—
Ach, nadal pamiętasz to marzenie, które razem mieliśmy, prawda? Jesteś moim
marzeniem… Ach, dopiero co zaczęliśmy, a ty już jesteś moim przyjacielem… lalalalalala.
— Niech go ktoś uciszy. — Sasuke podniósł głowę, która do tej pory leżała na kolanach Naruto i spojrzał wilkiem na drącego się Shikamaru. Jako, że nikt nie zareagował, podniósł jeden z leżących na podłodze kartonów po soku i rzucił w nim w śpiewaka.
— No co, teraz miało być najlepsze — mruknął urażony Nara, drapiąc się po rozczochranej głowie. Podczas imprezy zgubił gdzieś gumkę i teraz włosy sterczały mu na wszystkie strony.
— Drzesz się jedno i to samo od godziny ileż można i gdzie ty w ogóle nauczyłeś się takiego kretyńskiego kawałka? — Sai leżał na dwóch fotelach złączonych razem i machał nogą przerzuconą przez oparcie jednego z nich.
— Też byś się nauczył jakbyś go słyszał na każdym treningu, na każdej misji i na każdej imprezie na której był Naruto. — Shika bawił się kartonem dziabiąc po nim nożem.
— Naruto śpiewał tę piosenkę? — Uchiha odwrócił głowę i spojrzał do góry na opartego o ścianę Uzumakiego, który wzruszył ramionami i zaczerwienił się lekko.
— Bez urazy, ale brzmi trochę dwuznacznie, jakby facet o facecie śpiewał, że jest jego marzeniem. — Sai przewrócił się na brzuch i zaczął palcem kreślić na dywanie jakieś wzory.
— A co miał śpiewać? „Idziemy po Sasuke hej ho tralalala?” — parsknął rozczochrany Shika odkładając podziurawione pudełko.
— Walnę cię, to po prostu była zwykła piosenka. — Uzumaki przybrał barwę dojrzałego pomidora.
— Tiaa i dlatego zawsze ją zaczynałeś po rozmowie o próbie ratowania Saska. — Pokiwał głową Nara. — To praktycznie stało się hymnem przewodnim.
— Idziemy po Sasuke, hej siup tralala"— Sai zwalił się z foteli i powlókł do łazienki zawodząc na nutę jakiejś skocznej melodii.
— Tylko się nie utop! — wrzasnął za nim Naruto. Po chwili jednak cały i zdrowy chłopak wrócił do pokoju, aby rozwalić się na powrót na miękkich obiciach.
— To co, na lewą nóżkę? — Shikamaru ponownie napełnił stojące na podłodze czarki i odstawił flaszkę.
— Chyba na piętnastą. — Uchiha sięgnął po trunek podając go Naruto.
— Co ty stonoga jesteś? Na drugą zdecydowanie lepiej brzmi.
— W kuchni było cieplej — mruknął blondyn przechylając czarkę. — Ciągnie mi po plecach.
— Fakt jakby się nagle… ooo Sakurcia i Kakashi! — W przejściu do pokoju stały dwie osoby.
— Witam towarzystwo, drzwi były otwarte, a na pukanie nikt nie odpowiadał, więc weszliśmy. — Mężczyzna trzymał ręce w kieszeniach i rozglądał się po pokoju, który malował się naprawdę interesująco.
Pod
ścianą siedział w szlafroku Naruto trzymając w ręku pustą czarkę i patrząc lekko
nieprzytomnie na nowych gości. Drugą rękę zaciskał nieświadomie na włosach
Sasuke, który leżał na podłodzie w spodniach i podkoszulku na ramiączkach, bose
nogi wyłożone mając na niski stolik. Ręce uniesione ku górze usiłowały
rozluźnić palce blondyna, jakby bał się, że ten go zaraz oskalpuje. Na fotelach
wysuniętych na środek pokoju wisiał Sai. Był w samych spodniach, bluza służyła
mu jako poduszka, a w ręce trzymał pełną czarkę. Na widok Sakury lekko pobladł
i szybkim ruchem wypił trzymaną sake, po czym zamrugał oczami, jakby widok
przed nim miał po tych kolejnych kilku procentach zniknąć. Obok niego na
podłodze rozłożony na jakiejś poduszce siedział Shika z rozczochranymi włosami.
Tuż za nim leżały dwie opróżnione flaszki sake, trzecią miał przed sobą. W ręce
trzymał niedopałek papierosa, kiepując go do podziurawionego pudełka po soku.
—
Przyszliśmy odwiedzić rekonwalescenta, ale jak widzę, rany zewnętrze są leczone
od środka i to przez niepełnoletnią młodzież. I co ja mam teraz zrobić?
— Przestać pieprzyć? Jak widzisz chory ozdrowiał i żyć będzie, więc z tej okazji zamiast wkurzać ludzi napij się z nimi. — Nara napełnił czarkę i wyciągnął rękę w kierunku Hatake.
— Kakashi, chyba nie zamierzasz! — Haruno wreszcie przebudziła się z szoku i spojrzała błagalnie na mężczyznę.
— Sakura. — Ciężka dłoń opadła na jej ramię. — Prawo jest prawem, ale dobre wychowanie nakazuje wypić zdrowie chorego tak czy nie? — Zanim dziewczyna zdążyła zaprzeczyć, rozsiadł się na ziemi i sięgnął po trunek. — To co Sakurcia, skoczysz po soczek?
***
Późna noc zapadła nad Konohą. W posiadłości Uchiha przy kominku, na rozłożonych kocach spało czterech mężczyzn. Shikamaru, Sai, Kakashi i Iruka, który w poszukiwaniu kochanka w końcu przyplątał się do domu Sasuke i po wygłoszonej nauce umoralniającej o skutkach picia alkoholu przez nieletnich, sam został wciągnięty w libację.
Sakura,
która trzy razy biegała po soki i sake, w końcu za czwartym razem
zdezerterowała i parskając głośno nad zgrają nieokrzesanych mężczyzn nie
wróciła z zakupów, tylko poszła do domu. Na górze w pokoju, na materacu dwójka
właścicieli posiadłości tuliła się pod kołdrą.
— Śpiewałeś o mnie piosenkę — szepnął z pijackim uśmiechem Sasuke.
— Nie śpiewałem.
— Śpiewałeś, że jestem twym marzeniem. — Nadal roztkliwiał się Uchiha.
— Nie śpiewałem!
— Już wtedy mnie kochałeś.
— Sasuke śpij!
— A buzi dostanę?
— Nie!
— No nie daj się prosić.
— Jesteś pijany.
— Trzeźwy się odezwał.
— Ale ja w przeciwieństwie do ciebie, wiem, że na dole mamy gości.
— Którzy śpią snem kamiennym. No daj buzi.
— Ale tylko raz…
— Tylko raz.
— Dobra. — Niestety wbrew zapewnieniom pocałunek zdecydowanie się przedłużył i zamienił w coś znaczniej bardziej przyjemnego. Na dole Kakashi otworzył jedno oko.
— Iruka śpisz?
— Śpię.
— To czemu się odzywasz?
— Bo mnie pytasz.
— Jakbyś spał to byś się nie odezwał.
— Kakashi… śpij.
— Słyszysz?
— Słyszę.
— Ja też tak chcę.
— Śpij zboczeńcu, nie jesteśmy sami.
— Cholera, oni takich dylematów nie mają.
— Bo sobie pójdę.
— Przecież śpię. — Niepocieszony Hatake wtulił się w Umino i w końcu zasnął.
***
Zimny ranek nastał szybciej niż by się spodziewali, kiedy Naruto zszedł na dół, nikogo już nie zastał. Pokój był sprzątnięty i jedynie puste butelki stojące pod ścianą świadczyły o wieczornej imprezie. Uśmiechnął się lekko wspominając żarty i przekomarzania z przyjaciółmi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak wspaniale. Wspomnienie nocnych wyczynów, przywołało lekki rumieniec na jego policzkach. Zupełnie się zapomnieli. Wolał nie zastanawiać się, czy towarzystwo śpiące na parterze ich słyszało. Miał nadzieję, że nie, a jeżeli jednak to, że zatrzymają to dla siebie i nie będą im wypominać. Poza tym, że go suszyło, nie czuł się źle, wręcz przeciwnie, był głodny. Wszedł do kuchni i szybko zrobił sobie kanapkę, którą popił szklanką mleka. Kiedy zmywał talerze po śniadaniu do pomieszczenia wszedł zaspany Sasuke.
— Poszli już?
— A myślałeś, że się do nas na stałe przeprowadzą?
— Weź mnie nie strasz. — Uchiha podszedł do chłopaka i objął go od tyłu całując w odsłoniętą szyję. — Miło jak przychodzą, ale jeszcze milej jak jesteśmy sami. — Potarł nosem o jego ramię i wyjął mu z ręki szklankę, do której nalał soku.
— Jak się czujesz? — Naruto popatrzył na niego uważnie.
— Dobrze, trochę tylko mnie suszy — mruknął siadając za stołem.
— Mhm… to tak jak mnie, ciekawe jak reszta. — Uzumaki przysiadł na szafce i ugryzł kawałek herbatnika, który leżał na talerzyku.
— Wiesz… coś mnie męczy. — Uchiha odsunął od siebie szklankę i zaczął jeździć palcem po jej krawędziach.
— Więc?...
— Chciałbym gdzieś pójść, ale nie jestem pewien do końca czy to dobry pomysł, poza tym, to trochę daleko. — Sasuke wpatrywał się we własne ręce bawiące się naczyniem.
— Gdzie się wybierasz? — Zdziwiony Uzumaki zeskoczył z szafki i odsunął sobie krzesło siadając przy stole.
— Kabuto powiedział, że Itachi nie żyje…
— T…to chyba dobrze, zresztą tak myśleliśmy prawda? — Niepewny wzrok Naruto spoczął na kochanku.
— Sam nie wiem, kiedy spadł z klifu… Gdzieś w głębi wierzyłem, że to sztuczka, że jednak nic mu się nie stało, miałem wrażenie, że poszło to za łatwo.
— Gdzie chcesz iść?
— Na jego grób… podobno Kabuto go pochował i powiedział mi gdzie. — Sasuke przesunął ręką po lekko rozczochranych włosach.
— Mam iść z tobą?
— Właśnie o to chciałbym cię prosić.
— Nie musisz i tak samego bym cię nie puścił. Ale…nie teraz, musisz całkiem wydobrzeć, opuszczanie wioski…
— Tak wiem, niebezpieczne. Nie mówię, że już dziś, czy jutro, po prostu chcę sam zobaczyć ten grób.
— Rozumiem.
— Dzięki. — Uchiha nakrył rękę chłopaka swoją, lekko gładząc ją palcami. — Myślisz, że słyszeli? — zapytał nagle zmieniając temat.
— Byli pijani… — Naruto spojrzał na niego niepewnie jakby szukając potwierdzenia.
— Pijani, a martwi to różnica, jęczałeś dość głośno.
— A ty niby byłeś cicho — parsknął złośliwie. — Ciesz się, że tym razem to ja byłem na dole, bo inaczej poznali by twoje wysokie C.
— Wcale nie jęczę wtedy głośniej. — Blade policzki Sasuke lekko się zaczerwieniły.
— A pod prysznicem? — Uzumaki spojrzał na niego z wrednym uśmiechem.
— To się nie liczy — zaperzył się chłopak. — Puszczanie wysokiego ciśnienia wody na mojego... mojego… — zająknął się lekko. — W każdym razie to i jeszcze ty z tyłu… W ogóle co ci przyszło do głowy?
— Ale podobało ci się. — Naruto wstał i objął ramionami kochanka wtulając twarz w jego szyję. — Kiedyś to powtórzymy.
— Jasne, ale wtedy to ja będę z tyłu i dopiero okaże się, kto głośniej jęczy.
— Sasuke…
— Może jeszcze wezmę ze sobą sznurek…
— Sasuke!
— I duuużo olejku z drzewa sandałowego, bardzo dużo...
— Uchiha!
***
— Sai pobudka! — Zasłony zostały rozsunięte i pokój zalało światło słoneczne.
— Zwariowałaś? Zasłoń to! — Leżący w łóżku chłopak zakrył się kocem. Tuż po rannym powrocie do domu, w ubraniu położył się do łóżka i zasnął.
— Już trzynasta, ileż można spać. — Sakura postawiła tacę z obiadem na małym stoliku i podeszła do niego, bezlitośnie ściągając nakrycie.
— Zdecydowanie stałaś się złośliwą babą, chyba na powrót będę musiał wziąć cię w ryzy — warknął chłopak wstając i idąc do łazienki. Po chwili wrócił z lekko wilgotnymi włosami, najprawdopodobniej przesunął po nich mokrymi rękami. Dziewczyna w tym czasie zaścieliła łóżko i nic nie robiąc sobie z gderania chłopaka usiadła na krześle zakładając ręce na piersi.
— Nie będę tego jadł. — Spojrzał krzywo na zupę z ryżem i odsunął od siebie talerz.
— Zjedz, nic innego nie dostaniesz. — Uśmiechnęła się lekko i na powrót podsunęła mu obiad.
— Nie będę, daj mi pić.
— Napij się zupy.
— Chcę sok. — Wstała i zabrała tacę z stolika ignorując jego polecenie.
— Nie to nie, tylko potem nie narzekaj, że jesteś głodny — burknęła i zaniosła jedzenie do kuchni. Stanęła przy blacie i oparła się o niego. — Faceci — mruknęła sama do siebie. — Najpierw straszni wrogowie, zabiliby się samym wzrokiem, a wystarczy, że im tyłki zmarzną w jednej klatce, a już przyjaciele do śmierci. Kto ich zrozumie? Dlaczego kobiety jak idą na spotkanie to się nie upijają? Jakby nie można było pogadać bez flaszki, potem wraca taki do domu i struga fochy. Sok… akurat, co to ja służąca jestem? Nie dość, że obiad pod nos podtykam, nie dość, że znoszę te opary, które przywlókł ze sobą, to jeszcze będzie mi tutaj żądania wysuwał. Sam niech sobie przyniesie jak go kac męczy. Zapomnij durniu, że będę ci usługiwała, jeszcze tego nie było żebym biegała z szklankami za fa….aaaaaaaaaaaaaa puszczaj draniu! — Silne ręce złapały ją w pół i bezceremonialnie przerzuciły sobie przez ramię.
— Zdecydowanie za dużo gadasz — stwierdził chłopak wynosząc ją z kuchni.
— Puść mnie bo pożałujesz. — Pięści Haruno waliły w plecy chłopaka.
— Nie mam zamiaru, uderz mnie jeszcze raz a skończy się to inaczej.
— Ty podła szowinistyczna świnio! Ty karaluchu zza zasyfionej umywalki, ty… aaaach… — Na moment zamilkła czując piekące uderzenie na swoim pośladku. — Zamorduję cię — wyszeptała. — Obiecuję, że cię zabiję!
— Jeszcze jedno słowo, a poprawię — warknął rzucając ją na łóżko i pochylając się nad nią. — A teraz moja śliczna posłuchaj uważnie. To ja jestem facetem w tym domu, więc jak mówię: kobieto podaj mi sok, to kobieta mi go podaje. Jak mówię: kobieto idziemy do łóżka, to kobieta powinna już w nim czekać, to tyle na przyszłość. — Podniósł się i skierował do stolika.
— Skończyłeś? To ja wychodzę do Ino. — Podniosła się lekko na łokciach. Odwrócił się i zmrużył oczy wracając do łóżka.
— Nigdzie nie pójdziesz. — Chwycił jej dłonie i przełożył za głowę kładąc się obok i przerzucając nogę przez jej biodra.
— Ale ja chcę! — Szarpnęła się lekko.
— Powiedziałem nigdzie, a kobieta słucha swojego pana — warknął po raz kolejny i zamknął jej usta swoimi. Oddając pocałunki uśmiechnęła się lekko do własnych myśli. Faceci, jak łatwo wami manipulować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz