Witam po
dłuuugiej przerwie. Najpierw mnie nie było, bo miałam wakacje, potem nie było Aubrey, bo pracowała po dziesięć godzin
i niestety nie miała wakacji. I tak nam się to ładnie-nieładnie rozjechało.
Aby nie
przedłużać kilka informacji. „Aojdowie”
opuścili niestety tę stronę, gdyż Saraknya
postanowiła założyć swój własny kącik. Strona Sar jest piękna, a link do niej
znajduje się oczywiście tutaj. Nic tylko klikać i karmić autorce wena ;) Co
dalej… wrzuciłam już poprawiony „Czerwony
Płomień” i „Red Hills”. „Szara Strefa” czeka aż się nad nią
zlituję i w końcu też ją poprawię… przeraża mnie to O.o
Za betę
dziękuję bardzo Aubrey, która od lat
niezmordowanie gimnastykuje się nad moimi ułańskimi fantazjami :*
To chyba
tyle :P Zapraszam na rozdział. Miało być jak zwykle dziesięć stron, ale wyszło
prawie dwa razy tyle… mam nadzieję, że nie przyśniecie w połowie ;) Miałam
podzielić na dwa, ale stwierdziłam, że zostawię tę długość :)
Dziękuję
za Wasze wspaniałe komentarze i pozdrawiam serdecznie :*
Miarowy
odgłos kroków rozbrzmiewał w panującej dookoła ciszy, gdy podeszwy wysokich
butów do konnej jazdy uderzały o kamienną posadzkę jednego z krużganków
otaczających zamek. Lantiel spojrzał na nieruchome korony drzew, rosnących tak
blisko zabudowań, że mógł z tej wysokości prawie dotknąć ich ręką. Westchnął,
odgarniając z czoła kosmyk włosów. Od wielu dni oczekiwali na deszcz,
przeklinając lepkie, duszne powietrze. Dziś nawet nie było wiatru. Wszystko
jakby zatrzymało się w miejscu, oczekując na zbliżającą się nawałnicę. No dalej, zanim zupełnie się rozpuszczę!
Lantiel spojrzał w zasnute ciężkimi chmurami niebo i skrzywił się, czując, jak
materiał koszuli przykleja mu się do pleców. Najchętniej resztę dnia spędziłby
w łaźni, mocząc się tak długo, aż jego skóra zaczęłaby przypominać pomarszczony papier. Być może przez ten
czas niebo by pękło, a on wreszcie mógłby
głęboko odetchnąć wilgotnym powietrzem. Zatrzymał się i wychylił przez balustradę, z dziecinną złością obserwując psy bojowe, leżące
leniwie w płytkiej wodzie potoku płynącego przez
ogród. Patrząc na te ogromne zwierzęta, zastanawiał się, czy naprawdę
potrafiłyby walczyć u boku swych właścicieli. Ciężar ich ciał zbiłby z
nóg orka, a zęby bez trudu rozszarpałyby twardą skórę
trolla, jednak nadal nie wyobrażał ich sobie w trakcie walki. Odkąd tutaj
mieszkał, nigdy nie widział, aby robiły cokolwiek innego poza jedzeniem,
spaniem i bieganiem po wyznaczonej dla nich części ogrodu. Wielkie, kudłate i
przyjazne. Z wiecznie wywieszonymi jęzorami, dyszące z radości, gdy ktoś
zwrócił na nie uwagę i mrużące radośnie wściekle żółte oczy przy wyczesywaniu
ich długiej sierści. Dzieci je uwielbiały, a one odwzajemniały tę miłość,
pozwalając im na wiele, łącznie z jazdą na swych szerokich, rudych grzbietach.
— Bojowe — prychnął.
— Chyba w kolejce do miski.
— Nie
sądź po pozorach. Są bardzo przyjazne otoczeniu, które znają. Kiedy jednak ktoś
zagraża ich panom, zmieniają się w prawdziwe potwory. Obronę tego, co kochają,
mają we krwi. W walce nigdy jeszcze nie opuściły naszych wojowników, bezbłędnie
wyczuwają zagrożenie i niejednego uratowały od śmierci. To wspaniałe zwierzęta,
wierne i posłuszne — głos, który zabrzmiał tuż za plecami Lantiela, sprawił, że
wyprostował się i odwrócił natychmiast, odruchowo pochylając głowę.
— Mój
panie, właśnie zmierzałem do twoich komnat.
— A ja
postanowiłem wyjść ci naprzeciw. — Dłoń Zenthariona spoczęła na ramieniu
Theriena i ścisnęła je delikatnie.
—
Czyżbym się spóźnił? Wydawało mi się…
— Nie,
skądże. Jesteś na czas. — Wysoki elf uśmiechnął się lekko, widząc zakłopotanie
maga. — To ja już nie mogłem wytrzymać w swej komnacie i postanowiłem się
przejść. Wiem, że zawsze, gdy idziesz do mnie, wybierasz drogę przez zewnętrzną
część zamku. Nie lubisz naszych wspaniałych korytarzy? Zbyt przytłaczające, z
tymi wszystkimi portretami?
— Zawsze
wolałem przebywać na zewnątrz, niż w zamkniętych pomieszczeniach. — Lantiel
rozluźnił się, słysząc przyjaźnie kpiący ton w głosie namiestnika. Kiedy
godzinę wcześniej został powiadomiony o spotkaniu z nim, poczuł zdenerwowanie.
Czyżby stało się coś złego, że Zentharion potrzebował jego pomocy jako maga?
— Jak większość z
nas, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Mam wrażenie, że jesteśmy w oku cyklonu,
oczekując na uderzenie. — Elf uniósł wzrok w stronę ciemnego od chmur nieba. —
To będzie ciężka burza. Mam nadzieję, że okoliczne wioski zabezpieczyły się
należycie. — Rozbawienie znikło, zastąpione posępnością,
gdy zmarszczka zeszpeciła gładkie czoło namiestnika.
—
Rozumiem, że mam być gotowy do wyjazdu, gdy zajdzie taka potrzeba. — Lantiel
jęknął w myślach, zanosząc modły do bogów, aby błyskawice oszczędziły domy
mieszkańców podgrodzia. Pomoc w gaszeniu pożarów była tym, czego nienawidził
najbardziej. Wzbudzała najgorsze wspomnienia i przyprawiała go o dreszcze.
— Tak,
to też. — Namiestnik mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu i pociągnął go do
przodu. — Przejdźmy się.
— Czy
coś się stało? — Złe przeczucie objawiło się natarczywym pulsowaniem w
skroniach Theriena. Czyżby Zentharion dowiedział się o jego nocnych eskapadach
po burdelach podzamcza? Nigdy nikomu by
się do tego nie przyznał, że wymykał się późnymi wieczorami, aby wyładować stres i rozgoryczenie w ramionach chętnych
elfów za kilka brązowych kinaj. Być może poczucie bezpieczeństwa, gdy szukał
rozkoszy u nieznajomych, było fałszywe.
— Nie
denerwuj się, twoje prywatne życie nie należy do mnie i nie mnie je osądzać. — Wzdrygnął się, czując na sobie poważne spojrzenie
namiestnika. A więc Zentharion wiedział. Cóż, nie
powinno być to dla niego zaskoczeniem, a jednak było. W dodatku poczuł się
wściekle zażenowany tym, że ktoś, kogo tak szanował, znał jego mroczne sekrety.
— Musisz wiedzieć, że bardzo cię cenię. Jako doradcę, maga i przyjaciela. Nigdy
mnie nie zawiodłeś i zawsze satysfakcjonowało i cieszyło mnie to, że nie
pomyliłem się, pokładając w tobie tak wielkie
zaufanie.
—
Dziękuję. Me serce raduje myśl, że spełniłem oczekiwania mojego pana. — Wstyd
jeszcze się pogłębił. Zentharion wiedział kim był, a jednak nadal go cenił. Nie
zasługiwał na takie uznanie. Pił, aby zapomnieć, a potem upojony winem, oddawał
się wyuzdanym przyjemnościom. Budził się z kacem moralnym, przysięgając, że to
ostatni raz, po czym po kilku dniach robił to samo. Gdzieś po drodze zgubił
swoją godność. Świadomość tego była bardzo gorzka. Tak źle jak teraz, nie było
przez wszystkie te lata. Powrót do Endolrien pogorszył wszystko. Złamał go
ostatecznie.
—
Spełniłeś i to z nawiązką. Najchętniej nigdy bym cię nie wypuszczał spoza
zasięgu mego wzroku. — Zentharion potrząsnął głową, opuścił rękę, która wciąż
spoczywała na ramieniu Lantiela i ruszył przed siebie. Wciąż zaniepokojony
Therien podążył za nim. — Niestety, nawet ja muszę podporządkować się
królewskim rozkazom.
— Nie
rozumiem. — Lantiel spojrzał z przestrachem na smukłe plecy namiestnika. Chyba
wieści o jego złym prowadzeniu się nie dotarły na dwór i nie kazano Zentharionowi
pozbyć się go z zamku? Kim był, aby jego osoba mogła zainteresować najwyższych
dostojników? Nawet nie wiedzieli o jego istnieniu.
—
Polityka rządzi się swoimi prawami. Nie zważa na uczucia. Czasami w imię
wyższego dobra, czasami… — głos namiestnika stwardniał — czyjegoś prywatnego
interesu. Mam nadzieję, że tym razem chodzi o ten pierwszy przypadek. Dziś rano
dostarczono mi list z dworu, w którym poproszono mnie o przyjęcie pod opiekę
młodego maga wody. To bratanek ministra
obrony. Niedawno zakończył termin i musi nauczyć się jeszcze wielu rzeczy.
—
Rozumiem. — Lantiel wbrew sobie uśmiechnął się lekko na wspomnienie tego, jak
bardzo był naiwny, gdy przybył na dwór namiestnika. Lata spędzone tutaj
nauczyły go więcej, niż chciałby przyznać. Władanie żywiołem, okiełznanie go i
sprawienie, by był posłuszny magowi, to ogromny wysiłek, jednak nauka
dyplomacji, politycznych gierek, życia pośród elity i umiejętnego oddzielania
ziarna od plew to rzecz jeszcze trudniejsza i delikatniejsza. Nie raz, gdyby
nie Zentharion i jego doradcy, Lantiel w czasie swych wyjazdów dałby się
nakłonić do zaaprobowania rzeczy na pozór dobrych, które na przestrzeni lat
okazywały się zupełnie chybionymi pomysłami. To namiestnik nauczył go patrzeć w
przyszłość. Analizować z wyprzedzeniem, brać pod uwagę różne aspekty danej
sprawy i nie myśleć jednotorowo. — Oczywiście pomogę we wszystkim. Z prawdziwą
radością podzielę się z tym młodym elfem swoim doświadczeniem.
—
Wierzę, że byłbyś gotów to zrobić. — Zentharion zatrzymał się i oparł o ścianę,
zaplatając ramiona na piersi. — Niestety, chociaż byłbym więcej niż zadowolony
mogąc scedować na ciebie ten obowiązek, zadecydowano inaczej. Muszę przekazać
ci wiadomość, że w oczach królewskich dostojników jesteś, pomimo swojego
młodego wieku, godzien pełnić funkcję ambasadora z ramienia samego namiestnika.
— Skrzywił się ironicznie.
—
Wybacz, ale… — Zaskoczony Therien przez chwilę szukał właściwych słów. Ktoś
docenił jego pracę, otrzymał funkcję ambasadora. To czyniło z niego jednego z
wyższych rangą elfów. Nie mógł zrozumieć,
jak wieści o nim dotarły na dwór, do tej pory raczej niczym się nie wyróżniał. Zamiast spodziewanej nagany, dostał awans.
Ojciec na pewno będzie bardzo dumny. Jego syn, półdrow, pomimo tego, że
startował z o wiele gorszej pozycji, niż inne elfy, został ambasadorem samego
namiestnika. — Wydajesz się niezadowolony…
—
Będziesz musiał wyjechać. Rola ambasadora nie polega na przebywaniu w zamku
swojego zwierzchnika.
— Och… —
Do Lantiela powoli zaczęły docierać inne aspekty tej nowej dla niego sytuacji.
Oczywiście, że nie będzie mógł zostać na dworze. Wyślą go na placówkę
dyplomatyczną, gdzie będzie działał w interesie Zenthariona. Tutaj, do tego
miejsca, które zaczął nazywać swoim domem, będzie wracał naprawdę rzadko.
Guilen, ambasador księcia z północnych rubieży, mieszkał na zamku namiestnika
już ponad dwieście lat i nie zanosiło się na zmianę. Lantiel czasami zastanawiał
się, jak po tak długim czasie zachować obiektywizm i działać na rzecz swojego
pana. W końcu po tylu latach elf przyzwyczaja się do miejsca i zaczyna je
traktować jak własne. Nigdy jednak nie zastanawiał się nad tym głębiej, gdyż
nie dotyczyło go to osobiście.
— Jak
więc widzisz, pomimo tego, że ogromnie cieszy mnie fakt, że wieści o twoich
sukcesach dotarły do królewskiego dworu, przykrą jest mi myśl, że będziesz
musiał mnie opuścić. — Zentharion uniósł wzrok i spojrzał na Lantiela z
widocznym smutkiem. — Śmiem twierdzić, że byłem ci mentorem na ścieżkach życia
dworskiego. Wierzę, że będziesz mi nadal wiernie służył, nawet będąc daleko od
domu. Po trochu czuję się jak ojciec, puszczający dziecko w nieznane.
Dom.
Lantiel poczuł, jak wzruszenie ściska mu gardło. Nigdy nie sądził, że
namiestnik ma o nim tak dobre zdanie i jest do niego równie mocno przywiązany. Troska
Zenthariona była jak balsam, koiła niepewność i rany po podejrzliwości, z którą
stykał się przez lata wśród elfów widzących go po raz pierwszy. To był ktoś,
kto mu ufał, komu na nim zależało. Kto swój dom nazywał jego domem. Naprawdę
Zentharion był jak mentor i ojciec w jednym.
— Zawsze będę ci
służył. Wiele mnie nauczyłeś i twoje cele zawsze będą moim priorytetem. — Pod wpływem impulsu przyklęknął na kolano przez
namiestnikiem. — Chciałbym móc nigdy stąd nie wyjeżdżać.
— Wiem o
tym, jednak królewskie rozkazy są niepodważalne. — Dłoń Zenthariona delikatnie
spoczęła na jego głowie. — Smutek i radość mieszają się w sercu na myśl o twoim
wyjeździe. Mam nadzieję, że odnajdziesz swój własny cel i nie zagubisz się na
rozdrożach uczuć miotających twoimi myślami. Znam cię lepiej, niż sądzisz i
widzę twoją niepewność i smutek, chociaż
nie znam ich przyczyny.
—
Dziękuję za twoją troskę — głos Lantiela zabrzmiał ochryple, gdy ból w jego
piersi przybrał na sile. Tak piękna chwila, w której poznał ciepłe uczucia
swojego pana, została zmącona myślą, że będzie musiał go opuścić. Uniósł głowę
i spojrzał na namiestnika. — Kiedy mam wyjechać?
— Trzy
dni przed pełnią. Książę Endolrien będzie oczekiwał cię wraz z nastaniem nowego
miesiąca. Został już o wszystkim powiadomiony.
Błyskawica
długim powrozem przecięła niebo, oślepiając na chwilę rozszerzone w przerażeniu
oczy Lantiela. Dudniący grzmot zlał się w jedno z głuchym odgłosem osuwającego
się na kamienne podłoże ciała. Nastała ciemność.
***
Silvan po raz kolejny przemierzył komnaty
nowego ambasadora, który tego wieczora miał przybyć do zamku. Nerwowym
spojrzeniem obiegł wyłożone jasnym drewnem ściany, pod którymi stały skrzynie i komody. Przesunął palcem po
rzeźbionym w misterne wzory biurku i przestawił w bok
znajdujący się na nim kałamarz, po czym odstawił go na miejsce. Odwrócił się i
podszedł do łóżka przykrytego teraz narzutą w kolorze malachitu. Nad nim wisiał
odnowiony herb rodu Therienów. Wzrok księcia przyciągnął jasnowłosy
młodzieniec, który z ufnością i niewinnością wymalowaną na twarzy wyciągał dłoń
w stronę jednorożca. W pewien sposób ta twarz i srebrzyste włosy przypominały
mu Lantiela. Zacisnął usta i odwrócił się gwałtownie w stronę środka komnaty.
Głośny pisk służącej sprawił, że wzdrygnął się i cofnął, uderzając głową o
kolumnę. Syknął ze złością.
— Czy
wszystko w porządku? Wasza wysokość nie jest zadowolony ze stanu komnat nowego
ambasadora? — Elfka przycisnęła do piersi kosz wypełniony kosmetykami, niesiony
do przylegającej do komnaty łaźni.
— Nie ma
nargili — warknął, rzucając wymowne spojrzenie w stronę nocnego stolika, na
którym stał wazon z kwiatami.
— Och,
oczywiście, zaraz przyniosę. Nasypię do fajki ten nowy zestaw ziół, który
ostatnio przygotował pan Caldain. — Dziewczyna skinęła szybko głową i
odstawiwszy kosz na podłogę, odwróciła się z furkotem spódnic w stronę drzwi.
— Nie!
— Nie
przynosić? — Spojrzała na niego zdezorientowana. Książę ostatnio zachowywał się
coraz dziwniej.
—
Przynosić! Oczywiście, że przynosić. Sądzisz, że dlaczego o tym wspominałem?! —
Miał ochotę wrzasnąć z irytacji.
— To ja
już nie wiem. — Cofnęła się o krok, przylegając plecami do drzwi i sięgnęła za
siebie, aby nacisnąć klamkę.
— Czego nie wiesz? —
sapnął. — Masz przynieść nargilę oraz mieszankę ziół. Nie tę ostatnią z owoców leśnych, ale tę z dodatkiem mięty!
— Aaa… Rozumiem.
— Służąca szybko skinęła głową i jak szalona wypadła z komnaty.
Silvan z
niesmakiem potrząsnął głową. Banda idiotów. Nic do nich nie docierało.
— Znowu
straszysz służbę? — W drzwiach komnaty stanął Errdir i z rozbawieniem spojrzał
na księcia.
— Nikogo
nie straszę — mruknął ze złością.
— I
dlatego ta biedna dziewczyna przebiegła obok mnie z miną, jakby górski troll
deptał jej po piętach? — zakpił Dulin. — Doprawdy, jesteś księciem, a
zachowujesz się jak…
— Nie
kończ.
— Chodź,
napijemy się wina. Obydwóm nam to dobrze zrobi. — Mag wszedł do środka i
wyprowadził z komnaty ociągającego się wyraźnie Ithildina.
***
— A jak
nie przyjedzie? — Silvan po raz kolejny spojrzał z niepokojem w okno. Słońce
powoli chowało się za górami, zalewając czerwoną poświatą okoliczne tereny.
— Oczywiście,
że przyjedzie. Nie może zignorować królewskiego rozkazu. — Errdir powiódł
palcem po okrągłej podstawie kielicha. — Nie ma innego wyjścia.
— Nie ma
innego wyjścia… — Książę dopił wino i bez wahania dolał sobie ze stojącej obok
kryształowej karafki. — Brzmi, jakby wcale tego nie chciał.
— Nie
możesz być tak naiwny, aby sądzić, że chce. — Mag spojrzał na niego z
niedowierzaniem. — Po tym, co przed wyjazdem powiedziała mu Liriel, musi być
przerażony perspektywą powrotu. Wierzy, że powinien żyć jak najdalej od ciebie,
że jego obecność zagrozi twojemu życiu. Musi czuć się rozdarty pomiędzy strachem,
a chęcią zobaczenia cię. — Westchnął i
oparł głowę o zagłówek fotela, wyciągając przed siebie długie nogi. — Wierzę,
że to co robimy jest słuszne. Wasza miłość…
— Miłość.
— Silvan odwrócił głowę i spojrzał twardo na maga. — Miłość nie jest
wszechmocna. Samo uczucie nie wystarczy, aby pokonać wszystkie przeszkody, jak
bardzo silne by nie było. Czasami miłość bywa również przekleństwem.
— Nie
mów tak. — Errdir wzdrygnął się od nadmiaru goryczy w głosie Ithildina. — To,
co was łączy, jest jak tsunami. Potężne, pokonujące wszystko…
— I
równie niszczycielskie. — Silvan pokręcił głową i wypił kolejny kielich wina. —
Nie mów, że tak nie uważasz. Kiedyś to było naprawdę piękne. Na swój sposób
czyste i słodkie. Byliśmy jak dzieci, które zachłystują się swoim pierwszym
uczuciem. Niewinni i ufni, że pokonamy wszystko i wszystkich. I równie głupi.
— Nie
masz chyba zamiaru się poddać? — Errdir odsunął karafkę i spojrzał na księcia
ze złością. — Teraz? Kilka godzin przed jego przybyciem, nagle stwierdziłeś, że
to wszystko nie ma sensu? Po tylu miesiącach przygotowań? Nigdy się nie
wahałeś! Wysłałeś nas na dwór, abyśmy zrobili wszystko, by Lantiel został
ambasadorem w Endolrien. Wiesz, jak wiele wysiłku w to włożyliśmy? Młody,
nikomu nie znany elf nie dostaje takiej funkcji ot tak. Na to trzeba zapracować
latami! Pociągnęliśmy za każdy sznurek. Dotarliśmy do najwyższych dostojników.
Odnowiliśmy znajomości, o których wolelibyśmy zapomnieć. A wszystko dla was! —
Uderzył gwałtownie pięścią w stół i zacisnął na moment usta. Silvan po raz
pierwszy zobaczył tego zazwyczaj spokojnego maga tak rozzłoszczonego. —
Dlaczego? Bo wierzymy, że wreszcie możecie być razem. Tak, wierzymy! —
powtórzył, widząc sceptyczny wyraz twarzy księcia. — Nawet Kael. A ty mi
mówisz, że nagle nabrałeś wątpliwości?!
— Nic
nie rozumiesz. — Ithildin poderwał się z fotela i nerwowym krokiem podszedł do
okna. Oparł łokieć o futrynę, palce dłoni wplatając w swoje włosy. — Kocham
Lantiela. Nigdy nie przestałem. Nawet wtedy, gdy wierzyłem, że mnie porzucił,
że odszedł przerażony konsekwencjami swojego czynu. Nie wiesz, co przeżyłem na
koronacji, gdy stanął przede mną. Mogę podziękować bogom za to, że na jego
widok moje ciało odmówiło posłuszeństwa, bo gdyby nie to, rzuciłbym się na
niego przy wszystkich. Złapał i zawlókł sam nie wiem dokąd. Byle dalej, gdzie
nikt nie usłyszałby jego wołania. Przykuł i nigdy nie pozwolił mu odejść. A
potem spojrzałem w jego oczy i… — Zacisnął palce na kosmykach, nie zważając na
ból. — Nie wiem, Errdirze. Może obydwaj się mylimy. Może to tylko ja? Minęło
tyle lat. Nagle pomyślałem, że on po prostu mógł o mnie zapomnieć.
— To
nieprawda. Znam Lantiela lepiej niż ktokolwiek. Wiem, że jego uczucie do ciebie
nadal jest silne — Dulin mówił spokojnie
i pewnie, najwyraźniej zdążył już ochłonąć.
— Być może, jednak
zmieniło się przez ten czas. Zostało podszyte lękiem i goryczą. Rozczarowaniem — głos Silvana brzmiał jak monotonne
mamrotanie bez wyrazu. — Kazałem wam go sprowadzić
pod wpływem impulsu. Teraz zastanawiam się, czy nie było to z mojej strony
egoizmem. Postawiłem go w sytuacji, z której nie ma ucieczki. Zamknąłem w
klatce, jak ptaka. Złota klatka jest piękna i pełna dobrych intencji, jednak
przez to jej pręty stają się tylko mocniejsze. Usiłuję cały czas przekonać
samego siebie, że podołam, przywrócę coś, co było i wyleczę nasze złamane
skrzydła. Jednak on musi tego chcieć tak samo mocno jak ja. Inaczej tylko
rozdrapie stare rany, uderzając w pręty w próbie ucieczki.
— Nie
zostanie z tym sam. Myślisz, że będziemy stać i przyglądać się z boku? — Errdir
zmełł w ustach przekleństwo, gdy Silvan głośno wyraził jego własne obawy.
— On się
zmienił, Errdirze. — Ithildin odwrócił się i spojrzał na maga z goryczą. —
Jeżeli sądzisz, że po tym, gdy dowiedziałem się, iż mieszka na dworze
namiestnika, nic nie zrobiłem, mylisz się bardzo. Mam swoich informatorów,
przecież wiesz. Wieści przychodzące z zamku Zenthariona są niczym sól sypana
powoli na otwarte rany.
— To… —
Dulin odwrócił wzrok, nie mogąc znieść tego, co zobaczył w oczach Silvana. Tak
wiele bólu, z trudem skrywanego żalu sprawiło, że miał ochotę uderzyć Lantiela,
gdyby ten w tej chwili przed nim stanął. Jednak chęć wytłumaczenia jego
postępowania pozostała silniejsza. — Nie możesz oczekiwać, że pozostanie ci
wierny, kiedy stracił nadzieję.
— Nie
miałem nikogo poza Istis — głos księcia był niewiele wyraźniejszy od szeptu.
— Wiesz,
że to żadne porównanie, prawda? — mag zapytał ostrożnie. — Przez cały ten czas
byłeś żonaty. Potem szybko zacząłeś
planować powrót Lana. To zupełnie inna sytuacja.
—
Oczywiście, że inna. — Kostki dłoni księcia zbielały, gdy zacisnął palce na
futrynie. — Przez tych kilkanaście lat
moje łoże było żałośnie puste, w przeciwieństwie do posłania Lantiela. Trudno było pogodzić się z faktem, że przez jego komnatę
przewinęła się połowa dworu. Jeszcze trudniej zaakceptować to, że w ostatnich
miesiącach jego chęć przygód zawiodła go do burdeli.
— Och…
— Widzę,
że zaczynasz pojmować moje rozterki. — Silvan usiadł ciężko na szerokim
parapecie, nadal nie patrząc w stronę zakłopotanego przyjaciela. — Podczas gdy
ty i Kael przebywaliście na królewskim dworze, do mnie docierały coraz
pikantniejsze szczegóły z życia Lantiela. Wino, mężczyźni i pieniądze. To
niezbyt zachęcające połączenie. Miałem ochotę odpuścić. Skoro tak dobrze się
bawi, po co to niszczyć? Najwyraźniej myliłem się i własną tęsknotę usiłowałem
podzielić na nas dwóch. Wtedy przyszła wiadomość od was, udało się, Lan dostał
funkcję ambasadora na moim dworze. Niczego nie można już było cofnąć. — Zamilkł
na chwilę, jakby czekając na jakąś odpowiedź, jednak jedyne co otrzymał, to
pełna niedowierzania cisza. — Powiem ci coś, czego nigdy nikomu nie mówiłem. —
Uniósł głowę i wreszcie spojrzał na siedzącego bez ruchu maga. — Boję się.
Jestem przerażony tym, że sprowadziłem go tutaj na darmo. Bo widzisz, Errdirze,
jeżeli on nie pragnie tego samego, jeżeli jego uczucia są zaledwie echem
przeszłości, to przez ostatnie miesiące kręciłem powróz na swoją szyję własnymi
rękoma.
***
— Zabij
mnie.
Fenris
uniósł głowę znad końskiego grzbietu, gdy monotonny stukot kopyt został
zakłócony przez ponury głos przyjaciela.
—
Później — warknął, ściągając wodze i zatrzymując się obok Lantiela. Podążył
wzrokiem za jego spojrzeniem i lekko przygarbił, widząc przed sobą przejście do
wąwozu, który prowadził wprost do Endolrien.
—
Obiecujesz mi to kolejny raz. — Therien mocniej naciągnął kaptur na twarz,
jednak jego wierzchowiec nadal pozostał pod nim bez ruchu, jakby wjazd do
miasta zasłaniała jakaś niewidzialna przeszkoda.
— A ty
kolejny raz o to prosisz.
— Nie
dam rady. Wracam. — Dłonie Lantiela szarpnęły wodze, usiłując zawrócić konia, jednak Fenris mu na to nie pozwolił, zajeżdżając mu
drogę.
— Nie
rób scen — syknął, oglądając się za siebie na odział, który towarzyszył
Therienowi jako eskorta. — Nie możesz pozwolić sobie na ucieczkę. Wiesz, co
grozi za złamanie królewskich rozkazów! Jesteś arystokratą, w dodatku na
wysokim stanowisku. Zachowaj trochę godności i nie podwijaj przy wszystkich ogona.
— W
dupie mam godność.
— W
dupie to ty masz ukatrupionych potomków całego dworu Zenthariona, wraz z
przyległościami — głos Fenrisa był pełen tłumionej
irytacji.
— To było wredne. — Lantiel spojrzał na niego
ze złością.
— Taki
mój urok. — Warczenie Fenrisa przybrało na sile. — Zachowuj się. Ta podróż
przez ciebie przypomina jedną wielką stypę.
— A niby
co ma przypominać, skoro czuję, jakbym jechał na własny pogrzeb? — Therien
niechętnie spiął konia, z ciężkim sercem zagłębiając się w wąski przesmyk.
Nienawidził tego miejsca. To właśnie tutaj rozegrała się dramatyczna walka o
życie podczas ostatniej suszy. To pomiędzy tymi skalnymi ścianami przetoczyła
się fala, która ugasiła płomienie mające powstrzymać elfy przed inwazją na
miasto. Za kolejnym zakrętem było miejsce, gdzie jego miecz… — Niedobrze mi —
jęknął, pochylając głowę nad karkiem wierzchowca.
— Jestem
tutaj. — Pomimo ostrych słów, które wcześniej padły, ciepła dłoń Fenrisa
spoczęła na ramieniu Lantiela i ścisnęła je lekko, jakby tym gestem przyjaciel
chciał dodać mu odwagi.
—
Jesteś. — Skinął głową. — A potem wyjedziesz. Żołądek skręca mi się na myśl, że
zostanę tutaj zupełnie sam. Oni mnie nienawidzą! Zaczynam myśleć, że proroctwo
nie głosiło śmierci Silvana, a moją własną powolną agonię.
— Nie
będziesz sam. Masz Errdira, który nigdy cię nie opuści. Poza tym, ja nie będę
na końcu świata. Do Errdira nie mogłeś przyjeżdżać, a on nie odwiedzał cię, aby
nie zdradzić twojego miejsca pobytu. Teraz sytuacja jest zupełnie inna.
Uniósł
głowę i spojrzał w kierunku zamku. Ostatnie promienie słońca odbijały się w
oknach i oświetlały twierdzę, nadając jej baśniowy wygląd. Wtulona w skałę,
otoczona zielenią, przypominała oazę spokoju. Trudno było uwierzyć, że jej mury
na kolejne lata staną się więzieniem dla jadącego obok Lantiela. Spacerujące po
podzamczu elfy z ciekawością przyglądały
się przyjezdnym, rozmawiając z podekscytowaniem. Wieczór był piękny i ciepły, więc wielu z nich wyległo przed domy. Spojrzał ukradkiem
na Theriena, który otulony swą szarą peleryną, z opuszczoną głową i twarzą
ukrytą za materiałem wyglądał wśród tej scenerii jak zwiastun kłopotów. Jego
strój i postawa jasno wskazywały na to, że nie przyjechał tutaj z własnej woli
i raczej nie jest z tego powodu szczęśliwy. Niemal jęknął z ulgą, gdy elf,
jakby usłyszawszy jego myśli, wyprostował się i rozpiął klamrę spinającą poły
wierzchniej szaty, a później z ociąganiem zdjął ją, przerzucając przez grzbiet
konia. Jego jasne włosy, surowo ściągnięte do tyłu i splecione w warkocz, od
razu przyciągnęły wzrok mieszkańców. Fenris z napięciem obserwował zmiany
zachodzące na ich twarzach, gotów zareagować na najmniejszy przejaw niechęci ze
strony Endolrian.
Konie
wolno stąpały po kamiennym bruku. Usta Theriena zaciśnięte były w wąską linię,
a plecy nienaturalnie wyprostowane. Coraz więcej elfów zbierało się wzdłuż
głównej drogi prowadzącej do zamku, obserwując milczący przejazd zbrojnych,
odzianych w barwy samego namiestnika. Fenris mocniej zacisnął dłoń na trzymanym
sztandarze, o którym zupełnie zapomniał. Godło nowego ambasadora powiewało
łagodnie na wietrze, przyciągając wzrok srebrem i zielenią. Kątem oka
obserwował coraz bardziej ściągnięte strachem oblicze Lantiela. Tym bledsze, im
głośniejszy stawał się gwar wokół nich. Najwyraźniej herb Therienów wzbudził
ogólne podekscytowanie. Na twarzach wielu elfów zagościło zrozumienie. Coraz
wyraźniej można było usłyszeć nazwisko Therien, podawane sobie z ust do ust.
Oto po latach do miasta powracał nie ambasador Zenthariona, nie podopieczny
Errdira, ale syn Jarela, doradcy i najlepszego przyjaciela poprzedniego
księcia. Fenris z fascynacją przyglądał się, jak zmieniają się uczucia na
twarzach mieszkańców. Od zaskoczenia, przez niepewność, aż po wzruszenie. Ani
jednego złego spojrzenia, żadnego gniewnego głosu. Gdyby Lantiel chociaż na
chwilę opuścił wzrok, byłby zaskoczony. Być może na zamku nie oczekiwano go z
radością, jednak to nie dotyczyło mieszkańców miasta. Oni nie znali drugiego
dna, nie wiedzieli, jakie tajemnice kryją mury dworu.
— Panicz
Lantiel! Wrócił pan do nas! — Jakaś elfka wysunęła się do przodu, zagradzając
im drogę i zmuszając wolno idące konie do zatrzymania się. Lantiel zaskoczony
opuścił głowę i spojrzał na stojącą przed nim kobietę. — Po tym, jak zniknął
pan tyle lat temu, sądziliśmy, że nigdy już pana nie zobaczymy. Nawet nie
zdążyliśmy podziękować…
—
Podziękować? — Głos Lantiela brzmiał tak, jakby odwykł od mowy. Z trudem
przeciskał się przez jego ściśniętą strachem krtań.
— Za to,
co panicz… pan zrobił, za uratowanie nas wtedy. — Oczy elfki zaszkliły się na
wspomnienie feralnej nocy sprzed kilkunastu lat. — Gdyby nie ten akt odwagi i
mocy, wielu z nas by tutaj nie było. Rodziny straciłyby ojców…
— Ja…
nic takiego nie zrobiłem. — Therien wreszcie odważył się spojrzeć w twarze
coraz ciaśniej otaczających ich elfów, zaskoczony i wyraźnie zmieszany emocjami
malującymi się na ich obliczach.
—
Potężny, a skromny — dał się słyszeć czyjś rozbawiony okrzyk.
— Będzie
dobrym ambasadorem!
—
Sprawiedliwym.
— Nie da
nas skrzywdzić.
— To syn
Jarela.
— Krew
nie woda!
— Wrócił
tutaj, gdzie jego miejsce!
Kolorowy
tłum podekscytowanych elfów prowadził ich w kierunku dworu. Kobiety śmiały się
wesoło, dziewczęta uważnie obserwowały jeźdźców, posyłając im powłóczyste
spojrzenia tak śmiałe, że Fenris poczuł się w pewnej chwili zakłopotany.
Mężczyźni jowialnie poklepywali końskie zady, zapraszając żołnierzy na wieczór
do gospody. Dzieci podskakiwały dookoła rodziców, machając rękami i krzycząc
coś o jednorożcach i zbrojach eskorty towarzyszącej Lantielowi.
— Nie
tego się spodziewałeś, prawda? — Fenris otrząsnął się w końcu z szoku i z
zadowoleniem spojrzał w twarz przyjaciela, zażenowanego z powodu tak gorącego
powitania.
— Czy
oni nie pamiętają, że niemal zabiłem ich księcia? — W oczach Lantiela gościło
niedowierzanie. Był wyraźnie zaskoczony tym, co działo się dookoła nich.
— Pamięć
jest wybiórcza. Pamiętają to, co dobre. Nie zapominaj, że w ich oczach to nie
książę, a ty ich uratowałeś. Zapobiegłeś tragedii i stanąłeś w ich obronie. —
Uśmiechnął się, wyraźnie uszczęśliwiony tym, co zobaczył. — Dużo dobrego
zdziałał też widok twojego herbu — szepnął. — Najwyraźniej twój ojciec był
tutaj ważną i poważaną osobą.
— Cóż,
najwyżej zamieszkam w wiosce, kiedy zacznę dusić się we dworze. — Gorycz w
głosie Lantiela była wyraźna, pomimo uśmiechu, który posyłał odprowadzającym
ich do zamku elfom.
— Chcą
zorganizować odpowiednie powitanie. Dziś w nocy zapłoną ogniska na twoją cześć.
— Fenris był dumny ze swojego przyjaciela. — Musisz się pojawić, nie możesz ich
urazić.
— Wiem. Nie
wyobrażasz sobie, jak chętnie opuszczę mury zamku.
— Nawet
jeszcze do niego nie wjechałeś. Być może nie będzie tak źle, jak przypuszczasz.
— Elf skrzywił się, brutalnie przywrócony do rzeczywistości.
—
Oczywiście, że nie będzie. Będą mili i uprzejmi. Zakwaterują mnie w pięknych
komnatach z widokiem na ogród. W tej sytuacji nie będą mogli sobie pozwolić na
okazywanie mi niechęci. Szkoda tylko, że jedyną szczerą osobą będzie Errdir.
—
Niestety, nie uciekniesz przed tym. Twoją rolą jest reprezentowanie interesów
namiestnika oraz udział we wszystkich zmianach zachodzących na tym terenie.
Musisz być na bieżąco jako jego przedstawiciel. Poza tym, Zentharion wierzy, że
w razie niesprzyjających okoliczności, natychmiast go powiadomisz. Nie wolno ci
być stronniczym.
— Jestem
tego świadomy, co wcale nie ułatwia mi życia. — Rozmowa urwała się, gdy tłum
otaczających ich elfów zatrzymał się przed główną bramą prowadzącą wprost na
dziedziniec zamku. Zapewne głośne okrzyki towarzyszące przyjazdowi nowego
ambasadora zawiadomiły mieszkańców twierdzy o jego przybyciu, gdyż w chwili,
gdy radosny korowód przed nimi się rozstąpił, ich oczom ukazały się trzy osoby
oczekujące ich pod łukowatym zwieńczeniem. Oblicze Lantiela na powrót
zmartwiało, a jego ciało w panice szarpnęło się w tył. — Liriel — szepnął na
widok elfki stojącej obok Errdira i Kaela.
— Witaj.
To zaszczyt widzieć cię ponownie w naszych progach. Mamy nadzieję, że jako
przedstawiciel namiestnika znajdziesz nasz dom godnym i szczerym. Ufamy, że
szybko zaczniesz nazywać go swoim. — Liriel postąpiła do przodu, rozkładając
ręce w powitalnym geście.
Oczywiście, wszystko, aby nie uchybić komuś,
kto przybył tutaj z rozkazu władcy, Fenris wykrzywił pogardliwie usta. Nie zapomniał, jak ta kobieta
potraktowała jego przyjaciela niecały rok wcześniej. Wszystko się w nim
buntowało na widok Theriena, który zsiadłszy z konia, podchodził właśnie do witającej
go delegacji i zgodnie z protokołem przyjmował z ich rąk wieniec upleciony ze
śnieżnobiałego cereusu. W świetle pochodni jego kwiaty lśniły, przyciągając
wzrok.
—
Królowa jednej nocy, jaka szkoda, iż jej żywot jest tak krótki — mruknął i
prawie ugryzł się w język, gdy spoczęło na nim spojrzenie Liriel.
— Cereus
to w naszych stronach symbol niewinności i czystości, a także pokoju. — Uniosła
głowę, patrząc na niego spokojnie.
— Nie
zaprzeczysz jednak, że kwitnie tylko przez jedną noc i więdnie, nie doczekawszy
świtu. — Uśmiechnął się wymuszenie. — Niezwykle delikatny kwiat, jednak gdy
sięgnąć głębiej, można natknąć się na ostre kolce.
— Które
oczywiście zostały usunięte. — Wysunęła wyzywająco małą, lekko spiczastą brodę.
— Jakże
by inaczej. Jednak przyznasz, że są one nieodłączną częścią tego kwiatu. Cereus
kusi i przyciąga wzrok, skrywając pułapkę pomiędzy swymi liśćmi. Być może
dlatego pozostaje tak niewinny, bo rzadko ktoś ma odwagę sięgnąć po niego,
woląc wyrażać swój podziw z bezpiecznej odległości? Jak dla mnie, zdradliwy
kwiatuszek.
—
Fenris! — syk Lantiela przerwał sprawił, że odwrócił on wzrok od zakłopotanej
twarzy elfki, aby spojrzeć na zdenerwowanego przyjaciela. — Nie pomagasz.
—
Wybacz. — Lan miał rację, nie powinien drażnić siostry księcia. Jego nieuważne
słowa mogły w przyszłości zaszkodzić jego przyjacielowi.
— Przyjmuję
wieniec jako gest dobrej woli i pokoju — pomimo zdenerwowania głos Theriena
brzmiał pewnie.
—
Uroczysta kolacja odbędzie się o…
—
Wybacz, nie chciałbym zakłócać waszych planów, jednak mieszkańcy miasta
zaprosili nas do wspólnego świętowania dziś w nocy. — Lantiel odwrócił się i
wskazał na stojące za nim elfy. — Nie chciałbym zawieść ich nadziei.
—
Oczywiście serdecznie zapraszamy rodzinę książęcą. — W oczach Fenrisa
zamigotało rozbawienie.
— Skoro
taka wasza wola, oczywiście przyłączymy się. Przekażę służbie, aby pomogła, w
miarę naszych możliwości. — Musiał przyznać, że szybko pokonała zmieszanie i
stanęła na wysokości zadania. — Na razie jednak, zapraszamy do środka. Na pewno
zechcecie odświeżyć się po długiej podróży. Wasze komnaty są już przygotowane.
— Nie
śmiałbym wątpić. Panie przodem. — Fenris ukłonił się lekko, wskazując dłonią w
kierunku głównego wejścia do zamku.
— Co ty
wyprawiasz? — Lantiel zrównał z nim krok, gdy Liriel wraz z milczącym dotąd
Kaelem i z ciekawością obserwującym całe zajście Errdirem ruszyli w stronę
twierdzy.
— Nie
mogłem się powstrzymać, byli tak oficjalni, że miałem ochotę nimi potrząsnąć.
Być może usłyszelibyśmy, jak grzechoczą ich drewniane kręgosłupy. — Wzruszył
ramionami.
— Cieszę
się, że tak dobrze się bawisz. Jednak ty niedługo wyjedziesz, a ja będę musiał
tutaj zostać. Prosiłbym, żebyś nie uchybiał protokołom, potem cała
odpowiedzialność spadnie na mnie. Sytuacja i tak nie jest wesoła.
—
Przepraszam, po prostu kiedy na nich patrzyłem i pomyślałem, że będę musiał
zostawić cię tutaj… — Fenris przeczesał ręką włosy w geście frustracji. — Nawet
Errdir… Sądziłem, że to będzie inaczej wyglądało. Stał tam tylko i patrzył.
— Nic
innego nie mógł zrobić. — Lantiel westchnął ze smutkiem. — Oficjalne powitanie
nie powinno pozostać zakłócone przez prywatne zażyłości czy wrogość. No, chyba,
że wśród delegacji znajdzie się ktoś, kto ma maniery trolla i koniecznie musi
się nimi pochwalić. — Rzucił przyjacielowi krzywe spojrzenie.
— Już
przeprosiłem. — Wyciągnął rękę i objął plecy Lantiela, przyciskając go do swego
boku. — Nie złość się, ich to bynajmniej nie wzruszyło.
— Nie
gniewam się, ale zdania o twoich manierach nie zmienię. — Therien z rezygnacją
oparł głowę na ramieniu Fenrisa, nie zwracając uwagi na innych.
— To
samo mógłbym powiedzieć o twoim księciu. Nawet nie wyszedł, aby cię przywitać.
—
Pomyśl, zanim coś powiesz. Może i jestem teraz ambasadorem, ale Silvan jest księciem.
To nadal ja muszę pochylać przed nim głowę. Wyobrażasz sobie, aby Zentharion
wychodził przed zamek, aby przywitać delegatów?
— To
twoje komnaty. — Ich cichą rozmowę przerwał głos Errdira. — Bagaże są już w
środku.
—
Dziękuję. — Lantiel do tej pory zaabsorbowany rozmową, nie zwrócił w ogóle
uwagi, gdzie się znajdują. — Zachodnie skrzydło? — Rozejrzał się nerwowo.
— To rozkaz
księcia. — Drzwi do komnat otworzyły się i wyszła z nich służąca. — Witam i mam nadzieję, że pokoje będą wygodne. Mam na
imię Riviel i jestem odpowiedzialna za tę część zamku, gdyby czegoś było
potrzeba, wystarczy pociągnąć za dzwonek przy drzwiach.
— Tak…
rozumiem. — Therien minął dziewczynę i wszedł do środka. — Jeżeli to możliwe —
odwrócił się w progu — odświeżę się tylko i pójdę przywitać księcia. Wolałbym
nie stawać przed jego wysokością w takim stanie. — Wskazał na swoje podróżne
ubrania.
—
Oczywiście. — Liriel szybko skinęła głową. — Będziemy oczekiwać cię w sali
audiencyjnej.
—
Dziękuję za zrozumienie. — Spojrzał na stojącą z boku służącą, która
najwyraźniej czekała na dalsze instrukcje. — Proszę wskazać pokoje mojej
eskorcie, na pewno są zmęczeni i chętnie odpoczną chwilę przez przyjęciem.
Fenrisie, pójdziesz z nimi.
— Jesteś
pewien, że nie potrzebujesz mojego towarzystwa? — Elf uniósł z zaskoczeniem
głowę.
— Tak,
potrafię się umyć i przebrać bez twojej asysty — sarkazm w głosie Lantiela był
wyraźnie słyszalny.
— Skoro
tak, pani prowadzi. — Uśmiechnął się uwodzicielsko do elfki, która spłonęła
rumieńcem i wskazała mu kierunek.
—
Lantiel, czy możemy… — Errdir postąpił krok w stronę elfa, jakby chciał wejść z
nim do komnaty, lecz Therien uniósł rękę i zagrodził mu drogę.
—
Później porozmawiamy, naprawdę to zajmie mi tylko chwilę. — Uśmiechnął się
przepraszająco.
—
Poczekam na ciebie. — Mag wyglądał na rozczarowanego, jednak cofnął się w głąb
korytarza podążając za resztą towarzystwa.
***
Lantiel zamknął za sobą drzwi i oparł się o
nie, zamykając oczy. Czuł się zmęczony. Lęk, który do tej pory starał się
ukryć, teraz zdawał się z niego wypływać każdą częścią ciała. Nogi ugięły się
pod jego ciężarem i osunął się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Najchętniej
nie wychodziłby stąd nigdy, a na pewno tego wieczoru. Nie wyobrażał sobie
spotkania z Silvanem. Nie po tym sztucznym powitaniu, jakie zgotowali mu Liriel
i Kael. Nawet Errdir wziął w tym udział. Może pełnił teraz oficjalną funkcję,
ale przecież znali go, nie był kimś obcym, a dokładnie tak się poczuł. I
jeszcze te kwiaty. Znak pokoju i niewinności. Elbereth, to naprawdę było
żenujące. Miał wrażenie, że Liriel chce
mu tym coś przekazać, jednak nie miał pojęcia, o co chodziło. Na pewno nie
oferowała mu przyjaźni, raczej przymusowy rozejm w tej narzuconej im odgórnie i
mocno niekomfortowej sytuacji. Był teraz ambasadorem w ich zamku, nie mogli mu
niczego zabronić, ani okazać niechęci. To musiało być mocno frustrujące zarówno
dla niej, jak i dla Kaela.
Niechętnie
wstał i podszedł do stojącego obok ściany kufra podróżnego. Odpiął spinające go
pasy i otworzył ciężkie wieko. Przez chwilę przyglądał się równo poukładanej
garderobie, po czym wyciągnął grafitową tunikę ze srebrnymi wykończeniami i
przewiesił ją przez oparcie krzesła. Nie miał ochoty na bardziej wyszukane
stroje. Zentharion już i tak kazał wymienić całą jego garderobę. Naprawdę czuł
wielkie opory przed otwarciem pozostałych trzech skrzyń. Zupełnie nie rozumiał,
po co komuś tyle ubrań. Szybko zrzucił szaty, nie przejmując się tym, że upadły
w nieładzie na podłogę i ruszył w stronę bocznych drzwi, najprawdopodobniej
prowadzących do łaźni. Woda w drewnianej kadzi stojącej na środku pomieszczenia
była już przygotowana. Szybko zmył z siebie kurz i wytarł się leżącym obok ręcznikiem. Najchętniej poleżałby w pachnącej owocami
kąpieli dłużej, jednak niezależnie od tego, jak bardzo nie chciał, w końcu
musiał spotkać się z Silvanem.
Książę
nie opuszczał jego myśli. Nie wyobrażał sobie mieszkania z nim pod jednym
dachem. Był mieczem, który wisiał nad głową Ithildina, nie powinien był
przebywać blisko niego, a jednak przewrotny los sprowadził go tutaj. Jeżeli do
tej pory nie wierzyłby w przeznaczenie, po tej nominacji nie miał już żadnej
wątpliwości co do jego istnienia. Jakie było prawdopodobieństwo, że jego,
nikomu nie znanego elfa, w dodatku półdrowa uczynią ambasadorem, i to na dworze
Ithildinów? Zerowe. Bogowie byli bezwzględni w swych kaprysach.
Stanął
przed lustrem, zawiązując troczki ciemnych legginsów, po czym z osobnego kufra
wyciągnął wysokie pod kolano buty z miękkiej zamszowej skóry. Były wygodne i
naprawdę je lubił. Nigdy nie przyzwyczaił się do tych wymyślnych, skórzanych
botków zapinanych na boczne klamerki. Może nadawały się dla elity, której
jedynym zajęciem były spacery po komnatach, ale nie dla niego. Lantiel cenił
sobie wygodę. Wsunął ramiona w rękawy tuniki i skrzywił się lekko, gdy zobaczył
jej długość. Zapinana pod szyję na wysoką, haftowaną srebrem stójkę góra
zwężała się w kierunku tali, od bioder zaś rozszerzała delikatnie i miękkim
materiałem spływała aż do kostek. Poruszył się i z niejakim zadowoleniem
stwierdził, że tunika pomimo swej długości nie krępuje ruchów dzięki wysokim,
bocznym rozcięciom. Rozczesał włosy i spiął je kościaną klamrą, pozwalając im
opaść na plecy. Z żalem spojrzał na swój miecz, który do tej pory był jego
nieodłącznym towarzyszem. Niestety na spotkanie z księciem nie powinien go
zabierać. Zacisnął dłonie w pięści i z ciężkim sercem ruszył w stronę drzwi.
Korytarze
były puste. Najwyraźniej mieszkańcy zamku szykowali się do zabawy, która miała
zostać zorganizowana na błoniach przed twierdzą. Rodzina książęca prawdopodobnie
oczekiwała go w sali audiencyjnej. Myśl, że za kilka chwil stanie przed
obliczem Silvana spowodowała, że powietrze na moment uszło z jego płuc.
Przystanął pod ścianą, opierając czoło o zimny kamień i wziął kilka głębokich
oddechów. Jak miał tutaj żyć? Tak blisko, a jednocześnie tak daleko od Silvana.
Książę był dla niego niedostępny. Nie mógł go dotknąć, podczas gdy każda część
jego ciała wyrywała się w jego stronę. Co będzie, jeżeli kiedyś straci nad sobą
panowanie? Jak długo wytrwa, zanim zacznie śledzić go wzrokiem, przecinać
niczym żebrak jego ścieżki, błagając chociażby o jedno spojrzenie? Jak ciężkie
były jego winy, że skazano go na tak wyrafinowane tortury? Ile czasu musi
upłynąć, zanim ostatecznie oszaleje i rzuci się na niego, błagając, aby wziął
go do łóżka? Czy zdoła zachować własną dumę, czy też poniży się w jego oczach
ostatecznie? Tak wiele pytań, a żadnej odpowiedzi. Strach zdominował jego
emocje i Lantiel nie potrafił mu się przeciwstawić. Wyprostował się i skierował
kroki w stronę schodów. Nie może poddać się od razu, nie bez walki. Jego duma
była tym, co mu pozostało i musi zachować ją jak najdłużej.
Drzwi do
sali były przymknięte. Pchnął je i wszedł do środka. Pomieszczenie tonęło w
mroku. Z zaskoczeniem stwierdził, że jedynymi źródłami światła były księżyc,
którego blask wpadał przed ogromne okna, oraz dwa lampiony płonące po drugiej
stronie komnaty. Czyżby się pomylił i trafił nie w to miejsce, co trzeba?
Zamknął za sobą drzwi i ostrożnie ruszył w stronę źródła światła. Dostrzegł
zarys dużego, książęcego fotela. Więc jednak się nie pomylił, to naprawdę była
sala audiencyjna. Jego oczy zapłonęły czerwienią, powoli dostosowując się do
znikomego oświetlenia. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Na błoniach
rozstawiono już pochodnie, a na środku ułożono wysoki stos. Ogień zapłonie tej
nocy wysoko i zgaśnie nieprędko. Elfy uwielbiały się bawić, a więc na pewno nie
przegapią okazji do świętowania. Czuł, że dziś nie zdoła odpocząć po podróży. Westchnął
i potarł dłonią skronie, czując nadchodzący ból głowy. Wiedział, że jego
przyczyną nie było zmęczenie, a stres i trwanie w ciągłym napięciu. Zesztywniał,
słysząc za sobą ciche kroki. Ktoś oprócz niego był w komnacie. Jak mógł to
przegapić? Szybko odwrócił się w stronę, skąd dochodził dźwięk i zamarł z
dłonią uniesioną do twarzy.
— Witaj,
Lantielu. A może powinienem powiedzieć: witaj, ambasadorze? — Naprzeciw, ze
wzrokiem utkwionym w jego przerażonym obliczu, stał książę Eldorien. I pomimo
tego, że Lantiel sądził, iż przygotował się na to spotkanie, w tej chwili zdał
sobie sprawę, jak bardzo się mylił.
Na litość… Przecież ja tu uschnę. Jak można urywać w takim momencie. Sadystka.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie piękne. Czekam z niecierpliwością na następną cześć. Dziękuję.
Bacha
Nienawidzę, kiedy ktoś urywa w takim momencie xD
OdpowiedzUsuńKiedy opisywałaś to, co się dzieje z Lantielem, niemal czułam to całe zdenerwowanie, przerażenie i w ogóle te wszystkie emocje, które mu towarzyszyły :3
Kocha, kocham, kocham <3
No i, oczywiście, chcę kolejną część i to JAK NAJSZYBCIEJ!! :D
Pozdrawiam :*
Styl pisania bardzo mi sie spodobał, musze nadrobić 30 rozdziałów.... Kurcze troche mi to zajmie ale sądzę, że bedzie warto :) Poprosze jedynie o informowanie o nowych rozdziałach, nigdy nie mam czasu na sprawdzanie aktualności.... :( zarpaszam do mnie: http://statek-black-rose.blog.pl/
OdpowiedzUsuńJak możesz być taka bezlitosna i kończyć w takim momencie??!!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest po prostu dla mnie cudem i nawet nie wiesz, jak się ciesze, że doczekałam się 31 rozdziału. Mam tylko cichutką nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej i nie będę musiała usychać z tęsknoty... :) weny, weny i dużo czasu na pisanie ;*
vampirka_15
O matko!!! Zaglądam, a tu elfy. Szok. Jeszcze nie czytałam. Zostawię sobie tak wyczekiwaną, kolejną część na dobranoc. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńELL
jak mogłaś zakończyć w takim momencie. Mam nadzieję że nowy rozdział ukaże się szybko
OdpowiedzUsuńOczywiście przeczytałam wcześniej... Nie mogłam się powstrzymać. Cóż, jak zwykle super i jak zwykle niedosyt. Czyli nic nowego. Cieszę się z intrygi Sila i "spółki". Liczę na nową część wkrótce. Ale, co to znaczy wkrótce? Pozdrawiam Autorkę!
OdpowiedzUsuńELL
Kiedy wrzucisz kolejny rozdział ;D??
OdpowiedzUsuńNareszcie coś się ruszyło, bo kolejnego rozdziału przeżyć wewnętrznych Lana bym nie przeżyła. Rozumiem, że to jest potrzebne dla budowana napięcia itd. itp., ale w czytelniku budzi tylko jeden wielki niedosyt. Dobrze, że nie podzieliłaś rozdziału na dwa osobne przynajmniej akcja porzuciła ślimacze tępo i skoczyła z kopyta ^^
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się co kombinuje Silvan i to posunięcie jest po prostu genialne. Sprowadzenie Lana na zamek daje tyle możliwości. Nie będę się rozpisywać, ale wiedz, że wyobraźnie mi szaleje i nie wiem, którą z możliwości bardziej mi się podoba.
Czekan z niecierpliwością na dalszą część, bo jestem okropnie ciekawa rozmowy elfów w sali audiencyjnej. Ten półmrok... mruuu...
Weny :*
Och nie, w takim momencie przerwać, jesteś sadystką. Tyle czekania na nowy odcinek, w końcu jest akcja, napięcie rośnie i ... koniec. Cóż jesteś genialna, a ja znów będę czekać z utęsknieniem i codziennie zaglądać( i z czasem coraz bardziej się niecierpliwić), tak więc mam nadzieję, że okażerz trochę łaski i kolejny odcinek się nie opóźni. Pozdrawiam i życzę czasu i weny * IVE
OdpowiedzUsuńBoski odcinek. Dla mnie było on pełen głębokich przeżyć. Plan Silvana idealny. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Ale ma rację myśląc, że zamyka Lana w klatce. Tak samo czuje się Lantiel. Bardzo wczułam się w emocje Theriena. Jego ból, strach przed powrotem do miejsca gdzie go nie chcą, gdzie tyle cierpienia go spotkało nie jest łatwy. Ale on nie wie, jak bardzo go tu chcą. Także się boją. Mają wątpliwości, że sprowadzili go tu siłą, ale wszystko się wyjaśni i Endolrien stanie się jego domem. Jakby nie patrzeć, to jest jego prawdziwy dom. Tu się urodził. Tu miał mieszkać, żyć, gdyby nie ta przepowiednia. Wzruszyłam się gdy ktoś w mieszkańców powiedział: "Wrócił, gdzie jego miejsce". Dokładnie. Cieszy mnie reakcja mieszkańców. Teraz tylko niecierpliwie będę wyczekiwać kolejnego rozdziału, aby dowiedzieć się co dalej. Zakończyłaś w takim momencie, że aż jęknęłam z frustracji.
OdpowiedzUsuńBłagam nie każ teraz czekać tak długo na nowy rozdział. Akame, to jest naprawdę ciężkie. :D
Życzę dużo weny i żeby dzień miał 48 godzin, byśmy mogli jak najszybciej cieszyć się nowym rozdziałem. :D
A czy jest tak możliwość, że mogłabyś wysłać poprawione teksty komuś na mailla? Oczywiście do użytku prywatnego, tak tylko dla mnie. Fajnie by było je mieć na komputerze. Jak coś to mój maill Luana@onet.pl.
Z góry dziękuję. :*
Ło żesz, nooo, popieram! Boziu droga i najmilsza, mieć dla siebie na wyłączność i pod ręką Czerwony Płomień... chyba bym z miesiąc ze szczęścia ryczała jak bóbr. xD (ksenia.hyla@gmail.com)
Usuńja skromnie powiem, iż z utęsknieniem wyczekiwałam momentu, w którym to na przekór przeznaczeniu przeniesie się na platformę, z której można kopiować tekst XD
UsuńNawet sobie nie wyobrażacie radości rozpierającej moje serduszko, gdy me marzenie się spełniło... nioch nioch nioch... całą noc kopiowałam i edytowałam. Przystosowałam już prawie do wersji drukowej i o ile nasza wielka Pani na włościach, władczyni naszego czasu i klucznik tajemnej wiedzy yaoistycznej się zgodzi, to będę później sobie elfiki i red hillsa drukować. Do celów własnych oczywiście... XD
I znowu nic nie wyjaśniasz, każąc czekać nam kolejne miesiące. Ech... biedni my, oczekujący na jego przyjście w chwale :P
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to rozdział napisany cudownie - niemal widziałam, słyszałam i czułam wszystko, co opisywałaś. Widać niesamowitą różnicę odkąd napisałaś pierwszy rozdział, z każdym kolejnym piszesz coraz cudowniej. Naprawdę, nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
o mój Boże, nie mogę doczekać się dalszej części:) uwielbiam to opowiadanie i mam nadzieję, że już niedługo Lantiel przestanie cierpieć...
OdpowiedzUsuńNana
Lan nadal nie wie, jak się maja sprawy na zamku... Errdir z czasem rzadko do niego pisywał, więc nie ma mowy o przekazaniu wieści... Był zbyt zajęty poszukiwaniami i staraniami o to, by Lan powrócił na "stare śmieci". Hehe xD Ale z nóg mnie ścięła wiadomość o tym, na jakim dworze Lan będzie ambasadorem... Myślałam, że Silvan wyrusza na jego poszukiwania, a tu zaskoczyłaś mnie inną drogą rozwiązania! Noo, powiem Ci, to było genialne!
OdpowiedzUsuńNie, żebym ponaglała (XDD), ale chciałabym rychłego pojawienia się nowego rozdziału... Który naprawdę nie musi zamykać się na 10 stronach (gdzie tam moje opowiadanie przy pięciu... śmiech na sali). O i poznałam słowo, z którym się do tej pory nie spotkałam! "scedować". Za to też lubię to opowiadanie - niby znane słowa, używane, ale nie zawsze i przez to można sądzić, że są takie... idealnie pasujące do epoki. ;D
To wspaniałe, w końcu się do siebie zbliżyli, w końcu są razem. Cieszę się tak bardzo, że udało mi się dożyć tego rozdziału _^_
OdpowiedzUsuńŻal, że teraz znów wszystko pod górkę i gimnastyki, spoko.
Jeszcze bardziej żal, że następny rozdział znów się z jakichś powodów nieprędko pojawi, ale spoko, jestem cierpliwa...Przynajmniej od jakiegoś czasu. Zresztą się zobaczy :)
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko, bo naprawdę jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
w końcu! :) jeju...jak ja kocham te opowiadanie.; ) weny! ^^
OdpowiedzUsuńTo okrutne z Twojej strony przerywać w takim momencie;)
OdpowiedzUsuńPiękne opisy przeżyć wewnętrznych. Pozwalają się wczuć w sytuację bohaterów. Marzę o tym, żeby im się udało, choć zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze sporo pracy przed nimi, zanim ich stosunki się unormują. Po cichu zaś liczę na to, że od razu wyznają sobie, co czują i wszystko będzie jak przedtem. Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział:)
Moja droga Akame,
OdpowiedzUsuńwczoraj stuknęła mi osiemnastka i w ramach podsumowań zaczęłam liczyć. Tak oto doliczyłam się, że Twoje opowiadania czytam już od prawie pięciu lat. Szmat czasu, co?
Aż się łez w oku kręci na wspomnienie Naruto, który paradował po kuchni Ino w różowym fartuszku. Coś podobnego do zadowolonego kota budzi się we mnie na myśl o Orinosuke i Kazuyi, o tym ich tańcu na krawędzi i ekstatycznym koncercie na finał. Mentalny uśmiech rozlewa się i grzeje przyjemnie kiedy gdziekolwiek przewija mi się Shikamaru. Moim skromnym zdaniem jego duet z no Sabaku to najgenialniejsze połączenie stulecia. I tak bardzo cichutko liczę, że może kiedyś leń erotoman i niewyżyty erotoman powrócą do akcji. Jakkolwiek to by nie brzmiało... Był też oczywiście "Czerwony Płomień" i mroczne uroki mafii. Tygryski lubią złych chłopców, źli chłopcy lubią chłopców z charakterkiem a inni chłopcy z wdzięcznym sarkazmem i ironią drżą o dupy wyżej wymienionych. Słodko. Klejnot koronny to oczywiście "Red Hills", nad którym sukcesywnie zarywałam noce. I powiem, że było warto. Chociaż wątek między Lucjuszem a Severusem mogłabyś kiedyś odkurzyć i wykorzystać.
Powoli kończąc... "Na przekór przeznaczeniu" jest niezmiernie urokliwe, ma swój swoisty czar godny szlachetnych elfów. I tylko jedno, jedno mi spokoju nie daje. Akame, dlaczego Ty jesteś sadystką? Zostawiać rozdział w takim momencie... Oj, zginiesz Ty marnie.
Po co napisałam taką litanię? Bo wiem, że dla autora motywujące są komentarze. I chociaż wcześniej nie zawsze je pisałam, to patrząc przez pryzmat tych lat spędzonych nad Twoimi opowiadaniami, tego co z nich wyniosłam, to właściwie należy Ci się pomnik, ale stworzyć mogę tylko taką epistołę.
Pisz często, żebym miała co czytać przez kolejne lata.
twoje opowiadania są arcyfantastyczne!!! naprawdę uwielbiam je! nie wiem dlaczego na rewelacyjne blogi jak twój tak trudno trafić:( udało mi się chyba dzięki czytaniu bloga Luany, a z kolei jej dzięki Silencio (a jej blog z kolei jakimś cudem mi się wyświetlił jak szukałam) i to tylko dlatego że z ciekawości zaczęłam sprawdzać ludzi, którzy komentują! klikam na twoją osobę, klikam na bloga którego prowadzisz, i się załamuję! bo pod moim nosem był taki skarbiec a ja nie wiedziałam!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam już wszystkie opowiadania, które są na tym blogu, bo poprzedniego niestety nie odkryłam wcześniej i z niecierpliwością czekam na Szarą Strefę i następny odcinek Na przekór przeznaczeniu. Wiem, wiem bezczelnie mało komentowałam podczas czytania poprzednich opowiadań, ale to tylko dlatego, że na myśl że mam się oderwać od czytani coś głośno we mnie krzyczało nie! i zamiar wyrazić swoją fascynację nad danym odcinkiem, albo opowiadanie klikałam kolejne opowiadanie, walczyłam z opadającymi powiekami i zauważyłam że człowiek naprawdę może spać mniej i funkcjonować jak tylko chce:) mam zamiar przeczytać jeszcze raz twoje opowiadani i wiedząc już co było dalej może będę mogła zatrzymać się i wypowiedzieć. Kiedy będzie kolejny rozdział Na przekór przeznaczeniu??? :)
Nana
Przysnąć?! Czy Pani sobie raczy slash śmie żartować ? :)
OdpowiedzUsuńJest great, super i w ogóle. Mam nadzieję, że następny też będzie taaaaaaaki długi i będzie tak.... szybko XD
Akame jest niczym sadystyczny władca niewolników, każe swoim sługom głodować przez wiele miesięcy, po czym rzuca mały kąsek i każe czekać kolejne miesiące, oj biedni my niewolnicy, chudzi jak szczapy, a dodatkowo kąsek jest tak skonstruowany i przeciągany, by ten najlepszy smak został odkryty dopiero na końcu. Ach, dziękuję za Twój sadyzm:)
OdpowiedzUsuńej ja tu wracam do domu po miesiacu czy dwoch nieobecnosci by zobaczyc czy jest cos nowego. Dowalam sie do komutera a tu... to samo co ostatnim razem
OdpowiedzUsuńPo miesiącu, czy dwóch?? Nowy rozdział został dodany trzy tygodnie temu, więc nie wiem jakim cudem masz to samo, co dwa miesiące temu.
UsuńNo, serio, to było wybitnie naciągane... Już bez przesady xP
UsuńA zapytam: więc jakim cudem napisałeś szanowny Anonimku, przy rozdziale, którego rzekomo nie masz? Zazdro ja tk nie umiem ;(
UsuńPozdro
NN
Roździał cudowny, kocham to opowiadanie !!
OdpowiedzUsuńAle Silvan był zdenerwowany przyjazdem Lantiela, a on za to niewie jak Silvan za nim tęskinił i jakie ma do niego plany.
Niemoge się doczekać nowego roździału mam nadzieję że będzie za kilka dni!
!!!!! życzę weny !!!!!
hallllooo Akame ^^ Czekam na rozdzialik! ;)
OdpowiedzUsuńPisze się ;) Jak moja durna wena nie zdechnie, co często się jej niestety zdarza, to po weekendzie powinnam wysłać go do Aubrey ;]
UsuńSuper!!! Daj nam znać jak tekst pójdzie się betować^^
UsuńNo, serio, daj znać xD
UsuńGIT JESTEM W NIEBIE, DZIS PON ;pp
UsuńMam nadzieję, że wena nie "zdechła". Niecierpliwie czekam na dobre wieści...
OdpowiedzUsuńELL
Kiedy kolejny rozdzialik? :c bo usycham z niecierpliwości i zaciekawienia.. :)
OdpowiedzUsuńvampirka_15
heyyyy Akame dziś jest 1 listopada... i nadal nie ma rozdzialikuuuuu :(
OdpowiedzUsuńCzekamy, czekamy, czekamy jak na szpilkach:)
OdpowiedzUsuńno halooooooooo Akameeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!! już jest 10.11!!
OdpowiedzUsuńZ utęsknieniem czekam na rozdział.
OdpowiedzUsuńŁącze sie w bólu z wszystkimi czekajacymu na rozdział, a autorce życzę weny :)
OdpowiedzUsuńFeya
W zasadzie to piszę dlatego by była pełna czterdziestka komentarzy. Mam taką potrzebę domknięcia ;) Może powinnam to leczyć...
OdpowiedzUsuńNie zmienia to jednak faktu, że od września minęło trochę czasu, a moment, w którym zakończyłaś rozdział jest... trzymający w napięciu lekko mówiąc ;) Zlituj się więc i żuć nam jakiś ochłap na pożarcie ;)
Dołączam się do próśb. Akame! Zlituj się! :(
OdpowiedzUsuńRita.
Rzekłabym, że teraz to się nieładnie rozjechało... :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjeej, pamiętam, jak z zawzięciem czytałam Historię z Konohy, Red Hills, Szarą Strefę i ile emocji towarzyszyło mi przy zagłębianiu się w treść każdego z tych opowiadań.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zawiodę się na tobie, kiedy zagłębię się w Na przekór przeznaczeniu :D.
Kiedyś już czytałaś moje opowiadanie, możesz tego nie pamiętać, gdyż było to kilka lat temu (chodź, w sumie wolałabym, żebyś tego nie pamiętała, bo boli mnie, gdy czytam moje prace z przed kilku lat, hahah. Naprawdę były kiepskie~) ale dochodząc do sedna, chciałabym cię zaprosić na http://mello-matt.blogspot.com/.
Mam nadzieję, na szczerą ocenę i życzę dużo weny :)
Z pozdrowieniami, Lili :)
Witaj. Może tak jakiś przybliżony termin publikacji następnej części elfów? Trochę wody już upłynęło od XXXI. Pozdrawiam i czekam niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńELL
Ok, dla tych, co proszą o termin, rozdział lub łudzą się, że Akame odpowie.
OdpowiedzUsuńAkame jako osoba jest fajna. Miła, wyrozumiała, życzliwa. Lubi komentować. Et cetera.
Jako autor jest trochę niekonsekwentna w terminach i często traci wenę, więc nie sądzę, by kolejne upominania się randomowych osób dały jakiś skutek.
Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Pozdrawiam czytelników, Akamę i szanowną betę.
Seiridis
Akame już kiedyś to pisałam ale napiszę jeszcze raz. Brak weny, czasu,ochoty mogę zrozumieć autorka "też człowiek", ma prawo do życia prywatnego, do zniechecenia , do lenistwa i nam czytelnikom nic do tego. Mam jednak nadzieję, że autorka przyzna, że my czytelnicy oczekując choćby przyblizonego terminu ukazania się nowego rozdziału nie wymagamy zbyt wiele. Oczywiście pamiętam, że autorka podała już jeden termin, on minął i zalega cisza, a ja osobiście bardzo ciszy nie lubie. Zywiąc głęboką nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już niedługo, gorąco pozdrawiam Akame i życzę jej tego czego najbardziej potrzebuje*IVE
OdpowiedzUsuńHm, Seiridis - my nie wymagamy wiele ;) Upominanie się świadczy o tym, że zaczynamy czuć niepokój - zarówno o autorkę, jak i o to, czy pośród ważnych spraw nie zapomniała o nas. Tu nie chodzi o konkretne wyznaczanie terminu, ale zwykłe zainteresowanie się nami, w postaci kilku zdań, które, jak sądzę, nie zajmują wiele czasu. Ja też nie jestem konsekwentna w terminach, dopada mnie leń, a wena odwiedza biegun, ale staram się chociaż napisać: Wybaczcie, rozdziału w tym tygodniu nie będzie, bo mam zapierdziel na uczelni". Zwykłe zainteresowanie innymi ludźmi.
OdpowiedzUsuńMarne szanse. Ile razy ja o coś takiego prosiłam i moje prośby sobie znikały w niebycie...
UsuńPrzestało mi aż tak zależeć :P
To jest smutne. Autentycznie. Wchodząc tu po tygodniu, byłam ciekawa, ile osób dokonało wpisu pod moim komentarzem... Hm, czułabym się nieco zaniepokojona małym odzewem... Raz, drugi, trzeci - okej, ale przyzwyczajanie do braki informacji nie jest dobre.
UsuńAno widzisz. Ale co my możemy zrobić? Przestać czytać? XD Akame, jak widać, na zdaniu czytelników nie bardzo zależy :P Liczę tylko, że chociaż to opowiadanie dobrnie do końca, jako że, jak na ironię, jest moim ukochanym na tym blogu i będę je komentować dalej :P Aczkolwiek gorzki posmak pozostaje x]
UsuńMuszę się ze smutkiem z Wami zgodzić. Ten cały brak odezwu ze strony Akame jest dość niepokojący, ale bywało już tak nie jeden raz, więc możemy mieć nadzieję, że i tym razem będzie tak samo, a Akame powróci z oczywistymi przeprosinami, rzuci nam kolejny rozdział, a potem znowu zniknie na parę miesięcy. ;)
UsuńSzkoda by było, gdyby autorka postanowiła nie kończyć tego opowiadania, ponieważ jest ono jednym z najlepszych yaoi autorskich, jakie udało mi się przeczytać. Co prawda jest wiele rzeczy, które można by w nim poprawić, ale już sam klimat tej historii jest niesamowity i wciągający.
Z przykrością zauważyłam też, że coraz trudniej jest znaleźć dobry blog z opowiadaniami yaoi. Wydaje mi się, że kiedyś było ich znacznie więcej (a być może to dlatego, że już większość tych dobrych przeczytałam :D).
Patrzyłam na to, jak wiele pięknych opowiadań znikało z sieci, a jeszcze więcej zostawało porzucanych bez najmniejszej szansy na dokończenie. Bardzo mnie to smuci, bo były to moje ulubione opwiadania i autorki, więc nie życzyłabym ani sobi, ani reszcie czytelników takiego końca bloga Akame.
Gdybym pisała tak jak Akame, nie chciałabym przestać pisać. xD
UsuńPewnie niejedna osoba się ze mną zgodzi. Czuję się zawiedziona - i nie, nie tym, że na rozdział trzeba czekać aż tak długo, ale tym, że Autorka nas olewa, a naprawdę wystarczyłoby jedno głupie zdanie, nie chcę mi się wierzyć, że Akame od ostatniego swojego wpisu w komentarzach nie była na blogu. Cóż, naprawdę szkoda, bardzo lubiłam to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńAnka
PRZESAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAADZAAAAAAAAAAAAAAAAAASZ! My tu umieramy z tęsknoty.
OdpowiedzUsuńTo już prawie 3 miesiące, czy to opowiadanie będzie się jeszcze ukazywać czy to już jego koniec. Powoli tracę nadzieję. Mimo wszystko pozdrawiam autorkę i wszystkich zawiedzionych czytelników* IVE
OdpowiedzUsuńPS . Akame, może się mylę, ale Onet lepiej na Ciebie wpływał.
UsuńAkame!Odezwij się! Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko ok. Pozdr...
OdpowiedzUsuńELL
Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt dla autorki i wszystkich czytelników!
OdpowiedzUsuńCzy ty nas olewasz?! Nie olewaj nas! Napisz coś wkońcu do cholery! Lubie twoje opowiadanie i prosze cię byś napisała chociaż czy wstawisz następny roździał czy dopiero za jakieś dwa miesiące.
OdpowiedzUsuń<>
UsuńJeśli sądzisz, że masz prawo "odzywać" się w taki sposób do autora to jesteś w dużym błędzie. I o co Ci chodzi z tym "za jakieś dwa miesiące". Nigdzie na blogu Akame nie określa się dokładnie kiedy wstawi kolejny rozdział.
Czytam opowiadania Akame od dość dawna, choć miałam ostatnio sporą czasowo przerwę (ze względu na naukę i maturę). Ale kiedy sięgam pamięcią wstecz, jeszcze do czasów onetu nie przypominam sobie, żeby ktoś pisał takie chamskie odzywki.
Skoro ktoś lubi czyjeś opowiadania, to przypadkiem nie powinien zachęcić autora swoim komentarzem do dalszego pisania? Albo skoro przerwa jest już tak długo to zastanawiać się, czy na pewno nic autorowi się nie stało?
Nie tylko ty jesteś frustrowana/ny. Nie tylko ty czekasz. Więc łaskawie ogarnij się.
Zgadzam się, takie komentarze to zwykłe chamstwo i nieudolna próba wywołania reakcji Autorki. Rozumiem, że frustracja, bo długo nie ma itd., no ale bez przesady, są pewne granice.
UsuńSądzę, że komentarz ten był co najwyżej dziecinny. Swoje zniecierpliwienie można okazać w komentarzu tak samo jak wszystko inne, tylko w cywilizowany sposób. Nie sądzę abyś, droga osobo bez podpisu, miała naprawdę jakieś prawo, by pouczać innych, skoro sama potem na kogoś naskakujesz. Czym się to różni? Tylko tym, że w przekonaniu naprawdę wielu fanów różnych pisarzy - autorzy opowiadań to święte krowy i bodaj im ktoś powie coś, to autor weźmie i się obrazi. A taki czytelnik to tylko czytelnik, jego można pouczać, bo nic drogocennego nie wnosi. Spoko.
UsuńWiesz, też się zaczynam już zastanawiać czy Akame nic nie jest, ale - jeśli nic jej nie jest - to chyba w takim razie mogłaby uspokoić fanów swego opowiadania? Dać znać cokolwiek, naprawdę, już nie mówię tu o jakichkolwiek rozdziałach.
Dla mnie oczywiste jest i było, że rola autora nie sprowadza się tylko do zamieszczenia swych dzieł (lub ich części) co jakiś czas, ale też właśnie odpowiedzi na komentarze (chociaż te najdłuższe lub najmilsze w mniemaniu autora), czy jakiejkolwiek króciutkiej informacji w stylu "dalej żyję".
Nie uważasz, że ze strony autora - tak samo jak ze strony każdego innego człowieka, którym wykazujemy zainteresowanie - byłoby raczej miło i kulturalnie, gdyby dał coś o sobie znać? :}
Ja mimo wszystko wolę myśleć, że wszystko w porządku, niż że nie.
Autorce raczej nic nie jest, gdyż jej chomik był dzisiaj w nocy przez nią odwiedzony. Wychodzi na to, że to zwykła olewka czytelników
OdpowiedzUsuńAkame, błagamy wróć. Zrób nam prezent na Nowy Rok.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku i dużo weny oraz czasu i chęci powrotu do nas.
Najserdeczniejsze życzenia szczęścia, zdrowia
OdpowiedzUsuńoraz wszelkiej pomyślności w Nowym 2013 Roku!
Pamiętajcie ze Każdy ma swoje życie i sprawy...
OdpowiedzUsuńPrzez tyle miesięcy nawet bardzo zajęty życiem człowiek znajdzie pięć minut na napisanie informacji.
UsuńDlatego podejrzewam, że obyłoby się bez całej tej śmiesznej afery, jakby Akame napisała, że robi sobie przerwę, chociaż tyle. I my wiedzielibyśmy, że wszystko z nią w porządku, a i ona zaoszczędziłaby sobie (i nam) tych błagalnych lub zawiedzionych komentarzy.
OdpowiedzUsuńSerio, wolę myśleć, że nas olewa, niż że coś się jej stało...
Święte słowa.
UsuńPoza tym nie wierzę, że nie miała by czasu na napisanie kilku słów, że teraz nie może pisać itd. I też wolę myśleć, że nas olewa, a nie, że coś jej się stało lub po prostu przestała mieć ochotę na pisanie. :(
Kochana Akame daj znać co się z tobą dzieje bo się o ciebie martwimy. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNawet nie chce myśleć, że coś się stało, bo tak jest lepiej! Takie myślenie przyciąga tylko niepotrzebnego "pecha", wiec...
OdpowiedzUsuńCzy słowa "afera" i "olewa nas" są słuszne? Nie wiem, ja nigdy nie myślałam tymi kategoriami. Po prostu wchodzę co jakiś czas na bloga, sprawdzam czy jest nowy rozdział i czuję się zwyczajnie zawiedziona nie wiedząc nic nowego. Nie w sensie, jak ona może nam to robić! Wchodzę, bo mam ochotę przeczytać dobre opowiadanie, które mnie wciągnie i pozostanie w pamięci. Najważniejsze dla mnie jest, gdy styl autora trafia w mój gust i tak jest z Akame! Wracam do jej historii raz za razem, czytając po raz setny to samo, bo mają to "coś" (dla każdego "coś" znaczy co innego, więc nie widzę sensu tłumaczenia o co mi chodzi). Dlatego po takim czasie oczekiwania, przypomniało mi się, jak Akame wspominała, że trudno jest jej wrócić do pisania "Npp". Jeśli to jest ten główny problem, to nie lepiej pozostawić coś co nie wychodzi i zacząć pisać coś co przyjdzie łatwiej i sprawi radość? Oczywiście to również tylko spekulacje i przemyślenia...
Pozdrawiam :)
Afera to było najlepsze słowo, które przychodziło mi wtedy do głowy. Ale widzisz, ty lubisz czytać jej opowiadania ogólnie, ale dla kogoś, kto to akurat opowiadanie lubi/ł najbardziej ze wszystkich innych to... trochę większy zawód, jak mniemam. Zresztą, zawód nie zawód, tu się już od paru miesięcy nie rozchodzi tak naprawdę o opowiadanie, a o to, że Akame wcześniej nie pozostawiała nas w takiej niewiedzy, niepoinformowaniu na tak długo i zaczyna to już wzbudzać swego rodzaju niepokój, a co za tym idzie - panikę :P
UsuńŹle mnie zrozumiałaś, gdybym nie lubiła tego opowiadania tak bardzo jak Wy, myślisz że wchodziłabym co jakiś czas na bloga czy jest coś nowego?
UsuńI tak, chciałabym przeczytać kontynuację losów Lantiel'a i Silvan'a! Opowieść napisana w sposób tak klimatyczny, od razu przenosi nas do innego świata. Co z tym idzie, nie sposób się oderwać i przestać myśleć "Co dalej?". Po prostu, wychodząc z założenia - 'co by było gdyby' nowa historia, która się będzie pojawiać i sprawiać nam radość (a napisana przez Akame byłaby dobra!), czy czekać na coś co może się już nie pojawić...
W wcześniejszym komentarzu, nie wspomniałam, że nie można się martwić bądź być zaniepokojonym. Chodziło mi o niezbyt miłe odzywki i zarzucanie rzeczy, na które jakkolwiek bym nie spojrzała nie miały sensu, a tym bardziej podstaw. Jak sama zauważyłaś, Akame nigdy nie pozostawiała nas w takiej niewiedzy, pozostaje więc pytanie co jest przyczyną?
Pozdrawiam :)
No ok, ok, aczkolwiek jestem pewna, że osoba, która od razu się nie rzuca na wszystkich ''krytyków'' (w tym mnie) - czyli ty - jest w stanie zrozumieć, że wszyscy się tak zachowują, bo szaleją z niepokoju. Ja naprawdę się już zaczynam poważnie martwić :C
UsuńHej Akame... Proszę, nie trzymaj nas w niepewności. Jeżeli chcesz zawiesić bloga albo co gorsza w ogóle przestać pisać, powiadom nas o tym. Prawie codzienne wchodzenie na bloga jest męczące i wcale nie da się przyzwyczaić do tego, że nic tu się nie pojawia. Dzisiaj naprawdę smutno mi się zrobiło, bo myślałam, że po Nowym Roku wrócisz.
OdpowiedzUsuńPostaw sprawę jasno. Jeśli chcesz porzucić bloga, a nie chcesz nikogo zranić - napisz to.
A jeśli w ogóle masz nas głęboko gdzieś... To szkoda. Ale nie wydaje mi się, żeby tak było. Tyle czasu pisania i nagle taka przerwa?
Siedziałam wczoraj do 2 w nocy, dzisiaj poświęciłam dwie godziny... Chyba nigdy nie przestanę kochać "Czerwonego Płomienia". ;) Dla mnie każdy opowiadanie jest niesamowite, bo choć czytam je bardzo często, za każdym razem wydaje mi się, że wcześniej czegoś nie przeczytałam albo po prostu miałam inny humor, coś mnie rozproszyło i na nowo poznaję historię bohaterów. Nie, żebym przyglądała się danym szczegółom, tylko... po prostu fascynuje mnie całość, a poszczególne partie tylko upewniają mnie w dozgonnej miłości.
OdpowiedzUsuńKażde z opowiadań jest fantastyczne, jak wspominałam. To obecne, Npp, bardzo mnie fascynuje - zwłaszcza motywy przygody i wątki postaciowe. Nie chcę jednak wypaść na jakąś fanatyczkę, czy osobę, która w kółko się powtarza i powinna patrzeć na całokształt... Ale naprawdę ponad niebiosa wychwalam Cię, Akame, za Akai Honou. ;) Było pisane szybko, z werwą, z pomysłem. Teraz po prostu łapiesz lekką zadyszkę... Musisz odpocząć, to jasne. I choć chciałabym, abyś chociaż dała znać (nie będę Cię napastować na Chomiku... chociaż, mooże xD), czy u Ciebie wszystko w porządku, nadal będę tu zaglądać. Z szacunku dla Ciebie i Twojej twórczości, choć przyznaję, że czuję się teraz, jak opuszczony przez Pana szczeniaczek.
Akame co się dzieje? Dlaczego tak długo nic nie dodałaś? Pisałaś, że rozdział jej już napisany. Mimo wszystko czekamy na rozdział, pośpiesz się :*
OdpowiedzUsuńCzekamy, czekamy i chyba się nie doczekamy... skoro nie chcesz pisać dalej to nie trzymaj nas w niepewności, to nie fair w stosunku do czytelników.
OdpowiedzUsuńAkame prooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooszęęęęęęęęęęęęęęęę
OdpowiedzUsuńOdezwij się
A my wciąż czekamy...
OdpowiedzUsuńHej! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie albo mojego bloga jeszcze pamiętasz w końcu nie pisałam nic na blogu od 3 lat :P Ale chciałam tylko powiadomić, że znów zaczynam go prowadzić. Więc jeśli jesteś zainteresowana zapraszam na www.come-what-may-narusasu.blog.onet.pl
Pozdrawiam,Karen :)
Nadal czekamy. :((
OdpowiedzUsuńcierpliwość jest cnotą, no ale bez przesady ile można :((((
OdpowiedzUsuń"cnotą" - którą każdy w końcu straci... i nie nie staram się być zabawna... ech ;(
Usuń31 styczeń...
OdpowiedzUsuń1 luty...
OdpowiedzUsuńI kolejny dzień 2 luty...
OdpowiedzUsuńSkoro już chcesz odliczać, to przynajmniej rób to zgodnie z zasadami języka polskiego. Drugi luty był już bardzo dawno temu, dzisiaj jest co najwyżej drugi lutego.
UsuńHejters gona hejt xP
UsuńPrzepraszam za wybuch, ale ten błąd działa na mnie jak płachta na byka -.-"
UsuńHah, nie masz za co, tak sobie napisałam :D
UsuńAkame chciałabym, żebyś wiedziała że postanowiłam nie tracić nadziei i będę czekała na kolejny rozdział lub jakąkolwiek informację od Ciebie. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego* IVE
OdpowiedzUsuńHehe, nadal tu zaglądam. ;) Trzymam kciuki za życie zawodowe i prywatne. Aby wszystko było okej i byś pewnego dnia sama to napisała. ;)
UsuńDokładnie XD
Usuń"...". Anyway, we'll wait for you! ;)
OdpowiedzUsuńCzekamy i wierzymy, że wrócisz.
OdpowiedzUsuńW okazji Walentynek życzę Akame i wszystkim czytelnikom mnóstwo miłości ***
OdpowiedzUsuńRany...Myślałam, że przynajmniej z okazji Walentynek doczekam się kilku słów, a tu kicha... No cóż... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńELL
Akame, odezwij się. :((
OdpowiedzUsuńZacznijmy w komentarzach pisać kontynuację opowiadania, może jeśli Akame zobaczy jak dokonujemy profanacji Jej tekstu, ulegnie naszym błaganiom i wróci. : D
OdpowiedzUsuńHehe, to chyba nie jest dobry pomysł. xD Akame chyba wie, o co chodzi. xD
UsuńWygląda jakby to był koniec z "fantazje malowane"... szkoda, wielka szkoda.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jakaś głupia nadzieja pozostaje i nadal będę zaglądać :)
Akeme no.... tak dużo czasu minęło od ostatniego rozdziały, a tutaj nadal nic nie ma! Co się stało? Może byś zawiesiła na czas nieokreślony bloga, hym?? wtedy wszyscy wiedzielibyśmy że robisz sobie przerwę od pisania. A tak to wchodzimy tutaj cały czas mając nadzieję, że jednak jest rozdział. Wiesz jacy jesteśmy smutni widząc pustki? No... jedyne co można zrobić to przeczytać nowsze komentarze... :(
OdpowiedzUsuńSerio, widzę, że nie tylko ja to robię.
UsuńDołączam się do grona.
UsuńBardzo często tu zaglądam żeby sprawdzić czy coś ruszyło. Zdaję sobie sprawę że czasem brak weny albo życie daje w kość i nie ma na nic czasu. Czekam cierpliwie i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBacha
też zaglądam. mam nadzieję, że blog zostanie reaktywowany, gdyż te opowiadania są fenomenalne. chciałabym wiedzieć, jak skończy się to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie autorkę, jesteś najlepsza xD
Akame ja tutaj z nietypową prośbą. Nie wiem, jak inaczej mogłabym się z tobą skontaktować. Wyczytałam w komentarzach przy Danse Russe, że czytałaś o rosyjskich kultach, szamanach, mogłabyś mi polecić jakąś książkę o tej tematyce?
OdpowiedzUsuńPrzyznam się bez bicia.. Przeczytałam póki co tylko dwa opowiadania. Jednak są one genialne i później wezmę się za resztę xD
OdpowiedzUsuńA i nominowałam Cię do The Versatile Blogger ^^ http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/nominacja-do-versatile-blogger.html
Mam takie dziwne pytanie... w sumie do wszystkich. xD Czy w nagłówku (w lewym górnym rogu) zawsze był napis "Akame". On jest tak jakby na obrazku. Bo może odchodzę od zmysłów, że autorka daje nam jakiś znak, czy coś...
OdpowiedzUsuńBył tam odkąd Akame przeniosła się na blogspota >.>
UsuńCiągle tu zaglądam i ciągle mam nadzieję, że Akame da jakiś znak, w tej chwili to chyba byłabym zadowolona nawet z informacji o zamknięciu bloga. Przynajmniej miałabym pewność, że u autorki wszystko w porządku, a ta cisza jest bardzo niepokojąca...
OdpowiedzUsuńAkame, mam dość. Rozumiem wena weną i wgl! Ale ile można czekać? czekałam bardzo długo tak jak reszta i mam dość. Gdzie się pojawił Twój zapał do tego opowiadania? Zapał do pisania?! Rozumiem każdy może mieć problemy większe lub mniejsze, ale już mam dość. Czekam tak długo na rozdział, który :
OdpowiedzUsuń"26 października 2012 14:41
Pisze się ;) Jak moja durna wena nie zdechnie, co często się jej niestety zdarza, to po weekendzie powinnam wysłać go do Aubrey ;]"
to Twój ostatni komentarz. Czuję się oszukana i to było w 2012r! ... w każdym razie.... nadal czekamy dodaj w końcu rozdział!
Wesołych Świąt życzę ludziska ;)
bo bez kopa i opierdzielu chyba się nie ruszy nic :(
OdpowiedzUsuńNie musisz dodawać rozdziału, napisz cokolwiek.
OdpowiedzUsuńNo hey! Akame! no... napisz coś! np " wybaczcie wena odeszła, blog zawieszony do odwołania!"
OdpowiedzUsuńWiecie co, może po prostu się boi teraz jak ją każdy tak ochrzania. XP
OdpowiedzUsuńJak będziemy mili, to wychynie nosek z norki xD
Na pieszczoty trzeba zasłużyć...
OdpowiedzUsuńAkame jestem tu u Ciebie codziennie i ciągle mam nadzieję na jakąś informację . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na blog
OdpowiedzUsuńhttp://anielica-plotkara.blogspot.com/
...a nadzieja wygasa... ;(
OdpowiedzUsuńoj, wygasa...
UsuńZakończyłaś w takim momencie i co? I trzeba czekać. Wgl zamierzasz się odezwać? Dokończyć opowiadanie? Bo ja je pokochałam. Dzisiaj zauważyłam datę ostatniej notki i ona bardzo mnie smuci ;c Mam wielką nadzieję, że skończysz Na przekór Przeznaczeniu bo robi się co raz ciekawiej.. Jak ja wytrzymam bez następnego rozdziału? Może straciłaś chęci do pisania tego opowiadania? Jeżeli tak to powiedz nam o tym. Chociaż mam nadzieję, że będziesz kontynuowała tą opowieść.. Jeżeli jednak, nie chcesz jej obecnie pisać, to mam nadzieję, że napiszesz coś innego i dodasz na bloga. Bo bardzo polubiłam Twoją twórczość (i tak uważam, że najlepiej Ci wyszedł Czerwony Płomień, chociaż Szara strefa też była fajna.) No i mam nadzieję, że będzie to coś Twojego, bo nie za bardzo lubię fanficki. Znaczy, zależy jeszcze do czego powstał by ten fanfick... No cóż mam nadzieję, że za niedługo się do nas odezwiesz, bo czekamy na Ciebie i Twoją twórczość!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurka. Mam nadzieję, że Akame nic się nie stało. Nie wiem jak wy, ale ja nawet na innych stornach nie widziałam jej podpisu od dłuższego czasu! dziewczyna wsiąkła pod ziemię!
OdpowiedzUsuńChoć może to ma związek z tym, że ja sama nie wiedziałabym jak zakończyć tą historię by było dobrze. Może i sama autorka stoi w kropce.
Jakieś pomysły? Ja osobiście jestem za tym by wykastrować Kaela. Już to kiedyś chyba pisałam, ale nie lubię gościa. hehe.
A tak na poważnie to same się zastanówcie. Jak wy widzicie zakończenie? Wszystkie czujemy, ze czekamy na sam koniec. Ale jaki ten koniec ma być? HAPPY END? Dobra ale jaki? Taki nad "odczepcie się" czy taki który będziecie pamiętać bardzo długo. Ja jak do tej pory do żadnego zakończenia Akame nie miałam zastrzeżeń i dziękuję Wszechmogącemu, że kiedyś trafiłam na jej bloga. (I dziękuję Akame, że się wyprowadziła z tego koszmarnego Oneta.) Te wszystkie historie są po prostu magiczne!!
Nie wydaje mi się, żeby coś się jej stało xp
OdpowiedzUsuńAkame, niema Ciebie, Liberi nie kontynuuje Kamienia małżeństw, smutno się robi. Żal i zawód jest we mnie, że zniknęłyście. :(
OdpowiedzUsuńnadzieja zgasła...
OdpowiedzUsuńMoże nas sprawdza ile wytrzymamy..?
OdpowiedzUsuńMam cichą nadzieję, że wróci tego 25 września i wyjebie z tekstem "No, minął już rok(...) Macie kolejną cześć elfów!"
UsuńDokładnie :(
UsuńDlaczego porzuciłaś tak super bloga? :( a ja Cie chciałam prosić o drugą część czerwonego płomienia. :(
OdpowiedzUsuńBłagam dokończ Kamień Małżeństw
OdpowiedzUsuńKamień Małżeństw nie jest autorstwa Akame ;)
OdpowiedzUsuńech... i tak właśnie minął rok od ostatniego rozdziału. i co dalej Akame?
Minął już rok a ja ciągle mam nadzieję. Akame odezwij się proszę...
OdpowiedzUsuńOd przeszło roku regularnie tu zaglądam z nadzieją że któregoś dnia pojawi się dalsza część. Nie mogę się pogodzić z faktem że tak wspaniałe historie jak właśnie ta czy choćby "Kamień małżeństw" i "Więź dusz" (aut. Wiana) nigdy nie zostaną zakończone. Dlatego właśnie mimo wszystko będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Faustii
Wróć. Byś chociaż napisała kilka słów od siebie. :((
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńautorko żyjesz? Ja już stęskniłam się za tym opowiadanie i poznaniem dalszych losów bohaterów... mam nadzieję, zę niedługo pojawi się tutaj coś nowego, albo jakaś informacja od Ciebie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
To już nie ma sensu. Akame nie wróci, musimy się z tym pogodzić.
OdpowiedzUsuń"Akame nie wróci, musimy się z tym pogodzić." - kurcze, wiemy... ja osobiście pogodziłam się, że to już koniec, choć nie wiem czy do końca. Chodzi mi o to, że jakbym zobaczyła posta z - to koniec, zegnam i dziękuje - byłoby inaczej. Nie zaglądałabym tutaj i się głowiła, czy będzie ciąg dalszy i czy z Akame wszystko w porządku. Z drugiej strony wiem, że nie można przewidzieć co się wydarzy i staram się zrozumieć. Ech plote trzy po trzy...
OdpowiedzUsuńAkame! Powodzenia w życiu i dziękuję za wszystko! :)
Wiecie jak to jest brak czasu odbiera wene i jakiekolwiek chęci do pisania, być może Akame kiedyś wróci ale nie spodziewajmy się tego ;) narazie nie ma jej ponad rok więc myślę, że trzeba się po prostu pożegnać .
OdpowiedzUsuńAkame Dziękuje ci bardzo, za wszystkie twe opowiadania ;) Tworze myślami tysiące zakończeń ostatniej historii , ale podejrzewam, ze o tak nie odgadnę jak byś chciała to zakończyć;) Śle wielkie causy i pozdrowienia ;) trzymaj się ciepło ;D
Przykre jest to, że Akame po prostu się odcięła. Jak Liberi od Kamienia małżeństw. Zniknęła i koniec. Wiadomo życie nieraz do tego doprowadza, ale przez rok czas na parę słów się na pewno znajdzie. Szkoda, że nie doczekamy się końca tej historii. :(
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt- pamiętam...
OdpowiedzUsuńJa wmawiam sobie, że już się pogodziłam, że więcej rozdziałów nie zobaczymy, ale fakt, że tu zaglądam świadczy o czym innym. Irytacja, złość, oczekiwania - wszystko już dawno odeszło w niepamięć.
OdpowiedzUsuńTylko Akame, proszę, przeczytaj ten komentarz, następne zdanie i wiedz, że piszę zapewne w imieniu większości czytelników.
Proszę, wróć. :)
Muszę przyznać że chyba na dobre nas opuściłaś. :(
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam nadzieję, że jednak wrócisz.
Wróć,Kochana,prooooooooooooszę !!!
OdpowiedzUsuńJeju ile już czasu minęło od ostatniego posta:(Mam jakąś dziwną nadzieję że jak Akame zobaczy 200 komentarzy to coś napisze :D
OdpowiedzUsuńTo może być problem, bo żeby zobaczyć komentarze, to trzeba w ogóle wejść na stronę. xp
OdpowiedzUsuńOh, przyznaję, że z pewnym lękiem czytałam ten rozdział. To przez to, że zanim się za niego zabrałam, zauważyłam tą ogromną ilość komentarzy. Zaczynając czytać "Na przekór przeznaczeniu" miałam nadzieję, że to skończone opowiadanie. Niby się zawiodłam, ale nie żałuję, że przeczytałam. Jest naprawdę świetne! Szkoda tylko, że pewnie nie będzie już kontynuowane ;(
OdpowiedzUsuńKiedyś na forum drarry, przeczytałam "Red Hills" i naprawdę mi się podobało. A gdy kilka dni temu trafiłam na twojego bloga, byłam szczęśliwa jak nigdy :D Kochana, nie wiem jak to robisz, ale jak już zacznie się czytać twoje opowiadania, naprawdę ciężko się oderwać.
I... powiem szczerze, że teraz nie wiem co myśleć. O treści, o tym, jak zostałoby to zakończone. Od samego początku, gdy tylko zostało wspomniane o treści przepowiedni, pomyślałam o tym, że może chodzić o dziedzica. I gdy wreszcie Fenris uświadomił to Lanowi... jakoś tak sama nie wiem, uznałam, że to może być za proste... kurczę, naprawdę chciałabym dowiedzieć się jak to by się skończyło ;P No ale nie tylko ja...
Kilka razy naprawdę się wzruszyłam. To było naprawdę smutne, gdy Lantiel myślał, że zabił Silvana ;( Oh, świetnie opisujesz uczucia bohaterów, ich rozterki, troski. Naprawdę można 'wczuć' się w daną postać.
Ah, i w rozdziale 22 zakradł się chyba mały błąd. Cytat: "Jego były kochanek od ośmiu lat był szczęśliwym małżonkiem i przygotowywał się do objęcia swojego dziedzictwa"... a mi się wydaję, że jednak od sześciu a nie od ośmiu :P
Eh, pomimo, że raczej nie poznamy już zakończenia, tak jak wspomniałam na początku, nie żałuję, że to przeczytałam. Akame, jesteś naprawdę świetna w pisaniu, i mam nadzieję, że do tego wrócisz, nawet jeśli nie będziesz kontynuowała "Na przekór przeznaczeniu" (no chyba, że o czymś nie wiem, i gdzieś tam coś publikujesz :P).
No to chyba tyle. Przepraszam, za ten nieskładny komentarz, ale jestem świeżo po przeczytaniu 31 rozdziału i jeszcze nie ochłonęłam :P
Pozdrawiam :*
Nadal czekam.
OdpowiedzUsuńTęsknię...
OdpowiedzUsuńIskierka nadziei jeszcze tli się we mnie, tym bardziej, że po Elfach obiecałaś snarry... ;-) :-*
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i tak się wciągnęłam że normalnie nie mogę. To tak nie może być wracaj mi tu i mi to dokończ. Chyba nie chcesz abym tu na zawał padła. Przerywać w takim momencie ja ci dam. Proooszę dokończ :-)
OdpowiedzUsuńZaskakujące, że nadal zaglądam tu po niema dwóch latach od ostatniego wpisu. Ale ta historia wciągnęła mnie jak mało która... chociaż raczej nie doczekam się jej zakończenia i tak będę ją mile wspominać
OdpowiedzUsuń2 lata prawie mijają a to opowiadanie nadal jest jednym z najlepszych jakie czytam. Mam nadzieję iż jednak będzie ono kontynuowane ;-;
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, iż jeszcze wrócisz, by je kontynuować.
Czy jest szansa na adopcje? Ktokolwiek, bo tyle osób czeka. Bądźmy szczerzy, Akame tego nie dokończy, więc zamiast czekać niech ktoś się za to weźmie i zrobi przysługę nam wszystkim. Wiem, że to sam koniec opowiadania i autorka pewnie miała jakiś odlotowy pomysł na poskładanie tego misz-maszu, ale skończyło się w takim momencie, że każdy pomysł będzie lepszy od pozostawienia tego w takim stanie.
OdpowiedzUsuńPo prostu nie mogę tu ze spokojem zaglądać przez następne 10 lat. Ja też mam swoje życie!!
Niech to dokończy czytelniczka, jej znajoma, ktokolwiek. Na tym etapie mojej frustracji zaaprobuję nawet konkurs na najlepsze zakończenie.
I zanim ktoś mi powie, że to świętokradztwo, że bez Akame to będzie bez przekonania, nastroju i takie tam, to przypominam, że po 2 latach ciszy na 99,(9)% Akame nie zamierza wrócić, a my od 1,5 roku nie powinnyśmy tu w ogóle zaglądać.
Aż mnie strach bierze, jak pomyślę, że coś mogło się Akame stać. Mimo to nie sądzę, żeby to był nasz przypadek. Może zrezygnowała (tylko szkoda, że nam nie powiedziała), ale ze względu na jej milczenie podejrzewam, że może to być związane z rodzajem tego opowiadania. Przykładowo jej rodzice mogli się dowiedzieć i kazać porzucić jej bloga. Możecie się śmiać, ale niektórzy starzy opanowali w 100% sztukę perswazji. Nie wiem w jakim wieku jest Akame, nie twierdzę, że jest niepełnoletnia, wystarczy, że jest dalej na utrzymaniu rodziców. Jeśli dobrze zgaduję, to rozumiem jej nieobecność.
Co do tego, kto moim skromnym zdaniem powinien to dokończyć, to - Saraknya. Czytałam jej bloga i jest na dobrym poziomie językowym, nie idzie na łatwiznę z uczuciami i reakcjami bohaterów. Tylko ostre "sceny" z odjazdowymi perwersjami moim zdaniem nie komponują się z klimatem powracania do siebie po nastu latach rozłąki (No w zasadzie można by zrobić wersję S&M, jakby Silvanowi się nie podobał przebieg ich rozmowy, ale nic nie sugeruje xD)
Tylko na mnie nie krzyczcie. Ja po prostu chcę zakończyć ten etap, bo opowiadanie porzucone w przedostatnim rozdziale działa pobudzająco na moją i tak hiperaktywną wyobraźnie- tak więc mózg mi wysiada.
Pozdrawiam - A
Jestem jak najbardziej za tym pomysłem. Niech ktoś to dokończy. A jeśli Akame miałaby o to pretensje to co z tego. To ona zostawiła czytelników bez słowa.
UsuńWątpię, aby to kłopoty z rodzicami były problemem, bo z tego co wiem Akame jest dorosła i nie wiem czy czasami nie miała już swojej rodziny. Moim zdaniem po prostu miała dość lub coś w jej życiu to spowodowało, ale można wejść i napisać dwa słowa. Nie wiem czy jej się coś stało czy nie, ale na chomiku wchodziła na swojego chomika jeszcze przez długi czas, po przerwaniu opowiadania. Ja to się cieszę, że moje kochane Red Hills skończyła.
Akame błagam wróć do nas!!!
OdpowiedzUsuńa ja nadal tu zagladam...
OdpowiedzUsuńRównie dobrze możesz usunąć bloga skoro i tak nie zamierzasz dokończyć opowiadania.
OdpowiedzUsuńCzy będzie kontynuacja ?
OdpowiedzUsuńPrzepiękne opowiadanie, szkoda, że nie jest skończone. Dodaję jednak bloga do obserwowanych, nadzieja matką głupich :-)
OdpowiedzUsuńWszystkim, życzę szczęścia i miłości w Nowym Roku.
Ech, też tu zaglądam co jakiś czas. Z nadzieją. Zawsze powtarzam, że niedokończone teksty bolą przez całe życie. A jak to są jeszcze TAKIE teksty, to ból jest ogromny.
OdpowiedzUsuńRównież mam nadzieję, że Akame czy jej rodzinie nic się nie stało.
Pewnie będziemy tu zaglądać nadal z tą nadzieją. ;) Póki co, wszystkiego dobrego w nowym roku. :)
Daimon
Witam, w nowym roku :) mam w miarę dobrą wiadomość. Akame odpisała na moją wiadomość i zapewniła, że ma zamiar dokończyć "Na przekór przeznaczeniu" :D nie określiła się co do daty więc raczej nie będzie to szybko, ale jest nadzieja :D Postanowiłam się z wami podzielić tą wiadomością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
M
Miło, że Akame odpisała na wiadomość M, ale szkoda, że nie napisała nam o tym na blogu. Rozumiem, że Akame może nie mieć czasu/weny/sił na dalsze pisanie, ale mogłaby w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, nam - czytelnikom. W końcu przez 2 lata wybiło tu ponad 160 komentarzy, wielu czytelników martwiło się, iż autorce, jej rodzinie stało się coś złego. Nie mówię o jakimś długim wyjaśnianiu, składaniu obietnic, ale wystarczyłoby: "Hej, żyję, nic mi nie jest, kiedyś to dokończę".
OdpowiedzUsuńOsobiście dalej będę czekać na następny rozdział, bo opowiadanie naprawdę było wspaniałe. Szkoda tylko, że blog teraz "żyje" tylko dzięki czytelnikom i ich komentarzom.
Pozdrawiam i życzę weny.
Jeszcze tu wciąż patrzę. Jesteś dla mnie numerem 1. Czytam Cie od liceum i terwz jestrm na studiach i czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wrócisz i zaspokoisz nasz apetyt, który rośnie z każdym dniem na więcej. Mam nadzieję, że o nas nie zapomnisz, bardzo proszę WRÓĆ :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Pamietam jak z radością czytalam ten rozdzial jak tylko sie pojawił i jak z niecierpliwoscia czekalam następny... Po kilku miesiącach doszlam do wniosku ze nie ma na niego wielkiej szansy. Mimo to nadal tu zaglądam i nadal żywię nadzieję ze cos sie tu pojawi:)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńDostałam informacje, że jesteś autorką opowiadania "Czerwony płomień". Mogłabyś się ze mną skontaktować? Mój numer gg 52497686. :)
Pozdrawiam
Ma ktoś do Akame jakiś inny dostęp? Nie wiem, gg, fb czy mail?
OdpowiedzUsuńMoże ktoś ma kontakt z jej betą?
Jak to o mnie świadczy, że prawie trzy lata, a ja jeszcze czekam? Akame, jeśli to czytasz, to wiedz, że są jeszcze tacy, którzy pamiętają <3
OdpowiedzUsuńnadal tu jestesmy i czekamy! <3
OdpowiedzUsuńMój Boże, trzy lata, a ja dalej się łudzę...
OdpowiedzUsuńRozpoczął się kolejny rok, wciąż czekam i mam nadzieję...
OdpowiedzUsuńMimo że minęło tyle czasu nadal tu zaglądam i mam nadzieje...
OdpowiedzUsuńAkame z całego serca pragnę żebyś dokończyła to opowiadanie, ponieważ jest ono jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek przeczytałam <3 <3
Niech Bog broni, żeby mial to dokończyć ktos inny!!!
OdpowiedzUsuńJak ktos chce w swoim prywatnym komputerze może popełnić tę zbrodnię, ale ja wolę takie niedokończone opowiadanie niż spaprane przez pożal się Boże kontynuatora. W mojej wielo-dziesiecio-letniej karierze czytelniczej tylko cztery razy spotkalam się z kontynuacja na poziomie i w stylu autora. I mówię tu nie o blogach i blogaskach a o literaturze.
Dziękuję Akakme za poswiecone nam lata, za wszystkie chwile spędzone niejako w jej towarzystwie. I mam nadzieję że wszelkie kłopoty już ją opuściły. Bo tak się składa ze nawet jsk człowiek jest już dorosły i ma własną rodzinę to problemy z rodzicami mogą go dopaść. Czego nie życzę dzieciaczkom twierdzacym, że skoro Akame ma własną rodzinę to klopoty rodzicow jej nie dotyczą.
Jeszcze raz Akame wielkie Ci dzięki i trzymaj sie zdrowo. :* :* :* L.
A dlaczego ktoś by nie miał kończyć tego ktoś inny? Co by się stało? Akame nas olała. Pewnie w ogóle tutaj nie zagląda. Nawet znaku życia nie da. A my nadal siedzimy tu wiernie. Znam teksty, które zostały przerwane i skończył je ktoś inny. Na niczym nie straciły, wręcz zyskały.
UsuńBędziemy tu zaglądać, póki blog istnieje. ;) Ja też mam cały czas nadzieję. Ściskam Cię mocno, Akame i wysyłam Ci morze pozytywnej energii. :*
OdpowiedzUsuńBoże, cztery lata, a ja wciąż tu zaglądam i wciąż głupia mam nadzieję. :D
OdpowiedzUsuńBo jakbym jej nie miała, to by mi nie osiadał niżej żołądek jak znowu widzę tą samą datę ostatniego posta.
Wciąż tęsknię ��
OdpowiedzUsuńWróć ��
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńDługo mnie nie było , jestem ciekawa dalszego ciągu Twojego opowiadania , tyle że widzę że u Ciebie też nastąpiła przerwa , mam nadzieję że się wszystko ułoży tak jak i u mnie. Pozdrawiam
Czekam na Ciebie już ponad cztery lata nie tracąc nadziei. Co ja robię ze swoim życiem?
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt ����❤
OdpowiedzUsuńWitam nietracących nadziei w 2017 roku. To już 4 lata i 5 miesięcy. :')
OdpowiedzUsuńCo tam u was?
Wiernie czekam, nadzieja gaśnie ostatnia
OdpowiedzUsuńDziś już siódmy lutego 2017 roku, a ja i wiele innych osób nadal czekamy.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak znalazłam Cię, gdy pisałaś jeszcze na onecie. Byłam dzieciakiem, który za każdym razem miał wyrzuty sumienia zaznaczając, że ma skończone osiemnaście lat, choć wcale tak nie było. Twoje opowiadania czytałam niezliczoną ilość razy. Nawet ff z Naruto, choć nie przepadam za samą serią anime i mangi. Można powiedzieć, że dorastałam z Tobą. Cieszyłam się jak głupia z każdego nowego rozdziału i z wypiekami na twarzy śledziłam losy bohaterów opowiadań. Dzięki Tobie poznałam też parę świetnych autorek, poszerzyłam mocno okrojone, nastoletnie, słownictwo.
Moje komentarze można policzyć na palcach jednej ręki. Zawsze też chowała się pod Anonimkami. Dziś, przeczytawszy kolejny raz wszytko co wyszło spod Twojej ręki postanowiłam napisać coś w swoim imieniu, nie ukrywając się.
Czytałam wszytskie komentarze, które tu się znalazły i przyznam, że nie jestem z nich zadowolona. Wydało się tu dużo jadu i chamstwa, co musiało być dołujące. Sama tworzę, co prawda nie piszę, a maluję, ale wiem, jak komentarze potrafią podnieść na duchu, lub całkowicie zniechęcić.
Nie ma Cię już z nami już bardzo bardzo długo. Nie liczę na to, że skończysz Elfy, nie liczę na to, że napiszesz cokolwiek. Mam tylko szczerą nadzieję, że u Ciebie, droga Akame wszystko jest w porządku. Że wszytskie spekulacje odnośnie Twojego i Aubrey zdrowia są nietrafione i wiedzie wam się dobrze. Na onecie zaczęłaś pisać, o ile się nie mylę, w 2007 roku, co daje nam już 10 lat. Może po prostu dorosłaś, może poswieciłaś się pracy, może założyłaś rodzinę? Może wszytsko razem? Jak już wspomniałam, życzę wam wszytskiego dobrego i mam nadzieję, że z wami jest wszytsko w porządku. Że jesteście szczęśliwe i spełnione.
To chyba takie moje pożegnanie, lecz nie do końca. Wiem, że będę tu zaglądać, wiem, że jeszcze nie raz wrócę do zapisanych tu historii, ale chyba straciłam nadzieję, że zrobisz wejście smoka i odpowiesz na nurtujące nas pytania. Jeszcze raz wszytskiego dobrego.
Puxnie.
#nadalczekamy
OdpowiedzUsuńTeż nadal czekam. :D Może kiedyś będzie nam dane doczytać historię do końca. ^^ Często wracam do Twoich opowiadań i na koniec tego taki smutek ogarnia, że nie ma dalszego ciągu. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, a brak rozdziału jest spowodowany prozą życia, brakiem wena, czasu, chęci.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno :*
Daimon
Ja też nadal wiernie czekam
OdpowiedzUsuńZapomniałam, że to opowiadanie nie ma zakończenia... Co za pech. ^^' Akame, składam ręce jak do modlitwy, dasz radę dokończyć Na przekór przeznaczeniu? ;)
OdpowiedzUsuńCzekam ❤
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńach więc o to chodziło, miał być ambasadorem na dworze Silivana, Silivan wiedział o tych wszystkich kochankach, cóż robił tak aby zapomnieć, tak mu było łatwiej... i to przywitanie...
mam naprawdę nadzieję, droga autorko, że jednak wrócisz tutaj, chociaż by się przydała jakaś informacja... a ja postanowiłam powrócić do tych innych opowiadań, ostatnio myślałam o opowiadamiu "czerwony płomień, ale zanim powrócę, to zostało mi jeszcze do przeczytania "red hills, jakoś nie byłam przekonana do potterowskich opowiadań, ale teraz spróbuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ehehe, siema wszystkim, którzy tu zaglądają żeby zobaczyć kto jeszcze zapuszcza tu brodę :D
OdpowiedzUsuńNo hard feelings, Akame, chyba już nadszedł ten czas, że zrozumiałam, że ludzie mają problemy w życiu i choćby się chciało, to opowiadania nie zawsze stoją na pierwszym miejscu. :P
Jednakowoż
#nadalczekamy
Już minęło pięć lat, szok, nie mogę w to uwierzyć! Jestem bardzo ciekawa co u ciebie słychać :)
OdpowiedzUsuń