— Snape, Draco czymś
oberwał! — Ciemność powoli się rozwiewała i można było już dostrzec zarysy
wnętrza komnaty i znajdujących się w niej osób. — Najpierw miał drgawki i
wyglądało, jakby się dusił, a teraz w ogóle się nie rusza. — Głos Harry'ego
pomimo strachu był spokojny i opanowany. — Sprawdziłem puls, jest trochę
spowolniony, ale wyraźny. — Odsunął się, przepuszczając mistrza eliksirów,
który ukląkł przy leżącym na podłodze Malfoyu.
— Lumos. —
Koniec różdżki Snape'a rozjaśnił się tuż przy twarzy leżącego na podłodze
mężczyzny, oświetlając nieruchome oblicze. Nienaturalnie szeroko otwarte oczy
wyglądały, jakby straciły cały swój blask, pustym, szarym spojrzeniem wpatrując
się w bliżej nieokreślony punkt.
— Co mu jest? Wygląda
jak po spotkaniu z dementorem. — Ron zajrzał Snape'owi przez ramię,
przyglądając się Draco z niepokojem.
— Dostał jakąś klątwą,
idiota mnie zasłonił. — Harry z niepokojem wpatrywał się w mistrza eliksirów. —
Nie dosłyszałem inkantacji.
— A ja owszem. — Snape
podniósł się i odwrócił w stronę leżącego na podłodze Lucjusza, który wpatrywał
się w oblicze Draco ze zgrozą wymalowaną na twarzy. Zacisnął usta i uniósł
wzrok na Weasleya. — Co z Narcyzą?
— Poszła do piekła.
Zawsze wiedziałem, że jest pan niebezpiecznym człowiekiem.
— Proszę nie opowiadać
głupstw, to zaklęcie odrzucające, nie Avada. — Głos Snape'a lekko zadrżał.
— Nie żyje? — Lucjusz
oderwał wreszcie wzrok od syna.
— Snape walnął ją
kominkiem. Ma przetrącony kark. — Ron nie wydawał się być poruszony tym, że w
tak brutalny sposób przekazał mężczyźnie wiadomość o śmierci żony. — Tobie też
by się należało, ale zdamy się na aurorów.
— Trzeba zabrać Draco
do Świętego Munga. — Harry podniósł męża z podłogi. — Wy zabierzcie tego… —
Obrzucił Lucjusza pogardliwym spojrzeniem — Uwolnijcie Samuela i…
— Potter, nie możesz
zabrać Draco do Munga — przerwał mu Severus w połowie zdania. — Aportuj się z
nim do zamku. Wolałbym też, aby nikt z personelu go nie zobaczył.
Harry zmrużył oczy,
zaskoczony. Na końcu języka miał kilka pytań, lecz widząc zacięty wyraz twarzy
mistrza eliksirów, skinął tylko głową.
— Dobrze, ale muszę
wyjść na zewnątrz, stąd nie dam rady. — Odwrócił się i szybko zniknął za
drzwiami.
— Ty pójdziesz z nami,
uwolnisz Samuela. — Snape chwycił Lucjusza pod pachę i szarpnął go do góry,
wkładając jednocześnie w jego dłoń leżącą na podłodze laskę.
***
— Pół roku ukrywania
się, aby potem zrobić coś tak głupiego, to nie w twoim stylu, Lucjuszu. — Snape
szedł powoli korytarzem, dostosowując się do idącego obok mężczyzny.
— Gdyby to ode mnie
zależało, uwierz, że nie byłoby mnie tutaj. — Malfoy schodził ze schodów,
ostrożnie stawiając kroki.
— Tak, zaklęcia
antydeportacyjne przynajmniej raz zadziałały bez zarzutu, Azkaban wita w swych
progach — prychnął idący za nimi Ron, który przez cały ten czas celował różdżką
w plecy Lucjusza.
— Co się stało z
Narcyzą? To zaklęcie… — Snape zacisnął pięści i ukrył dłonie w rękawach swej
szaty.
— Kobiety rodu Black
to obłąkane suki. — Malfoy wreszcie pokonał ostatni stopień i odetchnął z ulgą.
— Nienawidzę tego ciała.
— To kara za grzechy. —
Weasley szturchnął go różdżką w plecy. — Pospiesz się.
— Tak, Bellatriks była
szalona, a Narcyza wykazywała podobne objawy. — Severus otworzył jedne z drzwi
i przepuścił Lucjusza przodem.
— I nic z tym nie
zrobiłeś? — Malfoy przystanął i spojrzał na swego byłego przyjaciela z
wściekłością. — Przecież nie zwariowała z dnia na dzień! Skoro widziałeś
pierwsze symptomy... Twoja bezmyślność doprowadziła do tragedii! Draco… —
Zamilkł i na powrót ruszył przed siebie.
— Pewnie się cieszysz,
że spotkała go kara, ale Harry go uratuje! Snape da mu eliksir i…
— Cieszę się? —
Lucjusz spojrzał na Weasleya z odrazą. — To mój syn!
— I co z tego?
Zdradził cię, więc pewnie życzysz mu jak najgorzej. — Ron wzruszył ramionami.
— Niech pan zamilknie,
panie Weasley. — Snape posłał mu cierpkie spojrzenie. — Proszę iść i zawiadomić
aurorów, że do nich zmierzamy. Niech zajmą się ciałem Narcyzy i tych czterech,
którzy strzegli komnaty.
— Ale… — Ron,
zmieszany, zerknął na Malfoya.
— Sądzi pan, że sobie
nie poradzę? — Brew Snape'a uniosła się lekko.
— Jeżeli tak jak z
jego żoną, to nie mam nic przeciwko. Niech pan nie spuszcza go z oka, ja tam mu
nie wierzę, na pewno coś knuje. — Weasley niechętnie odwrócił się i poszedł w
głąb korytarza.
— Nie zauważyłem
twojej różdżki, Lucjuszu. — Severus wyciągnął swoją i przesunął palcami po
gładkim drewnie.
— Powiedzmy, że droga
do niej znajduje się w komnacie, do której zmierzamy. Narcyza nie była zbyt
chętna do wybaczenia, Severusie. — Malfoy spojrzał w kierunku, gdzie za
zakrętem zniknął Weasley. — Wiesz, co stało się z Draco.
— Skąd Narcyza znała
to zaklęcie? Nie mów mi, że byłeś takim idiotą, by nauczyć ją czegoś podobnego.
Od wieków nie było używane i zapewne tylko dlatego nie zostało objęte klauzulą
niewybaczalności. — Snape niebezpiecznie zmrużył oczy.
— Oczywiście, że nie! —
Lucjusz spojrzał na niego z niedowierzaniem. — Zakładam, że to sprawka
Bellatriks. Mogła być równie szalona jak jej siostra, ale była mistrzynią w
wyszukiwaniu najgorszych klątw i uwielbiała się nimi chwalić.
— Wiesz, co to oznacza
dla Draco. — Snape potarł w zamyśleniu grzbiet nosa. — Praktycznie nie ma na to
przeciwzaklęcia.
— Praktycznie? —
Lucjusz poderwał głowę i spojrzał uważnie na mistrza eliksirów. — Wiesz, jak je
odwrócić?
— Nie jestem
cudotwórcą. — Snape cofnął się, uciekając spojrzeniem w bok.
— Severusie, kiedyś
byłeś moim przyjacielem… Jeżeli znasz sposób… jakikolwiek… nieważne jak
drastycznych kroków wymagający, to uratujesz Draco! — Lucjusz mocniej oparł się
na lasce. — Podejrzewam, że posiadasz taką wiedzę, dlatego nie pozwoliłeś, by
ktokolwiek zobaczył go w tym stanie.
— Dlaczego tak ci na
tym zależy? — Mężczyzna spojrzał na niego z zaciekawieniem. — Zdradził cię,
przez niego… — Machnął ręką w kierunku Malfoya. — Stałeś się taki.
— To mój syn!
Nieważne, co zrobił, to nadal moja krew, mój dziedzic.
— Cóż za zmiana. Być
może wcześniej powinni cię przekląć, zaoszczędziłbyś mu wielu zmartwień i
wyrzutów sumienia. — Gorycz w głosie Severusa była wręcz namacalna.
— Uratujesz go?
— Wiesz, że w
Azkabanie podadzą ci veritaserum. — Snape uniósł lekko różdżkę.
— Zrób, co musisz. —
Lucjusz wyprostował się i spojrzał na przyjaciela. — Jestem gotowy.
Snape zacisnął usta i
przez chwilę wpatrywał się w oblicze stojącego przed nim mężczyzny, na którym
malowało się zdecydowanie, po czym machnąwszy różdżką, wysyczał:
— Obliviate!
***
Po opuszczeniu dworu
Harry aportował się wprost do swojej sypialni. Ostrożnie położył Draco na
łóżku, odgarniając mu włosy opadające na twarz. Machnął dłonią i zakurzone
szaty wylądowały w koszu na bieliznę, a zastąpiła je grafitowa, jedwabna
piżama. Usiadł na skraju posłania, wpatrując się w nieruchome oblicze męża. To,
co go przerażało, to widniejąca na nim pustka. Draco nie wyglądał ani na
przestraszonego, ani na cierpiącego. W jego szeroko rozwartych oczach nie dało
się odnaleźć absolutnie niczego i był to naprawdę upiorny widok.
— Jesteś największym
idiotą, jakiego znam. Co cię napadło, aby mnie sobą zasłaniać? — mruknął,
podciągając kołdrę na wysokość klatki piersiowej mężczyzny. — Gryfonizm nie
jest twoją mocną stroną. Jak już się obudzisz z tego letargu, będziemy musieli
poważnie porozmawiać. — Ślizgon nawet nie drgnął, nadal patrząc w jeden punkt
pokoju. Harry, zdenerwowany, po raz kolejny sprawdził jego puls, chwytając za
nadgarstek. Gdyby nie ten miarowy, jednostajny rytm tętna, mógłby pomyśleć, że
Draco… Mocniej zacisnął palce na jego skórze, drugą ręką przeczesując swe, już
i tak zmierzwione, włosy. — Znaleźliśmy Samuela. — Żadnej reakcji. — Podobno nic
mu nie jest, znajduje się w zamkniętej komnacie i śpi. To nawet lepiej, niż
gdyby był świadomy tego, co się dzieje. Snape i Ron go uwolnią. Teraz, kiedy
mają twojego… kiedy Lucjusz został pojmany, nie będzie z tym żadnych problemów.
— Ostrożnie wyciągnął rękę i chwycił męża za podbródek, obracając jego twarz w
swoją stronę. Puste, jakby pozbawione życia, oczy skierowane były gdzieś w
lewo. — Obudź się. Nie możesz tak leżeć. Wreszcie wszystko będzie dobrze. Nikt
nam nie zagrozi, Samuel w końcu stanie się wolny, tak jak pragnąłeś. To nie
czas na… — Jego głos załamał się lekko, więc wziął głęboki oddech i przesunął
kciukiem po ciepłym policzku Draco. — Snape na pewno cię wyleczy, w końcu jak
nie on… to kto? — Draco nawet nie drgnął.
Harry wstał i ruszył
do salonu. Przystanął przy barku i oparł dłonie o blat, zaciskając na nim
palce. Cholera! Wszystko szło tak dobrze. To była klasyczna robota, taka jakich
przeżył wiele, będąc aurorem. Zaplanowana i przeprowadzona perfekcyjnie. Nawet
strażnicy strzegący wejścia do komnaty Lucjusza i Narcyzy nie sprawili im
większego problemu. Może poza tym jednym, który nożem zranił Rona. Kurwa, kto w
tym świecie rzuca nożami? Na szczęście rana nie była głęboka i szybkie zaklęcie
leczące zamknęło ją w kilka sekund. Kiedy komnata stanęła przed nimi otworem,
był przygotowany na walkę. Chciał zmierzyć się z Lucjuszem, wreszcie zakończyć
ten terror psychiczny, który mężczyzna zafundował im przez ostatnie miesiące.
Być może nie atakował bezpośrednio, ale świadomość tego, że gdzieś tam jest,
wisiała nad nimi niczym miecz Damoklesa. I wtedy Draco rzucił proszkiem. Harry
był pewien, że to właśnie dzięki niemu nagle zapanowały egipskie ciemności. W
zamęcie, jaki powstał, usłyszał tylko krzyk Narcyzy i nagle jego ramiona pełne
były Draco. Od razu poznał jego magię, wyczułby ją zawsze i wszędzie. Była jak…
powrót do domu. Jak dobrze znany zapach z dzieciństwa, chociaż nie miała z nim
nic wspólnego. Tak charakterystyczna jak zapach pieczonego indyka na święta
albo smak kremowego piwa. Swojska, bezpieczna i pewna. Nawet największy mrok
nie przeszkodziłby mu w jej rozpoznaniu.
Harry sięgnął po
butelkę z whisky i przez chwilę obracał ją w palcach. Miał ochotę się napić. Z
cichym westchnieniem odstawił ją na miejsce i wrócił do sypialni. To nie był
czas na alkohol, musiał mieć trzeźwy umysł. Usiadł na łóżku i bezwiednie zaczął
wpatrywać się w Draco. Jego umysł był skupiony, przestał reagować na bodźce
zewnętrzne, czas płynął powoli, a on nie zwracał uwagi na mijające minuty.
Cichy odgłos kroków w
salonie wyrwał go z zadumy i uświadomił mu, że jego kominek nadal połączony
jest z komnatami Snape'a. Odwrócił się i spojrzał na ciemną sylwetkę mężczyzny
stojącego w drzwiach.
— Co mu jest? —
zapytał, zanim zdążył pomyśleć.
— Samuel jest już w
zamku. Obudzi się zapewne dopiero rano. Dawka eliksiru, jaką mu podano, na
dłuższy czas pozbawiłaby świadomości dorosłego. — Snape prychnął z niesmakiem
nad ignorancją osoby, która była za to odpowiedzialna. Harry westchnął, czując
wyrzuty sumienia, że zupełnie zapomniał o chłopcu. — Weasley przy nim został.
— To dobrze, że nic mu
nie jest — mruknął zażenowany.
— Lucjusza przejęli
aurorzy. W trybie natychmiastowym został odeskortowany do Azkabanu. — Snape
wreszcie ruszył się z miejsca i powoli zbliżył do łóżka. — Rano po
przesłuchaniu otrzymasz raport.
— Dziękuję. — Harry
skinął głową i na powrót spojrzał na leżącego na łóżku Draco. — Co mu jest? —
powtórzył pytanie. — Co to za klątwa?
— Zależy, kogo
zapytasz. Starożytni Egipcjanie nazywali ją Dotknięciem Ra albo Wypaleniem.
Tamtejsi czarodzieje do tej pory wierzą, że Tutenchamon został nią ukarany za
przywrócenie kultu Amona, a jego nagła śmierć nie była przypadkowa. W Japonii
nosi ona miano Klątwy Shinigami, boga śmierci, który odbierał duszę żywym i
więził ją w swym lodowym ogrodzie. To oczywiście wierzenia pradawnych, obecnie
Shinigami kojarzy się po prostu ze śmiercią.
— A jak nazywają ją u
nas? — Głos Harry'ego był przytłumiony i pełen napięcia.
— Klątwą Dementora.
— Nigdy o niej nie
słyszałem. Dlaczego nie uczyli nas o niej na szkoleniu aurorskim?
— Bo praktycznie nikt
jej nie zna. — Snape pochylił się i położył dłoń na czole Draco. — Niedługo
wystąpi gorączka. Ciało zacznie odczuwać stratę i…
— I co? — Harry
wpatrywał się w niego, usilnie starając się nie okazać strachu.
— Słabnąć. — Mistrz
eliksirów wyprostował się i uważnie spojrzał na Pottera. — Nikt nie przeżyje
bez duszy, dlatego pocałunek dementora nazwano śmiercią za życia.
— O czym ty mówisz? Draco
nie otrzymał pocałunku! W komnacie nie było dementorów, wyczulibyśmy ich! —
Harry poderwał się z posłania, gdy zimny strach ogarnął jego ciało.
— Czy słuchałeś w
ogóle, o czym mówiłem? Ta klątwa to nic innego niż wyssanie duszy, oderwanie
jej od ciała. To czysta nekromancja! Gdyby nie to, że prawie nikt już nie
pamięta o istnieniu tego przekleństwa, miałbyś czwartą niewybaczalną, Potter!
— Nie, niemożliwe. —
Harry potrząsnął głową, nie przyjmując do wiadomości tego, co usłyszał. — Musi
być jakieś lekarstwo, coś, co przywróci go do zdrowia!
— Nie ma lekarstwa!
Nie ma eliksiru! Dusza to integralna część naszego człowieczeństwa, bez niej
nie istniejemy! Nie uwarzę antidotum, to nie choroba, nie zwykłe osłabienie! To
niczym mugolski odpowiednik śpiączki, z której nikt nie ma szans się obudzić! —
Głos Snape'a był ostry i nieprzyjemnie dźwięczał Potterowi w uszach.
— Mugole budzą się ze
śpiączki! Są sztucznie podtrzymywani przy życiu! To samo możemy zrobić z Draco,
dopóki nie znajdziemy rozwiązania! Nie pozwolę ci go skazać, nie możemy się
poddać! — Harry podszedł do Severusa i chwycił go za rękę, zaciskając na niej
palce w bolesnym uchwycie. — To twój chrześniak, do cholery! Zrób coś!
— Nie jestem
cudotwórcą! — powtórzył Snape po raz drugi tego dnia. — Nie mam daru tworzenia
czegoś z niczego!
— A co z tą twoją
gadką o eliksirach? Podobno są dobre na wszystko, warzenie chwały, usidlanie
zmysłów, powstrzymanie śmierci!
— To tylko słowa,
Potter. Bądź poważny, takie bzdury serwuje się dzieciom, aby wzbudzić ich
zainteresowanie! — Wyszarpnął rękę z jego uścisku i furkocząc szatą, szybkim
krokiem podszedł do okna, wpatrując się w rozpościerający się za nim widok.
— Musi coś być. On
przecież nadal żyje, oddycha… a dopóki tak jest, nie wolno nam zaprzestać poszukiwań.
— Harry desperacko wpatrywał się w jego plecy. — Ty… ty możesz się poddać, ale
ja… ja nie pozwolę mu umrzeć bez walki!
— I na co się zda ta
twoja walka? — Mistrz eliksirów zacisnął palce na framudze okna. — Skażesz go
tylko na długotrwałe cierpienie. Człowiek nie może żyć bez duszy, jest jak
pusta skorupa. — Harry drgnął i skulił się odruchowo, słysząc te okrutne słowa.
— Jesteś zimnym,
pierdolonym draniem — wysyczał.
— Jestem racjonalistą.
Nie żyję złudzeniami.
— To twój chrześniak,
do cholery! Ufał ci jak nikomu innemu! Powierzyłby ci własne życie, a ty tak po
prostu odpuszczasz… On by cię tak nie zostawił. Nie zwątpiłby na samym
początku. Draco cię kochał! A ty, ty, kurwa, nie zasługujesz na jego miłość. Na
nic nie zasługujesz. Wyjdź stąd.
— Potter…
— Wynoś się!
— Posłuchaj! — Snape
podszedł do niego, a na jego bladym obliczu malowała się rozpacz i ból, lecz
Harry nie zwrócił na to uwagi, pogrążony we wściekłości i cierpieniu. —
Sądzisz, że gdyby istniała jakakolwiek szansa… że gdybym był pewien… nie mogę
zaryzy…
— Powiedziałem, wynoś
się! — Harry z zaciśniętymi pięściami zbliżył się do mężczyzny, zupełnie go już
nie słuchając.
— Był dla mnie jak
syn…
— Wypierdalaj, Snape! —
Wrzask Gryfona rozdarł ciszę i Severus zacisnąwszy zęby, odwrócił się i wyszedł
z sypialni.
***
Dusza jest istotą
człowieczeństwa. Ciało pozbawione tej integralnej części nie może funkcjonować
i człowiek z nią rozdzielony nieuchronnie zbliża się do śmierci. W religii
chrześcijańskiej dusza ludzka ma do wyboru trzy drogi: niebo, piekło bądź
czyściec. W hinduizmie dzięki reinkarnacji dusza odradza się w zależności od
tego, jakie życie prowadził jej właściciel. Niezależnie jednak od wierzeń
panuje zgoda co do tego, że jest ona nieodłącznie związana z życiem i śmiercią
człowieka. Według wielu filozofów w czasie snu dusza ludzka odłącza się od
ciała i dryfuje w przestrzeni niebytu lub też przemierza niezmierzone zakątki
wszechświata. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków powrót do ciała
następuje niepostrzeżenie dla jej właściciela. Jednak gdy rytm zostaje
zaburzony, pojawia się uczucie oderwania bądź upadku z wysokości. Następuje to
przeważnie w wyniku gwałtownego przebudzenia. Dusza odnajduje swą drogę dzięki
nici wiążącej ją z ciałem właściciela. Jeżeli nić zostaje przerwana, dusza nie
może na powrót dokonać zjednoczenia, gdyż brak więzi…
— Harry? — Cichy głos
sprawił, że uniósł głowę znad woluminu. Jego zaczerwienione od braku snu oczy
spojrzały nieprzytomnie na Hermionę. — Powinieneś coś zjeść, od trzech dni nie
wyszedłeś z komnaty.
— Nie jestem głodny. —
Pokręcił głową i odsunął księgę, zaznaczając skrawkiem papieru miejsce, gdzie
skończył czytać. Znowu nic nie znalazł. Przetarł oczy i z samonapełniającego
się dzbanka nalał sobie kolejną filiżankę czarnej jak smoła kawy.
— Nie możesz
funkcjonować w ten sposób. — Hermiona rozejrzała się dookoła, omiatając
wzrokiem rozrzucone wszędzie książki. Ich stosy piętrzyły się na stoliku,
podłodze, a nawet zajmowały całą powierzchnię blatu barku. — Wykończysz się, a
to nikomu nie pomoże.
— Nic mi nie będzie —
burknął, sięgając po kolejny, większy niż poprzednie grymuar*.
— Nie ma mowy. —
Granger podeszła bliżej i ku jego jawnej irytacji, wyjęła mu z rąk ciężką
księgę. — Wstaniesz teraz, zjesz coś, a potem weźmiesz prysznic, bo zaczynasz
śmierdzieć. Ja teraz poczytam, jeżeli coś znajdę, od razu cię zawołam.
— Nie mam na to czasu.
— Harry potarł dłonią kark zesztywniały od wielogodzinnego pochylania się nad
księgami.
— Sądzisz, że gdy
padniesz wreszcie twarzą pomiędzy kartki, pomożesz mu? — Popchnęła go lekko w
stronę stolika, na którym stał talerz z parującą zupą i kanapki.
— Tutaj niczego nie
ma. — Bezradnie potoczył wzrokiem po książkach. — Nic… po prostu nic.
Przeczytałem już chyba setki rozdziałów o oderwaniu duszy i wszystkie mówią to
samo. Nie ma powrotu… Rozumiesz to? Ona gdzieś tam jest, dryfuje i nie może
znaleźć drogi, bo w nim nie ma już niczego… Jego dusza jest jak pies, który
węszy w poszukiwaniu znajomego zapachu, a Draco jest tak cholernie bezwonny!
— Bardzo obrazowe. A
teraz idź i zrób, co powiedziałam.
— Gdyby coś się
zmieniło…
— Będę tutaj. —
Odprowadziła go zatroskanym spojrzeniem.
Gdy dwa dni wcześniej
otrzymała od Rona sowę, nie sądziła, że jest aż tak źle. Wytłumaczyła rodzicom,
że musi wracać i zjawiła się tak szybko, jak mogła. Widok Draco ją przeraził. W
czasie wojny widziała ludzi, którzy otrzymali pocałunek dementora. Puste
naczynia, bez emocji, bez wspomnień, żywe trupy. To był koszmar, którego bała
się nade wszystko. Wolałaby zginąć niż egzystować w ten sposób, a teraz to
dotknęło Malfoya, do tego z ręki własnej matki. Harry wyglądał niewiele lepiej.
Miała wrażenie, że jedyne, czym się interesuje, to te cholerne książki, jakby w
nich były odpowiedzi na wszelkie pytania. A ona po raz pierwszy w życiu w to
wątpiła. Te stare woluminy wysysały z niego życie, sprawiały, że zamykał się na
otaczających go ludzi, wciąż szukając i wierząc, że w którymś z nich znajduje
się odpowiedź. Nigdy nie sądziła, że może je znienawidzić, a jednak w tej
chwili patrzyła na te stare, pożółkłe karty z odrazą, jakby powoli zabierały
jej najlepszego przyjaciela. Z rezygnacją usiadła i otworzyła pozostawioną
przez Harry'ego księgę.
Harry, po wzięciu
prysznica i zjedzeniu przygotowanego przez przyjaciółkę posiłku, naprawdę
poczuł napływ nowych sił. Z wdzięcznością spojrzał na pochyloną nad pergaminem
Hermionę.
— Co u Samuela?
— Ciągle pyta o ciebie
i Draco. — Poderwała głowę znad księgi i spojrzała na niego ciepło. — Joe przez
cały czas u niego siedzi, chyba nawet śpi w jego komnacie. Victoria mówiła coś
o drugim łóżku, które była zmuszona z czegoś transmutować.
— Powinienem do niego
zajrzeć. — Harry otarł usta serwetką i odsunął od siebie pusty talerz. Dopiero
po zjedzeniu zupy poczuł, że naprawdę był głodny.
— Powinieneś —
przyznała cicho, obserwując go uważnie.
— To naprawdę
niezwykłe, że on nic nie pamięta. — Podniósł się i powoli ruszył w kierunku
obrazu.
— Tak jest lepiej,
Harry. To dziecko wycierpiało już zbyt wiele, a teraz zamartwia się chorobą
brata.
— Przespać własne
porwanie… — Harry pokręcił w zdumieniu głową.
— Ron miał ochotę
opowiedzieć mu, jak wielką przeżył przygodę, mam nadzieję, że ty nie wpadniesz
na równie głupi pomysł — mruknęła karcąco.
— Nawet tak nie
żartuj. — Zatrzymał się i spojrzał na nią przestraszony. — Wiesz, jak by się
poczuł? Jego własny ojciec mógł go zabić. Tak, wiem, że nie chciał. — Machnął
ręką, widząc, że przyjaciółka ma zamiar wygłosić sprostowanie. — Ale kto wie,
do czego zmusiłaby go w końcu ta wariatka.
— Raport ministerstwa
był zaskakujący, prawda? Chciał uratować Draco. — Pokiwała w zadumie głową. —
Po tym wszystkim, co mu zrobił.
— Nic mu nie zrobił —
warknął ze złością. — Nic, na co by nie zasłużył.
— Wiem, po prostu miło
wiedzieć, że pomimo wszystko Lucjusz nadal kocha swojego syna i rzucił się, aby
go ratować. — Jej łagodny głos uciszył burzę, jaka zaczęła w nim wzbierać.
— To prawda, miał w
sobie więcej ludzkich uczuć niż ta jędza. Draco będzie szczęśliwy, gdy się o
tym dowie. Myślę, że nadal żywi do niego ciepłe uczucia.
— Na pewno go to
ucieszy. — Zamrugała gwałtownie, na powrót wbijając wzrok w księgę. — Idź do
Sama, ja tutaj zostanę.
— Ale gdyby…
— Zawołam cię.
***
— Harry! — Samuel na
widok wchodzącego do komnaty mężczyzny poderwał się z podłogi i rzucił w jego
kierunku. — Jak się czuje Draco?
— Nadal śpi. — Potter
skinął głową Joemu i usiadł na kanapie, sadzając Sama obok siebie.
— Chciałbym, żeby już
się obudził. — Chłopiec skrzywił się i spojrzał na Harry'ego z nadzieją. Do tej
pory był dwa razy w ich komnatach i jedyne, co widział, to nieruchome ciało brata.
Powieki Draco zostały opuszczone, gdy pojawiła się Hermiona i dała im wykład na
temat konsekwencji wysuszenia spojówek. Harry sam zamknął mu oczy, wzdrygając
się przy tym i czując silny ból. Skojarzenie było aż nazbyt oczywiste.
— Draco jest bardzo chory.
— Spojrzał ostrożnie na Joego, który w milczeniu pokręcił głową. Odetchnął z
ulgą, że Samuel nadal nic nie wie o porwaniu. Lepiej, aby tak zostało.
— Co to za choroba?
Nie powinien być w Świętym Mungu? Tam jest wielu magomedyków. — Dziecko
przyglądało mu się uważnie.
— Niestety, oni nie
mogą mu pomóc. Wu… Wujek Severus o niego dba, przynosi mu eliksiry, a przecież
wiesz, że on zna się na tym najlepiej. — To była prawda. Pomimo tego, że Harry
wyrzucił Snape'a ze swych komnat, ten wrócił kilka godzin później z małym,
wyłożonym miękkim aksamitem kuferkiem, pełnym fiolek z różnymi eliksirami.
Harry, chociaż nadal był na niego wściekły, nie mógł zabronić mu zbliżania się
do Draco. Jeżeli mieli go utrzymać przy życiu do momentu, aż znajdą
rozwiązanie, pomoc mistrza eliksirów była im niezbędna.
— Harry…
— Tak? — Spojrzał na
Samuela i odruchowo pogładził go po jasnych, prawie platynowych włosach. Tak
bardzo przypominał mu Draco, kiedy ten był dzieckiem.
— Czy… czy Draco może
się nie obudzić? — Wielkie, szaro—niebieskie oczy patrzyły na niego z
wyczekiwaniem. Przełknął gulę rosnącą mu w gardle i skinął niepewnie głową.
— Niestety, istnieje
taka możliwość, ale robimy wszystko, aby do tego nie dopuścić.
— Nie chcę, żeby
umarł. — Oczy dziecka wypełniły się łzami.
— Nikt z nas tego nie
chce. Dlatego z całych sił staram się go wyleczyć. — Wszystko. co do tej pory
powiedziano Samuelowi, było półprawdą. Trudno wytłumaczyć ośmiolatkowi
skomplikowany proces oderwania duszy od ciała i jego konsekwencje. Ciężka
choroba wydawała się o wiele lepszą wymówką i mogła mieć niestety takie same
skutki.
— Dlaczego zachorował
właśnie teraz?
— Nikt ci nie
powiedział? — Merlinie, był opiekunem chłopca, a przez ostatnie dni tak bardzo
go zaniedbał.
— Nie, wujek
powiedział tylko, że jest chory. — Samuel potrząsnął głową.
— Widzisz, Sam, Draco
musiał wyjść poza mury zamku i ktoś go zaatakował. Zachorował, ponieważ rzucono
na niego bardzo niebezpieczną klątwę — wyznał ostrożnie. Kątem oka zauważył,
jak Joe aprobująco kiwa głową.
— Ja też wyszedłem —
mruknął Samuel zwieszając głowę. — Wtedy, kiedy zakręciło mi się w głowie i
zemdlałem. — To była wersja, którą Ron opowiedział chłopcu, oszczędzając mu
szczegółów porwania. — Piłka potoczyła się za bramę i…
— Wiem, Sam, ale dla
ciebie na szczęście wszystko dobrze się skończyło. — Uśmiechnął się wymuszenie.
— Więcej tego nie rób. Dobra wiadomość jest taka, że już nie musisz się
ukrywać. Gdy Draco wyzdrowieje, wszyscy razem pójdziemy na wycieczkę. Jest
wiele miejsc, które na pewno chciałbyś zobaczyć.
— A jeżeli… jeżeli nie
wyzdrowieje? Co się wtedy stanie? — Łzy popłynęły po drobnej buzi dziecka. —
Nie chcę, żeby umarł.
— Musimy wierzyć, że
tak się nie stanie. — Objął chłopca ramieniem i oparł brodę na jego głowie. —
Na pewno nam się uda, a jeżeli nie… Wtedy… masz mnie, a ja zawsze będę z tobą. —
Zacisnął powieki, gdy cichy szloch wstrząsnął ciałem Samuela. Czasami on też
miał na to ochotę. Podobno płacz oczyszcza, jednak na razie nie mógł sobie na
niego pozwolić.
***
Magiczna pochodnia
migoczącym płomieniem oświetlała sypialnię. Harry leżał skulony na łóżku,
opierając głowę na udzie Draco. Obok niego spoczywał otwarty wolumin, który
jeszcze przed chwilą czytał. Wolno przesuwał ręką po chłodnej skórze
nieruchomego mężczyzny, nieświadomie czerpiąc pociechę z tego dotyku.
— Musisz się obudzić.
Po prostu musisz. Nie dam sobie rady bez ciebie — mruczał cicho. — Samuel jest
przestraszony, bardzo za tobą tęskni. To jeszcze dziecko, potrzebuje cię. Ja
też cię potrzebuję. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś teraz wstał. Czy chwyciłbym
cię i nie pozwolił odejść, czy może uderzył za twój heroiczny akt odwagi, który
przyniósł tak opłakane skutki. To ja powinienem tutaj leżeć, to we mnie
celowała… Jesteś chodzącym paradoksem, Draco. Zawsze wyśmiewałeś moją gryfońską
odwagę i poświęcenie, a sam zrobiłeś dokładnie to samo. Cholerny bohater z
ciebie. Merlinie, czuję się jak idiota, leżąc i mówiąc sam do siebie, nie wiem
nawet, czy mnie słyszysz…
— Panie Potter, jeżeli
skończył pan już ten bezsensowny pokaz, w którym roztkliwia się pan sam nad
sobą, chciałbym podać Draco eliksiry. — Snape stanął nad nim i skrzywił się
lekko. — Jest dla mnie pewną pociechą, że rozumie pan idiotyzm płynący z tego
żałosnego monologu.
— Czasami wydaje mi
się, że ktoś wepchnął ci kamień przez gardło i jego ciężar zgniótł ci serce. —
Harry podniósł się i pozwolił mistrzowi eliksirów zaaplikować środki odżywcze
za pomocą mugolskiej strzykawki. Kiedy pierwszy raz to widział, jego
zaskoczenie było ogromne.
— Można cierpieć w
milczeniu, nie trzeba ogłaszać tego całemu światu. — Snape przyłożył do ręki
Draco opatrunek, tamując nim kilka kropel krwi, które wypłynęły po ukłuciu.
— Chyba nikt nie
wpadłby na to, że możesz cierpieć. — Harry westchnął i usiadł na fotelu
stojącym od kilku dni obok łóżka.
— Nie ma potrzeby
obnosić się z własnymi ranami. Nie wszystkie blizny są powodem do dumy. — Snape
wzruszył ramionami i zapakował sprzęt na powrót do kuferka.
— Gdy tracisz kogoś,
kogo kochasz, czujesz ból. To nie powód do wstydu. — Potter odchylił głowę i
oparł ją o zagłówek. — Tłumienie w sobie uczuć na dłuższą metę nie pomaga.
— Nie widzę, aby pan
zalewał się łzami — mruknął kwaśno mistrz eliksirów.
— Nie opłakuje się
żyjących. — Harry spojrzał na niego ostro.
— Trudno mi się z tym
nie zgodzić.
— Cieszę się, że się
rozumiemy. — Harry zamknął oczy, uznając rozmowę za zakończoną.
Snape przez chwilę
przyglądał mu się spod lekko przymkniętych powiek, po czym ruszył powoli do
wyjścia. Za drzwiami przystanął i oparł się o ścianę. Udawanie przed Potterem
cynicznego i silnego kosztowało go wiele wysiłku, a widok leżącego bez życia
Draco wcale mu w tym nie pomagał. Na jego bladej twarzy pojawiła się rozterka.
Przez chwilę walczył sam ze sobą, po czym zawrócił do sypialni.
— Co tutaj jeszcze
robisz? — Potter spojrzał na niego badawczo.
— Jak długo zamierzasz
to ciągnąć? — zapytał cicho.
— Tak długo, jak
będzie trzeba. W przeciwieństwie do ciebie nie poddam się.
— Musisz wiedzieć, że
jego ciało wytrzyma jeszcze tydzień, góra dwa. Potem zacznie samo się
wyniszczać. — Snape z namysłem przyglądał się siedzącemu w fotelu mężczyźnie.
— Więc przede mną dwa
tygodnie walki. Nie przekonasz mnie, bym ustąpił. — W oczach Pottera pojawiła
się zawziętość. — Zrobię wszystko, aby on wrócił.
— Dlaczego?
— Nie rozumiem… jest
moim mężem, to chyba naturalne. — Harry pokręcił głową, jakby pytanie Snape'a
przechodziło jego pojęcie.
— Mógłbyś być wolny.
Ułożyć sobie życie tak, jakbyś chciał, z kim byś chciał. To małżeństwo zostało
na was wymuszone. Dlaczego tak uparcie starasz się mu pomóc? Być może to twoja
szansa na lepsze życie?
— Bez niego? — Wzrok
Harry'ego powędrował w kierunku leżącego Draco i na moment pojawiła się w nim
ogromna tęsknota i smutek. — On podarował mi coś tak ogromnego, że nie znajduję
słów, aby to nazwać. Poruszył coś, z istnienia czego nie zdawałem sobie sprawy.
Możesz to uważać za głupie, ale kiedy patrzę, jak tak leży, wiem, że muszę
zrobić wszystko, aby mu pomóc.
— To dlatego, że
czujesz się odpowiedzialny za jego stan? — Snape poruszył się niespokojnie.
— Nie, to nie o to
chodzi.
— Więc o co?
— Bez niego to
wszystko straci sens, Snape. — Harry spojrzał na niego spokojnie. — Po prostu
straci sens.
*grymuar
— bardzo stara księga wiedzy magicznej.
Hej,
OdpowiedzUsuńjednak to Draco, ta klątwa działa jak dementor, mam nadzieję, że dobrze się wszystko skończy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia