piątek, 14 września 2012

Czerwony Płomień - I










— Nie zmieni pan zdania? — Dwudziestojednoletni chłopak siedział w głębokim, skórzanym fotelu i wpatrywał się w stojącego pod oknem mężczyznę.

— Nie mogę, naprawdę mi przykro. — Starszy, dystyngowany dyrektor jednej z najlepszych uczelni wpatrywał się w niego z zakłopotaniem.

— Zdaje pan sobie sprawę, że wielu uczniów zalega z czesnym i, jak do tej pory, nie stosowaliście aż tak drastycznych środków... — Shirenai skrzywił się z niesmakiem.

— To naprawdę nie zależy ode mnie.

— Oczywiście, że nie, mój ojciec ma dużą siłę perswazji — prychnął Shirenai coraz bardziej zły.

— Może… może gdybyś spróbował się z nim dogadać… Sam nie wiem. — Dyrektor rozłożył bezradnie ręce. — Pójdź na jakieś ustępstwa?


— Jakie ustępstwa ma pan na myśli? — zakpił. — Mam zmienić orientację dla niego, czy może od razu dać się wykastrować?

— A twoja matka?

— Niech pan przestanie. — Shirenai roześmiał się zimno. — Szanowna mamusia siedzi właśnie w Paryżu na jakimś pokazie mody i udaje wiecznie młodą, opędzając się od adoratorów. Wie pan równie dobrze jak ja, że nie odważyłaby się sprzeciwić ojcu, bojąc się odcięcia od funduszy.

— Nawet nie próbujesz…

— A pan próbuje? Wyrzuca się mnie z uczelni pół roku przed ukończeniem. Tłumaczy pan nieudolnie, że to przez nieopłacone czesne, a jak proszę o przesunięcie terminu o kilka dni, starannie unika pan tematu. Ja naprawdę staram się zrozumieć, ale szlag mnie trafia, że wszystko skupia się wokół mojego starego, a wy boicie się, że cofnie swoją kasę i przestanie was dofinansowywać. Nie nazwę tego „dobroczynnością”, gdyż w tym przypadku to po prostu kolejny krok w kierunku kariery politycznej i obydwaj aż za dobrze zdajemy sobie z tego sprawę.

— Dobrze… — Mężczyzna spojrzał na chłopaka. — Pójdę ci na rękę… Nazywaj to jak chcesz… Jeżeli jesteś w stanie sam dokończyć naukę… to potem dopuszczę cię do egzaminów końcowych. Na pewno masz kolegów, którzy podzielą się z tobą notatkami. Zaliczysz… masz dyplom w ręku.

— I nie boi się pan konsekwencji? — Shirenai spojrzał na niego zaskoczony.

— Boję się. Może jestem materialistą, ale zależy mi na tej szkole, a twój ojciec jest hojny. Byłeś jednak jednym z moich najlepszych uczniów, jesteś zdolny, inteligentny, uparty i masz zadatki na świetnego adwokata.

— Cóż, muszę się tym zadowolić. — Shirenai podniósł się z fotela i ruszył w kierunku drzwi, salutując w progu. — Zatem do zobaczenia na egzaminach. Zaliczę je, może pan być tego pewien — dodał, uśmiechając się lekko i wychodząc.

— Wiem, że zaliczysz. — Starszy człowiek usiadł ciężko za biurkiem. Nie mógł zrozumieć postępowania Ichiro seniora. Był świetnym kandydatem na premiera, jego kariera polityczna rozwijała się w błyskawicznym tempie, a jednak… Czy człowiek, który traktuje swojego syna jak odmieńca, był tym, którego chciał w rządzie? Wątpliwe… Niemniej sponsorował on wiele inwestycji w szkole i mimo że z ciężkim sercem, dyrektor nie potrafił mu się sprzeciwić.

***

— Mogę wiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz? — Młody, ciemnowłosy mężczyzna przyglądał mu się z irytacją.

— A nie widać? Pakuję się. — Shirenai wrzucił do walizki kolejną koszulę, nie przejmując się jej złożeniem.

— Odwaliło ci? Znowu strugasz fochy?

— Wybacz Jiro, ale nie mam ochoty na rozmowy.

— Jesteśmy razem prawie rok… Może powinienem wiedzieć wcześniej o tym, że właśnie zostałem olany? — Stanął za nim i przesunął dłonią po jego plecach. — Weź przestań, to że wywalili…

— Myślisz, że to o to chodzi? — Shirenai odwrócił się gwałtownie i cofnął, uciekając przed natarczywymi rękami kochanka. Jiro Yano miał na niego zdecydowanie zbyt duży wpływ, a jego dotyk sprawiał, że stawał się uległy i pozwalał mu na wiele… zbyt wiele. — Mówisz, że jesteśmy ze sobą prawie rok i tutaj się mylisz… To ja jestem z tobą, a ty?

— Znowu do tego wracasz? — Jiro skrzywił się i usiadł na łóżku, odtrącając leżące na nim rzeczy . — Jesteśmy mężczyznami, ślubu nie braliśmy.

— Różnimy się, Ji… Ty lubisz zabawę, ja potrzebuję czegoś innego, nie zadowala mnie fakt, że traktujesz mnie jak zabawkę.

— Kocham cię. — Prawie wrzasnął Jiro.

— Kochasz mój tyłek, tak samo jak i tyłki połowy chłopaków z nocnych klubów. — Shi parsknął śmiechem, choć bynajmniej nie było mu wesoło.

— Wiesz, że to nieprawda, to nie z nimi mieszkam… Shirenai… nie odchodź. — Jiro wstał i podszedł do niego, obejmując go w pasie. — Obiecuję, że to się zmieni, wiesz, że dla mnie tylko ty się liczysz. — Wtulił nos w jego szyję.

— Daj spokój. — Shi przymknął oczy, wdychając zapach kochanka.

— Nie, dopóki nie zapomnisz o wyprowadzce. Mówiłem już, że cię kocham? — Jiro wsunął dłonie pod jego koszulę. Shirenai odsunął się lekko, pozwalając mu na dotyk i odwzajemniając namiętny pocałunek.

***

Mały, sportowy samochód zatrzymał się pod ładnie wyremontowaną kamieniczką zadaszoną tradycyjnym japońskim dachem. Młodzieniec o włosach w kolorze oksydowanego srebra wysiadł i posłał kierowcy pocałunek na pożegnanie. Przerzucił kurtkę przez ramię i pchnął bramkę ogrodzenia, szukając w kieszeni kluczy.

— Shirenai! — krzyknął cicho, widząc siedzącego na schodach chłopaka i leżącą obok walizkę. — Miałeś być wieczorem, długo czekasz?

— Jakieś pół godziny. — Shi podniósł się i uściskał przyjaciela.

— Co cię zatrzymało?

— Jiro. — Uśmiechnął się pod nosem.

— Znowu dałeś dupy i mu uległeś! — warknął ze złością Shuji. — Obiecywałeś, że już nie pozwolisz mu się dotknąć.

— Obiecanki cacanki, wiesz jak jest — westchnął Shi, biorąc bagaż i wchodząc do środka, kiedy Shuji otworzył drzwi.

— Rozgość się, sypialnia po lewej jest do twojej dyspozycji. To i tak cud, że go zostawiłeś.

— Mówił, że mnie kocha…

— Zawsze to mówi, a potem idzie do klubu i wyrywa kolejne mięso. — Skrzywił się chłopak, rzucając klucze na stolik. — A co z uczelnią?

— Dyrektor zgodził się, żebym przystąpił do egzaminów końcowych, o ile znajdę naiwnego, który podzieli się ze mną notatkami z nadchodzącego semestru.

— Właśnie go znalazłeś. — Shuji mrugnął wesoło. — O ile pasują ci nauki kogoś, kto studiuje zaocznie.

— Wiesz, że ratujesz mi życie? Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. — Ichiro usiadł na kanapie, wyciągając nogi przed siebie.

— Daj spokój, ile się znamy? Już w podstawówce nie raz ratowałeś mi tyłek, o liceum nie wspomnę, teraz czas na mnie.

— Taa, a kiedy będziesz sławny i bogaty…

— Pojedziemy w podróż dookoła świata, będziemy się obijać, pić drinki z palemkami i wyrywać tylko najlepsze kąski. Kasa rządzi światem, a ja jestem kimś, komu jest ona niezbędna do życia.

— Jesteś wstrętnym materialistą — burknął Shirenai, uśmiechając się przy tym ciepło.

— Jestem, a ty jesteś synalkiem bogatego sukinsyna, który właśnie cię od niej odciął i zablokował ci wszystkie karty. — Taguchi spoważniał i przysiadł na ławie naprzeciw przyjaciela. — Jesteś pewien, że chcesz podjąć tę pracę?

— A co, uważasz, że sobie nie poradzę?

— Nie… Jesteś inteligentny, masz eleganckie maniery wyssane z mlekiem matki…

— Moja matka nigdy nie karmiła mnie piersią, to mogłoby przynieść poważny uszczerbek jej idealnemu biustowi i niech tak zostanie. — Shi zamachał rękami w geście udanego przerażenia.

— Pewnie dlatego jesteś gejem i nie umiesz docenić kobiecych walorów. — Popielate kosmyki opadły na czoło gospodarza. — Wiesz, że nie o to chodzi, po prostu… tam trzeba być jednocześnie uległym, jak i stanowczym. Nie raz trafi się bogaty dupek, który będzie miał różne zachcianki, musisz wiedzieć, którym możesz ulec, a które odrzucić i to tak, aby go nie urazić, bo palant musi wrócić. Dumę często trzeba umieć sobie wsadzić do kieszeni.

— Jak wiele razy przychodziłem do ciebie do pracy i płaciłem za twoje towarzystwo, chociaż mogłem je mieć za darmo? Jestem dobrym obserwatorem.

— Nie wolałbyś wziąć roboty w jakimś sklepie czy hotelu?

— Lubię pieniądze, jestem przyzwyczajony do pewnych standardów, nie zamierzam się ich wyrzec na rzecz nędznej klitki trzy na trzy, z piecem kaflowym, muszę mieć więc odpowiednie zarobki. Chyba, że nie pasuje ci praca ze mną… Jeśli tak, to mów od razu, klubów jest wiele. — Shi zawiesił znacząco głos.

— Walnę cię, przysięgam, cieszę się jak wariat, że razem będziemy zarywać nocki. — Shuji podszedł i klepnął go w plecy. — Będzie wesoło, po prostu chciałem cię uprzedzić, w co się pakujesz.

— Dzięki, prawie się wzruszyłem i nie, nie żartuję — dodał Shirenai, widząc urażoną minę przyjaciela — To co… idziemy spać, a jutro zaczynam nowe życie. — Przeciągnął się i podniósł z kanapy. — Zmiatam do siebie, jeszcze muszę się rozpakować. — Chwycił walizkę i ruszył w stronę pokoju. — Dobranoc.

— Raczej dzień dobry — mruknął Taguchi, patrząc na szarzejące niebo i machnąwszy ręką, skierował się do łazienki.

***

Klub „Akai Honou” był jednym z najlepszych lokali tego typu w Gizie, dzielnicy potocznie zwanej „Zakątkiem czerwonych latarni”. Jeżeli ktoś chciał zacząć pracę jako host, Tokio było jego rajem. To tutaj najznamienitsi i najbogatsi ludzie spędzali wolny czas, wynajmując młode dziewczęta bądź chłopców do towarzystwa. Bycie hostem było swego rodzaju wyróżnieniem. Pracownicy tej branży musieli być nie tylko urodziwi, ale także inteligentni i obyci. Dlatego był to Eden studentów i młodych ludzi, którzy szczycili się inteligencją, elokwencją i nieprzeciętną aparycją. Shirenai Ichiro, ubrany w czarną koszulę, której mankiety i podłużny, lekko stojący kołnierz haftowane były połyskliwą nicią w tym samym kolorze, oraz jedwabne spodnie miękko układające się na biodrach, stał właśnie przed swym nowym pracodawcą.

— Ten Ichiro? Syn Takedy? — spytała na oko czterdziestoletnia brunetka, ubrana w tradycyjne kimono.

— Niestety ten sam. — Uśmiechnął się uprzejmie, usiłując nie zgrzytnąć zębami.

— Rozumiem… — Postukała w blat karminowym paznokciem. — Widzę, że wspominanie tatusia ci nie w smak. — Najwyraźniej była spostrzegawcza. — Nie będziemy go więc mieszać do pracy. Cóż, Shuji pewnie wytłumaczył ci, o co chodzi. Normalnie przyjmuję tylko osoby, które miały już styczność z tego typu pracą, jednakże twój przyjaciel zachwalał cię i typował jako kandydata do pierwszej dziesiątki hostów. Zrobię więc wyjątek i zatrudnię cię na okres próbny. — Zamyśliła się chwilę, po czym sięgnęła do złotej papierośnicy i wyjęła z niej cienkiego, długiego papierosa, uśmiechając się z zadowoleniem, kiedy Shi od razu podał jej ogień. — To nie był test, ale zareagowałeś błyskawicznie, cóż… Czego innego mogłam się spodziewać po chłopaku z tak znakomitej rodziny. — Zaciągnęła się dymem. — Przejdźmy do konkretów. Co noc odwiedzają nas szanowni klienci, wybierają oni hosta, który będzie na ten czas dotrzymywał im towarzystwa. Od ciebie zależy, na ile im pozwolisz. Ja nie płacę za sypianie z klientami, chcesz dorobić na boku, twoja sprawa, to nie „Hotel Miłości”. Twoim obowiązkiem jest dowcipna i inteligentna rozmowa, odpalanie papierosów, podawanie drinków i ogólne dbanie o dobro i wygodę klienta. Jeżeli się spodobasz, możesz być zapraszany przez nich na różnego rodzaju przyjęcia i bankiety, za nadgodziny płacą z własnej kieszeni. Wypłata jest zróżnicowana; w zależności od tego, ile razy zostaniesz wybrany i na jakim miejscu się znajdziesz pod koniec miesiąca. Wynajęcie hosta na całą noc to koszt dwudziestu tysięcy jenów, ja zabieram pięć, nie trudno więc policzyć, że najlepsi z was mają bardzo wysokie zarobki. O ubiór troszczysz się sam, jednakże dostaniesz od nas komplet strojów, niektórzy klienci mają wymagania… Cóż, to chyba wszystko. Praca jest w godzinach od dwudziestej do czwartej rano, za wynajem nie odpowiadamy, wtedy pracujesz do momentu, kiedy nie zostaniesz odprawiony. Osoba, której towarzyszysz w tym czasie, podbija twój karnet, żeby było wiadomo, ile czasu jej poświęciłeś. Chciałbyś o coś zapytać?
— Tak, co z mieszkaniem? Czy zapewniacie je swoim pracownikom?

— Oczywiście, możesz mieszkać w pokojach dla hostów, jednak większość woli poszukać czegoś na własną rękę, nasz pensjonat to jednak nie to samo co prywatne gniazdko. — Podniosła się z fotela i przyjrzała mu krytycznie. — Podobasz mi się, ubranie też dobrane idealnie, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało. — Wyciągnęła dłoń. — Witam w Akai Honou.

— Dziękuję. — Odwzajemnił uścisk. — Mam nadzieję, że spełnię pani oczekiwania. — Ukłonił się i skierował do drzwi.

— A jeszcze jedno — zawołała, kiedy kładł już dłoń na klamce. — Chcesz pracować w damskiej czy męskiej części lokalu?

— Nie bardzo rozumiem. — Spojrzał na nią zaskoczony.

— Jesteś homo czy hetero? — Machnęła niecierpliwie ręką.

— Jestem gejem — mruknął lekko urażony.

— Nie denerwuj się, po prostu chcę wiedzieć gdzie cię przydzielić. — Uśmiechnęła się łagodnie, a Shirenai zrozumiał w tym momencie, dlaczego tę kobiete nazywano Cesarzową Gizy. Miała klasę.

***

— No i? — Shuji doskoczył do niego, jak tylko wychylił głowę z gabinetu Hikaru Toyamy.

— Przyjęła mnie, mam się zgłosić do czerwono-żółtej sali.

— Aaa, to do facetów, czyli będziemy pracować razem, suuuuper — zawył uszczęśliwiony. — Masz się przebrać?

— Nie, podobno wyglądam idealnie. — Shi parsknął śmiechem.

— No, spróbowałaby powiedzieć coś innego. — Taguchi zmierzył go spojrzeniem. Shirenai prezentował się naprawdę dobrze. Czarne, niemal antracytowe włosy ścięte były ręką fachowca, a długa, postrzępiona grzywka rzucała cień na ciemne, prawie granatowe oczy otoczone długimi rzęsami. Pociągła twarz i wąskie, acz wyraziste usta niejednemu już dostarczyły materiału na fantazje. Dłonie miał szczupłe, o długich, smukłych palcach. Jak na Japończyka był też dość wysoki, prawie metr osiemdziesiąt wzrostu wyróżniało go z tłumu. Zgrabna, aczkolwiek wysportowana sylwetka, płaski brzuch, lekko umięśnione ramiona — Kurcze, popadam w kompleksy — zachichotał.

— Spadaj, wszystkie laski oglądają się za tobą, nie marudź. — Shi objął przyjaciela ramieniem i pociągnął w stronę baru w sali o żółtych ścianach i czerwonych sofach, ukrytych w zacienionych lożach.

— Laski mnie nie interesują. — mrugnął Shuji. — Czyli co mówiłeś? Jiro jest wolny?

— A co, reflektujesz?

— Wiesz… Zawsze mi się podobał, ale nie chciałem wchodzić ci w drogę…

— Naprawdę zdecydowałbyś się na bycie z kimś takim? — Zaskoczony Shirenai poczuł lekkie ukłucie, kiedy pomyślał o swoim byłym chłopaku, który mógłby wylądować w objęciach Taguchiego.

— Nie myślę o uczuciu, a przelotnej znajomości… Chyba, że masz coś przeciwko.

— Raczej nie… — zawahał się chwilę. — Nie, skończyłem z nim definitywnie.

— No i świetnie… A, musisz poszukać sobie protektora. — Widząc zdziwione spojrzenie przyjaciela, zamówił sok i usiadł obok niego na wysokim stołku barowym. — Protektor to ktoś, kto ma pierwszeństwo w wynajmie, w dodatku im bogatszy i wyżej postawiony tym lepiej. To on wprowadzi cię w kręgi swoich znajomych, a im ma ich więcej, tym masz lepsze wzięcie, co oczywiście wiąże się z większą ilością kasy.

— A ty masz kogoś?

— Taaa. — Shuji skrzywił się lekko. — Murata Ichida.

— Ten finansista? — Shi rzucił mu pełne zdumienia spojrzenie. — Ale on ma…

— Prawie sześćdziesiąt lat? Wiem, przecież z nim nie sypiam, za to dzięki jego zaproszeniom na bankiety mam lepsze koneksje, poznałem wielu wpływowych ludzi.

— Rozumiem. Kogo mi polecasz?

— Hmm… najlepiej, żeby to był ktoś z łatwym charakterem… Czekaj, niedawno odszedł od nas nasz numer jeden, jego protektor jest wolny, jakbyś się przy nim zakręcił to… — umilkł nagle, wpatrując się w drzwi. — O cholera…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz