piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - V


— Zwariowałeś! — Shuji krążył wokół krzesła jak sęp nad swoją ofiarą. — Do reszty oszalałeś! Tego się nie da inaczej wytłumaczyć!

— Przesadzasz. — Rozluźniony zupełnie Shirenai mierzył właśnie kolejną koszulę, którą wniósł do obszernej przebieralni w jednym z markowych sklepów.

— Zgodziłeś się spędzić noc z yakuzą, pomimo moich ostrzeżeń. Jeżeli to nie jest totalna lasacja mózgu, to jak inaczej to nazwać? — Taguchi opadł wściekły na krzesło i nerwowo przeczesał włosy palcami.

— Nie spędzić noc, a pójść na przyjęcie promujące nową markę perfum. — Shirenai poprawił kołnierz czarnej marynarki, z rękawami trzy czwarte wywijanymi poniżej łokcia w identycznym kolorze turkusu, jaki prezentowała koszula.


— Jaaasne, człowieku, nie urodziłem się dziś! Sądzisz, że ktoś taki zaprasza hosta tylko dla samego towarzystwa? — Przyjrzał się krytycznie chłopakowi. — Nie! On liczy na coś więcej! Ten kolor jest do dupy, nie pasuje ci. Będzie chciał spędzić z tobą noc, a jak odmówisz… — Otrząsnął się teatralnie. — Znajdą cię za tysiąc lat archeolodzy z przyszłości i uznają, że stanowiłeś część budulca jakiejś prehistorycznej budowli.

— Uspokój się. Yakuza, mafia, triada… Czy ty sądzisz, że oni nie mają nic innego do roboty, niż wrzucanie ludzi do betonu? — Ichiro zdjął marynarkę i odrzucił ją na stertę innych. — Nie mam pojęcia w co się ubrać.

— Najlepiej w czarny garnitur z krawatem, będzie jak znalazł do trumny.

— Dzięki, nie wybieram się. — Shi uśmiechnął się lekceważąco.

— Olewasz to, co do ciebie mówię. — Obruszył się Shuji. — Ja w życiu się z nim nie umówiłem, a pracuję tam od dwóch lat.

— A chciał cię gdzieś zabrać? — Przyjaciel spojrzał na jego odbicie w lustrze z ciekawością.

— Nie…

— To wszystko tłumaczy — parsknął.

— I tak bym się nie zgodził, jestem za młody, aby umierać.

— Ja też nie mam zamiaru przenosić się w zaświaty w najbliższym czasie, podświadomie czuję, że nie polubiłbym tych białych kiecek i aureolek. — Potrząsnął głową. — Nie, zdecydowanie wyglądałbym w tym kiczowato… i jeszcze te piórka, mam awersję do pierza.

— A do ognia?

— Zawsze lubiłem ogniska i obozy przetrwania.        

— W rosyjską ruletkę też grywasz? Wychodzę, dłużej nie wytrzymam twojego kręcenia się przed lustrem. Jak panna przed pierwszą randką — parsknął i otworzył z rozmachem drzwi kabiny, od razu na kogoś wpadając. Młody, wysoki mężczyzna czekający na swoją kolej, miał przez rękę przerzucony komplet ubrań. — No i czego sterczysz jak kołek w dupie, mogłem cię stratować, potem posłałbyś mnie do sądu za uszczerbek na zdrowiu — wrzasnął zirytowany i wyrwał zdezorientowanemu mężczyźnie trzymaną garderobę. — O, to będzie dobre. — Odwrócił się i wrzucił ją do przebieralni. — Przymierz, zapakuj i wychodzimy, poczekam na zewnątrz. A ty nie gap się na mnie jak na nowe odkrycie sezonu — ryknął na znieruchomiałego chłopaka, zupełnie nie przejmując się tym, że ten jest od niego wyższy o pół głowy. — Wiem, że jestem piękny, subtelny i mam nieprzeciętnie zmysłowe ciało, ale za podziwianie się płaci! Jak chcesz darmowe widowisko, to zajrzyj do przebieralni, zobaczysz wariata, który podpisał cyrograf, to dużo ciekawsze! — Wyminął go i wyszedł ze sklepu.

***

— Jesteś zupełnie pokręcony. — Shirenai położył torbę z ubraniami koło stolika w restauracji i sięgnął po menu. — Zabrałeś ubranie niewinnemu człowiekowi, nawrzeszczałeś na niego i poszedłeś.

— Mogłeś go przeprosić za mnie. — Shuji wzruszył ramionami. — Miałbyś o jeden punkt więcej w niebie, do którego się nie wybierasz.

— Zrobiłbym to, gdyby biedak jeszcze stał pod przebieralnią kiedy wyszedłem, ale chyba zmył się wejściem ewakuacyjnym, żeby przez przypadek na ciebie nie wpaść pod sklepem.

— I dobrze. Widzisz? Niektórzy mają olej w głowie, inni tylko sieczkę.

— Pijesz do mnie? — Shi uniósł jedną brew.

— Nie, do stolika, ma fascynujący wzorek na obrusie.

— Shuji… Nic mi nie będzie. — Ichiro złożył zamówienie i spojrzał poważnie na przyjaciela. — Wiem, że się o mnie martwisz, ale ja naprawdę nie mam zamiaru ryzykować.

— Wcale się nie martwię — burknął chłopak. — Gdybym się martwił, przywiązałbym cię do łóżka i nie wypuścił przed wschodem słońca.

— Ok… nie martwisz się, po prostu nie chcesz, abym skończył w przydrożnym rowie.

— No właśnie…

— Słuchaj, jak coś będzie nie tak, od razu się stamtąd zmyję, ok?

— Jaaasne…

— Shuji…

— No dobra, ale będę dzwonił. — Tagushi zaatakował widelcem rybę, którą właśnie położył przed nim kelner.

— Dobrze.

— Co dziesięć minut…

— Co godzinę…        

— Co pół?

— Nie przeginaj. — Shirenai roześmiał się cicho.

— Wiesz, że najchętniej załadowałbym ci nadajnik w dupę?

— Wiem, też cię kocham.

***

— Sądzisz, że robienie tyle szumu wokół zwyczajnych perfum jest normalne? Spożytkowaliby pieniądze na coś konkretniejszego. — Keizo obrócił w palcach nóżkę kieliszka z szampanem.

— Na przykład na dofinansowanie któregoś z twoich kasyn? — Shirenai odstawił puste szkło na tacę przechodzącego obok kelnera.

— Moje kasyna mają się świetnie, musisz kiedyś przyjść zagrać.

— Akurat, moja skromna pensja nie starczyłaby pewnie na wejściówkę. — Ichiro strzepnął niewidzialny pyłek z mankietu. Musiał przyznać Shujiemu, że gust miał świetny. Zarówno kołnierz, jak i wywinięte mankiety sportowej czarnej marynarki były w kolorze starego wina. Kończyły się kilka centymetrów wyżej niż tradycyjne, odsłaniając smukłe nadgarstki. Spodnie do kompletu miękko układały się na biodrach, podkreślając zgrabną sylwetkę. Będzie musiał mu podziękować. Idący obok Ueda miał na sobie popielatą marynarkę, grafitowe spodnie i koszulę w tym samym kolorze. Ichiro przekrzywił głowę, podziwiając fizjonomię swojego towarzysza.

— Naoglądałeś się już? I jak wypadła inspekcja? — Keizo dopił szampana.

— Wyglądasz.

— I tylko tyle?

— A czego byś chciał, ody do urody?

— Komplementy mile widziane. — Ueda uśmiechnął się zachęcająco.

— Poproś któregoś ze swoich goryli, jeżeli mają jeszcze coś poza mięśniami, to może cię usatysfakcjonują.

— Jesteś bezczelny. — Keizo roześmiał się cicho.

Chłopak go fascynował, był zupełnie inny niż jego dotychczasowi znajomi, a już całkowicie wyłamywał się z ramek hosta. Zabawny, inteligentny, czasami cyniczny i wredny. To było coś zupełnie innego po tych wszystkich płaszczących się przed nim typach, którzy albo się go bali, albo pragnęli jego pieniędzy. Shirenai stanowił swoistą odskocznię od monotonii, w jaką popadł ostatnimi czasy. Nie bał się go, nie chciał jego kasy. Zbuntowany syn sławnego polityka był naprawdę intrygującym odkryciem.

— Jestem. — Zgodził się bez wahania. — Wyobraź sobie, że tak mnie wychowano, mam być bezczelny, wredny i złośliwy, a najlepiej aby moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć, o mniej więcej tak; — Delikatny uśmiech wypłynął na jego twarz, kiedy lekkim skinieniem głowy pozdrawiał mijające ich osoby.

— Jak zaczniesz machać ręką jak angielska królowa, to cię zabiję. — Ueda stłumił wesołość.

— Patrz i ucz się. Nie doceniasz szlachetnego wychowania mojego ojca, byłby zawiedziony. I nie strasz mnie śmiercią, nie boję się.

— Teraz to mój ojciec byłby zawiedziony. — Keizo nie wytrzymał i roześmiał się głośno, zwracając na nich uwagę kilku stojących obok mężczyzn.

— Nie wierzę… — Cichy głos dobiegł ich z kąta, który akurat mijali. Shi odruchowo zacisnął zęby, a rozbawienie wywołane luźną rozmową zniknęło z jego twarzy. — Shirenai Ichiro, wreszcie cię znalazłem! — Mężczyzna oderwał się od grupki ludzi i szybkim krokiem ruszył w ich kierunku. — Co ty tutaj robisz?

— A jak myślisz? — Zagadnięty niechętnie przystanął i odwrócił się w kierunku swojego byłego chłopaka. Szlag trafił, ze wszystkich osób, które mógł spotkać, ta jedna była na czele niechcianych.

— Dlaczego nie odpowiadasz na moje telefony?

— Zmieniłem numer.

— Uciekłeś w środku nocy, wiesz ile cię szukałem? — W głosie mężczyzny zabrzmiał wyrzut.

— Shi… Przedstawisz nas sobie? — Keizo przesunął się o krok i stanął tuż za jego plecami, kładąc mu dłoń na ramieniu w geście posiadacza. Ichiro wzdrygnął się lekko, sam nie wiedział, czy ten gest mu się spodobał. Nie chciał być traktowany jak zabawka i nie zamierzał na to pozwolić, a wzrok jakim obrzucił Uedę jego były kochanek, już sugerował awanturę.

— Tak… Jiro Yano, mój… znajomy… Jiro, pozwól, że ci przedstawię Keizo Uedę. — Z niechęcią dokonał prezentacji.

— Z tych Uedów? — Brązowe oczy spojrzały z ciekawością.

— Z tych samych. — Keizo przekrzywił lekko głowę, opierając brodę na ramieniu Shirenai, który natychmiast odsunął się o krok. — Zabrałeś mi oparcie dla szczęki — poskarżył się.

— Przeżyjesz. — Spojrzał na niego ostrzegawczo.

— Więc… co tutaj robicie… razem?! — głos Jiro zdradzał, że chłopak jest… zdenerwowany? Nie! Gorzej… On był zazdrosny, z niechęcią skonstatował Shi. Cholera, pozostawało tylko mieć nadzieję, że nie zdążył zbyt dużo wypić, bo był zdolny wywlec wszystkie żale na środku sali.

— Chyba to samo co ty, przyszliśmy na przyjęcie promocyjne. — Keizo porwał kolejny kieliszek z tacy kelnera, zastępując go pustym.

— Razem?

— To takie dziwne?

— Nie, mogę porozmawiać z moim… z Shirenai na osobności? — Yano jednak był trzeźwy, a przynajmniej na tyle, aby nie wszczynać awantur. Ichiro odetchnął z ulgą.

— Jasne. — Ueda wzruszył ramionami .— Macie… — spojrzał na złotą bransoletkę migoczącą na nadgarstku — dziesięć minut, potem mogę zacząć się nudzić — mruknął i odwrócił się, odchodząc w kierunku skąd dochodziły oklaski. Najwyraźniej główna część przedstawienia się zaczęła i diva wyszła na scenę.

— Dlaczego odszedłeś? — Jiro nie bawił się w przydługie wstępy, tylko chwycił go za łokieć i odciągnął w bok pod ścianę.

— Daj spokój, wałkowaliśmy ten temat wiele razy. — Uwolnił rękę i rozmasował miejsce, gdzie zacisnęły się palce mężczyzny.

— Uciekłeś nocą, tak się nie robi, sądziłem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.

— To źle sądziłeś. — Shirenai syknął cicho. — Właśnie cały problem z tobą to to, że uważasz, iż seks rozwiązuje wszystkie problemy.

— Przecież było dobrze…

— Było, nie przeczę, ale nie o to mi chodzi. To już koniec, Jiro i przyjmij to do wiadomości. Ostatnia noc była pożegnaniem.

— Nie zgadzam się… Kim jest ten facet, z którym przyszedłeś? Naprawdę wolisz jakiegoś… Uedę?! — Spojrzał na niego uważniej. — Zadajesz się z yakuzą!

— Daj spokój.

— Gdzie mieszkasz? Spakuj się, przyjadę po ciebie, nie możesz tracić życia na przebywanie z podejrzanymi typkami.

— Yano! Czy do ciebie dociera cokolwiek? — Shirenai spojrzał na niego z irytacją. — Nie jesteś już moim facetem, nic nas nie łączy, ja mam swoje życie, ty masz swoje.

— Nadal cię kocham…

— Nie, ty kochasz samego siebie, a najbardziej denerwuje cię fakt, że zostałeś porzucony. — Ichiro sapnął z niesmakiem. — Idę, Keizo na mnie czeka.

— Wrócisz do mnie… Przekonasz się, że on nie da ci tego co ja. Ludzie tacy jak Ueda nie potrafią obdarzyć kogoś uczuciem. — Yano nie zamierzał się poddać. — Odprowadzę cię.

— Robisz jeden, zasadniczy błąd. Mnie i Keizo nic nie łączy, jesteśmy tylko znajomymi. — Shi przecisnął się w kierunku szatni. — A teraz wybacz, muszę skorzystać z toalety. — Pchnął drzwi do ubikacji i zniknął za nimi, pozostawiając chłopaka na korytarzu.

Kurwa… Oparł czoło o chłodną taflę lustra. Ostatnio miał cholernego pecha, jak nie ojciec, to Jiro. Dlaczego każdy z nich chciał układać mu życie? Był dorosłym mężczyzną, sam umiał podejmować decyzje, nie należał do osób, które opierały się na innych. Nie potykał się co krok, aby ktoś musiał nad nim czuwać. A jednak wszyscy rościli sobie prawa do ingerencji w jego sprawy. Ojciec chciał z niego zrobić uległego, posłusznego syna. Jiro — kochanka, który będzie wiecznie na niego czekał, uśmiechając się i rozkładając nogi, będąc przy tym ślepym na jego skoki w bok, bo to przecież takie męskie. Opłukał ręce i przemył twarz chłodną wodą. Pieprzyć to wszystko, to jego scena i jego przedstawienie, sam sobie będzie reżyserem. Otworzył z rozmachem drzwi, wychodząc na korytarz i zatrzymał się gwałtownie na widok Keizo leniwie opierającego się o ścianę i stojącego obok niego Jiro.

— Więc? Jak się poznaliście?

— W klubie.

— Musiałeś wywrzeć duże wrażenie na Shirenai, że tak szybko się z tobą umówił.

— To dobra inwestycja — Ueda wzruszył ramionami.

— Inwestycja?

— Po prostu go wynająłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz