W
pokoju unosił się przyjemny zapach mięty. Naruto klęczał na podłodze i
delikatnie wsmarowywał krem w dłonie leżącej na materacu osoby. Przed chwilą
odetchnął z ulgą, gdyż kurczowo zaciśnięte palce wreszcie się poddały i
rozluźniły na tyle, że mógł bez problemu każdy z nich poddać masażowi.
Ostrożnie zdjął jeden z ostatnich łuszczących się płatów, spod którego wyłoniła
się gładka, lekko zaczerwieniona skóra. Paznokcie odrastały, a krwawe ślady
zastąpiły teraz liczne zasinienia w wszystkich odcieniach tęczy. Ostatnie dwa
tygodnie były koszmarem, prawie ze sobą nie rozmawiali nie licząc krzyków i
wyzwisk Sasuke. On przeważnie milczał.
Ile go
to kosztowało? Wiele. Tak wiele, że zimowy plac treningowy przypominał teraz
lej po meteorycie. Każde upokorzenie, przekleństwo, nienawistne spojrzenie
odreagowywał wyżywając się na treningach. Już nikt nie chciał z nim walczyć,
nawet Lee zrezygnował z partnerowania mu. Stwierdził, że jego młodzieńcza
energia się wypala w przypadku robienia za prywatny worek treningowy. Miał
rację, Uzumaki zatracał się w walce, oddawał jej z całą pasją, przelewał na nią
swój gniew i rozgoryczenie, a także żal. Do domu wracał tak zmęczony, że nie
miał już ochoty na kłótnie z Uchihą. Dziś jednak osiągnął swój limit
wytrzymałości, dlatego chociaż obiecywał sobie, że wszystko zrobi sam, przełamał
się i poprosił Shikamaru o pomoc. Podniósł się i zrzucił bandaże z kolan.
Tsunade po badaniu zadowolona stwierdziła widoczną poprawę i zakazała dalszego
obwijania rąk. Pogardliwe prychnięcie bruneta skwitowała wzruszeniem ramion i
po wyjściu z posiadłości postawiła Naruto sake. Było to zaskakujące, gdyż do pełnoletności
według japońskich standardów, brakowało chłopakowi jeszcze dwa lata. Kobieta
najwyraźniej doszła do wniosku, że należy mu się coś na uspokojenie. Przeszedł
na drugą stronę łóżka i powoli zaczął odwijać z bandaży drugą dłoń chłopaka.
— Cholernie kłopotliwe, muszę teraz sam gotować. — Dobiegł go spod ściany głos Shiki, który siedząc na poduszce, trzymał ręce złożone w technice Kage Mane no Jutsu.
— Dzisiaj zjesz u nas, mam zupę miso shiro i sukijaki z ryżem.
— Kurde, odkąd ty potrafisz gotować?
— Jakbyś całe życie mieszkał sam też byś w końcu się nauczył — mruknął Naruto nakładając na dłonie trochę kremu.
— Za dużo z tym roboty. — Naara spojrzał w sufit znudzony. — Zawsze myślałem, że jesz tylko ramen.
— Lubię ramen, ale będąc z Jiraiyą nauczyłem się, że istnieją i inne potrawy. — Wzruszył ramionami Uzumaki.
— A Sasuke? Co on lubi? Ma w ogóle jakieś ulubione danie?
— Nie mów o mnie jakby mnie tu nie było! — Z łóżka dobiegł ich syk bruneta. — Jak tylko będę mógł się ruszyć to cię zabiję.
— On lubi lody z zielonej herbaty macha i rybę zapiekaną z jajkiem. — Naruto rozcierał powoli krem na dłoni Uchihy.
— Umiem sam mówić! — Czarne oczy wbiły się w niego z wściekłością.
— Dobre lody nie są złe. — Pokiwał głową Shikamaru, ignorując utyskiwanie pacjenta.
— W ogóle dzięki za pomoc. — Naruto skończył masować dłoń Sasuke i powoli rozprostował jego palce, po czym na powrót je zwinął w pięść. — Na dzisiaj starczy, jeszcze tylko twarz i…
— Nie waż się mnie więcej tykać! — Głowa właściciela sharingana zaczęła miotać się wściekle z boku na bok, odtrącając dłonie chłopaka.
— Rany, jaki ty jesteś upierdliwy. — Naara wywrócił oczami i zmienił układ rąk. — Kage Kubi Shibaru no Jutsu — mruknął a wielka dłoń cienia zacisnęła się na szyi Sasuke. — Żebym musiał posuwać się do takich metod… — Cienista ręka obróciła twarz Uchihy wystawiając okaleczony policzek na światło dzienne.
— Jest lepiej. — Ucieszył się Naruto nakładając jasno zielony krem. Skóra przestała się już łuszczyć, siny kolor lekko zbladł, jedynie na łuku podbródka widniały duże strupy, w miejscach gdzie skóra pękła od zimna.
— Przestań pieprzyć i skończ to wreszcie. — Wzrok Sasuke wbity był w prześcieradło, które wisiało przerzucone przez drzwi od szafy.
Następnego
dnia po powrocie ze szpitala, kiedy Uzumaki się obudził okazało się, że
wszystkie lustra w domu są zasłonięte, w tym to największe na drzwiach szafy.
Pokłócili się o to. Właściwie od pierwszego dnia w ich nowym domu wybuchały
awantury. Naruto zastanawiał się, czy ciepło tej posiadłości nie jest złudne. Tak
jakby pod płaszczykiem jasnych ścian krył się mrok, który rzutował na ich
podświadomość.
Westchnął
ciężko i przejechał palcem po kości policzkowej. Właściwie krzyczeli na siebie
o wszystko. Nie… poprawka, Sasuke krzyczał, on tylko milczał, a potem trenował,
trenował… Wracał do domu i znowu słuchał podniesionego głosu, tak różnego od
tego, do czego został ostatnio przyzwyczajony. Uchiha zmieniał zdanie kilka
razy dziennie, raz chciał na obiad buta teriyaki, by w momencie ich podania
stwierdzić, że ich nie przełknie, bo ma ochotę na makrelę w paście miso. Prosił
o książki o przygodach sławnych ninja, by za chwilę rzucić nią przez pokój
dochodząc do wniosku, że wolałby horror. Skamlał, że czuje się samotny,
odepchnięty, a wyrzucał go z pokoju po pierwszych dwóch zdaniach, obrzucając
błotem wyzwisk. Naruto był zmęczony, sfrustrowany, obolały od słów, które
uderzały w niego jak bicze. Te dwa tygodnie stanowiły swoisty koszmar, z
którego nie mógł się obudzić.
Czasami
miał ochotę uciec, zostawić to wszystko, przestać się dusić, odetchnąć wreszcie
świeżym powietrzem swobody. Ten związek stał się toksyczny, sączył się jak
trucizna w otwarte rany, ale… Kochał go i nie potrafił odpuścić. Odstawił tubkę
z kremem, powracając pamięcią do dzisiejszego poranka. Miał mu zrobić masaż
rąk, rany się zagoiły, teraz trzeba było tylko przywrócić mięśniom sprawność,
jednak jak pomóc komuś kto tego nie chce? Posunął się więc do ostateczności,
poprosił Shikamaru o związanie Sasuke jutsu cienia. Wiedział, że to go
upokorzy, ale nie wiedział innego wyjścia, postanowił mu pomóc nawet wbrew jego
woli. Wolał nie myśleć co będzie później. Znienawidzi go? Możliwe, ale
przynajmniej nie będzie kaleką. Skinął głową koledze, aby uwolnił Sasuke. Patrzył
jak chłopak rozmasowuje sobie zdrętwiałe przeguby. Jego palce muskały skórę
przywracając jej krążenie, zabawne, powracał do zdrowia w błyskawicznym tempie,
a nie potrafił nawet tego zauważyć. Popadł w błędne koło użalania się nad sobą
i nienawiści do świata.
— To co z tym obiadem? — Z zadumy wyrwał go ponownie głos Shiki.
— Już podaję. — Uśmiechnął się do kolegi i pozbierał rozrzucone bandaże i kremy. — Chodźmy na dół. — Spojrzał na leżącego chłopaka. — Idziesz z nami?
— Spieprzaj.
— Ty… — Shikamaru zawrócił w drzwiach i chciał podejść do łóżka, jednak zatrzymała go dłoń Naruto.
— Daj spokój nie warto, on tylko na to czeka.
— Kurde… — Przez chwilę mierzyli się wzrokiem z Uchihą, który wyzywająco się uśmiechał. — Ale jak wyzdrowieje to skopie mu dupę.
— Ustaw się w kolejce — mruknął Naruto i pociągnął go do drzwi.
***
Siedzieli przy kuchennym stole jedząc sukijaki. Uzumaki dziobał kawałki wołowiny widelcem, a Shika brał je prosto z patelni i zanurzał w surowym jajku.
Siedzieli przy kuchennym stole jedząc sukijaki. Uzumaki dziobał kawałki wołowiny widelcem, a Shika brał je prosto z patelni i zanurzał w surowym jajku.
— Tak się zastanawiam… Jak ty to wytrzymujesz? Gdzie podział się ten narwany, szalony młokos, którego pamiętam?
— Osiągnął to czego pragnął i jego głównym celem przestała być chęć zwrócenia na siebie uwagi.
— No jak? Chciałeś przecież zostać Hokage. — Kolejny kawałek mięsa, tym razem z ryżem powędrował do ust Shikamaru.
— Nadal chcę…
— Więc?
— To do końca nie tak. Kiedy byłem dzieckiem, funkcja Hokage kojarzyła mi się z szacunkiem, wszyscy go podziwiali, kochali, był autorytetem. Popychadło takie jak ja, znienawidzone przez całą wioskę, sądziło, że dostanie to samo uwielbienie, jeżeli zostanie tak wielkim przywódcą. Lata treningów, misji, podróże z Jiraiyą pokazały mi inną stronę świata. Teraz ludzie uśmiechają się do mnie, poklepują mnie po plecach, przestali widzieć we mnie tylko nosiciela demona, szanują mnie jako ninja. Osiągnąłem to co chciałem… teraz spokojnie poczekam na resztę.
— Rozumiem, chociaż czasami brakuje mi tego rozwrzeszczanego, niespokojnego i impulsywnego dzieciaka jakim byłeś.
— Lata poszukiwań Sasuke, to co się stało po odbiciu Gaary, pokonanie Akatsuki, śmierć mojego senseia, to mnie zmieniło. Za dużo cierpienia, za dużo walki. — Wstał i podszedł do okna. — Wiesz… nadal potrafię się śmiać, czasami też nie myślę, ale… — Nie dokończył tylko odwrócił się i popatrzył z uśmiechem na przyjaciela. — Kurcze, mam dziewiętnaście lat, nie mogę być wiecznym głupkiem nie?
— No… coś w tym jest. — Shika odchylił się na krześle i przeciągnął. — Kurcze dobrze gotujesz, lepiej niż Temari.
— A właśnie, gdzieś posiał kochaną żonkę?
— Ubzdurała sobie, że jest potrzebna szwagierce i… tyle ją widzieli. Trzy dni temu wyruszyła do Wioski Piasku, podobno ma wrócić za trzy miesiące.
— Współczuję. — Naruto pozbierał brudne talerze i zaniósł je do zlewu.
— Bo ja wiem, małżeństwo jest fajne, ale czasami dobrze być samemu. — Wzruszył ramionami Naara wyciągając papierosa i wkładając go do ust. Odpalił i zaciągnął się głęboko, bawiąc się przy tym zapalniczką.
— Nadal ją masz? — Uzumaki podszedł i delikatnie wyjął mu ją z ręki przyglądając się wyrytym na niej inicjałom S.A.
— Taa. — Odebrał zapalniczkę i wsunął do kieszeni. — Przypomina mi, że śmierć Asumy nie poszła na marne.
— Pomściłeś go.
— Taaa wkurzający typ był z tego Hidana… ale po tym jak wysadziłem mu łeb, już się nie podniósł. — Uśmiechnął się pod nosem. — Wiedziałeś, że Sarutobi sensei miał ostatnie życienie?
— Nie… pierwsze słyszę.
— Taa, prosił abym zajął się Kurenai i ich dzieckiem. To mi przypomina, że miałem ich dziś odwiedzić. — Wstał otrząsając się z ponurych wspomnień. — Jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać. — Poklepał Naruto po plecach i skierował się ku wyjściu.
***
Pozmywał naczynia i ruszył się na górę. Właściwie nie wiedział, czy chce tam iść. Jedynym wytłumaczeniem było to, że musi zabrać brudne talerze po obiedzie. Skrzywił się, kiedy dotarło do niego, że sam sobie wynajduje durne preteksty. Ostrożnie wszedł do ciemnego pokoju. Sasuke siedział na materacu odwrócony do niego plecami nie reagując. Naruto pozbierał puste naczynia. Przynajmniej zaczął jeść, pomyślał kładąc tacę na stoliku i podchodząc do okna. W pokoju panował zaduch z ulotnym zapachem mięty. Szarpnął okiennice i otworzył drzwi na balkon.
Pozmywał naczynia i ruszył się na górę. Właściwie nie wiedział, czy chce tam iść. Jedynym wytłumaczeniem było to, że musi zabrać brudne talerze po obiedzie. Skrzywił się, kiedy dotarło do niego, że sam sobie wynajduje durne preteksty. Ostrożnie wszedł do ciemnego pokoju. Sasuke siedział na materacu odwrócony do niego plecami nie reagując. Naruto pozbierał puste naczynia. Przynajmniej zaczął jeść, pomyślał kładąc tacę na stoliku i podchodząc do okna. W pokoju panował zaduch z ulotnym zapachem mięty. Szarpnął okiennice i otworzył drzwi na balkon.
— Zasłoń, światło mnie razi. — Szept za jego plecami, przyprawił go o gęsią skórkę. Posłusznie zasłonił kotary, pozostawiając jednak otwarte okno. — Poszedł już?
— Tak.
— Niepotrzebnie go wzywałeś.
— Jakoś musiałem sobie z tobą poradzić.
— Wiążąc mnie jutsu cienia?
— Każdy sposób jest dobry, jeżeli chce się osiągnąć cel.
— Widzę, że bardzo zaprzyjaźniliście się ostatnio z Shiką. — Spojrzenie, którym Sasuke go obrzucił było cyniczne i wyzywające.
— Ostatnio? O ile pamiętam zawsze byliśmy przyjaciółmi.
— Jasne… a ostatnio nawet bardzo bliskimi. Ładny jest nie? Ma taką delikatną skórę, nieskalaną bliznami.
— Przestań!
— Ciekawe czy zawsze jest taki leniwy i spokojny, a może są chwile kiedy robi się gorący i nieokiełznany? — Sasuke przechylił głowę w bok i wpatrywał się kpiąco w Naruto.
— Daj spokój, nie wiem o czym mówisz.
— Wiesz, ja wiem, Temari nie ma, a on ma całkiem niezły tyłek.
— Pojebało cię? — Patrzył na niego zaszokowany.
— Głośno jęczy? Jest lepszy ode mnie? Pozwala ci na… — Dalsze słowa zostały przerwane głośnym trzaskiem. Głowa Uchihy odskoczyła w bok od uderzenia. Upadł na pościel, a włosy zakryły mu twarz, zasłaniając czerwony ślad na zdrowym policzku.
— Nie waż się tak do mnie mówić! Co się z tobą stało? Siedzisz tu i użalasz się nad sobą jak jakaś baba, ranisz wszystkich wokół. O co ci chodzi? Mam dosyć, słyszysz? Mam dosyć!
— Więc wynoś się! Wynoś się do diabła, przestań udawać, że cię obchodzę, wyglądam jak potwór, nikt normalny nie chciałby być z kimś takim! — Dalsze słowa utonęły w fali łez.
— Potwór mówisz? —Naruto rozsunął zasłony, światło słoneczne zalało pomieszczenie. — No to obejrzyjmy sobie tego potwora! — Szarpnął Uchihę za ramiona stawiając na nogi i wykręcając mu ręce do tyłu. — Ryczysz jak dziecko, zupełnie nie przypominasz mi faceta, którego znałem. Gdzie się podział ten zimny, cyniczny mężczyzna? A może nigdy go nie było?!
— Puszczaj, słyszysz? Puszczaj mnie! — Sasuke miotał się bezradnie w silnych ramionach kochanka. Osłabiony przez długie tygodnie rekonwalescencji, czuł się wyjątkowo podle, nie mogąc się wyrwać.
— O nie…— W Naruto jakby coś pękło, przepełniał go gniew i rozczarowanie. — Będziemy oglądać potwora, razem! — Popchnął go przed szafę i ściągnął z niej prześcieradło. — A teraz patrz! Patrz i mów co widzisz.
— Nie chcę! Zasłoń to, nie zmuszaj mnie! — Głowa Uchihy pochylona była nisko, a oczy zaciśnięte.
— Patrz jak mówię! — Chwycił go za podbródek i ścisnął. — Otwórz te przeklęte oczy, chcesz potwora? No to go masz!
— To boli!
— Przestanie jak spojrzysz, więc? Na co czekasz? — Czarne pełne łez oczy uchyliły się delikatnie i przerażone patrzyły w lustro.
Naprzeciw
zwierciadła stał młody chłopak. Włosy w nieładzie opadały mu na twarz, jasna
cera mocno kontrastowała z ich czernią. Była delikatnie zaróżowiona od płaczu i
gniewu. Policzek, który jeszcze dwa tygodnie temu przypominał źle nałożoną
maskę, teraz był gładki i tylko gdzieniegdzie widać było powoli schodzące
zasinienie, na podbródku kilka strupów i… nic… Zwyczajna twarz, gorzej wyglądał
nieraz po walce. Uniósł drżącą rękę i przejechał opuszkami palców w miejscu,
gdzie niedawno widać było uszkodzenia. Nie dotykał go od wyjścia ze szpitala. Nic
nie wyczuł. Opuścił dłoń i zawisł bezradnie w ramionach podtrzymującego go
chłopaka.
— Mógłbym cię teraz zabić. — Głos przy jego uchu przerwał ciszę, która zapadła zaraz po odsłonięciu lustra. Naruto odwrócił go do siebie i przycisnął jego głowę do swojego ramienia. — Jesteś egoistyczny, upierdliwy i dumny. Na dodatek ranisz wszystkich, bo uważasz, że tylko ty masz prawo do żalu i wściekłości. Przez te czternaście dni, miałem ochotę spakować się i odejść. — Poczuł jak na jego plecach kurczowo zaciskają się dłonie Sasuke. — Ale nie odejdę, kocham cię, debilu! Gówno mnie obchodzi, jak wyglądasz! Chociaż muszę przyznać, że jesteś kurewsko przystojny. — Uśmiechnął się pod nosem i tym razem delikatnie uniósł podbródek chłopaka. — Powiedz mi… czy jeżeli kiedyś ktoś mnie zrani… jeżeli moje oblicze oszpecą blizny… zostawisz mnie? — Przerażone spojrzenie Sasuke mówiło samo za siebie. Uzumaki parsknął, a w czarnych oczach wreszcie zagościło zrozumienie. — No właśnie… Jesteś strasznym idiotą, Uchiha, naprawdę strasznym. Skoro już nie masz ochoty rzucać we mnie wszystkim, co nawinie ci się pod rękę myślę, że mogę sobie pozwolić na chwilę relaksu. — Opuścił głowę i wreszcie, po długich dniach mordęgi, pocałował swojego chłopaka. Kciukiem obrysowywał jego usta, delikatnie przygryzł i wessał dolną wargę, by po chwili puścić ją i pogłębić pocałunek. Dotykał jego podniebienia i bawił się językiem. Kiedy poczuł, że jego pieszczota jest odwzajemniona, stał się bardziej namiętny. Palce gładziły twarz Sasuke i wplatały się w jego włosy. Po chwili oderwał się od niego i spojrzał mu głęboko w oczy. — A teraz, skoro mam już swojego prywatnego potwora, najwyższy czas go wykąpać — szepnął i poprowadził wyjątkowo posłusznego Uchihę w kierunku łazienki.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, szkoda że Naruto nie wziął Sasuke na ręce zabierając do łazienki, Sasuke z pełną gama uczuć ale tak Naruto się wkurzył i co gdzie ten potwór wedlug Uchihy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia