poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - XIV


Ciemnowłosy mężczyzna mocniej wepchnął pod brzuch zwiniętą poduszkę i naciągnął prześcieradło na głowę, chroniąc twarz przed sierpniowym słońcem. Przeciągnął się z jękiem, czując protestujące mięśnie. Niechętnie otworzył jedno oko i zmrużył je natychmiast od nadmiaru światła. Pomijając ogarniającą go pomimo późnego popołudnia senność, czuł się doskonale. Usiadł i z kolejnym jękiem poczochrał odstające na wszystkie strony włosy, rozglądając się niemrawo za swoim szlafrokiem. Nie znajdując go w zasięgu wzroku, przechylił się w prawo i z zaskoczeniem stwierdził, że opiera się o czyjąś zwisającą z łóżka nogę. Co jest? Powędrował wzrokiem wzdłuż lekko umięśnionej łydki, poprzez jasne udo, aż do mlecznego, jędrnego pośladka i… podniósł się gwałtownie. Nie zważając na swą nagość, popędził do łazienki, gdzie oparł się o ścianę, ciężko dysząc.

— Haaary — zawyło lustro. — Wyglądasz jakbyś pieprzył się do samego świtu!


— Zamknij się z łaski swojej. — Potter błądził myślami wokół ostatniej nocy, usiłując znaleźć jakieś przekonujące wyjaśnienie dla swojego zachowania.

— I biegasz nago. — Zwierciadło zdecydowanie miało gdzieś humory właściciela. — Nie żebym narzekał.

— Odeślę cię do domu Syriusza — ostrzegł Harry.

— Przyznaj, że nie potrafiłbyś zostawić mnie w pustym mieszkaniu, samego, zagubionego, patrzącego w zimne kafelki, zachodzącego kurzem, paty…

— Sprezentuję cię Hermionie. — Mężczyzna wreszcie oderwał się od ściany i zdecydowanym krokiem podszedł do prysznica. Odsunął zasłonkę i odkręcił kurek z zimną wodą.

— A to już było wredne! — rozdarło się lustro. — Nie możesz mi tego zrobić! Rama by mi pękła! Poza tym ćwiczyłaby przemowy, patrząc w mą taflę. Jestem bardziej niż pewien, że prowadzi prywatne monologi! Zdecydowanie się nie zgadzam wisieć na ścianie jako odbicie kogoś, kto lubi słuchać swojego głosu! Poza tym… Ona ma biust! To takie nieestetyczne i…

Harry przestał słuchać narzekania zwierciadła, pogrążając się w myślach.

Uprawiałem seks. Na dywanie, w łóżku i… Merlinie! To była najgorętsza noc w moim życiu! Niech ktoś rzuci na mnie Obliviate…

Brunet uderzył głową w mokrą ścianę. Zdawał sobie sprawę, że musiał skonsumować związek, aby nabrał on mocy prawnej, jednak zdecydowanie nie musiał robić tego w ten sposób.

I to po tym, jak tłumaczyłem mu, że seks bez uczuć jest zły. Harry, ty hipokryto!

— To twój mąż!

— Nie mam męża! — w głosie zwierciadła zabrzmiały podejrzane nuty. Potter zorientował się, że ostanie zdanie powiedział na głos. — Jesteś pewien, że w trakcie bzykania nie spadłeś głową w dół? Nie żebym podejrzewał cię o bycie aż taką łamagą, ale w szale zapamiętania…

Ignorując lustro, Harry na powrót zagłębił się w swoje rozważania, nalewając przy tym obficie szamponu na dłoń. Czy powinien się wstydzić? Nie wiedział, jak spojrzy teraz Malfoyowi w oczy.

Ślizgon raczej nie był stroną bierną.

Może i nie, ale to Fretka! Przyzwyczajony jest do szybkiego seksu, jednak on? On tak nie robi! Z Michaelem było zupełnie inaczej. Lubili się, cenili jako towarzysze. A Draco? Draco nie ceni nikogo poza samym sobą.
Zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, wycierając się energicznie. A co jeżeli teraz żałuje? Może będzie mu wypominał tę noc? Żądał zadośćuczynienia… Na dziurawe skarpety Zgredka, to takie skomplikowane.

— A niech mi tafla trzaśnie! — Głos lustra sprawił, że odsunął ręcznik od twarzy, zerkając na nie pytająco i zamarł w pół ruchu. W zwierciadle odbijała się rozespana twarz jego męża. Odwrócił się gwałtownie, drapując materiał wokół bioder.

— Malfoy! Co ty na Merlina tutaj robisz?!

— Litości, Potter, nie musisz się drzeć od samego rana — mruknął mężczyzna, ciaśniej owijając się prześcieradłem. — Jeżeli zawsze po przebudzeniu jesteś taki wrzaskliwy, to mogę zostać zmuszony do współczucia Weasleyowi, a to naprawdę napawa mnie zgrozą.

Ślizgon patrzył na niego krytycznie. Jego jasne włosy były zmierzwione, usta lekko opuchnięte, a na twarzy malował się odcisk od szwu poduszki. Wyglądał… Wyglądał jak ktoś, kto właśnie przeżył bardzo namiętną noc. I na domiar złego, była to prawda absolutna.

— Harry, wiesz że seks pod prysznicem to jedno z erotycznych marzeń większości dwunożnych? — słodkim głosem zapytało lustro.

— Zapomnij — warknął, nadal nie odrywając wzroku od Malfoya.

— Wstrętny kłamczuch! Już ja dobrze wiem, co robiłeś dziś w nocy z tym bogiem seksu! — jęknęło. — A biednemu wisielcowi nie chcesz ofiarować odrobiny przyjemności.

— Wiesz, Potty… — Draco uśmiechnął się ironicznie. — Naprawdę nie sądziłem, że przytargasz tutaj za sobą to coś. Musisz być naprawdę spragniony uwagi.

— Nie przeginaj! — Wkurzany z dwóch stron, Harry mocniej zacisnął ręcznik na biodrach. — Właściwie co ty tutaj robisz?

— Przyszedłem wziąć prysznic, to chyba naturalna kolej rzeczy. — Ślizgon wzruszył ramionami, wymijając go i idąc w stronę kabiny.

— Nie możesz u siebie?

— Potter, nie mam zamiaru paradować po korytarzu w takim stanie tylko po to, aby cię uszczęśliwić, więc zrób mi tę przyjemność i wyjdź. Chyba… — Przekrzywił głowę, patrząc na niego z jawną prowokacją. — Że chcesz popatrzeć.

Harry prychnął i ruszył w stronę drzwi. Wcale nie chciał patrzeć! W końcu gołej Fretki nie widział?

Pod prysznicem? Ociekającego wodą? Nie.

— Jasna cholera, to małżeństwo jest takie kłopotliwe — westchnął rozgoryczony. Złapał za klamkę z irytacją, obrzucając tym razem niewinne lustro złowrogim spojrzeniem. W tym momencie za plecami usłyszał szelest upuszczanego materiału.

— Słodki Merlinie — sapnęło lustro i… zaparowało.

Harry ryknął ze złości i wypadł z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Mógłby przysiąc, że złocone ramki zwierciadła zadrżały.

***

Draco szybkim krokiem zmierzał w kierunku lochów. Właściwie nazwa „lochy" kojarzyła mu się z mrocznymi, ponurymi korytarzami, podobnymi do tych w Hogwarcie, tutaj jednak było zupełnie inaczej. Ściany z jasnego kamienia oświetlały magiczne pochodnie, obrazy na ścianach dyskutowały ze sobą, śmiejąc się radośnie. Od czasu do czasu dało się słyszeć szczęk miecza, gdy rycerze ze złotych ram urządzali pojedynki, rozlegały się też pijackie pieśni bardów, przy wtórze chichotu rozochoconych dam. Ślizgon stwierdził, że jak na jego mało towarzyski humor, jest tutaj za jasno i za wesoło.

Magiczne bariery przed kwaterami Snape'a przepuściły go, delikatnie muskając jego skórę. Obraz, na którym dumny orzeł drwiąco spoglądał na stojącego pod drzewem łowcę, przesunął się z szelestem.
Mężczyzna siedzący za biurkiem i przeglądający jakieś papiery podniósł głowę i przyjrzał się uważanie wchodzącemu.

— Wyglądasz jak ofiara losu — rzucił w końcu, wskazując ręką jeden z stojących przed kominkiem foteli.

— Dziękuję, Severusie, też miło mi cię widzieć — prychnął Draco, zajmując miejsce i sięgając od razu po leżący na stoliku egzemplarz Proroka. — Widzę, że reporterzy nie próżnowali — westchnął, przyglądając się pierwszej stronie gazety, na której on i Potter wychodzili z komnaty ślubów. Na fotografii poniżej wirowali w rytmie walca na środku wielkiej sali. — Czy tylko ja sądzę, że nasz Wybraniec wygląda na nieco oszołomionego?

— Potter zawsze wygląda na oszołomionego. — Snape usiadł naprzeciwko z kubkiem parującej kawy. — Załatwiłeś wszystko?

— Oczywiście, za kogo mnie masz. — Draco uniósł gazetę, zasłaniając nią twarz.

— Dziwię się, że nadal możesz chodzić. Czyżby Potter choć raz zachował się normalnie i nie rzucił na ciebie klątwy za samą myśl o deprawacji jego cnotliwej osoby?

— Nie powiedziałbym, że normalnie, jak i nie zakładałbym na twoim miejscu, że święty chłopiec był nieskalany — westchnął i odłożył Proroka na stół.

— Ach, czyli jednak gazety mówiły prawdę o jego podbojach, panna Ginewra wyglądała na cokolwiek załamaną. — Severus upił łyk kawy, krzywiąc się złośliwie.

— Pomińmy kwestię Weasleyówny. — Malfoy poprawił szaty i usiadł wygodniej, zakładając nogę na nogę. — Potter nigdy jej nie dotknął. Delikatnie mówiąc, nie była w jego guście.

Snape uniósł brew, przyglądając się chrześniakowi z ciekawością.

— Nie lubi rudych kobiet?

— Jeżeli wytniesz z tej wypowiedzi „rudych", to reszta się zgadza. — Chłopak uśmiechnął się lekko.

— Och…

— Severusie, tak oszczędne formy wypowiedzi ci nie przystoją — spojrzał na niego kpiąco.

— A więc pan Potter woli…

— Mężczyzn — dokończył spokojnie Draco. — Co, nie ukrywam, znacznie ułatwia mi życie.

— I ta noc…

— Była jedną z najlepszych w moim życiu, jakkolwiek sprawia mi pewien dyskomfort psychiczny przyznanie się do tego. — Malfoy uniósł dłoń, przyglądając się swoim wypielęgnowanym paznokciom.

— Cóż, cieszę się, iż widzę cię w dobrym zdrowiu. Twój wyraz twarzy cokolwiek mnie zmylił, nie wyglądasz na kogoś, kto właśnie przeżył hmm… jak to określiłeś, najlepszą noc w swym życiu. To dobrze rokuje temu związkowi, chociaż mówię to bardzo niechętnie.

— To niczego nie rokuje. — Draco opuścił rękę i zagryzł nerwowo wargę.

— Nie rozumiem.

— Nie musisz.

— Draco!

— Och, dobrze! — Chłopak wstał i podszedł do biurka podnosząc jeden z pergaminów i przyglądając mu się niedbale. — Potter to niewychowany gbur, rano kazał mi spadać. Rozumiesz to? Mnie!

— Kazał ci opuścić swoją sypialnię, jak rozumiem… — Snape pokiwał głową.

— Nie dokładnie, po prostu zapytał, dlaczego muszę brać prysznic u niego. Poczułem się jak zużyta rzecz, którą się wyrzuca. Uwierz, to nie było miłe. Tylko własnemu opanowaniu zawdzięczam to, że nie rzuciłem w niego żadną klątwą.

Severus przyglądał mu się z rozbawieniem oraz lekkim niepokojem czającym się w kącikach oczu.

— Czego oczekiwałeś? Pocałunku na dzień dobry? Wybacz, Draco, ale to, że ku twojemu zaskoczeniu ta noc nie okazała się katastrofą, nie oznacza od razu, że Potter zacznie przynosić ci śniadania do łóżka, oczarowany twoim ciałem.

— Zmieńmy temat, nie mam ochoty na twoją kpinę, zostaw ją dla swoich przyszłych uczniów. — Draco odwrócił się w jego kierunku ze zniecierpliwieniem. — Co teraz?

— Masz problem. — Snape od razu zrozumiał, o czym mówi chrześniak. — Związki magiczne są bardzo rzadkie i praktycznie nierozerwalne.

— Wspaniale! Czyli jestem uwiązany do Pottera na całe życie? — Malfoy pozieleniał lekko na twarzy. — Musi być jakiś sposób!

— Śmierć jednego z małżonków? — zasugerował mężczyzna.

— Och, w sumie to nie taki zły pomysł, poświęcę się i uduszę Pottera poduszką. Nie żartuj, musimy coś zrobić, nie mam zamiaru męczyć się z Wybrańcem u boku przez całe życie.

— Poduszką? — Snape spojrzał na niego z niesmakiem. — Zawsze mówiłem, że te mugolskie książki mają na ciebie zły wpływ. Wracając do tematu… — westchnął i potarł skroń długimi palcami. — Oczywiście sprawdzę w starych księgach wszystko o rytuałach połączeń magicznych, jednak o ile pamiętam, był tylko jeden przypadek rozwodu. Skończył się tragicznie dla obydwóch małżonków.

— Świetnie, to napawa entuzjazmem. — Draco machnął ręką i przywołał do siebie paterę z owocami. — Kiedy jestem zdenerwowany, robię się głodny — mruknął, patrząc na zaskoczony wyraz twarzy Severusa.

— Odkąd to magia bezróżdżkowa nie stanowi dla ciebie problemu?

Malfoy zamrugał i zaskoczony spojrzał na półmisek.

— Nie zastanawiałem się nad tym, po prostu chciałem te winogrona… Jednak gdy zapytałeś… Pierwszy raz miał miejsce wczoraj w nocy, rano nie zwracałem na to uwagi, dopiero teraz… Nie mam pojęcia jakim cudem tak nagle… — Poderwał się z fotela i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. — Coś się musiało stać!

— To coś nazywa się Potter. — Snape skrzywił się lekko. — Najwyraźniej w chwili połączenia waszych mocy jego zdolności stały się dostępne również dla ciebie. To na swój sposób fascynujące.

— Czyli Potter…

— Tak, najprawdopodobniej potrafi to co ty, chociaż jeżeli chodzi o niego… — Zawahał się na moment. — Twój mąż już wcześniej był bardzo potężny.

— Chcesz powiedzieć, że może nawet nie dostrzec zmian — skwitował kwaśno młodszy Ślizgon.

— Będąc szczerym, tak.

— Przypomnij mi, że mam zwrócić się do ciebie, jeśli kiedyś będę szukał pocieszenia.

Snape przewrócił oczami i sięgnął po winogrono. Obracał je przez chwilę w palcach, zastanawiając się nad czymś, po czym spojrzał na chrześniaka, a w jego czarnych oczach pojawiło się zadowolenie.

— Popatrz na to jak na dar, niejeden czarodziej marzy o mocy Złotego Chłopca.

— Łyżka miodu w beczce dziegciu — prychnął. — Nie wiem czy to godna rekompensata. Muszę się jakoś rozładować, mam wrażenie, jakby coś ciężkiego przygniatało mnie do ziemi. — Wstał i ruszył w kierunku drzwi. — Myślę, że odwiedziny u starego przyjaciela będą idealnym pomysłem.

— Draco! — Głos Severusa zatrzymał go w miejscu. — Najwyraźniej nie wiesz wszystkiego o więzi magicznej. Pozwól, że cię uświadomię…

***

Harry wszedł do jadalni, nerwowo rozglądając się dookoła. Odetchnął z ulgą, gdy nie dostrzegł nigdzie Ginny. Odkąd Malfoy opuścił jego komnaty, wydarzenia z poprzedniego wieczora powróciły ze zdwojoną siłą. W głowie miał mętlik i sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Zachowanie dziewczyny naprawdę go zaskoczyło. Oczywiście wiedział, że czuła do niego coś głębszego, jednak nigdy nie sądził, że mogłoby to doprowadzić ją do takich zachowań. To, że jej groził, powodowało, że czuł sam do siebie niesmak. Jako auror czasami był zmuszony do nieco brutalniejszych metod, zwłaszcza podczas przesłuchań, jednak nigdy nie torturował nikogo, a Tormente na pewno nie było jego ulubionym środkiem perswazji. Chciał przestraszyć intruza, zmusić go do mówienia. Był zdenerwowany i być może zareagował przesadnie.

Westchnął i usiadł przy stole, krótko witając się z siedzącymi tam bliźniakami i Ronem. Hermiona rozmawiała pod oknem z państwem Weasley i Lupinem.

— I? — Przyjaciel spojrzał na niego uważnie.

— I co? — Udał, że nie zrozumiał pytania.

— Żyjesz. — Rudzielec wzruszył ramionami, a Fred z George'em przysunęli się bliżej, nie chcąc uronić ani słowa z tej wybitnie intelektualnej konwersacji.

— Czyżbyś kopał mi już grób? — Harry założył sobie na talerz grzankę i kilka plasterków sera. Nie był głodny.

— Jak rozumiem, Malfoy też ma się dobrze? — Bardziej stwierdził niż zapytał.

— Kiedy go ostatnio widziałem, był cały i zdrowy.

— Och… — Ron najwyraźniej oczekiwał większych rewelacji i był zawiedziony. — No ale…

Jego wypowiedź przerwała nadlatująca sowa. Ptak miał szaro—czarne upierzenie, a do jego nóżki przywiązana była złota koperta. Wylądował przed Harrym i trącił go lekko dziobem w rękę. Chłopak odwiązał przesyłkę i poczęstował go kawałkiem chleba.

— To z ministerstwa — stwierdził, patrząc na adres nadawcy.

— Wiem. — Ron, lekko zielony na twarzy, odsunął talerz z jedzeniem. — W takich kopertach przysyłają potwierdzenie ważności związku.

— Jak… subtelnie — mruknął Potter, wsuwając przesyłkę do kieszeni. Nie miał zamiaru otwierać jej przy stole.

— Haaarrry... — Fred zamrugał, wachlując się dłonią. — Ty ogierze!

— Zdradź nam, kto był na górze? Mamy panią Potter czy panią Malfoy? — George podparł policzek na ręce, wpatrując się w bruneta maślanymi oczami.

— Było długo i intensywnie, czy założyłeś mu worek na głowę i z okrzykiem „Za ojczyznę" poświęciłeś się dla dobra ludzkości?

Harry nie wiedział, czy ma zacząć się śmiać, czy płakać. Bliźniacy nie znali słowa „takt" i byli gorsi od hiszpańskiej inkwizycji. Zerknął na Rona, który wyglądał jakby zjadł coś wyjątkowo niestrawnego.

— Malfoy wszędzie jest taki blady?

— Wątły?

— Delikatny?

— Jest naturalnym blondynem?

— Widziałeś kiedykolwiek zarost u Fretki?

— Myślisz, że tam też tak ma?

— No… ale że tak za pomocą zaklęcia golącego, czy może mu nie urosło?

— Może arystokraci nie mają?

— Nie wiem, nigdy nie byłem z arystokratą.

— A reszta miała?

— Przeważnie.

— Fred? — Harry wreszcie się ocknął, przerywając tę dziwaczną wymianę zdań.

— Co? — Bliźniak spojrzał na niego pytająco. Obok Ron z zieleni przeszedł w soczysty fiolet.
— Czy ty właśnie powiedziałeś, że…

— Sypiam z facetami? Myślałem, że wszyscy wiedzą. — Chłopak wzruszył ramionami.

— Ja nie wiedziałem! — Jego młodszy brat chyba chciał wrzasnąć, ale wyszło mu tylko zachrypnięte jęknięcie.

— Bo ty, Roniaczku, jesteś jak gumochłon na grządce sałaty. Ślepe to, głuche i ciężko kapujące.

— No… — Fred pokiwał głową. — Kiedyś byłem w mugolskim kinie, tam był taki fajny film o robotach. Ty masz podobnie, reagujesz na słowa: jedzenie i quidditch.

— Byłeś w mugolskim kinie? — Harry był wyraźnie zaskoczony.

— Jasne, chodziłem kiedyś z mugolem. — Starszy Weasley wyszczerzył się radośnie.

— Serio? I nie zorientował się, że jesteś czarodziejem? — Potter zapomniał już o wcześniejszych rozmowach bliźniaków, zaaferowany odkryciem.

— Było ciężko, ale dałem sobie radę, potem poznałem Rufusa i rozstaliśmy się.

— Czyli teraz masz faceta czarodzieja?

— To mniej kłopotliwe.

— Jesteś gejem? — Ronowi wreszcie udało się wrzasnąć.

— Tak — odpowiedział automatycznie Harry jednocześnie z Fredem, niezbyt zwracając uwagę na otoczenie.

Przy stole zapanowała cisza.

Trzy pary oczu wpatrywały się w Wybrańca z wyraźnym zaskoczeniem i niedowierzaniem.

— Harry… — Przyjaciel przełknął ślinę i odwrócił się w jego stronę. W jego oczach malował się czysty, niczym nie skalany szok.

— No stary, gdybym wiedział wcześniej… — Fred gwizdnął przeciągle, a George odchylił się na krześle i zaczął chichotać jak opętany.

— Malfoy jednak wiedział, co robi — wysapał, prawie się krztusząc.

— To Fretka też?! — Ron był bliski apopleksji. — Ale Harry, no… Harry…

— Co Harry? — zniecierpliwił się Potter. Zdecydowanie nie tak miał zamiar poinformować przyjaciela o swej orientacji. — I skąd wiecie, że Draco…

— Draco? — wysapał chłopak. To, że Złoty Chłopiec wymówił imię ich największego wroga, najwyraźniej przepełniło czarę, bo zaczął bujać się na krześle, wyglądając przy tym jak osierocone dziecko.

— Potty, mówił ci już ktoś, że jesteś osłem? — wycedził Fred, w zupełnie malfoyowski sposób przeciągając samogłoski. — I nie patrz na mnie tymi wielkimi, zielonymi oczami, to sprawia, że się rumienię, a ja nienawidzę rumieńców — dodał, po czym już normalnym głosem stwierdził — Malfoy jest wręcz rasowy.

— Merlinie… — Ron zabujał się mocniej.

— Najwyraźniej dobrze się bawicie. — Do stolika podeszła Hermiona wraz z resztą towarzystwa.

— Harry jest gejem — radośnie poinformował ich George, a Potter w tym momencie miał ochotę zapaść się pod ziemię.

— Harry! To cudownie! — Panna Granger uśmiechnęła się radośnie.

Od strony Rona dał się słyszeć głośny huk przewracanego krzesła.

***

Krótko po ich rozmowie Potter doszedł do wniosku, że o orientacji Malfoya wiedzieli wszyscy poza nim i Ronem. Jedynym pocieszeniem był fakt, że jak do tej pory nikt nie wątpił w to, iż Harry wszedł w ten związek z szeroko otwartymi oczami i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. On sam nawet nie próbował wyprowadzać ich z błędu. W końcu ile razy w ciągu jednego dnia można z siebie rozbić głupca?

Idąc do swych komnat, zastanawiał się nad przyszłością. Czy to, że był mężem Malfoya znaczyło, że mają razem zamieszkać? Szczerze mówiąc, nie wyobrażał sobie życia z Draco. Wspólne komnaty, śniadania, rozmowy. Nie, to zdecydowanie przekraczało granicę jego wyobraźni. Miał wrażenie, że w jakiś sposób uraził rano Ślizgona, ale analizując całą ich łazienkową rozmowę, nie widział niczego złego w swoim zachowaniu. Przecież Draco nie mógł oczekiwać, że powita go, rzucając mu się na szyję. A może oczekiwał?

— Nie, na pewno nie — mruknął, pokonując ostatnie stopnie schodów.

— Potter, czyżby po wyjeździe Weasleyów samotność zamieszała ci te resztki umysłu, jakie posiadasz?

— O co ci chodzi? — westchnął. Nie chciał walczyć.

— Mówienie do siebie jest pierwszą oznaką szaleństwa. — Draco zaplótł ręce na piersi, czekając, aż Harry zrówna się z nim, po czym ruszyli razem w kierunku komnat.

— Słuchaj, nie mam ochoty na kłótnie. — Brunet wyszeptał hasło i wszedł do swoich pokoi.

— Nie ignoruj mnie! — Malfoy wkroczył za nim i z zaciętą miną stanął na środku salonu.

— Nie miałem takiego zamiaru.

— Owszem, miałeś! Nie jesteś jedynym pokrzywdzonym przez los. Tkwimy w tym obaj, czy tego chcesz czy nie.

— Wiem o tym aż za dobrze — mruknął.

— Czyli zdajesz sobie sprawę, z tego że…

— Że co? Że jestem uwiązany do ciebie? Oczywiście, napawa mnie to co prawda przerażeniem, jednak wewnętrznie żywię nadzieję, iż jakoś będziemy to mogli odkręcić.

— Połączyła nas magia, to nie takie proste. — Draco zasępił się. — Nie wiem, czy w ogóle jest to możliwe.

— Och… cudownie. — Harry przysiadł na brzegu kanapy i ukrył twarz w dłoniach. — Powiedz mi, Malfoy, wiedziałeś?

— O zjednoczeniu mocy? Tak — przyznał niechętnie Ślizgon. — To stara rytualna przysięga, bardzo niebezpieczna. Jeżeli coś pójdzie nie tak, może zabić lub pozbawić zupełnie magii.

— Więc dlaczego? — Potter uniósł głowę i spojrzał na niego z wyrzutem. — Dlaczego nie przerwałeś tej farsy?

— Miałem swoje powody — mruknął blondyn.

— Powody? Jakie kurwa powody były dla ciebie tak ważne, że podjąłeś takie ryzyko?! — głos Harry'ego drżał od tłumionej z trudem wściekłości. — Pieniądze? Tak bardzo żal ci było włożonej w tę szkołę fortuny, że postanowiłeś zniszczyć nasze życie?

— Naprawdę mnie nienawidzisz, prawda? — Draco przekrzywił głowę, przyglądając mu się badawczo. — Jako facet, wbrew temu, co mówiłeś, nie odrzucisz szansy dobrego pieprzenia, ale coś więcej nie mieści ci się w głowie.

— To nie tak!

— A jak?! Jak, do cholery? Myślisz, że mnie z tym dobrze? Sądzisz, że rozpiera mnie szczęście, bo zdobyłem ikonę czarodziejskiego świata? Naprawdę, jakkolwiek mam duże ambicje, tak małżeństwo z tobą jest ostatnią rzeczą, którą zrobiłbym dla pieniędzy czy sławy! — Odwrócił się i podszedł szybko do barku, nalewając sobie kieliszek koniaku. — Kurwa, przez ciebie wpadnę w alkoholizm — warknął, wypijając wszystko jednym łykiem.

— Nie zwalaj winy na mnie, gdybym wiedział… gdybym zdawał sobie sprawę, nigdy bym nie wypowiedział tej przysięgi! — Gryfon trząsł się ze złości. — I nie nienawidzę cię, może kiedyś tak było, teraz po prostu cię nie lubię. Śmiem twierdzić, że ty również najchętniej nie oglądałbyś mojej twarzy codziennie, dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego podjąłeś tak wiążącą decyzję za na obu. Musiałeś wiedzieć, że nie zdaję sobie sprawy, w co się pakuję!

— W nocy nie narzekałeś. — Malfoy odstawił kieliszek na blat i odwrócił się w jego stronę.

— To był seks! Zwykłe pieprzenie! Nie ważne jak dobre, to nie łączy ludzi! Nie sprawia, że zakochują się w sobie, bo przeżyli najlepszy orgazm w swoim życiu!

— Masz rację, nie sprawia — zgodził się mężczyzna.

— Więc dlaczego?...

— Mówiłem ci, miałem swoje powody.

— Pieprzę twoje powody, nie rozumiem ich, wytłumacz mi to, do cholery! — wrzasnął rozwścieczony.

— Ta szkoła jest ważna, jest bezpieczna…

— Bezpieczna?

— Muszę patrzeć w przyszłość. Kiedyś ci to wytłumaczę.

— Merlinie, jesteś takim egoistą! — Harry westchnął i przeczesał włosy palcami. — Myślisz tylko o sobie.

— W tym przypadku nie tylko — szepnął Draco, jakby do siebie.

— I co teraz? Będziemy udawać całe życie, że wszystko jest w porządku? Żyć obok siebie, tak naprawdę nie żyjąc ze sobą? A jeżeli kiedyś naprawdę poznamy kogoś, kogo będziemy w stanie pokochać? Nie wiem, czy będę potrafił zniszczyć takiej osobie życie, spotykając się z nią ukradkiem na chwilę zapomnienia.

— Nie będziesz mógł. — Malfoy odwrócił głowę, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę.

— Najprawdopodobniej nie…

— Nie o to mi chodziło. Nie będziesz mógł mieć tych chwil zapomnienia, patetycznie mówiąc, jesteś zmuszony do wierności.

Harry spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem.

— Nie zmusisz mnie do…

— Ja? — żachnął się Draco. — Uwierz mi, Potter, gdyby to ode mnie zależało, byłbym teraz u któregoś z moich znajomych i oddawał się chwilom rozkoszy, aby zapomnieć o tym parszywym związku. Magia! Magia nam nie pozwoli. Krótko mówić, jeżeli dobrowolnie nie zdecydujemy się na celibat, co szczerze mówiąc brzmi dla mnie niedorzecznie, jesteśmy skazani na siebie.

— Merlinie… — Harry jęknął zdruzgotany. — To jakaś paranoja.

— Uwierz, jestem tak samo wstrząśnięty jak ty.

— Nie wiedziałeś?

— Dowiedziałem się przed chwilą.

— Nie da się tego jakoś obejść? — Potter nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.

— Powinienem czuć się urażony — prychnął Draco. — Dzień po ślubie, a ty już myślisz o zdradzie. Nie, nie da się tego obejść. Łączą nas więzy mocy. Jeżeli się z kimś kochasz, uwalniasz swoją energię, nad tym nie da się zapanować. Energia nieodłącznie wiąże się z mocą, a ona nie dopuści do tego, abyś połączył się z kimś, kto nie jest z tobą kompatybilny.

— Ty jesteś…

— Tak, ja jestem, nasze rdzenie magii połączyły się, jestem kluczem do zamka. Przykro mi, ale innych drzwi nie otworzysz. Energia od razu wyczuje sygnaturę innego czarodzieja i odrzuci ją.

— Czyli co? Nie stanie mi? — Harry zaśmiał się histerycznie.

— Nie bądź wulgarny. Nie mam pojęcia, jak to działa. Może skrzywdzić twojego partnera, może skrzywdzić ciebie, może… jak to ująłeś, sprawić, że nie będziesz zdolny.

— Mam dwadzieścia dwa lata, Malfoy, gdybym miał zamiar żyć w celibacie, zostałbym mnichem!

Draco spojrzał na niego ironicznie.

— To naprawdę był najlepszy orgazm w twoim życiu? — zapytał, unosząc brew.

— Bardzo śmieszne. — Harry dziękował Merlinowi za ciemną karnację, która ukryła jego rumieniec.

— Nie wiem jak ty, ale ja nie zostałem stworzony do bycia mnichem — wzruszył ramionami Ślizgon.

— Czyli że co? Mamy…

— Mniej więcej, chyba że masz aspirację wyhodować sobie mięśnie jednej ręki. — Malfoy przewrócił oczami. — Oprzytomniej, Potter, jesteśmy na siebie skazani.

— A ty? — Gryfon spojrzał na niego z zaciekawieniem.

— Ja? Nie lubię wymuszonego seksu, moi partnerzy zwykle byli entuzjastycznie nastawieni. Jeżeli zdecydujesz się na abstynencję, najwyżej cię przeklnę.

— Cóż… to bardzo motywujące, masz niesamowity dar przekonywania — prychnął brunet.

— Po prostu jestem praktyczny, zawsze potrafiłem oddzielić sypialnię od życia codziennego.

— To cyniczne.

— Nikt nie powiedział, że życie to bajka.

— Z tobą u boku? — Harry wstał i również podszedł do barku, jednak zamiast koniaku nalał sobie soku do wysokiej szklanki. — Niemożliwe.

— Obydwaj jesteśmy zgodni co do tego, że działamy sobie na nerwy. Jednocześnie… cóż, wczorajsza noc pokazała, że hmm… potrafimy współpracować.

— Malfoy, czy ty proponujesz mi zawieszenie broni? — Gryfon uniósł napój do ust, przyglądając się mężczyźnie znad szkła.

— Z ogromnym bólem muszę stwierdzić, że twój dziewiczo nieskalany umysł czasami budzi się z letargu. To nie tak, że nagle cię polubię, nie wyobrażaj sobie niczego. Jednak okoliczności, w jakich się znaleźliśmy, zmuszają nas poniekąd do pewnych ustępstw.

— Rozumiem. — Harry skinął głową, uważnie słuchając słów Ślizgona.

— Dlatego, skoro już zdecydowaliśmy się na ten karkołomny krok i tkwimy w tym obydwaj, to życzę sobie, abyś przynajmniej starał się zachować pozory na forum publicznym.

— To oczywiste — mruknął Potter. — Niemniej nie napawa mnie to zbytnim optymizmem.

— W tej kwestii jesteśmy zgodni.

— Masz zamiar wprowadzić się do mnie? — Harry nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania.

— Oddzielne sypialnie są wręcz pożądanym elementem w wyższych sferach. — Draco podszedł do barku i nalał sobie szklankę soku. — Sądzę, że możemy sobie pozwolić na odrobinę prywatności i pozostawić nasze komnaty niezmienione.

— Czyli ty u siebie, ja u siebie? — upewnił się Potter.

— Dokładnie, chyba że… — Malfoy odwrócił się do niego, unosząc brew. — Wolałbyś, abym spędzał noce u ciebie.

— Nie wiem, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł — prychnął Harry, odwracając głowę.

— Potter! — To jedno słowo mówiło wszystko.

— Nie pochlebiaj sobie.

— Potter…

— I przestań w kółko powtarzać moje nazwisko!

— Wiesz, w czym tkwi twój problem? Wstydzisz się przyznać, że w nocy było ci dobrze. — Kącik ust Malfoya uniósł się lekko.

— Ostatnia noc…

— Była… — zamruczał Draco.

— Nieporozumieniem.

— Ha!

— To był wypadek przy pracy.

— Ha!

— Draco!

— No proszę, znasz moje imię — prychnął. — Złoty Chłopcze, jakkolwiek byś nie zaprzeczał, ostatnia noc była czymś, czego długo nie zapomnisz.

— Czyżbyś mówił o sobie? — Harry uśmiechnął się ironicznie, lecz zaraz spoważniał, widząc jak Malfoy rusza w jego kierunku. Zacisnął pięści, gdy doszedł go znajomy zapach mężczyzny.

Ślizgon przystanął tuż przed nim i pochylił się lekko, zbliżając usta do jego ucha i powodując tym samym, że chłopak poczuł coś na kształt wyładowania elektrycznego, które przeszło wzdłuż jego kręgosłupa.

— Ostatniej nocy wiłeś się w jękach na tym dywanie. Twoje ciało składało się z pożądania, dyszałeś i błagałeś o więcej. Ostatniej nocy pozwoliłem ci się wziąć w łóżku, obejmowałem cię nogami, a ty ponaglałeś mnie, wydając z siebie dźwięki świadczące o nieziemskiej rozkoszy. Ostatniej nocy zawarłeś pakt z diabłem, sprzedając mi swoją duszę, tak jak ja sprzedałem ci swoją, podpisaliśmy cyrograf. Nie ma ucieczki, nie ma zapomnienia. Pytanie brzmi: chcesz więcej, Harry?

2 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, pięknie, to lustro jest boskie, Ron i jego reakcja no naprawdę cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, to lustro jest boskie, Ron i jego reakcja cudowna...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń