poniedziałek, 28 maja 2012

XVIII Historia z Konohy



W sieci kłamstw



    Kolejna noc brzmiąca krzykiem przerażenia. Ino leżała wpatrując się w sufit i zaciskając pięści. Od pożaru minął prawie miesiąc, a ANBU nie natrafili na żaden ślad. Nic po prostu nic, poza jedną nadpaloną wybuchową kartką. Przez te dni wszyscy zastanawiali się, kto... Szukali winnych patrząc po twarzach nieznajomych, przenosząc podejrzliwe spojrzenia na bliskich. W końcu po poważnej rozmowie, doszli do wniosku, że dopóki przeciwnik nie wykona kolejnego ruchu niewiele mogą zdziałać. Przesłuchano każdego, ANBU naprawdę wzięli sobie do serca odnalezienie winnego, może to dzięki Kakashiemu, który bardzo zaangażował się w poszukiwania, może Hokage, która naciskała na nich domagając się konkretów. Możliwe też, że za sprawą Naruto, który szukał na własną rękę wypytując, śledząc i analizując na swój chaotyczny sposób każdego z osobna. Jedyną osobą, która przychodziła im na myśl był Itachi, ale tutaj pojawiały się dwa problemy. Pierwszy… Brat Sasuke podobno zginął podczas walki wpadając do rzeki. Co prawda nigdy nie odnaleziono ciała, jednak wysokość, z której spadł i rany, jakie otrzymał wcześniej sugerowały, że nie mógł tego przeżyć. Drugi… Itachi nie działałby w ten sposób, on oczekiwał walki oko w oko, dążył do konfrontacji z bratem, nie wysadziłby go ot tak. Jeżeli miałby zabić, chciałby, aby Sasuke wiedział z czyjej ręki ginie. Pytania bez odpowiedzi mnożyły się, jednak rozwiązanie było odległe, nawet dla najwytrawniejszych śledczych.

Yamanaka zamknęła zmęczone z niewyspania oczy. Ona też prowadziła swoją małą wojnę, cichą i bezkrwawą, a jednak nie była ona przez to mniej bolesna. Noc w noc, od wypadku budził ją rozpaczliwy krzyk Kate.  Na początku chciała pomóc, jednak o ile za dnia szatynka okazywała jej swoje uczucia, o tyle w nocy zamykała przed nią dostęp do swych myśli. Odcinała się i uciekała do swojego własnego świata. To bolało, raniło Ino bardziej niż mogła przypuszczać. Kiedy się poznały czuła nieufność, irytację, potem przyszedł czas, gdy pogodziła się z tym, że w jej mały uporządkowany światek, wtargnęła ta hałaśliwa osoba. Jeszcze później ujawniły się mieszane uczucia, przyjaźni, fascynacji, chęci pomocy i obrony. Głupie żarty, ciągłe obłapianie i przytulanie, które na początku drażniły, teraz zmieniły się w coś, bez czego nie wyobrażała sobie życia. Kate stała się dla niej małym słońcem, które rozświetlało nawet chmurne i ponure chwile.

Odwróciła się na drugi bok i spojrzała w kierunku łóżka dziewczyny, było puste. Podniosła się i rozejrzała po pokoju, nigdzie jednak nie znalazła współlokatorki. Zaniepokojona wstała i chwyciwszy szlafrok przeszła do kolejnego pokoju, tutaj również nikogo nie zastała. Weszła do kuchni, ciemno… Odwróciła się w kierunku łazienki i wtedy to usłyszała, cichy urwany w połowie jęk, jakby ktoś w ostatniej chwili przygryzł usta. Cofnęła się i ponownie weszła do pomieszczenia. Obeszła duży masywny stół, na którym stał talerz z resztką niedojedzonej kolacji i wtedy ją zobaczyła. Siedziała na ziemi, z kolanami podciągniętymi pod brodę, głowę wtuliła w ręce, jej ciałem wstrząsało tłumione usilnie łkanie. Ino westchnęła cicho i uklękła przy dziewczynie.

— Hej. — Delikatnie dotknęła jej włosów. — No już, spokojnie, nic się nie dzieje. — Kiedy szatynka nie zareagowała, odsunęła się trochę i ściągnęła z blatu stojącą tam świeczkę. — Dlaczego siedzisz po ciemku? Kate… — Błysk zapałek, drgnięcie i oczy z przerażeniem wpatrujące się w malutki płomień. Dziewczyna puściła kolana i cofnęła się w dalszy kąt pomieszczenia, nie spuszczając wzroku z dopalającej się zapałki, którą nadal trzymała zastygła bez ruchu Ino. — Już się nie pali, spójrz, wyrzuciłam ją. — Zapałka powędrowała w kierunku podstawki, na której osadzona była świeca. — Widzisz? Nie ma ognia. — Przysunęła się do skulonej postaci i objęła ją ramieniem. — Porozmawiasz ze mną? — Cisza. — Kate… tak nie można, musisz…

— Nic nie muszę. — Ochrypły od płaczu głos przerwał wywód blondynki.

— Owszem, nie musisz, ale powinnaś, jeżeli uważasz mnie za koleżankę… przyjaciółkę… to zaufaj mi, pozwól sobie pomóc.

— Daj mi spokój, nic mi nie jest. — Dziewczyna z zażenowaniem odwróciła głowę i sięgnęła do szafki po butelkę z sokiem.

— Nic ci nie jest. — Ino patrzyła na pijącą. — I dlatego od pożaru w domu Uchihów w każdą noc budzisz się z krzykiem. Co noc odcinasz się ode mnie i zbywasz mnie milczeniem?

— To nie tak. — Stróżka soku spływająca po brodzie, została starta wierzchem dłoni. — Po prostu nie ma o czym gadać.

— W takim razie nie mamy sobie nic do powiedzenia. — Ino podniosła się z ziemi z zamiarem powrotu do sypiali, lecz silny uścisk na nadgarstku posadził ją z powrotem na podłodze.

— Czekaj… cholera, ja… ja nie potrafię ot tak o tym mówić rozumiesz? Nie potrafię! Jestem tylko głupią, wesołą i pokręconą Kate, która chwyta się życia szukając w nim tego, co piękne i zabawne, aby choć na chwile zapomnieć… — Umilkła i zamknęła oczy opierając z rezygnacją głowę o ścianę. Jej dłoń nadal spoczywała na nadgarstku Ino, która nieświadomie gładziła delikatną skórę koleżanki. — To było zaraz po klęsce Orochimaru… Na początku byliśmy szczęśliwi, w końcu każdy już pojął, że jego obietnice były bez pokrycia. Wybraliśmy przywódcę. Był wspaniały, mądry i chciał zacząć od początku. Marzył, że nasza wioska wyjdzie z ukrycia i zacznie współpracować z innymi, że przestaniemy być postrzegani, jako szumowiny, służący znienawidzonej przez wszystkich osobie. Więc świętowaliśmy… — Kate umilkła na chwilę i zamyśliła się. — Zabawne, siedzisz w domu, śmiejesz się i patrzysz na drogie ci osoby, a potem… potem nie ma już nic… Bandyci z innych wiosek uznali, że jesteśmy słabi. Zaatakowali nocą, ich bronią był ogień. Stałam przed domem i patrzyłam jak płonie… chciałam wbiec do środka, ale on mnie trzymał… Jak ja go wtedy nienawidziłam! — Łzy spłynęły po policzkach dziewczyny. — Chciałam go zabić, moja matka… siostra, miała tylko trzy lata, widziałam jej twarz, widziałam jak stała w oknie i jej sylwetkę pożerały płomienie. Słyszałam jej krzyk… a potem był tylko huk i cisza…. — Ino milczała wstrząśnięta, patrząc na bladą twarz przyjaciółki. — Wiesz jak brzmi muzyka krzyku? Ma różne odcienie, od tych przerażonych bólem ciała, po tych, którzy krzyczą za tymi, którzy odchodzą. Od mocnych krzyków mężczyzn, po piskliwe krzyki dzieci… Melodia agonii. Potem nie było już nic, ocknęłam się przygnieciona czyimś ciałem. To był on! Zasłonił mnie, wiesz? Jego plecy były jedną wielką miazgą, wyglądał jak jeż, wszędzie ostrza, a jego twarz…

— Kochałaś go — mruknęła blondynka, która nie kryła już własnych łez.

— To był mój brat…

— Matko… — Ino przyciągnęła dziewczynę do siebie i mocno ją przytuliła. — Przepraszam, nie chciałam wywoływać tych wspomnień. Przepraszam… Wybacz mi.

— Co noc mam ten sen. Widzę twarz mojej siostry za oknem, pośrodku morza płomieni. Widzę mojego brata osłaniającego mnie, kiedy poświęcał wszystkie swoje marzenia, kiedy waliły się gruzy planów i nadziei. Widzę… — Zamilkła i wtuliła się w przyjaciółkę. Jeszcze nie czas, nie pora, niektóre rzeczy nie potrafiły wydostać się na zewnątrz, to były jej własne rany.

Tej nocy Ino poznała inną twarz Kate, tę zranioną, skrzywdzoną, pozbawioną złudzeń. Kołysała ją w ramionach jak małe dziecko, uciszając łkanie i przelewając na nią całe swoje ciepło. Po jakimś czasie dziewczyna się uspokoiła, podniosła głowę i spojrzała na blondynkę.

— Dzięki.

— Za co?

— Za to, że pozwoliłaś mi zmoczyć sobie koszulę. — Uśmiechnęła się krzywo szatynka.

— Nie szkodzi, wypierzesz.

— Zapomnij nienawidzę prania, mogę odwdzięczyć się inaczej. — Dotknęła włosów Ino i wplotła w nie palce. Yamanaka wstrzymała oddech, ale nie odsunęła się. Najpierw poczuła ciepły oddech, a potem pocałunek, delikatny jak muśnięcie płatkiem kwiatu, jakby Kate sprawdzała na ile może sobie pozwolić, a kiedy nie wyczuła oporu, jej usta nabrały śmiałości. Delikatnie muskały i pieściły dolną wargę blondynki. Kiedy poczuła odzew, jej ciałem wstrząsnął wyraźnie zauważalny dreszcz. Pocałunek nabrał nowego znaczenia, stał się namiętny i gorący, pełen pasji i żaru, jakby miał sprowadzić zapomnienie na to, co działo się wcześniej. Odciąć je od świata rzeczywistego. Po kilku minutach oderwały się od siebie, lekko dysząc. 

— To było… 

— Cudowne, wspaniałe, zobaczyłaś bukiet kwiatów i usłyszałaś dzwony weselne? — Kate przyglądała się przyjaciółce z ciekawością.

— Raczej ogłuszające i zaskakujące.

— Ogłuszyła cię moja słodycz

— Raczej bezczelność — zakpiła Ino.

— Jaka bezczelność? To było takie… spontaniczne. — Rozmarzyła się szatynka. — To co, powtórzymy nie?

— Jasne. — Ino podniosła się z ziemi. — Teraz panna „Słodka” pomaszeruje do łóżka.

— Masz rację na podłodze to za twardo. — Kate podniosła się i pobiegła do pokoju.

— Do swojego łóżka — wrzasnęła Ino stając w drzwiach.

— Twoje czy moje, wszystko jedno. — Dziewczyna poklepała pościel. Yamanaka podeszła cicho i nachyliła się nad nią. Jej dłonie miękko przesunęły po ramionach siedzącej wywołując szeroki uśmiech, potem delikatnie objęły ją w pasie, by nagle zacisnąć się i… przerzucić zaskoczoną Kate na jej własne łóżko. Ino otrzepała ręce i uśmiechnęła się wrednie.

— Ja jednak zdecydowanie wolę swoje łóżko, kochanie, bez małpiatek wywołujących sztuczny tłok. — Następnie udając, że nie widzi zawiedzionej miny przyjaciółki położyła się przykrywając kołdrą. — Dobranoc, słonko. — Z sąsiedniego posłania dobiegło ją jeszcze ciche mruknięcie.

— Następnym razem po prostu daj mi w łeb, przynajmniej od razu zasnę.


***


— Kati! — Wrzask Tsunade wyrwał dziewczynę z błogiego rozmyślania o tym, co by było, gdyby Ino jednak pozwoliła jej zostać w swoim łóżku. Dziewczyna siedziała na ławce przed kwiaciarnią i układała kompozycje przeznaczone na wystawę. Matka Yamanaki zatrudniła ją tu kilka dni wcześniej i Kate od razu pokochała nowe zajęcie.

— Tak? — Podniosła głowę odkładając naręcze tulipanów.

— Widziałaś może Sasuke? — Kobieta stanęła w pewnej odległości i przyglądała jej się roztargnionym wzrokiem.

— Był tutaj rano z Naruto, ma teraz ćwiczenia z uczniami w Akademii.

— A tak… faktycznie, a nie wiesz, kiedy kończy?

— O osiemnastej, a przynajmniej tak umawiał się rano w pubie z Uzumakim. — Dziewczyna przyglądała się Hokage, dochodząc do wniosku, że najprawdopodobniej jest ona na lekkim kacu. Cóż każdy wiedział, że Tsunade lubi sake.

— Ah.. — Kobieta zamyśliła się lekko i machnęła ręką w stronę dziewczyny. — Dziękuję za informację, ślicznie dziś wyglądasz Kati, uroczo, po prostu uroczo. — Uśmiechnęła się jakby z wysiłkiem i odeszła.

— Kate… mam na imię Kate — mruknęła odprowadzając Hokage zdziwionym wzrokiem. — Pijana, czy naćpana… a może po prostu przemęczona? — Wzruszyła ramionami i wróciła do swego zajęcia.


***


    Sasuke wyszedł spod prysznica i obwinąwszy się ręcznikiem poszedł wolnym krokiem w kierunku szatni. Po drodze mechanicznie skinął głową kilku uczniom, którzy właśnie opuszczali pomieszczenie. Trening młodych mieszkańców Konohy był męczący, ale nawet polubił to zajęcie. Dawało mu satysfakcję i pozwalało na utrzymanie dobrej formy. Ubrał się szybko i wyszedł przed budynek. Rozejrzał się w koło szukając Naruto, który zawsze czekał na niego po pracy, jednak zaraz przypomniał sobie, że tym razem umówili się w domu. Uzumaki miał dziś jakieś zajęcie w sklepie z bronią, zastępował Kibę, który dostał nową misję. Powoli ruszył w kierunku mieszkania kochanka. Odruchowo zerknął w kierunku ulicy, która prowadziła do posiadłości Uchihów. Wiedział, że prace naprawcze postępują, jednak wcale nie ciągło go, aby sprawdzić, na jakim są etapie. Właściwie wolałby, aby dom spłonął doszczętnie, może zatarłoby to przykre wspomnienia, które sobą przedstawiał? Od miesiąca zastanawiał się, czy pożar miał na celu zniszczenie samej posiadłości, czy był zamachem na jego własne życie, jednak każdy kierunek, który obrał, aby coś znaleźć okazywał się ślepy zaułkiem. Doszedł już do ulicy, przy której stał dom Uzumakiego i wyszedł zza muru, kiedy w przesmyku między budynkami mignęła mu złota czupryna chłopaka. Podszedł bliżej i zatrzymał się jak wryty odruchowo cofając za drzewo. Naruto stał w cieniu żywopłotu, a obok niego nieznajoma dziewczyna leniwie wierciła czubkiem buta w miękkiej ziemi. Obydwoje wydawali się być zajęci sobą i nie zwracali uwagi na otoczenie.

— Jak długo to jeszcze potrwa? 

— Kotku, przecież wiesz, że to wymaga czasu. — Blondyn nawijał na palec rudy kosmyk długich włosów swej towarzyszki.

— Nie mogę ścierpieć, że z nim mieszkasz, nienawidzę tego — mruknęła robiąc zniecierpliwioną minę.

— Musimy się poświęcić dla dobra sprawy — tłumaczył cierpliwie Naruto.

Sasuke zacisnął pięści. Takiej twarzy chłopaka jeszcze nie widział, widniał na niej cynizm, ironia i jakaś przebiegłość.

— Tak, tak — mruknęła nieznajoma. — Ale jak pomyślę, że on cię dotyka tymi swoimi…

— A myślisz, że ja to lubię? — Uzumaki szarpnął włosy dziewczyny przyciągając ją do siebie. — Sądzisz, że sprawia mi przyjemność dotyk jego brudnych, oślizgłych rąk? Przesiąknął zapachem Węża, jest okropny. Niedobrze mi się robi za każdym razem, kiedy się do mnie zbliża, ale jeżeli zemsta ma się dopełnić, musimy być cierpliwi. Zdrajca zapłaci za wszystko! A teraz muszę już iść, dochodzi osiemnasta, lada chwila nasza nadpsuta zabawka wróci do domu.

— Naruto, pocałujesz mnie na pożegnanie? — Dziewczyna przymilnie przysunęła się do chłopaka opierając dłonie na jego piersi.

— Kotku, wiesz, że zawsze — mruknął Uzumaki i po chwili para całowała się namiętnie. Dłonie Naruto obmacywały zgrabny tyłek dziewczyny, a z jego piersi wydobył się pomruk rozkoszy. Po kilku minutach, które dla Sasuke wydały się wiecznością, odepchnął kochankę i odsunął się trochę. — To musi ci wystarczyć, więcej dostaniesz jak zakończymy naszą małą gierkę z Uchihą. — Zaśmiał się lekko i zniknął w bocznej uliczce prowadzącej do jego domu, dziewczyna przeskoczyła przez żywopłot i pobiegła pomiędzy pobliskie sklepy.


      Stał pod drzewem jak sparaliżowany. Czuł się gorzej niż wtedy, gdy leżał przygnieciony szafą i całe życie przelatywało mu przed oczami. Naruto… jedyna osoba, którą odważył się pokochać, jedyny człowiek, któremu ufał bezgranicznie, za którego gotów był oddać życie… zdradził go. Wszystko, co robił było grą, tak naprawdę uważał go za zdrajcę, nienawidził go i czuł do niego odrazę. Ból, jaki czuł w tej chwili rozsadzał jego piersi. Skulił się, jak od zadanego ciosu, łzy przesłoniły mu wzrok. Łkał cicho uderzając pięścią w drzewo, aż z dłoni popłynęła krew. Miał ochotę rwać włosy, pójść i zrobić coś, co zakończy jego cierpienie. Był sam, zawsze był sam, wszystko to była iluzja, misterna sieć kłamstw. Naiwnie myślał, że jest wreszcie bezpieczny, kochany, akceptowany. Jaka głupota z jego strony. W końcu, kto mógłby pokochać człowieka, na którym ciążyła klątwa przeszłości, który zostawił wszystko i wszystkich dla zemsty? Oderwał się od drzewa i pobiegł w kierunku domu Uzumakiego. Niech spojrzy mu w oczy i powtórzy to wszystko, niech wie, że nie da się oszukiwać! Jeżeli chce go zabić, nie będzie się bronić, w końcu po cholerę ma żyć w świecie, gdzie nawet miłość jest kłamstwem.

— Sasuke. — Starsza pani sprzedająca pieczywo wyciągnęła rękę z woreczkiem. — Świeże bułe… — Uchiha minął ją w biegu nie zwracając na nic uwagi — bułeczki… — dokończyła kobieta zastygając z wyciągniętą dłonią. Boże, co stało się temu chłopakowi? Jego twarz wyglądała zupełnie tak, jak twarz jego brata kilkanaście lat temu… Wzdrygnęła się i wróciła do swojego straganu.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale ale no nie tak... to nieprawda? to nie mógł być Naruto, peawda? nie wierzę w to i już... ale zatem kto, to by musieli wiedzieć że są obserwowani... a Kate och tak wiele przeżyła
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń