Mgła świtu dawno już
odpłynęła w zapomnienie. Za oknem wesoło szalały ptaki, swym świergotem
rozpraszając ciszę panującą w sypialni. Słońce bez skrupułów łaskotało po
twarzy śpiącego elfa.
Lantiel zmarszczył nos w geście protestu i przysłonił ramieniem głowę, mocniej
wtulając się w poduszkę. Zdecydowanie nie chciało mu się wstawać, było tak
miękko i wygodnie. Bez namysłu przysunął się bliżej źródła ciepła i wtulił w
kusząco pachnące miejsce. Jak dobrze… prawie zamruczał, głębiej wciągając
powietrze. Przesunął ręką w górę, powoli dochodząc do wniosku, iż faktura
pościeli zdecydowanie odbiega od normy. Uchylił powieki. Wspomnienia ubiegłej
nocy powróciły w okamgnieniu, gdy jego wzrok zarejestrował z bardzo bliska
oliwkową skórę szyi innego elfa. Zamrugał kilka razy, prawie robiąc zeza,
ujrzawszy przed swoim nosem zachęcająco pulsującą żyłkę.
Silvan!
Therien przymknął powieki zrezygnowany. Świetnie! Kilka lampek wina, kolejne
kilka nalewki i zamiast spędzić noc na rozkosznych zmaganiach w ramionach
księcia, zwyczajnie zasnął. Co prawda pod głową czuł rękę elfa, a dłoń
Ithildina spoczywała gdzieś w okolicach jego pasa, ale… ALE! Niestety na tym
kończył się ich kontakt cielesny, gdyż oddzielały ich od siebie dwie warstwy
ubrań.
Westchnął z rezygnacją, cóż… w końcu mieli tutaj zostać dopóki susza nie
przeminie, więc będzie miał jeszcze możliwość na bliższe zapoznanie się z
przystojnym elfem. Może to i lepiej, że do niczego między nimi nie doszło?
Deser, na który długo się czeka, jest znacznie smaczniejszy.
Pocieszająca myśl.
Po raz kolejny wciągnął powietrze, uśmiechając się lekko, gdy zapach Silvana
otulił jego twarz. Elf pachniał wiatrem, trawą i czymś jeszcze. Czymś, co czuł
niedawno i powinien był to dokładnie rozpoznać, a jednak umykało mu,
przytłumione wonią skołtunionej pościeli. Nieświadomie wystawił język i dotknął
oliwkowej skóry, poczuł słono — słodki smak i uśmiechnął się szeroko. Mężczyzna
obok poruszył się lekko.
Silvan przebudził się chwilę przed tym, jak chłopak leżący
obok się poruszył. Miał czas, aby przyjrzeć się śpiącemu elfowi. Długie lśniące
włosy rozsypane były na poduszce, malowniczo okalając twarz Lantiela. Na tle
granatowego materiału wyglądały jak jedwabna, srebrzysta przędza. Książę w
myślach porównał je do delikatnego światła księżyca, które w tych pasmach
pozostawiło swój blask, ignorując to, że dzień objął panowanie. Długie, ciemne
rzęsy rzucały cień na kremowe policzki, teraz lekko zarumienione od snu.
Delikatne usta wyglądały, jakby ich właścicielowi śniło się coś przyjemnego,
kąciki drgały nieznacznie, wywołując u Silvana chęć dotknięcia warg i sprawdzenia,
czy są naprawdę tak miękkie, na jakie wyglądają.
Patrzył jak chłopak powoli się budzi, z jego twarzy można było wyczytać moment,
kiedy zorientował się, że leży u jego boku. Najpierw zagościło na niej coś w
rodzaju popłochu i niezadowolenia. Książę przestraszył się, że Lantiel zaraz
zerwie się z krzykiem, chociaż wieczorem nie wyglądał na kogoś, kogo przeraża
perspektywa spędzenia z nim nocy. Nic takiego jednak się nie wydarzyło,
niezadowolenie zniknęło z twarzy Theriena, a zastąpiło je rozczarowanie, które
chwilę potem przeszło w nieśmiały uśmiech. Silvan westchnął lekko,
zastanawiając się jakie myśli krążą pod tą blond czupryną, wywołując taką
mieszaninę emocji. Przymknął oczy, przez moment szukając w głowie odpowiednich
słów. Budzenie się rano z elfem w objęciach nie należało do jego standardów i
nie bardzo wiedział, jak wyrazić to, co chciał powiedzieć. Dreszcz
przeszywający jego ciało przerwał rozmyślania.
Wilgotny język
niespiesznie wędrował po wrażliwej skórze szyi, za nic mając to, co wyprawiał z
nim samym. Żołądek bruneta gwałtownie się skurczył, a poranna erekcja drgnęła
niekontrolowanie. Poruszył się niespokojnie, otwarcie już patrząc na leżącego
obok chłopaka. Ku jego zdumieniu, Lantiel w odpowiedzi na ruch zamknął oczy,
udając, że śpi. Przez chwilę obserwował lekko drgające rzęsy i zaciśnięte usta,
po czym uśmiechnął się złośliwie.
Westchnął głęboko i przeciągnął się, jakby dopiero wynurzył się z objęć
Morfeusza. Uniósł głowę i z zaskoczoną miną spojrzał na śpiącego blondyna.
— No, no, kogo my tu mamy — zamruczał, obserwując twarz elfa. Jednak poza
delikatnym zmarszczeniem nosa, nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
Wyciągnął rękę i przesunął
nią po włosach chłopaka, przez chwilę bawił się jasnymi kosmykami, zaplatając
je na palec i pozwalając im opadać świetlistą falą. Po kilku minutach dotknął
opuszkiem łagodnie wyciętych brwi, badał strukturę delikatnej skóry policzków i
krzywiznę nosa. Lan z uporem udawał, że śpi. Palec powędrował na usta i
dokładnie zbadał ich kontur, po czy zsunął się na szyję, a z niej na klatkę
piersiową. Przez cienki materiał tuniki dłoń zjechała powoli na splot słoneczny
elfa i spoczęła na nim nieruchomo. Książę poruszył się, ziewając głośno i nadal
obserwując spod rzęs uparcie „śpiącego” Theriena. Poruszył nogą i obrócił się
na plecy, pociągając go za sobą. Kolano blondyna wsunęło się pomiędzy jego uda
i zastygło bez ruchu. Elbereth… takiego układu nie przewidział, wciągnął
głęboko powietrze, gdy poczuł nacisk. Lantiel w pół leżąc na nim, wyszczerzył
zęby w uśmiechu, chowając twarz w jego ubraniu.
— Długo masz zamiar udawać, że śpisz? — Silvan poddał się wreszcie.
— …
— Śniadanie czeka — kusił cicho.
— …
— Z tymi rozczochranymi włosami wyglądasz jak goblin po ucieczce przed górskim
trollem. — Zaryzykował i w uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy blond głowa
poderwała się do góry.
— Nieprawda! — Niebieskie oczy spojrzały na niego zadziornie.
— Aaa, więc jednak nie śpimy — mruknął, przesuwając ręką przez jego plecy i
badając kuszące krzywizny.
— Jakby ktokolwiek mógł spać, kiedy nawijasz mu do ucha. — Lantiel potarł nosem
o jego szyję, rozkładając się wygodniej.
— Przypominam ci materac?
— Nie jesteś tak wygodny, ale może być — mruknął Therien, pociągając lekko
rzemyk jego koszuli i odkrywając tym samym kawałek torsu.
— Strasznie delikatne z ciebie stworzenie — prychnął, zastanawiając się, jak
daleko zamierza się posunąć.
— Złudzenie, przy Errdirze nie można być delikatnym, to nadzorca niewolników. —
Poczuł jak elf nieznacznie się krzywi.
— Rozumiem — westchnął cicho, z niechęcią patrząc w stronę okna. — Niestety
muszę wstać, mam poranny trening z młodymi kadetami.
— Nie może tego zrobić za ciebie ktoś inny? — Lan poruszył się, mocniej
przylegając do jego ciała i przesuwając udem w górę.
Silvan zacisnął zęby, czując jak krew po raz kolejny napływa mu do dolnych
partii ciała. Najchętniej zostałby w łóżku z chłopakiem, jednak obowiązki
wzywały. Jeżeli chciał młode elfy nauczyć punktualności i poszanowania reguł,
sam musiał im dawać przykład.
— Kusisz — mruknął, spychając go z siebie. Usiadł, spuszczając nogi na podłogę.
Cholera, spał w butach! No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. Skrzywił się
lekko. Czekała go podróż do własnej sypialni i szybka kąpiel.
— Widać niezbyt skutecznie — prychnął Lantiel. Rozłożył się po przeciwnej
stronie i podparłszy głowę na łokciu, przyglądał się księciu, który właśnie
usiłował zasznurować na powrót swą koszulę.
— Jak dla mnie, wystarczająco. — Pochylił się i pstryknął go w nos. — Muszę
jeszcze wziąć kąpiel, marudo.
— Moja łazienka jest wystarczająco duża. — Therien ożywił się i podniósł do
siadu, pocierając palcem podrażnioną skórę. — Moglibyśmy wykąpać się razem,
pomyśl jaka oszczędność wody.
— I zero oszczędności czasu. — Roześmiał się Silvan. Therien naprawdę był
elfem, od którego ciężko było odejść. — Obiecuję ci, że dołączę do twej
kąpieli, gdy wrócę z ćwiczeń — mruknął i ruszył w kierunku drzwi prowadzących
na korytarz.
— Taa, jasne. — Lantiel podniósł się i odprowadził go wzrokiem, po czym smętnie
spojrzał w dół na dowód swej frustracji. — No i co się wychylasz, leżeć! Święto
odwołane, witaj w szarej rzeczywistości.
***
Upalny dzień wlókł się niemiłosiernie. Późnym popołudniem
zarówno Errdir, jak i jego towarzysz mieli serdecznie dosyć. Ich magia
pulsowała w koniuszkach palców, przyprawiając o drętwienie dłoni. Miejsca na
kolejne studnie zostały wyznaczone, a za nimi była dopiero jedna trzecia
gospodarstw. Za namową Lanitela, który z braku takiego doświadczenia w
dysponowaniu własnymi mocami jak jego mistrz, szybciej się męczył, odpuścili
sobie pracę i udali się do zamkowych ogrodów.
Pod rozłożystym dębem,
łaskawie użyczającym im swego cienia, rozłożyli pled. Errdir przyniósł z kuchni
jedzenie i bukłak z wodą, który od razu przejął od niego Therien, przechylając
go i rozkoszując się jej krystalicznym smakiem.
— Elbereth, tego mi było potrzeba — jęknął, gdy już oderwał usta od skórzanego
mieszka. — Czuję się, jakbym wieki spędził na pustyni.
— Nie narzekaj. — Mag urwał kiść winogron i jedno z nich wsunął do ust, powoli
rozgryzając owoc i rozkoszując się jego sokiem. — Wspomnij tych, którym już
jakiś czas temu zabrakło tego życiodajnego płynu.
— Wiem. — Skrzywił się lekko. — Jeżeli susza nie minie, jeszcze tydzień, dwa, a
zaczną się zamieszki na obrzeżach. Mam wyrzuty sumienia, że nie możemy pomóc
wszystkim.
— Pomyśl, ilu zdołasz uratować, elfy z miasta na pewno nie poskąpią wody
podróżnym. — Errdir oparł głowę o pień, nie zważając na chropowatą korę, która
lekko szarpała jego włosy.
— Wiem, co nie znaczy, że nie sięgam wzrokiem poza góry. — Laniel przymknął
oczy, obracając w dłoni soczyste jabłko. — Widzę mrok, przyjacielu, czuję
zapach krwi.
— Miałeś sen? — Dulin spojrzał na niego badawczo.
Kilka razy zetknął się z
dziwnym zjawiskiem, kiedy to nocne marzenia siedzącego obok niego chłopaka
okazały się mieć swe odzwierciedlenie w rzeczywistości. Było to niespotykane i
nie dzielili się tym z nikim. Wieszcze byli postrzegani jako ci, którzy
rozmawiają z bogami i darzeni ogromną estymą. Lantiel był przerażony, gdy
odkrył, że niektóre z jego snów się sprawdzają. Zaklinał Errdira, aby trzymał
to w sekrecie. Nie był gotowy na przyjęcie tak wielkiej odpowiedzialności.
Nigdy nie chciał być mistrzem wody, marzył o zwykłym życiu wojownika, jednak po
początkowym narzekaniu, przyjął swą rolę z godnością. Kolejnego brzemienia po
prostu by nie udźwignął.
Dlatego Errdir patrzył teraz na niego ze współczuciem i strachem przed
odpowiedzią.
— Nie, mój drogi, nie miałem. — Uspokajająco położył mu dłoń na kolanie. — Po
prostu to czuję, wiatr niesie żałobną pieśń, jestem pewien, że i ty ją
słyszysz.
— Wiatr lubi śpiewać wiele piosenek. — Mag ostrożnie ważył słowa. — Może to
jakaś dawno zapomniana ballada?
— Chciałbym się zgodzić, udać, że nie słyszę, ale nie mogę oszukać własnych
uszu. — Twarz Lantiela była poważna i zamyślona. — Z gór potoczyły się
kamienie, czas jest dla ich mieszkańców katem. Ten sam powiew, który w letnie
dni przynosi wytchnienie, teraz swym gorącem osusza ostatnie źródła, biczuje
spalone słońcem twarze, niesie pożogę i grozę. Stanie się coś strasznego… już
niedługo. — Jego smukłe palce zacisnęły się na nodze Dulina, a ciałem
wstrząsnął dreszcz.
— Kraczesz jak stary, samotny kruk. — Errdir położył rękę na jego dłoni dla
dodania otuchy. — Uspokój się, przepowiadanie śmierci nie przynosi ukojenia.
— Wybacz. — Therien zamrugał, otrząsając się z mrocznych wizji. — Czasami…
— Czasami pokazujesz swe drugie oblicze, chyba wolę cię jako wiecznie
roześmianego trzpiota. — Mag odsunął miseczkę z owocami, czując, że stracił
ochotę na jedzenie.
— Każdy z nas nosi jakąś maskę. — Elf wzruszył ramionami.
— Tylko, że u ciebie to nie maska, ty po prostu musisz czasami się wywnętrzyć,
pechowo trafia zawsze na mnie.
— Wolałbyś, abym milczał?
— Nie, od tego są przyjaciele. — Uniósł dłoń i położył ją na ramieniu chłopaka,
przygarniając go do swego boku. — Po prostu czasami z ciebie kpię.
— Jakbym nie wiedział. — Jakaś gałązka ostrzegawczo trzasnęła za ich plecami.
Odwrócili się w kierunku odgłosu, zerkając na przybysza.
— Przeszkadzam? — Kael stanął pod drzewem, opierając się ręką o jego korę. Jego
brwi lekko się uniosły, widząc jak mag przytula młodego elfa, który ufnie
opierał mu głowę na ramieniu.
— Wręcz przeciwnie, rozmawialiśmy o domu. — Przesunął się, udostępniając
kawałek pledu Ithildinowi. — Przyłączysz się?
— Jeżeli twój młody przyjaciel nie ma nic przeciwko, to jak najbardziej. —
Regent przeniósł wyczekujące spojrzenie na Lantiela.
— Cała przyjemność po naszej stronie. — Młodzieniec uśmiechnął się, poklepując
ręką wolne miejsce.
Kael usiadł ostrożnie, podwijając poły długiej do kostek tuniki, której wysokie
boczne rozcięcia ukazywały ukryte pod nią dopasowane mocno legginsy.
— Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w dyskusji…
— Nie, Lantiel po prostu tęskni za ojcem. — Errdir mocniej objął przyjaciela,
głaszcząc delikatnie jego włosy.
— Twój ojciec… Faktycznie, wspominałeś o nim. — Kael kiwnął głową. — Nie
przeszkadzajcie sobie, chętnie posłucham.
— Tata… — Kącik ust Lana uniósł się nieznacznie. — Tata jest jedyny w swoim
rodzaju. Wiecznie się śmieje, nawet wtedy, gdy jest mi smutno, a może zwłaszcza
wtedy? Czasami myślę, że odgania w ten sposób nieprzyjemne myśli. To wspaniały
elf. — Poderwał głowę i spojrzał na regenta. — Gdybyś go znał, Kaelu! —
wykrzyknął cicho. — Na pewno zaprzyjaźnilibyście się. Jest trochę podobny do
ciebie, taki… majestatyczny. Wszyscy czują przed nim respekt. Potrafi każdemu
doradzić, pomóc w cierpieniu, pocieszyć. Jest bardzo mądry, oczytany. Nasz dom
to jednak wielka biblioteka. — Roześmiał się cicho. — Wiecznie siedzi z głową w
księgach. Przeważnie studiuje woluminy traktujące o wyroczniach.
Errdir zmrużył oczy, widząc jak regent wyraźnie drgnął na wspomnienie kierunku,
jaki obrały studia Jarela i nie pomylił się, zaraz potem Kael pochylił się
lekko w kierunku Theriena i zadał pierwsze pytanie.
— Czy twój ojciec jakoś ukierunkował swe zainteresowania, czy zajmuje się
ogółem proroctw?
— Nie sądzę. — Lantiel pokręcił wolno głową. — Myślę, że bardziej go interesuje
ich interpretacja i to czy zdarzenia, o których mówią, rzeczywiście pokrywają
się z nimi. Czasami mam wrażenie, że czegoś szuka… — Zamyślił się na chwilę, po
czym wesoło spojrzał na regenta. — Ale, jak mówiłem, to bardzo mądry elf,
wierzę, że w końcu odkryje to, czego tak nieustannie poszukuje.
— Ja też tak myślę. — Ithildin potarł w zamyśleniu brodę. — Niezłomny
poszukiwacz zawsze w końcu trafia do źródła swych pragnień.
— Mój tata powtarza dokładnie to samo. — Twarz Lantiela rozjaśniła się, słysząc
w ustach elfa, słowa ojca.
— Naprawdę? — Kael zmieszał się lekko. — To stare powiedzenie, zapewne gdzieś
musiał je słyszeć.
— Na pewno. — Therien przeciągnął się lekko, zrzucając z ramienia rękę Errdira.
— Wybaczcie, pójdę rozprostować kości, zmęczenie i późniejsze lenistwo
sprawiły, że poczułem się senny, czas to odgonić. — Podniósł się lekko i ruszył
w kierunku alejek prowadzących w głąb ogrodu. — Spotkamy się na kolacji.
Errdir uważnie przyglądał się ekspresji, jaka malowała się
na pięknym obliczu Ithildina, gdy ten jakby zapominając o jego obecności,
spoglądał za odchodzącym młodzieńcem. Można na niej było odczytać zarówno żal,
jak i niepewność, czułość, sympatię i… strach. To ostatnie najbardziej
zastanawiało maga. Miał ochotę zapytać wprost i zażądać odpowiedzi na dręczące
go pytania, jednak uznał, że jeszcze na to nie pora, w zamian za to
bezszelestnie przysunął się do regenta i szepnął mu do ucha poprzez antracytową
kaskadę włosów.
— A ty? Znalazłeś to, czego szukasz? — Mężczyzna drgnął, gdy poczuł na szyi
gorący oddech drugiego elfa.
— O czym mówisz? — zapytał na pozór lekko, lecz delikatne drżenie w głosie dało
znać, że jest zdenerwowany.
— Mam wrażenie, że bardziej interesuje cię mój podopieczny niż ja. — Errdir
spojrzał na niego z udanym wyrzutem.
— Nie opowiadaj głupot, jest dla mnie za młody. Mógłbym być jego dziadkiem. —
Ithildin uśmiechnął się wymuszenie.
— Dziadkiem, ojcem, kochankiem. — Dulin urwał jedno dojrzałe winogrono i wsunął
je w lekko rozchylone usta regenta. — Jak gdyby wiek odgrywał jakąkolwiek rolę.
Kto odkryje brzemię naszych lat? Setki czy tysiące, co za różnica?
Kael rozgryzł owoc, delektując się słodkim miąższem.
— Niemniej, Lantiel nie interesuje mnie w taki sposób.
— A w jaki? — Errdir starł kciukiem sok z kącika jego ust i sugestywnie oblizał
palec, patrząc mu głęboko w oczy.
— Dlaczego sądzisz, że w ogóle mnie interesuje? — zapytał z roztargnieniem
obserwując kciuk, który zniknął w kształtnych ustach maga.
— Takie przeczucie. — Uśmiechnął się lekko.
— Czy to dziwne, że chcę więcej wiedzieć o swoich gościach? — zapytał,
chwytając go za dłoń, bawiąc się nią i splatając ich palce.
— Może tak, może nie. — Errdir przekrzywił głowę. — Co robisz dziś wieczór?
— Zależy…
— Od czego? — Potarł delikatnie miękką skórę jego nadgarstka.
— Od tego, kto wysunie ciekawszą propozycję.
— Uznaj, że przebiłem wszystkie. — Mistrz wody przyglądał się, jak Kael sięga
po kremową babeczkę i chcąc zyskać na czasie, wsuwa ją do ust.
— No nie wiem… musiałbyś się bardzo postarać, jestem zajętym elfem. — Spojrzał
na niego ironicznie, przełknąwszy ostatki ciasta.
Dulin z fascynacją patrzył na poruszające się na jego smukłej szyi jabłko
Adama, po czym drugą ręką chwycił jego dłoń, podnosząc ją do ust i delikatnie
zlizując ze smukłych palców resztki kremu.
— Naprawdę… sądzę, że powinieneś dać mi szansę zaprezentować szeroki wachlarz
mych umiejętności — zamruczał.
— Tak… — Ithildin przełknął gwałtownie ślinę. — Myślę… Myślę, że około północy
powinienem już być wolny…
— A potem… po prostu zdaj się na mnie. — Errdir przygryzł opuszek jego palca.
Kael przez chwilę milczał, jakby rozważał jego propozycję, po czym podniósł
się, z lekkim żalem uwalniając ręce tak umiejętnie obdarzane pieszczotami.
— Och, Errdirze. — Pochylił się ujmując go pod brodę smukłymi palcami. —
Powinieneś się nauczyć, że najwspanialszy w tym wszystkim jest element
zaskoczenia. Nie zakładaj, że wiesz o mnie wszystko. — Przesunął wierzchem
dłoni po jego policzku i odwrócił się w kierunku zamku, pozostawiając maga z
widocznym zaskoczeniem malującym się na jego przystojnym obliczu.
Hej,
OdpowiedzUsuńno, no to rozczarowanie, że do niczego nie doszło, jego ojciec szuka informacji o przepowiedniach, szkoda, że nie wzięli wspólnie kąpieli...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia