Obraz zasunął się za nim
bezszelestnie i Draco przez chwilę żałował, iż nie są to drzwi, którymi mógłby
trzasnąć, wyrażając tym cały swój gniew i coś, co kłębiło się w jego żołądku i
zaciskało niewidzialną pięść na trzewiach. Rozpiął pelerynę i rzucił ją przez
pokój, zupełnie nie przejmując się tym, że delikatny i kosztowny materiał leży
tuż obok kominka, a wszędobylski szary popiół zapewne pozostawi na nim brudne ślady.
Szybkim krokiem podszedł do
barku i nalał sobie kieliszek koniaku, opróżnił go dwoma dużymi łykami, po czym
napełnił szkło ponownie. Oparł łokcie na blacie, wbijając wściekłe spojrzenie w
niewinną niczemu butelkę.
Cholerny Potter sprowadził sobie
kochanka! Nie mógł wytrzymać kilku tygodni bez dawania dupy i obciągania?!
Przez całe swoje pieprzone
dorosłe życie sam wybierał sobie partnerów. To on zdobywał, to on był nagrodą,
którą łaskawie obdarowywał innych. Teraz był w tym porąbanym związku i starał
się, kurwa, naprawdę się starał! Nie próbował ani razu rozwiązać sprawy
najłatwiej i znaleźć sobie kogoś. Uznał, że skoro Wybraniec został jego mężem,
należy mu się szacunek. Ba! Skoro już są zmuszeni do wspólnej egzystencji,
byłoby poniżej jego godności puszczać się na boku! Malfoy nigdy nie da nikomu
nabrać chociażby cienia podejrzeń, że nie jest do końca szczęśliwy i nie
spełnia się w małżeństwie. Potencjalny partner mógłby sądzić, że Draco nie
dostaje wszystkiego, co najlepsze i dlatego szuka przygód. Nikt nie miał prawa
tak uważać! Malfoyowie zawsze są idealni, ich rodziny są idealne, ich związki
są idealne, ich partnerzy są idealni, do cholery! Więc skoro wszystko jest
takie nieskazitelne, nie mają po co szukać nowych wrażeń.
Oczywiście zdarzały się
niechlubne wyjątki. Skrzywił się z niesmakiem. Jednak wyjątek nie stanowi
reguły. On nigdy nie będzie jak jego ojciec, chociażby miał do końca życia
wsadzać fiuta w dupę Wybrańca.
— Potter… — syknął, wbijając
lodowate spojrzenie w obraz.
Byli małżeństwem! Nikt nie ma
prawa przyprawiać mu rogów, znieważać go, a już na pewno nie Cholerny Chłopiec
Który Przeżył Aby Dawać! Związali się przysięgą, magicznym paktem i…
Draco zamrugał kilka razy, jakby
wyrwany z transu i odsunął się od blatu, robiąc kilka nerwowych kroków w
kierunku sofy, po czym przystanął, zaciskając palce na miękkim obiciu. Zimny
uśmiech rozjaśnił jego twarz. Złość nigdy nie była dobrym doradcą, a tym razem
spowodowała nawet, że przez moment przestał myśleć logicznie. Potter nie mógł
go zdradzić… Chociażby nawet chciał. Niemniej pozwolił obściskiwać się pod
osłoną nocy. Idiota, na co liczył? Zebrało mu się na czułości? Wyznania? Żale?
Może wypłakiwał się na ramieniu swego byłego? Może… może nawet w jego durnej
głowie zaświtała myśl, że mógłby jakoś obejść rytuał, który ich łączył?
— Niespodzianka, Potter. Nie ma
ucieczki, nie ma odwrotu. — Uwolnił obicie od miażdżącego uścisku i ruszył w
kierunku wyjścia, ktoś w końcu musiał uświadomić Gryfona, że wszystkie drogi
prowadzą do Draco.
***
Harry wracał powoli do swoich
komnat. Dochodziła już dwudziesta druga i korytarze były niemal całkiem puste.
Ostatni maruderzy szybkimi krokami zmierzali do swych dormitoriów. Popędził
ociągających się i skinął głową dyżurującym tego wieczoru centaurowi Ceroo,
którego kopyta stukały głucho o kamienną posadzkę i idącej obok niego Parvati.
Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok i pomachała mu wesoło ręką.
Po prawie czterech miesiącach
nauczania okazało się, że szkoła tak naprawdę niczym nie różni się od tego, co
znali jako dzieci. Zaskoczyło ich, że młodzież, pomimo pochodzenia ze skrajnie
różnych środowisk, jakoś się dogadywała. Po kilku tygodniach różnice zdawały
się zacierać. Jedenastolatki zarówno bogate, jak i biedne, są tak samo skore do
brojenia i mają doskonale rozwinięte zdolności stwarzania sytuacji dogodnych
dla łamania regulaminu. Oczywiście były też wyjątki. Niektóre dzieci trzymały
się razem i tworzyły własne grupy, do których nie dopuszczały nikogo spoza
swojego środowiska. Jednak dopóki ich wyskoki ograniczały się do słownego
obrażania przeciwnika, nauczyciele rzadko interweniowali w sposób ostrzejszy
niż słowne upomnienie i odebranie punktów. Kadra była na tyle młoda, że
doskonale pamiętała własne wyskoki, więc tym łatwiej było przewidywać, na co
stać nawet najtrudniejszych uczniów.
Harry zatrzymał się tuż przed
zakrętem, wpadając na trójkę trzecioklasistów z Domu Wody.
— Brown, Roberts i Peterson,
dlaczego nie jestem zaskoczony, widząc was poza dormitorium? — zapytał,
zakładając ręce na piersi i przyjmując postawę zagniewanego belfra.
— Panie profesorze, nie ma
jeszcze dwudziestej drugiej. — Roberts spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem.
— Za pięć minut zaczyna się
cisza nocna — mruknął, przyglądając im się badawczo. — Brown, czy mogę
wiedzieć, co tak skrzętnie ukrywa pan za plecami? — Wyciągnął rękę i zastygł w
oczekiwaniu.
— Nic. — Nastolatek zaczerwienił
się i cofnął o krok.
— Czekam.
— Na… naprawdę, panie
profesorze, niczego ciekawego tam nie mam. — Chłopiec potrząsnął głową.
— Pozwolisz, że sam to ocenię. —
Harry postąpił krok do przodu, miękko kładąc dłoń na ramieniu ucznia i jednym
ruchem obrócił go o sto osiemdziesiąt stopni, zabierając z jego ręki różdżkę.
Zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie przedmiotowi. — O ile się nie mylę,
twoja różdżka jest cisowa. Pamiętam dokładnie po tym, jak ostatnio podpaliłeś
zasłony, usiłując rzucić zaklęcie. Ta jest z modrzewia, więc… Pytanie brzmi:
komu ją zabraliście?!
— Nikomu. — Ciemnowłosy chłopiec
spuścił wzrok na swoje buty.
— Panie Peterson, nie chciałbym
być zmuszony dochodzić prawdy inną drogą. — Potter przybrał marsową minę,
spoglądając na drugiego ucznia.
— Sharon Lind. — Roberts wbił
spojrzenie w ścianę, czerwieniąc się nieznacznie.
— Czy mogę wiedzieć dlaczego?
— To był taki żart…
— Żart? Różdżka to najbardziej
osobisty przedmiot! — Harry z każdą chwilą robił się coraz bardziej zły. —
Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa zabierać jej właścicielowi! Proszę mi
powiedzieć, jak waszym zdaniem panna Lind miała pokazać się jutro bez niej na
lekcjach?
— I tak jej nie potrzebuje. —
Brown wzruszył ramionami. — Nic nie potrafi, jest prawie jak charłaczka.
— Nie do pana należy ocenianie
postępów innych w nauce. O ile sobie przypominam, na ostatniej lekcji cała
wasza trójka nie potrafiła rzucić zaklęcia Ascendio i nikt nie obrażał
was z tego powodu. — Obrzucił ich chmurnym spojrzeniem. — Osobiście zwrócę
przedmiot właścicielce. Wszyscy troje macie tydzień szlabanu. Dom Wody traci
dwadzieścia punktów za krzywdę wyrządzoną koleżance i… — uśmiechnął się
ironicznie — kolejne dziesięć za przebywanie poza dormitorium pięć minut po
dozwolonej porze.
Potrójny jęk protestu rozbrzmiał
w ciszy korytarza.
— Ale to pan nas zatrzymał, to
niesprawiedliwe!
— Tak samo niesprawiedliwe jak
napadanie na koleżankę z innego domu. A teraz już was tutaj nie widzę,
zmiatajcie do swoich pokoi! — Potter wskazał ręką w stronę wylotu korytarza i
patrzył jak chłopcy powoli wleką się w kierunku własnego dormitorium.
— Panie profesorze… — Brown
przystanął, odwrócił się i spojrzał na niego z lękiem.
— Tak?
— O której mamy zgłosić się na
szlaban?
— Profesor Snape poinformuje was
o tym na jutrzejszej lekcji eliksirów. — Chóralne westchnienie było jedyną
odpowiedzią. Harry uśmiechnął się pod nosem. Mistrz Eliksirów nadal wzbudzał
grozę pośród uczniów. Nie do wiary, ale czasami okazywało się to nad wyraz
przydatne.
Potter z tęsknotą spojrzał w
kierunku schodów prowadzących do jego własnych komnat, po czym skręcił w prawo,
udając się w kierunku dormitorium Domu Ognia. Zatrzymał się dopiero przed
obrazem pasterki.
— Czy profesor Granger jest u
siebie?
— Tak, mam ją poprosić? —
Dziewczę spłoniło się wdzięcznie, patrząc na młodego mężczyznę.
— Tak — mruknął, uciekając
spojrzeniem przed rozmarzonym wzrokiem strażniczki komnat przyjaciółki.
Uwielbienie postaci z obrazów było ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili
potrzebował.
— Harry? — Hermiona wyłoniła się
z dziury w obrazie, poprawiając rozpuszczone włosy i dyskretnie zapinając guzik
tuż przy szerokim kołnierzu.
— Ta różdżka należy do jednej z
twoich podopiecznych. Mam nadzieję, że ją zwrócisz właścicielce. Przy okazji… —
urwał, usiłując zajrzeć do środka komnaty, lecz dziewczyna przesunęła się
natychmiast, zasłaniając mu widok. Uniósł kącik ust, próbując ukryć uśmiech.
Hermiona najwyraźniej właśnie przyjmowała u siebie gościa i gotów był się
założyć, że jej czas zajmuje nie kto inny jak Justin. — Przy okazji, dowiedz
się czy panowie z Domu Wody nie poczynili większych szkód. Dostali już ode mnie
szlaban, jednak wolałbym się upewnić, że wszystko jest w porządku.
— Zabrali jej różdżkę? — Granger
spojrzała na niego z niedowierzaniem. — To oburzające! Założę się, że maczali w
tym palce Brown i Roberts.
— Przy sporej pomocy Petersona —
Harry potwierdził jej przypuszczenia.
— Okropne dzieciaki, same z nimi
problemy. Ostatnio rzucili zaklęcie na toaletę dziewcząt. Kilka uczennic nie
przyszło na lekcję i dopiero Daphne je znalazła, gdy przechodząc usłyszała ich
krzyki. Biedaczki nie mogły otworzyć drzwi. To były pierwszoklasistki i zwykła Alohomora
nie zdołała złamać zabezpieczenia.
— Możesz być pewna, że zostali
odpowiednio ukarani. Tydzień szlabanu z Nietoperzem jak nic innego pomoże im
następnym razem zastanowić się nad swoimi uczynkami.
— Och. — Hermiona uśmiechnęła
się lekko. — Wysłałeś ich do Snape'a. Czy on o tym wie?
— Poinformuję go jutro przy
śniadaniu.
— Na pewno będzie zachwycony. —
Dziewczyna pokręciła głową rozbawiona, odbierając od przyjaciela różdżkę. —
Pójdę oddać ją od razu właścicielce. — Przesunęła się, pozwalając obrazowi
zasunąć się za nią i skierowała w stronę bocznego przejścia do dormitorium. —
Znasz nazwisko uczennicy?
— Lind.
— Pierwszoklasistka. Mogłam się
domyślić, że zapolują na słabszych od siebie. Zajmę się tym natychmiast.
Dziękuję i dobranoc, Harry.
— Dobranoc. — Potter uniósł rękę
w geście pożegnania.
***
W komnacie panował półmrok,
jednak mężczyźnie to nie przeszkadzało. Z westchnieniem ulgi zdjął szatę i
przewiesił ją przez oparcie fotela. Wziął ze stolika filiżankę z zimną herbatą
i upił łyk, krzywiąc się lekko. Stała tak przez godzinę i zrobiła się
zdecydowanie za mocna. Rozwiązał krawat i zsunął ze stóp buty i skarpetki.
Przeczesał ręką włosy, wolno przeszedł przez salon w kierunku sypialni. Rzucił
na łóżko koszulę i rozpiął spodnie, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
— Wreszcie! — lustro sapnęło na
jego widok. — Wiszę tutaj cały dzień i nawet nie ma na kogo spojrzeć!
— Nie mam ochoty na kłótnie. —
Harry przewrócił oczami, zdejmując spodnie i odkręcił wodę pod prysznicem.
— Nigdy nie masz na nic ochoty.
Nudzi mi się. Odkąd ty i Adonis się posprzeczaliście, nawet nie mam na co
popatrzeć. Moje poczucie estetyki jest nie zaspokojone.
— Dzięki, zawsze wiedziałem, że
mnie doceniasz — prychnął brunet, pozbywając się bokserek i wchodząc pod ciepły
strumień.
— Och, doceniam, zwłaszcza twój
zgrabny tyłek. Gdybym miał ręce, pewnie by mnie świerzbiły z pragnienia
pomacania go. To naprawdę frustrujące — oglądać, nie mogąc dotknąć.
— Nie powiem, żeby było mi
przykro z tego powodu. — Harry nalał na dłoń szamponu o mocno miętowym zapachu
i powolnymi ruchami zaczął myć głowę.
— Oczywiście, że ci nie jest —
wrzasnęło zwierciadło. — Spróbowałbyś powisieć na ścianie, mogąc tylko
wzdychać, kiedy dwa razy dziennie mija cię obiekt twych fascynacji, w dodatku
nago. Założę się, że po tygodniu znalazłbyś się na oddziale zamkniętym, gdzie
waliłbyś sobie konia, głośno jęcząc jego imię ku uciesze personelu.
— Jesteś zboczeńcem. — Potter
spłukał włosy, po czym sięgnął po mydło w płynie. Obficie namydlił ramiona i
klatkę piersiową. — Właściwie powinienem trzymać cię gdzieś w lochu, zamiast
narażać znajomych na kontakt z tobą, co grozi nieodwracalnym uszkodzeniem
mózgu.
— Chciałbym być zboczeńcem,
przynajmniej bym sobie użył. Och, gdybym tak mógł dotknąć, pomacać… Mężczyzna,
który znalazłby się w moich ramionach, byłby czczony, wielbiony, doświadczyłby
przeżyć godnych bogów…
— Erotoman gawędziarz.
— Och, zamknij się, przy tobie
można się pociąć — fuknęło lustro i zamilkło.
— Za jakie grzechy… — Harry
nalał kolejną porcję mydła na dłoń, by rozprowadzić ją po brzuchu. Odchylił
głowę do tyłu, pozwalając sobie odprężyć się i zapomnieć na chwilę o
problemach. Ruchem ręki rzucił zaklęcie wyciszające pomieszczenie, nie chcąc
aby zwierciadło, gdy już minie mu foch, zakłóciło jego spokój.
Prysznic osłonięty był
specjalnym czarem, który nie pozwalał szklanej tafli podglądać kąpiących się.
Ze ściany wychodziła niska półka, gdzie stał szampon i inne kosmetyki w
samonapełniających się, nietłukących butelkach.
Ręce mężczyzny powoli zsunęły
się niżej, palce dotknęły pachwin, gładząc je delikatnymi ruchami. Namydlone
ręce powoli dotknęły prężącego się członka, masując go lekko i wprawiając w
stan coraz większego pobudzenia. Jedna z dłoni przesunęła się po klatce
piersiowej, zatrzymując się w okolicy sutków i ściskając jeden lekko. Z gardła
Harry'ego wyrwał się cichy jęk, który nie został jednakże nijak skomentowany.
Zaklęcie wyciszenia działało bezbłędnie. Westchnął głośniej, zsuwając palce
niżej na napięte jądra.
Mocne ugryzienie w odsłonięty
kark sprawiło, że podskoczył i byłby poślizgnął się na mokrej podłodze, gdyby
nie czyjeś mocne ręce, które ochroniły go przed bolesnym upadkiem.
— Mogłeś poprosić, frustracja
seksualna prowadzi do niepokoju umysłu. — Szept przy jego uchu sprawił, że
zamarł z jedną ręką nadal na swoich jądrach, a drugą kurczowo zaciśniętą na
rurce prysznica.
— Malfoy. — Miał ochotę
krzyknąć, jednak jego głos przeszedł w cichy jęk, gdy palce blondyna
uszczypnęły go w sutek.
— Spodziewałeś się kogoś innego?
— Ciepły oddech owiał jego szyję, sprawiając że przechylił głowę w lewo,
udostępniając mu większy obszar do eksploracji. Miał wrażliwy kark i nigdy nie
mógł się oprzeć, gdy ktoś go pieścił.
— Jak bym mógł — sapnął, czując
kolejne liźnięcie.
— No właśnie, nie możesz. —
Ślizgon zaśmiał się złośliwie, przesuwając usta na jego barki.
O tak, poznał już słabości
Gryfona. Wiedział, co sprawia mu największą przyjemność i mógł to wykorzystać.
Przejechał paznokciami po jego kręgosłupie, zatrzymując się tuż nad pośladkami.
Nabrał w dłonie mydła i okrężnymi ruchami pogładził kształtne półkule.
Uwielbiał ich dotyk, były twarde, a jednocześnie delikatne i cudownie gładkie.
Jaśniejsze niż reszta ciała Pottera, jednak ciemniejsze niż jego własne
arystokratycznie blade dłonie.
Pozwolił, by woda spłukała
pienistą substancję, odsłaniając oliwkową skórę. Westchnął, czując, jak powoli
przegrywa sam ze sobą i osunął się na kolana. Przez chwilę podziwiał widok,
jaki miał teraz tuż przed oczami, nadal ugniatając sprężyste półkule i raz po
raz rozsuwając je, dzięki czemu wejście Pottera pojawiało się idealnie na
wprost jego twarzy. Wolno przesunął palcem przez środek, zahaczając paznokciem
o pierścień mocno zaciśniętych mięśni i wywołując tym samym cichy jęk ich
właściciela. Dając sobie mentalny policzek i besztając się w myślach za własną
słabość, przysunął się bliżej, delikatnie trącając językiem to, co tak bardzo
go kusiło.
— Malfoy! — Harry szarpnął się
do przodu, a z jego ust wyrwał się ni to jęk protestu, ni zachęcający skowyt.
— Nie ruszaj się. — Blondyn
mocniej złapał biodra kochanka, kreśląc językiem kółka wokół jego wejścia.
Czuł odurzający zapach mięty i
drzewa sandałowego. Woda nadal spływała po ciele Gryfona, więc przyciągnął go
nieco, uniemożliwiając zalewanie własnych ust. Dłońmi pieścił pośladki,
jednocześnie wsuwając powoli język do coraz luźniejszego wejścia. Potter jęczał
już teraz głośno, oparty rękami o gładkie kafle. Draco mruknął z satysfakcją,
gdy mężczyzna mocniej wypiął pośladki, eksponując mokry od śliny i wody punkt.
Merlinie, miał ochotę zerżnąć go od razu, nie bawiąc się w subtelne pieszczoty.
Jednak to zniweczyłoby jego plany. Musiał doprowadzić go na szczyt, do granic
obłędu. Chciał, by Wybraniec go błagał…
Wsunął palec do ust, possał go
przez chwilę, po czym wolno wprowadził pomiędzy rozluźnione już mięśnie.
Przygryzł skórę prawego pośladka, wsłuchując się w głos mruczącego z
przyjemności kochanka. O tak, zacisnął się na nim naprawdę zachęcająco. Czuł
jak jego własny penis drga, gubiąc szkliste krople. Naprawdę zbyt długo
odmawiał sobie tej przyjemności. Opuszkiem pogładził jedwabiste wnętrze,
wzdychając przy tym równie głośno jak brunet. Przez chwilę bawił się, wsuwając
i wysuwając palec, dołożył drugi, mocniej naciskając na najczulszy i
najbardziej wrażliwy punkt. Harry zajęczał coś niezrozumiale, szarpiąc biodrami
w przód, po czym pchnął, samemu nabijając się mocniej na sprawiające mu rozkosz
palce.
Draco pozwolił mu na taką
zabawę, jednak to mu nie wystarczyło. Ignorując protest Gryfona, wysunął dłoń
spomiędzy jego pośladków i obrócił go przodem. Uniósł głowę, wbijając wzrok w
naznaczoną rozkoszą twarz bruneta. Spojrzenie mężczyzny było teraz lekko
zamglone, a on sam wyglądał tak, jakby całe jego ciało krzyczało o mocne i
głębokie rżnięcie. Taak, dokładnie o to mu chodziło.
Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem, po czym blondyn, nie przerywając kontaktu, przysunął głowę do krocza
chłopaka i delikatnie przygryzł jedno z jego jąder. Harry sapnął i przymknął
oczy, lecz Malfoy nadal obserwował grę emocji na jego twarzy.
Powolnymi liźnięciami pieścił
naprężoną skórę, zasysał i wciągał do ust spragnione pieszczot ciało. Gładził
brzuch mężczyzny dłońmi, przesuwając je w górę, delikatnie podszczypując
wrażliwe sutki.
Powoli sam zatracał się w tej
pieszczocie. Językiem wodził wzdłuż napiętego penisa, znaczył dotykiem każdą
uwidocznioną żyłkę, aż dotarł na sam szczyt. To naprawdę było niesamowite, jak
smak i zapach kochanka potrafiły go odurzyć. W nagrodę za głośniejszy jęk zanurzył
go w cieple swych ust, rytmicznie poruszając głową tam i z powrotem. Cholera,
kochał to, uwielbiał ssać i jednocześnie obserwować ekspresję oblicza Pottera.
Jego twarz można było czytać jak otwartą księgę. Był teraz taki odkryty,
bardziej nagi niż kiedykolwiek, znajdował się w zupełnie innym świecie,
całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Liczyło się tu i teraz. Harry
należał tylko do niego.
Zassał, pewnie zaciskając wargi
na członku kochanka i rozsunął jego uda, wkładając pomiędzy nie dłoń. Wsunął
palec do wilgotnej szczeliny, od razu naciskając na wrażliwy splot nerwów i
jednocześnie mocniej dociskając język do męskości.
Potter zadrżał i jęknął
chrapliwie, usiłując jednocześnie uciec spod jego dotyku i odsunąć głowę Draco
od swego krocza. Czuł, że już dłużej nie wytrzyma. To wszystko było zbyt
intensywne, zbyt… dobre. Jego uda zaczęły drgać w pierwszym paroksyzmie
zbliżającej się rozkoszy. Chciał się cofnąć, odepchnąć od siebie mężczyznę,
lecz ten tylko mocniej przywarł ustami do jego krocza i szybciej poruszył
palcami. Harry wrzasnął coś gardłowo, odchylając głowę i uderzył o twardą
ścianę. Zamiast bólu poczuł, jak ciemnieje mu przed oczami, a dreszcze kumulują
się gdzieś na granicy ud i podbrzusza, podążając ku wolności. Oparł ręce na
ramionach Ślizgona, zaciskając mocno palce. Potem zapewne pojawią się tam
sińce, jednak teraz to do niego nie docierało. Targnął nim ogromny,
obezwładniający orgazm. Doszedł ze zduszonym okrzykiem prosto w usta Malfoya,
który tylko silniej przytrzymał jego biodra, nie wypuszczając go ani na moment
z ust. To było… Merlinie, to było lepsze niż smak piwa kremowego, który
zapamiętał z czasów dzieciństwa. To przewyższało wszystko i oddałby za to
wszystko. Powoli poluźnił uścisk na skórze Draco i oparł się o ścianę, ciężko
dysząc.
— Powiedz, jak bardzo ci dobrze —
cichy głos wyrwał bruneta ze świata jego marzeń i sprawił, że otworzył oczy i
zobaczył twarz Draco tuż przed swoją. Dłoń mężczyzny obejmowała jego mięknący
członek, a lazurowe spojrzenie wbijało się w niego z niezwykłą intensywnością. —
Powiedz, Potter…
— Malfoy…
— Powiedz, jak bardzo uwielbiasz
gdy cię dotykam, gdy mój język sunie po twoim członku, jak zagłębia się w
cieple moich ust.
— Malfoy…
— Powiedz jak marzysz, abym
wsunął się w ciebie i wziął cię mocno i do końca, tak abyś poczuł to każdym
nerwem, każdą cząstką swego ciała.
— Draco…
— O tak, tak, Harry, a teraz
zrób to dla mnie.
Potter czuł się zupełnie
odurzony słowami kochanka, jak w transie przysunął twarz, aby sięgnąć po
pocałunek, jednak Ślizgon odsunął się, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
— Zrób to, Harry.
I Harry to zrobił. Powoli opadł
na kolana, nie odrywając spojrzenia od tych nieprzyzwoicie błękitnych oczu,
zanurzył się w smaku i zapachu Malfoya, pozostając głuchym na własne pragnienia
i na to, iż jeszcze kilka godzin wcześniej zaklinał się, że po tym, co zaszło
między nimi ostatnim razem, miał być chłodny i nieprzystępny, że on tak łatwo
nie wybacza. Tylko że w tej chwili jedynym miejscem, gdzie chciał się znaleźć,
było właśnie to, na kolanach, przed dumnie stojącym Ślizgonem, z jego członkiem
w ustach. Rozkoszując się tym, jak cudownie drga i pręży się pomiędzy jego
zębami. Spijając słone krople i napawając się jego gładkością i doskonałością.
Draco patrzył spod przymrużonych
powiek na Gryfona, nie mogąc opędzić się od myśli, że to jest właśnie TO.
Dokładnie tutaj Potter powinien być, na kolanach, przed nim i nikim innym.
Wybraniec, Złoty Chłopiec, ikona czarodziejskiego świata, dogadzająca jemu —
Malfoyowi. Tak idealny, tak otwarty i tak rozkosznie bezwstydny. Nie był w
stanie pojąć, dlaczego tak długo sobie tego odmawiał. Związek bez seksu był
niczym wino bez winogron, nie smakował, nie posiadał tej intensywności, aromatu,
smaku.
Wsunął palce w ciemne, mokre
włosy Pottera i zacisnął je do granic bólu, narzucając mu idealny dla siebie
rytm. Miał ochotę odchylić głowę i poddać się temu intensywnemu doznaniu,
jednak nie potrafił oderwać wzroku od jadeitowego spojrzenia, którym obdarzał
go Wybraniec. Jego męskość znikająca w ustach Harry'ego, wyraz twarzy Złotego
Chłopca, teraz już mężczyzny, to wszystko sprowadzało na niego rozkoszną
niemoc, chęć poddania się, odsunięcia od siebie wszelkich myśli i planów.
Chciał czuć, stać się samym doznaniem, skoncentrować na tych dreszczach,
prądzie, który przy każdym liźnięciu kumulował się w podbrzuszu.
Potter przekrzywił głowę i
wypuścił z ust śliski i mokry członek Malfoya. Teraz intensywnie pieścił jego
jądra, dłonią przesuwając po nierównościach męskości. Czuł jak drga pod jego
palcami, pręży się i robi coraz cięższa i twardsza. Brakowało mu tego,
brakowało mu jak diabli i miał gdzieś to, że Draco ostatnio potraktował go
instrumentalnie, właściwie wykorzystał. Dziś wynagradzał mu to w dwójnasób,
pozwalając się pieścić i samemu pieszcząc go do granic obłędu. Czuł jak palce
Ślizgona zaciskają się na jego włosach, ból który poczuł, tylko zwielokrotnił
doznania. Merlinie! Pragnął go tak bardzo, że aż zakrawało to o obsesję.
Draco szarpnął go lekko za mokre
kosmyki, a Gryfon wstał posłusznie. Tak, dokładnie tak. Był w jego dłoniach jak
idealnie nastrojone skrzypce. Każde trącenie struny wywoływało pożądaną
reakcję. Mógł grać na nim dowoli, a on poddawałby się jego melodii. Był
dyrygentem doskonałym, prowadził go, nie pozwalając, aby w ich wspólną muzykę
wkradł się jakikolwiek dysonans. Był mistrzem, a Potter — integralną częścią
jego własnej symfonii.
— Pragnę cię — zamruczał wprost
w jego usta. — Tutaj i teraz.
Przyciągnął go bliżej, zatapiając
się w miękkości warg, które rozchyliły się posłusznie pod naporem jego języka.
Wybraniec oddał pocałunek, przywierając do niego i ocierając się o jego
pobudzone ciało. Przygryzał jego wargi, ssał język i lizał gładkie
podniebienie. Raz delikatnie, niemal czule, raz mocno i brutalnie, prawie
maltretując delikatne usta.
Woda spływała po ich rozgrzanych
ciałach, znacząc lśniący szlak na skórze. Draco objął ramionami szyję bruneta,
przyciągając go bliżej i mocniej wpijając się w jego uległe usta. Tak, Potter
był jak glina w jego rękach, uległy i — Uderzył plecami o mokre kafle, gdy
Harry pchnął go na nie, przyciskając całym sobą — wymykający się spomiędzy
palców rzeźbiarza, nieprzewidywalny. Wbrew własnej woli Draco owinął jedną nogę
wokół jego bioder, zwiększając intensywność doznań. Tak, właśnie tak, jeszcze
nigdy nie było tak dobrze, jeszcze nigdy nie czuł się tak odarty ze
wszystkiego, poza pragnieniem zjednoczenia się z tym jednym jedynym mężczyzną.
Członek Pottera powoli zaczynał się budzić, czuł jak napiera na jego
podbrzusze. Jęknął głośno, gdy ich penisy otarły się o siebie w niespiesznej
pieszczocie.
Pocałunek stał się głębszy i
bardziej chaotyczny. Harry pragnął dominacji, jednak Malfoy nie zamierzał mu
ustępować. Języki splatały się ze sobą w zawrotnym tańcu, tak samo jak
pobudzone do granic możliwości męskości, ślizgające się po skórze, roniące
ciężkie krople. Draco już nie wiedział, kto tutaj prowadzi, gdzie jest góra, a
gdzie dół. Jedyne czego był pewien, to to, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to
eksploduje w ramionach Gryfona. Ostatkiem sił odepchnął go od siebie i zmienił
ich pozycję, sprawiając, iż Potter przylgnął do ściany, opierając policzek o
zaparowane kafle.
— Powiedz, że chcesz, żebym cię
teraz wziął. — Draco wsunął palce do jego wilgotnego wnętrza, jednocześnie
liżąc napiętą skórę karku. Potter jęknął w odpowiedzi, mocniej wypychając
pośladki. — Powiedz to, a zrobię wszystko, co zechcesz. — Poruszył dłonią,
mocno naciskając wrażliwą prostatę. Harry syknął coś niezrozumiale, wierzgając
dziko i w zapamiętaniu kręcąc biodrami, byle bliżej, byle dokładniej czuć tę
cudowną rękę, która sprawiała mu tyle rozkoszy. — Powiedz to, powiedz: Malfoy,
błagam cię, chcę żebyś mnie pieprzył, chcę tego jak niczego innego na świecie.
— Zrób to wreszcie — Gryfon
prawie już wrzeszczał.
— Powiedz to! Błagaj, a dam ci
co tylko zapragniesz.
— Przestań, Malfoy i zrób to
wreszcie! — Harry warknął, mocniej rozsuwając uda i prawie nadziewając się
teraz samemu na jego palce.
Draco cofnął dłoń, wywołując okrzyk
protestu i przylgnął całym ciałem do jego pleców. Oplótł go ramionami,
pieszcząc brzuch, trącając twarde sutki, gładząc napięty członek. Jego męskość
ocierała się sugestywnie o pośladki, zostawiając na nich wilgotny, śliski ślad.
Potter zaczął kląć, wijąc się pod nim i szarpiąc w szaleństwie niespełnienia.
Malfoy zacisnął zęby, czuł, że dłużej nie wytrzyma. To gorące, spragnione ciało
tuż przy nim, takie głodne rozkoszy, takie otwarte, takie… jego.
— Powiedz to… Harry…
— Weź mnie wreszcie… Draco…
To imię, jego imię w ustach
Gryfona, sprawiło, że zapomniał o błaganiu, zapomniał co tak naprawdę chciał
osiągnąć, do czego zmierzał. Jednym ruchem wsunął się w chętne wnętrze
kochanka, wyrywając z ich ust okrzyk zarówno rozkoszy, jak i bólu. Przez moment
zamarł, usiłując wtłoczyć do płuc powietrze, które przez ten jeden ruch zdało
się ulecieć z niego zupełnie, po czym powoli poruszył się, czując jak to
ciepłe, przyjazne wnętrze go przyjmuje i otacza niczym kokon. Tak dobrze, tak
dogłębnie, tak przejmująco. Wsunął się dalej, po czym cofnął, by na powrót
zanurzyć się i wyrwać ze swej piersi jęk. Dłońmi błądził po ciele Pottera,
gładząc jego napięte plecy, masując wrażliwy kark, wytyczając wilgotną ścieżkę
wzdłuż kręgosłupa swoimi własnymi ustami.
— Powiedz, Harry, czy z
kimkolwiek było ci tak dobrze? — Szepnął, przygryzając muszelkę jego ucha. —
Czy ktokolwiek sprawił, że czułeś się tak cudownie, jakbyś szybował pośród
chmur, mając w ręce najcenniejszy złoty znicz?
— Draco… — Potter jęknął,
odwracając głowę i odchylając ją do tyłu, aby spragnionymi ustami sięgnąć po
pocałunek. — Nie przestawaj, pieprz mnie.
O tak, desakralizacja
gryfońskiej niewinności, to było prawie jak potwierdzenie i Malfoy poczuł, że
więcej nie chce niczego. Potter był jego i tylko jego. Nic nie mogło temu
zaprzeczyć, nic nie mogło tego zmienić…
Nikt nie mógł pragnąć go
bardziej…
— Sprawię, że zawsze będziesz o
mnie pamiętał, ktokolwiek w przeszłości gościł w twoim łóżku, pozostanie tym
drugim. — Słowa niemal sprawiały mu ból, jednak czuł, że musi to powiedzieć,
musi to wyryć za pomocą samego siebie na skórze i w umyśle Pottera.
— Tak! O, tak, Draco! — wyjęczał
Potter, mocniej naciskając pośladkami na krocze Ślizgona i Malfoy nie wiedział
już czy Złoty Chłopiec potwierdzał jego słowa, czy dawał ujście rozkoszy
rozdzierającej ciało.
Chwycił go za dłoń i położył ją
na jego własnym członku, zaciskając mocno palce. Oparł ręce na biodrach
Gryfona, gwałtownie wbijając się w chętne wnętrze. Widział jak ramię mężczyzny
porusza się, dogadzając penisowi i podążając za nim. To było ponad jego siły.
Zacisnął zęby na łopatce bruneta, usiłując stłumić krzyk, jednak w momencie gdy
orgazm targnął jego lędźwiami, odchylił głowę i jęknął rozdzierająco,
uwalniając nagromadzoną w sobie rozkosz, która gorącym strumieniem wytrysnęła w
ciasne wnętrze kochanka. Poruszył się jeszcze kilka razy, widząc jak ręka
Pottera przyspiesza, a mięśnie zaciskają się na jego pulsującym członku.
Ostatkiem sił sięgnął i nakrył dłoń Harry'ego własną. W tym samym momencie
poczuł jak gorące nasienie zalewa jego palce, zdobiąc ścianę białymi śladami,
szybko znikającymi w strugach wody.
Powoli wysunął się z ciepłego
wnętrza i czując jak bardzo drżą mu kolana, usiadł na dnie kabiny. Woda rozpryskiwała
się na jego udach, obmywała zmęczone ciało. Podniósł głowę i ujrzał
wpatrującego się w niego męża. Z wysiłkiem poklepał śliskie kafle obok siebie,
a Potter z cichym westchnieniem wsparł się na jego ramieniu, siadając obok i
opierając głowę o ścianę.
— Jesteś nienormalny, Malfoy.
— Naprawdę nie sposób przecenić
gryfońskiej wdzięczności — prychnął z rozbawieniem.
— Przez miesiąc nie
przychodziłeś, a dziś…
— Oczekiwanie wzmaga
intensywność doznań.
— Pieprzę oczekiwanie.
— Hmm… — Ślizgon uśmiechnął się
z satysfakcją. — Przyjąłem do wiadomości.
— Mam nadzieję. — Jadeitowe oczy
patrzyły na niego z pasją.
Przyjemne uczucie zaspokojenia
rozlało się po jego ciele. Naprawdę to zrobił. Niepotrzebne już były słowa i
zapewnienia. Potter należał do niego i nic ani nikt nie mógł tego zmienić.
Malfoy zawsze dostaje to, czego chce… zwłaszcza, jeżeli pożąda tego ponad
wszystko.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale, Harry taki nieugięty, choć chciałabym aby i on także dominował...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, podoba mi się to, że Harry jest taki nieugięty, choć mógłby dominować...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga