poniedziałek, 28 maja 2012

XI Historia z Konohy



Słowa niewypowiedziane



    Wracał z misji. Droga wlokła się nieskończenie, a upał dawał w kość, związane włosy odsłaniały kark, po którym spływały krople potu. Ochraniacz wisiał zapięty u pasa, zdjął go jakiś czas temu, gdyż ciepło metalu nagrzanego od słońca przenikało przez materiał parząc mu czoło. Zagłębił się w las, tu drzewa dawały zbawczy cień, a lekki wietrzyk chłodził przyjemnie jego ciało. Odetchnął z ulgą. Jeszcze godzina, dwie i znajdzie się w wiosce, zda raport, a potem wykąpie się i odda błogiemu lenistwu.

Zboczył z utartej ścieżki, pomysł z pójściem na skróty wydał mu się idealnym posunięciem, w ten sposób skracał drogę o jakieś pół godziny. Drzewa szumiały, lekko trącając się liśćmi, śpiew ptaków rozbrzmiewał wesoło w ich gałęziach. Wciągnął głęboko powietrze rozkoszując się zapachem kwiatów i nagrzanej od słońca trawy.

Ludzkie głosy przerwały jego rozmyślania, instynktownie cofnął się w krzaki i przywarł do drzewa. Dwóch mężczyzn szło od strony wioski wesoło się przekomarzając. Odetchnął z ulgą, kiedy rozpoznał sylwetki wędrowców. Oderwał się od drzewa i zrobił krok do przodu chcąc przywitać przyjaciół. Nagle jeden z chłopców, złapał drugiego za ramię i odwrócił w swoją stronę, opierając go o skałę. Przez moment sądził, że o coś się pokłócili, jednak zaraz zdał sobie sprawę, że sprawa wygląda inaczej, zwłaszcza, gdy mężczyźni zaczęli się namiętnie całować, wydając przy tym pomruki rozkoszy. Zdecydowanie za długo przebywam na słońcu, pomyślał z niedowierzaniem. Po chwili jednak dotarło do niego, że nie są to omamy, a to, co widzi, jest zupełnie realne. Cholera… jakież to denerwujące, czemu właśnie ja musiałem trafić na tę parkę, jęknął bezgłośnie. W tym momencie osoby przy skale doszły do wniosku, że czas ruszać w drogę i oddaliły się rozmawiając ze sobą cicho. Chłopak wyszedł zza drzewa i powlókł się w kierunku przeciwnym do wędrowców. Zastanówmy się dobrze, co to oznacza, dumał przechodząc przez bramę i wpadając od razu na Sakurę, która zmierzała w kierunku budki ze strażnikami. Zdecydowanie nic dobrego, westchnął i spojrzał w niebo. Strasznie frustrujące, zwłaszcza, że jestem cholernie zmęczony. Wymijając dziewczynę skinął jej głową i powlókł się w kierunku domu Hokage.


***


   Ścieżka schodziła stromo w dół. Naruto szedł za brunetem wpatrując się w jego plecy. Koszula związana w pasie zsunięta była z ramion, odkryte plecy eksponowały pracę mięśni pod lekko opaloną skórą. Potknął się o wystający korzeń i w ostatniej chwili złapał się jakiejś gałęzi, która uchroniła go przed upadkiem, kilka kamyków potoczyło się spod jego nóg.

— Coś się stało? — Sasuke odwrócił się i spojrzał uważnie na zaczerwienionego blondyna.

— Nic, potknąłem się — mruknął Uzumaki.

— Patrz pod nogi. — Uśmiechnął się Uchiha i znowu ruszył przed siebie.

— Żeby to było takie proste. — Szepnął chłopak do siebie i już uważniej zaczął schodzić w dół.

— Mówiłeś coś?

— Tylko, że jesteśmy prawie na miejscu.

Przed nimi rozciągał się cudowny widok. Ścieżka kończyła się pośród kamieni, które powoli przechodziły, w morze trawy otaczającej małe jezioro. Z boku słychać było szum spadającego wodospadu. Kaskada rozbijała się o taflę wody, rozpryskując milionami kropli, które w słońcu przybierały różne kolory i tworzyły coś na kształt wielobarwnej mgły. Skałę wieńczył ogromny kamień przypominający kruka, szykującego się do lotu i rozpościerając czarne skrzydła. Miejsce otoczone było drzewami i bujną roślinnością, od olbrzymich paproci, po rozłożyste liście łopianu.

— Pięknie. — Westchnął Naruto kładąc się na trawie i podpierając na ręce obserwował przyrodę.

— I cicho — dodał przyjaciel siadając obok i krzyżując nogi. Dłonie oparł za plecami i odrzucił głowę do tyłu. Dawno nieprzycinane włosy opadły na ramiona odsłaniając gładką linię szyi.

 Blondyn przez chwilę wpatrywał się w niego, a kiedy ten podniósł głowę, szybko odwrócił wzrok. Zastanawiał się, jak bardzo zmieniły się jego zapatrywania w ciągu tych kilku dni. Znali się od lat, przeżyli razem więcej niż większość przyjaciół, przeszli drogę od nienawiści, przez rywalizację, przyjaźń, rozstanie i zdążali do… No właśnie, do czego? Cokolwiek jednak to nie było, wydawało się być czymś właściwym. Przypomniał sobie drogę przez las, śmiali się z dziewcząt i ich wiecznych problemów. Faceci jednak byli o wiele mniej skomplikowani. Kiedy zeszli na Hinatę, powiedział, że zawsze zastanawiał się, co zrobiłaby dziewczyna, gdyby ją w końcu pocałował. Wtedy Sasuke chwycił go i przycisnął do skały ze słowami, że raczej już się o tym nie przekona. Wspomnienie pocałunku, jaki potem nastąpił sprawiło, że chłopakowi zrobiło się gorąco. Jego rozmyślania przerwało łaskotanie.

— Odpływasz. — Sasuke leżał na plecach i jeździł źdźbłem trawy pod jego nosem. — Wracaj z powrotem. — Uśmiechnął się lekko widząc zabawnie zmarszczony nos przyjaciela. — No nic, ja idę popływać, w końcu po to tutaj przyszedłem.

Uchiha podniósł się z trawy i ruszył w kierunku jeziora. Szybko się rozebrał i wskoczył do wody, która w tym miejscu znajdowała się jakieś dwa metry poniżej linii brzegu. Naruto mignęły w słońcu dwa zgrabne pośladki, a potem nastąpił plusk i chłopak zniknął mu z oczu.

— I bądź tu człowieku rozsądny — jęknął i wcisnął twarz w rozgrzaną słońcem trawę, bębniąc palcami po własnej głowie.

— Lisie! — Rozległ się krzyk Uchihy. — Masz zamiar popływać, czy uznałeś za szczytny cel usmażenie się na tym słońcu? 

— Jasne, jasne, popływam. Wszystko, czego mi potrzeba to zimnej wody — mruknął podnosząc się z ziemi i wlekąc w kierunku głosu.

Stanął nad jeziorem i jego oczom ukazał się widok pływającego Sasuke.

— Lodowatej wody — dodał przez zaciśnięte zęby i zrzucił z siebie ubranie, zdzierając koszulę przez głowę.

Zanim brunet zdążył się odwrócić, chłopak wskoczył do jeziora. Zimna woda zamknęła się nad nim dając ochłodę dla rozgrzanego nie tylko słońcem ciała. Przez chwilę pływał pod powierzchnią, a kiedy zabrakło mu tlenu wynurzył się na środku jeziora i odrzucił głowę w tył strząsając z niej krople.

Sasuke patrzył na chłopaka stojąc pod wodospadem i pozwalając, aby woda chłostała jego ramiona. Właściwie, kiedy to się zaczęło? Zastanawiał się czując ogarniające go pożądanie. Kiedy przyjaźń zmieniła się w coś głębszego? Pierwsza reakcja na Naruto… to było zaraz jak chłopak odnalazł go po tym, jak utworzył własną grupę po pokonaniu Orochimaru. Niewiele zdążył zdziałać, jako przywódca, może tylko pokonać jednego z członków Akatsuki… a potem pojawił się Uzumaki. Pamiętał, że jasne włosy zalśniły w słońcu i już wiedział, kto idzie naprzeciw niego. Miał ochotę walczyć, wreszcie zmierzyć się z nim naprawdę. Jednak, kiedy zobaczył błysk w błękitnych oczach, poczuł jakby wrócił do dawno nieodwiedzanego domu. Potem było już coraz gorzej, ukrywanie własnych pragnień, otaczanie się coraz większym kokonem kłamstw i arogancji… aż do owej nocy w jaskini. 

— Masz zamiar tam zakwitnąć obficie podlewany? — Uzumaki stał kilka metrów dalej z rękami założonymi na piersi. — Wyścig! Od wodospadu do przeciwległego brzegu i z powrotem. Kto wygra ten stawia kolację.

 Zbliżył się i zajął pozycję obok niego. Oboje spojrzeli na siebie i w ich oczach pojawił się znany im błysk rywalizacji. Jak na komendę rzucili się w wodę, silne ramiona rozdzierały taflę pchając ich cały czas do przodu, byle szybciej, byle do celu, byle nie dać się pokonać. Drugi brzeg, szybkie wybicie i powrót w kierunku skały, ramię w ramię, głowa przy głowie, woda rozpryskiwała się od uderzeń szybko pracujących nóg i rąk. Brak tchu, zalane oczy ograniczają widoczność, jeszcze trochę, jeszcze kilka wyrzutów ciała i… Jest! Upragniony cel, kto wygrał, kto tym razem okazał się słabszy? Obaj przecierali oczy i odgarniali wodę z włosów opadających im na twarze.

— Nieźle, prawie tak dobrze jak ja. — Zaśmiał się blondyn.

— Akurat, pomarz sobie — zakpił Uchiha.

— Wygrałem nie?

— W swoich snach to na pewno.

— Remis?

— W ostateczności mogę się zgodzić.

— Ha! Gratuluję pierwszego miejsca. — Naruto wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciela.

— I nawzajem szalona głowo. — Chłopak odwzajemnił uścisk.

Jak łatwo połączyć dłonie, a jak trudno je rozerwać… Przez moment patrzyli na zaciśnięte wokół siebie palce, a potem ich wzrok powędrował wyżej, aby spotkać się z oczami przeciwnika. Słowa… czasami są niepotrzebne, zupełnie zbyteczne, wystarczy jedno spojrzenie, aby wszystko było jasne i klarowne, jeden dotyk, aby przekazać całą gamę słów niewypowiedzianych. Ręka odgarniająca włosy przyjaciela, woda spływająca pomiędzy połączonymi ustami, spijającymi jej krople. Splątani językami, badający, smakujący usta partnera. Dłonie błądzące po ciele, uczące się każdej krzywizny, pieszczące każdą bliznę, zsuwające się na tors, aby przez chwilę pobawić się dwoma punktami. Zachęcające pomruki. Niżej… Twardy umięśniony brzuch, wytrenowany przez lata ćwiczeń, gra palców na wrażliwej skórze. Niżej… Ciche westchnięcia, chwilowy brak oddechu, jęk… Czyj? To nie ważne. Ciała ocierają się jedno o drugie, przechodzące dreszcze, gdy skóra woła o więcej. Dotyku, czułości. Usta sunące po szyi, zostawiające na niej delikatne pocałunki, jak skrzydła motyla, w egzotycznym tańcu. Dwie dłonie pieszczące i przesuwające się w dobrze znanych ruchach do ostatecznego celu… Feria barw eksplodująca pod powiekami, głośny krzyk dwóch imion w tym samym momencie, ciepło rozlewające się w dłoniach… Urywane oddechy, walczące o haust powietrza, szybkie bicie serc po intensywnym przeżyciu i… Kolejne pocałunki, już spokojniejsze, wyważone, mówiące o uczuciach, o słowach, które tak trudno wypowiedzieć. Dłonie powracają na twarze, wplatają się w mokre włosy, oczy powoli otwierają się, tylko po to, aby ujrzeć twarz naprzeciw. Nic więcej nie jest ważne, magia tej jednej chwili wystarcza za wszystko… Czoła stykają się… Cisza.

— Może być lepiej? — Urywany szept blondyna przerwał ciszę, która zaległa pomiędzy nimi.

— Podobno. — Sasuke zarumienił się delikatnie.

— Nie wierzę. — Naruto odsunął się lekko, nie wypuszczając jednak przyjaciela z objęć i oparł wraz z nim o skałę. 

— Mnie też jakoś trudno — mruknął Uchiha z ustami przy jego szyi.

— Cóż, kiedyś się przekonamy — Sasuke podniósł wzrok słysząc te słowa i spojrzał wprost na czerwoną twarz przyjaciela, który sam zaskoczony był własnymi słowami.

— Na pewno — mruknął lekko skrępowany.

— W zasadzie… to dla mnie było idealnie, mógłbym spędzić życie w oczekiwaniu na takie chwile. — Uzumaki spojrzał nieśmiało w ciemne oczy.

— Ja też, lisie, ja też. — Sasuke uśmiechnął się i lekko pocałował rozchylone usta kochanka.

Woda obmywała ich splecione ciała, czuł ciepło bijące od ramion Naruto. Dłonie, które błądziły po plecach, brzuch i uda ściśle przylegające do jego własnych. Zsunął ręce na jego pośladki pogłębiając pocałunek i znowu się w nim zatracając.


***


   Droga powrotna upływała w ciszy, nawet rozgadany przeważnie Naruto milczał wspominając chwile pod wodospadem. O więzi, jaka się wytworzyła pomiędzy nimi świadczyły splecione z sobą palce, które nie chciały rozstawiać się z dotykiem partnera. Leniwie przesuwały się po wnętrzach dłoni, pieszcząc delikatnie wrażliwą skórę, nawzajem przekazując sobie to, co jeszcze pozostawało w ukryciu.
Ten, kto zobaczyłby wracających chłopców, kiedy przekroczyli granicę lasu i zbliżali się do bramy, nie znalazłby niczego szczególnego, ot dwóch ninja powracający z treningu. Powoli przemierzali ulice wioski idąc w kierunku, skąd dochodził zapach gorącego ramen. Kiedy mijali szpital na schodach zobaczyli siedzącą Sakurę, obok niej stała Ino z nieodłączną Kate. Shikamaru oparty o barierkę, jak zwykle patrzył w niebo, sącząc sok z leniwym wyrazem twarzy.

— Skąd wracacie? — Sakura przetarła spocone czoło. Chociaż zbliżał się wieczór, nadal było bardzo gorąco.

— Z treningu. — Sasuke przystanął i oparł się łokciem o ramię blondyna.

— Nie wyglądacie na zmaltretowanych, raczej nie przemęczaliście się — mruknęła zazdrośnie Ino patrząc na ubrania kolegów.

— To zależy co trenowali. — Zjadliwie wtrąciła Kate. Shikamaru słysząc jej słowa zakrztusił się sokiem. — Poklepać cię po plecach?

— Nie, dzięki, już mi lepiej. 

Przez chwilę rozmawiali na temat minionego dnia. Haruno narzekała na pracę w szpitalu, Ino potakiwała jej, gdyż sama nadal uczyła się na pielęgniarkę. Kate o dziwo milczała.

— Naruto, chodzisz z kimś? — Yamanaka od pewnego czasu przyglądała się chłopakowi.

— Uzumaki? Niby z kim, to samotny łowca. — Uśmiechnęła się lekko Sakura.

— Nie ciebie pytałam — mruknęła dziewczyna i nadal wpatrywała się w coraz bardziej zdenerwowanego chłopaka.

— Nie, nie chodzę z nikim — wyjąkał wreszcie, będąc jak nigdy świadomym dotyku ręki Sasuke na swoim ramieniu.

— To skąd masz malinkę na szyi? — Ino triumfalnie wskazała palcem zaczerwienione miejsce na skórze blondyna.

Wzrok wszystkich skierował się w stronę rozpiętej koszuli Uzumakiego, który stał jak posąg, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

— Coś go ugryzło — stwierdził Shikamaru stając z tyłu i przyglądając się różowemu śladowi.

— To trzeba opatrzyć. — W Sakurze odezwała się pielęgniarka. — Wejdź do środka zajmę się tym.

— Saaakuraa. — Chłopak w kucyku sterczącym na wszystkie strony, spojrzał na nią z politowaniem. — Ugryzienie komara chcesz opatrywać? Co on niemowlę jest? — Popchnął lekko Naruto w kierunku drogi prowadzącej do jego domu. — Idź się przebierz, wieczór idzie, komarów przybędzie… a następnym razem poproś je, aby gryzły w miejsca mniej widoczne — mruknął ciszej do ucha blondyna, który spalił raka i pospiesznie oddalił się we wskazanym kierunku.

Za nim podążył Uchiha, oglądając się i patrząc badawczo na Shikamaru. Ten odwzajemnił spojrzenie i nieznacznie skinął głowę. Sasuke westchnął, cóż prędzej czy później wszyscy się dowiedzą. Jednak, na razie, ich tajemnica była bezpieczna. Znał Shikę od dziecka i wiedział, że ten chłopak jest nie tylko nieprzeciętnie inteligentny, ale też rzadko mówi o tym, co dostrzegają jego przenikliwe oczy.

— Byłam pewna, że to malinka — westchnęła rozczarowana Ino.

— A niby kto mógłby zrobić mu coś takiego? — Sakura bawiła się rurką po soku. — Naruto jest przystojny, ale nigdy nie widziałam go z dziewczyną, no chyba, że mówimy o Hinacie.

— Hmm… — mruknęła Kate, jednak widząc wzrok bruneta wzruszyła ramionami i uśmiechając się nieznacznie umilkła.

— Hinata i namiętne pocałunki z Uzumakim? — Ino przewróciła oczami. — To już by nie było omdlenie, śpiączka murowana.

Rozmowa zeszła na Hyugę. Pomimo, że wszyscy ją lubili, to jednak jej nieśmiałość, stanowiła idealny temat do żartów. Shika odetchnął z ulgą i spojrzał na pustą uliczkę, w której zniknęli Sasuke i Naruto. Było blisko, pomyślał. Jakie to nieodpowiedzialne, coś czuję, że czeka mnie poważna rozmowa z tymi palantami, a wcale mi się nie chce.


***


    Noc powoli rozpościerała swe skrzydła nad Konohą, w domach zapaliły się światła, ulice pustoszały. Ostatni maruderzy zamykali pospiesznie stragany. Gdzieś w centrum wioski, w pokoju o pomalowanych na żółto ścianach, przy stole siedziało dwóch mężczyzn i spokojnie jadło kolację, od czasu do czasu wymieniając między sobą spojrzenia. Jeden z nich delikatnie pocierał zaczerwienione miejsce na swej szyi, uśmiechając się tajemniczo.


2 komentarze:

  1. Jestem zakochana w tym ff ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    scena nad wodospadem cudowna, ale Naruś to mógł powiedzieć, że jest ktoś bo Uchiha mógł poczuć się dotknięty no nawet jakby zrozumiał czym się Naruto kierował, że Sakura zakochana w Sasuke i tak dalej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń