Ciemnowłosy mężczyzna mocniej
wepchnął pod brzuch zwiniętą poduszkę i naciągnął prześcieradło na głowę,
chroniąc twarz przed sierpniowym słońcem. Przeciągnął się z jękiem, czując
protestujące mięśnie. Niechętnie otworzył jedno oko i zmrużył je natychmiast od
nadmiaru światła. Pomijając ogarniającą go pomimo późnego popołudnia senność,
czuł się doskonale. Usiadł i z kolejnym jękiem poczochrał odstające na
wszystkie strony włosy, rozglądając się niemrawo za swoim szlafrokiem. Nie
znajdując go w zasięgu wzroku, przechylił się w prawo i z zaskoczeniem
stwierdził, że opiera się o czyjąś zwisającą z łóżka nogę. Co jest? Powędrował
wzrokiem wzdłuż lekko umięśnionej łydki, poprzez jasne udo, aż do mlecznego,
jędrnego pośladka i… podniósł się gwałtownie. Nie zważając na swą nagość,
popędził do łazienki, gdzie oparł się o ścianę, ciężko dysząc.
— Haaary — zawyło lustro. —
Wyglądasz jakbyś pieprzył się do samego świtu!
— Zamknij się z łaski swojej. —
Potter błądził myślami wokół ostatniej nocy, usiłując znaleźć jakieś
przekonujące wyjaśnienie dla swojego zachowania.
— I biegasz nago. — Zwierciadło
zdecydowanie miało gdzieś humory właściciela. — Nie żebym narzekał.
— Odeślę cię do domu Syriusza —
ostrzegł Harry.
— Przyznaj, że nie potrafiłbyś
zostawić mnie w pustym mieszkaniu, samego, zagubionego, patrzącego w zimne
kafelki, zachodzącego kurzem, paty…
— Sprezentuję cię Hermionie. —
Mężczyzna wreszcie oderwał się od ściany i zdecydowanym krokiem podszedł do
prysznica. Odsunął zasłonkę i odkręcił kurek z zimną wodą.
— A to już było wredne! —
rozdarło się lustro. — Nie możesz mi tego zrobić! Rama by mi pękła! Poza tym
ćwiczyłaby przemowy, patrząc w mą taflę. Jestem bardziej niż pewien, że
prowadzi prywatne monologi! Zdecydowanie się nie zgadzam wisieć na ścianie jako
odbicie kogoś, kto lubi słuchać swojego głosu! Poza tym… Ona ma biust! To takie
nieestetyczne i…
Harry przestał słuchać
narzekania zwierciadła, pogrążając się w myślach.
Uprawiałem seks. Na dywanie, w
łóżku i… Merlinie! To była najgorętsza noc w moim życiu! Niech ktoś rzuci na
mnie Obliviate…
Brunet uderzył głową w mokrą
ścianę. Zdawał sobie sprawę, że musiał skonsumować związek, aby nabrał on mocy
prawnej, jednak zdecydowanie nie musiał robić tego w ten sposób.
I to po tym, jak tłumaczyłem mu,
że seks bez uczuć jest zły. Harry, ty hipokryto!
— To twój mąż!
— Nie mam męża! — w głosie
zwierciadła zabrzmiały podejrzane nuty. Potter zorientował się, że ostanie
zdanie powiedział na głos. — Jesteś pewien, że w trakcie bzykania nie spadłeś
głową w dół? Nie żebym podejrzewał cię o bycie aż taką łamagą, ale w szale
zapamiętania…
Ignorując lustro, Harry na
powrót zagłębił się w swoje rozważania, nalewając przy tym obficie szamponu na
dłoń. Czy powinien się wstydzić? Nie wiedział, jak spojrzy teraz Malfoyowi w
oczy.
Ślizgon raczej nie był stroną
bierną.
Może i nie, ale to Fretka! Przyzwyczajony
jest do szybkiego seksu, jednak on? On tak nie robi! Z Michaelem było zupełnie
inaczej. Lubili się, cenili jako towarzysze. A Draco? Draco nie ceni nikogo
poza samym sobą.
Zakręcił wodę i wyszedł spod
prysznica, wycierając się energicznie. A co jeżeli teraz żałuje? Może będzie mu
wypominał tę noc? Żądał zadośćuczynienia… Na dziurawe skarpety Zgredka, to
takie skomplikowane.
— A niech mi tafla trzaśnie! —
Głos lustra sprawił, że odsunął ręcznik od twarzy, zerkając na nie pytająco i
zamarł w pół ruchu. W zwierciadle odbijała się rozespana twarz jego męża.
Odwrócił się gwałtownie, drapując materiał wokół bioder.
— Malfoy! Co ty na Merlina tutaj
robisz?!
— Litości, Potter, nie musisz
się drzeć od samego rana — mruknął mężczyzna, ciaśniej owijając się
prześcieradłem. — Jeżeli zawsze po przebudzeniu jesteś taki wrzaskliwy, to mogę
zostać zmuszony do współczucia Weasleyowi, a to naprawdę napawa mnie zgrozą.
Ślizgon patrzył na niego
krytycznie. Jego jasne włosy były zmierzwione, usta lekko opuchnięte, a na
twarzy malował się odcisk od szwu poduszki. Wyglądał… Wyglądał jak ktoś, kto
właśnie przeżył bardzo namiętną noc. I na domiar złego, była to prawda
absolutna.
— Harry, wiesz że seks pod
prysznicem to jedno z erotycznych marzeń większości dwunożnych? — słodkim
głosem zapytało lustro.
— Zapomnij — warknął, nadal nie
odrywając wzroku od Malfoya.
— Wstrętny kłamczuch! Już ja
dobrze wiem, co robiłeś dziś w nocy z tym bogiem seksu! — jęknęło. — A biednemu
wisielcowi nie chcesz ofiarować odrobiny przyjemności.
— Wiesz, Potty… — Draco
uśmiechnął się ironicznie. — Naprawdę nie sądziłem, że przytargasz tutaj za
sobą to coś. Musisz być naprawdę spragniony uwagi.
— Nie przeginaj! — Wkurzany z
dwóch stron, Harry mocniej zacisnął ręcznik na biodrach. — Właściwie co ty
tutaj robisz?
— Przyszedłem wziąć prysznic, to
chyba naturalna kolej rzeczy. — Ślizgon wzruszył ramionami, wymijając go i idąc
w stronę kabiny.
— Nie możesz u siebie?
— Potter, nie mam zamiaru
paradować po korytarzu w takim stanie tylko po to, aby cię uszczęśliwić, więc
zrób mi tę przyjemność i wyjdź. Chyba… — Przekrzywił głowę, patrząc na niego z
jawną prowokacją. — Że chcesz popatrzeć.
Harry prychnął i ruszył w stronę
drzwi. Wcale nie chciał patrzeć! W końcu gołej Fretki nie widział?
Pod prysznicem? Ociekającego
wodą? Nie.
— Jasna cholera, to małżeństwo
jest takie kłopotliwe — westchnął rozgoryczony. Złapał za klamkę z irytacją,
obrzucając tym razem niewinne lustro złowrogim spojrzeniem. W tym momencie za
plecami usłyszał szelest upuszczanego materiału.
— Słodki Merlinie — sapnęło
lustro i… zaparowało.
Harry ryknął ze złości i wypadł
z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. Mógłby przysiąc, że złocone ramki zwierciadła
zadrżały.
***
Draco szybkim krokiem zmierzał w
kierunku lochów. Właściwie nazwa „lochy" kojarzyła mu się z mrocznymi,
ponurymi korytarzami, podobnymi do tych w Hogwarcie, tutaj jednak było zupełnie
inaczej. Ściany z jasnego kamienia oświetlały magiczne pochodnie, obrazy na
ścianach dyskutowały ze sobą, śmiejąc się radośnie. Od czasu do czasu dało się
słyszeć szczęk miecza, gdy rycerze ze złotych ram urządzali pojedynki,
rozlegały się też pijackie pieśni bardów, przy wtórze chichotu rozochoconych
dam. Ślizgon stwierdził, że jak na jego mało towarzyski humor, jest tutaj za
jasno i za wesoło.
Magiczne bariery przed kwaterami
Snape'a przepuściły go, delikatnie muskając jego skórę. Obraz, na którym dumny
orzeł drwiąco spoglądał na stojącego pod drzewem łowcę, przesunął się z
szelestem.
Mężczyzna siedzący za biurkiem i
przeglądający jakieś papiery podniósł głowę i przyjrzał się uważanie
wchodzącemu.
— Wyglądasz jak ofiara losu —
rzucił w końcu, wskazując ręką jeden z stojących przed kominkiem foteli.
— Dziękuję, Severusie, też miło
mi cię widzieć — prychnął Draco, zajmując miejsce i sięgając od razu po leżący
na stoliku egzemplarz Proroka. — Widzę, że reporterzy nie próżnowali —
westchnął, przyglądając się pierwszej stronie gazety, na której on i Potter
wychodzili z komnaty ślubów. Na fotografii poniżej wirowali w rytmie walca na
środku wielkiej sali. — Czy tylko ja sądzę, że nasz Wybraniec wygląda na nieco
oszołomionego?
— Potter zawsze wygląda na
oszołomionego. — Snape usiadł naprzeciwko z kubkiem parującej kawy. —
Załatwiłeś wszystko?
— Oczywiście, za kogo mnie masz.
— Draco uniósł gazetę, zasłaniając nią twarz.
— Dziwię się, że nadal możesz
chodzić. Czyżby Potter choć raz zachował się normalnie i nie rzucił na ciebie
klątwy za samą myśl o deprawacji jego cnotliwej osoby?
— Nie powiedziałbym, że
normalnie, jak i nie zakładałbym na twoim miejscu, że święty chłopiec był
nieskalany — westchnął i odłożył Proroka na stół.
— Ach, czyli jednak gazety
mówiły prawdę o jego podbojach, panna Ginewra wyglądała na cokolwiek załamaną. —
Severus upił łyk kawy, krzywiąc się złośliwie.
— Pomińmy kwestię Weasleyówny. —
Malfoy poprawił szaty i usiadł wygodniej, zakładając nogę na nogę. — Potter
nigdy jej nie dotknął. Delikatnie mówiąc, nie była w jego guście.
Snape uniósł brew, przyglądając
się chrześniakowi z ciekawością.
— Nie lubi rudych kobiet?
— Jeżeli wytniesz z tej
wypowiedzi „rudych", to reszta się zgadza. — Chłopak uśmiechnął się lekko.
— Och…
— Severusie, tak oszczędne formy
wypowiedzi ci nie przystoją — spojrzał na niego kpiąco.
— A więc pan Potter woli…
— Mężczyzn — dokończył spokojnie
Draco. — Co, nie ukrywam, znacznie ułatwia mi życie.
— I ta noc…
— Była jedną z najlepszych w
moim życiu, jakkolwiek sprawia mi pewien dyskomfort psychiczny przyznanie się
do tego. — Malfoy uniósł dłoń, przyglądając się swoim wypielęgnowanym
paznokciom.
— Cóż, cieszę się, iż widzę cię
w dobrym zdrowiu. Twój wyraz twarzy cokolwiek mnie zmylił, nie wyglądasz na
kogoś, kto właśnie przeżył hmm… jak to określiłeś, najlepszą noc w swym życiu.
To dobrze rokuje temu związkowi, chociaż mówię to bardzo niechętnie.
— To niczego nie rokuje. — Draco
opuścił rękę i zagryzł nerwowo wargę.
— Nie rozumiem.
— Nie musisz.
— Draco!
— Och, dobrze! — Chłopak wstał i
podszedł do biurka podnosząc jeden z pergaminów i przyglądając mu się niedbale.
— Potter to niewychowany gbur, rano kazał mi spadać. Rozumiesz to? Mnie!
— Kazał ci opuścić swoją
sypialnię, jak rozumiem… — Snape pokiwał głową.
— Nie dokładnie, po prostu
zapytał, dlaczego muszę brać prysznic u niego. Poczułem się jak zużyta rzecz,
którą się wyrzuca. Uwierz, to nie było miłe. Tylko własnemu opanowaniu
zawdzięczam to, że nie rzuciłem w niego żadną klątwą.
Severus przyglądał mu się z
rozbawieniem oraz lekkim niepokojem czającym się w kącikach oczu.
— Czego oczekiwałeś? Pocałunku
na dzień dobry? Wybacz, Draco, ale to, że ku twojemu zaskoczeniu ta noc nie
okazała się katastrofą, nie oznacza od razu, że Potter zacznie przynosić ci
śniadania do łóżka, oczarowany twoim ciałem.
— Zmieńmy temat, nie mam ochoty
na twoją kpinę, zostaw ją dla swoich przyszłych uczniów. — Draco odwrócił się w
jego kierunku ze zniecierpliwieniem. — Co teraz?
— Masz problem. — Snape od razu
zrozumiał, o czym mówi chrześniak. — Związki magiczne są bardzo rzadkie i
praktycznie nierozerwalne.
— Wspaniale! Czyli jestem
uwiązany do Pottera na całe życie? — Malfoy pozieleniał lekko na twarzy. — Musi
być jakiś sposób!
— Śmierć jednego z małżonków? —
zasugerował mężczyzna.
— Och, w sumie to nie taki zły
pomysł, poświęcę się i uduszę Pottera poduszką. Nie żartuj, musimy coś zrobić,
nie mam zamiaru męczyć się z Wybrańcem u boku przez całe życie.
— Poduszką? — Snape spojrzał na
niego z niesmakiem. — Zawsze mówiłem, że te mugolskie książki mają na ciebie
zły wpływ. Wracając do tematu… — westchnął i potarł skroń długimi palcami. —
Oczywiście sprawdzę w starych księgach wszystko o rytuałach połączeń
magicznych, jednak o ile pamiętam, był tylko jeden przypadek rozwodu. Skończył
się tragicznie dla obydwóch małżonków.
— Świetnie, to napawa
entuzjazmem. — Draco machnął ręką i przywołał do siebie paterę z owocami. —
Kiedy jestem zdenerwowany, robię się głodny — mruknął, patrząc na zaskoczony
wyraz twarzy Severusa.
— Odkąd to magia bezróżdżkowa
nie stanowi dla ciebie problemu?
Malfoy zamrugał i zaskoczony
spojrzał na półmisek.
— Nie zastanawiałem się nad tym,
po prostu chciałem te winogrona… Jednak gdy zapytałeś… Pierwszy raz miał
miejsce wczoraj w nocy, rano nie zwracałem na to uwagi, dopiero teraz… Nie mam
pojęcia jakim cudem tak nagle… — Poderwał się z fotela i zaczął nerwowo krążyć
po pokoju. — Coś się musiało stać!
— To coś nazywa się Potter. —
Snape skrzywił się lekko. — Najwyraźniej w chwili połączenia waszych mocy jego
zdolności stały się dostępne również dla ciebie. To na swój sposób fascynujące.
— Czyli Potter…
— Tak, najprawdopodobniej
potrafi to co ty, chociaż jeżeli chodzi o niego… — Zawahał się na moment. —
Twój mąż już wcześniej był bardzo potężny.
— Chcesz powiedzieć, że może
nawet nie dostrzec zmian — skwitował kwaśno młodszy Ślizgon.
— Będąc szczerym, tak.
— Przypomnij mi, że mam zwrócić
się do ciebie, jeśli kiedyś będę szukał pocieszenia.
Snape przewrócił oczami i
sięgnął po winogrono. Obracał je przez chwilę w palcach, zastanawiając się nad
czymś, po czym spojrzał na chrześniaka, a w jego czarnych oczach pojawiło się
zadowolenie.
— Popatrz na to jak na dar,
niejeden czarodziej marzy o mocy Złotego Chłopca.
— Łyżka miodu w beczce dziegciu —
prychnął. — Nie wiem czy to godna rekompensata. Muszę się jakoś rozładować, mam
wrażenie, jakby coś ciężkiego przygniatało mnie do ziemi. — Wstał i ruszył w
kierunku drzwi. — Myślę, że odwiedziny u starego przyjaciela będą idealnym
pomysłem.
— Draco! — Głos Severusa
zatrzymał go w miejscu. — Najwyraźniej nie wiesz wszystkiego o więzi magicznej.
Pozwól, że cię uświadomię…
***
Harry wszedł do jadalni, nerwowo
rozglądając się dookoła. Odetchnął z ulgą, gdy nie dostrzegł nigdzie Ginny.
Odkąd Malfoy opuścił jego komnaty, wydarzenia z poprzedniego wieczora powróciły
ze zdwojoną siłą. W głowie miał mętlik i sam nie wiedział, co o tym wszystkim
myśleć. Zachowanie dziewczyny naprawdę go zaskoczyło. Oczywiście wiedział, że
czuła do niego coś głębszego, jednak nigdy nie sądził, że mogłoby to
doprowadzić ją do takich zachowań. To, że jej groził, powodowało, że czuł sam
do siebie niesmak. Jako auror czasami był zmuszony do nieco brutalniejszych
metod, zwłaszcza podczas przesłuchań, jednak nigdy nie torturował nikogo, a Tormente
na pewno nie było jego ulubionym środkiem perswazji. Chciał przestraszyć
intruza, zmusić go do mówienia. Był zdenerwowany i być może zareagował
przesadnie.
Westchnął i usiadł przy stole,
krótko witając się z siedzącymi tam bliźniakami i Ronem. Hermiona rozmawiała
pod oknem z państwem Weasley i Lupinem.
— I? — Przyjaciel spojrzał na
niego uważnie.
— I co? — Udał, że nie zrozumiał
pytania.
— Żyjesz. — Rudzielec wzruszył
ramionami, a Fred z George'em przysunęli się bliżej, nie chcąc uronić ani słowa
z tej wybitnie intelektualnej konwersacji.
— Czyżbyś kopał mi już grób? —
Harry założył sobie na talerz grzankę i kilka plasterków sera. Nie był głodny.
— Jak rozumiem, Malfoy też ma
się dobrze? — Bardziej stwierdził niż zapytał.
— Kiedy go ostatnio widziałem,
był cały i zdrowy.
— Och… — Ron najwyraźniej
oczekiwał większych rewelacji i był zawiedziony. — No ale…
Jego wypowiedź przerwała
nadlatująca sowa. Ptak miał szaro—czarne upierzenie, a do jego nóżki
przywiązana była złota koperta. Wylądował przed Harrym i trącił go lekko
dziobem w rękę. Chłopak odwiązał przesyłkę i poczęstował go kawałkiem chleba.
— To z ministerstwa —
stwierdził, patrząc na adres nadawcy.
— Wiem. — Ron, lekko zielony na
twarzy, odsunął talerz z jedzeniem. — W takich kopertach przysyłają
potwierdzenie ważności związku.
— Jak… subtelnie — mruknął
Potter, wsuwając przesyłkę do kieszeni. Nie miał zamiaru otwierać jej przy
stole.
— Haaarrry... — Fred zamrugał,
wachlując się dłonią. — Ty ogierze!
— Zdradź nam, kto był na górze?
Mamy panią Potter czy panią Malfoy? — George podparł policzek na ręce,
wpatrując się w bruneta maślanymi oczami.
— Było długo i intensywnie, czy
założyłeś mu worek na głowę i z okrzykiem „Za ojczyznę" poświęciłeś się
dla dobra ludzkości?
Harry nie wiedział, czy ma
zacząć się śmiać, czy płakać. Bliźniacy nie znali słowa „takt" i byli
gorsi od hiszpańskiej inkwizycji. Zerknął na Rona, który wyglądał jakby zjadł
coś wyjątkowo niestrawnego.
— Malfoy wszędzie jest taki
blady?
— Wątły?
— Delikatny?
— Jest naturalnym blondynem?
— Widziałeś kiedykolwiek zarost
u Fretki?
— Myślisz, że tam też tak ma?
— No… ale że tak za pomocą
zaklęcia golącego, czy może mu nie urosło?
— Może arystokraci nie mają?
— Nie wiem, nigdy nie byłem z
arystokratą.
— A reszta miała?
— Przeważnie.
— Fred? — Harry wreszcie się
ocknął, przerywając tę dziwaczną wymianę zdań.
— Co? — Bliźniak spojrzał na
niego pytająco. Obok Ron z zieleni przeszedł w soczysty fiolet.
— Czy ty właśnie powiedziałeś,
że…
— Sypiam z facetami? Myślałem,
że wszyscy wiedzą. — Chłopak wzruszył ramionami.
— Ja nie wiedziałem! — Jego
młodszy brat chyba chciał wrzasnąć, ale wyszło mu tylko zachrypnięte jęknięcie.
— Bo ty, Roniaczku, jesteś jak
gumochłon na grządce sałaty. Ślepe to, głuche i ciężko kapujące.
— No… — Fred pokiwał głową. —
Kiedyś byłem w mugolskim kinie, tam był taki fajny film o robotach. Ty masz
podobnie, reagujesz na słowa: jedzenie i quidditch.
— Byłeś w mugolskim kinie? —
Harry był wyraźnie zaskoczony.
— Jasne, chodziłem kiedyś z
mugolem. — Starszy Weasley wyszczerzył się radośnie.
— Serio? I nie zorientował się,
że jesteś czarodziejem? — Potter zapomniał już o wcześniejszych rozmowach
bliźniaków, zaaferowany odkryciem.
— Było ciężko, ale dałem sobie
radę, potem poznałem Rufusa i rozstaliśmy się.
— Czyli teraz masz faceta
czarodzieja?
— To mniej kłopotliwe.
— Jesteś gejem? — Ronowi
wreszcie udało się wrzasnąć.
— Tak — odpowiedział
automatycznie Harry jednocześnie z Fredem, niezbyt zwracając uwagę na
otoczenie.
Przy stole zapanowała cisza.
Trzy pary oczu wpatrywały się w
Wybrańca z wyraźnym zaskoczeniem i niedowierzaniem.
— Harry… — Przyjaciel przełknął
ślinę i odwrócił się w jego stronę. W jego oczach malował się czysty, niczym
nie skalany szok.
— No stary, gdybym wiedział
wcześniej… — Fred gwizdnął przeciągle, a George odchylił się na krześle i
zaczął chichotać jak opętany.
— Malfoy jednak wiedział, co
robi — wysapał, prawie się krztusząc.
— To Fretka też?! — Ron był
bliski apopleksji. — Ale Harry, no… Harry…
— Co Harry? — zniecierpliwił się
Potter. Zdecydowanie nie tak miał zamiar poinformować przyjaciela o swej
orientacji. — I skąd wiecie, że Draco…
— Draco? — wysapał chłopak. To,
że Złoty Chłopiec wymówił imię ich największego wroga, najwyraźniej przepełniło
czarę, bo zaczął bujać się na krześle, wyglądając przy tym jak osierocone
dziecko.
— Potty, mówił ci już ktoś, że
jesteś osłem? — wycedził Fred, w zupełnie malfoyowski sposób przeciągając
samogłoski. — I nie patrz na mnie tymi wielkimi, zielonymi oczami, to sprawia,
że się rumienię, a ja nienawidzę rumieńców — dodał, po czym już normalnym
głosem stwierdził — Malfoy jest wręcz rasowy.
— Merlinie… — Ron zabujał się
mocniej.
— Najwyraźniej dobrze się
bawicie. — Do stolika podeszła Hermiona wraz z resztą towarzystwa.
— Harry jest gejem — radośnie
poinformował ich George, a Potter w tym momencie miał ochotę zapaść się pod
ziemię.
— Harry! To cudownie! — Panna
Granger uśmiechnęła się radośnie.
Od strony Rona dał się słyszeć
głośny huk przewracanego krzesła.
***
Krótko po ich rozmowie Potter
doszedł do wniosku, że o orientacji Malfoya wiedzieli wszyscy poza nim i Ronem.
Jedynym pocieszeniem był fakt, że jak do tej pory nikt nie wątpił w to, iż
Harry wszedł w ten związek z szeroko otwartymi oczami i dobrze zdawał sobie z
tego sprawę. On sam nawet nie próbował wyprowadzać ich z błędu. W końcu ile
razy w ciągu jednego dnia można z siebie rozbić głupca?
Idąc do swych komnat,
zastanawiał się nad przyszłością. Czy to, że był mężem Malfoya znaczyło, że
mają razem zamieszkać? Szczerze mówiąc, nie wyobrażał sobie życia z Draco.
Wspólne komnaty, śniadania, rozmowy. Nie, to zdecydowanie przekraczało granicę
jego wyobraźni. Miał wrażenie, że w jakiś sposób uraził rano Ślizgona, ale
analizując całą ich łazienkową rozmowę, nie widział niczego złego w swoim
zachowaniu. Przecież Draco nie mógł oczekiwać, że powita go, rzucając mu się na
szyję. A może oczekiwał?
— Nie, na pewno nie — mruknął,
pokonując ostatnie stopnie schodów.
— Potter, czyżby po wyjeździe
Weasleyów samotność zamieszała ci te resztki umysłu, jakie posiadasz?
— O co ci chodzi? — westchnął.
Nie chciał walczyć.
— Mówienie do siebie jest
pierwszą oznaką szaleństwa. — Draco zaplótł ręce na piersi, czekając, aż Harry
zrówna się z nim, po czym ruszyli razem w kierunku komnat.
— Słuchaj, nie mam ochoty na
kłótnie. — Brunet wyszeptał hasło i wszedł do swoich pokoi.
— Nie ignoruj mnie! — Malfoy
wkroczył za nim i z zaciętą miną stanął na środku salonu.
— Nie miałem takiego zamiaru.
— Owszem, miałeś! Nie jesteś
jedynym pokrzywdzonym przez los. Tkwimy w tym obaj, czy tego chcesz czy nie.
— Wiem o tym aż za dobrze —
mruknął.
— Czyli zdajesz sobie sprawę, z
tego że…
— Że co? Że jestem uwiązany do
ciebie? Oczywiście, napawa mnie to co prawda przerażeniem, jednak wewnętrznie
żywię nadzieję, iż jakoś będziemy to mogli odkręcić.
— Połączyła nas magia, to nie
takie proste. — Draco zasępił się. — Nie wiem, czy w ogóle jest to możliwe.
— Och… cudownie. — Harry
przysiadł na brzegu kanapy i ukrył twarz w dłoniach. — Powiedz mi, Malfoy,
wiedziałeś?
— O zjednoczeniu mocy? Tak —
przyznał niechętnie Ślizgon. — To stara rytualna przysięga, bardzo
niebezpieczna. Jeżeli coś pójdzie nie tak, może zabić lub pozbawić zupełnie
magii.
— Więc dlaczego? — Potter uniósł
głowę i spojrzał na niego z wyrzutem. — Dlaczego nie przerwałeś tej farsy?
— Miałem swoje powody — mruknął
blondyn.
— Powody? Jakie kurwa powody
były dla ciebie tak ważne, że podjąłeś takie ryzyko?! — głos Harry'ego drżał od
tłumionej z trudem wściekłości. — Pieniądze? Tak bardzo żal ci było włożonej w
tę szkołę fortuny, że postanowiłeś zniszczyć nasze życie?
— Naprawdę mnie nienawidzisz,
prawda? — Draco przekrzywił głowę, przyglądając mu się badawczo. — Jako facet,
wbrew temu, co mówiłeś, nie odrzucisz szansy dobrego pieprzenia, ale coś więcej
nie mieści ci się w głowie.
— To nie tak!
— A jak?! Jak, do cholery?
Myślisz, że mnie z tym dobrze? Sądzisz, że rozpiera mnie szczęście, bo zdobyłem
ikonę czarodziejskiego świata? Naprawdę, jakkolwiek mam duże ambicje, tak
małżeństwo z tobą jest ostatnią rzeczą, którą zrobiłbym dla pieniędzy czy
sławy! — Odwrócił się i podszedł szybko do barku, nalewając sobie kieliszek
koniaku. — Kurwa, przez ciebie wpadnę w alkoholizm — warknął, wypijając
wszystko jednym łykiem.
— Nie zwalaj winy na mnie,
gdybym wiedział… gdybym zdawał sobie sprawę, nigdy bym nie wypowiedział tej
przysięgi! — Gryfon trząsł się ze złości. — I nie nienawidzę cię, może kiedyś
tak było, teraz po prostu cię nie lubię. Śmiem twierdzić, że ty również
najchętniej nie oglądałbyś mojej twarzy codziennie, dlatego nie mogę zrozumieć,
dlaczego podjąłeś tak wiążącą decyzję za na obu. Musiałeś wiedzieć, że nie
zdaję sobie sprawy, w co się pakuję!
— W nocy nie narzekałeś. —
Malfoy odstawił kieliszek na blat i odwrócił się w jego stronę.
— To był seks! Zwykłe
pieprzenie! Nie ważne jak dobre, to nie łączy ludzi! Nie sprawia, że zakochują
się w sobie, bo przeżyli najlepszy orgazm w swoim życiu!
— Masz rację, nie sprawia —
zgodził się mężczyzna.
— Więc dlaczego?...
— Mówiłem ci, miałem swoje
powody.
— Pieprzę twoje powody, nie
rozumiem ich, wytłumacz mi to, do cholery! — wrzasnął rozwścieczony.
— Ta szkoła jest ważna, jest
bezpieczna…
— Bezpieczna?
— Muszę patrzeć w przyszłość.
Kiedyś ci to wytłumaczę.
— Merlinie, jesteś takim
egoistą! — Harry westchnął i przeczesał włosy palcami. — Myślisz tylko o sobie.
— W tym przypadku nie tylko —
szepnął Draco, jakby do siebie.
— I co teraz? Będziemy udawać
całe życie, że wszystko jest w porządku? Żyć obok siebie, tak naprawdę nie
żyjąc ze sobą? A jeżeli kiedyś naprawdę poznamy kogoś, kogo będziemy w stanie
pokochać? Nie wiem, czy będę potrafił zniszczyć takiej osobie życie, spotykając
się z nią ukradkiem na chwilę zapomnienia.
— Nie będziesz mógł. — Malfoy
odwrócił głowę, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę.
— Najprawdopodobniej nie…
— Nie o to mi chodziło. Nie
będziesz mógł mieć tych chwil zapomnienia, patetycznie mówiąc, jesteś zmuszony
do wierności.
Harry spojrzał na niego
spłoszonym wzrokiem.
— Nie zmusisz mnie do…
— Ja? — żachnął się Draco. —
Uwierz mi, Potter, gdyby to ode mnie zależało, byłbym teraz u któregoś z moich
znajomych i oddawał się chwilom rozkoszy, aby zapomnieć o tym parszywym
związku. Magia! Magia nam nie pozwoli. Krótko mówić, jeżeli dobrowolnie nie
zdecydujemy się na celibat, co szczerze mówiąc brzmi dla mnie niedorzecznie,
jesteśmy skazani na siebie.
— Merlinie… — Harry jęknął
zdruzgotany. — To jakaś paranoja.
— Uwierz, jestem tak samo
wstrząśnięty jak ty.
— Nie wiedziałeś?
— Dowiedziałem się przed chwilą.
— Nie da się tego jakoś obejść? —
Potter nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
— Powinienem czuć się urażony —
prychnął Draco. — Dzień po ślubie, a ty już myślisz o zdradzie. Nie, nie da się
tego obejść. Łączą nas więzy mocy. Jeżeli się z kimś kochasz, uwalniasz swoją
energię, nad tym nie da się zapanować. Energia nieodłącznie wiąże się z mocą, a
ona nie dopuści do tego, abyś połączył się z kimś, kto nie jest z tobą
kompatybilny.
— Ty jesteś…
— Tak, ja jestem, nasze rdzenie
magii połączyły się, jestem kluczem do zamka. Przykro mi, ale innych drzwi nie
otworzysz. Energia od razu wyczuje sygnaturę innego czarodzieja i odrzuci ją.
— Czyli co? Nie stanie mi? —
Harry zaśmiał się histerycznie.
— Nie bądź wulgarny. Nie mam
pojęcia, jak to działa. Może skrzywdzić twojego partnera, może skrzywdzić
ciebie, może… jak to ująłeś, sprawić, że nie będziesz zdolny.
— Mam dwadzieścia dwa lata,
Malfoy, gdybym miał zamiar żyć w celibacie, zostałbym mnichem!
Draco spojrzał na niego
ironicznie.
— To naprawdę był najlepszy
orgazm w twoim życiu? — zapytał, unosząc brew.
— Bardzo śmieszne. — Harry
dziękował Merlinowi za ciemną karnację, która ukryła jego rumieniec.
— Nie wiem jak ty, ale ja nie
zostałem stworzony do bycia mnichem — wzruszył ramionami Ślizgon.
— Czyli że co? Mamy…
— Mniej więcej, chyba że masz
aspirację wyhodować sobie mięśnie jednej ręki. — Malfoy przewrócił oczami. —
Oprzytomniej, Potter, jesteśmy na siebie skazani.
— A ty? — Gryfon spojrzał na
niego z zaciekawieniem.
— Ja? Nie lubię wymuszonego
seksu, moi partnerzy zwykle byli entuzjastycznie nastawieni. Jeżeli zdecydujesz
się na abstynencję, najwyżej cię przeklnę.
— Cóż… to bardzo motywujące,
masz niesamowity dar przekonywania — prychnął brunet.
— Po prostu jestem praktyczny,
zawsze potrafiłem oddzielić sypialnię od życia codziennego.
— To cyniczne.
— Nikt nie powiedział, że życie
to bajka.
— Z tobą u boku? — Harry wstał i
również podszedł do barku, jednak zamiast koniaku nalał sobie soku do wysokiej
szklanki. — Niemożliwe.
— Obydwaj jesteśmy zgodni co do
tego, że działamy sobie na nerwy. Jednocześnie… cóż, wczorajsza noc pokazała,
że hmm… potrafimy współpracować.
— Malfoy, czy ty proponujesz mi
zawieszenie broni? — Gryfon uniósł napój do ust, przyglądając się mężczyźnie
znad szkła.
— Z ogromnym bólem muszę
stwierdzić, że twój dziewiczo nieskalany umysł czasami budzi się z letargu. To
nie tak, że nagle cię polubię, nie wyobrażaj sobie niczego. Jednak
okoliczności, w jakich się znaleźliśmy, zmuszają nas poniekąd do pewnych
ustępstw.
— Rozumiem. — Harry skinął
głową, uważnie słuchając słów Ślizgona.
— Dlatego, skoro już
zdecydowaliśmy się na ten karkołomny krok i tkwimy w tym obydwaj, to życzę
sobie, abyś przynajmniej starał się zachować pozory na forum publicznym.
— To oczywiste — mruknął Potter.
— Niemniej nie napawa mnie to zbytnim optymizmem.
— W tej kwestii jesteśmy zgodni.
— Masz zamiar wprowadzić się do
mnie? — Harry nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania.
— Oddzielne sypialnie są wręcz
pożądanym elementem w wyższych sferach. — Draco podszedł do barku i nalał sobie
szklankę soku. — Sądzę, że możemy sobie pozwolić na odrobinę prywatności i
pozostawić nasze komnaty niezmienione.
— Czyli ty u siebie, ja u
siebie? — upewnił się Potter.
— Dokładnie, chyba że… — Malfoy
odwrócił się do niego, unosząc brew. — Wolałbyś, abym spędzał noce u ciebie.
— Nie wiem, skąd przyszedł ci do
głowy taki pomysł — prychnął Harry, odwracając głowę.
— Potter! — To jedno słowo
mówiło wszystko.
— Nie pochlebiaj sobie.
— Potter…
— I przestań w kółko powtarzać
moje nazwisko!
— Wiesz, w czym tkwi twój
problem? Wstydzisz się przyznać, że w nocy było ci dobrze. — Kącik ust Malfoya
uniósł się lekko.
— Ostatnia noc…
— Była… — zamruczał Draco.
— Nieporozumieniem.
— Ha!
— To był wypadek przy pracy.
— Ha!
— Draco!
— No proszę, znasz moje imię —
prychnął. — Złoty Chłopcze, jakkolwiek byś nie zaprzeczał, ostatnia noc była
czymś, czego długo nie zapomnisz.
— Czyżbyś mówił o sobie? — Harry
uśmiechnął się ironicznie, lecz zaraz spoważniał, widząc jak Malfoy rusza w
jego kierunku. Zacisnął pięści, gdy doszedł go znajomy zapach mężczyzny.
Ślizgon przystanął tuż przed nim
i pochylił się lekko, zbliżając usta do jego ucha i powodując tym samym, że
chłopak poczuł coś na kształt wyładowania elektrycznego, które przeszło wzdłuż
jego kręgosłupa.
— Ostatniej nocy wiłeś się w jękach na tym dywanie. Twoje
ciało składało się z pożądania, dyszałeś i błagałeś o więcej. Ostatniej nocy
pozwoliłem ci się wziąć w łóżku, obejmowałem cię nogami, a ty ponaglałeś mnie,
wydając z siebie dźwięki świadczące o nieziemskiej rozkoszy. Ostatniej nocy
zawarłeś pakt z diabłem, sprzedając mi swoją duszę, tak jak ja sprzedałem ci
swoją, podpisaliśmy cyrograf. Nie ma ucieczki, nie ma zapomnienia. Pytanie
brzmi: chcesz więcej, Harry?
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, pięknie, to lustro jest boskie, Ron i jego reakcja no naprawdę cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, to lustro jest boskie, Ron i jego reakcja cudowna...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga