wtorek, 29 maja 2012

II Uśmiech wroga


     Szedł pustą ulicą, o tej porze rzadko można było kogoś spotkać. Wysokie obcasy stukały miarowo o płyty chodnika, długie czarne włosy swobodnie opadały na plecy.
Z bocznej uliczki wytoczył się jakiś pijak. Nie zwrócił na niego uwagi dopóki nie poczuł szarpnięcia.

— Oddawaj! — Krzyknął i rzucił się za uciekającym, który jak na upojonego alkoholem całkiem szybko oddalał się z jego torebką. — Cholerne buty — zaklął.

Nieraz przyszło już mu biegać w szpilkach, co nie znaczy, że było to wygodne. Nienawidził tego rodzaju kamuflaży, ale czasami były one niezbędne. Zwłaszcza, kiedy miał wkraść się w łaski jakiejś kobiety. Doświadczenie nauczyło go, że dziewczyny łatwiej otwierają się przed przedstawicielkami własnej płci, tak samo było i tym razem. Ino bardzo szybko zaprosiła go do swego domu, nie wykazując żadnych podejrzeń.

Złodziej skręcił na most i w biegu wrzucił torebkę do wody. Sasuke podbiegł do barierki i spojrzał w dół, małe świecące cekinami coś przez chwilę płynęło z nurtem, by zatrzymać się na jakimś kamieniu. Rzucił spojrzeniem za oddalającym się mężczyzną. Nie było sensu go gonić, torebka była dużo ważniejsza. Zszedł po schodach na dół, szpilki zapadły się w wilgotną glebę, skrzywił się i zdjął niewygodne buty. Podszedł do brzegu, torebka unosiła się na falach dwa metry dalej, zaczepiona paskiem o wystający konar, który utkwił pod kamieniem.

— Nienawidzę tej roboty — mruknął i zanurzył stopy w wodzie.

Chwycił torebkę i wrócił na brzeg, spojrzał na swoje nogi, pończochy nie dość, że mokre, świeciły dziurami. W myślach przeklął wszystkich bogów, którzy tej nocy postanowili się na nim zemścić z bliżej nieznanych mu powodów i zdjął zniszczone ubranie. Wrócił na schody i usiadł na nich, aby założyć buty. Otworzył torebkę… portfel, kosmetyczka, etui, wszystko było na swoim miejscu. Wyjął pudełko, z wnętrza wylała się woda.

— Nie wierzę — jęknął. Zatrzasnął wieczko i wrzucił zniszczony sprzęt do torebki. Sięgnął do małej kieszeni w sukience i wyjął płaski telefon komórkowy. 04:34 – godzina rozświetliła się jasno, wzruszył ramionami i wybrał numer.

— Halo. — Rozległ się po chwili zaspany głos.

— Obudziłem cię? 

— Nie, właśnie nie miałem nic innego do roboty i moim marzeniem było odbieranie telefonów.

— Będę potrzebować pomocy — mruknął, zbywając milczeniem ironię i poprawiając sztuczny biust, który przekrzywił się w czasie biegu.

— Powiedz, że wisisz nad przepaścią i jestem twoim jedynym ratunkiem, a drzewo którego się trzymasz, jest suche i słabe.

— MP6 uległo zniszczeniu, muszę odzyskać przynajmniej kartę pamięci. — W telefonie zapadło milczenie.

— Czy ty wiesz, ile to kosztuje? — głos był zimniejszy niż zazwyczaj.

W połączeniu z brodzeniem w lodowatej wodzie zapalenie płuc mam murowane, pomyślał, zanim zdobył się na odpowiedź.

— Szajs, tak jakbym zepsuł je sam! Przyślij kogoś po to, zanim karta będzie nadawać się do wyrzucenia! — Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem rozmówca się wyłączył. — Kiedyś jemu skasuję pamięć… całkowicie — pomyślał i podniósł się ze schodów. — A potem wszczepię mu dane pamięci nastolatka pieprzącego się z własnym psem — dodał mściwie, kierując się w stronę domu.

***

— Podsumujmy. — Mężczyzna siedzący na fotelu bawił się długopisem, wsuwając i wysuwając wkład. Klikanie jakie temu towarzyszyło działało na siedzącego obok chłopaka irytująco. — Wracałeś z pracy i nagle ni stąd ni zowąd pojawił się pijak, który wyrwał ci torebkę, uciekł z szybkością sprintera i wyrzucił ją do wody. — Klikanie zatrzymało się i mężczyzna spojrzał badawczo na Sasuke.

— Mniej więcej.

— Cóż, różne przypadki się zdarzają, więc i pijakowi sprinterowi nie powinienem się dziwić. — Westchnął i wyciągnął z kieszeni kurtki pudełko identyczne z tym, jakie zostało zatopione. — Trzymaj, ale następnym razem go nie utop, to maleństwo jest cholernie drogie, nie mówiąc już o jego legalności.

— I nie wydaje ci się to dziwne? — Uchiha wziął pudełko i schował do szuflady. Gość wzruszył ramionami.

— Bo to jeden złodziej biega po ulicach po nocy? Bardziej dziwne, że wykwalifikowana w twoim zawodzie osoba dała się okraść.

— Ekstra. — Sasuke wstał i podszedł do kwietnika, wziął do ręki spryskiwacz i zaczął opryskiwać liście. Miał gdzieś to, że jego wizerunek może ulec zmianie w oczach gościa. — A nie dziwi cię to, że złodziej, który dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ofiara go nie dogoni, wyrzuca ot tak sobie łup do rzeki, nie zabierając nawet portfela? A może czymś go zezłościłem i po prostu chciał zrobić mi na złość, może moja sukienka była w jego znienawidzonym kolorze, albo lubi blondynki i moja peruka podziałała na niego drażniąco?

 Mężczyzna poruszył się na fotelu i sięgnął po papierosa.

— Cholera, możesz mieć rację i ten cały wypadek wcale nie był wypadkiem. — Zapalniczka zapłonęła jasnym płomieniem, jednak papieros nie został odpalony. — Mówiłeś komuś, że dziś w nocy pracujesz?

— Tak, wywiesiłem o tym zawiadomienie na drzwiach — parsknął z przekąsem. — Poza tobą nikt o tym nie wiedział. — Spojrzał na niego znacząco i wrócił do spryskiwania kwiatów.

— Zaraz, sugerujesz, że to ja cię napadłem? 

— Nie sugeruję, odpowiadam tylko na twoją insynuację, jakobym chodził i trąbił naokoło, że właśnie dziś idę czyścić komuś mózg i … — Młodzieniec zatrzymał wzrok na kwiatach i jego oczy rozszerzyły się lekko w wyrazie zaskoczenia.

— MP6. — Mężczyzna w lot złapał tok myślenia chłopaka. — Komuś nie spodobało się, że czyścisz pamięć lolity i chciał skasować dane w urządzeniu.

— Odzyskaliście kartę, było tam coś co sugerowałoby, że dziewczyna jest czymś więcej niż nam się wydaje? — Odstawił pękatą butelkę i odwrócił się w stronę swojego towarzysza, opierając się o ścianę.

— Nic, zwykłe wspomnienia na temat Asumy. Zwykłe… poza tym, że podglądała go przy wymianie towaru z zachodnimi klientami, ale to nie mogło być to… Chyba, że złodzieja wynajęli ludzie, z którymi Sarutobi robił interesy.

— Tylko po co? Przecież to nie pierwszy raz. Współpracujemy z nimi od lat, w tym przerzucie nie było nic specjalnego.

— No właśnie — zasępił się mężczyzna i zdecydował wreszcie odpalić papierosa. Podszedł do okna i spojrzał w dół. — To nie trzyma się kupy, jeżeli nie był to zwykły świrus, to problem leży gdzieś głębiej.

— W każdym razie teraz tego nie rozwiążemy, trzeba będzie bardziej uważać — Sasuke westchnął i ruszył w stronę komputera, kliknął na zminiaturyzowane okienko, na ekranie wyświetliło się zdjęcie mężczyzny około lat trzydziestu, wraz z danymi dotyczącymi jego osoby. — Dlaczego Yamato chce odejść?

— Nie wszyscy wytrzymują napięcie. Ma dosyć życia pod lupą, kasacja pamięci w jego przypadku jest na własne żądanie. Chce zacząć na nowo, a z wiedzą jaką posiada na temat organizacji jest to raczej niemożliwe. — Mężczyzna stanął obok i spojrzał na fotografię. — Szkoda, niezły był z niego agent, upierdliwy, czepliwy, ale miał potencjał.

— Czy kiedyś i nam wysondują umysł?

— Masz zamiar odejść?

— Nie, tak mi przyszło do głowy.

— Więc na razie możesz być spokojny o własne tajemnice.

— Dopóki nie zacznę być niewygodny.

— Dramatyzujesz — rzucił z niesmakiem i skierował się do drzwi. — Ok, ja lecę, mam dzisiaj randkę ze słodką brunetką, muszę się przespać. — młodzieniec wpatrzony w monitor machnął ręką w geście pożegnania, jego myśli błądziły już w zupełnie innym kierunku niż wychodzący mężczyzna i jego prywatne sprawy.

Mężczyzna zszedł na dół, stanął obok samochodu i spojrzał w górę na okna kamienicy, którą właśnie opuścił.

— Ciekawe czy zareagowałby gdybym powiedział, że mam randkę z brunetem. — mruknął sam do siebie, otwierając drzwi pilotem. Jedno było pewne, jego spotkania towarzyskie nie budziły w Sasuke żadnych emocji, na przyszłość postanowił darować sobie te drobne kłamstewka.

***

— Jesteś pewien? — Uchiha siedział naprzeciwko Yamato i z zatroskaniem wpatrywał się w jego twarz. Nie to, żeby darzył go przesadną sympatią, ale pracował z nim nieraz i przyzwyczaił się do tego człowieka pomimo licznych wad jego charakteru.

— Tak, mam dosyć, zaczynam mieć jakąś obsesję, oglądam się za siebie, w każdym widzę potencjalnego wroga, nie mam zamiaru doszczętnie sfiksować.

— Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie — westchnął. — Nie żal ci tego? Zapomnisz o nas, o organizacji, ludziach, z którymi pracowałeś tyle lat…

— Szczerze? Gówno mnie to obchodzi, dla mnie to była tylko robota, nie brałem się za to w celu zawierania dożywotnich przyjaźni. — Mężczyzna miał obojętny wyraz twarzy, może faktycznie lata spędzone z nimi nie wywarły na nim większego wrażenia.

— Byłeś niezły, twoje fotografie nieraz przyczyniały się do rozwiązania spraw, które wydawały się z góry skazane na niepowodzenie.

— Wiem. — Uśmiechnął się wyniośle. — Jestem w tym dobry — dodał bez krztyny samokrytyki. — Ale tego daru mi nie usuniesz, mogę założyć własną pracownię, lub zatrudnić się jako fotoreporter, wszystko mi jedno, byle z dala od was i waszych pojebanych metod i zasad.  

Sasuke cofnął się na krześle, jego spojrzenie stwardniało, wyrzuty sumienia zniknęły, zamiast nich ogarnęła go złość na aroganckiego dupka siedzącego przed nim.

— Ok. — Wyjął z torby małą buteleczkę i wysypał na dłoń biało—niebieską pigułkę. — Połknij to i bierzmy się do roboty. — Yamato popatrzył podejrzliwie.

— Po co to? Zrób swoje i po krzyku.

— Połknij, albo nie mamy o czym rozmawiać, to nieszkodliwy środek nasenny.

— Nie potrzebuję tego. — Mężczyzna upierał się przy swoim. — Nie jestem jedną z twoich robótek, traktuj mnie normalnie. 

Uchiha skrzywił się i spojrzał na niego jak na dziecko.

— Musisz spać, wyobraź sobie, że tracisz wspomnienia, nie pamiętasz mnie i w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że jakaś obca osoba w twoim mieszkaniu ściąga ci z szyi mini robota. Są dwa wyjścia, albo ją atakujesz, albo zaczynasz wrzeszczeć i wzywasz policję. Nie dodam już, że nie powinieneś mnie widzieć po fakcie. Mam tłumaczyć dalej?

Mężczyzna przez chwilę milczał, a potem z rezygnacją sięgnął po kapsułkę.

— To co? Pora się pożegnać? — mruknął, odstawiając szklankę z wodą.

— Sam wybrałeś tę opcję.

— Wiem. — Spojrzał na młodzieńca siedzącego naprzeciw i wyciągnął dłoń. — Pomimo wszystko czasami było miło. — Sasuke odwzajemnił uścisk, patrząc mu w oczy.

— Pomimo wszystko, Yamato.

***

     
Noc była parna i duszna, mężczyzna leżący w łóżku przewracał się z boku na bok, jakby dręczyły go koszmary. W końcu zrzucił prześcieradło, którym był owinięty i usiadł nagi na posłaniu. Nieprzytomne spojrzenie przesuwało się po znajomych sprzętach, popatrzył na zegarek. Dochodziła trzecia. Wstał i podszedł do biurka, przez chwilę siedział w ciemnościach, jakby zastanawiał się co ma zrobić, wreszcie zapalił lampkę, sięgnął po kartkę i pióro, szybko zapisał kilka nazwisk, przyjrzał im się uważnie i zakreślił pierwsze z nich. Odciął kawałek taśmy klejącej i odsunąwszy krzesło wszedł pod biurko, położył się na plecach i przykleił kartkę do spodu szuflady. Wstał, zasunął krzesło, wyłączył światło i wrócił do łóżka. Do rana nic mu się już nie śniło.

2 komentarze:

  1. Wiem z doświadczenia, że różne typy kręcą się nocą po ulicach, ale żeby kraść dla samej kradzieży? Dziwne. Ciekawe czy faktycznie był pijany, czy tylko udawał?

    Masz cięty język w opowiadaniu.

    Zapraszam do mnie http://anielica-plotkara.blogspot.com tam znajdziesz linki do moich blogów. Do wyboru, do koloru. A ja powoli nadrobię zaległości u ciebie (a mam ich sporo). :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    jest to bardzo podejrzane, to wyglądało tak jakby ktoś czekał na Sasuke tam, i czy to Yamato zapisywał te nazwiska...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń