Gabinet Shino nie
różnił się niczym od wielu innych tego typu pokoi, jakie widział w swoim życiu.
Jasne ściany, biurko, dwa fotele, regał na książki, jedynie widok za oknem i
umiejscowienie wskazywało na to, iż mieszkanie wynajmował ktoś, kto nie musiał
liczyć się z gotówką.
Shikamaru obszedł ostrożnie stolik i przyjrzał się
miejscu zbrodni. Kilka dokumentów nadal leżało na blacie, zwykła metalowa
lampka, przycisk do papieru… Założył rękawiczki i otworzył jedną z szuflad…
Segregatory. W kolejnej leżało kilka długopisów, spinacze do papieru i
nożyczki. Uważnie przyjrzał się miejscu pomiędzy szufladami, a blatem,
przejechał palcem po górnej listwie i otworzył wąską klapkę. Broń leżała luzem,
obok znajdowało się pudełko z nabojami. Zmarszczył brwi.— Co jest? — Gaara podszedł i zajrzał mu przez ramię. — Miał ją cały czas pod ręką?
— Na to wygląda…
— Gdyby chociaż przez chwilę obawiał się ataku…
— Wiem, nie jestem idiotą, to tylko potwierdza moją teorię, że zabójcą jest ktoś, kogo dobrze znał. — Nara skrzywił się i podrapał po głowie. — Co pominęliśmy? — zapytał.
Gaara milczał, jakby
wyczuł, że chłopak wcale nie oczekiwał jego odpowiedzi. Jeszcze raz uważnie obejrzał
drzwi i przeszklony taras. Zero śladów włamania. Telefon komórkowy zadzwonił w
momencie, kiedy przechodzili pod żółtą taśmą, odgradzającą pomieszczenie od
reszty domu.
— Co jest? — Sabaku odebrał i przez chwilę milczał, wsłuchując się w głos po drugiej stronie.
— …
— Rozumiem.
— …
— Co z psami?
— …
— Jacyś świadkowie?
— …
— Dobra, dzwońcie jakby co. — Zamknął klapkę i schował telefon do kieszeni. Szybkim krokiem ruszył w kierunku samochodu.
— Jak masz jakiś nowe informacje, to mów. — Ciszę przerwał Shika, patrząc na niego zimno — Nie mam ochoty wyciągać z ciebie na siłę wszystkiego.
— Poproś.
— Co?!
— Poproś — powtórzył z krzywym uśmieszkiem.
— Ciąg się — warknął i wsiadł do jego samochodu, motor niestety zostawił na policyjnym parkingu i teraz musiał wracać z rudym. W połowie drogi sięgnął po telefon, miał dosyć milczenia, a prosić nie zamierzał. Niech się debil pałuje, nie chce mówić, nie musi. W myślach wyklinał wszelkie zielonookie i rude jednostki pod słońcem, zarzucając im wredność, fałsz i niekomunikatywność. Drobna dłoń wyrwała mu telefon.
— Nie rób z siebie idioty, pracujemy razem, więc albo mnie szanujesz, albo gówno ci mówię. — Gaara spojrzał na niego i gwałtownie skręcił w kierunku głównej siedziby ANBU i jednostek specjalnych w Konoha. — Mam przebłysk dobroci, więc słuchaj uważnie. Kurenai wyszła z baru sama, pożegnała się z koleżanką i miała iść do domu. Podobno było to około czwartej nad ranem. Skręciła do parku i najprawdopodobniej tam spotkała swojego oprawcę. Mógł też na nią czekać w uliczce gdzie zginęła, ale wątpię. To doświadczona osoba, gdyby spotkała kogoś w ślepej alejce nad ranem, na pewno by ją to zastanowiło. Została zaatakowana od tyłu, świadczą o tym ślady po uderzeniu w potylicę. Nieprzytomnej wyczyszczono umysł… najprawdopodobniej do zera… dowodzi tego prześwietlenie, które wykazało poważne uszkodzenie kory mózgowej w ośrodku pamięci. Włókna nerwowe wyglądały jakby je coś po prostu przepaliło, ktoś działał brutalnie i bezpardonowo.
— Może bał się, że sami to zrobimy i wysondujemy jego wizerunek z jej głowy?
— Niemożliwe, mózg umiera natychmiast razem z ciałem, nic byśmy na tym nie skorzystali.
— Więc, dlaczego… skoro skasował jej pamięć, to czemu ją uśmiercił?
— No właśnie… Tego nie wiemy, prawda? — Spojrzał na niego ironicznie. — Dobra, co dalej… Świadków brak, psy zgubiły trop przy rzece.
— Skubaniec jest cwany. — Shika otworzył drzwi, kiedy samochód zatrzymał się na parkingu, wysiadł i ruszył za chłopakiem, automatycznie kierując wzrok na jego tyłek… Cholera, potrząsnął głową, brakowało mu tylko kolejnej fascynacji i to czym? Dupą jakiegoś chudzielca. Zrównał się z nim i wyjął papierosa, wsunął go do ust nie odpalając. Nagle zatrzymał się gwałtownie, jakby coś przyszło mu do głowy.
— Co jest? — Sabaku spojrzał na niego zdziwiony.
— To musi być ktoś, kogo i my znamy — powiedział jakby zdziwiony.
— Skąd taki pomysł?
— Pomyśl… ile osób ma dostęp do MP6? Nikt, poza samą czołówką, poza tym ofiary to ANBU, wyszkoleni do walki, mało co mogło ich zaskoczyć. Najprawdopodobniej nie wyczuli zagrożenia, a więc znali mordercę. Idąc dalej tym tropem… Nie dał się złapać, zmylił nawet specjalnie szkolone psy, nie zostawił odcisków palców, zero dowodów… To zawodowiec.
— ANBU?
— Możliwe…
— Kurwa. — Rudzielec zmarszczył brwi i nie pytając o zgodę, wyszarpnął papierosa trzymanego w ustach Shiki i odpalił go, zaciągając się mocno. — Wiesz, ilu ich jest? Nikt nie zna wszystkich. Ponad siedemdziesiąt procent działa pod przykrywką, to same numery, akta zastrzeżone, informacje ściśle tajne… Zdajesz sobie sprawę, jak to utrudni śledztwo?
— Pytanie brzmi… komu możemy zaufać? — Nara nie skomentował straty Marlboro. — Stawiałbym na Nejego i Sasuke, ale to właśnie oni mają dostęp do pająka.
— Neji by nie zdradził, zbyt długo siedzi w tym gównie. — Gaara pokręcił głową.
— Sasuke też nie, jego stary jest szychą na samej górze, a brat Itachi to znany prokurator rządowy, rodzinka geniuszy. — Weszli do biura i automatycznie zmienili temat.
— Złóż raport
Tsunade, ja muszę z kimś pogadać — mruknął i nie czekając na odpowiedź, skręcił
pomiędzy biurka. Brązowowłosy chłopak siedział przed monitorem i zawzięcie
stukał na klawiaturze, przygryzając przy tym końcówkę ołówka — Kiba, mam sprawę
— przysunął sobie krzesło i usiadł obok niego.
— Spadaj, jak to coś nielegalnego, to nie wchodzę, raz ci pomogłem i do tej pory nagana pięknie się prezentuje w moich aktach. — Inuzuka nie spojrzał nawet na kumpla, tylko nadal wpatrywał się w ekran. Obok jego nóg leżał wielki, biały pies, który teraz podniósł głowę i wywalając jęzor spojrzał radośnie na Shikę.
— Kibuś, nie bądź upierdliwy, pomóż koledze. — Nara pogłaskał psa po głowie, za co został nagrodzony mokrym liźnięciem, które obśliniło mu pół ręki.
— Nie mam mowy.
— Mam dwa bilety na mecz Suna — Konoha… No, ale skoro nie chcesz, a Genma pewnie nie ma czasu… — zwiesił znacząco głos i wstał z krzesła.
— Czekaj! — Cichy syk rozbrzmiał zza monitora, a ręka chłopaka złapała nadgarstek Nary, sadzając go na powrót obok siebie. — Coś taki w gorącej wodzie kąpany. — Rozejrzał się dookoła, a widząc podejrzliwą minę Lee westchnął cicho, po czym wrzasnął. — Brewka, Sakurcia cię szukała. — Obcięty na grzybka chłopak zerwał się z miejsca i po chwili zniknął za drzwiami. — Dobra, mów. — Wreszcie spojrzał na Shikę.
— Jesteś kłopotliwy, wiesz? Biedak będzie drałował na drugi koniec budynku i co najwyżej chwyci ochrzan od swej lubej. — Nara pokręcił głową w geście dezaprobaty.
— Nie pieprz, tylko mów, czego chcesz.
— Dobra… Potrzebna mi cała lista ANBU i…
— Oszalałeś? — Kiba przerwał mu w pół zdania. — To ściśle tajne, za coś takiego można beknąć.
— Wiem, dlatego musi to zrobić genialny haker, w związku z tym… — Spojrzał znacząco na przyjaciela.
— Nie ma mowy! I nie podlizuj się, nie włamię się do bazy ANBU, to grozi dożywociem w celi metr na metr, w lepszym przypadku kulką w łeb.
— Dobra, dam bilety Brewce. — Nara wzruszył ramionami.
— Cholera… Dobra, zobaczę co się da zrobić, ale nie licz na wiele, jakby co podrzucę ci to wieczorem do domu.
— Dzięki, wiedziałem, że można na ciebie liczyć. — Shika uśmiechnął się szeroko i wstał, rzucając Akamaru resztki hamburgera leżącego na biurku, ruszył w kierunku schodów.
— To było moje śniadanie! — wrzask Inuzuki mieszał się z głośnym mlaskaniem psa.
***
Winda zatrzymała się na najwyższym piętrze budynku, szklane drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Hol tonął w półmroku, oświetlony tylko kilkoma kinkietami. Młody chłopak ruszył powoli korytarzem, zastanawiając się czy nie zawrócić. Po prawdzie nigdy tu nie był, a dzisiejsza wizyta była wpływem impulsu i zdenerwowania. Skręcił w lewo i zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami z złotą tabliczką 54. Westchnął i spojrzał w duże okno korytarza, z którego widok roztaczał się na śpiące miasto. Niepewnie nacisnął dzwonek, dochodząc do wniosku, że jeżeli właściciel mieszkania nie otworzy w przeciągu minuty, będzie to znaczyło, że spokojnie może się ewakuować. Po trzydziestu sekundach, uznał, że jest w pełni usprawiedliwiony do odwrócenia się na pięcie i szybkiego podążenia w kierunku windy, która miała go wywieź z miejsca, które z niewiadomych przyczyn jawiło mu się jako bardzo niebezpieczne.
Znał osobę, która tam
mieszka od lat, ale nigdy nie wymieniali między sobą żadnych uprzejmości, poza
zawodową wymianą zdań i drobnymi uszczypliwościami. Nieświadomie podniósł rękę
i odgiął jeden palec, no właśnie… po pierwsze to nawet się nie lubią. Drugi
palec… nie powinni się spotykać, bo to może się wydać podejrzane. Środkowy
palec dołączył do dwóch pozostałych… czuł się przy nim jak ofiara losu, chociaż
był zawodowcem, o! To chyba najistotniejszy powód, aby wziąć dupę w troki i się
wynieść! Odwrócił się na pięcie, wyginając czwarty palec i mamrocząc pod nosem
ostatni i jego zdaniem najbardziej ważki powód.
— Jest jedenasta w nocy, nie powinienem budzić człowieka — wymamrotał i podskoczył w miejscu słysząc głos za plecami.
— Jeżeli już skończyłeś machać rękami i wyłamywać sobie knykcie, to może powiesz mi co cię tu przygnało? — W otwartych drzwiach stał mężczyzna o długich, ciemnych włosach, otulony ciemno zielonym szlafrokiem i boso.
Właściwie dlaczego boso? Nie miał kapci? A może miał,
ale nie lubił w nich chodzić? A może były w kształcie puchatych króliczków i
wstydził się w nich pokazywać? A może właśnie wstał z łóżka i… Rany… Oderwał wzrok od stóp bruneta i zaczerwienił się,
kiedy dotarło do niego jak durne były jego rozważania.
— Eeee... właściwie to trochę późno jest nie? — wyksztusił wreszcie, no tak… Błysnął elokwencją, w końcu sam tutaj przyczłapał o tej porze, więc po cholerę go uświadamia? Nabrał powietrza w płuca gotów na powrót z kretyna ewoluować na poziom człowieka o przynajmniej śladowej inteligencji, kiedy jakaś niebezpiecznie długa dłoń wciągnęła go do środka i zatrzasnęła drzwi. A może ta ręka nie była taka długa, tylko po prostu gospodarz wyszedł za próg i hmm… zaprosił niezdecydowanego gościa do środka? — Ej no przecież bym sam wszedł — żachnął się, poprawiając koszulę.
— Jakoś nie miałem ochoty czekać do rana, — Jasne oczy spojrzały na niego kpiąco, a ich właściciel skierował się w stronę salonu, skąd z barku wyciągnął dwa piwa, które położył na stole i sam usiadł w jednym z foteli. — Będziesz tak sterczeć w progu, czy usiądziesz?
— Usiądę — mruknął i zdjąwszy buty podszedł do fotela. — Wiesz czemu przyszedłem?
— Domyślam się. — Mężczyzna otworzył jedną puszkę i przelał trunek do wysokiej szklanki stojącej obok. — Przesłuchiwano cię w związku z morderstwami.
— Dokładnie! Mam nie opuszczać kraju, nie ruszać się z miasta, dobrze, że z domu do monopolowego mogę wyjść! Przynajmniej upić się mogę.
— Nie przesadzasz? Taka procedura.
— Odebrali mi MP6. — Skrzywił się niepocieszony. — Broń, przeszukano mieszkanie… przesłuchiwano przez pół dnia… czuję się jak przestępca. Nie wiem po co tu przyszedłem, nie wiem co sobie myślałem… — Zerwał się z fotela.
— Siadaj — stanowczy głos usadowił go z powrotem na miejscu. — Zachowujesz się jak dziecko.
— Akurat łatwo ci mówić, bo to nie ty jesteś na moim miejscu. — Skrzywił się sięgając po piwo i upijając łyk prosto z puszki.
— Wyobraź sobie, że miałem dzień identyczny z twoim i mam te same ograniczenia. — Mężczyzna westchnął i odgarnął kosmyk opadający mu na twarz niecierpliwym gestem.
— Ty? Ale… — Oparł się zrezygnowany o bok fotelu, podwijając pod siebie nogi. — No tak… zachowuję się jak kretyn — zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. — Dlaczego Neji? Dlaczego ktoś ich morduje? Co mu zawinili?
Hyuuga popatrzył na
niego, zastanawiając się co odpowiedzieć.
— Nie mam pojęcia, jednak mam przeczucie, że to ma związek z ANBU, komuś nadepnęliśmy na odcisk i to ciężkim traperem. — Spojrzał na chłopaka spod oka. — Wiesz, że niebezpiecznie było tu przychodzić nocą? Nie wiadomo, kto będzie następnym celem.
— Cholera — Sasuke odstawił pustą już puszkę i sięgnął po papierosa. — Można?
— Pal. — Wzruszył ramionami. Po chwili cienka strużka dymu, sączyła się spomiędzy palców bruneta.
— Shino i Kurenai… co ich łączyło? Jeden to zamknięty w sobie milczek, efektywny w działaniu, jedną osobą, która mogła mienić się jego przyjacielem był Shikamaru. Druga ofiara to impulsywna, wesoła kobieta, wiecznie w akcji, nie do zdarcia. Obydwoje wyszkoleni do zadań specjalnych… ten kto ich załatwił nie mógł być zwyczajnym bandziorem.
— Taaa. — Neji podniósł się i zaczął spacerować po pokoju. — Jednak było coś, co ich łączyło… Kurenai w przeszłości jako ANBU, szkoliła Aburame, to dzięki niej trafił do jednostek specjalnych.
— Sądzisz, że chodzi o grupę? Ale… w takim przypadku zagrożony byłby jeszcze Kiba i Hinata, o ile pamiętam razem byli w jednym zespole. — Sasuke przyglądał się badawczo wędrującemu po pokoju mężczyźnie. Z jednej strony denerwowało go to ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce, z drugiej, w kocich ruchach Hyuugi było coś paradoksalnie uspakajającego. Nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi, że porusza się on z taką gracją. Jak puma, cicho i płynnie.
— Możliwe. — Zatrzymał się i odstawił na stolik, pustą szklankę. — Nie sądzisz, że to dziwne, iż śledztwo prowadzi Shika? Zasady jasno mówią, że jeżeli ginie twój partner, zostajesz odsunięty od sprawy. Wyniki badań stwierdzają, iż działa się wówczas pod wpływem emocji i stresu, a to nie wpływa pozytywnie na wynik śledztwa.
— Możliwe. — zastanowił się chwilę. — Jednak Nara to najlepszy taktyk jakiego znam. Do tej pory, nigdy nie zawódł.
— Zawsze jest ten pierwszy raz. — Westchnął i usiadł obok chłopaka, który poruszył się niespokojnie, czując ulotny zapach perfum mężczyzny. Neji jakby tego nie zauważył ciągnął dalej. — Wiesz kogo mu przydzielili?
— Tak, Sabaku, słyszałem. — Uśmiechnął się lekko.
— Jest najlepszy, zimny, opanowany i ma diablo analityczny umysł. Można powiedzieć, że to sobowtór Shikamaru. Nara gdyby chciał też mógłby awansować, ale…
— Nie ma na to ochoty… — Spojrzeli na siebie i jednocześnie z ich ust padły trzy słowa. — „To zbyt kłopotliwe” — zachichotali cicho.
Cóż, każdy kto znał
Shikę wiedział, że o ile jest geniuszem, o tyle jego leniwy styl życia był już
w oddziałach przysłowiowy.
— Dobra. — Neji wyciągnął nogi przed siebie i rozparł się na fotelu. — Przenocujesz tu dzisiaj, nie mam zamiaru zastanawiać się czy wróciłeś cały do domu.
— Martwisz się o mnie? Jak słodko, dostanę buzi? — Wyszczerzył się Uchiha.
— Nie proś… — Pochylił się lekko w jego kierunku. — Bo się doprosisz. — Uniósł dłoń i dotknął palcem jego nosa. — Na końcu korytarza jest łazienka, a obok wolna sypialnia, możesz się tam przekimać. — Podniósł się i ruszył w przeciwnym kierunku. — Idę spać, dobranoc — mruknął i zniknął za drzwiami jednego z pokoi, zostawiając Sasuke z otwartymi z zaskoczenia ustami.
— Przecież żartowałem — mruknął do siebie wstając i podążając w wskazanym kierunku.
Stojąc pod prysznicem zastanawiał się co by
było, gdyby Hyuuga naprawdę go pocałował…
— Aaaagrrhh — warknął
wylewając na głowę pół butelki szamponu i czując jak ten dostaje mu się do oczu.
— Lecz się Uchiha!
***
Księżyc skrył się za chmurą, ciemność spowiła okolicę, stare latarnie migotały słabym światłem obejmując stojący na parkingu samochód. Mężczyzna siedzący w środku, głowę miał nienaturalnie opartą o kierownicę, u jego stóp powoli zbierała się gęsta kałuża o metaliczno — słodkim zapachu. Ktoś przechodzący obok, mógłby pomyśleć, że kierowca śpi, gdyby nie szeroko, jakby w zdziwieniu otwarte oczy.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, och Sasuke taki pełen wątpliwości, chodzi mi o tą scenę przed drzwiami, Shika gdzie ty się gapisz.. kto tym razem zginął?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia