poniedziałek, 28 maja 2012

XXXIV Historia z Konohy



Echo przeszłości



    Patrzył w sufit i liczył małe plamki znajdujące się na nim. Dziś miał opuścić szpital. Zaplanowane wyjście przeciągnęło się o tydzień, gdyż Tsunade uparła się, iż Naruto musi przejść szkolenie w roli pielęgniarki, a on sam powinien się kurować na razie pod czujnym okiem lekarzy i pielęgniarek. Nienawidził tego miejsca. Ludzi, którzy do niego przychodzili, ich spojrzeń, uciekających, współczujących. Dzień wcześniej był u niego Sai, obandażowane dłonie świadczyły o tym, że i on nie wyszedł bez szwanku z tej przygody.
Przygoda… dobre sobie, prawie tam zginęli. Może powinien umrzeć? Po co żyć skoro jest się kaleką? Nerwowo poruszył rękami, kurewsko bolały. Podobno to dobry znak, znaczy że komórki się regenerują. Gówno go to obchodziło, chciał żeby były sprawne, jak miał niby być ninja z niesprawnymi dłońmi? Rehabilitacja, dobre sobie… Oparł się na łokciach i podciągnął do pozycji siedzącej. Zerknął na stolik, stał na nim jakiś sok i jabłka. Zaklął cicho, był głodny, piekielnie głodny, a karmią go jakąś breją i owocami. Zabandażowanymi rękami otworzył szufladę i wyjął z niej lusterko, przysunął je do twarzy. Ironicznie wykrzywione odbicie patrzyło na niego z złością. Połowa twarzy przypominała źle założoną maskę, czerwień zbladła, a zastąpiła ją sina barwa z białymi plamkami łuszczącego się naskórka

Mógłbym występować w horrorze mruknął cicho. — Już wiem czemu tak mnie wszyscy odwiedzają, powinienem wywiesić sobie nad głową reklamę „Witamy na darmowym Halloween w dzień powszedni. Nie musisz czekać do listopada, przyjdź i zobacz potwora już dziś”.

— Użalamy się nad sobą? — Wzdrygnął się na dźwięk głosu i upuścił lusterko na podłogę. Rozbiło się z trzaskiem.

— Siedem lat nieszczęść — parsknął. — Moje życie to pasmo niepowodzeń, może być gorzej? — Spojrzał na chłopaka stojącego w drzwiach.

— Jasne, w końcu jesteś Uchiha, czyli jednym słowem masz przesrane przez samo nazwisko.

— Dzięki, pocieszyłeś mnie. — Opadł z powrotem na poduszki. — Czego chcesz?

— Przyszedłem cię spakować, zabieramy twoją dupę z tego ślicznego pokoiku.

— Wreszcie, jeszcze jeden dzień, a zwariowałbym do reszty.

— Pff, też masz problem, wszyscy cię odwiedzają, znoszą darmowe żarcie…

— Same owoce i witaminki, czy ja wyglądam na krowę, żebym jadł trawę? — Pokręcił głową z niesmakiem.

— Na królika?

— Spadaj.

— No co, są białe, mają czerwone ślepia i żrą marchewkę.

— Spadaj mówię — warknął.

— Cholernie wkurzające, ale nie mogę. Naruto by mnie zabił, jak tu przyjdzie masz być zwarty i gotowy. — Zachichotał z własnego dowcipu.

— Prosisz się lania.

— W twoim stanie? Mizernie to widzę, a teraz rusz ten jak to mówi Uzumaki seksowny tyłek i wciągaj gacie. Chyba, że mam zawołać pielęgniarkę, wiesz siostrzyczki chętnie pomogą ci zasunąć rozporek.

— Dupek!

— Wybacz, Słońce, ale nie mam zamiaru użalać się nad tobą. Nie kwalifikujesz się na moją listę kalek, więc weź się w garść, bywałeś w gorszych opałach, a żyjesz. — Jego wzrok spoważniał, już się nie uśmiechał. Sasuke spojrzał na niego spod byka i mruknął.

— Dawaj te spodnie i odwróć się, sam to zrobię.

— No i to mi się podoba stary! — Rzucił mu czarne spodnie i odwrócił się sięgając po jabłko. Przez chwilę w sali słychać było tylko posapywanie bruneta i odgłos gryzienia.

— Kurwa! — Głos Uchihy przerwał ciszę.

— Co? — Chłopak odwrócił się zaniepokojony.

— Kto wybrał mi spodnie zapinane na guziki? — Sasuke stał obok łóżka, bezradnie patrząc to na rozporek, to na swoje zabandażowane ręce.

— Naruto?

— Zabiję go! Jak niby mam to zapiąć tymi rękami?

— Kurde, kłopotliwe.

— Mnie to mówisz? — zaperzył się Uchiha.

— Dobra, zapnę ci, ale jak mnie ktoś zobaczy jak grzebię ci w rozporku, to spotkanie z Kabuto będzie pryszczem na dupie Oro, w porównaniu z tym co przeżyjesz przeze mnie. — Kucnął i końcami palców jakby guziki miały go zaraz poparzyć, pogryźć, albo co najmniej porazić prądem szybko je zapiął i podniósł się w tym samym momencie, kiedy ostatnie kółeczko przeszło przez szlufkę. — Nigdy więcej — mruknął ocierając spocone czoło.

— Nawet o tym nie marz. — Sasuke założył białą koszulę i zatknął ją za pasek, nie przejmując się już jej zapinaniem. Kiedy wsuwał na stopy sandały, drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Naruto.

— No, widzę, że jesteś gotowy. — Uśmiechnął się szeroko. — Dzięki Shika za pomoc.

— Nie ma sprawy, nie było tak źle. — Shikamaru wrzucił ogryzek do śmietnika i oparł się o ścianę wsunąwszy ręce do kieszeni.

— Taa, nawet mi guziki w gaciach zapiął. — Uchiha spojrzał na niego niewinnym wzrokiem, a chłopak poczerwieniał gwałtownie.

— Nie żyjesz!

— Jestem cały twój — rozłożył ręce Sasuke, a jego koszula rozsunęła się ukazując nagą klatkę piersiową.

— On tak zawsze? — Shika spojrzał na śmiejącego się Naruto, wskazując Uchihę kciukiem.

— Wiesz, te lekarstwa Tsunade działają na niego otępiająco. — Uzumaki pakował do torby soki, przy okazji wpychając nogą rozbite szkło pod stolik.

— Dzięki jeżeli on teraz jest przytępiony, to nie chcę wiedzieć jak zachowuje się w stanie podwyższonej gotowości, — Shikamaru oderwał się od ściany i podszedł do umywalki, spod której wyjął łopatkę i małą zmiotkę, po czym odsunął Naruto z wymownym spojrzeniem. — Jeszcze ktoś sobie przez was gnaty poharata. — Uzumaki zaczerwienił się lekko słysząc tę zawoalowaną reprymendę.

Po zapakowaniu wszystkiego, Naruto zabrał się za zapinanie koszuli Sasuke.  Kiedy dotarł do szyi, wybitnie zażenowany sytuacją Uchiha, odepchnął ręce chłopaka.

— Chcesz mnie udusić? — warknął. Zdecydowanie nienawidził być zdanym na czyjąś łaskę. Nawet, jeżeli był to jego własny chłopak.

— Nie, po prostu zabezpieczam swojego faceta przed napalonymi spojrzeniami podejrzanych indywiduów. — Uzumaki  prychnął i ruszył w kierunku drzwi za którymi stał fotel szpitalny. —  No to wskakuj.

— Zwariowałeś? Nie mam zamiaru być wożonym w tym czymś po okolicy. — Na bladej skórze Uchihy pojawiły się czerwone plamy.

— Ale, Sauke, Tsunade kazała…

— Odkąd to słuchasz we wszystkim tej starej baby? — zaperzył się Uchiha. — Nie wsiądę na to! Chyba, że mi nogi połamiecie!

— Kłopotliwe, ale dałoby się zrobić. — Shikamaru podrapał się po brodzie spoglądając w sufit.

— Ty się zamknij! — Sasuke obdarzył go morderczym spojrzeniem.

— Ale…— Wściekły wzrok Uchihy spowodował, że Naruto zamknął usta w tym samym momencie w którym je otworzył.

— Idziemy — warknął właściciel sharingana. — I jeszcze jedno słowo, a nie ręczę za siebie.

                                          ***

— Mamo czy to potwór? — kobieta szarpnęła dziecko za rękę uciszając je szeptem.

Sasuke zacisnął zęby i tylko lekko zmrużone oczy świadczyły o jego wzburzeniu. Odkąd opuścili szpital przeżył najbardziej upokarzające chwile w swym życiu. Przemierzali ulice Konohy, a wszędzie gdzie się pojawili, działo się to samo, ludzie milkli. Jedni dyskretnie odwracali głowę, szepcząc między sobą i kiwając litościwie głowami. Inni bezczelnie wpatrywali się w jego oszpecone oblicze i usiłując ukryć zgryźliwe uśmieszki.

— Biedak, taki młody…

— Czy to mu tak zostanie? Okropne!

— Dobrze mu tak.

— Wreszcie zdrajca został oznaczony.

— O nie, taki przystojny był…

— Kto go teraz zechce?

— Jest gejem, może im to bez różnicy?

— Jego chłopak pewnie go rzuci.

— To Uchiha? Nie wierzę.

— Powinien coś z tym zrobić, biedactwo.

— Niech nosi maskę!

Zacisnął pięści, sycząc lekko z bólu. Ktoś zapłakał, kątem oka dostrzegł jakąś dziewczynę, tuż za nim rozległ się cichy chichot. Uniósł lekko głowę nie dając nikomu satysfakcji bycia pokonanym. Bez tego czuł się poniżony i obdarty z godności.

Twarz… okazało się, że jest dla ludzi ważniejsza niż cokolwiek innego. To po niej go oceniano, przypominano sobie jego dawne błędy, grzechy niewybaczalne, na które spuszczono kurtynę zapomnienia. Teraz na powrót została rozdarta.

Cholera… mogliby być ciszej, czy nie rozumieją, że to słyszę? Nie… oni dobrze o tym wiedzą, chcą abym odpokutował, zadośćuczynił im za ich wyimaginowane szkody. Cyrk, darmowy cyrk, dla sprawiedliwych, oni oceniają, obwiniają, karzą. Jesteś piękny i młody, może ci odpuszczą, udadzą, że sprawy nie było. Masz w kimś znanym oparcie? Tym lepiej, ktoś za ciebie ręczy, im to wystarcza… Jesteś brzydki... przestałeś ich onieśmielać? Rzucą się na ciebie jak sępy, ukażą dotąd skrywane emocje… Co za obłuda.

Naruto wściekle rozglądał się dookoła. Miał dosyć, znał aż za dobrze ten ból będący nieodłączną częścią jego dzieciństwa. Wyszydzanie, litość, wyzwiska. „Potwór” ileż to razy tak go nazwano? Nie pamiętał, właściwie do pewnego czasu było to jego drugie imię. Poczerwieniał ze złości słysząc jakąś wyjątkową uwagę i zrobił krok w kierunku osoby, która ją wypowiedziała. Ciężka ręka, która opadła na jego ramię zatrzymała go w pół kroku. Odwrócił głowę i spojrzał zdenerwowany na Shikamaru, który w milczeniu pokręcił głową i spojrzeniem wskazał mu idącego pół kroku przed nimi Sasuke. Chłopak był wyprostowany jak struna, widać było, jak bardzo jest spięty i jak nie chce okazać słabości. Uzumaki przygryzł usta i podziękował w duchu Shice za powstrzymanie go, przed rozróbą. W końcu dotarli do domu Uchihów. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym trzaskiem i Naruto spojrzał niepewnie na kochanka.

— Idę się położyć. — Szept Sasuke był ledwo słyszalny. Powoli skierował się ku schodom. Naruto patrzył za nim w milczeniu dopóki nie zniknął mu z oczu.

— Cholera! Co to właściwie było? — Spojrzał wściekły na opartego o drzwi Shikamaru. — Najpierw go szukają z takim poświęceniem, a teraz…

— Kłopotliwe, przyznaję. — Shika minął go i skierował się do kuchni, gdzie usiał przy stole i oparł czoło na dłoni. — Szukało go ANBU, znane klany, przyjaciele, a to zwykły motłoch rządny sensacji.

— Ale czy oni nie rozumieją co on czuje? Jak można głośno komentować czyjeś nieszczęście? — Uzumaki podszedł do lodówki i wyjął z niej sok, położył go na tacy, obok ustawił miseczkę z ryżem i pieczone krewetki. Już wcześniej przygotował jedzenie, pomagały mu Ino i Kate, które zrobiły też zakupy i zaopatrzyły lodówkę przed ich przybyciem.

— Mieli darmowe przedstawienie. Wbrew pozorom nie zapomnieli, że kiedyś Sasuke zdradził wioskę. Owszem wybaczyli mu, bo Tsunade obdarzyła go zaufaniem, ale teraz mieli okazję mu dokopać, co też zrobili.

— Zabiję! Przywalę każdemu kto…

— Uspokój się, niedługo im minie. Są podekscytowani, najładniejszy chłopak w wiosce został oszpecony.
— Przecież to się zagoi, będzie taki jak wcześniej — blondyn zacisnął pięści na uchwytach tacy.
— Może tak, może nie, na mnie już czas. Trzymaj się Naruto, na mnie pora — podniósł się leniwie z krzesła i skierował ku wyjściu, po chwili słychać było zamykające się za nim drzwi.
— Rany, rany, jakie to denerwujące — mruknął patrząc w niebo i podziwiając przesuwające się po nim obłoki — Ludzie są strasznie upierdliwi.

   Pchnął łokciem drzwi wchodząc do pokoju, pomimo słonecznego dnia, w sypialni panował półmrok. Zasłony były zaciągnięte i prawie potknął się o buta leżącego tuż za progiem, drugi ktoś kopnął pod krzesło. Podszedł do stolika i odstawił tacę.

— Sasuke, przyniosłem ci obiad. — Klęknął obok materaca i delikatnie dotknął ramienia partnera. Chłopak odwrócony był do niego tyłem. Naciągnięta kołdra okrywała go całkowicie, jedynie pasmo ciemnych włosów umknęło przed jej mrokiem. — Sasuke…

— Nie będę jadł. — Burkliwy głos chłopaka stłumiło przykrycie.

— Musisz coś zjeść, Tsunade kazała ci się dobrze odżywiać.

— Nie chcę.

— Ino zrobiła twoje ulubione krewetki.

— Nie jestem głodny!

— Przyniosłem ci też sok z jeżyn.

— Nie chcę! — Kołdra opadła, a ukrywający się pod nią Sasuke, usiadł gwałtownie na łóżku i spojrzał wściekle na klęczącego obok chłopaka. — Mówiłem, że nie będę jadł, tak trudno ci to pojąć?

— Musisz…

— Nic nie muszę, spadaj stąd, chcę być sam!

— Jasne, ale najpierw zjedz. — Naruto wziął talerz i podsunął mu pod nos. — Spójrz… — Gwałtowny zamach wytrącił mu z rąk naczynie, krewetki rozsypały się po podłodze.

— Nie dociera do ciebie? Tak głupi jesteś? Wynocha! — Krzyk Uchihy sprawił, że Uzumaki cofnął się gwałtownie, patrząc z przerażeniem na jego wykrzywioną gniewem twarz. — Boisz się? Powiedz Naruto, jestem paskudny? Koszmarny? Jestem potworem?

— N… nie…

— Jestem! Sasuke Uchiha wreszcie ma to na co zasłużył. — Histeryczny śmiech wstrząsnął ciałem chłopaka. — Zdrajca został naznaczony! Ostatni z wielkiego klanu Uchihów, wygląda jak potwór! — Śmiech stawał się coraz głośniejszy, po bladych policzkach popłynęły łzy złości. — Ostatni… i więcej nie będzie! Bo ten Uchiha jest gejem! — urwał i spojrzał na siedzącego przed nim Naruto. — Odejdź! Zostaw mnie, zapomnij zanim zobaczę na twej twarzy obrzydzenie, zanim mój dotyk stanie się dla ciebie nie do zniesienia. Nie chcę, nie potrzebuję litości! — Odwrócił się i na powrót naciągnął na siebie kołdrę.

— Przyjdę później, muszę zmienić opatrunki. — Cichy głos Naruto zabrzmiał spokojnie.

 Słyszał jak chłopak zbiera rozrzucone jedzenie. Cichy stukot oznajmił mu, że wyszedł z pokoju. Miał dosyć, nie chciał nikogo widzieć. Podświadomie zdawał sobie sprawę, że właśnie skrzywdził najbliższą mu osobę, ale tak bardzo jak pragnął, aby był przy nim, tak bardzo się tego obawiał. Przerażała go myśl, że być może jego twarz na zawsze zostanie taka, że jego ręce nigdy już nie złożą się w skomplikowanej sztuce ninjutsu.

Podniósł się i rozejrzał po pokoju. Na ścianie naprzeciwko ktoś zawiesił jego katanę. Podszedł i ostrożnie zdjął ją z uchwytu. Zacisnął zabandażowane dłonie na rękojeści. Jeden zamach, krok, kolejny zamach, wypad do przodu, piruet, blokada, odskok, pętla… Ostrze z brzękiem potoczyło się po podłodze, kiedy rękojeść wyślizgnęła się z jego ręki. Spojrzał na nią i osunął się na kolana ukrywając twarz w dłoniach.

 Kim jesteś Sasuke? Na co zasługujesz? Czy to kara? Kara za to, że całe życie poświęciłeś zemście? Że na bok odstawiłeś przyjaźń, honor, skrupuły? W szpitalu Naruto nie chciał ci powiedzieć o odmrożonej twarzy, bał się twojej reakcji, czy może swojego obrzydzenia? Śmiech przez łzy, udawanie, że nic się nie stało, żarty z Shikamaru, uśmiechy do pielęgniarek, spokojne rozmowy z Saiem. Po co? Kiedy w środku wszystko krzyczy, kiedy zastanawiasz się, czy będziesz jeszcze kiedyś ninją gotowym bronić swój kraj, swoich bliskich, ukochanych. Kiedy twoją duszę drąży robak, który przemawiając ludzkim głosem pyta cię… Czy jesteś pewien, że chcesz skazywać Naruto na życie z kimś takim? Czy potrafisz patrzeć w jego oczy i znosić odrazę? Dotykać go tymi niezdarnymi rękami?

— Zamknij się, zamknij i nic już nie mów, po prostu mnie zostaw! — Skulona na podłodze postać szlochała w swych własnych ramionach. Za ścianą ktoś w milczeniu zaciskał pięści słysząc ten płacz. Nic nie mógł poradzić i to w tej chwili bolało najbardziej.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Shikamaru zapinający spodnie Sasuke szkoda że Temari się nie pojawiła ze swoim charakterkiem ;) Sasuke czemu tak potraktowałeś Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń