Naruto
kopnął kamień leżący na jego drodze, wyładowując na nim swoją frustrację.
Słońce wzeszło już wysoko i zapowiadał się pogodny, bezchmurny dzień. Odkąd
opuścili jaskinię, szli w milczeniu w kierunku gór. Ta cisza dawała się mu we
znaki, nie był do niej przyzwyczajony. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co
powiedzieć. Nigdy wcześniej nie czuł się tak dziwnie wytrącony z równowagi.
Czy to ja? Czy to moja wina? Może zrobiłem
coś, co skłoniło Sasuke do takiej reakcji, może niepotrzebnie kładłem się obok
niego? Nie miałem zamiaru… cholera! Przecież było zimno, to normalne, że
towarzysze ogrzewają się nawzajem. Nie pierwszy raz spałem z kimś na jednej
macie. Czy on nadal będzie moim przyjacielem? A może czuje do mnie niechęć,
obrzydzenie, w końcu dwóch facetów… To nie jest normalne, to jest złe…
Kolejny
kamień potoczył się z pod nóg chłopaka.
— Masz zamiar kopać wszystko, co znajdzie się na twojej drodze? Może od razu spuść małą lawinę. W końcu prawie jesteśmy już w górach — warknął zirytowany Sasuke zatrzymując się i odwracając gwałtownie w jego kierunku. Naruto milcząco minął go udając, że nie słyszy i z premedytacją trącił butem kolejny kamyk. — Słuchaj, Młotku, jeżeli chodzi ci o to, co wydarzyło się w nocy to... — Uchiha złapał go za rękaw i szarpnął mocno zatrzymując w miejscu. — To możesz zwalić to, na co tylko chcesz. Nie wiem, wpływ chwili, ułożenie gwiazd, szum deszczu. Czy może po prostu na to, że obydwaj byliśmy zaspani i nie bardzo wiedzieliśmy, co robimy.
— Uhm.
— Cieszę się, że zgadzasz się ze mną, więc nie ma, co o tym rozmyślać. — Brunet puścił jego rękaw i ruszył przed siebie.
— Sasuke…
— Czego?
— Nie mów nic Sakurze…
— Nie powiem.
— Wiesz… to nie to, żebym się wstydził, czy coś — mruknął zakłopotany. — Masz rację, byliśmy zaspani i w ogóle. — Uzumaki spuścił głowę i idąc wpatrywał się w czubki swych butów. — Chodzi o to, że ona by mi nie wybaczyła. Wiesz, co ta dziewczyna do ciebie czuje, właściwie odkąd pamiętam darzy cię tym uwielbieniem. Gdyby się dowiedziała… sądzę, że znienawidziłaby mnie.
— Zależy ci na niej? — Pozornie beztroskim tonem zapytał Uchiha.
— Nie… to znaczy nie powinno. W końcu ona nigdy nie zwróciłaby uwagi na kogoś takiego jak ja. Był czas, kiedy nawet mnie nie lubiła i unikała jak ognia, ale teraz… jesteśmy przyjaciółmi i nie chciałbym tego stracić.
— Czyli ci zależy.
— Myślę… myślę, że tak. — Naruto zrównał się krokiem z towarzyszem. — Tak mi się przynajmniej wydaje.
— Wydaje ci się… Myślę, że powinieneś już wiedzieć, czy darzysz ją czymś więcej niż tylko przyjaźń. Od lat ganiasz za nią, wrzeszcząc: „Sakurka umów się ze mną!”, „Sakurka pójdziemy na ramen? — Uchiha spojrzał na niego spod oka. — A może to przyzwyczajenie? Po prostu odkąd pamiętasz, Haruno była dla ciebie ideałem kobiety i nawet nie masz ochoty rozejrzeć się za kimś innym, bo tak ci wygodniej?
— Może. — Uzumaki zamyślił się przez moment. — Masz rację, nigdy nie myślałem o żadnej innej dziewczynie w ten sposób, sprawdzę twoją teorię jak wrócimy do wioski.
— Zmieniłeś się lisie.
— Zmieniłem? — Spojrzał na niego pytająco.
— Normalnie już powinieneś podskakiwać i wrzeszczeć, że jak zostaniesz Hokage, to Sakurka cię doceni i umówi się z tobą. — Uśmiechnął się lekko. — Cholera… nie jesteśmy już dziećmi, co?
— Ano, nie jesteśmy — zgodził się Uzumaki, zastanawiając się, do czego właściwie zaprowadzi ich ta dorosłość.
***
Las powoli przerzedzał się i drzewa ustępowały miejsca głazom, które coraz częściej ukazywały się na ich drodze. Po jakimś czasie krajobraz zmienił się na całkiem górzysty. Gdzieniegdzie pomiędzy skałami widniały kępki pożółkłej trawy, roślinność nie miała tu miejsca, aby bujniej rozkwitnąć. Góry zakryły słońce, przynosząc upragniony cień. Chłopcy mozolnie wspinali się krętą ścieżką, która była jedyną drogą prowadzącą na drugą stronę pasma.
— Myślę, że powinniśmy pójść na przełaj, przez halę i pomiędzy skałami — mruknął Sasuke. — Idąc utartym szlakiem, prawdopodobnie natkniemy się na tych, których mamy obserwować.
— To dobrze nie? Potraktuje ich swoim kage bunshin no jutsu na masową skalę i po nich. — Naruto odzyskał już swą pewność siebie i rwał się do walki.
— Nie, Młocie, to wcale nie dobrze. — Uchiha pokręcił w zniecierpliwieniu głową. — Nie wiemy, z kim przyjdzie nam walczyć, nie wiemy ilu ich jest i co najważniejsze mogą zniszczyć dowody potrzebne Hokage. Załapałeś?
— Nie. — Naruto zrobił zawiedzioną minę. — Mam się kryć przed wrogiem? A moja droga ninja?
— Uzumaki…
— Co?
— Pamiętasz jak powiedziałem, że dorośliśmy?
— No…
— Zapomnij, ty nadal jesteś głupkiem. — Sasuke trzepnął od tyłu Naruto w głowę i popchnął go w kierunku hali. — A teraz idziemy i masz się mnie słuchać, nie mam zamiaru przez ciebie zginąć.
Niepocieszony
blondyn rozmasowując bolące miejsce ruszył za kolegą, zastanawiając się nadal,
po cholerę w ogóle kryć się przed wrogiem.
***
Skała, na której leżeli, wznosiła się ponad łąką. Na dole widać było kilka szałasów oraz trzech mężczyzn siedzących przy ognisku i pochylających się nad jakimiś papierami. Chłopcy w milczeniu obserwowali ich poczynania.
— Tylko trzech. — Naruto poruszył się niespokojnie. — Pięć minut i po nich.
— Cicho. Myślę.
— Od myślenia jeszcze nikt nie wygrał, trzeba działać, to zwykłe zbiry. Poradzimy sobie z nimi bez problemów.
— Nie jestem pewien, zaginęło tu zbyt wielu ludzi. Niektórzy z nich byli ninja, skoro oni sobie nie poradzili, to znaczy, że ci na dole są silniejsi niż na to wyglądają. — Sasuke nie dawał się przekonać.
Nad ich
głowami przeleciał kruk, zatoczył koło, a potem spokojnie poszybował w dół i
usiadł na ramieniu jednego z mężczyzn. Bandyta zastygł na chwilę w bezruchu, po
czym podniósł się i spojrzał na skałę, na której w ukryciu leżeli młodzieńcy.
— Panowie mamy towarzystwo. — Zarechotał chrapliwie. — Możecie się pokazać chłopcy, dłuższe krycie się nie ma sensu i tak wiem gdzie jesteście. Mam nadzieję, że zejdziecie po dobroci, wspinanie się po was może spowodować tylko to, że stanę się naprawdę zdenerwowany, a to nie wpłynie dobrze na waszą przyszłość.
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Naruto taki zamyślony tą sprawą jaka wydarzyła się w jaskini... to nie zwykle zbiry jak widać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia