W sali posiedzeń przy
długim, owalnym stole siedziały dwadzieścia trzy osoby. Tak zróżnicowanych gości
chyba nigdy jeszcze tu nie było. Doradcy, elfy wysokich rodów, a pomiędzy nimi
służba. Pokojówki, kucharki, praczki. Wszyscy z zaskoczeniem przyglądali się
zajmującemu honorowe miejsce Kaelowi.
Regent ubrany był na
czarno, złote zdobienia rozświetlały jego tunikę i dodawały mu majestatu. Pod
szyją migotała klamra w kształcie księżyca, która podtrzymywała połyskliwą
pelerynę z herbem haftowanym na plecach. Znak godności i przynależności
rodowej.
Majestat, oto z czym
starszy Ithildin się kojarzył. Zawsze był ostoją dla mieszkańców domu i miasta.
Jako regent sprawował władzę w sposób lojalny przyszłemu władcy. Jego rządy
były mądre, a jego decyzje nigdy nie zostały zakwestionowane. Potrafił zjednać
sobie każdego swą przenikliwością, inteligencją i łagodnością. Jednakże mowa,
którą wygłosił kilka minut wcześniej, wstrząsnęła mieszkańcami dworu.
— Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. — Jeden z doradców przerwał ciszę,
która zapadła po słowach regenta. — Czy Silvan zdaje sobie sprawę…
— Nie. I proszę, aby tak pozostało. — Kael potarł w zamyśleniu brodę.
Zafrasowanie malujące się na jego obliczu sprawiało, że zgromadzone elfy czuły
się niepewnie. — Musicie mi zaufać.
— Ufamy, jednak… nie wytłumaczyłeś nam nic. Najpierw obwieszczasz, że Lantiel
Therien powrócił do miasta, a potem nakazujesz, abyśmy udawali, że go nie
znamy. Nie sądzisz, że należy nam się jakieś wyjaśnienie?
— Po prostu musicie mi uwierzyć. Mam swoje powody i naprawdę, lepiej dla
Silvana i samego Lantiela będzie, jeżeli nigdy nie dowiedzą się, iż
kiedykolwiek się znali. Sam Therien nie może zostać poinformowany, że w
dzieciństwie tutaj mieszkał.
— Jego ojciec był zaufanym przyjacielem zmarłego księcia. Zniknął wraz z
dzieckiem w niewyjaśnionych okolicznościach. — Wysoki, brązowowłosy elf nie
wydawał się przekonany. — Nigdy, ani ty, ani sam książę, nie raczyliście nam
powiedzieć, co stało się tamtej nocy. Wielu z nas chciałoby dowiedzieć się, czy
żyje.
— Orohimie, dobrze wiem jak wielkim szacunkiem i przyjaźnią darzyłeś Jarela i
mogę cię zapewnić, że dowiem się jeszcze dziś czy żyje. Jednakże — uniósł nieco
głos. — Sprawą najwyższej wagi jest, aby zarówno Silvan jak i Lantiel pozostali
w nieświadomości, że kiedykolwiek wcześniej się znali.
W komnacie zapadła cisza. Każdy z obecnych zastanawiał się nad słowami regenta.
Tajemnice na zamku nie były czymś powszechnym, wszyscy się znali i ufali sobie.
Prośba Kaela wydała im się dziwna i w wśród wielu budziła sprzeciw. Jednak
skoro sam regent uważał, że jest to tak istotne, przyjęli jego słowa bez
większych sprzeciwów z nadzieją, że wyjaśni im je w odpowiednim momencie.
— Ekhm… — Z końca stołu uniosła się dłoń elfki.
— Słucham, Kilien?
— Jak wszyscy wiedzą, byłam opiekunką małego Lantiela. — Kobieta wstała i
potoczyła wzrokiem po zebranych. — Mam tylko jedno pytanie, zanim zgodzę się
udawać, że nie znam swego byłego podopiecznego.
— Tak?
— Noc, w którą zniknął Jarel i jego syn, była nocą przesilenia. Nigdy dotąd nie
zdarzało się, aby proroctwo nie zostało ogłoszone, jednak tamtego roku zarówno
ty, jak i książę uznaliście, że jest to przepowiednia, która nie powinna ujrzeć
światła dziennego. Czy istnieje związek pomiędzy tymi wydarzeniami?
— To nie…
— Kaelu. — Elfka posłała mu miażdżące spojrzenie. — Możliwe, że nie dorównuję
ci rodem, ale żyję na tym świecie dłużej niż ty. Byłam opiekunką tego dziecka i
uwierz mi, ja nie zapomniałam tej nocy! Jarel nie zniknął bez powodu i… —
zawiesiła lekko głos. — Nie bez przyczyny jego komnaty do tej pory nie zostały
opróżnione. Za zamkniętymi drzwiami nadal wisi gobelin z herbem Therienów…
Książę nie pozwolił na jakiekolwiek zmiany w tym pomieszczeniu. Kochał Jarela
jak brata i kochał jego syna. Co noc, kiedy wszyscy już spali, odwiedzał te
sypialnie i często zastawał go tam świt, pogrążonego we wspomnieniach.
— Skąd…
— Nie tylko jemu ich brakowało. — Elfka zacisnęła zęby, a jej oczy zamigotały
podejrzanie. — Nie tylko on tęsknił! Byłam opiekunką tego dziecka! — Uderzyła
dłonią w stół. — Byłam… Jeżeli Jarel żyje, mam prawo wiedzieć!
— Kilien, twoje przypuszczenia są uzasadnione i rozumiem twój ból. Teraz lepiej
niż kiedykolwiek… — mruknął i wstał w krzesła. — Dlatego jeszcze raz proszę o
zachowanie w sekrecie znajomości Silvana. Eredin prosił mnie o dochowanie
tajemnicy, dlatego też nie mogę wyjawić wam przyczyn mojego postępowania. Nigdy
dotąd nie zawiodłem waszego zaufania, więc śmiem ufać, że obdarzycie mnie nim i
teraz. — Na twarzach elfów troska mieszała się ze zrozumieniem. — Możecie się
rozejść.
***
Był zły, chociaż to mało powiedziane, był wściekły. Spod
przymrużonych powiek obserwował Lantiela, który właśnie rozmawiał z Kaelem.
Wyglądał jak spełnienie marzeń i on przez chwilę miał to marzenie na
wyciągnięcie ręki. Przez chwilę, bo moment później musiał wejść Errdir!
Frustracja rozsadzała go od środka. Gdyby mógł, wrzasnąłby głośno, każąc się
wynieść magowi i wrócić rano. I szczerze mówiąc, nie obchodziło go to, że
zapewne mocno spóźniłby się na uroczystość powitania wuja. Już dawno nie czuł takiego
pożądania, właściwie chyba nigdy.
Owszem, przez jego
sypialnię przewinęło się kilka elfek i elfów, ale nigdy seks nie jawił mu się
jako skumulowana wręcz obsesja, otoczona drgającą mgiełką namiętności. Poprawił
się na fotelu i odruchowo założył nogę na nogę, głębiej wciskając biodra pod
obrus.
Szlag… podniecenie nie
opuszczało go, odkąd wyszedł z sypialni Lantiela. Sięgnął po kolejny kieliszek
wina i wypił go jednym haustem, powracając do kontemplowania gibkiej sylwetki
elfa. Miał ochotę wstać i swym odejściem ogłosić koniec przyjęcia, po czym
udałby się prosto do komnat Theriena. Westchnął z irytacją, wiedząc, że nie
może w ten sposób przerywać spotkania.
— Jeszcze chwila i wywiercisz mu dziurę w plecach, już teraz zaczyna się biedak
nerwowo rozglądać na boki. — Dźwięczny głos siostry przerwał wiązkę
przekleństw, które tak artystycznie układał w porządku alfabetycznym w swej
głowie.
— Sprawdź, czy cię nie ma za drzwiami — warknął wkurzony.
— Myślisz? — Spojrzała z namysłem na duże, rzeźbione w motyw galopujących koni
wrota. — Caldain na pewno nie miałby nic przeciwko, gdybym na noc się
rozmnożyła.
— Jesteś perwersyjna.
— A ty sfrustrowany. Niedługo wpadniesz pod stół. — Znacząco zerknęła na biały
materiał, układający się na jego udach. — Sugerowałabym przysunięcie się z
krzesłem, chyba, że to, co widzę pod obrusem, to twój miecz — prychnęła.
Automatycznie dosunął się do stołu, opierając łokcie na blacie i podpierając
brodę na ręce.
— Bardzo śmieszne.
— Hmm… raczej żenujące. — Przewróciła oczami. — Wielki Książę niepotrafiący
utrzymać portek w garści i to na przyjęciu.
— Idź się utop — mruknął, przeczesując włosy ręką. Jego siostra przejawiała
zadziwiającą tendencję do wprawiania go w stan permanentnego wkurzenia, bądź
zakłopotania.
— Jakże elokwentnie, a wiesz, on wcale nie jest niechętny. — Ruchem głowy
wskazała obiekt jego zainteresowań. — Powiedziałabym nawet, że wręcz
przeciwnie.
— Może ja nie przejawiam chęci?
— Jasne, a dowód stoi pod stołem — prychnęła. — Mam nadzieję, że po dzisiejszej
nocy będziesz bardziej zrelaksowany. — Klepnęła go w ramię i odeszła.
— Wredna z ciebie suka, Liriel — warknął za nią, na powrót powracając do
obserwacji Lantiela. Przymknął oczy, zastanawiając się, co też było w tym
elfie, że tak bardzo go pragnął. Liriel, co do jednego miała rację. Żenujące.
***
— Więc mówisz, że wychował cię ojciec? Musi być wspaniałym elfem. — Kael
uważnie przyglądał się stojącemu przed nim magowi. Tak niewinna twarz, tak
doskonała… Czy możliwe jest, że ten młodzieniec stanowi jakiekolwiek
zagrożenie? Jego uśmiech wydawał się szczery, chociaż sam chłopak wykazywał
lekkie oznaki zdenerwowania.
— Tak, jest naprawdę cudownym ojcem — przyznał z uśmiechem. Od pewnego czasu
miał wrażenie, że jest obserwowany. O Silvanie wiedział, czuł jego wzrok na
sobie od początku przyjęcia. Jednak to uczucie było inne, bardziej badawcze,
oceniające jego osobę. — Wybacz, co mówiłeś? — Powrócił myślami do rozmowy
widząc, że Kael oczekuje jakieś odpowiedzi ze zniecierpliwieniem. — Ach tak…
sądzę, że możemy spodziewać się najgorszego. Jeżeli deszcz nie spadnie,
wszystko z gór zejdzie w doliny. Orki, trole, nawet gobliny, zaczną szukać wody
i nie cofną się przed niczym. Pamiętam, jak raz trafiliśmy z Errdirem na
obszar, gdzie woda została skażona. W poszukiwaniu czystych źródeł orki wycięły
w pień wioskę i zostawiły gnijące truchła. To cud, że zażegnano w porę
epidemię. Sępy roznosiły padlinę i sąsiednie miasteczko zostało dotknięte
paskudą chorobą. — Jego głos był cichy, a ramiona delikatnie zadrżały na to
wspomnienie.
— Przerażająca wizja. — Kael pokiwał głową. — Będziemy musieli zabezpieczyć
miasto przed najeźdźcami.
— Sugerowałbym jednak nieodcinanie się od sąsiednich wiosek, wszelka pomoc
będzie teraz bardzo ceniona. Nie można w takim czasie pozostawać bez
współczucia, ślepym na krzywdy innych. — Wzrok Lantiela był poważny i skupiony
na swym rozmówcy.
— Oczywiście, pomożemy każdemu w miarę możliwości. — Kael zamrugał, uśmiechając
się, jakby usłyszał coś, co go uspokoiło. — Wybaczysz mi, jeżeli odejdę
porozmawiać z twoim mistrzem? Przygląda nam się od jakiegoś czasu.
— Oczywiście, nie krępuj się — Therien wziął ze stołu brzoskwinię i wskazał
dłonią w kierunku balkonu — Noc jest przyjemnie chłodna, sam chętnie wyjdę na taras.
— Zatem do zobaczenia później i… — zwiesił lekko głos — Dziękuję za pomoc, bez
was…
— Cała przyjemność po naszej stronie, mówię to w swoim i Errdira imieniu —
jasnowłosy skinął głową i ruszył w kierunku drzwi balkonowych.
— Mam nadzieję, że jeszcze porozmawiamy — dobiegł go jeszcze głos Kaela —
Chętnie posłucham o życiu poza granicami naszego miasta.
***
Świeże powietrze przesycone było aromatem owoców i kwiatów.
Wyglądało to tak, jakby do tego ogrodu susza nie miała dostępu. Oparł się o
balustradę i wgryzł w miękki miąższ owocu. Otarł kciukiem spływające po brodzie
krople, rozkoszując się ich smakiem. Przez chwilę jadł w milczeniu, po czym
odwrócił się w kierunku stojącej w cieniu postaci.
— Długo jeszcze będziesz mnie obserwować?
— Spostrzegawczy jesteś. — Z mroku wyłoniła się piękna elfka, odziana w
purpurową szatę, spiętą na boku złotą klamrą.
— Nie kryłaś się chyba szczególnie? — Kącik Lana ust uniósł się lekko.
— Kilien. — Skinęła głową.
— Muszę się przedstawiać? — zapytał ironicznie.
— Niekoniecznie, chyba każdy już słyszał o przybyciu dwóch magów wody, w tym
jednego o włosach w kolorze płynnego srebra. — Mrugnęła rozbawiona.
— Plotki szybko się rozchodzą.
— Taka ich rola. — Przysunęła się i oparła obok niego o misternie rzeźbioną
poręcz.
— Więc? Czemu ja? Mój mistrz jest ciekawszym obiektem do obserwacji. —
Przyglądał się jej zaciekawiony, bawiąc się szarfą.
— Zależy, co kto lubi — zamruczała, przesuwając w dłoni kosmyk jego włosów.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Czarne włosy miała upięte z tyłu głowy,
drobne kosmyki wymykały się, miękko otulając twarz w kształcie serca. Duże,
brązowe oczy patrzyły ciepło, a pełne usta wyginały się zmysłowo w uśmiechu.
Długą szyję zdobił naszyjnik z rubinów, a złote bransolety pobrzękiwały wesoło
na delikatnych nadgarstkach. Tak, była piękna… I była kobietą.
Odsunął się lekko pozwalając, aby jego włosy wyślizgnęły się z jej dłoni.
Zatrzymał się przy pnączu winorośli i w zamyśleniu przesunął palcem po policzku.
— Podrywasz mnie?
— Może…
— Odpuść sobie. — Uniósł brew. — Nic z tego nie będzie.
— Nie podobam ci się? — Przysunęła się i otarła o niego zmysłowo. W jej oczach
płonęły iskry wesołości.
— Och, jesteś piękna. — Przebiegł palcami po jej biodrze, pozwalając aby twarz
elfki ozdobił uśmiech zadowolenia. — Zmysłowa… Uwodzicielska… Ponętna…
Właściwie niczego ci nie brakuje. — Smukłe palce przesunęły się na udo. — Z
wyjątkiem jednej rzeczy.
Jej źrenice rozszerzyły się, gdy poczuła jego dłoń na swym podbrzuszu.
— Och… — westchnęła, odsuwając się. — Myślę, że zrozumiałam.
— Cudowne, połączenie piękna i inteligencji. — Roześmiał się głośno.
— No cóż… i tak nie miałam wobec ciebie żadnych zamiarów, jesteś cokolwiek za
młody. — Wzruszyła ramionami.
— I rosną za wysoko i takie są kwaśne… — zamruczał cicho.
— Bezczelny. — Odwróciła się i ruszyła w stronę schodów prowadzących w głąb
ogrodu. — Zdecydowałam. — Przystanęła i odwróciła głowę w jego kierunku — Lubię
cię…
Zachichotał gdy zniknęła w mroku. Intrygująca kobieta, było w niej coś, co go
zaciekawiło. Wbrew zaistniałej wcześniej sytuacji, nie sądził, aby naprawdę
próbowała go uwieść. Raczej czuł, jakby zaliczył jakiś dziwny test. Nagłe
szarpnięcie wyrwało go z odrętwienia, poczuł jak jego plecy przyciskają się do
balustrady, a pojedyncze gałązki bluszczu wplątują się w jego włosy.
— Dobrze się bawisz? — Złote oczy znalazły się tuż przed jego własnymi. Stłumił
śmiech. Silvan… Opanowany, milczący, przyszły władca. Kto by pomyślał, że jest
taki niecierpliwy.
— Jak do tej pory całkiem nieźle. — Przesunął się lekko, gdyż poręcz boleśnie
wbiła mu się w kręgosłup.
— Do tej pory? Sugerujesz, że teraz jest gorzej? — Silvan mrugnął, przerywając
kontakt wzrokowy.
— Sugeruję… że mogłoby być jeszcze lepiej. — Lantiel uśmiechnął się drapieżnie.
— Da się załatwić.
— Jaki pewny siebie. — Odepchnął go lekko i ruszył w kierunku jasno oświetlonej
Sali. — Udowodnij.
— Nie muszę niczego udowadniać. — Silna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu.
— Skoro tak mówisz…
— Czego chciała Kilian?
— Zazdrosny? — Odwrócił się w kierunku Ithildina. — Chciała porozmawiać. —
Westchnął i nakazał sobie zachować spokój. Można było żartować, ale trzeba było
znać umiar. W tej chwili wyraz twarzy księcia nie nastrajał do kpin.
— Nie wyglądało to na niezobowiązującą dyskusję, raczej…
— Mylne wrażenie. — Poczuł jak palce elfa rozluźniają się i puszczają jego
ramię. Odsunął się i splótł ręce na piersi. — Miałem uczucie…
— Tak?
— Jakby mnie testowała… — Spojrzał na księcia niepewnie.
— Testowała? Przecież jej nie znasz. — Silvan wyglądał na zdziwionego.
— Nie… pierwszy… — zająknął się. — Pierwszy raz ją widziałem, pamiętałbym. —
Przez jego oblicze przebiegł jakby grymas niepewności. — Pamiętałbym, prawda?
— Oczywiście. — Z zaskoczeniem przyglądał się lekko zdezorientowanemu wyrazowi
twarzy Lantiela. — Co się stało?
— Nic… — Otrząsnął się. — Po prostu przez moment miałem wrażenie, że powinienem
ją znać. — Uśmiechnął się z przymusem. — Dziwne, prawda?
— Może po prostu znałeś kogoś podobnego do niej. — Silvan wzruszył ramionami.
— Możliwe, zapewne masz rację. — Uśmiechnął się pogodnie. — Wybacz, zazwyczaj
nie zachowuję się jak idiota.
— Myślę, że powinieneś się
wyspać, to był męczący dzień. — Ithindil zagryzł wargę. Miał zupełnie inne
plany na tę noc, ale chłopak przed nim wyglądał na nieco zagubionego i był
blady. — Chodź, odprowadzę cię do sypialni.
— Tylko odprowadzisz? — Lantiel przekrzywił głowę, a jego niebieskie oczy
zalśniły w świetle księżyca.
— A masz inne propozycje?
— Ty tu rządzisz… książę.
— W takim razie… — Wsunął kciuki za pas, opierając ręce na biodrach. — Nakazuję
szklankę grzanego wina przed snem. Ewentualnie mogę ją wypić wraz z tobą.
— Naprawdę, mój podziw dla ciebie wciąż rośnie. — Lan odwrócił się na powrót w
stronę wejścia do sali. — Jesteś wspaniałym gospodarzem… tak bardzo dbasz o
gości… takie poświęcenie…
— Nie przeginaj. — Silvan popchnął go lekko, uśmiechając się pod nosem. Taaak,
już wiedział co tak bardzo spodobało mu się u tego elfa… On po prostu miał w
głębokim poważaniu jego tytuł. To było takie inne od wszystkiego, czego do tej
pory doświadczył. Można powiedzieć, orzeźwiające.
***
Errdir stał pod ścianą, ze znudzeniem obserwując gości.
Dobrze wiedział, że przerwał Latnielowi wcześniej w komnacie, ale nie czuł się
specjalnie winny. Z ciekawością przyglądał się jak chłopak znika teraz na
balkonie i jak kilka minut później, książę zdecydowanym krokiem rusza za nim.
Cóż, jak to mówią, co się odwlecze to nie ucieczce, pomyślał rozbawiony.
Też chętnie by kogoś poznał, samotne noce nie były czymś, co nastrajało go zbyt
optymistycznie. Kilka elfek posłało mu zachęcające uśmiechy. Zbyt zachęcające
jak na jego gust. Lubił trudną zdobycz. Skoro mieli tu zostać na dłużej, może
miał szanse na coś bardziej wysublimowanego i wartego zachodu?
— Przeszkadzam?
Taak… To mogło być nawet interesujące…
— Nie, właśnie miałem zapytać o wieści z pogranicza. — Z całkowicie poważną
miną odwrócił się w kierunku właściciela głosu.
— Jest źle. — Kael splótł ręce na piersi i schował dłonie w połach szaty. —
Wioski na południu zaczynają się wyludniać, elfy migrują w kierunku większych
rzek. Z gór już zeszli łucznicy i pasterze, lada chwila ruszą w dolinę i inne
stworzenia.
— Aż tak? — Na chwilę zapomniał o swoich planach związanych z najbliższymi
nocami. — Sądziłem, że to jeszcze potrwa.
— Niestety, górne strumienie wyschły, wszyscy szukają wody.
— Rozumiem…
— Magowie są rzadko spotykani, przez ostatnich dwadzieścia lat w naszym mieście
nie objawił się żaden. Mieliśmy swego czasu Mistrza Ognia, ale odszedł ze swą
wybranką. Czasami jacyś nas odwiedzają, tak jak wy, jednak każdy potem idzie
swoją drogą. Nie naszą wolą kierować ich życiem.
— Bogowie to dziwne istoty, nigdy nie przewidzisz, kogo dotkną swym
błogosławieństwem. — Errdir oparł się o filar. — Może w tym roku podczas
ceremonii dojrzałości…
— Może, ale zanim mag zostanie przyuczony, sam wiesz ile to trwa. Nie mamy
czasu.
— Cóż… nie w mojej i Lantiela mocy ochronić wszystkich, ale póki tutaj
jesteśmy… — Położył dłoń na ramieniu Kaela.
— Wiem i nie myśl, że nie jesteśmy wdzięczni, jednak… nadchodzą trudne czasy. —
Regent potarł dłonią zmęczone oczy.
— Nie możemy martwić się na zapas. — Errdir uśmiechnął się pokrzepiająco.
Uniósł wzrok i kątem oka wyłowił przechodzącego przez komnatę Lantiela, który
prosto z balkonu zmierzał w kierunku wyjścia prowadzącego do komnat
wewnętrznych. Uniósł brew, gdy tuż za nim pojawił się Silvan, bez żadnych
wątpliwości podążający za blondynem.
— Jak już mówiłem, nie martwmy się zachodem, kiedy ptaki obwieszczają świt —
mruknął do Kaela i odwrócił go tyłem do drzwi wyjściowych. — Proponuję, aby ten
wieczór spędzić milej. Słyszałem, że macie tutaj wspaniałe ogrody. Noc jeszcze
tak młoda…
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe czy Lantinel się dowie, wie o tym że ojciec nie jest byle kim, jednak on może nie znać cherbu rodu Thorientów, no chyba, że będzie coś takiego, to jest ród Thorientów, chwila ty masz tak na nazwisko... no, no książę z problemami...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia