Drzwi
do mieszkania ustąpiły z głośnym trzaskiem, kiedy Sasuke pchnął je z całą siłą.
Wbiegł do pokoju i rzucił mały plecak na łóżko.
— Naruto! — krzyknął rozglądając się wokół, jednak odpowiedziała mu cisza. Wszedł do kuchni, na stole stał karton z mlekiem, obok leżała niedokończona kanapka, której nie zjadł tego ranka. Po chwili doszedł do wniosku, że kochanek jeszcze nie wrócił. Być może powinno mu się to wydać cokolwiek dziwne, lecz w tej chwili zupełnie o tym nie myślał. Wrócił do pokoju i otworzył szafkę, z której w przypływie gniewu i rozpaczy, zaczął wyrzucać swoje rzeczy.
Przeniósł
swój skromny dobytek do Uzumakiego, tuż po pożarze. Niewiele ocalało, jednak
ubrania były jedną z tych rzeczy, które nie uległy zniszczeniu, gdyż znajdowały
się w tej części budynku, która cudem ocalała. Upychał wszystko do plecaka
dobijając pięściami to, co nie chciało wejść. Przez cały czas miał przed oczami
scenę, która rozegrała się koło żywopłotu. Słowa Naruto wyrażające głęboką
nienawiść i pogardę. Jak mógł z nim sypiać, kiedy tak bardzo nie znosił jego
dotyku?
Boże…
jak mógł tak udawać, jak mógł patrzeć na mnie tymi niewinnymi oczami. Tyle
kłamstw, tak wiele uprzedzeń…
Upadł
na kolana obok łóżka i ukrył twarz w dłoniach, jego ciałem wstrząsnął szloch,
który wyrwał się z głębi serca. Jeszcze nigdy tak nie płakał, nawet wtedy,
kiedy widział masakrę swojego klanu. Wtedy płacz mieszał się z odrętwieniem,
paraliżem, niezdolnością do reakcji. Teraz było inaczej, wylewał z siebie całą
żałość, gniew i odrzucenie. Płacz przerodził się w wycie, któremu towarzyszyło
jedno pytanie.
— Dlaczego… Do diabła dlaczego Naruto… czy aż tak bardzo cię zraniłem? Zagniewałem? Czy nie mogłeś mi przebaczyć? Czemu po prostu mnie nie uderzyłeś, czemu udawałeś mojego przyjaciela… kochanka… miłość… dlaczego?…
***
— No chodź Kakashi, zjesz z nami. — Uzumaki stał pod domem. W ręce trzymał siatkę, w której zapakowany był gorący jeszcze ramen i sajgonki. — Nie daj się prosić.
— Nie, na pewno wolelibyście zjeść sami. — Hatake usiłował wykręcić się od zaproszenia. — Poczekam, Iruka kończy pracę koło dziesiątej, to…
— No właśnie! — Naruto złapał go za ramię. — Koło dziewiątej, do tego czasu zdążysz jeszcze drugi raz zgłodnieć, właź i nie marudź. — Wciągnął mężczyznę na klatkę schodową.
— Jesteś pewien, że Uchiha nie będzie miał nic przeciwko temu? — Jeszcze na schodach, sensei wyraził swoje wątpliwości.
— Nie, nie będzie miał, zresztą i tak kupiłem za dużo, ktoś musi pomóc nam zjeść. — Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Dobrze, skoro nalegasz poświęcę się.
— Też mi poświęcenie, darmowa wyżera, następnym razem… — Urwał stając w otwartych drzwiach mieszkania. — Co jest… — mruknął i wszedł do pomieszczenia.
Tuż za nim
Kakashi ostrożnie rozglądał się dokoła. Pierwsze co ujrzeli, to porozrzucane
wszędzie ubrania, dopiero potem dostrzegli z drugiej strony łóżka wystające
czarne włosy Uchihy. Naruto odruchowo podał siatkę Hatake i podszedł do
posłania. Podniósł jeden z podkoszulków kochanka i spojrzał na do połowy
zapchany plecak niedbale rzucony na kołdrę. Obszedł łóżko i stanął przed
chłopakiem.
— Sasuke?... — Cisza. Siedzący na podłodze młodzieniec nawet się nie poruszył. Uzumaki delikatnie dotknął jego ramienia. To wyrwało Uchihę z letargu, wzdrygnął się i odsunął strącając jego rękę. — Sasuke co się dzieje?
— Co się dzieje? — Ochrypły głos nie przypominał w niczym głosu Uchihy. — Ty mnie pytasz, co się dzieje? Ty? — Roześmiał się chrapliwie i w końcu uniósł głowę. Jego twarz przypominała maskę. Zapuchnięte oczy skrzyły się czerwienią, w której malowała się złość i niewyobrażalny ból. — Powiedz mi, Naruto… jak długo zamierzałeś ciągnąć to przedstawienie? — Jego usta wykrzywił sarkastyczny uśmieszek. — Jeżeli czekałeś aż się w tobie zakocham to ci się udało. Teraz możesz się tym rozkoszować. No dalej, Naruto, śmiej się! Sasuke Uchiha, zakochany głupiec, wierzący we wszystko, co mu się wmawia, niewidzący rzeczywistości, nieodróżniający prawdy od kłamstwa. — Wbił spojrzenie w zszokowaną twarz Uzumakiego. — Brawo… nadal udajesz niewiniątko. Nadal patrzysz na mnie tymi cholernymi niebieskimi oczami, w których ukazujesz niezrozumienie i niewiedzę… Boże… jakim dobrym aktorem jesteś! — Wsunął ręce we włosy zaciskając je w pięści.
— O czym ty mówisz? — Uzumaki uklęknął i podparł się na rękach. — Nie… nie rozumiem.
— Och… rozumiesz, dobrze rozumiesz, tylko zastanawiasz się skąd ja to wiem… Powiedz Naruto, dlaczego wbiegłeś do mego domu, dlaczego nie pozwoliłeś mi tam zginąć? Czyżby tak szybka śmierć nie obejmowała twoich planów? Chciałeś pozbawiać mnie po kolei wszystkiego? Najpierw dom… potem… potem co? Bo wiesz… ja nic już nie mam, nic… poza tobą… Chociaż ciebie też nie mam, nigdy nie miałem. Powiedz, czy na koniec miałem leżeć u twych stóp, kiedy ty deptałbyś moje uczucia wraz z tą rudą suką? Zatańczyłbyś z nią na moim grobie? Zresztą, może twoje plany nie obejmowały mojego grobu, bo w końcu, po co takiemu śmieciowi miejsce pochówku, zdrajca nie zasługuje nawet na to… — Wyglądało na to, że Uchiha zupełnie oderwał się od świata, wylewając chaotycznie swoje żale. Gdzieś zniknął twardy mężczyzna, zahartowany życiem, nieulegający nigdy przeciwnościom. Na jego miejscu siedział złamany i zdeptany przez los człowiek, któremu jest wszystko jedno, kto zobaczy go w też żałosnej wersji.
— Przestań, przestań wygadywać takie rzeczy! Dlaczego… co ci przyszło do głowy… ja… — Naruto podniósł głowę i spojrzał bezradnie na Kakashiego, który stał w drzwiach i przysłuchiwał się rozmowie, patrząc to na jednego, to na drugiego z chłopców. — Ja naprawdę nie rozumiem…
— Nie udawaj głupiego! — Głos Uchihy przeszedł w krzyk, a jedna z dłoni wystrzeliła do przodu uderzając pięścią Uzumakiego prosto w twarz. Z satysfakcją spojrzał na krew, która ukazała się na rozciętej wardze i powoli spłynęła cienką stróżką po brodzie. — Bolało? Broń się Uzumaki, broń się do cholery! — Kolejna pięść uderzyła w brzuch blondyna wywołując cichy jęk. — Twój ból to gówno! Zwyczajne szambo naprzeciwko tego jak mnie bolało! Bólu ciała nie da się porównać do bólu zdeptanych uczuć, jeżeli pragnąłeś zemsty, to wybrałeś tę najboleśniejszą! — Chwycił za włosy Naruto i przyciągnął jego twarz do swojej. — Dlaczego… dlaczego mnie tak nienawidzisz, dlaczego tak mną gardzisz?
— Ja… ja naprawdę nie rozumiem. — Dłoń chłopaka podniosła się lekko i dotknęła twarzy Sasuke gładząc go po bladym policzku. — Ja… ja ciebie nie nienawidzę. Dlaczego miałbym gardzić kimś, kto dla mnie jest całym światem, kto dał mi prawdziwy dom, uczucie i sprawił, że nareszcie nie jestem sam…
— Nie kłam! Kurwa nie kłam, kiedy patrzysz mi w oczy, nie bądź aż tak cyniczny! — Uchiha odepchnął chłopaka, aż ten upadł na plecy, boleśnie uderzając się łokciem o kant łóżka. — Nie jestem ani ślepy, ani tym bardziej głuchy! Widziałem cię z tą rudą suką, widziałem i słyszałem rozumiesz? „Sądzisz, że sprawia mi przyjemność dotyk jego brudnych, oślizgłych rąk? Przesiąknął zapachem Węża, jest okropny. Niedobrze mi się robi za każdym razem, kiedy się do mnie zbliża” — zacytował słowa które słyszał kilkadziesiąt minut wcześniej, naśladując głos Naruto. — Sam to powiedziałeś, kiedy obejmowałeś ją i kazałeś jej czekać, aż dopełnisz swoją zemstę… A ja ci wierzyłem! — Roześmiał się histerycznie. — Wierzyłem ci jak nikomu innemu. — Śmiech urwał się i Sasuke wpatrywał się teraz w kochanka z gniewem.
Uzumaki
siedział i patrzył na to wykrzywione złością oblicze zszokowanym wzrokiem. Jego
twarz stawała się coraz bielsza, aż zaczęła przypominać kartkę papieru.
Spojrzał znowu na Kakashiego, jakby u niego szukał zrozumienia.
— Naprawdę wierzysz, że Naruto mógłby powiedzieć coś takiego? — zapytał spokojnie Hatake. Nie przyjmował do wiadomości tego, co usłyszał. Wszystko wewnątrz niego buntowało się przeciwko temu. — Znam go od dziecka, to chyba najszczersza osoba, jaka chodzi po ziemi, nawet nie wiem, czy potrafi kłamać… Sądzisz, że szukał cię przez tyle lat, że jako jedyny nigdy nie zrezygnował, po to tylko, aby się zemścić? Tylko, za co?
— Bo go zostawiłem?! Bo przedłożyłem zemstę nad jego przyjaźń? Bo opuściłem Konohę i podążyłem za Orochimaru?
— Idiota — warknął mężczyzna. — Zastanów się, wbiegł w ogień żeby cię ratować, narażał swoje życie, wyniósł cię na własnych rękach, dla zemsty? To niedorzeczne!
— Sasuke… — Naruto patrzył w ziemię, nerwowo przygryzając zranioną wargę. — Nie wiem, o czym mówisz. Bo ja, nie znam żadnej rudej dziewczyny…
— Widziałem! Widziałem jak się z nią całowałeś! Stałem trzy metry od was! Słyszałem, co do niej mówiłeś, kiedy przytulałeś ją do siebie. — Przerwał mu wściekle Uchiha.
— Rano wszystko było w porządku prawda? — Kakashi podszedł do łóżka i usiadł na nim ciężko, kładąc siatkę ze stygnącym obiadem na podłodze. — Więc kiedy to się stało?
— Jak to, kiedy? Kiedy wracałem do domu do cholery.
— A dokładniej?
— Myślisz, że patrzyłem na zegarek? Kurwa, Kakashi, wiem, czego byłem świadkiem! Zdradził mnie na moich własnych oczach!
— Kiedy? — Nie ustępował Hatake. — To ważne.
— Zachowujesz się jak cholerny ANBU. Nie wiem, kiedy. Już mówiłem.
— Nie zapominaj, że dowodziłem ANBU, widać mam to we krwi, więc odpowiedz mi łaskawie.
— Nie wiem — wrzasnął coraz bardziej wściekły Sasuke. — Dwadzieścia, trzydzieści minut temu? Mówię ci do kurwy nędzy, że nie patrzyłem na żaden cholerny zegarek.
— Nie klnij, nie ma takiej potrzeby. — Kakashi przejechał ręką po włosach, co robił zawsze wtedy, gdy był zdenerwowany, albo zakłopotany. — To niemożliwe.
— Co jest niemożliwe? Uważasz, że zwariowałem? Że wymyśliłem to sobie?
— Nie, mówię tylko, że to niemożliwe, aby Naruto był w dwóch miejscach na raz. Chyba, że użyłby kage bunshin no jutsu, co byłoby możliwe tylko wtedy, gdybym był ślepy lub głuchy.
— Nie rozumiem — warknął Uchiha patrząc na niego ponuro. Uzumaki siedział nadal wpatrując się w podłogę, jakby nagle stracił mowę, zbyt zaszokowany, aby w jakikolwiek sposób zareagować.
— Uzumaki zastępował dziś Kibę, nie opuszczał sklepu przez cały ten czas. Ponad godzinę temu przyszedłem do niego i rozmawialiśmy. Właściciel zamknął sam, a Naruto wyszedł wraz ze mną. Poszliśmy po obiad do baru i razem przyszliśmy tutaj. Jeżeli sądzisz, że nie widzę, jak ktoś, kto oddala się ode mnie najwyżej na dwa metry, wykonuje jutsu, to jesteś głupcem. — Spojrzał na chłopaka z ironią. — Poza tym musiałby wysłać swoją kopię na spotkanie, bo przecież nie wywołałby jej kilometr od siebie, a jakoś nie przypominam sobie, abym widział dwóch Uzumakich na raz dzisiejszego popołudnia. — Zamilkł nadal nie spuszczając wzroku z zdezorientowanej twarz Sasuke, na której malowało się niedowierzanie pomieszane ze słabą nadzieją. Wstał i podszedł do okna, spojrzał w dół i rozejrzał się wokół. — Gdzie dokładnie widziałeś Naruto? — Tym razem Uchiha podniósł się nie protestując i podszedł do mężczyzny.
— Przy tamtym żywopłocie, stałem pod drzewem rosnącym na rogu. — Wskazał ręką miejsce odległe o jakieś sto metrów od domu.
— Aha… — mruknął Kakashi. — I w którą stronę pobiegł Uzumaki?
— Jak to, w którą… prosto do domu.
— Rozumiem… — Sensei wychylił się przez okno i machnął ręką w stronę straganu stojącego jakiś trzydzieści metrów dalej. — Pani Tomoko! — wrzasnął, aby zwrócić na siebie uwagę straganiarki. — Może pani tu przyjść na chwilę? — Kobieta spojrzała w kierunku głosu i rozpoznawszy Kakashiego skinęła głową. Znikła na chwilę we wnętrzu straganu, skąd wyłoniła się z mężczyzną, który został, aby pilnować stanowiska, a sama ruszyła w kierunku domu. Po chwili słychać było jej ciężkie kroki na schodach i ona sama ukazała się w drzwiach.
— A co to się stało panie Kakashi, pali się czy co?
— Nie, pani Tomoko, nie pali się, ale mam do pani kilka pytań, bądźcie uprzejma i odpowiedzcie na nie najlepiej jak potraficie. — Mężczyzna podszedł do kobiety i położył jej uspokajająco rękę na ramieniu.
— Ano pytajcie, pytajcie, ja tam nie mam nic do ukrycia — mruknęła starsza kobieta ciekawie rozglądając się po wnętrzu i lustrując bystrym wzrokiem nieład panujący w pomieszczeniu.
— Staliście z mężem cały czas przy straganie, czy może odchodziliście od niego?
— No… tak w porze obiadu poszłam do domu, ale potem to cały czas pilnowałam, już ze trzy godziny stoję i nie ruszam się z miejsca. Dopiero teraz, jak mnie zawołaliście…
— Hmm… — Zamyślił się Hatake. — To pewnie widzieliście dzisiaj Uzumakiego, prawda?
— A jasne żem widziała, rano szedł do roboty razem z panem Uchihą. — Spojrzała w stronę bruneta, który przyglądał się jej z jakimś dziwnym natężeniem.
— A później? — Indagował dalej mężczyzna.
— A później, to już jak wracał z panem do domu, przecież wiecie sami. — Zdziwiona zerknęła na Naruto, który podniósł wreszcie głowę i patrzył na nią z nadzieją.
— I nie widzieliście go wcześniej?
— A gdzie? Tuż przed wami przeleciał pan Uchiha, nawet chciałam mu dać gorące bułeczki, ale… ale nawet nie zauważył, a taki miał wyraz twarzy… o matko taki to ja ostatnio widziałam jak… — Zamilkła zmieszana.
— Rozumiem. — Kakashi spojrzał na nią badawczo. — Ostatnie pytanie. Postarajcie się, bo to ważne. Czy tuż przed Sasuke, widzieliście może Naruto jak wracał do domu? — Kobieta poprawiła chustkę przerzuconą przez plecy, zmarszczyła brwi i pokręciła przecząco głową.
— Nie, na pewno nie, bo żem nawet mówiła do męża, że coś dzisiaj pusto, a i sprzedaż po południu nie szła za dobrze. Pewnikiem przez ten skwar, co się z nieba leje. Ostatnio to przechodził tylko stary Tadashi, jak wracał do domu od wnuków, ale to było z godzinę wcześniej. Potem to już dopiero pan Uchiha przebiegł, no i wy chwile potem.
— Dziękuję pani Tomoko.
— A coś się stało? Okradli kogoś? A taka spokojna okolica — zapytała zaciekawiona.
— Nie nikogo nie okradli, dziękuję za informacje i proszę odłożyć trochę bułeczek dla mnie, zabiorę, gdy będę wracał. — Kakashi wyprowadził kobietę, zamykając za nią drzwi. Podszedł do okna i przez chwilę patrzył jak znika pod zadaszeniem straganu.
— Ktoś mi powie, co się do cholery dzieje? — odezwał się wreszcie Naruto wstając z podłogi. Na jego brodzie nadal widniała zakrzepła krew, a warga zdążyła nieco spuchnąć. — Skoro to nie ja, a wiem chyba, co robiłem cały dzień, to kogo widział Sasuke? — zapytał omijając starannie wzrokiem Uchihę stojącego przy oknie.
— Genjutsu… — tylko jedno słowo wyszło z ust Kakashiego.
— Co? — Uzumaki spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Ale… ale…
— Ktoś zafundował Sasuke praniu mózgu za pomocą genjutsu. Ktoś, kto dobrze wie, co zraniłoby go najbardziej, co odebrałoby mu pewność siebie i spowodowało, że przestałby uważać. Stracił chęć do życia. — Kakashi odwrócił wzrok od okna i popatrzył uważnie na Uchihę. — Ktoś pokazał ci dokładnie to, co chciał, a ty dałeś się złapać. Zaczynam się zastanawiać…
— Nad czym? — Uzumaki patrzył wściekłym wzrokiem na senseia. — Tutaj się nie trzeba zastanawiać, jak złapię tego bękarta, to mu nogi z dupy powyrywam! Co za szumowina! Gnój jeden, ja mu… — Blondyn najwyraźniej stracił kontrolę nad sobą i jego oczy zaczęły się niebezpiecznie zwężać. Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń, odwrócił się… Za nim stał Sasuke.
— Daj spokój… — szepnął — Najpierw musimy go znaleźć.
— Dokładnie! Najpierw musimy go znaleźć, a teraz wybaczcie, muszę już iść. — Mężczyźnie najwyraźniej zaczęło się spieszyć. — Muszę z kimś porozmawiać.
Wyszedł
nie oglądając się na chłopców, jego myśli zaprzątały dwa podstawowe pytania, Po
pierwsze, kto wiedział, o której Sasuke będzie wracał do domu, a drugie… Drugie
właśnie musiał potwierdzić, gdyż zmieniało ono cały kształt dotychczasowych
poszukiwań. Po jego wyjściu w pokoju zapadła cisza, Naruto stał patrząc w okno,
obok oparty o ścianę Uchiha nie spuszczał z niego wzroku.
— Może… może się rozpakujesz — mruknął Uzumaki. — Myślę, że wyprowadzka już jest nieaktualna. — Westchnął cicho.
— Tak, powinienem tutaj posprzątać, narobiłem bałaganu — szept Sasuke był prawie niedosłyszalny.
— Obiad nam wystygł, trzeba będzie podgrzać. — Naruto oderwał wzrok od okna i ruszył w stronę łóżka, obok którego leżała porzucona siatka.
— Za… zaczekaj. — Sasuke chwycił go za rękę. — Ja…
— Oj Uchiha jąkać się zaczynasz? No weź, bo stracisz szacunek u tych wszystkich napalonych lasek, jak zaczniesz do nich mówić ko..ko..ko…chanie, jeszcze wezmą cię za kurę. — Blondyn roześmiał się sztucznie.
— Przestań. — Poczuł jak Sasuke obejmuje go od tyłu i przytula twarz do jego szyi. — Nie zgrywaj twardego, możesz mnie uderzyć, możesz nawet pobić, ale nie zamykaj się przede mną. Ja… ja wiem, że powiedziałem ci wiele złych rzeczy. — Odwrócił go w swoją stronę i spojrzał na niego oczami, w których malowała się obawa. — Nawet cię uderzyłem. — Dotknął delikatnie jego dolnej wargi i skrzywił się lekko, kiedy Naruto się wzdrygnął. — Najlepiej by było abym nigdy nie pojawił się w twoim życiu, stwarzam tylko problemy, powinienem…
— Cicho. — Naruto położył mu palec na ustach uciszając jego tłumaczenie. — Nic więcej nie mów, nie trzeba… wszystko rozumiem. Gdybym ja… gdybym ja zobaczył coś takiego, nie wiem, co bym zrobił. Pewnie to samo co ty, albo coś jeszcze gorszego. Nie rozumiesz? Właśnie o to chodziło cały czas, o skłócenie nas, abyśmy nie byli razem, a może nawet pozabijali się walcząc ze sobą. Kocham cię. — Wplótł palce w czarne włosy kochanka. — Nic i nikt tego nie zmieni, nie ważne, co byś zrobił, czy powiedział, mógłbym cierpieć, ale nie potrafiłbym zmienić własnych uczuć.
— Naruto. — Sasuke objął chłopaka mocno, prawie sprawiając mu ból. — Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, że zwątpiłem.
— Nie przepraszaj, nie trzeba. Twoje słowa raniły, ale patrząc na to teraz… były też wyrazem uczuć, które wywołało w tobie to genjutsu. Cokolwiek chciała zrobić osoba, która to zaplanowała, nie tylko jej się nie udało, ale spowodowała też, że pewne rzeczy lepiej zrozumiałem. Pozbyłem się wątpliwości, obaw, że może nie czujesz tego samego co ja, że nie jest to tak silne. — Obiad poszedł w zapomnienie. Dwaj młodzieńcy stali naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy, które mówiły o miłości, o zrozumieniu, o zaufaniu. Brakło słów, które mogłyby to wyrazić, cisza była bardziej wymowna. Przerwało ją tylko ciche westchnienie, kiedy ich usta odnalazły się i połączyły, w pocałunku, który wyrażał wszystko, co chcieli przekazać.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ach jak dobrze że był tam Kakashi i podszedł do tego racjonalnie, ale genjutsu kto mógłby na niego je rzucić musiałby być to ktoś bardzo silny
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia