poniedziałek, 28 maja 2012

IV Historia z Konohy



Pomiędzy słowami


 
— Shikamaru…

— Mhm?

— Przeszkadzam?

— Nie.

— Możemy porozmawiać?

— Mhm, jasne.

Jedno oko Shikamaru otwarło się i spojrzało w górę. Chłopak jak zawsze siedział na wieży i podziwiał niebo, niestety teraz zasłaniała mu je głowa Sakury. Właściwie nie bardzo miał ochotę na rozmowy, ale nie chciał też odmawiać dziewczynie.

— O co chodzi? — Podniósł się i usiadł podpierając z tyłu na rękach.

— Jak to jest z wami… — Haruno nie patrzyła na niego, tylko skubała koniec swojej czerwonej tuniki. — Chodzi mi o… kurcze nie wiem jak to powiedzieć, żebyś mnie źle nie zrozumiał.

— Wolimy zdobywać niż być zdobywanym. — Wyciągnął rękę w górę, obrysowując w powietrzu palcem zarys jakiejś chmury.

— Skąd wiesz, o co chciałam zapytać? — Zdumiona spojrzała na niego.

— Zgadywałem. Poza tym miałaś minę, która mówiła sama za siebie.

— Czasami twoja dedukcja mnie przeraża.

— Norma. — Opuścił rękę i położył się nie spuszczając wzroku z chmur. — Chodzi o Sasuke? — Kiedy dziewczyna milczała westchnął i mówił dalej. — Odpuść sobie, to nie ten typ, on chodzi własnymi drogami, pamiętasz? Ledwo się wyrwał spod władzy Orochimaru. Sam nie wiem, czy gdyby nie to, że Wąż za późno zorientował się, że czas zmienić ciało, mielibyśmy jakiekolwiek szanse na pozbycie się go na zawsze, a co za tym idzie, to czy Sasuke zdecydowałby się na odejście. To cud, że podczas przejścia był zdolny uwięzić go we własnym umyśle.

— Nie mów tak — żachnęła się. — Uchiha zrozumiał, że źle robił, dlatego do nas wrócił.

— Uchiha żyje zemstą, nie bądź naiwna. Orochimaru nauczył go wszystkiego, co sam wiedział szykując go na przejście. Kiedy stał się słaby, Sasuke po prostu zablokował jego umysł w własnej świadomości, dlatego dostaliśmy szanse nakłonienia go na powrót do wioski.

— Myślisz... myślisz, że gdyby ktoś inny… silniejszy, się zjawił to on by znowu odszedł? Wszystko dla pozyskania mocy? — W głosie Haruno zabrzmiał strach.

— Nie, on już nie odejdzie, poczeka tutaj na Itachiego, aż ten sam do niego przyjdzie. — Pokręcił głową chłopak. — Uchiha ma swoją dumę, drugi raz nie zdradzi wioski. — Milczeli przez chwilę kontemplując obłoki leniwie przesuwające się po niebie.

— Shikamaru, to co ja mam robić? Jak zbliżyć się do niego? Myślałam… — zająknęła się znowu. —  Myślałam, skoro ty też jesteś facetem, to będziesz wiedział, co robię źle. Chciałabym, aby zapomniał o zemście, a nawet, jeżeli nie, to przynajmniej przez chwilę poczuł coś innego niż pragnienie zabicia własnego brata.

— Ehh. — Chłopak westchnął i położył rękę na swoim czole. — Nie wiem, może zwróć uwagę na kogoś innego, daj mu odczuć, że nie jest jedynym facetem na świecie, że może stracić twoje uczucie? Zazdrość to potężna broń.

— Zazdrość? — Twarz dziewczyny rozjaśniła się i spojrzała z ożywieniem na chłopaka. — Dzięki jesteś wspaniały. To na pewno podziała, po prostu on zawsze wiedział, że myślę tylko o nim, dlatego mnie odtrącał. Pokażę mu, że stać mnie na więcej! — Wstała i ruszyła w stronę schodów.

— Sakura… nie ekscytuj się za bardzo, mam wrażenie, że to może nie podziałać na Uchihę. Przeczucie mi mówi, że cokolwiek byś nie zrobiła, poniesiesz klęskę — dokończył ciszej. Dziewczyna już go jednak nie słuchała, podniecona zbiegła z wieży i popędziła w stronę szpitala. — Miłość — mruknął chłopak i spojrzał spod ręki na chmurę, która przybrała zarys twarzy Temari uśmiechającej się ironicznie. — Męczące, strasznie męczące. — Skrzywił się i zamknął oczy, aby nie patrzeć na drwiącą z niego iluzję.


***


— Cholerne ptaszydło! — Zdenerwował się Naruto. — Skradajmy się, kryjmy się, nie atakujmy. — Przedrzeźniał przyjaciela, który nadal leżał przyciśnięty do skały. — Na to samo by wyszło, jakbyśmy poszli główną trasą.

— Element zaskoczenia nie zadziałał, cóż bywa i tak. — Spokojnie odparł Sasuke, intensywnie zastanawiając się, co powinni teraz zrobić.

— Kage bunshin no jutsu! — Jego przemyślenia szlag trafił, kiedy wokoło zaroiło się od pomarańczowo czarnych postaci szykujących się do walki. — Na naszą przyszłość mówisz głupku? Oszczędzę ci wspinaczki i sam zejdę skopać ci tyłek! — Wrzask Naruto rozległ się po całej okolicy, a klony w tej samej chwili oderwały się od podłoża i poszybowały w kierunku wroga. 

— Uzumaki… kiedyś sam cię zabiję — warknął Uchiha i pognał za przyjacielem. 

Walka rozgorzała na dobre, co chwilę słychać było odgłosy wybuchających klonów trafionych to kunaiami, to po prostu pięścią któregoś z przeciwników. Naruto wydawał się być w swoim żywiole. Wrogowie zaczęli się cofać, jeden z nich leżał już nieprzytomny po tym, jak Naruto zastosował na nim rasengan, jednak pozostali nadal walczyli. Sasuke bronił się pod stromą ścianą góry. Katon technika, którą opanował po mistrzowsku, co rusz serwowała przeciwnikowi ognisty podmuch. Uzumaki przygwoździł do skały głównego bandytę, jego klony otoczyły go i nie dawały mu pola manewru.

— Już po tobie dziadku! — Naruto wolnym krokiem podchodził do osaczonego przeciwnika.

— Nie byłbym taki pewien młokosie. — Zarechotał mężczyzna i nagle ku zdziwieniu Uzumakiego zrobiło się całkiem ciemno, a jego własne klony zaczęły wybuchać jeden po drugim.

— Co jest? Co zrobiłeś cholerny dziadygo? — wrzasnął rozglądając się wokół. Ku jego zdziwieniu, atakującymi okazały się kruki. Tysiące ptaków dziobami rozszarpywały ciała klonów, przerzedzając ich liczbę w zastraszającym tempie. Uzumaki włączył się do walki trzymając w dłoni kunai i atakując nim ptaki. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby bandyta oderwał się od skały i runął na niego przyciskając go do ziemi. Walka w zwarciu była tym, czego na pewno nie pragnął Naruto, przeciwnik był dużo większy i silniejszy od niego.

— Zostaniesz pokarmem dla moich maleństw — wysyczał bandyta i jego ręka uniosła się, aby zadać ostateczny cios.

***

   Uchiha zmęczony z licznymi zadrapaniami i zranieniami, w końcu zdołał trafić przeciwnika przy użyciu sharingana w połączeniu z shunshin no jutsu techniką, która pozwalała teleportować się na niewielkie odległości. Ta jednak starczyła, aby trafić mężczyznę kunaiem prosto w gardło. Leżał teraz na ziemi dławiąc się własną krwią i podrygując w agonii. Sasuke stał ciężko dysząc i trzymając się za lewe ramię, które sprawiało mu dotkliwy ból. Przebite nożem, obficie krwawiło. Przeciwnik rzucał nimi z naprawdę dużą szybkością i precyzją. Przed jednym nie zdołał uskoczyć, inne tylko go drasnęły. Powoli odwrócił się od ciała oddychając z ulgą i wtedy to zobaczył… 

Niedobitki ptaków atakowały klony Naruto, on sam leżał na ziemi, przygnieciony przez wielkiego mężczyznę, desperacko usiłując odepchnąć od siebie rękę z ostrzem, które niebezpiecznie zbliżało się do jego gardła. 

Cisza…

Naruto śmiejący się, kiedy coś mu nie wyszło. Podskakujący wokół Kakashiego idąc na nową misję. Krzyczący z wściekłości, kiedy nie mógł go w czymś doścignąć, a jego technika okazała się niewystarczająca. Uganiający się za Sakurą, broniący swoich przekonań, marzący o zostaniu Hokage… Wtulający się w Sasuke ostatniej nocy i składający delikatne pocałunki na jego ustach.

Te myśli przemknęły przez głowę Sasuke niczym błyskawica pozbawiając go na moment tchu.

— Chidori! — Wrzask wydobył się ze ściśniętego gardła i Sasuke podtrzymując zranioną rękę, drugą wykrzesał z siebie ostatki czakry. Biegł z prędkością, o którą sam siebie by nie podejrzewał. Wokół rozległ się dźwięk jakby tysiąca ptaków. Człowiek leżący na Naruto w ostatniej chwili podniósł głowę, jego ręka wystrzeliła w górę tworząc jakiś znak, kiedy Uchiha runął na niego. Skumulowana w dłoni czakra z olbrzymią siłą zepchnęła napastnika z Uzamakiego i dosłownie wgniotła w skałę miażdżąc jego klatkę piersiową. 

***

   Łopot skrzydeł, odlatujących ptaków… To pierwsze usłyszał Naruto kiedy otworzył oczy. Nadal czuł na sobie przygniatające go ciało. Powoli uniósł powieki.

— Sasuke! — Poderwał się gwałtownie. Kolega zsunął się na jego kolana, uderzając w nie bezwładnie głową. — Sasuke, wstawaj, już koniec, wygraliśmy! — Potrząsnął delikatnie ramieniem przyjaciela.

Ciepło.

Podniósł rękę do oczu. Czerwień rozlała się pomiędzy jego palcami, znacząc szlak aż do nadgarstka.

— Sasuke, nie wygłupiaj się draniu. — Zabrudzoną dłonią odwrócił delikatnie twarz Uchihy w swoją stronę. — No… odezwij się, to nie czas na spanie.  

Głos, ale czyj? Mój? Niemożliwe, taki głuchy i bez wyrazu. 

— Uchiha no co ty, już dobrze, możesz się podnieść…

Ręce tulące bezwładne ciało, chyba moje, a może to tylko sen? Koszmar, z którego zaraz się obudzę, a on mnie wyśmieje, kiedy mu go opowiem.

 — Saaasukeee! Nie waż się umierać, idioto! Nie teraz! Nie, kiedy nie jestem pewny samego siebie, kiedy zacząłem odkrywać, że istnieje coś więcej niż tylko przyjaźń… Nie próbuj się wymigać i zostawiać mnie tu samego! — Naruto potrząsnął prawie brutalnie ciałem przyjaciela, by chwilę później przytulić go do piersi. Łzy rozmazywały się na jego twarzy znacząc jasną ścieżkę na policzkach. — Czy myślisz, że mi było łatwo? Tylko ty mogłeś zrozumieć samotność, która zawsze mnie otaczała, tylko ty przedarłeś się przez skorupę śmiechu i krzyku, którą się okryłem, zamykając na pogardę i nienawiść. Sasuke! — Jedną ręką kurczowo przyciskał chłopaka do piersi, a drugą uderzał z desperacją w kamienistą ziemię, pozostawiając na niej krwawe ślady.  Nie czuł bólu, a przynajmniej nie ten fizyczny. Cierpienie rozrywało mu wnętrzności, sprawiało, że miał wrażenie, iż się dusi. Paradoksalnie jego płuca zdawały się boleć, jakby miały zaraz eksplodować z nadmiaru tlenu. Wtulił twarz w czarne włosy, z których zsunęła się opaska — Sasuke…— zawył. — Tylu rzeczy ci nie powiedziałem, tyle uczuć nie potrafię jeszcze określić! Dlaczego nie dałeś mi na to czasu, draniu! Nie umieraj, bo sam cię zabiję!

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniale, oj Sakura, Uchiha nie zwróci na Ciebie uwagi dla niego ważny jest Naruto i tylko Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń