poniedziałek, 28 maja 2012

XXXVI Historia z Konohy



Ulotny smak czekolady


    Słońce stało już wysoko, odbijając się od białego puchu, który iskrzył się na balkonie. Źle zasunięta stora, przepuściła kilka zbłąkanych promieni, które wpadły ciekawsko do pokoju, łaskocząc w nos leżącą w materacu postać. Chłopak zmarszczył zabawnie nos i naciągając kołdrę na głowę, odwrócił się od natrętnego światła wtulając z cichym pomrukiem, w osobę leżącą obok niego. Z zadowoleniem wciągnął powietrze rozkoszując się delikatnym zapachem pomarańczy i cynamonu, w połączeniu z wanilią i piżmem. Uśmiechnął się lekko, na wspomnienie wydarzeń, które miały miejsce w łazience. W życiu by nie przypuszczał, że kabina prysznicowa to takie perwersyjne miejsce, zdecydowanie już nigdy nie spojrzy na łazienkę, tak jak do tej pory. Mocniej wtulił się w chłopaka leżącego przed nim, pocierając nosem o jego szyję i wybijając palcami rytm jakiejś melodii, na jego brzuchu. tadadam… palce posunęły się lekko ku górze, tamtamdam… wróciły w dół. Kilkakrotnie powtórzył ten sam rytm, pieszcząc w jego takt ciepłą skórę. Zachichotał, kiedy poczuł, jak napina się lekko w oczekiwaniu. Tadatadadam… zmienił nieoczekiwanie kierunek i uśmiechnął się czując gwałtowniejsze drgnięcie. Po kilku minutach znudziła mu się ta zabawa, niechętnie wstał i poszedł do łazienki. Przemył twarz, umył zęby i po chwili wrócił do pokoju. Naruto siedział na łóżku, brodę opierał na podciągniętych pod szyję kolanach i jadł czekoladkę.

— Widzę, że humorek dopisuje — odezwał się po przełknięciu słodkiej masy. Nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami i położył się na materacu sięgając po słodycz. — Masz zamiar cały dzień przesiedzieć w łóżku? — Energiczne skinienie głową potwierdziło przypuszczenia Naruto. — A odezwiesz się chociaż?

— Uhm…

— Cóż, zawsze to lepsze niż nic.

— No nie? — Uśmiechnął się szeroko. Niebieskie oczy przypatrywały mu się ze zdziwieniem. Uzumaki odwrócił się na brzuch, odsłaniając zgrabne pośladki i podparł głowę na rękach.

— Czyli siedzimy, obżeramy się słodyczami i nie wychodzimy z domu? — Upewnił się.

— No… — Kolejny wyszczerz i kolejna czekoladka zniknęła w ustach Sasuke.

— Halo! — Ręka Uzumakiego zatrzepotała przed jego oczami. — Ziemia do Uchihy! — Złapał jego dłoń i oblizał palec lekko zabrudzony masą. Błękitne oczy lekko pociemniały. — Wstaję!

— Po co?

— Idę do świątyni.

— He? — Ręka z cukierkiem zatrzymała się w połowie drogi. — Odkąd jesteś taki święty?

— Idę prosić dobre duchy, żeby mi zwróciły faceta. — Podniósł się i odwrócił, omiatając spojrzeniem pokój i usiłując zlokalizować jakąś część swojej garderoby.

— Nie. — Dłonie Sasuke zacisnęły się na jego brzuchu, a on sam przytulił się do jego pleców, przygryzając delikatnie płatek jego ucha. — Nie musisz jestem tutaj — mruknął zagłębiając język w środku, a potem lekko dmuchając. Naruto wzdrygnął się czując zimne powietrze na wilgotnej skórze, jednak bynajmniej, nie było to nieprzyjemne.

— No nie wiem, mój Sasuke nie budzi się w rytm melodii, nie wcina czekoladek na dzień dobry i nie szczerzy się. Ba! On ledwo się uśmiecha!

— Nie rób ze mnie jakiegoś ponuraka — jęknął Uchiha pociągając go na materac i kładąc się na nim.

— Wiesz… Ostatnio widziałem twój uśmiech kilka tygodni temu, więc nie dziw się, że jestem zaskoczony. — Zamilkł przeklinając w duchu swoją niewyparzoną gębę. Tego akurat nie musiał mu mówić. Sasuje spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, a potem wtulił twarz w jego szyję.

— ….szam…

— Co? Mów do mnie, a nie do mojego obojczyka. — Naruto zmierzwił mu włosy, chcąc ukryć swój wyskok i zakłopotanie.

— Przepraszam. — Tym razem Sasuke podniósł głowę i wypowiadając to słowo patrzył mu prosto w oczy. Jeżeli coś mogłoby zaskoczyć Naruto, to na pewno były to przeprosiny padające z ust Uchihy. Przez chwilę zastanawiał się, czy kiedykolwiek je słyszał. — Przepraszam — powtórzył głośniej Sasuke. — Za to, że byłem takim egoistą. — Schylił głowę i pocałował go w szyję. — Za to, że traktowałem cię jak śmiecia. — Usta dotknęły ramienia. — Za moje wrzaski, wyzwiska. — Każdemu słowu towarzyszył kolejny pocałunek. — Za to, że jestem draniem. Dziękuję, że ze mną byłeś. — Podciągnął się na rękach, a Naruto poczuł ciepłe wargi kochanka na policzku. — Że opiekowałeś się mną. — Pieszczona przeniosła się na brodę. — Za to, że jesteś i że mogę cię kochać. — Te słowa wyszeptał prosto w jego usta.

Chyba jeszcze nigdy Naruto nie czuł się tak błogo i niepewnie za jednym razem. Kochał i był kochany, wiedział to, a jednak zaskoczyła go głębia tych uczuć. Po raz pierwszy jego kochanek tak się przed nim otworzył. Ofiarował mu się bez żadnych zahamowań i niedomówień, bez wstydu i zażenowania.

Całowali się leniwie, pieszcząc każdy zakamarek swych ust. Ogrzewali własnym oddechem spuszczając kurtynę zapomnienia na wszystko co złe. Języki splatały się w tańcu pełnym niewypowiedzianych obietnic. Otwarte oczy składały nieme przyrzeczenia. Dłonie podpisywały na ciałach nierozerwalny pakt wieczności.. — Kocham cię — mruknął Sasuke kreśląc palcem niewidoczne słowo na piersi Naruto.

— Wiem, ja też …

— Wiem. — Chłopak zamknął mu usta ciepłem swych warg chłonąc niewypowiedziane słowo. Ulotny smak czekolady działał niczym afrodyzjak. Miłość jest jak nasiono. Jeżeli padnie na podatny grunt, kiełkuje w sercu kwiatem, który nigdy nie przekwita, zapuszcza głęboko korzenie i chociaż delikatny, opiera się największym wichrom. Jest jak wiosenna mgła, ciepła i pachnąca rosą, skrząca się miliardami kropli na łące uczuć. To uczucie tak głębokie, że nie da się go opisać zdaniami, nie można ubrać w słowa, gdyż nie na tyle czyste i piękne, aby ukazały pełnię jej majestatu. Im większej burzy się oprze, tym mocniej łączy dwoje ludzi niewidzialnymi więzami. Na zawsze.

                                   ***

    Późnym popołudniem Sasuke obudził się czując oplatające go ramiona kochanka. Delikatnie wyswobodził się z objęć, ubrał i zszedł na dół. Rozglądał się z zaciekawieniem po wnętrzu. Ostatni raz był tutaj w noc sylwestrową i nie przywiązywał uwagi do otoczenia. Uśmiechnął się lekko na widok sztucznego kwiatka i obrócił go w kierunku słońca, dziwiąc się własnej naiwnej trosce o kawałek plastiku wykończony kawałkiem materiału. Wszedł do kuchni i zaczął myszkować po szafkach. W końcu na stole znalazły się wszystkie potrzebne mu produkty. Po kilkunastu minutach w pomieszczeniu unosił się delikatny aromat omletu. Wyciągnął talerze i sięgnął po patelnię, w tym momencie usłyszał pukanie. Skrzywił się lekko podążając do przedsionka. W drzwiach stali Sai i Shikamaru.

— Uchiha — mruknął Naara i zgasił butem niedopałek papierosa.

— Hej. — Sasuke odsunął się lekko przepuszczając gości.

— Co tak pachnie? — Zainteresował się Sai.

— Omlet — Gospodarz westchnął, dochodząc do wniosku, że romantyczny podwieczorek właśnie diabli wzięli.

— Naruto robił? — Shika już grzebał widelcem w patelni.

— Nie, ja.

— Serio? — Wytrzeszczył oczy zatrzymując się w połowie drogi do ust i spojrzał podejrzliwie na kawałek jajka z serem i grzybami.

— Serio, więc uważaj bo może ci zaszkodzić — stwierdził zgryźliwie Uchiha.

— Poświęcę się. — Wzruszył ramionami chłopak i wpakował pokaźną porcję do ust.

— Gdzie Naruto? — Sai usiadł na brzegu stołka i spokojnie rozglądał się po kuchni.

— Na górze, zaraz po niego pójdę. — Odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale w tej chwili do kuchni wszedł blondyn otulony granatowym szlafrokiem.

— Mamy gości? Hej Shika, Sai. — Skinął głową chłopakom. — Obudziłem się i cię nie było — szepnął, muskając ustami odsłonięte ramię Sasuke i zupełnie nie przejmując się towarzystwem.

— Ano mamy — westchnął niezbyt zadowolony Uchiha opierając się o Naruto i zakładając ręce na piersi. — Częstujcie się, smacznego — rzucił z sarkazmem.

— A dzięki, cholernie kłopotliwe jak Temari nie gotuje. — Shika już wyciągał dodatkowe dwa nakrycia i dzielił resztę omletu.

— Nie możesz zjeść u matki? — Sai wziął widelec i ostrożnie spróbował jajka.

— Moja matka gotuje gorzej ode mnie. — Nara machnął widelcem jakby dla potwierdzenia swych słów.

— Współczuję twojemu ojcu — parsknął Uchiha.

— Tee, właśnie, a jak ty się czujesz, od wczoraj widzę cudowne ozdrowienie. — Shikamaru wycelował widelec w oko Sasuke.

— Weź się hamuj, komuś ślepia wykłujesz! — Chłopak odsunął narzędzie zbrodni od swojej twarzy. — Jak widzisz mam się lepiej.

— To dobrze, Sakura kazała cię pozdrowić, martwiliśmy się. — Sai przełknął resztkę omletu i oparł się o krzesło.

— Jak widzisz, żyję i mam się dobrze, a jak twoje jaja? — zapytał przypominając sobie ich rozmowę w jaskini. Wzrok Shiki i Naruto automatycznie spoczął na Sai’u.

— Dzięki sprawne, nie odmarzły.

— Znaczy, że nie lałeś w jaskini. — Sentencjonalnie stwierdził Sasuke i nalał sobie do kubka soku.

— Powstrzymałem się, nie chciałem zrobić ci tej przyjemności — parsknął Sai.

— Uzumaki… coś tym mu zrobił, że on dzisiaj taki w skowronkach? — Shikamaru z niedowierzaniem patrzył na uśmiechającego się Uchihę.

— Przyłożyłem mu. — Spokojnie odpowiedział Naruto.

— Mówiłem od razu, trzepnąć w potylicę i będzie spokój cholernie kłopotliwe, ale skutkuje.

— Żebym jak zaraz ciebie nie trzepnął — warknął Sasuke. — Jeszcze ci nie podziękowałem za związanie mnie.

— Czy ja o czymś nie wiem? — głowa Saia obracała się od jednego do drugiego chłopaka, nie wyłączając Naruto, który spokojnie popijał sok mrucząc pod nosem coś o zwierzęcej naturze mężczyzn.

— Związał mnie. — Sasuke oskarżycielsko wysunął palec w kierunku Shiki.

— Dla jego własnego dobra, było się nie rzucać.

— Nie rzucałem się, tylko broniłem.

— Rzucałeś jak wesz na tyłku i do tego kopałeś nogami.

— Wypraszam sobie, kopnąć to ja cię dopiero mogę.

— Spróbuj, a znowu cię zwiążę.

— Ale... Temari o tym wie? — Nie wytrzymał Sai.

— Nie ma jej. — Machnął ręką Shika popijając sok. — Poszła do Wioski Piasku niańczyć szwagierkę.

— Nie wiedziałem, że jesteś biseksualny. — Sai zamachał rękami, jakby w przypływie szoku.

— Że co? — Sok wylądował na stole wypluty przez Shikamaru.

— No… wiązałeś go… a Naruto przy tym był?

— Debilu! Wiązałem go na prośbę Uzumakiego!

— Dobra, ja wysiadam, jesteście zboczeni! — Sai odsunął się na krześle przyglądając całej trójce spod byka. Ciszę przerwał głośny wybuch śmiechu Naruto.

— Ja pierdziele, o czym ty myślisz? — Łzy popłynęły po policzkach chłopaka, który skręcał się, waląc czołem w blat kuchennego stołu.

— Nie śmiej się! On myśli, że ja i on, że ja i wy… Kurwa jakie to wkurzające! — Po raz pierwszy Shika stracił koncept i nie mógł się wysłowić.

— On go związał, bo Sasuke nie chciał dać się nasmarować.

— Słucham? — Sai wytrzeszczył oczy i oblał się rumieńcem.

— Wiesz Lisku… pogarszasz chyba sytuację, swoim wątpliwej jakości tłumaczeniem — warknął Uchiha. — A ja wychodzę na tym najgorzej.

— Nie chcę już nic słuchać — mruknął coraz bardziej skrępowany chłopak. — Myślę, że powinienem wracać, Sakura będzie się denerwować.

— Siedź. — Ręka Naruto opadła na jego ramię, co spowodowało lekkie wzdrygnięcie i podejrzliwy wzrok Sai’a.

— Ja nie…
— Ja też nie — jęknął Shika. — Związałem go, bo Naruto chciał go nasmarować i mu zrobić masaż.

— Wiecie, jemu już nie dużo brakuje do zawału. — Lakonicznie stwierdził Sasuke przyglądając się Sai’owi, który na przemian czerwienił się i bladł.

— Masaż rąk, krem do rąk, odmrożenia! — wrzasnął w końcu Nara. — Mówi ci to coś? Ten jełop nie chciał dać się leczyć i trzeba go było związać.

—Ty mi tu nie jełopuj, przyłazisz, wiążesz mnie, zżerasz mój obiad i jeszcze mnie wyzywasz.

— No i?

— No i ciesz się, że mam dobry humor, bo bym ci serio wklepał. — Sasuke z poważnym wyrazem twarzy patrzyła na chłopaka w kucyku, lecz w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.

— Wiesz Naruto… — Shikamaru wyjął papierosa i zaczął obracać go w palcach. — Powinieneś częściej go bić, to mu wychodzi na zdrowie. Charakter mu się prostuje, że tak powiem.

— Jesteście nienormalni. — Sai, do którego właśnie dotarło o co chodzi, na powrót sięgnął po kubek. — Totalnie zakręceni.

— Ale za to jak pozytywnie — wyszczerzył się Uzumaki.

— Taa, coś w tym jest, skoro tak mówisz.

— Mam pomysł. — Właściciel kucyka sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej buteleczkę sake. — Napijmy się.

— Noo to trzeba było tak od razu — mruknął Uchiha podrywając się i przynosząc cztery czarki.

— To co? Za powrót do zdrowia Sasuke i Sai’a? — Naruto podniósł napitek do góry.

— Jasne, na zdrowie. — Po chwili czarki napełniły się ponownie.

— A teraz za co? — zapytał Nara.

— Za walniętą przyjaźń — szepnął Sai. Spojrzeli na niego z uśmiechem i spełnili toast. Po kilkunastu minutach butelka była do połowy opróżniona, a chłopcy stawali się w zależności od charakteru, od coraz bardziej wesołych, do coraz bardziej romantycznych.

— No… to ostatni toast, ktoś jeszcze ma jakiś pomysł? — Uzumaki polał i odstawił butelkę.
— Za miłość. — Sasuke spojrzał na Naruto i podniósł sake do ust.
— Za miłość — potwierdziła reszta towarzystwa, a każdy w tej chwili myślał o kimś innym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz