Dawno
mieszkańcy SunaGakure nie słyszeli tylu śpiewów i nie otworzono tylu beczek z
piwem. Sake lało się strumieniami, kiedy wznoszono toasty na cześć małego Jiro.
Naruto stał z boku i uśmiechał się promiennie, patrząc na szczęście przyjaciela,
który trzymał w objęciach syna.
— Należało mu się. — Kakashi stanął obok i z zadowoloną miną obserwował rozbawione towarzystwo. — Jak się czujesz w roli chrzestnego ojca? — Spojrzał na niego z ciekawością.
— Dziwnie, jeszcze się nie przyzwyczaiłem, ale nie powiem, to wspaniałe uczucie. — Naruto roześmiał się i podrapał po głowie w geście niepewności, jakby nie docierało jeszcze do niego to co się stało.
— Należało ci się. — Hatake poklepał go po ramieniu. — Gaara dobitniej nie mógł okazać swojej przyjaźni.
— Ojciec chrzestny syna Kazekage, czy mam ci teraz mówić, panie Naruto? — Od strony stołu zmierzał ku nim Shika, a za nim Neji, obaj trzymali w rękach czarki z sake, a po ich lekko chwiejnym kroku widać było, że raczej nie opuścili żadnego toastu.
— Mów mi Wodzu, jak zostanę Hokage będziesz mnie tytułować „czcigodny”.
— Masz to u mnie, chociaż brzmi denerwująco. — Shikamaru zatoczył się lekko. — Nie widziałeś Temari? Gdzieś zniknęła, a nie chciałbym się na nią natoczyć. — Podejrzliwie zarknął w tłum gości.
— Wtoczyć to chyba lepsze określenie — mruknął Kakashi obserwując spod oka wysiłki Shikamaru, aby utrzymać pion. — Neji odprowadź pana Narę do pokoju, bo jeszcze nam się rozłoży.
— Taa jasne — mruknął Hyuuga i złapał przyjaciela pod ramię.
— Mówię ci Neji, nie żeń się. — Shika machnął ręką rozlewając sake. — Kobiety to zło.
— Wiem.
— Strasznie są wkurzające.
— Skoro tak mówisz.
— W dodatku zrzędliwe jędze — kontynuował Nara w drodze do pomieszczeń dla gości.
— Uhm… i strasznie gadatliwe — przyznał Neji.
— Ooo widzisz zgadzasz się ze mną! — Nara potrząsnął kucykiem w geście radości. — Są uparte i kłopotliwe.
— Mają wymagania.
— O to, to! — Pokiwał głową z zapałem Shikamaru wtaczając się do pokoju. — A właściwie skąd tak dobrze znasz Temari? — Spojrzał nagle podejrzliwie na kolegę.
— Nie znam, mówiłem o TenTen.
— Aaaa, to co innego, nie żeń się bracie, mówię ci jak kumpel, kumplowi. — Nara posadził tyłek na ziemi. — Cholera… to jeszcze nie łóżko?
— Ehh… chyba nie. — Neji usiłował podnieść chłopaka z podłogi, jednak wypity alkohol zrobił swoje i w efekcie rozłożył się obok niego.
— No wiesz! Jesteś pijany! — Shika spojrzał na niego z oburzeniem.
— Bo ja wiem… — Hyuuga oparł głowę o ramię przyjaciela i spojrzał w okno. — A gwiazdy migoczą niczym nad Konohą — rzucił nostalgicznie. — Życie jednak jest piękne.
— Życie jest jak penis, jak jest twardy wali cię w dupę, a jak miękki to nic z nim nie zrobisz. — Shika zdecydowanie miał czarny humor i był nastawiony na „nie”.
— No, to też. — Sennie mruknął Neji.
Kiedy
ostatnie sztuczne ognie gasły nad Wioską Piasku, dwóch facetów spało smacznie
na podłodze w pokoju Shikamaru. Przykryci zdartym z łóżka kocem, nie słyszeli
huków i hałasów dochodzących z zewnątrz.
***
Ranek zawitał zdecydowanie zbyt szybko. Shikamaru przeciągnął się leniwie i poczuł na twarzy czyjeś włosy, oraz obejmujące go ramię. Uśmiechnął się lekko, usiłując zignorować lekkie łupanie w głowie.
— Kto rano popieprzy, ten ma dzień lepszy — mruknął pod nosem i nie otwierając oczu przewrócił się na drugi bok, przygniatając leżącą obok niego osobę. — Witaj kochanie — sapnął wtulając twarz w zagłębienie szyi i zamarł bez ruchu macając rękami po jej klatce piersiowej…
— Shikamaru! — Krzyk jaki dobiegł od drzwi powaliłby umarłego. Chłopak otworzył oczy i pierwszą rzeczą jaką zobaczył, było to wbite w niego przerażone spojrzenie Nejego.
— Jasna cholera — wrzasnął i odskoczył cofając się na czworaka pod ścianę. Spojrzenie w kierunku skąd dochodził głos, wcale nie polepszyło sytuacji, bo wzrok stojącej w przejściu Temari groził mordem. Na dodatek w tej samej chwili zza jej pleców wyjrzała zszokowana TenTen.
— O kurwa — jęknął Neji i podciągnął na siebie koc, zapominając, że jest całkiem ubrany.
— Shikamaru Nara… właśnie własnoręcznie wykopałeś sobie grób — syczący głos zbliżał się do siedzącego nadal na ziemi chłopaka.
— Ale…
— A ja cię w ten grób wsadzę!
— Ale przysypać się nie dam — mruknął Nara nagle odzyskując świadomość własnego ciała i po chwili siedział na parapecie. — Porozmawiamy jak ochłoniesz — dodał i zeskoczył na drugą stronę. Tuż obok niego wylądował Hyuuga.
— Chciałeś zostawić mnie tam samego! — rzucił z wyrzutem.
— Człowieku, tutaj trwa walka o życie, a tym mi jakieś smutki — warknął Shika i puścił się pędem w kierunku domku gdzie spali Sasuke i Naruto.
— To nie ja na ciebie właziłem! — Neji zasapany zatrzasnął za nimi drzwi opierając się o nie.
— Oj tam drobna pomyłka. — Wzruszył ramionami chłopak rozglądając się w panice dookoła.
— Pomyłka? Prawie straciłem cnotę, a ty mi z pomyłką wyjeżdżasz? — Hyuuga poczuł, że mu słabo.
— Jesteś prawiczkiem?
— Od strony tyłka? zdecydowanie tak!
— Przepraszam… — Naprzeciw nich w łóżku siedzieli Uchiha i Uzumaki i przyglądali im się zaskoczonym wzrokiem. — O czym wy mówicie??
***
Powrót do Konoha odbywał się w różnych nastrojach. Sakura, Kakashi, Naruto, Sasuke i Sai szli z przodu chichocząc co chwila. Za nimi wlekli się Shikamaru z Temari i TenTen z Nejim. Obie panie po wysłuchaniu w końcu relacji z trudem zachowywały powagę, robiąc groźne i oburzone miny. Panowie natomiast tłumaczyli się nadal niemrawo, zarzekając się, że już nigdy nie będą pić. Pustynia została daleko za nimi, a teren stał się bardziej górzysty. Wreszcie można było odetchnąć pełną piersią, wiedząc że nie zedrze się przy tym gardła milionem ziaren piasku. Gdzieś w połowie drogi Sasuke nagle złapał Naruto za ramię i odciągnął na bok.
— To praktycznie tutaj — mruknął.
— Co jest tutaj? — Uzumaki spojrzał na niego zaskoczony.
— Grób Itachiego — wyjaśnił. Naruto rozszerzył lekko oczy i skinął głową.
— Chcesz tam pójść teraz? — zapytał dla pewności.
— Tak.
— Jasne, możemy iść. — Skinął głową aprobująco. W końcu skoro byli prawie na miejscu, szkoda byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Poza tym, dla Sasuke odwiedzenie grobu brata, było najwyraźniej ważne.
— A gdzie panowie się wybierają? — Kakashi wyrósł niespodziewanie za ich plecami. — Do Konohy jeszcze ponad dzień drogi.
— Pół godziny stąd znajduje się grób Itachiego, chciałbym… — Sasuke właściwie sam nie wiedział co go tam tak ciągnie.
— Rozumiem, poczekajcie chwilę — Hatake odszedł i chwilę rozmawiał z resztą grupy. Po kilku minutach w kierunku czekających chłopców podeszli Kakashi, Neji, Sai i Shika. — Idziemy w wami, Temari, Sakura i TenTen wrócą do wioski wcześniej.
— D…dzięki, nie musicie. — Uchicha był wyraźnie poruszony nieoczekiwanym biegiem wydarzeń.
— Daj spokój, lepiej wskaż drogę. — Sai klepnął go w ramię i stanął obok Kakashiego.
Wędrówka
nie trwała długo, powoli opuszczali się w dół urwiska, gdzie według słów Kabuto
powinien był znajdować się grób, a raczej usypisko kamieni. Kiedy dotarli na
miejsce, rozejrzeli się dookoła. Rzeka toczyła się spokojnym o tej porze roku
nurtem, gdzieniegdzie leżały mniejsze lub większe głazy, jednak żaden z nich
nie sugerował, że jest czymś więcej niż tylko kamieniem. W poszukiwaniu miejsca
ostatniego spoczynku Uchihy, powoli zagłębiali się między drzewa.
— Czuję dym. — Niespodziewanie odezwał się Naruto.
Przystanęli
i wciągnęli głęboko powietrze. Faktycznie spomiędzy drzew można było wyczuć woń
palonego drewna. Ostrożnie ruszyli w tym kierunku. Las kończył się małą
przecinką, która z lewej strony otoczona była nawiasem skalnym, w którym widać
było niewielką jaskinię. Przed nią płonęło małe ognisko, przy którym siedział
jakiś człowiek, ubrany w czarną pelerynę z kapturem głęboko naciągniętym na
oczy. W dłoni trzymał patyk, którym grzebał w popiele, obok niego leżała miska
z jagodami. Nad ogniskiem zawieszony był kociołek, w którym bulgotała woda.
— Kto to? — Sasuke spojrzał niepewnie na nieznajomego, zadając pytanie nie wiadomo komu.
— A więc wreszcie przyszedłeś. — Dobiegł ich stłumiony przez materiał głos. Zatrzymali się zaskoczeni, a Sasuke nerwowo drgnął. — Długo ci to zajęło. Właściwie wiedziałem, że Kabuto nie zdoła cię zabić. Nie uwierzył ostrzeżeniom, ale najwyraźniej spełnił moją prośbę i przekazał ci miejsce mojego spoczynku. — Zaśmiał się cicho nie podnosząc głowy.
— Itachi… — Młodszy Uchiha stał jak sparaliżowany wpatrując się w mężczyznę.
— Tak to ja… — Skinął głową. — Czekałem na ciebie.
— Zabiję cię — warknął Sasuke robiąc krok do przodu.
Naruto
chciał iść za nim, jednak Kakashi chwycił go za ramię i pokręcił przecząco
głową. Zrozumiał to była walka jego przyjaciela. Zagryzł nerwowo wargę i
zacisnął pięści, wbijając paznokcie do krwi w skórę dłoni.
— Zabijesz? — parsknął ironicznie starszy Uchiha. — Kto wie, może i zabijesz.
— Tym razem będę mieć pewność, że nie żyjesz, to miejsce stanie się twoim grobem… — syknął Sasuke, robiąc kolejny krok w stronę brata.
— Grób… Miło wiedzieć, że nie rozszarpią mnie ptaszydła i leśnie zwierzęta. — Patyk zagłębił się mocniej w ognisko wzniecając snop iskier. — Za późno, Sasuke.
— Za późno? Na co? Na śmierć nigdy nie jest za późno — wrzasnął coraz bardziej wściekły młodzieniec.
— Spóźniłeś się… teraz na nic już mi się nie przydasz. Jeżeli chcesz mnie zabić, zrób to teraz. — Odrzucił patyk i rozłożył szeroko ramiona. — No na co czekasz? Wbij mi miecz w pierś, widzisz? Nie bronie się.
— Co ty odwalasz, Itachi. Wstań i walcz! — Patrzył na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi. — Co za grę prowadzisz?
— Grę? To nie gra, nie tym razem, to cholerna rzeczywistość. Zero iluzji, zero genjutsu.
— Nie rozumiem…
— Nie… nie rozumiesz. Wiesz dlaczego nie zabiłem cię kiedy byłeś dzieckiem? — Milczenie zachęciło starszego Uchihę do dalszej przemowy. — Z kilku powodów.
— Myślisz, że chcę to wiedzieć?
— Owszem chcesz, gdybyś nie chciał już wbijałbyś mi ostrze pod żebra — parsknął były członek Akatsuki. — Po pierwsze chciałem abyś był silny, nic tak nie podsyca woli walki niż zemsta. Ona sprawia, że dążymy do zdobycia mocy, zmagamy się z losem i przedzieramy przez życie łokciami, byle osiągnąć cel. O tak, ty go osiągnąłeś, porzuciłeś dla niej wioskę, odrzuciłeś przyjaźń, zbratałeś się z najgorszym wrogiem, dlaczego? W imię właśnie tej zemsty… — Westchnął i pochylił niżej głowę. — Drugą sprawą były twoje oczy… można powiedzieć, że zostawiłem sobie ciebie, jako coś, co przyda mi się w przyszłości. Wbrew pozorom dobrze wiedziałem, że zbyt częste używanie zakazanej techniki sharingana prowadzi do ślepoty. Ty i ja byliśmy braćmi, poza tym byłeś ostatnim z posiadających tę wspaniałą cechę klanu. Wszystko wówczas przemyślałem, twoje oczy były dla mnie zabezpieczeniem na przyszłość, możliwością przywrócenia mi wzroku, gdyby ten zaczął zawodzić.
— Nie zabiłeś mnie bo chciałeś abym był czymś w rodzaju dawcy organów? — Sasuke był coraz bardziej wściekły, zły i rozczarowany, zraniony bezdusznością własnego brata. A jednak potwierdziły się jego domysły. Reszta grupy stała z tyłu za bardzo zszokowana, aby cokolwiek powiedzieć.
— Tak, w sumie dokładnie do tego to się sprowadza. — Dziwny śmiech wydobył się spod kaptura.
— Jesteś szalony…
— Nie, tylko przewidujący.
— Byłem twoim bratem!
— Brat, wujek, ojciec, matka… co za różnica? Dopóki miałem cel... Dopóki mogłem się sprawdzić…
— Sprawdzić? Mordując własny klan?
— Tak… prawdziwy ninja nie ma uczuć, a jak najlepiej do tego dojść? W Wiosce Krwawej Mgły uczniowie walczą między sobą na śmierć i życie, po latach wspólnej nauki, pomagania sobie nawzajem, wyżynają się w pień. Sai wie coś o tym prawda? — Neji uspokajająco szepnął coś do wspomnianego chłopaka, kładąc mu uspokajająco rękę na ramieniu. — Tak, słyszę jak to wspomnienie go poruszyło. Niestety u nas nigdy by coś takiego nie przeszło. Jak więc mogłem sprawdzić sam siebie? Na ile jestem nie wzruszony i zimny? Wybijając własny klan, to był jedyny sposób.
— Jesteś nienormalny…
— A teraz trzeci powód dla którego żyjesz… Chyba najbardziej nierealny, a jednak to on w końcu stał się tym najważniejszym. Moje sumienie. Zawsze bałem się jednego, że kiedyś mnie ono dopadnie, że w końcu da o sobie znać… Ironią losu stało się to teraz. Wiesz czym są nocne koszmary, Sasuke? Na pewno wiesz, w końcu pokazałem ci to wszystko… Przyszły i po mnie. Co noc budzę się z krzykiem, co noc staje nade mną matka i wyciągając zakrwawione dłonie pyta „Dlaczego?” Ojciec brocząc krwią z poderżniętego gardła przeklina mnie bełkotliwym głosem… Zabiłem ich. — Dziki śmiech rozniósł się po okolicy. — A teraz mnie dopadli. — Śmiech zamienił się w łkanie… — Zabij mnie… zabij mnie teraz, po prostu zrób to o czym marzyłeś przez te wszystkie lata! — Dłonie mężczyzny zacisnęły się w pięści mnąc materiał peleryny.
— Więc wstań, wstań i walcz jak mężczyzna! — Sasuke wyjął katanę i potrząsnął nią, jakby zapraszająco.
— Nie mogę…
— Nie możesz? Przynajmniej raz zrób coś honorowego i stań do walki!
— Nie mogę…
Itachi podniósł
się i powoli zbliżył w kierunku brata. Stanął w odległości dwóch metrów, jakby
niepewnie, lekko bokiem. Twarz zakryta fałdami materiału wpatrywała się w
stojącego tuż obok Sasuke Naruto. Dłoń powoli uniosła się do góry i ściągnęła
kaptur. Czarne długie włosy rozsypały się na ramiona. Przez chwilę podziwiać
można było idealnie wyrzeźbioną twarz starszego Uchihy. Pełne usta, pięknie
wykrojone łuki brwiowe, lekko wystające kości policzkowe. Długie rzęsy rzucały
cień na zamknięte powieki.
— Nie
mogę… chociaż bardzo bym chciał — szepnął Itachi i otworzył oczy. Na
wstrząśniętych mężczyzn spoglądały jasne, zasnute bielmem ślepoty oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz