Cztery miesiące
później...
— Nie ma mowy, nie zawiesisz tutaj tego czegoś! — Neji krytycznym spojrzeniem omiótł trzymaną przez bruneta katanę.
— Ale dlaczego nie? — Sasuke upierał się przy swoich racjach. — Ona tutaj pasuje!
— Pasuje, nie pasuje, nad głową mieć tego nie mam zamiaru. — Hyuuga splótł ręce na piersi i zaciekle kręcił głową. — Spadnie tałatajstwo i nocą nam utnie głowy.
— Nie bądź nie mądry, ta broń należy do naszej rodziny od stuleci, kiedy jeszcze istnieli prawdziwi shinobi, jak do tej pory nikomu łba nie obcięła!
— Zawsze jest ten pierwszy raz. — Neji nie dawał się przekonać. — Powieś ją nad kominkiem.
— Nie wierzę, że zgadzam się na to. — Uchiha niepocieszony, powlókł się do drugiego pokoju i umieścił katanę nad kamiennym kominkiem.
— Widzisz, tu pasuje! — Neji uśmiechnął się radośnie.
— Jasne, obok urny z prochami twojego praprzodka — zakpił Sasuke. — Pewnie teraz nasi goście będą myśleli, że to jemu odrąbała czerep.
— Jest pusta od jakiegoś czasu. — Mężczyzna podszedł i wziął naczynie zaglądając do środka — Chyba nawet ją umyłem.
— Wysypałeś pracośtam do zlewu?!
— Nie, no co ty, kiedyś mi się przewróciła i się wysypały…
— I?
— Pozamiatałem…
— No… to gdzie one są? — zaciekawił się Sasuke.
— Wyrzuciłem do wiadra z popiołem… a potem sprzątaczka… opróżniła je.
— Nie wierzę… — Sasuke otworzył szeroko oczy. — A gdzie rozrzucanie na urwistym brzegu, poświęcanie się ostatniej woli i inne bzdety?
— Weź przestań. — Skrzywił się mężczyzna. — Wyszło jak wyszło.
— Taa i teraz twój przodek zamiast udać się nad oceany, wraz z poranną bryzą, brata się z domowym ogniskiem całego osiedla. — Uchiha siłą woli powstrzymał się od śmiechu.
— Przynajmniej ma weselej niż dryfowanie nad białym kłem i planktonem. — Neji nie wyglądał na wzruszonego.
— Mnie też jak umrę wysypiesz na szufelkę?
— A co widzisz już światełko? — Hyuuga uniósł brew zaciekawiony.
— Taa… właśnie je zobaczyłem. — Sasuke wyminął go ruszając do kuchni, gdzie mikrofalówka mrugała wściekle zielonym punkcikiem, prawie wrzeszcząc, że kolacja gotowa.
***
— Słyszałeś o Iruce? — Neji zadał pytanie trzymając na widelcu sajgonkę i obracając nią dookoła własnej osi.
— Taa… podobno odmawia jedzenia, niknie w oczach. — Sasuke westchnął cicho i odsunął talerz.
— Sam się wykończy w ten sposób. — Hyuuga pokręcił głową. — Zupełnie go nie rozumiem, podobno usiłowano go leczyć.
— I widać im się udało… dotarło do niego co zrobił i…
— Sam sobie wymierza karę? Nie, nie wierzę… bardziej postanowił nie dać satysfakcji ANBU i skończyć z tym na swój sposób.
— Nic by mu nie zrobili, podobno Kankuro zagroził poważnymi konsekwencjami jeżeli cokolwiek mu się stanie, mimo tego co zrobił, liczą się z jego genialnym umysłem.
— Chcą go jeszcze wykorzystać? — Neji uniósł głowę zaskoczony.
— Myślą praktycznie, w ostateczności zastosują pająka, wyczyszczą mu wspomnienia i odeślą na odległą placówkę, gdzie utknie do końca życia, tworząc jakieś programy dla dobra ogółu.
— Było minęło. — Uchiha wstał, odłożył talerz do zlewu i przeciągnął się. — Jestem zmęczony, całodzienne noszenie pudeł nie sprzyja moim plecom. Idę spać.
— Wezmę prysznic i zaraz przyjdę. — Hyuuga odsunął od siebie niedojedzoną kolację. Po czterech miesiącach, Sasuke zgodził się przeprowadzić do niego, to był ogromny krok na przód, jeżeli chodzi o ich stosunki. Do tej pory każdy z nich żył samotnie. Przyzwyczajeni do własnych dziwactw i nawyków, nagle zostaną zmuszeniu do współdziałania. — Cóż… — Uśmiechnął się pod nosem, ruszając w kierunku sypialni. — Zapowiada się bardzo ciekawie… i na pewno intrygująco — mruknął cicho na widok nagich pośladków bruneta, które zniknęły w drzwiach do łazienki.
***
— Nie Kiba, nie pójdę na żadną imprezę. — Nara stanowczo pokręcił głową. — Mam już plany na dzisiejszy wieczór.
— Ale Shika, musisz przyjść, będą sami znajomi, popijemy, pogadamy, powygłupiamy się. — Brązowe oczy chłopaka patrzyły na niego prosząco.
— No właśnie i to ostatnie przeraża mnie najbardziej. Ostatnio kiedy sobie popiliście, skończyło się tym, że Genma udawał Romea stojąc pod oknem, a ty paradowałeś w narzucie, w marnej imitacji Juli. W dodatku opróżniałeś popielniczki przez okno…
— Było wesoło… — Kiba roześmiał się, lekko zaczerwieniony na wspomnienie imprezy.
— Było bardzo wesoło… do czasu kiedy do drzwi zapukała policja, wezwana przez zdegustowanych wyciem twojego chłopaka sąsiadów i zamiast was ochrzanić i udzielić upomnienia, przyłączyła się do ogólnej biby.
— Tak jakby to była nasza wina, że pracujemy w jednym pomieszczeniu. — Inuzuka wyszczerzył zęby w uśmiechu. — No przyjdź… pozwolę ci nawet znowu udawać trupa. — Złożył błagalnie ręce.
— Nie udawałem trupa!
— No dobra… to pozwolę ci znowu leżeć na łóżku i jęczeć, że jesteśmy zbyt głośni, zbyt żywi i zbyt kłopotliwi. — Kiba zwinnie odskoczył do tyłu, kiedy brunet rzucił w niego, leżącą na biurku pustą puszką po coli, nie przejmując się zdegustowanym spojrzeniem Lee.
— Brewka, byłbym zapomniał Sakurcia cię szukała. — Rzucił od niechcenia, na co chłopak obcięty na grzybka, bez słowa wstał i bredząc coś o wiosennym uczuciu pobiegł w kierunku wyjścia.
— Aż dziw, że to nadal działa, jak bardzo trzeba być naiwnym, aby za każdym razem dać się nabrać? — Kiba pokręcił z niedowierzaniem głową, wracając do biurka.
— Myślisz, że jakby ściął włosy i wydepilował brwi, to by mu się rozum odsłonił? — Shika spojrzał na niego pytająco.
— Nie… ale przynajmniej przestałby być moim najgorszym koszmarem. — Westchnął żałośnie Kiba, głaszcząc leżącego obok biurka psa. — Co ta Haruno w nim widzi?
— Podobno ma dużą rurę wydechową…
— Taa… jak się ma maleńki móżdżek, to przynajmniej rurą się nadrabia, do tego nawet inteligencji nie trzeba — stwierdził Inuzuka. — Machać tyłkiem każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej, a ja się wcale nie chwalę, że macham doskonale. — Zabębnił palcami po blacie do rytmu.
— Niech żyje skromność uke — zadrwił Shika. — Ok., zmywam się, do jutra i… nie, nie przyjdę na imprezę — dodał widząc, że Kiba chce coś powiedzieć. — Wypijcie moje zdrowie — machnął ręką wychodząc.
***
Pilot był zdecydowanie za daleko, a on zdecydowanie za bardzo rozleniwiony, aby po niego sięgnąć. Pantofel za to nadawał się do tego celu idealnie i właśnie teraz Shika usiłował przysunąć nim kłopotliwy sprzęt. Na stole stała niedokończona butelka piwa, obok zapełniona popielniczka, przypominając obłąkanego jeża, błagała o chwilę oddechu. Głośne łomotanie, sprawiło, że właściciel zaklął głośno.
— Kiba… nie żyjesz —
warknął podchodząc do drzwi i otwierając je jednym szarpnięciem. Ku jego
zaskoczeniu na progu nie było jego przyjaciela, za to oparty niedbale o futrynę
stał rudowłosy mężczyzna. — Czego?
— Mógłbyś się wysilić i być milszy. — Sabaku minął go i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.
— Nie chce mi się. — Shika prychnął i zatrzasnął drzwi, ruszając za nim i wyrywając mu z ręki piwo. — To moje, weź sobie z lodówki.
— Sknera — mruknął kierując się do kuchni i wyjmując z chłodziarki butelkę.
— Jak misja? — Nara powrócił na łóżko i chwycił wreszcie pilota, wyłączając telewizor.
— Rutyna. — Wzruszył ramionami, waląc się obok niego i kładąc nogi na stojącym obok krześle.
— Cztero miesięczna rutyna… fajnie miałeś — zakpił Shika.
— Czekałeś na telefon? — Gaara spojrzał na niego ironicznie.
— Prędzej na gołębia pocztowego — sarknął odstawiając pustą butelkę. — Weź prysznic, śmierdzisz.
— No wiesz… jesteś wredny, wracam z misji, walę się od razu do ciebie, a ty zamiast podać mi kolację, zapalić świece i przygotować posłanie…
— A może jeszcze wypiąć tyłek i samemu się naoliwić? — Shika spojrzał na niego rozbawiony.
— Prewersje mile widziane. — Gaara bez skrępowania suszył zęby. — Poza tym wiesz co to za męka, przez tyle czasu nie umoczyć ptaszka?
— Nie kąpałeś się przez ponad kwartał? — Nara najwyraźniej bawił się świetnie kosztem Sabaku.
— Weź mnie nie wkurwiaj, mam ochotę na bzykanko. — Gaara popchnął go i przycisnął do łóżka.
— Nie ma mowy. — Nara wyślizgnął się, wciskając kolano jego podbrzusze. — Najpierw się umyjesz.
— A pójdziesz ze mną? — Ruda głowa wychyliła się zza rogu posłania.
— Jeżeli lubisz być podtapiany?…
— Jak rany, jesteś pieprzonym sadystą. — Gaara podniósł się i ruszył w kierunku łazienki, po drodze się rozbierając się powoli i przyprawiając leżącego na łóżku Shikę o przyspieszone bicie serca. — A może znalazłeś sobie jakiegoś słodkiego chłopaczka? — Sabaku odwrócił się w jego stronę nie krępując się swoją nagością. — Jak tak to bez krępacji, wal śmiało.
— Jasne… ma na imię Ken i najpierw dmucha się go przez dziurę w fiucie, a potem bzyka w wibrujący tyłek.
— A baterie gdzie wkładasz?
— W cycki.
— Suuuper, pokażesz mi go? — Gaara otworzył drzwi do łazienki. — Nigdy nie bzykałem buczącej dupy.
— A bzykałeś w ogóle jakieś? — Nara wstał z łóżka i wiedziony ciekawością ruszył w stronę, skąd dochodził odgłos lejącej się wody.
— Zdziwił byś się. — Sabaku wyjrzał zza zasłonki z udekorowaną pianą z szamponu głową.
— Kiedy masz kolejną misję? — Oparty o futrynę Shika, przyglądał się jego pośladkom z wyraźnym zainteresowaniem.
— Nie prędko, kolejne pół roku siedzę tutaj, chyba, że byłoby to coś nie cierpiącego zwłoki.
— Pół roku… — Nara wywrócił oczami. — A mówili, że Mikołaj to święty. — Nara wrócił do pokoju i wymownie spojrzał na kartkę kalendarza, na której malowniczo uśmiechała się do niego czerwona szóstka.
— Aaa i wyprowadziłem się z domu, szukam mieszkania. — Ociekający wodą rudzielec, z ręcznikiem na głowie wyszedł z łazienki.
— Schroniska dla bezdomnych, przyjmą cię z rozłożonymi ramionami.
— Właściwie to pomyślałem…
— Nie myśl! Nie ma mowy. — Shika spojrzał na niego prawie, że wrogo.
— Ale…
— Zapomnij! — Cofnął się lekko widząc podchodzącego mężczyznę.
— Nooo przygarnij kropka — zamruczał Sabaku popychając go na łóżko.
— Ani kropka, ani trójkącika.
— Trójkącik też może być, nie bądź świnia. — Ukląkł, od razu rozpinając mu rozporek.
— Spadaj, idź do Kankuro — jęknął czując jego dłoń wędrującą po nagim już udzie.
— Nie pieprzę się z własnym bratem.
— Mówiłem o mieszkaniu — westchnął, kiedy spodnie odfrunęły w kierunku przeciwległej ściany.
— Dopiero się od niego wyprowadziłem, nie wracam tam. — Ciepły oddech owiał podbrzusze Nary.
— Tutaj nie zamieszkasz…
— Jak ci obciągnę to się zgodzisz?
— NIE… MA… MOWY! Mam ci to przeliterować? — Członek Shiki podniósł się w oczekiwaniu na pieszczotę.
— To ci nie obciągnę. — Sabaku odwrócił się ostentacyjnie i usiadł na podłodze.
— Gaara! Nie wkurwiaj mnie! — Niezaspokojony i mocno pobudzony Shika usiadł na posłaniu. — Możesz zostać… na dwa dni.
— Na dwa dni, to sobie hotel wynajmę i Kena — parsknął Sabaku.
— No dobra, na tydzień…
— Hotel, ale bez Kena, bo za drogo.
— Przeginasz pałę… dobra, ale tylko dopóki nie znajdziesz nowego mieszkania. — Poddał się Nara.
— Jeszcze nie przeginam… dopiero zacznę. — Gaara odwrócił się, na powrót popychając go na pościel i od razu chwytając jego członka, co wywołało głośny jęk u leżącego mężczyzny. — A swoją drogą… serio masz Kena?....
Jedno było pewne,
kolejne sześć miesięcy zapowiadało się bardzo kłopotliwie.
END
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, uśmiałam się z tekstu Shikamaru "nie udawałem trupa" to naprawdę było boskie, cieszę się że Sasuke z Nejim i Shika z Gaara choć tutaj to wszystko kłopotliwe, aż dziwię się że Shikamaru nie powiedział tekstu "ale to kłopotliwe że stoi"...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia