Zbliżała się
osiemnasta, słońce łagodnie oświetlało biurko, za którym siedział młody mężczyzna.
Odłożył ostatnie dokumenty do teczki i przetarł dłonią twarz. Dziś wieczór w
klubie miał się odbyć bankiet z okazji urodzin jednego z właścicieli
legendarnej firmy sukienniczej, zajmującej się szyciem kimon. Stroje tego typu
kupowali ludzie bogaci i mogący pozwolić sobie na duży wydatek. Cena samego
kimona zaczynała się od dziesięciu tysięcy dolarów, a za kompletny strój w
skład, którego wchodziła dodatkowo bielizna, obi, skarpety, sandały i dodatki,
trzeba było lekką ręką wydać nawet i sumę przekraczającą dwadzieścia tysięcy. O
dziwo właściciel nigdy nie narzekał na brak klientów, gdyż po legendarny
japoński strój sięgali zarówno rdzenni mieszkańcy wysp jak i bogaci klienci z
zagranicy. Tak więc „Ryuuza” gościł dzisiaj samą śmietankę towarzyską i na ten
czas został zamknięty dla odwiedzających go zazwyczaj gości.
Mężczyzna podniósł
z biurka listę z zaproszeniami i westchnął cicho, widząc na niej nazwisko
Ichiro. Cóż, to będzie ciężki wieczór. Wstał i ruszył w kierunku wyjścia z
biura. Musiał jeszcze wziąć prysznic i przebrać się w przygotowane zawczasu
przez pokojówkę ubrania. Korytarz o tej porze był pusty. Powoli wszedł po
schodach prowadzących do prywatnych apartamentów mieszkalnych, znajdujących się
nad klubem. W salonie nie przejmując się porządkiem, rzucił marynarkę na
krzesło i podszedł do barku, po drodze rozwiązując krawat. Nalał bursztynowego
płynu do szklanki i upił łyk. Rozpinając koszulę, myślami powędrował do
przygotowań, jakie odbywały się na dole. Lubił, kiedy wszystko było dopracowane
i nic nie mogło go zaskoczyć w trakcie imprezy. Koszula podzieliła los
marynarki, smętnie zwisając z oparcia fotela i zamiatając rękawem dębowe
panele. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia bez pukania wszedł wysoki
mężczyzna ubrany w czarne jeansy i tego samego koloru podkoszulek.
— Nauczyłbyś się
pukać. — Shirenai odstawił tumbler z resztką whisky i podszedł do komody.
— Po co? Masz coś do
ukrycia? — Ueda zwalił się na jednej z skórzanych kanap. — Ja pierniczę, jak
gorąco. Jak tam przygotowania?
— Nieźle, za dwie
godziny hieny powinny zacząć się zjeżdżać. — Pochylił się, wyciągając z
szuflady grubą kopertę. — Twoja rata, jeszcze trzy miesiące i będziemy kwita. —
Rzucił mu pieniądze.
— Tylko dlatego, że
nie policzyłem ci odsetek — prychnął Keizo.
— Och, policzyłeś. —
Shi uśmiechnął się krzywo.
— Nigdy nie
narzekałeś, spłacając je. — Kącik ust Keizo wygiął się zmysłowo.
— Cóż…
— Przyznaj się, że
podoba ci się forma spłaty. — Podniósł się z kanapy i rzucił kopertę na stolik,
nie zaglądając do środka. Powoli zbliżył się do mężczyzny, obejmując go w pasie
i sugestywnie przesuwając dłonią po jego nagim torsie.
— Nie przeliczysz? —
Shi westchnął, kiedy jeden z palców zabłąkał się w okolice jego sutka. Cholera,
po trzech latach odkąd zawiązali tę dziwną umowę, nadal nie miał go dosyć.
— Nie oszukałbyś
mnie. — Keizo uniósł brew, jednocześnie trącając nosem jego szyję.
— Jesteś zbyt pewny
siebie. — Wywinął się z jego objęć. — Idę wziąć prysznic.
— Hmm… — Mężczyzna
pozwolił mu odejść, nie spuszczając wzroku z jego pleców. Mięśnie pod skórą
poruszały się zapraszająco. Niewiele myśląc, ściągnął podkoszulek i rzucił go
na leżącą samotnie na fotelu koszulę. W drodze do łazienki zdjął spodnie oraz
bieliznę i nie przejmując się nimi, zostawił je na podłodze.
Shirenai nie był
zaskoczony, kiedy drzwi kabiny prysznicowej rozsunęły się z cichym sykiem.
Tłumiąc uśmiech, odwrócił się w stronę kochanka.
— Mam ci umyć plecy?
— zapytał dla formalności.
— Potem. — Keizo
oparł go o mokrą ścianę. — Nie ma sensu robić tego dwa razy — mruknął zanim
jego język poczuł smak whisky w ustach partnera.
***
— Cholera jasna, za
dziesięć minut zaczną się zjeżdżać! — Shirenai przerzucił kolejną szufladę w
poszukiwaniu paska do spodni.
— Wisi w szafie…
rany, odpuść sobie. — Keizo stał przed lustrem poprawiając kołnierz białej
koszuli.
— Jak to jest, że ty
zawsze znajdujesz tu swoje wyjściowe ubrania, a ja mam wieczny problem? — Shi
spojrzał na niego ponuro.
— Lubię być
zabezpieczony, poza tym widzisz sens w jeżdżeniu do mnie po garnitur? Yao
zakupił ich tyle, że mogę zostawiać je w najbardziej strategicznych punktach.
— Super, moja szafa
czuje się doceniona. — Ichiro wyjął feralny pasek i wsunął go w szlufkę spodni.
— Tak jak i moja komoda, po której paradują twoje podkoszulki.
— Przestań jęczeć i
zbieraj dupę w troki.
— Czy mogę żywić
nadzieję, że za trzy miesiące, gdy już spłacę ci całą kasę, twoje gacie
opuszczą moją bieliźniarkę? — Rzucił od niechcenia, sięgając po marynarkę.
Przez chwilę panowało kłopotliwe milczenie.
— Jasne, będzie cała
twoja. — Ueda spojrzał zimno na plecy kochanka i wyszedł, głośno trzaskając
drzwiami. Shirenai zamarł z ręką na wieszaku, z zaskoczeniem odwracając się w
stronę drzwi.
***
Wnętrze sali bankietowej zapełnione było
ludźmi. Przytłumione światło tworzyło przyjemną atmosferę, zapewniającą
dyskrecję i poczucie spokoju. Ściany wyłożone były szklanymi taflami, za
którymi spokojną kaskadą spływała woda, podświetlana ukrytymi halogenami.
Zielonkawe lampiony umieszczone na filarach tworzyły wrażenie, jakby goście
przebywali gdzieś w oceanarium. Środek pomieszczenia był pusty, stoliki i loże,
usytuowane trzy schody wyżej, ukryte były w mroku i oświetlały je tylko wodne
ściany, rzucające na nie tajemnicze refleksy.
— Cudowne miejsce i
wspaniałe przyjęcie. — Postawny mężczyzna stanął obok właściciela i uniósł
kieliszek w geście toastu.
— Dziękuję panie
Nadaro, cieszę się, że dobrze się pan bawi. — Shirenai uśmiechnął się do
mężczyzny, wzrokiem poszukując najwyraźniej unikającego go Keizo. Cholera, co mu
się stało? Wyszedł tak niespodziewanie, chyba nie poczuł się urażony jego
żartem?
— Lepiej bym już nie
mógł — mruknął polityk, obserwując hostessy roznoszące drinki. — Naprawdę,
pański klub robi furorę. Trzy lata i wybił się pan na czołówkę, wspaniała passa.
— To nie tylko moja
zasługa. — Wreszcie popatrzył na mężczyznę. — Naprawdę ogromną rolę odgrywają
tutaj moi pracownicy.
— Tak, ma pan rację,
wyszkolona kadra to podstawa w takim miejscu — zgodził się ochoczo. —
Przejdziemy się?
— Oczywiście. — Powoli
ruszyli przed siebie, lawirując pomiędzy tłumem gości.
— Słyszałem, że
niedługo kończy pan aplikację adwokacją.
— Tak, zostało mi
jeszcze pół roku.
— Niesamowite,
będzie pan chyba najbardziej kontrowersyjnym adwokatem w Japonii, z jednej
strony mecenas prawa, z drugiej właściciel „Ryuuza”… Konstelacja Smoka…
Właściwie skąd taka nazwa?
— Hmm… to długa
historia. — Shirenai uśmiechnął się tajemniczo.
— Nie wątpię, że
interesująca, kiedyś wypytam pana o szczegóły. — Kiwnął głową, upijając łyk doskonałego
szampana.
— Zawsze jest pan tu
mile widziany. — Shi zdjął z tacy przechodzącej hostessy kieliszek z winem i
umoczył w nim wargi. Nie pił wiele, jako właściciel i organizator przyjęcia nie
mógł sobie pozwolić na zamroczenie alkoholem.
— Ojciec musi być z
pana dumny. — Zatrzymali się nagle i Ichiro ze zdenerwowaniem stwierdził, że
właśnie dotarli do solenizanta i stojącego obok niego premiera, który na dźwięk
głosu Nadaro odwrócił się w ich stronę.
— O tak… tata zawsze
mnie doceniał. — Shi spojrzał ironicznie w stronę ojca.
— Pozwoli pan, że
porozmawiam chwilę z jubilatem?
— Oczywiście. — Skinął
głową, odprowadzając Nadaro spojrzeniem.
— Ekhm… więc…
— Więc? — Spojrzał
na ojca, pociągając większy łyk wina.
— Jak widzę, klub
zyskał swoją renomę. — Starszy Ichiro, który wreszcie dochrapał się stanowiska
premiera, patrzył gdzieś ponad głową syna.
— Twoja obecność w
nim chyba najlepiej o tym świadczy. — Shirenai uśmiechnął się złośliwie.
— Nie tylko moja. —
Takeda wymownie spojrzał w kierunku stojącego pod jedną z kolumn i rozmawiającego
z kimś Satoriego Uedy. — Sam nie wiem, zadajesz się z hmm…
— Z człowiekiem, od
którego wziąłeś forsę na swoją kampanię wyborczą? — podsunął usłużnie Shi.
— Nie to chciałem
powiedzieć — warknął mężczyzna.
— Nie wątpię, lubisz
prać tylko czyjeś brudy, swoje omijasz szerokim łukiem. — Shirenai odstawił na
stolik pusty kieliszek, nawet nie wiedział, kiedy wypił to nieszczęsne wino.
— Słyszałem, że
niedługo kończysz aplikację. — Takeda szybko zmienił temat.
— Jakby cię to coś
obchodziło.
— Jesteś moim synem
i…
— Wiesz… mam już
dosyć tej rozmowy, daruj sobie uprzejmości. — Wyminął zaskoczonego Takedę i
ruszył w kierunku baru. Przez chwilę wydawało mu się, że czuje na karku czyjeś
intensywne spojrzenie, odwrócił się, w tłumie mignęła mu twarz Keizo, lecz
zanim dotarł na miejsce, już go tam nie było. Zaklął cicho, szlag, potwierdziło
się jego przypuszczenie. Ueda najwyraźniej go unikał.
— Całkiem udane
przyjęcie. — Shuji zmaterializował się u jego boku, wraz ze swym nieodłącznym
cieniem w postaci Yukio.
— Jeszcze jedna
osoba mnie uraczy tym frazesem, a zacznę krzyczeć — warknął.
— Zły humorek? — Przyjaciel
spojrzał na niego zaskoczony. — Kłopoty w raju?
— Shu, przestań, to
nie miejsce na wygłupy. — Kasai ścisnął go ostrzegawczo za łokieć.
— Co ty możesz o tym
wiedzieć, panie żyjący w różowych oparach miłości. — Shi spojrzał na niego
krzywo.
— Uuu szykuje się
coś większego, ciskamy gromy. — Shuji nie pomny ostrzeżeń partnera nie spuścił
z tonu. — Przynajmniej wiem, co to za uczucie — dodał ciszej.
— Zachowaj tę wiedzę
dla siebie. — Ichiro czuł się coraz gorzej.
— Nie chcę się
wtrącać, ale…
— Właśnie to robisz —
warknął.
— Ale sądzę, że po
trzech latach wymieniania nie tylko śliny z jednym facetem, moglibyście wreszcie
spojrzeć prawdzie w oczy — skończył niezrażony Taguchi.
— Shu, naprawdę… to
nie twoja sprawa. — Yu wywrócił oczami.
— Sprawa nie moja,
ale przyjaciel jak najbardziej mój. — Mężczyzna spojrzał ostro na swego
partnera. — Obaj tak przyzwyczaili się do grania zimnych drani, że stracili
poczucie rzeczywistości.
— Pocałuj się w dupę.
— Shirenai odwrócił się tyłem z zamiarem odejścia. W tej chwili nie miał
najmniejszej ochoty na dogadywanie się z przyjacielem.
— Po prostu zdejmij
te końskie klapki z oczu i zmierz się z realnym światem. — Cholera, Shu jak
zwykle nie odpuszczał. On po prostu musiał mieć ostatnie słowo. Ichiro zerknął
przepraszająco na Kasai i oddalił się szybkim krokiem.
„Zmierz się z
realnym światem,” tak jakby go nie znał…
O nie, Shirenai znał go aż za dobrze i obawiał się go bardziej niż czegokolwiek
innego. Jego własne uczucia były dla niego jasno i wyraźnie określone. Nie
widział potrzeby, aby teraz w nie wnikać, to przynosiło tylko niepotrzebne
pytania i rozterki. Było dobrze, miał swój wymarzony klub, jeszcze pół roku i
zda egzamin adwokacki. Keizo… z Keizo łączył ich układ, który im obydwu
wystarczał… Za trzy miesiące odda mu ostatnią ratę pożyczki i… Tutaj kończyły
się jego pomysły, co do Uedy. Podświadomie obawiał się, że kiedy odda mu całą
kasę, przestanie ich cokolwiek łączyć, a Keizo zniknie z jego życia. Po plecach
przeszedł mu zimny dreszcz. Cholera! Poradzi sobie, w końcu nie jest już
niedoświadczonym młokosem. Nie jest też osobą, która trzymałaby kogoś na siłę.
Życie dało mu trzy lata pokręconego związku, opierającego się na seksie i
interesach. Nigdy tego nie żałował… nie będzie też żałował, kiedy to się
skończy. Po prostu popłynie z prądem.
Noc upływała spokojnie, pośród muzyki,
tańców i głośnych toastów wznoszonych na cześć solenizanta. Goście powoli
rozchodzili się i znikali w podjeżdżających limuzynach.
— Powiedz Keizo, że
oczekuję go jutro na naradzie udziałowców. — Drgnął, słysząc za plecami głos
Satoriego.
— Przekażę. — Skinął
głową.
— Odniosłem
wrażenie, że robił wszystko, aby tylko nie pojawić się w pobliżu mnie tej nocy.
— Starszy Ueda pokręcił z dezaprobatą głową.
— Łączę się z panem
w bólu — parsknął, zdejmując marynarkę i rozluźniając kołnierzyk. Mężczyzna
spojrzał na niego spod oka.
— Nie interesują mnie
wasze prywatne animozje. Ma być jutro na posiedzeniu. — Jako jeden z ostatnich
gości ruszył ku wyjściu. Zatrzymał się tuż przed progiem i odwrócił się wolno w
stronę Ichiro. — Wyjaśnijcie to między sobą… nie chcę, aby jego hmm… złe humory
miały wpływ na pracę — dodał i zniknął za drzwiami.
— Jasne — mruknął
Shirenai. — Pstryknę palcami i mu przejdzie — dodał zgryźliwie, rozglądając się
po opustoszałym lokalu, po którym już zaczęła krzątać się obsługa sprzątająca.
Wyszedł przed
budynek. Ostatnia limuzyna zniknęła właśnie za bramą. Spojrzał na zegarek,
dochodziła trzecia w nocy. Nie czuł zmęczenia, raczej rozdrażnienie i coś w
rodzaju niepewności. Ruszył ścieżką w kierunku tyłu zabudowań, podwijając po
drodze rękawy czarnej koszuli. Wzdrygnął się lekko, gdy znienacka tuż obok
niego włączyły się spryskiwacze. Odskoczył, czując jak kilka nieproszonych
kropel spadło na jego twarz i ręce. Powoli zbliżał się do wewnętrznego ogrodu.
Gorąca noc sprawiała, że krople wody parowały na płatkach kwiatów, wydobywając
z nich całą potęgę aromatu. Wszedł pomiędzy zarośla i przystanął zafascynowany
spektaklem, który rozgrywał się kilka metrów od niego. Pośród spadającego ze
spryskiwaczy deszczu stał z rękami w kieszeniach Keizo. Biała, rozpięta koszula
w zetknięciu z wodą stała się zupełnie przeźroczysta. Światła lampionów
oświetlały go łagodnie. Z przydługich, czarnych włosów skapywały ciężkie
krople. Wydawało się, iż mężczyzna nie zdaje sobie sprawy z tego, że moknie,
tkwiąc tak z zamkniętymi oczami, pogrążony w myślach. Przemoczona,
prześwitująca tkanina ukazywała smoka wytatuowanego na piersi. Shi wstrzymał na
moment oddech, wpatrując się w bestię zdobiącą ciało mężczyzny. Napłynęły
wspomnienia sprzed trzech lat. Keizo chroniący go przed napaścią, postrzelony…
Pamiętał, kiedy pierwszy raz zobaczył ranę po kuli. Smok na piersi przechodził
przez ramię i ginął w cieniu jego pleców. Blizna po zranieniu umiejscowiona
była tuż pod pazurzastą łapą i wyglądała jakby deptał on jedną z gwiazd.
Poruszyło go to bardziej niż by chciał. Kiedyś, dawno temu, ktoś mu powiedział,
że spadająca gwiazda to jedno ludzkie życie. Keizo złapał jego gwiazdę, nie
pozwalając jej upaść. Zdobiła jego plecy, jako dowód oddania i troski, do
której Ueda nigdy by się nie przyznał.
„Ryuuza” —
Konstelacja Smoka — tak Shirenai nazwał swój klub. Ta nazwa dotąd przynosiła mu
szczęście, co stanie się, kiedy Keizo wraz ze swym smokiem odejdą? Przymknął
oczy, czując jak coś potężnego rozlewa się w jego piersi. Czy mógł sobie
pozwolić na tę stratę? Czy naprawdę powinien płynąć z prądem, nie kotwicząc
przy żadnym z brzegów? Odetchnął głęboko i wyrwał się z letargu, w który zapadł
na widok mężczyzny. Zacisnął pięści, jakby nagle podjął jakąś ważną decyzję i
postąpił krok naprzód. Jakaś gałązka trzasnęła pod jego butem, wyrywając Keizo
z zamyślenia. Drgnął i otworzył oczy, patrząc wprost na Ichiro.
— Co tutaj robisz?
— Przyjęcie się
skończyło, szukałem cię. — Nadal szedł w jego kierunku.
— Zmoczysz się. —
Ueda patrzył na niego zimnym wzrokiem.
— Nie jestem z cukru.
— Wzruszył ramionami.
— Nie jesteś —
zgodził się bez oporu. — Tylko po co chcesz moknąć?
— Noc jest parna,
trochę ochłody nikomu nie zaszkodzi. — Brnął dalej, czując absurdalność tej
rozmowy. Keizo przechylił głowę, przyglądając mu się spod lekko opuszczonych
rzęs.
— Po co tak naprawdę
tutaj przyszedłeś?
— Szukałem cię. — Przystanął
tuż przed nim.
— Znalazłeś. — Wzruszył
ramionami. — I co z tym zrobisz?
— Twój ojciec
przypomina, że jutro macie spotkanie rady nadzorczej — mruknął. Keizo stężał i
zrobił gest jakby chciał się cofnąć. Źle!
Kurwa, źle! W głowie Shirenai zapaliła się ostrzegawcza lampka. Po cholerę
to mówił! Znał Uedę ponad trzy lata i wiedział, że w momencie potrafi wleźć w
swą skorupę i zamknąć się w niej.
— Przekazałeś,
możesz już iść. — Ueda wyciągnął rękę z kieszeni i odgarnął mokre kosmyki.
— Właściwie…
właściwie mam dla ciebie propozycję. — Szlag, jeżeli kiedykolwiek miał to
powiedzieć, to właśnie teraz. Potem może znowu zabraknąć mu odwagi.
— Jaką?
— Za pół roku mam
egzamin adwokacki…
— I znowu masz
zamiar się na niego nie stawić? Tym razem mój ojciec raczej nie zorganizuje
specjalnej komisji w celu przesunięcia terminu, jak widzisz nie leżę w szpitalu.
— Jadowicie. Shi poczuł nagle, że krople wody są lodowate w zetknięciu z jego
rozgrzanym ciałem.
— Nie o to mi
chodziło…
— Marnujesz mój czas.
— Keizo zrobił krok do przodu, chcąc go wyminąć, jednak Sirenai zagrodził mu
drogę swym ciałem. — Przesuń się, chcę przejść — wycedził.
— Dasz mi dokończyć?
— warknął, czując się jak desperat.
— Miałeś swój czas.
— Daj mi minutę!
— Hmm… — Znów
spojrzał na niego spod rzęs i wymownie zerknął na zegarek. — Minuta i ani
sekundy dłużej, streszczaj się.
— Kiedy już zdam
egzamin… a sądzę, że zdam… będę potrzebował wspólnika. — Odetchnął… Wreszcie to
powiedział.
— I? — Keizo patrzył
na niego nieodgadnionym spojrzeniem.
— Chciałbym, żebyś
to ty nim był — dokończył spokojnie. — W gruncie rzeczy, nie wyobrażam sobie
nikogo innego. — I nagle zdał sobie sprawę, że to właśnie jest cała prawda. Nie
chciał Shujiego czy jakiegoś innego nieznajomego. Chciał, aby tym, kto będzie z
nim pracował, był Ueda, tak jak do tej pory. Czuł się bezpieczny, mając go u
boku i wcale nie chodziło o to, że miał po swojej stronie yakuzę. Chodziło o
niego samego.
— Zaskakujące. —
Keizo uniósł brew, opuszczając rękę z zegarkiem. — Dlaczego?
— Bo…
— Jak rany, Shi, nie
zachowuj się jak baba, wyksztuś to wreszcie z siebie — prychnął nagle
rozbawiony.
— Bo doszedłem do
wniosku, że twoje garnitury pasują kolorystycznie do mojej szafy — wypalił,
szczerząc się jak wariat. Ueda przyglądał mu się z zastanowieniem, jakby miał
przed sobą rzadki okaz idioty, aż w końcu…
— Zdajesz sobie
sprawę, że to oznacza, iż moje gacie nadal będą zalegać twoją szufladę?
— Och. — Wzruszył
ramionami, czując jak całe zdenerwowanie odpływa w niebyt. — Przeboleję to
jakoś i kupię drugą komodę.
— Rozumiem, przyznaj
po prostu, że nie poradzisz sobie beze mnie. — Keizo wyszczerzył się złośliwie.
— Chciałbyś. — Shirenai
wyciągnął rękę i dotknął smoka na jego piersi. — Więc jak, zgadzasz się?
— No cóż... — Ueda
zamyślił się chwilę, nie spuszczając z niego wzroku. Spryskiwacze wyłączyły się
automatycznie, zostawiając ich ociekających wodą na środku ogrodu. — Sądzę…
Tak… Sądzę, że nie mogę zostawić tak dochodowego interesu w rękach jednego
człowieka — wycedził w końcu.
— Jak
wspaniałomyślnie — prychnął Shi, czując się jak mokry, szczęśliwy idiota.
— Znaj pańskie serce.
— Keizo zdjął jego rękę ze swej piersi i pociągnął go w stronę bocznego
wejścia, które prowadziło wprost do prywatnych apartamentów.
— Och znam, uwierz,
że znam — wymruczał Ichiro.
KONIEC
Kocham to opowiadanie. Jest jedno z najlepszych jakie czytałam.
OdpowiedzUsuńBędzie 2 część?
Nie, nie sądzę :) Myślę, że takie zakończenie jest najlepszym, na jakie mnie stać ;) Zbetowałam je tylko i poprawiłam nieznacznie to, co uważałam za kiepskie. Sądzę, że to wystarczy :)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam to opowiadanie. ;3 Gdybym mogła, wydrukowałabym je i wytapetowała nim ściany! ** (ale, że mam nieznośne kuzynostwo, które najpewniej chciałoby zapaćkać rękami kartki, wolę ograniczyć się do wzdychania przy monitorze). Za takie Cudo powinniśmy Cię wszyscy poślubić xDDD
OdpowiedzUsuńMiałabym wiele... żon xD To by miało swoje plusy, mogłabym przegadać z Wami pół życia o slashu :D Z drugiej strony... moja heterycka natura poczułaby się chyba trochę zdesperowana brakiem hmm... pierwiastka męskiego ;P Mimo wszystko, taki babski klan miałby swoje uroki ;)
UsuńA kto powiedział, że muszą być tylko dziewczyny? xD Na pewno czyta Cię też męskie grono. Dzięki Tobie mogłyby powstać nowe pary... Haha, a Ty byc opisywała nasze historie. xD
UsuńWiesz, że Kotori rusza z drugim wydaniem?
Męskie grono jakoś się nie wychyla ;) Wierzę bo muszę :D
UsuńWłaśnie mnie oświeciłaś, zastanawiam się, czy nie zamówić... tylko gdzie ja to potem schowam, muszę przemyśleć :D
Mnie się półka ugina przez Ourana i Yami no matsuei (plus kilka innych, jak Wish ;P)
UsuńZostało ci przekopiować jeszcze tylko jedno opowiadanie i już na dobre będziesz mogła pożegnać się z onetem ;p
OdpowiedzUsuńNie powiem, że nie jest szkoda - zawsze człowiekowi smutno się robi, gdy żegna jakiś ze swoich blogów ;)
Grunt to się nie załamywać, w końcu to nie jest (jeszcze) koniec świata C;
Pozdrawiam :*
Nawet już nie tęsknię, za dobrze mi tutaj. Zero problemów, wszystko na wyciągnięcie ręki, nic nie znika, nie blokuje się, zero stresu :D A ostatnie opowiadanie... na razie usiłuję wziąć byka za rogi i je poprawić, ale cierpnie mi skóra na samą myśl O.o Nic to, co nas nie zabije, to nas wzmocni :D
UsuńPrzez Ciebie dostałam małego zawału serca... ja, dziecko rozproszone zamaiast czytać od lewej do prawej, czasami czytam od prawej do lewej... no i jak przeczytałam że "epilog" to byłam już na skraju rozpaczy że postanowilas zakończyć historię elfow. q potem dotarlo do mego oba że to jest "czerwony płomień" -.- . mam nadzieję że Cię rozbawilam ;)
OdpowiedzUsuńFeya
Od prawej do lewej, to ja tylko mangi czytam, no co :P Rozumiem jednak, że widok napisu "epilog", mógł wprowadzić w błąd. Faktycznie, rozbawiłaś mnie, wyobraziłam sobie, jak zakańczam elfy w jednym rozdziale... piękne marzenie, szkoda, że zupełnie nierealne i jeszcze będę musiała się z nimi trochę pomęczyć. Ehh, przerażają mnie nadchodzące rozdziały, sama sobie namieszałam i teraz będę musiała ten supeł rozplątać... jakoś O.o
UsuńMyślę że czytelnicy są zachwyceni z powodu tego supla - ja jestem :) i chyba naprawdę bym sie poplakala gdybym gdybym nagle zobaczyła epilog... obawiam sie że jestem za bardzo przywiązana do tego opowiadania i kompletnie nim nie nasycona
OdpowiedzUsuńFeya
o tak zgadazm się. I dlatego błagam o kolejną część e;fów jak najszybciej!!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania się niesamowite, wspaniale je się czyta, nie mam ich nigdy dość. Najbardziej mi się podobają trzy opowiadanie „Historia z Konohy”, „Szara strefa” i „Czerwony płomień”. To pierwsze dlatego, że jest poświęcone Sasuke i Naruto, drugie bo jest fantastyczne, opowiadające o osobach posiadający zdolności posługiwania się żywiołami, a trzecie cóż lubię klimaty jakie tam są zawarte, bardzo podobają mi się opowiadania, które dzieją się w środowisku gangsterskim, może kiedyś pokusisz się o napisanie jeszcze takiego opowiadania? Co do opowiadania „Na przekór przeznaczeniu” również mi się bardzo podoba, ale niestety dawno tutaj nie zaglądałam i nie pamiętam na którym rozdziale skończyłam czytać, więc w ramach przypomnienia w najbliższym czasie ponownie je przeczytam.
Mam do Ciebie pytania (i mam nadzieję, ze mi odpowiesz) jakiś czas temu, był na blogu rozdział pierwszy opowiadania „Aoidowie” (opowiadanie o księciu elfów i jego faworycie) teraz go nie mogę znaleźć, co się z nim stało? Bardzo mnie zainteresowało to opowiadanie i chciałabym przeczytać więcej...
Weny Tobie życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo się cieszę, że opowiadania przypadły Ci do gustu :) Też lubię czytać o gangsterach, ale czy jeszcze napiszę o złych chłopcach, nie mam pojęcia.
UsuńCo do Twojego pytania, Saraknya, autorka "Aojdów" postanowiła założyć własną stronę, odnośnik do niej znajdziesz u mnie w linkach "Saru and company - opowieści dziwnej treści". Życzę wspaniałej lektury :)
Hej,
Usuńdziękuję serdecznie za odpowiedź i to tak szybko ;] Już tam się przenoszę czytać ;] tak, tak „Czerwony płomień” jest rewelacyjne i ja sama już nie mam pojęcia ile razy je przeczytałam, wciąż nie mam go dość.... Może kiedyś wpadnie Tobie pomysł na opowiadanie o podobnej tematyce..
Pozdrawiam serdecznie Basia
Twoje opowiadania przeczytałam już dawno, jeszcze na onecie, gdy o Elfach nie było jeszcze nawet mowy :p I jakoś tak, czy z sentymentu, czy z braku przeczytania czegokolwiek... wzięłam się drugi raz za "Czerwony płomień". Jezu, jak ja sobie jestem za to wdzięczna! Połknęłam wszystko natychmiastowo i dla mnie... Akame jesteś mistrzynią i nie wiem, co bym miała czytać gdyby nie Ty! Czy to drarry, czy sasunaru, czy Twój własny świat - mogę czytać cokolwiek napiszesz :)
OdpowiedzUsuńPo Czerwonym płomieniu pozostaje mi niemiła pustka w sercu, więc nie pozostaje mi nic... tylko wziąć się za czytanie Szarej strefy :D
Weny, czasu i chęci!
Sz.
Hmm... i cóż mam zrobić, gdy zreflektowałam się, że "Szarej strefy" jeszcze nie ma :c
UsuńCóż, pocieszę się Historią z Konohy ^^
Jeszcze raz, nieogarnięta...
Sz. :)
skończyłam czytać! i może się nie udzielałam w komentarzach, ponieważ Ciebie nie ma, opowiadanie jest zakończone i blog wygląda jak zawieszony to Czerwony Płomień naprawdę bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńczuję wręcz niedosyt z takiego zakończenia ;_;
chciałabym aby były te słowa "kocham cię" albo taki jeden, mały bonusowy rozdział, w którym żyją sobie razem świadomi swoich uczuć i się nie kłócą
pozdrawiam :)
Szkoda, że już się skończyło. Czytałam je w pdf'ie więc trudno mi było skojarzyć kto je napisał. Szkoda też, że nie bywasz już na blogu, bo chciałabym się z Tobą skontaktować.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że jednak wrócisz.
Pozdrawiam
To jest moje ulubione Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie najlepsze.
Dziękuję bardzo za fantastyczną historię pełną niesamowitych uczuć. Szacun :)
OdpowiedzUsuńMinęło parę lat.... I po raz kolejny tu jestem i kolejny raz zachwycam się tym opowiadaniem... Czasem żałuję, że nie ma dalszej części przygód Shi i Keizo. I czasem mi szkoda, że w dalszym ciągu nie ma Szarej strefy, ale pocieszenie niesie mi TO opowiadanie a także Red Hills.
OdpowiedzUsuńPozdrawia i weny do dalszej twórczości życzy MEFISTO