poniedziałek, 28 maja 2012

XXXIII Historia z Konohy



Trudne rozmowy



    Ciszę jaka zapadła dałoby się ciąć nożem. O ile ktoś z nich miałby tylko ochotę, aby spróbować, to zeszłaby grubymi warstwami i opadła im złowieszczo pod nogi. Naruto wpatrywał się w milczeniu w stojącą naprzeciw nich kobietę. Przez czas pobytu na sali postarzała się i jej twarz ozdabiała teraz cieniutka siateczka zmarszczek biegnących wokół ust i oczu. Musiała stracić dużo czakry. Zaciśnięte wargi pozostawały nieme, a wzrok nic mu nie mówił. Usiłował zajrzeć jej przez ramię, zobaczyć to, co stanowiło w tej chwili najważniejszy cel jego życia, jednak Tsunade widząc to mocniej tylko przycisnęła drzwi do swego boku.

Patrzyła w te niebieskie oczy, które teraz pociemniały z strachu, zmęczenia i obawy przed werdyktem… Werdyktem, który ona miała wydać. Ciszę przerwał dźwięk nadjeżdżającego łóżka.

— Jak… — Z ściśniętego gardła chłopaka wydarł się tylko ten jeden dźwięk. Złapał się za szyję, jakby coś mu utkwiło w gardle i zablokowało go od środka. Bezradnie spojrzał na kobietę i przeniósł wzrok na siedzącego w fotelu Saia i stojącą za nim Sakurę.

— Sasuke? — Sai pochylił się do przodu zaciskając dłonie na poręczach wózka i wbił przenikliwe spojrzenie w Tsunade. Westchnęła ciężko i rozejrzała się dookoła jakby chciała poszukać wsparcia w otaczających ją ścianach, jednak te pozostały nieme i niewzruszone.

— Żyje — wydusiła w końcu z siebie, spuszczając głowę i przyglądając się własnym pantoflom.

— To cudownie! — Sakura uśmiechnęła się radośnie. — Słyszysz Nartuo? Sasuke…

— Ale? — Szept Saia zabrzmiał głucho przerywając jej w połowie zdania.

Chłopak nadal nie odrywał wzroku od kobiety, czarne oczy przewiercały ją na wylot, domagając się, a wręcz żądając precyzyjnej odpowiedzi. Wzdrygnęła się lekko czując na ramieniu delikatny dotyk dłoni Naruto, bezwiednie przykryła ją własną i zacisnęła lekko na niej palce. Ale… no właśnie, było to „ale”. Zawsze jakieś jest. Zastanawiała się jak przekazać najdelikatniej to, co ją samą przyprawiało o ból głowy.

— Sasuke stracił dużo czakry, przez to nie mógł tak jak Sai rozprowadzać jej po ciele…

— Sprowadził węża — mruknął chłopak.

— Słucham? — Spojrzała na niego zaskoczona.

— Sprowadził węża z mieczem… takiego jak Orochimaru. — Zapadło milczenie. Wstrząśnięta Tsunade wpatrywała się w ciemne oczy chłopaka, jakby nie docierało do niej co właśnie usłyszała. Lekki nacisk na ramieniu sprowadził ją z powrotem na ziemię, nerwowo wciągnęła powietrze.

— Więc… jak już mówiłam, nie miał praktycznie zapasów czakry, a to co mu pozostało, skierował do nóg.

— To chyba dobrze. — Sakura bezwiednie gładziła włosy chłopaka siedzącego w wózku.

— I tak i nie… Tak długie przebywanie na mrozie, praktycznie bez ruchu spowodowało liczne odmrożenia w innych częściach ciała — wydusiła w końcu Hokage. Przez chwilę panowała cisza. Sai przymknął oczy i odchylił się na oparciu, Sakura gwałtownie pobladła, a dłoń Naruto zacisnęła się, powodując wręcz skurcz w ręce kobiety.

— Ale… uratowaliście go, sama mówiłaś, że żyje. No… babciu uratowaliście prawda? — Błękitne oczy wpatrywały się w nią błagalnie.

— Tak, żyje… ale przed nim długa droga do całkowitego wyzdrowienia, wiele zależy od niego samego. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, teraz liczy się czas i jego siła wewnętrzna.

— Co? — Tym razem Naruto nie zająknął się. Spojrzała na niego, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. — Co uległo odmrożeniom? — Sprecyzował pytanie.

Tego bała się najbardziej. Otworzyła usta, aby odpowiedzieć, jednak w tej samej chwili tuż za nią stuknęły drzwi, w które uderzyło łóżko. Odsunęła się przepuszczając pielęgniarzy. Naruto z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w postać, którą właśnie wywożono z sali.
Chłopak leżący na łóżku był nagi. Białe prześcieradło, którym okryte były jego biodra, potęgowało tylko wrażenie, że jego skóra jest wręcz chorobliwie blada, jakby wypompowano z niej całą krew. Zabandażowane dłonie spoczywały przywiązane pasami przy jego bokach. Czarne rozsypane na poduszce włosy ostro kontrastowały z mlecznym kolorem twarzy. Czarne rzęsy rzucały cień na blady policzek. Jeden… gdyż drugi zakrywała delikatna gaza.

Zamykające się drzwi stuknęły o krawędź łóżka, powodując lekki wstrząs, materiał miękko osunął się i opadł na włosy i szyję. Oczom zebranych ukazała się cała twarz chłopaka. Cichy jęk wydobył się z ust Naruto, który z przerażeniem wpatrywał się w skórę świeżo odkrytego policzka. Była chropowata i pomarszczona, gdzieniegdzie cienkie płaty łuszcząc się, odchodziły ukazując czerwone jakby poparzone ciało. Odmrożenie, ciągnęło się od łuku brwiowego po podbródek. Dłoń Sakury zacisnęła się na włosach Saia, aż ten zacisnął zęby z bólu i delikatnie zabrał jej rękę z swojej głowy. Sanitariusze pchnęli łóżko, które z cichym skrzypieniem potoczyło się po pustym korytarzu w kierunku szpitalnej windy.

— Czy to mu tak zostanie? — Wyrwało się dziewczynie, która gwałtownie zaczerwieniła się, kiedy dotarło do niej, że powiedziała to głośno.

— Szczerze mówiąc nie wiem. — Westchnęła kobieta. — Przeprowadziliśmy wszystkie badania, założyliśmy lecznicze maści i pieczęcie. Jednak to od niego samego zależy co będzie dalej, a właściwie od jego ciała. U jednych komórki regenerują się nie pozostawiając śladów, u innych… — zamilkła bezradnie wzruszając ramionami.

— A jego ręce? — Uzumaki oparty o ścianę wsunął dłonie w kieszenie i z zamkniętymi oczami oczekiwał na odpowiedź Tsunade.

— Odmrożone, właściwie wyglądają tak samo jak twarz, jednak doszło jeszcze do przykurczu palców. Będzie musiał dużo ćwiczyć, konieczna będzie długa rehabilitacja, smarowanie olejkami, masaże…

— Rozumiem — mruknął chłopak otwierając oczy. — Kiedy mogę go zabrać do domu? — Kolejne pytanie zaskoczyło Hokage. Spodziewała się krzyków, lamentów, narzekania na niekompetencje lekarzy, ale nie takiego spokoju. Ten spokój ją przerażał.

— Jak się obudzi. Na razie jest w śpiączce farmakologicznej, musieliśmy go w nią wprowadzić inaczej nie zniósłby ingerencji medycznych ninja.

— Krzyczał…

— To prawda.

— Jak mógł krzyczeć będąc w śpiączce?

— Nie wiem. — Kobieta zacisnęła powieki.

— Rozumiem — powtórzył Naruto patrząc na nią badawczo. — Więc? Kiedy się obudzi?

— Za dwadzieścia sześć godzin. Im dłużej śpi, tym szybciej przebiega proces leczenia.

— Idę do domu — mruknął chłopak odwracając się i ruszając w głąb korytarza.

— Naruto — Sai chwycił go w ostatniej chwili za koszulę. — Nie idziesz do niego?

— Po co?

— Bo… bo myślę, że on by tego chciał. — Uzumaki zatrzymał się i delikatnie uwolnił z uścisku dłoni kolegi.

— Muszę przygotować wszystko w domu… jego domu. Chciał abyśmy się przeprowadzili, więc… Chcę, aby ze szpitala trafił prosto do posiadłości Uchihów. Tam będzie mu lepiej, niż w tym moim malutkim mieszkaniu.

— Uzumaki, czy ty wiesz co mówisz? — Hokage wreszcie wzięła się w garść i otrząsnęła z niemocy, w jaką popadła od momentu opuszczenia pomieszczenia z kręgiem. — On potrzebuje fachowej opieki, ktoś musi zmieniać opatrunki, smarować go, przeprowadzać masaże, a nawet… myć go, karmić... Tutaj potrzeba pielęgniarki, nie poradzisz sobie.

— Poradzę.

— Ale…

— Sakura go nauczy — odezwał się Sai, a dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. To nie było w jego stylu. Musiałaby chodzić do domu Uchihy, odwiedzać go, pokazywać wszystko, dotykać… — Jesteś świetną pielęgniarką, a to nasz przyjaciel.

— Nauczę, oczywiście, że nauczę. — Uśmiechnęła się przez łzy, kiedy dotarło do niej to co kryło się w wypowiedzi chłopaka. Przestał być zazdrosny, pogodził się z istnieniem Sasuke, zrozumiał, że to już tylko przyjaźń.

— Dziękuję — mruknął Uzumaki. — To wszystko. — dodał i nie patrząc na nich ruszył ku wyjściu.

— Naruto! — Tym razem to Sakura zatrzymała go w miejscu. Odwrócił zniecierpliwiony. — Wiesz… jego twarz może na zawsze zostać zniekształcona — szepnęła cicho.

— Wiem, babcia już mówiła.

— Musisz… — Odchrząknęła nerwowo. — Musisz zdawać sobie sprawę, że…

— Sakura, czy to coś zmienia? — Odwrócił się do niej plecami naciskając guzik windy.

— Nie, ale…

— Z bliznami czy bez nich, to nadal Sasuke prawda? — zapytał i nie czekając na odpowiedź zniknął w drzwiach, które cicho się za nim zasunęły.

                                       ***

     Pusty dom był zaskakująco ciepły. Nie w tym sensie, że po wejściu człowiek myśli tylko o tym, aby zdjąć kurtkę i buty. Tutaj chodziło o atmosferę. Ponura posiadłość, którą pamiętał rozpłynęła się we mgle przeszłości, teraz ściany pomalowane były w jasnymi, pastelowymi kolorami. Wszedł do dużego, salonu. Ściany o barwie mięty, ładnie kontrastowały z kamiennym kominkiem. To pomieszczenie pamiętał z ostatniej imprezy. Mebli praktycznie nie było.
Podłoga zaścielona była trawiastą wykładziną, która miękko uginała się pod jego stopami. Mały stolik w kącie przykrywała biała serwetka, ktoś położył na niej flakon z sztucznym kwiatkiem. Trzy pufy i jeden bujany fotel dopełniały całości. Na gzymsie kominka jednoocy mnisi ze stoickimi minami, łypali na niego krzywo namalowanym spojrzeniem.

Przeszedł do kuchni. Pomieszczenie, jako chyba jedyne, było w pełni wyposażone. Jasne sosnowe meble stały pod wschodnią ścianą. Dwukomorowy zlew wbudowany był w jedną z szafek, nad nim wisiała suszarka. Środek pomieszczenia zajmował duży stół z sześcioma krzesłami, na których leżały niebiesko-żółte poduszki pasujące do kanarkowych ścian. Otworzył dużą lodówkę. Pusta… nawet nie włączona. Westchnął zapamiętując, że musi zrobić zakupy.

Wrócił do salonu i skierował się ku schodom. Piętro oświetlały jasne promienie słoneczne, wpadające przez duże okno. Właściwie wszystkie pomieszczenia charakteryzowały się dużymi oknami, z prostymi firankami, które zdobiły jedynie małe listki. Otworzył pierwsze z brzegu drzwi i wszedł do przestronnej sypialni. Jego smutne oblicze rozjaśnił nikły uśmiech. Niebieskie ściany wykończone były granatowym wzorem. Na podłodze zamiast łóżka leżał duży dwuosobowy materac, wypchany najprawdopodobniej specjalnym rodzajem suszonej trawy. Ściana po jego lewej stronie zabudowana była olbrzymią rozsuwaną szafą, której cały bok zajmowało lustro, w którym odbijał się materac i okno. Rozsunął jedną część. Pusta… jedynie na dole w schowku leżała granatowa pościel w pomarańczowe romby. Wyjął ją i zaścielił materac. Dwie małe szafki stojące pod oknem, przesunął i poustawiał po obu stronach posłania. Rozsunął pomarańczowe zasłony i jego uśmiech się poszerzył. To były ich kolory, ta sypialnia nie mogła być bardziej charakterystyczna. To tak jakby ktoś specjalnie dobierał barwy pod nich samych.

Wyszedł z pokoju i pchnął drzwi obok. Jego oczom ukazała się przestronna łazienka, której jedną stronę zajmowała wanna, a w kącie pod oknem za matowymi szybami majaczył prysznic. Mała umywalka i toaleta dopełniały całości. Zamknął drzwi i stanął na środku korytarza, jeszcze dwa pokoje, zupełnie puste.
Na końcu holu zamknięte przejście, prowadziło do drugiej części posiadłości, jeszcze nie do końca wyremontowanej. Z tego co pamiętał zaśmiecały ją deski i akcesoria robotników.

Usiadł na schodach. Zakupy, po pierwsze trzeba zapełnić lodówkę, Sasuke musi się dobrze odżywiać. Owoce. Skrzywił się, wolał mięso, ale w tym wypadku owoce chyba były konieczne. Trzeba przenieść ubrania, meble… przynajmniej te z pokoju, zapełnią puste pomieszczenia. Podparł brodę na dłoni, wbijając łokieć we własne kolano. Muszę to zrobić w dwa dni, dwa dni… a potem zabieram go do domu, nie będzie leżał wśród obcych ludzi. Ciekawscy przyglądający się najprzystojniejszemu chłopakowi w wiosce, użalający się nad nim, kiwający ze współczuciem głowami. Znajdą się i tacy co powiedzą, iż na to zasłużył, że w końcu dopadła go sprawiedliwość. Wstał gwałtownie i skierował się do wyjścia. Jedno wiedział na pewno, nie pozwoli nikomu na powiedzenie złego słowa, na litość, bo tego Uchiha by nie zniósł.

                                         ***

    Ciepło

To pierwsze odczucie, które przyszło mu do głowy. Włosy łaskotały go po czole, chciał je odgarnąć, jednak nie mógł ruszyć ręką. Zamrugał kilka razy otwierając oczy, pomieszczenie tonęło w półmroku, ciężkie story zasłaniały okno. Poruszył się niespokojnie, z jego ust wydarł się cichy jęk, który spowodował, że postać siedząca na krześle obok zerwała się gwałtownie i przypadła do łóżka. Skierował wzrok chcąc zobaczyć kto to… Naruto… niemożliwe! Kabuto, miecz, kajdany, jaskinia, zimno… obrazy przewijały się przed jego oczami jak w kalejdoskopie.

— Sasuke. — Cichy szept chłopaka przerwał jego rozmyślania, utwierdzając go, że to co widzi to nie omamy. Delikatny dotyk odgarniający włosy z jego twarzy, potwierdził to co mówiły mu uszy i oczy. Wciągnął powietrze całym sobą chłonąc zapach pochylającego się nad nim chłopaka… Jak dobrze, myślał, że nigdy już go nie poczuje.

— Pić. — Jego usta lekko się poruszyły, wywołując dziwny skurcz twarzy. Za chwilę powędrowała do nich mała rurka. Pociągnął kilka łyków wody i odwrócił głowę, dając do zrozumienia, że wystarczy. — Gdzie jestem? Sai?— wychrypiał.

— W szpitalu, Sai ma się dobrze, dzisiaj wychodzi. — Błękitne oczy wpatrywały się w niego z niekłamaną radością.

— To dobrze. Idę do domu. — Podniósł głowę i z powrotem odpadł na poduszki. — Cholera nie mogę się ruszać.

— Jesteś osłabiony, jak tylko poczujesz się lepiej zabiorę cię stąd. — Naruto delikatnie gładził palcem czoło chłopaka.

— Co mi jest?

— No wiesz… spędziłeś dużo czasu na mrozie, kiedy was znaleźliśmy, byliście nieprzytomni. — Przez chwilę milczeli. Sasuke przypatrywał się uważnie twarzy blondyna, szukając na niej oznak złości, zawodu, rozczarowania.

— Nie jesteś na mnie zły? — zapytał w końcu cicho.

— Jestem. Jestem wściekły, że poszedłeś tam sam, że nie powiedziałeś mi! Wkurzony, że postanowiłeś załatwić wszystko sam, że narażałeś własne życie, próbując ochronić mój tyłek. Jestem szczęśliwy, że znaleźliśmy was, że żyjesz… To chyba przeważa. — Uśmiechnął się lekko. Uchiha, odetchnął z ulgą, spodziewał się wymówek, wrzasków, narzekania. Zdawał sobie sprawę jak głupio postąpił.

— Przepraszam…

— Daj spokój, porozmawiamy w domu, jak już opuścimy szpital, nie lubię tego zapachu. — Naruto wyszczerzył się radośnie.

— Kiedy będę mógł wyjść?

— Myślę, że jutro.

— To dobrze, uwinę się i pójdziemy na trening, nienawidzę bezczynności, czuję się jeszcze bardziej… — urwał patrząc na twarz partnera. Wcześniejszy śmiech, zastąpiło coś w rodzaju zaniepokojenia i niepewności. — Naruto? — Usiłował podnieść dłoń i pogładzić tę nagle zachmurzoną twarz, jednak dłoń nie oderwała się od pościeli. — N… nie mogę ruszać rękami — wyjąkał, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.

— Są przymocowane pasami.

— Dlaczego?

— Żebyś nie zerwał opatrunków… — Uzumaki odwrócił głowę i patrzył teraz na ścianę.

— Odepnij je.

— Nie…

— Odepnij! — warknął. Naruto oderwał wzrok od zieleni ścian i niechętnie spełnił jego prośbę, odsunął pasy i z niepokojem spojrzał na chłopaka. Sasuke uniósł zabandażowane ręce do swej twarzy i przyglądał się im uważnie. — Odwiń. — Podsunął mu dłoń pod nos.

— Nie wolno. — Naruto delikatnie położył jego rękę na pościeli.

— Zdejmij mi ten cholerny bandaż!

— Ale…

— Zdejmij!

— Dobrze… i tak muszę zmienić opatrunek. — mruknął Uzumaki i powoli zaczął zdejmować bandaże. Po chwili jego oczom ukazała się smukła dłoń, której długie palce były lekko podwinięte pod spód. Wokół paznokci widniały jeszcze krwawe wybroczyny, takie same jak i na nadgarstku. Skóra był mocno zasiniona w niektórych miejscach pojawiły się pęcherze. Sasuke podniósł rękę do oczu i przyglądał się jej uważnie. Próbował poruszyć palcami, co udało mu się tylko w nieznacznym stopniu. Spojrzał pytająco na Naruto. — Masz… odmrożone ręce, Tsunade przygotowała specjalny krem, jałowy czy jakoś tak… Jak zagoją się rany, mam ci go wmasowywać. Powinieneś pozbyć się w ten sposób przykurczu palców. — Głos Uzumakiego przypominał automat. Mówił zmieniając opatrunek i nie podnosząc głowy.

— Ale wróci do normy?

— Na pewno.

— Jesteś tego pewien?

— Tak! — Wreszcie spojrzał na Sasuke, z jego twarzy biła determinacja. — Tak jestem pewien, zrobimy wszystko, aby były takie jak kiedyś!

— Nogi?

— Wszystko w porządku, nic im nie jest.

— Coś jeszcze? — Czarne oczy uważnie studiowały lekko zaczerwienione oblicze blondyna, który zacisnął zęby, kończąc zawijać jego dłoń. — Naruto… powiedz mi…



1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciesze się że Sasuke żyje ale mam nadzieję że odzyska czucie i będzie wszystko w porządku, jaki Naruto spokojny, aż przeraża Tsunade...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń