. — Ichiro strzepnął
niewidzialny pyłek z mankietu. Musiał przyznać Shujiemu, że gust miał świetny.
Zarówno kołnierz, jak i wywinięte mankiety sportowej czarnej marynarki były w
kolorze starego wina. Kończyły się kilka centymetrów wyżej niż tradycyjne,
odsłaniając smukłe nadgarstki. Spodnie do kompletu miękko układały się na
biodrach, podkreślając zgrabną sylwetkę. Będzie musiał mu podziękować. Idący
obok Ueda miał na sobie popielatą marynarkę, grafitowe spodnie i koszulę w tym
samym kolorze. Ichiro przekrzywił głowę, podziwiając fizjonomię swojego towarzysza.
— Naoglądałeś się
już? I jak wypadła inspekcja? — Keizo dopił szampana.
— Wyglądasz.
— I tylko tyle?
— A czego byś
chciał, ody do urody?
— Komplementy mile
widziane. — Ueda uśmiechnął się zachęcająco.
— Poproś któregoś ze
swoich goryli, jeżeli mają jeszcze coś poza mięśniami, to może cię
usatysfakcjonują.
— Jesteś bezczelny. —
Keizo roześmiał się cicho.
Chłopak go
fascynował, był zupełnie inny niż jego dotychczasowi znajomi, a już całkowicie
wyłamywał się z ramek hosta. Zabawny, inteligentny, czasami cyniczny i wredny.
To było coś zupełnie innego po tych wszystkich płaszczących się przed nim
typach, którzy albo się go bali, albo pragnęli jego pieniędzy. Shirenai
stanowił swoistą odskocznię od monotonii, w jaką popadł ostatnimi czasy. Nie bał
się go, nie chciał jego kasy. Zbuntowany syn sławnego polityka był naprawdę
intrygującym odkryciem.
— Jestem. — Zgodził
się bez wahania. — Wyobraź sobie, że tak mnie wychowano, mam być bezczelny,
wredny i złośliwy, a najlepiej aby moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć, o
mniej więcej tak; — Delikatny uśmiech wypłynął na jego twarz, kiedy lekkim
skinieniem głowy pozdrawiał mijające ich osoby.
— Jak zaczniesz
machać ręką jak angielska królowa, to cię zabiję. — Ueda stłumił wesołość.
— Patrz i ucz się.
Nie doceniasz szlachetnego wychowania mojego ojca, byłby zawiedziony. I nie
strasz mnie śmiercią, nie boję się.
— Teraz to mój
ojciec byłby zawiedziony. — Keizo nie wytrzymał i roześmiał się głośno,
zwracając na nich uwagę kilku stojących obok mężczyzn.
— Nie wierzę… — Cichy
głos dobiegł ich z kąta, który akurat mijali. Shi odruchowo zacisnął zęby, a
rozbawienie wywołane luźną rozmową zniknęło z jego twarzy. — Shirenai Ichiro,
wreszcie cię znalazłem! — Mężczyzna oderwał się od grupki ludzi i szybkim
krokiem ruszył w ich kierunku. — Co ty tutaj robisz?
— A jak myślisz? — Zagadnięty
niechętnie przystanął i odwrócił się w kierunku swojego byłego chłopaka. Szlag
trafił, ze wszystkich osób, które mógł spotkać, ta jedna była na czele
niechcianych.
— Dlaczego nie odpowiadasz
na moje telefony?
— Zmieniłem numer.
— Uciekłeś w środku
nocy, wiesz ile cię szukałem? — W głosie mężczyzny zabrzmiał wyrzut.
— Shi… Przedstawisz
nas sobie? — Keizo przesunął się o krok i stanął tuż za jego plecami, kładąc mu
dłoń na ramieniu w geście posiadacza. Ichiro wzdrygnął się lekko, sam nie
wiedział, czy ten gest mu się spodobał. Nie chciał być traktowany jak zabawka i
nie zamierzał na to pozwolić, a wzrok jakim obrzucił Uedę jego były kochanek,
już sugerował awanturę.
— Tak… Jiro Yano,
mój… znajomy… Jiro, pozwól, że ci przedstawię Keizo Uedę. — Z niechęcią dokonał
prezentacji.
— Z tych Uedów? — Brązowe
oczy spojrzały z ciekawością.
— Z tych samych. —
Keizo przekrzywił lekko głowę, opierając brodę na ramieniu Shirenai, który
natychmiast odsunął się o krok. — Zabrałeś mi oparcie dla szczęki — poskarżył
się.
— Przeżyjesz. — Spojrzał
na niego ostrzegawczo.
— Więc… co tutaj
robicie… razem?! — głos Jiro zdradzał, że chłopak jest… zdenerwowany? Nie!
Gorzej… On był zazdrosny, z niechęcią skonstatował Shi. Cholera, pozostawało
tylko mieć nadzieję, że nie zdążył zbyt dużo wypić, bo był zdolny wywlec
wszystkie żale na środku sali.
— Chyba to samo co
ty, przyszliśmy na przyjęcie promocyjne. — Keizo porwał kolejny kieliszek z
tacy kelnera, zastępując go pustym.
— Razem?
— To takie dziwne?
— Nie, mogę
porozmawiać z moim… z Shirenai na osobności? — Yano jednak był trzeźwy, a
przynajmniej na tyle, aby nie wszczynać awantur. Ichiro odetchnął z ulgą.
— Jasne. — Ueda
wzruszył ramionami .— Macie… — spojrzał na złotą bransoletkę migoczącą na
nadgarstku — dziesięć minut, potem mogę zacząć się nudzić — mruknął i odwrócił
się, odchodząc w kierunku skąd dochodziły oklaski. Najwyraźniej główna część
przedstawienia się zaczęła i diva wyszła na scenę.
— Dlaczego odszedłeś? — Jiro nie bawił się w przydługie wstępy, tylko chwycił go za łokieć i odciągnął w bok pod ścianę.
— Daj spokój,
wałkowaliśmy ten temat wiele razy. — Uwolnił rękę i rozmasował miejsce, gdzie
zacisnęły się palce mężczyzny.
— Uciekłeś nocą, tak
się nie robi, sądziłem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.
— To źle sądziłeś. —
Shirenai syknął cicho. — Właśnie cały problem z tobą to to, że uważasz, iż seks
rozwiązuje wszystkie problemy.
— Przecież było
dobrze…
— Było, nie przeczę,
ale nie o to mi chodzi. To już koniec, Jiro i przyjmij to do wiadomości.
Ostatnia noc była pożegnaniem.
— Nie zgadzam się…
Kim jest ten facet, z którym przyszedłeś? Naprawdę wolisz jakiegoś… Uedę?! — Spojrzał
na niego uważniej. — Zadajesz się z yakuzą!
— Daj spokój.
— Gdzie mieszkasz?
Spakuj się, przyjadę po ciebie, nie możesz tracić życia na przebywanie z
podejrzanymi typkami.
— Yano! Czy do
ciebie dociera cokolwiek? — Shirenai spojrzał na niego z irytacją. — Nie jesteś
już moim facetem, nic nas nie łączy, ja mam swoje życie, ty masz swoje.
— Nadal cię kocham…
— Nie, ty kochasz
samego siebie, a najbardziej denerwuje cię fakt, że zostałeś porzucony. —
Ichiro sapnął z niesmakiem. — Idę, Keizo na mnie czeka.
— Wrócisz do mnie…
Przekonasz się, że on nie da ci tego co ja. Ludzie tacy jak Ueda nie potrafią
obdarzyć kogoś uczuciem. — Yano nie zamierzał się poddać. — Odprowadzę cię.
— Robisz jeden,
zasadniczy błąd. Mnie i Keizo nic nie łączy, jesteśmy tylko znajomymi. — Shi
przecisnął się w kierunku szatni. — A teraz wybacz, muszę skorzystać z toalety.
— Pchnął drzwi do ubikacji i zniknął za nimi, pozostawiając chłopaka na
korytarzu.
Kurwa… Oparł
czoło o chłodną taflę lustra. Ostatnio miał cholernego pecha, jak nie ojciec,
to Jiro. Dlaczego każdy z nich chciał układać mu życie? Był dorosłym mężczyzną,
sam umiał podejmować decyzje, nie należał do osób, które opierały się na
innych. Nie potykał się co krok, aby ktoś musiał nad nim czuwać. A jednak
wszyscy rościli sobie prawa do ingerencji w jego sprawy. Ojciec chciał z niego
zrobić uległego, posłusznego syna. Jiro — kochanka, który będzie wiecznie na
niego czekał, uśmiechając się i rozkładając nogi, będąc przy tym ślepym na jego
skoki w bok, bo to przecież takie męskie. Opłukał ręce i przemył twarz chłodną
wodą. Pieprzyć to wszystko, to jego scena i jego przedstawienie, sam sobie
będzie reżyserem. Otworzył z rozmachem drzwi, wychodząc na korytarz i zatrzymał
się gwałtownie na widok Keizo leniwie opierającego się o ścianę i stojącego
obok niego Jiro.
— Więc? Jak się
poznaliście?
— W klubie.
— Musiałeś wywrzeć
duże wrażenie na Shirenai, że tak szybko się z tobą umówił.
— To dobra
inwestycja — Ueda wzruszył ramionami.
— Inwestycja?
— Po prostu go
wynająłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz