wtorek, 29 maja 2012

VII Uśmiech wroga


— Jesteś pewien? — Sabaku od dłuższej chwili wertował obszerny rejestr misji.

— Sam zobacz, poza tym byłem partnerem Shino odkąd wstąpił do jednostek specjalnych. Od tego czasu poszedł na misję z ANBU tylko do KiriGakure. Zresztą to nasz jedyny trop, innego na razie nie mamy.


— O ile pamiętam, skończyło się to połowicznym sukcesem, niby rozwalili grupę terrorystów, ale ponieśliśmy duże straty.

— Taa. — Nara spuścił głowę. — Zostawili tam najlepszych… — Sięgnął po kawę i skrzywił się, kiedy zimny już płyn chlapnął mu na rękę.

— Zastanawia mnie, co ta misja ma wspólnego z morderstwami. Czyżby został ktoś, o kim nie wiemy i teraz bierze odwet?

— Nie dowiemy się, jeżeli nie zaryzykujemy.

— W tym wypadku życiem Saia. — Gaara nie wyglądał na zadowolonego, ale i on nie widział innego wyjścia. Shino, Kurenai i Raido byli razem na tej wyprawie i tylko to jak na razie ich łączyło. — Ok, rano przedstawimy plan Tsunade.


***

— Skąd macie te dane? — Kankuro patrzył badawczo na dwóch śledczych stojących naprzeciwko niego i Gondaime. — O ile wiem, są to informacje ściśle tajne.

— Kłopotliwe, ale jakoś się dokopaliśmy. — Shika z rękami w kieszeni i nie odpalonym papierosem w ustach patrzył na niego ze znudzoną miną.

— Kłopotliwe to będzie, jak nie dowiem się, kto dał wam dostęp do tych rejestrów — warknął szatyn.

— Czepiasz się, chcesz rozwiązać tę sprawę, czy dobrać się nam do dupy? — Gaara zmrużył oczy, wbijając wzrok w brata.

— Zapominasz się, w pracy nie jesteśmy rodzeństwem — warknął.

— Poza pracą też nie poklepujemy się po plecach, więc na jedno wychodzi — odgryzł się młodszy Sabaku. — Daliśmy wam trop, chcecie znaleźć mordercę czy nie?

— Jeżeli stracę przez was jeszcze jednego człowieka…

— Czy jesteście tego pewni? — Tsunade przerwała mu i spojrzała uważnie na Shikę.

— Nie, nie jesteśmy, to po prostu jedyna opcja na tę chwilę. — Mężczyzna westchnął i podrapał się po głowie.

— Wiecie, że jak coś mu się stanie…

— Taaa, będziemy na niego uważać. — Nara uśmiechnął się lekko, już wiedział, że wygrali.

***

      Bar był o tej porze pełny, jak dla dwóch mężczyzn siedzących w kącie pod ścianą, zbyt pełny. Leniwie rozparci na krzesłach, sączyli podrabiane piwo i rozglądali się od niechcenia dookoła. Na pozór zajęci rozmową i mający całą resztę świata w dupie, naprawdę uważnie lustrujący otoczenie i zapamiętujący każdą osobę, która zbliżyła się do siedzącego przy barze przystojnego bruneta. Lokal jakich wiele, przyćmione światła, spokojna muzyka, ludzie odprężający się po pracy. Jedyne co go wyróżniało to to, że większość z bywalców tego przybytku należała do policji i ANBU. Było to miejsce, gdzie relaksowali się po misjach, obgadywali swoje prywatne problemy, jak i niejednokrotnie pili ku pamięci poległych. Zwykły człowiek wchodząc tutaj nie dostrzegłby nic dziwnego, ot zwyczajni ludzie, przy zwyczajnych stolikach, ze zwyczajowo znudzonymi minami sączący piwo. Idealne miejsce, nikogo nie dziwiło, że Shikamaru i Gaara też postanowili rozluźnić się tu po pracy. Sai właśnie rozmawiał z Hinatą, która lekko się rumieniąc piła jakiś sok i tłumaczyła mu coś trochę się jąkając. 

— Cholera, niczego ciekawego w tym nie widzę. — Sabaku przysunął krzesło w stronę swego partnera i dziabnął widelcem kawałek krewetki, jednak nie wsunął jej od razu do ust, tylko przyglądał się jej, jakby była jakimś szczególnie wartym zapamiętania okazem.

— Ja też nie, najchętniej poszedłbym do domu i zakopał się w wyrze. — Nara upił łyk „piwa” i westchnął żałośnie. — Dupa, smakuje jak sprite.

— Bo to jest sprite, sam zadbałem aby nim był. — Rudzielec uśmiechnął się ironicznie. — Jakoś przeżyjesz.

— Zagwarantujesz mi to?

— Marudzisz jak zwykle. Zbieraj dupę, Sai wychodzi. — Gaara odłożył na talerz widelec z nie skonsumowaną krewetką.

— Już druga? — Brunet spojrzał na zegarek i ziewnął rozdzierająco. — Dobra, zmywamy się. — Rzucił na stół pieniądze i podniósł się przeciągając. Goście powoli rozchodzili się do domów, a wśród nich kilku członków policji i ANBU, mających za zadanie obserwację i ochronę chłopaka, który zgodził się zostać przynętą.


***

— Cholera, już połowa drogi i nic się nie dzieje. — Shika zamrugał, odpędzając od siebie zmęczenie, zarwane noce w końcu dały o sobie znać.

— Wiedzieliśmy od początku, że szanse są minimalne. — Gaara wzruszył ramionami, obserwując zza jakiegoś węgła jak Sai skręca w kolejną uliczkę. — Idziemy. — Szarpnął Shikę za rękaw, pociągając za sobą.

Noc była parna i duszna, księżyc skrył się za ogromną chmurą, a niebo nie oferowało nawet widoku pojedynczych gwiazd, zanosiło się na deszcz. Rzadko rozmieszczone latarnie rzucały mdłe światło, odbijane przez brudne kałuże i oświetlające popękane płyty chodników. Ta część Konohy na pewno nie należała do centrum, nie była to też dzielnica willowa, co nie znaczy, że trafili do przysłowiowych slumsów. Osiedle było nieduże i składało się z małych, otoczonych ogrodami domków, w których zwyczajni mieszkańcy wiedli spokojne życie. Sai przeprowadził się tutaj jakiś rok temu, mając dość gwaru i zgiełku miejskich ulic. Po pracy preferował spokój i ciszę, a poddasze jego domu z dużymi jasnymi oknami oferowało też wspaniały słoneczny pokój, w którym mógł oddawać się swej malarskiej pasji. Shikamaru rozumiał go aż za dobrze, sam zastanawiał się nad kupnem domu w tej okolicy. Co prawda nie miał zamiaru malować, ale oczyma wyobraźni widział siebie leżącego w hamaku i popijającego piwo. Wokół szumiałyby drzewa, śpiew ptaków kołysałby go do snu, a chmury leniwie płynęły po niebie, pozwalając się kontemplować i odgadywać swe iluzoryczne kształty. Z tych rozmyślań wyrwał go Sabaku, który chwycił go za ramię i brutalnie na niego naparł.

— Co do kur… — Przekleństwo stłumione zostało pocałunkiem. Przez chwilę stał oparty o jeden z płotów, mimowolnie oplatając rękami trochę niższego chłopaka. Gaara smakował cytrusami, całował gwałtownie i zaborczo, co po raz rozpraszało bruneta, a po dwa skutecznie odwracało jego uwagę od pracy. Jęknął cicho, gdy język rudzielca zsunął się na jego szyję.

— Bardzo dobrze, bądź przekonujący. — Stłumiony głos chłopaka zaszemrał przy jego uchu, sprawiając, że szybko powrócił do rzeczywistości.

Kątem oka spojrzał w kierunku Saia, który właśnie z kimś rozmawiał, dyskretnie odsuwając się przy tym od poklepującej go przyjacielsko ręki.
Kurwa, zaklął w myślach, jeszcze chwilę i dałby się zlatać pod czyimś płotem, zapominając o misji. Dwóch mężczyzn chwilę rozmawiało, a potem ramię w ramię ruszyli w kierunku domu Saia. Kolejne zdarzenia potoczyły się błyskawicznie, ulica nagle zapełniła się ubranymi na czarno sylwetkami, Sai został odepchnięty, a jego towarzysz zaczął uciekać. Shika zerwał się do biegu, a tuż obok niego podążał Sabaku.

— Stać! — Ciszę nocy przerwały okrzyki zamaskowanych funkcjonariuszy. — Stój, bo będziemy strzelać. — Mężczyzna jednak zgrabnie przeskoczył nad bramką i zaszył się w ciemnym ogrodzie jednego z domów. Nara jak w transie zdążył zauważyć jak Sabaku wspina się na siatkę i znika tuż za nią, a po chwili sam podążył jego śladem. Biegli pomiędzy drzewami, uciekinier to pojawiał się na tle jasnych ścian domu, to stapiał się z poruszanymi wiatrem krzakami. Wtem cieszę nocy rozdarł strzał, ktoś jęknął i ciężko upadł na ziemię. Shika przebiegł jeszcze kilka kroków i zatrzymał się przed Sabaku, który stał nad leżącym na trawie mężczyzną i mierzył z pistoletu w głowę zatrzymanego.

— Nie ruszaj się, albo będę zmuszony cię zabić. — Shikamaru wzdrygnął się słysząc ten cichy, beznamiętny głos swojego partnera. Kilkoro funkcjonariuszy dobiegło już na miejsce i zszokowani przyglądali się leżącemu.

— Odkąd to strzelacie do swoich? — warknął mężczyzna, trzymając się za zranioną łydkę.

— Dlaczego uciekałeś? — Shika przyglądał się nieznajomej twarzy. Czarne włosy mężczyzny miękko otulały jego twarz, w której największe wrażenie wywierały duże, nieco przerażające oczy.

— Jakby na ciebie rzuciła się nagle cała jednostka ANBU, też byś spierdalał — warknął.

— Co robiłeś tu w środku nocy?

— Wracałem z imprezy, pasuje?

— Skąd znasz Saia? — Nara przyglądał mu się podejrzliwie.

— Facet, głupi jesteś, czy takiego udajesz? Pracowaliśmy nieraz razem! — Oderwał rękaw koszuli i przewiązał nim nogę. Shika rozejrzał się po twarzach otaczających go funkcjonariuszy, jedni patrzyli na ofiarę z zaskoczeniem, inni wydawali się go nie znać. Ktoś ruszył do przodu, chcąc mu pomóc.

— Stój! — głos Sabaku był cichy, aczkolwiek stanowczy. Niedoszły samarytanin cofnął się automatycznie.

— Co jest? Dasz mi się tu zdechnąć, Gaara? A może dokończysz to co zacząłeś? — zakpił mężczyzna.

— Skuć go, przeszukać i zabrać na posterunek, aa jeszcze jedno, na razie cisza o tym, zaliczam sprawę do ściśle tajnych. Spotkamy się na miejscu. — Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z ogrodu — I nie dajcie mu się wykrwawić!

***

      Samochód policyjny szybko zdążał w kierunku głównej siedziby policji. Siedzący z tyłu Sabaku i Nara pogrążeni byli w ciszy. Co prawda, Shika usiłował wypytać Gaarę o to kim był mężczyzna, ale rudzielec tylko pokręcił głową i zbył go krótkim „Potem”. Nara spojrzał w kierunku kierowcy i jego partnera i posłusznie zamilkł. Wysiedli na podziemnym parkingu, skierowali się do wejścia, szybko przeszli pustym korytarzem i ruszyli do windy. W pewnym momencie Sabaku nacisnął stop i zatrzymali się między piętrami.

— Więc? — Shika oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego uważnie.

— Moment. — Gaara wyciągnął komórkę i w krótkich, zwięzłych słowach polecił wzmocnić warty pod domem Hyuugi. Nara przysłuchiwał się temu w zdumieniu, które wyraził zaraz po tym jak chłopak się rozłączył.

— Co jest? Mamy go, nie? Więc co mają z tym wspólnego Neji i Sasuke?

— Yamato.

— Kto?

— Facet, którego postrzeliliśmy to Yamato — wyjaśnił zdenerwowany Gaara. Shika przez chwilę zastanawiał się skąd zna to nazwisko, po czym jego oczy szeroko się otworzyły ze zdziwienia.

— Czy on nie powinien…

— No właśnie, powinien — sarknął Sabaku i przeczesał nerwowo ręką i tak stojące już w nieładzie włosy. — Kurwa, pieprzona konspiracja, tajniactwo i wszystko razem wzięte. O dupę to rozbić.

— Jesteś pewien, że to on stoi za tymi morderstwami?

— Praktycznie na sto procent. Yamato to nie był gość, który kumplował się ze wszystkimi. Arogancki, butny, cholernie dobry, ale nie typ faceta chodzącego na piwo z kumplami po robocie. Poza tym, jak inaczej wytłumaczysz jego rozmowę z Saiem?

— Znał cię.

— A nie powinien. — Gaara włączył przycisk na powrót. — Jeżeli Sasuke mówił prawdę, to on miał być w tej chwili gdzieś na drugiej półkuli, pstrykając te swoje cholerne fotki i żyjąc w błogiej niewiedzy, iż kiedykolwiek należał do ANBU.

— Może coś nie zadziałało?

— Wszystko zadziałało, dostaliśmy kartę z jego wspomnieniami z okresu jego pracy. Były tam! Jeżeli mogliśmy przejrzeć je na cholernym komputerze, to znaczyło, że nie ma ich już w jego mózgu, a zamiast tego facet powinien myśleć, że całe życie podróżował, robiąc zdjęcia pieprzącym się bawołom.

— Jasna cholera, co jest grane?! — Winda zatrzymała się i Nara zamilkł, szybko idąc korytarzem w kierunku biura Tsunade. Kobieta siedziała już za biurkiem i wyglądała, jakby przybyło jej z dziesięć lat. Jasne włosy wymykały się z niestarannie zwiniętego koka, a na twarzy nie było śladu makijażu, zdecydowanie przyjechała do pracy prosto z własnej sypialni.

— Czy ktoś z was może mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? — warknęła na dzień dobry, widząc ich w drzwiach.

— No właśnie nie bardzo… — Shikamaru usiadł ciężko na jednym z foteli. — Zgodnie z zeznaniami Sasuke, facet powinien być według własnego mniemania niewinny jak dziecko, nie wiedząc nic o misjach, ANBU i o tym, że kiedykolwiek miał coś wspólnego z kimkolwiek z nas.

— Sęk w tym, że nie jest — warknął ktoś, otwierając szeroko drzwi i wchodząc bez pukania. Gaara spojrzał z niesmakiem na Kankuro. — To znaleziono przy nim. — Na biurku wylądował zafoliowany dowód rzeczowy w postaci pająka do czyszczenia pamięci.

— Czyli to on… — Tsunade podniosła woreczek i przyjrzała mu się w świetle lampki. — Przesłuchano go już?

— Nie, to pozostawiam naszym specom od łapanek. — Spojrzał krzywo na siedzących w fotelach mężczyzn. — Za godzinę powinien być gotowy, na razie zajmuje się nim lekarz.

— Jest poważnie ranny? — Gondaime spojrzała na niego pytająco.

— Nic, czego by nie zniósł, ma przestrzeloną łydkę.

— Sądzicie… że Uchiha kłamał mówiąc, iż wyczyścił mu pamięć? — Shika przyglądał się im podejrzliwiem. — Przecież niemożliwością jest sfałszowanie danych na karcie.

— To prawda. — Gaara uniósł głowę. — Sasuke nie miał takich możliwości, coś tu śmierdzi i mam paskudne przeczucie, że to, iż mamy mordercę, wcale jeszcze nie rozwiązuje sprawy.

Za oknem powoli mrok ustępował szarości poranka. Godzina spędzona w gabinecie Tsunade przysporzyła jeszcze więcej pytań. Jedyną nadzieją pozostawało przesłuchanie, chociaż Shikamaru obawiał się, iż z byłego ANBU niewiele wyciągną odpowiedzi. Kto jak kto, ale ci ludzie nie dawali się łatwo wyprowadzić z równowagi, ani groźbami, ani obietnicami. Obok niego Gaara westchnął cicho.

— Nawet potorturować go nie można, pieprzone prawa człowieka — mruknął, a Shikę przeszedł dreszcz.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    Yamato mordercą? coś mi się zdaje że to jednak nie on morduje, no i jeszcze to że on nic nie powinien pamiętać, przecież Sasuke wyczyścił mu pamięć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń