Shikamaru
od kilkunastu minut chodził tam i z powrotem, po ulicy naprzeciw budynku, w
którym mieściły się pokoje gości. Co jakiś czas nerwowo przeczesywał ręką
włosy, mamrotając przy tym do siebie pod nosem. Spojrzał na zegarek, dochodziła
szósta.
—
Cholera, o tej porze normalni ludzie śpią, zwłaszcza kiedy mają dzień wolny — mruknął i wcisnął ręce w kieszenie patrząc na
drzwi wejściowe. — Co za irytująca baba, czemu nie może wychodzić o ósmej,
dziewiątej, jak na gościa przystało? Ale nie… po co, ona musi wstawać o świcie, żeby normalnego człowieka wpędzać do
grobu.
Właściwie
jego narzekanie nie miało większego sensu, gdyż osoba, przez którą tak się
użalał, nie miała zielonego pojęcia, iż jest oczekiwana. Wreszcie drzwi się
otworzyły i ukazała się dziewczyna, stanęła na schodach, spojrzała w niebo i
poprawiła dwa kucyki. Była to jej ulubiona fryzura, chociaż gdyby szło o
ścisłość, to nosiła ją odkąd sięgała pamięcią i nigdy nie usiłowała wprowadzić
jakiejkolwiek zmiany w swym wyglądzie. Zbiegła ze schodów i wtedy zobaczyła
stojącego plecami do niej chłopaka. W pierwszej chwili go nie rozpoznała,
czarne spodnie, zielony podkoszulek i burza ciemnych włosów do ramion niewiele
jej mówiły. Lekko zgarbiona postać z dłońmi wciśniętymi w kieszenie zawzięcie
kopała czubkiem buta w piaszczyste podłoże, mrucząc coś, czego niestety jej
wrażliwy słuch nie potrafił rozszyfrować. Wzruszyła lekko ramionami i podeszła
bliżej.
— Ej ty, stało się coś? — zapytała nie bardzo wiedząc, czy będzie w stanie w ogóle pomóc.
— Idziemy na spacer — mruknął chłopak i nie patrząc na nią ruszył przed siebie.
Przez
chwilę stała usiłując przetrawić to, że głos, który tak dobrze znała, należy do
tej dziwnej postaci, a potem ostrożnie ruszyła za nim. Po jakichś piętnastu
minutach doszli do skraju wioski i zagłębili się w rzadki lasek pełen
wydeptanych ścieżek. Chłopak uparcie szedł na przód, nie zwalniając i nie
odzywając się, jakby zupełnie zapomniał o jej obecności.
— Dalej nie idę — warknęła zirytowana zachowaniem dziwnego gościa o głosie jej kolegi i stanęła w lekkim rozkroku krzyżując ramiona na piersi. Młodzieniec przystanął, przejechał ręką po i tak już zmierzwionych włosach i westchnął głośno.
— No dobra, może być tutaj, w sumie każde miejsce się nada — powiedział i uniósł głowę ku czubkom drzew, sprawiając, że włosy wydały się dłuższe niż w rzeczywistości.
— Nada? Do czego?
— Musimy pogadać — mruknął, a w jego głosie dało się wyczuć rozdrażnienie.
— No… to pogadajmy.
— To jak, zdecydowałaś już czy zostajesz, czy odchodzisz z resztą pojutrze? — Padło niespodziewane pytanie. Dziewczyna otworzyła lekko usta ze zdziwienia i zacisnęła ręce w pięści.
— Jak do tej pory, nikt nie dał mi szczególnego powodu, abym nagle miała zamieszkać w Konoha — warknęła.
— Kurde. — Dłonie chłopaka na powrót powędrowały do kieszeni. — Jesteś tępa czy, tylko udajesz, aby mnie wkurzyć.
— Zaraz ci przyłożę. Albo mówisz, o co ci chodzi, albo idę — wrzasnęła coraz bardziej zła. Pomimo tego, zaczęła zdawać sobie sprawę, o co naprawdę chodzi w tej dziwnej rozmowie.
— Jasna cholera, kobiety są beznadziejne — jęknął Shika.
— Idę — powiedziała i odwróciła się na pięcie.
— Czekaj! — Chłopak szybko znalazł się przy niej i chwycił ją za ramię odwracając w swoją stronę. Zatrzymała się i spojrzała w twarz Shikamaru, który wyglądał, jakby jego przerażenie sięgnęło zenitu.
— No… — mruknęła zniecierpliwiona. — Czemu niby mam zostać?
— Bo to strasznie irytujące jak żona mieszka kilometry od męża.
— Żona? — uśmiechnęła się krzywo. — O ile pamiętam, wczoraj kładłam się spać, jako panna i nie przypominam sobie, aby rano mój stan cywilny uległ zmianie.
— No szlag trafił. — Shika był coraz bardziej zdenerwowany. — Przecież wiem, ale jak za mnie wyjdziesz, to taka sytuacja będzie idiotyczna.
— Wyjdę za ciebie? — Jej twarz przybrała wyraz uprzejmego zdziwienia.
— A nie? — Shikamaru wydał się być zaskoczony jej pytaniem.
— A prosił mnie ktoś o to? — Sytuacja powoli zaczynała ją bawić.
— No… — zająknął się lekko. — Mówiłaś przecież, że zostaniesz jak spotkasz odpowiedniego faceta.
— Mówiłam i co?
— Rany, jak wy wszystko komplikujecie. — Puścił jej ramię i rozejrzał się dookoła. Po chwili znalazł to, czego szukał. Odszedł kilka kroków i zerwał białego kwiatka rosnącego pod drzewem. Spojrzał na niego krytycznie i wrócił do dziewczyny. — Wyjdziesz za mnie? — zapytał wyciągając rękę z rośliną przed siebie.
— Skoro tak ładnie prosisz — mruknęła i wzięła kwiatek, dyskretnie obrywając dyndający u końca łodyżki korzonek.
— No, to załatwione. — Uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku wioski, po drodze wyciągając z kieszeni rzemyk i związując nim włosy, których po raz pierwszy nie uczesał w kucyka.
— Zaraz — wrzasnęła za nim. — I to wszystko?
— A coś jeszcze? — Przystanął i odwrócił się zdziwiony.
— No może byś powiedział, że mnie kochasz. — Stała tam gdzie ją zostawił i podpierała się pod boki.
— Kocham cię — Shikamaru patrzył nią jakby była głupia. — No przecież jakbym cię nie kochał, to nie chciałbym, abyś za mnie wyszła.
— To może byś mnie jeszcze pocałował , w końcu właśnie zostałam twoją narzeczoną — mruknęła.
— Rany, rany to trzeba było tak od razu, a nie bawić się w podchody.— Wyszczerzył zęby i szybko wrócił do dziewczyny.
Przez
chwilę stał i patrzył na jej lekko zarumienioną twarz otoczoną blond włosami, a
potem objął ją i przyciągnął do siebie zatapiając się w jej ustach. Kiedy po
kilku minutach wreszcie ją puścił, popatrzyła na niego wstrząśnięta. Jednego
była pewna, za takie pocałunki mogłaby dać się pokroić, zapowiadało się
naprawdę ciekawie.
— Mam kontynuować, czy wracamy do wioski? — zapytał rzeczowo, chociaż jego oczy zasnute były mgiełką namiętności.
— Wracajmy do wioski — mruknęła. Bo nie ręczę za siebie, dodała w myślach.
— W sumie. — Przekrzywił głowę z przekornym uśmiechem i chwyciwszy ją za rękę pociągnął w głąb lasu. — Zmieniłem zdanie, do wioski wrócimy później.
Szła za
nim prawie nadeptując mu na pięty. Zwariowałam,
to dzieje się stanowczo za szybko, myślała patrząc na jego plecy. Nie dość, że baran owcy oświadczyłby się
romantyczniej, to jeszcze wlecze mnie nie wiadomo gdzie. Po chwili
zatrzymali się w zupełnie nieznanym jej miejscu. Pomiędzy drzewami widać było
wejście do jaskini. Shikamaru skierował się w jego stronę, nadal nie puszczając
ręki dziewczyny. Grota okazała się wąska i krótka, a jej koniec wychodził na
małą łąkę, otoczoną drzewami. Chłopak przystanął i odwrócił w jej stronę.
— To na czym skończyliśmy? — zapytał patrząc jej w oczy. — A tak… Kocham cię Temari — szepnął kładąc ją na trawie.
A jednak jest romantycznie, zdążyła pomyśleć, zanim jej umysł przestał
reagować na cokolwiek innego, niż całujący ją chłopak.
***
Stała oparta o ścianę budynku i czekała.
Właściwie gdyby ktoś teraz ją zobaczył, pomyślałby, że jest chora. Bladą twarz
zdobiły oczy, które teraz były podkrążone z niewyspania, włosy w lekkim
nieładzie opadały na ramiona, a zaciśnięte usta stanowiły jedną wąską kreskę.
Ręce zaciśnięte w pięści były lekko spocone, więc wytarła je odruchowo w
krótkie legginsy. Wreszcie zza rogu wyłoniły się osoby, na które czekała.
Sasuke trzymał rękę przerzuconą przez ramię Uzumakiego i coś tłumaczył mu z
ironicznym uśmiechem. Naruto podskakiwał obok, żywo gestykulując i co jakiś
czas patrząc na swego towarzysza z lekkim niedowierzaniem. Wzięła głęboki
oddech i wyszła zagradzając im drogę. Spojrzeli na nią z zaskoczeniem i
zatrzymali się w miejscu. Twarz Naruto lekko pobladła i jakby skulił się w
sobie, co zabolało ją bardziej niż uderzenie. Sasuke odruchowo przyciągnął go
do siebie i spojrzał na nią z jawną nienawiścią. Właściwie nie zrobiło to na
niej wrażenia. Ból, który towarzyszył jej od kilku dni, sprawił, że trwała w
lekkim otępieniu i była przygotowana na takie traktowanie.
— Czego — warknął Uchiha. — Masz nam jeszcze coś do powiedzenia? Mam nadzieję, że to spotkanie jest przypadkowe, bo nie mamy, o czym rozmawiać.
— Daj spokój, Sasuke… — szepnął Uzumaki spuszczając oczy i wbijając spojrzenie w ziemię.
— Jakie daje spokój? Chyba nie zamierzasz jej wybaczyć! Potraktowała cię jak śmiecia, już nie pamiętasz? — Brunet lekko odwrócił go w swoim kierunku. — Jednak tak, widzę to w twoich oczach, nadal cię to boli. — Nie patrząc na dziewczynę podniósł głos. — A ty, czego jeszcze tu sterczysz, on nie będzie z tobą rozmawiał, chyba już dość powiedziałaś ostatnio.
— Naruto… — Przełknęła ślinę usiłując zignorować słowa kolegi. — Ja… czy możemy porozmawiać? — Chłopak milczał nadal wpatrując się w swoje stopy. — Myślę… myślę, że powinniśmy… chciałabym cię przeprosić, ja chyba… — W jej oczach pojawiły się łzy bezradności.
— Dobrze. — Głos chłopaka był cichy, jednak na tyle wyraźny, że usłyszała go bez problemu. — Porozmawiajmy. — Podniósł głowę i spojrzał twardo na Uchihę. — Sasuke, to i tak kiedyś musi nastąpić, nie ma sensu odkładać tego na później, porozmawiam z nią, a ty idź coś zjeść, spotkamy się później.
— Kurwa… wiedziałem — mruknął chłopak. — Dobra, pogadaj z nią, ale cokolwiek by nie powiedziała… — Nie dokończył tylko przyciągnął Naruto i ignorując ludzi i stojącą obok Haruno złożył na jego ustach krótki, mocny pocałunek. — Niech mówi co chce, między nami to nic nie zmienia — dokończył i puściwszy zaskoczonego chłopaka poszedł w kierunku baru.
Kilka
osób spojrzało za nim zaszokowanym wzrokiem, jedni z niesmakiem, inni z lekkim
uśmiechem. Sakura stała przez chwilę z otwartymi lekko ustami. Ten gest
posiadacza, ta manifestacja uczuć zrobiła na niej większe wrażenie, niż
jakakolwiek przemowa i wyjaśnianie tego, co było pomiędzy chłopakami.
— No cóż… — mruknął Naruto. — To może chodźmy do mnie, przynajmniej będzie spokój. — I nie patrząc na dziewczynę skierował się w stronę domu.
***
Mieszkanie Uzumakiego. Była tu kilka razy i zawsze panował w nim lekki nieład. Tym razem jednak łóżko było posłane, na stoliku stały dwie szklanki, a przez poręcz fotela przerzucona leżała bluza Sasuke. Obok wisiał pomarańczowy dres Naruto. Westchnęła lekko. Cóż, widać było, że brunet jest tu częstym gościem. Usiadła na kraju posłania i nerwowo splotła na kolanach spocone dłonie. Chłopak usiadł okrakiem na krześle, oparcie mając z przodu i kładąc na nim ramiona, pochylił się lekko w jej kierunku.
— Więc?
— Ja… — zająknęła się. — Chciałabym cię przeprosić, za tamtą noc. Chyba… chyba wypiłam za dużo i powiedziałam to, czego nie powinnam.
—
Powiedziałaś to, co myślałaś — mruknął. — Sądzę, że takie właśnie masz o mnie
zdanie.
— Nie! — Żachnęła się. — Naruto… ja… Ja nadal uważam, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. — Widząc niedowierzające spojrzenie chłopaka, cofnęła się lekko na łóżku. — Naprawdę, to nie tak, że teraz chcę to załagodzić, po prostu… Cholera, to bolało rozumiesz? Bardzo bolało! Kochałam go przez lata, chyba nawet nigdy nie usiłowałam przestać. Czas kiedy zniknął… Idealizowałam jego obraz w mym sercu, oczyszczałam z wszelkich wad. Dla mnie, był ideałem, spełnieniem marzeń. Pomimo tego, iż zawsze podświadomie wiedziałam, że on nigdy nie odwzajemni moich uczuć, to głośno nie chciałam tego powiedzieć. Bo wiesz… wiecznie istniała ta głupia nadzieja, że on mnie dostrzeże, doceni, spojrzy wreszcie jak na kogoś bliskiego. Wiem, to naiwność. — Westchnęła i przejechała ręką po szyi. — Kiedy wrócił, chciałam się do niego zbliżyć. Chciałam, aby pojął, że pomimo tych lat, kiedy go nie było, ja ciągle jestem i czekam, ale nie mogłam, bo zawsze byliście razem… Wiesz — przekrzywiła lekko głowę — to mnie zabijało. To, że zawsze stałam z boku. Napełniało goryczą. Więc, kiedy zobaczyłam, jak dotyka twoich włosów, z jaką czułością patrzy na ciebie, wzbudziło to we mnie gniew, złość i…
— I wybuchłaś. — Naruto wstał z krzesła i poszedł w kierunku kuchni. Po chwili wrócił i postawił na stole dwie puszki z napojem. Otworzył jedną i przez chwilę bawił się tocząc ją między dłońmi. — Rozumiem, nie chciałem cię zranić.
— Myślę, że najbardziej zraniło mnie to, że to byłeś ty. Osoba, której ufałam, która wiedziała o moim uczuciu, o tym jak walczę o niego, a jednak zajęła miejsce przy jego boku. — powiedziała ze smutkiem.
— Szlag. Porypane, ale… nie chciałem tego, nie zabiegałem o to, przyszło samo. Jak lawina, której nie da się powstrzymać. Najpierw odpychałem od siebie tę myśl. Z jednej strony byłaś ty, z drugiej, Sasuke był moim przyjacielem. Była jeszcze trzecia. — Uśmiechnął się ironicznie. — To facet. A jednak stało się, kocham go. — Spojrzał na nią wyzywająco. — Kocham, rozumiesz? Jestem pieprzonym gejem, a on sam, nie wiem, z jakiego powodu, odwzajemnia to uczucie i pierwszy raz wiem, że komuś na mnie zależy. — Zamilkł na chwilę patrząc na dziewczynę, upił łyk napoju i westchnął lekko. — Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ty, czuję się jak ostatnia szuja, jakbym robił coś złego…
— Nie robisz. — Sakura podniosła się z krzesła i uklękła przy chłopaku. — To ponad nami, nie my o tym decydujemy, ani ty, ani ja, ani Sasuke. Ja… ja odpuszczam, przez ostatnie dni myślałam tylko o tym. Doszłam do wniosku, że mam dosyć, to uczucie mnie wyniszcza. Ranię przez nie tych, którzy dla mnie wiele znaczą… Najwyższy czas abym przestała żyć dla jednostronnej miłości. Naruto… wybaczysz mi? Proszę, jako przyjaciel znaczysz dla mnie zbyt dużo, abym mogła cię stracić. — Patrzyła na niego przerażona.
— Daj spokój. — Uśmiechnął się z ulgą. — Myślę, że obydwoje narozrabialiśmy. Zapomnijmy i chodźmy coś zjeść. Ja stawiam, na zgodę.
— Dziękuję, jesteś… a zresztą sam wiesz. — Wybuchła płaczem i rzuciła mu się na szyję. — Naprawdę dziękuję. — Chlipnęła, wzruszona.
— No, no widzę, że akcja się rozwija. — W drzwiach stał Uchiha z uniesioną jedną brwią i z skrzywioną miną przyglądał się scenie.
— To… to nie to, co myślisz — wyjąkała dziewczyna puszczając chłopaka.
— Ja nie myślę, ja widzę — mruknął zamykając drzwi i podchodząc do Naruto.
— Pogodziliśmy się… Wy też powinniście. — Uzumaki przestąpił z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Sasuke
stał i patrzył na niego, a Sakura wycofała się pod ścianę i cały czas
spoglądała w stronę okna, jakby znalazła tam coś niezwykle interesującego.
— Hmm… — Uchiha uśmiechnął się pod nosem. Zdenerwowanie Naruto w jakiś sposób go rozbawiło, a dreptanie w miejscu, było naprawdę śmieszne. Chłopak wyglądał, jak zażenowana panienka przed swoim pierwszym razem. Zachichotał pod nosem, zastanawiając się skąd przyszło mu do głowy takie porównanie. — Dobra, skoro jej wybaczyłeś… — Odwrócił się do dziewczyny. — Niech będzie, zapomnę o wszystkim… dla dobra drużyny. Ale nie deklaruj mi swojej dozgonnej przyjaźni, wystarczy, że będziemy partnerami, którzy działają razem na misjach, nie oczekuj po mnie wybuchów sympatii.
— Dobrze. — Odetchnęła z ulgą i oderwała wzrok od okna. — Dziękuję, mimo wszystko, cieszę się, że nie mam w tobie wroga. — Podeszła do drzwi i obejrzała się przez ramię. — Cześć Naruto, zjemy innym razem. Życzę wam… Po prostu bądźcie szczęśliwi — mruknęła i wyszła.
— No, no… coś ty jej zrobił, że zrobiła się taka tolerancyjna. — Sasuke usiadł na łóżku pociągając za sobą Uzumakiego, który opadł niezgrabnie na posłanie wtulając nos w jego szyję.
— Nic… po prostu, trudno wymazać lata przyjaźni. Pomimo wszystko Sakura to dobra dziewczyna. — Westchnął wdychając zapach kochanka i trącił go lekko czubkiem głowy. — I nie mów mi, że się ze mną nie zgadzasz!
— Nic nie mówię, ale błagam, nie każ mi się z nią przyjaźnić i nie organizuj nam wspólnych wypadów na ramen — mruknął z tragiczną miną.
— Wezmę to pod uwagę. — Zachichotał nagle bardzo szczęśliwy Naruto. Nie lubił nieporozumień i kłótni, zdecydowanie wolał, kiedy wszyscy wokół byli zadowoleni. — A tak, co do ramen… to nie jadłem śniadania — mruknął podnosząc głowę.
— Ja ci nie wystarczę? — Uchiha spojrzał na niego przekornie.
— Nie tym razem. — Wstał i skierował się do kuchni. — To co, jedzonko a’la Naruto, czy…
— Dobra, poddaję się, idziemy do pubu. — Uchiha wstał szybko i wyciągnął go z mieszkania, dla Młotka był gotów na każde poświęcenie… Poza kosztowaniem jego kuchni.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no proszę proszę oświadczyny w wykonaniu Shikamaru były boskie, no jeszcze mógł wpaść na pomysł chwycić za włosy, zaciągnąć do jaskini i powiedzieć będziesz moją kobietą... Sasus nie spróbujesz kuchni a'la Naruto? jaki wredny jesteś...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia