Szli korytarzem,
niosąc w rękach kubki z parującą cieczą, którą ktoś w akcie desperacji nazwał
kawą. Niestety nie mająca nic wspólnego z prawdziwą kawą lura to było jedyne,
co serwował im mocno sfatygowany ekspres, który pamiętał chyba czasy, kiedy
Gondaime chodziła jeszcze na misje i była nieśmiałą młodą damą.
Na dobrą sprawę
to musiały według Shiki być czasy dinozaurów lub inna rzeczywistość, gdyż jego
wyobraźnia nie obejmowała postaci szefowej w formie miłego i słodkiego
dziewczęcia. Weszli do dużego pokoju, którego jedna ze ścian składała się z
ogromnego weneckiego lustra. Tuż za nim widać było skutego kajdanami Yamato,
siedzącego przy stoliku.— To było konieczne? — Nara skrzywił się na widok łańcuchów i spojrzał na pilnujących więźnia Kotetsu i Izumo.
— Rzucał się. — Wzruszył ramionami rozczochrany mężczyzna o nader ujmującej fizjonomii.
Tak, Kotetsu mógł się podobać, wysoki,
wysportowany, smukły i o intrygującej urodzie. Shika podejrzewał nawet, że tego
samego zdania jest jego partner, którego zawsze i wszędzie można było spotkać
tuż u jego boku. Byli tak nierozłączni, że ich przyjaźń należała już do legend
posterunku.
— Rozumiem — westchnął i spojrzał na Gaarę. — Wchodzimy?
— Nie, pooglądamy go sobie stąd, dawno nie obserwowałem małpy w cyrku — parsknął rudzielec. — Jasne, że wchodzimy, a jak te siki… — spojrzał wymownie na swój kubek — …mi nie pomogą, to będę zły… bardzo zły — mruknął i pchnął solidne okute metalem drzwi. — Witaj, Yamato. Jak widzę, już cię opatrzono, mam nadzieję, że dobrze się czujesz.
— Daruj sobie te uprzejmości, Sabaku, postrzeliłeś mnie. — Mężczyzna odwrócił się od nich plecami, na tyle, na ile pozwalały mu na to okowy.
— A mogłem zabić. — Wzruszył ramionami Gaara. — Doceń moją wielkoduszność. — Usiedli naprzeciw niego i postawili kubki na stoliku. — Zaczniemy, czy może wolisz, aby twym przesłuchaniem zajął się Ibiki?
— Pytać zawsze możesz. — Więzień wzdrygnął się lekko na dźwięk imienia mężczyzny i niechętnie na nich spojrzał. — O co jestem oskarżony?
— Nie powiedzieli ci? — Shika uniósł brew w zdziwieniu.
— Jakoś nie mieli ochoty ze mną rozmawiać.
— Jesteś oskarżony o morderstwo na dwójce ANBU i jednym z pracowników jednostek specjalnych.
— Śmieszne, po co miałbym mordować swoich? — warknął, patrząc na niego uważnie.
— Też chcielibyśmy to wiedzieć…
— Co robiłeś siedemnastego, osiemnastego i dziewiętnastego tego miesiąca w godzinach nocnych? — Sabaku upił łyk kawy i otrząsnął się lekko. — Tego się nie da pić.
— Spałem, a co miałbym robić.
— Ktoś to może potwierdzić?
— Mój pies?
— Ty nie masz psa, Yamato. — Gaara oparł się wygodnie o krzesło, z szyderstwem odmalowanym na twarzy.
— W takim razie, może pies mojej sąsiadki?
— Lubisz z nas kpić?
— Jeżeli to się opłaca. — Wzruszył ramionami. — Wiesz, że mieszkam sam, kto mógłby dać mi alibi?
— To raczej ci nie pomoże. — Shika wyciągnął papierosa i odpalił go szybko. — Powiedz mi, skąd miałeś MP6?
— Jestem ANBU, potrzebny mi był do wykonania misji.
— Gówno prawda, prawa do obsługi pająka mają tylko Uchiha i Hyuuga, o ile wiem nie było takiej sytuacji, aby ktoś inny został do tego przydzielony.
— Widać niewiele wiesz. — Wykrzywił twarz w parodii uśmiechu. — Dostałem taką misję.
— O której nikt nie wie, a już na pewno twój szef Kankuro. — Shika skierował papierosa do małej, metalowej popielniczki.
— Może się wam nie przyznaje, to ściśle tajna misja.
— Ok… powiedzmy, że ci wierzę. — Nara zabębnił palcami po blacie. — Wczoraj byłeś na imprezie, tak?
— Masz dobrą pamięć. — Yamato obracał w ręce ogniwo łańcucha.
— Gdzie?
— U Ushiyaku, tamtejsi bywalcy mogą to potwierdzić.
— Acha… sprawdzimy. — Spojrzał na Gaarę, który bawił się włączonym dyktafonem. — Czyli mówisz, że była to taka… relaksacyjna nocka?
— Dokładnie, nigdy nie chodzisz się zabawić?
— Jasne, każdy chodzi. — Shika uśmiechnął się łagodnie. — Mam pytanie… lokal w którym byłeś jest na drugim końcu miasta, co robiłeś pod domem Saia?
— Wracałem do siebie. — Puścił łańcuch i oparł łokcie o stół.
— Acha… lubisz spacery… bo widzisz, ulica na której mieszkasz i miejsce gdzie się spotkaliśmy, dzieli spora odległość i w związku z tym, nadłożyłeś kilka dobrych kilometrów.
— Jak rany, facet czepiasz się, pogoda była ładna, trochę wypiłem, chciałem się przewietrzyć, czy to takie dziwne?
— Właściwie to nie… — Sabaku nagle włączył się do rozmowy. — Chociaż ja wolę na przykład zimny prysznic i co więcej, kiedy wypiję, promile nie ulatniają się z mojej krwi jak kamfora. — Jego uśmiech sprawił, że Shika pomyślał, iż nigdy nie chciałby go mieć za przeciwnika.
— Sprawdzaliście mi krew — domyślił się mężczyzna. — Nie wypiłem dużo.
— Słuchaj… chcesz z nami pogrywać, twoja sprawa, Ibiki aż się pali by cię przesłuchać, ja chętnie pójdę spać, spaprałeś mi noc, więc humor mam parszywy. Albo przestaniesz wciskać nam głodne kawałki, albo delikatnie mówiąc, wkurwię się… a tego byś nie chciał. Dlaczego miałeś z sobą pająka?
— Zapomniałem wyciągnąć z kieszeni, poza tym... mam chyba prawo do adwok… — zamilkł i spojrzał na nich nieprzytomnie. Rozejrzał się dookoła, a w jego oczach nagle odmalowało się przerażenie. Przez chwilę panowało milczenie, nagle mężczyzna zaczął miotać się w fotelu, jakby chciał się na siłę uwolnić, a potem spojrzał na nich z lękiem — Co ja tu robię… Kim jesteście? — zapytał spanikowany. Nara ze zdumienia upuścił papierosa, którego od razu zadeptał butem.
— Co jest?! Teraz udajesz wariata? — Siedzący naprzeciw mężczyzna ze strachem przyglądał się swoim kajdanom, patrząc na nich wielkimi, teraz zszokowanymi oczami.
— Wypuśćcie mnie stąd, nic wam nie zrobiłem, dlaczego mnie porwaliście?! — krzyknął i zaczął się szarpać.
***
Sasuke obudził się wcześnie rano, spojrzał na zegarek, dochodziła siódma. Przeciągnął się w łóżku i ziewnął. Całą noc męczył go jakiś porypany sen, w którym Neji paradował w kąpielówkach na opustoszałym basenie, a potem… Na samą myśl o tym co działo się we śnie, twarz Uchihy pokrył ognisty rumieniec. Cholera, pracowali ze sobą od lat, a nigdy nie pomyślał o nim w ten sposób, a teraz… wystarczyły dwa dni w jego domu, aby zaczął snuć naładowane seksem fantazje, które nie opuszczały go nawet w nocy. Poprzedniego wieczoru o mało nie udławił się kanapką, kiedy długowłosy wyszedł spod prysznica owinięty jedynie ręcznikiem. Pierwszy raz widział go nagiego i musiał przyznać, że zbudowany był obłędnie. Jego ciało było wysportowane, ale w niczym nie przypominał pakera, mięśnie delikatnie rysowały się pod skórą, brzuch miał płaski, a pośladki… Na samo wspomnienie widoku, jaki zaserwował mu Hyuuga kiedy pochylał się nad szufladą, aby wyciągnąć czystą bieliznę, zaschło mu w gardle. Facet nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany, gdyby wiedział, pewnie wywaliłby go na zbity pysk. W końcu on wolał dziewczyny, nieraz wspominał, że idzie na randkę z kolejną kobietą, które notabene zmieniał jak rękawiczki.
— Weź się w garść, Uchiha, dawno nie miałeś partnera, jak zrobisz coś co sprawi, że… Super, gadam do siebie — warknął i udał się pod prysznic… zimny prysznic.
***
Neji stał w kuchni i kończył parzyć kawę. Wczorajszy wieczór obfitował w kilka ciekawych wydarzeń.
Po pierwsze, Sasuke
okazał się tak jak przypuszczał interesującym rozmówcą i wyszło na jaw, że mają
podobne gusta. Obejrzeli „Wejście smoka” i jednogłośnie stwierdzili, że jest to
perła w koronie, która należy do ich ulubionych filmów z dawnych czasów. Wypili
kilka piw, pogadali o pracy, trochę o życiu osobistym, które okazało się równie
monotonne u nich obu. Obecnie byli samotni, egzystowali w swoich pustych
mieszkaniach i wieczorami otwierali usta jedynie po to, aby wsunąć w nie
zrobioną naprędce kolację.
Po drugie, późno w
nocy postanowił wcielić swój plan w życie i z szerokim mentalnym uśmiechem obserwował
Uchihe, miotającego się na fotelu, usiłującego nie patrzeć, jak ze skupioną
miną paraduje w ręczniku, z premedytacją zapominając o zabraniu do łazienki
bielizny i eksponując mu swój tyłek.
No dobra, był na co
dzień poważnym facetem, którego jedyną rozrywką była praca, ale… potrzeba matką
wynalazku, więc tym razem postawił na ekshibicjonizm zamierzony, a z rumieńców
i ukradkowych spojrzeń bruneta wywnioskował, że zadziałało w stu procentach. Co
prawda miał nikłą nadzieję, że chłopak jest bardziej otwarty i wykorzysta jakoś
sytuację, aby hmm… pogłębić ich znajomość, ale i tak mógł stwierdzić, że
odniósł jakiś sukces, pomijając milczeniem fakt, iż Sasuke w pewnym momencie
nie wytrzymał i po prostu zwiał do swej tymczasowej sypialni. Postawił kubki z parującym
płynem na stole, dokładnie w momencie, kiedy jego nowy lokator postanowił wejść
do kuchni z lekko wilgotnymi jeszcze włosami i na dzień dobry spłonąć
rumieńcem.
— Cze, wyspałeś się? Zrobiłem kawę — powiedział spokojnie, udając, że nie widzi lekkiego zażenowania bruneta.
— Powiedzmy — mruknął Uchiha, siadając przy stole.
— Przykro mi, człowiek najlepiej wysypia się u siebie w domu i we własnym łóżku, jakoś jednak będziesz musiał znieść moje niewygodne wyro dla gości.
— Przestań pieprzyć, udostępniłeś mi bardzo wygodną sypialnię, to zupełnie nie o to chodzi. — Sasuke podniósł kubek, ukrywając za nim twarz i wpatrując się w brązowy płyn, jakby dopiero teraz odkrył, że połączenie zmielonych ziaren kawy, wody i kostki cukru daje tyle przyjemności.
— Koszmary? — indagował nadal Neji, jakby zupełnie nieświadomy tego, że jego towarzysz właśnie przełknął nerwowo ślinę i cały się spiął. — A może inny rodzaj snów? Wiesz, faceci czasem mają swoje senne marzenia. — Mrugnął wesoło, a Sasuke pomyślał, że gdyby Hyuuga wiedział o czym mówi, zamknąłby się z taką samą szybkością, z jaką potrafi nawijać wkurwiona Tsunade.
— Co dziś robimy? — Zmienił szybko temat, co nie uszło uwadze Hyuugi. — Mamy jakieś plany?
— Siedzimy w domu. Był tu już jeden z pracowników biura i przyniósł nam zakupy, wychodzi na to, że nie możemy wyjść nawet do sklepu. — Skrzywił się Neji i wstał, odstawiając kubek do zlewu. Wychodząc z kuchni, otarł się lekko o plecy chłopaka, z zadowoleniem stwierdzając, że ten drgnął nerwowo.
— Coś się stało? — zapytał, pochylając się i pozwalając, by jego włosy omiotły lekko twarz siedzącego. — Wydajesz się zdenerwowany.
— A ty nie jesteś? Siedzimy tu zamknięci, nie wiemy co się dzieje, w dodatku nad naszymi głowami wisi podejrzenie o współudział w morderstwie — sarknął Sasuke, wstając gwałtownie. Stołek uderzył w nogi Hyuugi, odbijając się od nich i lekko podcinając kolana Uchihy, który się zachwiał. Zanim wrócił do pionu, poczuł, że obejmują go silne ramiona Neji’ego. — Puszczaj, nic mi nie jest — warknął.
— Chciałem tylko pomóc. — Wzruszył ramionami mężczyzna. — Poza tym… to ty mnie trzymasz. — Uśmiechnął się lekko, opuszczając wzrok na zaciśniętą dłoń Sasuke, która właśnie mięła jego koszulkę. Uchiha przez chwilę wpatrywał się we własną rękę, by nagle puścić materiał i odskoczyć jak oparzony w tył, opierając się o stół. — Czy ty się mnie boisz? — Neji patrzył na niego uważnie i z lekkim rozbawieniem, robiąc krok do przodu.
— Nie wygłupiaj się, pracujemy razem, do tej pory jakoś nie miałem powodów do obaw.
— Więc dlaczego tak kurczowo trzymasz się tego stołu? — Stanął przed nim i dotknął zbielałych kostek jego dłoni. — Sasuke? — Odgarnął mu grzywkę, która opadła na jeden policzek i założył ją za jego ucho.
— C—co ty robisz? Zwariowałeś? Stoisz zdecydowanie za blisko. — Czarne oczy Uchihy w zażenowaniu rozglądały się za drogą ucieczki. Jakkolwiek by się nie ruszył, musiałby otrzeć się o stojącego przed nim mężczyznę, a wycofywanie się bokiem jak jakaś pensjonarka, uwłaczało jego godności. Kurwa, był facetem a nie niewinną nastolatką, która i chciałaby, i boi się! Odetchnął głęboko i podniósł wyzywająco oczy. — Do czego dążysz, Hyuuga?
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o jaki perfidny plan Hyuuga i Sasuke taki zażenowany i uciekający przef Nejim, pięknie a co z Yamato się dzieje tak jakby nagle coś się stało...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia