Srebrny,
sportowy samochód sunął wolno w kierunku dzielnic willowych. Dwóch mężczyzn siedziało
w milczeniu i słuchało Gackta, który właśnie kolejnym starym przebojem
„Redemption” przebijał się przez głośniki zamontowane w drzwiach.
— Co oni go tak na okrągło włączają? — Sasuke pogłośnił i oparł głowę o podgłówek, przymykając oczy.
— Podobno ma jakąś trasę koncertową, więc promują na okrągło. — Neji skręcił w kolejną uliczkę i zatrzymał się na czerwonym świetle. — Oglądałem z nim film „Moon Child”, grał tam z Hyde.
— Taa, Hyde był wampirem i miał przyjaciela, którego też zrobił wampirem, zajebista akcja. — Uchiha spojrzał na niego ironicznie. — Jedź najpierw do mnie, muszę wziąć jakieś ubrania na zmianę.
— Czepiasz się, trzeba zrozumieć głębię fabuły, a nie patrzeć przez pryzmat „Ja krwiopijca, ty krwiopijca, obejrzyjmy wspólnie wschód słońca”, tam chodziło o uczucia — mruknął Hyuuga, posłusznie kierując się w stronę mieszkania siedzącego obok chłopaka.
— Wolę filmy, w których żeby tę głębię zobaczyć, nie trzeba kopać dołu wielkości Rowu Mariańskiego. — Wzruszył ramionami. — Mamy ogon — dodał po namyśle.
— Wiem, jadą za nami od początku, pewnie będą nas pilnować. — Zatrzymał samochód pod jedną z kamienic. — Pomóc ci?
— Nie, dzięki, sam potrafię spakować własne gacie — mruknął Sasuke i wysiadł. Hyuuga obserwował jak jeden z funkcjonariuszy idzie za nim i znikają w bramie.
— Co za bagno — westchnął i podkręcił klimatyzację. Pół godziny później tylne drzwi otworzyły się i na siedzeniu wylądował średniej wielkości plecak.
— Zatrzymasz się jeszcze w jednym miejscu, to po drodze — zarządził Sasuke i usiadł, zapinając pasy.
— Gdzie? — Spojrzał na niego pytająco.
— Po „Bramą Hokage” .
— Tsunade na pewno by się ucieszyła wiedząc, że zamiast jechać prosto do mnie, zwiedzamy miasto — burknął, mijając kilka przecznic i stając pod okazałym budynkiem, utrzymanym tradycyjnym, japońskim stylu.
Sasuke wzruszył
ramionami i wyciągnął telefon. Po chwili ogromna, drewniana brama otworzyła się
i wyszedł z niej młody, ubrany w czarne kimono chłopak o jasnych włosach i
przenikliwych, niebieskich oczach. Rozejrzał się dookoła, po czym widząc
machającego mu przez szybę bruneta, uśmiechnął się wesoło i podszedł do
samochodu.
— Hej, Sasuke! — Zajrzał głębiej, aby przyjrzeć się kierowcy, który skinął mu głową, mówiąc krótkie „Cześć”. — Neji, siemano, co was do mnie sprowadza i to razem? Sas, pamiętasz, że pojutrze jesteśmy umówieni?
— No właśnie, nie dam rady przyjść. — Uchiha skrzywił się nieznacznie.
— Nie pieprz, obiecałeś mi. — Uśmiech spełzł z ust chłopaka.
— Naruto, siła wyższa, wiesz, że nie wystawiłbym cię, gdyby to ode mnie zależało. — Uchiha sięgnął do tyłu i wyciągnął jakąś kopertę, którą podał chłopakowi. — To tak na zapas, jak dam radę to się pojawię, ale wolałem uprzedzić. Trzymaj się. — Poczochrał mu jasną czuprynę, wypychając jego głowę z okna samochodu.
— Dobra, dobra, też cię kocham — wyszczerzył się Uzumaki. — Mimo wszystko będę czekał. — Pomachał im ręką i pobiegł w kierunku budynku.
— Możemy jechać. — Sasuke spojrzał na milczącego Hyuugę, ten bez słowa odpalił i z piskiem opon ruszył w kierunku swojego domu.
***
Uchiha niepewnie rozejrzał się po mieszkaniu, kurczowo przyciskając plecak do siebie. Co innego przyjść tutaj jako gość, a co innego zamieszkać na czas śledztwa. Spojrzał na cichego jak nigdy Nejiego, który od spotkania z Uzumakim jakby zapomniał o nim i po otworzeniu drzwi najspokojniej w świecie ruszył do kuchni przyrządzać obiad. Jeżeli tak miało wyglądać ich wspólne mieszkanie, to on miał już dosyć na dzień dobry. Nigdy nie lubił być ignorowany, a dziwnym zbiegiem okoliczności, bycie olewanym przez Hyuugę działało mu podwójnie na nerwy. Cierpliwość też nie należała do jego mocnych stron, więc rzucił torbę na kanapę i poszedł za właścicielem mieszkania, stanął w drzwiach i splótłszy ręce na piersi spojrzał na niego badawczo.
— Możesz mi powiedzieć, co się stało? — zapytał, przyglądając się jak Hyuuga precyzyjnymi ruchami kroi marchewkę w idealną kostkę. Skrzywił się, potrafił gotować, ale jego warzywa przeważnie lądowały w garze wrzeszcząc o zmiłowanie, posiekane byle jak, żeby tylko człowiek się nimi nie udławił. Neji spokojnie odłożył nóż i spojrzał wreszcie na niego.
— Nic.
Nic – i cisza. Sasuke
poczuł jak ciśnienie, niebezpiecznie mu podskakuje, kiedy Neiji powrócił do
swojej roboty, znowu go ignorując.
— Nic… jasne, a ja jestem bezmózgim yeti i już ci wierzę — sarknął. — Nie odzywasz się odkąd wyszedłem ze swojego mieszkania, a właściwie zamilkłeś od spotkania z Uzumakim. Pokłóciliście się, czy to ja coś zrobiłem nie tak?
— Nie.
— Cholera jasna, nie prosiłem się o mieszkanie z tobą, więc jeżeli już zostałem zmuszony do tej wątpliwej przyjemności, to przynajmniej wolałbym, aby nasze wzajemne relacje jakoś się układały! Nawet nie powiedziałeś mi gdzie mam spać, rozpakować się… Może od razu powiedz, że jest ci to nie na rękę, a wrócę do siebie. Tsunade na pewno zrozumie. Już w tymczasowym areszcie byłoby mi przyjemniej, przynajmniej pogadałbym z współwięźniami.
— To trzeba było zamieszkać z Uzumakim — mruknął Hyuuga, wsypując marchewkę do miski i sięgając po małe, czerwone papryczki.
Uchiha przez chwilę
wpatrywał się w niego nie rozumiejącym wzrokiem. Niby po kiego czorta miał
mieszkać z blondynem? Cóż, wiedział, że Neji nie jest zwyczajnym śmiertelnikiem
i tok jego rozumowania czasami zupełnie odbiegał od normalnego, ale zawsze
cechowała go racjonalność i nadzwyczajna inteligencja. Teraz zachowywał się jak… rozkapryszony
bachor, któremu ktoś zabrał łopatkę w osiedlowej piaskownicy.
— Porypało cię zupełnie? — Spojrzał w sufit, jakby tam szukał potwierdzenia. — Z jakiej racji mam siedzieć u Naruto?
— Na pewno byłoby ci lepiej z twoim chłopakiem. — Papryka dołączyła do marchewki, a pod nóż poszły ogórki.
— Chło…— Odkaszlnął i wytrzeszczył na niego oczy. — Pojebało cię? Odkąd to niby on jest moim facetem? — Tak, zdecydowanie z Hyuugą było coś nie tak, takiego idiotyzmu nie wymyśliłby nawet pod wpływem alkoholu.
— Powiedział, że cię kocha, tak? A może ja się przesłyszałem? — Neji odłożył nóż splótł ramiona na piersi, nadal był spokojnie patrząc na niego z ciekawością.
— To nie tak — mruknął, drapiąc się po głowie i patrząc na niego spod rozczochranej grzywki, oparł się o futrynę i westchnął. Dziwnie się czuł, tłumacząc mu swoje relacje z Uzumakim, nie żeby czuł się do tego zmuszony, ale przecież nie mógł tak tego zostawić, prawda? — Z Naruto znamy się od dzieciństwa, jedna szkoła, jedna akademia. Kiedy jego starzy zginęli w wypadku, zamiast w sierocińcu, wylądował u nas. Mieszkał z nami dopóki nie poszedł do szkoły wojskowej, wtedy wyprowadził się i zamieszkał na swoim. Teraz jest instruktorem walk w „Bramie Hokage”, to zapewne wiesz, bo w końcu to tam szkolą się wszyscy rekruci do policji i ANBU. Poza tym sami korzystamy z ich siłowni. Nadal jednak traktujemy się jak bracia, a Uzumaki moją rodzinę ma za coś w rodzaju namiastki swojej własnej. Pojutrze jest egzamin na chuunina, miałem przyjść jako oceniający postępy młodych. W dodatku obiecałem mu, że zrobię plan walk i listę osób zaproszonych. To było zresztą w kopercie, którą mu dałem. Jest kimś na kształt przyrodniego brata, w życiu nie… A zresztą, nie wiem po jaką cholerę ci się tłumaczę — mruknął wyczerpany długą przemową i wrócił do pokoju, zostawiając zaskoczonego i lekko zawstydzonego Hyuugę przy jego warzywach.
Neji czuł, że
wygłupił się jak nigdy.
***
Shikamaru wrócił do domu około godziny osiemnastej, rzucił kurtkę na oparcie krzesła i usiadł przed laptopem z papierosem i puszką piwa. Cały dzień sprawdzali miejsca zbrodni, przeszukali każdy zakamarek samochodu i… nic. Kurwa, jedno wielkie zero! Owszem, znaleziono wiele odcisków palców, ale i tak większość z nich należała jak nie do denatów, to do ich partnerów lub dziewczyn, żadnego punktu zaczepienia. Sekcja zwłok wykazała w ciele Shino śladowe ilości środka usypiającego, tak samo było w przypadku Raido, jedynie Kurenai nie została uśpiona, a ogłuszona. Początkowe podejrzenia, że chodzi o grupę szkoloną przez Yuuhi, zostały odrzucone po ostatniej zbrodni, Namiashi nie miał z nimi nic wspólnego, więc to nie mogło być to.
— Kurwa — zaklął, opierając się o blat i kiepując papierosa obok popielniczki, na co nawet nie zwrócił uwagi. — Co robię źle?! — warknął i jeszcze raz otworzył plik z całą listę pracowników agencji.
Po godzinie, dwóch
puszkach piwa i połowie paczki fajek miał dosyć. Wszystkie imiona zaczęły już
mu się mylić. Nie wiedział kto należy do czego, kto jest z ANBU, a kto z
jednostek specjalnych. Nie miał siły. Kłopotliwa sytuacja. Rozmowa i
przesłuchanie rodzin zmarłych też nic nie dały. Znał zaledwie jedną dziesiątą
tych ludzi, jak mógł w takim tłumie wyłowić mordercę? Spojrzał w okno. Słońce
zaszło już za horyzontem, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy.
Noc zaczęła go
przerażać, co jeżeli znowu ktoś zginie? Co prawda, ogłoszono drugi stopień
mobilizacji i nikt nie mógł opuszczać domów po zmroku, no może poza tymi,
którzy byli na misjach, ale to raczej go nie uspokajało. Wyrzucił pustą puszkę
do kosza i zwlókł się z łóżka, potrzebował długiego i gorącego prysznica. W
łazience zrzucił ubrania i odkręcił wodę, po chwili po jego ciele, uspokajająco
spływały pierwsze strużki. Po omacku sięgnął po butelkę z szamponem, lecz
zamiast niej pod palcami wyczuł coś zupełnie innego, otworzył oczy i z
zaskoczeniem stwierdził, że w ręku trzyma plastikowy pojemnik do połowy
zapełniony oliwką.
Gaara…
***
— Jasna cholera, wypierdalaj spod mojego prysznica! — wrzasnął, kiedy na plecach poczuł czyjeś dłonie.
— Nie drzyj się, przyszedłem umyć ci plecy — głos rudzielca brzmiałby całkiem normalnie, gdyby nie to, że przebrzmiewały w nim nutki śmiechu.
— Jeszcze mi rąk nie upierniczyło, mogę sam posługiwać się gąbką! — Odwrócił się i zamarł z otwartymi ustami. — I dlaczego do kurwy nędzy jesteś goły?!
— Bo jestem pod prysznicem, debilu! — Ręce chłopaka jak gdyby nigdy nic mydliły jego ramiona. Odepchnął je i cofnął się pod ścianę.
— Zjeżdżaj!
— Coś ty taka cnotka niewydymka, przeszkadza ci widok mojego fiuta, czy po prostu nie lubisz facetów? — Zielone oczy patrzyły na niego z rozbawieniem.
Właściwie Nara nie
wiedział, na co ma ochotę, złapać go, odwrócić do ściany i zerżnąć, czy po prostu wywalić na zbity ryj. Puścił
wiązankę przekleństw, miotając się pomiędzy jednym a drugim. Sabaku stał tylko
i głupkowato się uśmiechał, jakby z wyzwaniem.
— Wyjdź… albo będziesz żałował — syknął.
— Interesujące, co mi zrobisz?
— Nie chcesz wiedzieć!
— Ciekawski ze mnie gość. — Przysunął się i namydloną ręką dotknął jego brzucha. — Więc?
Co mi zrobisz? — Nie spuszczając z niego
wzroku, zsunął rękę niżej.
Gorąco… Shice
zdecydowanie zrobiło się gorąco. W co ten dupek pogrywał? Chciał się z nim
bawić? Niedoczekanie jego! Pokaże mu kto tutaj rządzi!
— Sam chciałeś wiedzieć — warknął, chwytając go za ramiona i odwracając przodem do ściany wyłożonej jasnozielonymi kafelkami. Kurwa, nawet pieprzony kibel miał kolor jego ślepiów. Gwałtownie przyparł go do mokrej powierzchni i wsunął rękę pomiędzy jego nogi. — Tego chciałeś? Po to za mną tu przylazłeś? Żebyś potem nie żałował, marchewko.
— Nie pieprz, Nara, tylko weź się do rzeczy — syknął Gaara, kiedy dłoń bruneta wsunęła się między jego pośladki.
— Pieprzyć dopiero zacznę. — Był zły. Tak po prostu wściekły, na to że giną kolejne osoby, a on nic nie może poradzić. Na to, że nie ma już jego kumpla Shino. Na to, iż tak cholernie podnieca go stojący przed nim z wypiętym tyłkiem facet, którego tak naprawdę nie zna... — Jesteś czysty? — warknął, rozglądając się za jakimś lubrykantem.
— Jeżeli chodzi ci o to, czy syf, kiła i mogiła nie żyją w symbiozie w moim tyłku, to tak, jestem czysty. — Sabaku chyba poczuł się urażony.
Wzruszył ramionami,
miał prawo zapytać, zwłaszcza, że nie miał pod ręką prezerwatywy. Sięgnął po
oliwkę i wylał ją na dłoń, a potem rozprowadził pomiędzy pośladkami chłopaka.
Wsunął w niego od razu dwa palce, Gaara drgnął i rzucił biodrami do przodu,
jednak przytrzymał go, obejmując drugą ręką jego członka. Jęknął…
— Lubisz to? Powiedz, rudzielcu, jara cię jak ktoś włazi ci w tyłek? — mruknął, przygryzając jego ucho i palcem mocno naciskając na prostatę.
— Zamknij się — Sabaku jęknął, odchylając głowę i zapierając się rękami o ścianę. — Masz zamiar mi wsadzić, czy filozofować o związkach i życiu w rodzinie? — Chciał zakpić, lecz głośny jęk zniwelował jego zamiary.
Shika cofnął palce i
rozsunął jego pośladki, jednym gwałtownym ruchem wbijając się w niego. Sabaku
krzyknął i zamarł na chwilę, trzęsąc się z bólu, a potem wbrew niemu zaczął się
poruszać szybko i gwałtownie. Szlag, jaki był ciasny… Shika zacisnął zęby,
wbijając się w niego głębiej i stymulując dłonią jego męskość. Przez chwilę
poruszali się w tym rytmie, zgrani do granic możliwości. Głośne jęki przerywały
tylko ciche przekleństwa Gaary, kiedy penis Shiki uderzał w jego czuły punkt. W
końcu brunet wysunął się z niego i odwrócił go przodem, chwycił za pośladki i
podniósł do góry, sadzając na wyłożonej kaflami półce. Spojrzał mu w oczy zanim
na powrót w niego wszedł, od razu szybko się poruszając. Poczuł jak Sabaku
zaplata ręce na jego szyi, przyciągając go do siebie. Pocałunek był gwałtowny i
namiętny, przesuwał językiem po podniebieniu i zębach Sabaku, czując smak sake
i czegoś jeszcze, czegoś nieuchwytnego. Zatracił się w nim, oplótł go
ramionami, czując na biodrach jego nogi, które przyciskały go do siebie.
Męskość Gaary uwięziona pomiędzy ich brzuchami pulsowała, ocierając się
rytmicznie o ich mokre ciała. Przesunął palce na jego sutek i pomasował go
lekko. W tym momencie rudzielec wyprężył się i krzycząc głośno doszedł,
rozlewając się i znacząc białą smugą ich piersi. Przez chwilę trwał w bezruchu,
a potem znowu zaczął się w nim poruszać, jednak chłopak mu na to nie pozwolił.
Odepchnął go prosto pod lejącą się wodę i zsunął się z półki, klękając przed
nim. Po chwili poczuł na swoim członku jego dłonie, które bawiły się nim
pomiędzy kroplami spadającej wody. Krzyknął cicho, kiedy zielonooki wziął go w
usta. Był dobry, cholernie dobry, jego język miarowo przesuwał się z góry w
dół, wijąc się i pieszcząc każdy cal jego długości. Dłoń bawiła się jądrami,
masując je i ściskając w tym samym rytmie, w jakim jego usta ssały i lizały
naprężony członek. Westchnął głośno czując, że dochodzi i chwycił go za włosy,
przyciskając mocniej do swych bioder i wytryskując wprost w jego gardło. Kiedy
fala orgazmu opadła, ciężko oparł się o ścianę, łapiąc oddech. Spojrzał w dół i
jego oczy spotkały się z zielonymi tęczówkami Sabaku, który uśmiechał się
zadziornie, oblizując się lubieżnie. Nie wiedział, czy połknął jego soki, czy
wypluł i w gruncie rzeczy gówno go to obchodziło, czuł się odprężony i
rozluźniony. Jedno było pewne, seks z Gaarą był jedyny w swoim rodzaju.
***
Ocknął się i odstawił oliwkę na półkę. Kurcze, wzięło go na wspominki… Sięgnął po szampon i umył szybko głowę, po czym wyszedł spod prysznica i owinięty ręcznikiem skierował się do pokoju. Usiadł przed laptopem i spojrzał na otwarty folder, nacisnął jeden z plików i popatrzył bezmyślnie na wyświetlone informacje. Przez chwilę wodził po nich wzrokiem, po czym nagle coś przykuło jego uwagę. Spojrzał na zegarek, dochodziła dwudziesta pierwsza, sięgnął po telefon i odnalazł numer Gaary.
Ocknął się i odstawił oliwkę na półkę. Kurcze, wzięło go na wspominki… Sięgnął po szampon i umył szybko głowę, po czym wyszedł spod prysznica i owinięty ręcznikiem skierował się do pokoju. Usiadł przed laptopem i spojrzał na otwarty folder, nacisnął jeden z plików i popatrzył bezmyślnie na wyświetlone informacje. Przez chwilę wodził po nich wzrokiem, po czym nagle coś przykuło jego uwagę. Spojrzał na zegarek, dochodziła dwudziesta pierwsza, sięgnął po telefon i odnalazł numer Gaary.
— Stęskniłeś się za mną? — głos rudzielca zabrzmiał, jakby ten był tuż obok niego.
— Zapomnij. Słuchaj… mam pewną koncepcję, to tylko teoria, ale potrzebny mi ochotnik… i to nie taki zwykły, potrzebuję Hayase lub Saia.
— Hayase jest na misji, o ile pamiętam, ale Sai w tej chwili ma wolne — głos w słuchawce spoważniał. — Co odkryłeś?
— Sam nie wiem… ale jeżeli dobrze kalkuluję, to oni będą następnymi ofiarami.
— Szlag… Nie wiem jak na to wpadłeś, ale dzwonię do Saia, lepiej, żeby dzisiaj nawet własnego cienia nie wpuszczał do domu. Będę u ciebie za godzinę. — Shika odrzucił telefon i jeszcze raz uważnie przyjrzał się informacjom wyświetlonym na ekranie laptopa.
Hejka,
OdpowiedzUsuńNeji zazdrosny pięknie to wyszło, i ta scena pod prysznicem co dokładnie zobaczył Shikamaru...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia