Harry nie wiedział, ile minut
stał bez ruchu na środku komnaty, patrząc pustym wzrokiem w miejsce, z którego
jakiś czas temu aportował się Draco. Dopiero ciche pyknięcie towarzyszące
pojawieniu się skrzatów wyrwało go z letargu. Odwrócił się i szybkim krokiem
ruszył w stronę sypialni, otwierając drzwi gwałtownym szarpnięciem.
— Co się tutaj dzieje? —
wycedził, patrząc na dwa skrzaty stojące przy szafie, którą dzielił z mężem.
— Pakujemy rzeczy pana Malfoya.
— Małe stworzenie z wielkimi wyłupiastymi oczami spojrzało niepewnie w jego
stronę.
— Kto wam kazał to robić?
— Pan Malfoy — pisnął skrzat
bojaźliwie.
— Natychmiast odłożycie wszystko
na swoje miejsce i znikniecie mi z oczu! — W tym momencie Harry miał gdzieś to,
że jeden ze skrzatów ciągnął się za uszy, jakby próbował na siłę je wydłużyć, a
drugi, szlochając, zaczął miarowo uderzać głową w blat stolika stojącego obok
łóżka, piskliwym głosem powtarzając „Pan Malfoy kazał, pan Malfoy…". — Nie
interesuje mnie, co kazał wam zrobić pan Malfoy. To ja jestem właścicielem
zamku i w tej chwili to moje polecenia wypełniacie! — Podszedł do drzwi szafy i
pchnął je gwałtownie, aż zamknęły się z głośnym trzaskiem. — Przestań tłuc
głową w ten blat, zanim go uszkodzisz! Wynocha! — wrzasnął, a skrzaty z głośnym
zawodzeniem zniknęły.
Sapnął, zaciskając pięści i
zaklął pod nosem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niesprawiedliwie
potraktował biedne stworzenia, które najprawdopodobniej właśnie w tej chwili
uprawiają gdzieś w zamku swój rytualny masochizm, jednak, szczerze mówiąc, nic
go to nie obchodziło. Podszedł do jednego ze stolików i z wnętrza szuflady
wyciągnął mapę Emeraldfog zrobioną nie tak dawno przez bliźniaków Weasley.
Otworzył podłużną tubę i wysunął zwój pergaminu, który rozwinął szybkim ruchem.
— Draco Malfoy! — mruknął i
odetchnął z ulgą, gdy już po chwili znalazł nazwisko męża w komnatach
znajdujących się w lochach, tuż obok chorągiewki z napisem Severus Snape. Mógł
się tego domyślić. Poskładał pergamin i schował go do kieszeni, tubę rzucając
niedbale na łóżko. Po chwili stał przed obrazem łowczego, naprzeciw komnat
mistrza eliksirów.
— Potter. — Obraz przesunął się
bezszelestnie, ukazując stojącego w przejściu właściciela. — Czemu zawdzięczam
tę wizytę?
— Możesz przekazać Draco, że
jego pomysł wyprowadzki nie został zaakceptowany i wyrzuciłem skrzaty z naszej
sypialni. Jeżeli chce odzyskać swoje szaty, będzie musiał zjawić się po nie
osobiście. Niech jednak nie liczy na ich zwrot.
— Słucham? — Snape zmarszczył
czoło, przyglądając się Harry'emu uważnie. — Gdzie jest Draco?
— Jak to gdzie? U ciebie! —
Harry spojrzał na niego ze złością. — Nie rób ze mnie idioty!
— Na szczęście osiągnąłeś w tym
perfekcję bez mojej pomocy. — Mężczyzna cmoknął ze zniecierpliwieniem. — Draco
tutaj nie ma i nie wiem, co kazało ci sądzić, że jest inaczej. Byłem pewien, że
jest u siebie w komnatach, i właśnie dlatego przygotowywałem eliksiry
uspokajające i przeciwkrwotoczne na wypadek, gdyby wasza rozmowa skończyła się
tym, czym zwykle kończyły się wasze dyskusje w przeszłości.
— Nasze rozmowy zawsze…
— Kończyły się w pozycji
horyzontalnej. Nie żeby od czasów Hogwartu coś się zmieniło. — Snape uniósł
brew w ironicznym grymasie.
— Nasze pozycje to ostatnia
rzecz, która powinna cię interesować. — Harry potrząsnął głową, odgarniając
dłonią opadającą na oczy grzywkę. — Po prostu go zawołaj.
— Potter! Jego tutaj nie ma! —
Snape w końcu cofnął się, wpuszczając mężczyznę do środka.
— Niemożliwe. — Harry wszedł,
rozglądając się uważnie, po czym wyciągnął zwój z kieszeni. — Draco Malfoy! —
Chorągiewka z imieniem Draco ukazała się jakiś metr od niego. Uniósł głowę i
rozejrzał się dookoła. — Powinien tutaj być!
— Daj mi to. — Snape podszedł i
wyciągnął mapę z rąk Harry'ego. Przez chwilę analizował sytuację, po czym kącik
jego ust uniósł się w uśmiechu. — Czy ta mapa pokazuje wszystkie pomieszczenia
w zamku?
— Tak sądzę. Do jej powstania
bliźniacy posłużyli się czarem kartograficznym bazującym pamięci Draco i mojej.
— A wy oczywiście znacie każdy
zakamarek Emeraldfog. — Snape westchnął, oddając mu pergamin. — Zastanów się
chwilę. O jakim miejscu nie wiedziałeś w momencie powstawania mapy?
— Słuchaj, nie przypominam
sobie, abym odkrył coś od czasu… — Harry zamilkł nagle, po czym jeszcze raz zerknął
na mapę, gdzie chorągiewka z nazwiskiem Malfoya nadal tkwiła w tym samym
miejscu. — Serce zamku.
— Jak chcesz, to potrafisz —
mruknął Snape. — Serce zamku znajduje się dokładnie pod nami. Mapa nie
uwzględniła tego obszaru, gdyż w momencie jej tworzenia nie znałeś go jeszcze i
dlatego pokazała Draco, jak gdyby znajdował się w mojej komnacie.
— Cholera. Nigdy bym nie
pomyślał, aby go tam szukać. — Harry obrócił się w kierunku obrazu. — Pójdę do
niego.
— Potter. — Głos Snape'a
zatrzymał go w pół kroku. — Coś się stało podczas waszej rozmowy?
— Nic poza tym, że twój
chrześniak żyje w świecie pełnym potępienia i oskarżeń wobec samego siebie.
Przyznam, że to zupełnie do niego nie pasuje. — Harry westchnął i oparł rękę na
ramie obrazu, odwracając się w kierunku mistrza eliksirów. — Nie dopuścił mnie
do głosu, wykrzykując coś o tym, że nie jest mnie godny, po czym aportował się
bez słowa.
— Rozumiem. — Snape splótł ręce
na piersi i opuścił lekko głowę. — Potter, pamiętasz ostatnie spotkanie zakonu
po wojnie?
— Smutny bilans zysków i strat.
Świętowanie zamieniło się w stypę. Jak mógłbym zapomnieć?
— Owszem. — Mężczyzna przytaknął
z roztargnieniem. — Ale mnie chodziło raczej o moment, gdy po kilku Ognistych
wraz z Weasleyem, Granger i innymi członkami Zakonu zeszliście na temat czarnej
magii. Bez skrupułów piętnowaliście każdy przejaw jej użycia. Powiedziałeś
wtedy, że zło zawsze pozostaje złem i nic nie usprawiedliwia użycia plugawej
klątwy. Dodałeś też, że czułeś się zbrukany, będąc horkruksem Voldemorta. Sam
fakt rozszczepienia własnej duszy, połączony z brutalnym morderstwem, uznałeś
za akt zupełnego spaczenia, który pozostawił ślad również na ciele Riddle'a.
Przestał być człowiekiem, a stał się plugastwem z winą wypisaną na
zniekształconej twarzy. Pamiętasz to? — Ciemne oczy Snape'a zwęziły się, gdy
ten uważnie wpatrywał się w blednące oblicze Pottera.
— Ale… Draco tam wtedy nie było…
— Harry cofnął się o krok, potykając się o niski próg i mocniej zaciskając dłoń
na ramie.
— Owszem, był.
— Niemożliwe, wiedziałbym o tym.
Pamiętam osoby przebywające w komnacie. Byli tam Ron i Hermiona, Neville,
Michael, Anthony Goldstein…
— Draco nigdy nie wszedł do
środka. — Snape przerwał mu wyliczanie.
— Dlaczego? My... myśleliśmy, że
nie pojawił się, bo czuł się winny ze względu na swojego ojca i… — Harry
opuścił głowę. — On chciał tam być, prawda?
— Owszem.
— Słyszał. — Potter wolno
odwrócił się i wyszedł przez próg, po raz kolejny niezdarnie się potykając. —
Ja… muszę z nim porozmawiać. Przepraszam.
— Potter, nie spieprz tego. —
Słowa Snape'a były ostatnimi, które usłyszał, a potem obraz zamknął się za jego
plecami.
***
Droga w dół ciągnęła się
Harry'emu nieskończenie długo. Wspomnienia podsuwały mu obrazy z ostatniego
spotkania Zakonu, w uszach dźwięczały jego własne, gorzkie słowa o czarnej
magii i horkruksach. Przed oczami miał bladą i pełną winy twarz Draco, gdy ten
aportował się z ich komnat.
Prawie obijając się o ściany,
dotarł wreszcie do miejsca naznaczonego rysunkiem węża pożerającego własny ogon.
Zatrzymał się, łapiąc oddech i klnąc na własną bezmyślność, która kazała mu
tutaj biec, zamiast po prostu się aportować. Kamienna ściana rozpłynęła się w
momencie, gdy dotknął jej palcami i Harry wszedł do środka. Zatrzymał się na
szczycie schodów, patrząc w dół na sylwetkę mężczyzny stojącego tuż przed
siatką pokrywającą okrąg.
Draco zastygł w bezruchu z głową
odchyloną do tyłu i przymkniętymi oczami. Jego włosy falowały lekko, rozwiewane
podmuchem magii unoszącej się z otchłani. Pośród tej gry świateł jasna twarz
wyglądała na jeszcze delikatniejszą niż zazwyczaj i Harry miał ochotę podbiec i
przesunąć po niej opuszkami palców. Chwycić ją w dłonie i ogrzewać, dopóki
rumieniec nie ożywi tych bladych policzków. Draco wyciągnął przed siebie ręce,
pozwalając kolorowym smugom pieszczotliwie przesuwać się między jego palcami,
oplatać szczupłe nadgarstki, sunąć wzdłuż ramion. Magia falowała, wiła się i
przenikała przez jego skórę, otulając go swym blaskiem i mocą. Harry miał
wrażenie, że otchłań wyczuwa sygnaturę Draco i akceptuje ją jako swoją.
Dotykając, jednocząc się z nią, pieszcząc ją w euforii wywołanej zbliżeniem.
Wszystkie myśli, które przez
całą drogę do serca zamku kołatały się w jego głowie, uleciały w momencie, gdy
powoli zaczął schodzić do Draco. Ściana za jego plecami ponownie się
zmaterializowała, odcinając ich od rzeczywistości, jednak Harry nie zwrócił na
to uwagi, zbyt zaabsorbowany mężczyzną, który stał w tej chwili na wyciągnięcie
jego rąk, odwrócony plecami i zupełnie pochłonięty przez doznania towarzyszące
pieszczocie magii. Harry przysunął się jeszcze o krok, niemal dotykając pleców
męża, i lekko się do niego pochylił.
— Zastanawiałeś się, jak ta
pierwotna moc doskonale nas zna? — szepnął, owiewając ucho Draco swoim
oddechem.
— Harry! — Mężczyzna odwrócił
głowę, zaskoczony, i natychmiast chciał się odsunąć, jednak silne ramiona
Pottera owinęły się szybko wokół jego pasa, uniemożliwiając mu zwiększenie
dystansu.
— Za pierwszym razem, gdy
zszedłem tutaj ze Snape'em, poczułem z nią całkowitą jedność. Akceptowała mnie
wraz z moimi zaletami i wadami. Pomyślałem, że to cudowne uczucie, gdy jesteś
przyjmowany tak zupełnie bez sprzeciwu, bez żądań, oceniania.
— Harry, przestań! — Draco
szarpnął się mocno, usiłując się wyrwać, jednak stojący za nim Potter jedynie
zacieśnił uścisk.
— Byłem taki przerażony tym, co
mam zrobić. — Harry kontynuował, nie zważając na miotającego się Malfoya.
Pomimo że fizycznie Draco nic już nie dolegało, jego ciało nadal było osłabione
przez wielotygodniowy pobyt w śpiączce. — Niełatwo jest oddać za kogoś życie.
— Nikt ci nie kazał tego robić,
to był twój wybór. Idiotyczny zew bohatera. — Draco zacisnął palce na
nadgarstkach Pottera tak mocno, że ten poczuł jak ostre paznokcie wbijają się w
jego skórę.
— Stałem tutaj i marzyłem, aby
było już po wszystkim, a moc wyczuwała mój strach. Falowała szybko wokół moich
stóp, piękna, pocieszająca, o ciemnych, smutnych barwach. Fiolet, niebieski,
granatowy… a pośród nich wiele innych, przytłumionych, a mimo wszystko wyraźnych.
— Harry przysunął się bliżej, przesuwając nosem po włosach Draco i wdychając
ich świeży zapach. — Kiedy byłem tutaj po raz drugi, obaj leżeliśmy w tym
kręgu. — Pchnął lekko i razem przekroczyli krawędź, wstępując na delikatną
ażurową siatkę. — Wiesz, że mimo tego, iż nawet nie drgnie pod naszymi stopami,
nie jest twarda? Kiedy na niej leżysz, sprawia wrażenie wygodnego hamaka. —
Zaśmiał się cicho, czym sprawił, że Malfoy drgnął nieznacznie.
— Nie pamiętam.
— A ja owszem. Jak tak pomyślę,
to pamiętam zaskakująco dużo. Do tej pory wydawało mi się, że moje ostatnie
wspomnienia z tego miejsca to tylko przerażenie towarzyszące rytuałowi, ale
wcale tak nie jest. — Przesunął dłońmi po brzuchu Draco, gładząc go delikatnie.
— Moc, która wtedy nas otaczała, była tak samo delikatna, ale… — Zawahał się,
zaciskając palce na materiale szaty Malfoya. — Bardziej intensywna, groźna.
Ciemnoczerwona niczym nasze ulubione wino z Bordeaux, brunatna, szara i
purpurowa.
— Harry, puść mnie. Nie wiem, do
czego zmierzasz, ale brzmisz dziwnie. — Draco już się nie szarpał, stał jak
sparaliżowany, wsłuchując się w monotonny głos Pottera.
— Proszę, daj mi skończyć. —
Harry uniósł rękę i przesunął nią po włosach Draco, pieszcząc skórę jego głowy
opuszkami palców. — Wtedy zrozumiałem, że ona wyczuwa nasze nastroje i
dopasowuje się do nich! — Zatrzymał dłoń, zaciskając ją lekko na kosmykach
włosów. — Wie dokładnie, jacy jesteśmy, zna nas tak dobrze, jak my znamy własną
magię. Bo właśnie tym jest. Jednością z nami!
— Dobrze, rozumiem. Jesteśmy
jednością z sercem zamku. To normalne, każdy czarodziej, który stawia dom na
źródle mocy, staje się z nią kompatybilny. Oddaje jej część siebie, a ona
rewanżuje mu się tym samym, chroniąc jego i jego własność. Dlatego bariery
wznoszone wokół dworów są tak unikalne. — Draco powoli, nie chcąc denerwować
Harry'ego, odwrócił się i oparł ręce na jego ramionach. — Wiem już, że
zrozumiałeś, czym jest serce zamku. Powiedziałeś mi wszystko, a teraz czy już
możesz mnie puścić?
— Nie.
— Harry!
— Nie, bo ty nadal nie pojąłeś o
czym mówię. — Harry przechylił głowę, wzdychając ciężko. — Powiedz mi, Draco,
uważasz się za skażonego czarną magią?
— Puść mnie! — Tym razem Malfoy
szarpnął się mocno i Gryfon musiał naprawdę użyć siły, aby go zatrzymać. —
Puszczaj, do cholery! — Magia wokół nich zafalowała, przybierając ciemniejszą
barwę.
— Myślisz, że jesteś plugastwem,
którego ciało zostało naznaczone? — Harry spojrzał na niego nagle zupełnie
poważnie, po czym bez zastanowienia chwycił dłoń Draco i uniósł ją do góry,
sprawiając, że rękaw szaty zsunął się aż do łokcia. — Finite incantatem
— szepnął, zdejmując jedno z silniejszych zaklęć kamuflujących, które Draco
codziennie na siebie nakładał. Ciemna, wyraźnie odcinająca się od skóry czaszka
wraz z oplatającym ją wężem zaczęła wyłaniać się powoli, jakby ktoś gumką
zmazywał kolejne zasłaniające ją warstwy. Krótki krzyk oraz rozszerzone pod
wpływem szoku oczy Draco były jego jedyną reakcją. — Masz rację, zostałeś
dotknięty przez mroczne przekleństwo.
— Bawi cię to? — Głos Draco
drżał, lecz jego głowa była wysoko uniesiona. — Tak, zostałem splugawiony. Ty
chyba lubisz to słowo. — Szok już ustąpił i teraz szare oczy Malfoya błyszczały
wyzywająco. — Ale wiesz co? Dotykałeś tego ciała! Pieprzyłeś je, tak samo jak
ja pieprzyłem ciebie. Nie boisz się, że cię ubrudziłem? A może to się roznosi
niczym zaraza i teraz ty też jesteś przeklęty?
— Tak. Pieprzyliśmy się. I to
było cholernie dobre pieprzenie. — W oczach Harry'ego pojawiła się irytacja.
Uniósł wyżej rękę Draco i potarł policzkiem o ciemny tatuaż. — Zawsze go
ukrywasz, a ja i tak doskonale wiem, że on tam jest.
— Symbol zła. — Draco nie mógł
oderwać spojrzenia od widoku, jaki miał przed oczami. Jego znienawidzony Znak
dotykał skóry Harry'ego. Zapewne nie pierwszy raz, a jednak do tej pory był
ukryty i przez to prawie nieistniejący. Draco nie musiał o nim myśleć tak jak
teraz.
— Symbol oddania i poświęcenia.
— Harry westchnął i spojrzał łagodnie na męża, nie odrywając twarzy od jego
ręki. — Nie waż się nigdy myśleć inaczej. To — przesunął nosem po krawędzi
czaszki, sprawiając, że Draco mimowolnie się spiął — nie jest znak Voldemorta.
To znak symbolizujący oddanie sprawie. Pozwoliłeś to sobie wyryć, aby pomóc nam
go pokonać.
— Pozwoliłem go sobie wyryć, aby
w przyszłości pławić się w bogactwie, zamiast gnić w Azkabanie!
— Nienawidziłeś Voldemorta, nie
wierzyłeś mu i nie akceptowałeś jego metod.
— Nawet was nie lubiłem! Po
prostu poszedłem za kimś, kto miał większe szanse!
— Stałeś pośrodku i dokonałeś
wyboru. — Harry puścił w końcu dłoń Draco i spojrzał na niego poważnie. — Snape
też nosi znak, a przyjął go z zupełnie innych powodów niż ty. Pogardzasz nim za
to?
— Oczywiście, że nie! Jak możesz
mnie o to pytać?
— Uważasz, że jest skażony
mrocznymi praktykami?
— Przestań. Wiem do czego
zmierzasz, ale to się nie uda! Severus nie stworzył horkruksa! Nie zamordował
nikogo tylko po to, aby rozszczepić swoją duszę! — Draco cofnął się i usiadł
prawie na środku siatki. Harry miał rację, podłoże było miękkie jak ciasno
utkana materia.
— Ale chciał, prawda?
— To nieistotne. W końcu to i
tak ja zabiłem Marcusa.
— Rozumiem. — Harry westchnął i
usiadł obok Draco, opierając rękę za jego plecami. — Ilu ludzi zabiłeś w swoim
życiu?
— Troje? Czworo? Może więcej,
nie wiem, ile osób zmarło od moich klątw. Była wojna. — Uniósł głowę,
obserwując górujące nad nimi kariatydy.
— Byłem aurorem.
— To raczej oczywiste. — Draco
opuścił wzrok i spojrzał na Harry'ego kpiąco.
— Byłem aurorem po wojnie.
— Spojrzał na męża znacząco.
— Och… ale to była twoja praca.
— Malfoy potrząsnął głową, gdy zrozumiał, co Harry chce mu powiedzieć.
— Draco, zabijałem na wojnie,
zabijałem i po niej. Śmierć to śmierć. Zabiłem więcej ludzi, niż bym chciał. —
Harry odchylił się i położył na plecach, zaplatając ręce pod głową. — Każda
Avada rozrywała moją duszę. Nikt o tym nie myśli. W końcu auror ma prawo
rozprawić się z zagrożeniem. Nikt nie żałuje przestępców, jednak to zawsze ma
swoją cenę.
— Dobrze, rzuciłeś Avadę wiele
razy, bo tego od ciebie wymagano, bo gdybyś tego nie zrobił, to życie
straciłoby o wiele więcej osób. Dobrych ludzi, którzy nie zasługiwali na taki
koniec. Wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale to nie ty stworzyłeś horkruksa.
Nigdy nie posłużyłeś się najmroczniejszą magią krwi! — Draco odwrócił się i
spojrzał na niego ze złością. — Podrzynając gardło Flintowi, nie myślałem o
dobru ludzkości!
— Nie, nie myślałeś — zgodził
się Harry. — Myślałeś o Snapie.
— Nic nie wiesz…
— Oczywiście, że wiem. Nie
jestem idiotą. — Harry uniósł rękę i przesunął palcem po plecach Draco. — To
Snape chciał to zrobić, a ty przekonałeś go, że nie może, bo musi być zupełnie
przytomny podczas ostatniego etapu warzenia. To była doskonała wymówka.
— Nie wiesz…
— Masz rację, nie interesowało
cię, co stanie się z nami wszystkimi, miałeś zupełnie gdzieś, co będzie ze mną.
Byłeś przerażony, że twojemu ojcu chrzestnemu coś może się stać i poświęciłeś
się dla niego.
— Zabiłem…
— Zabiłeś Flinta. Wziąłeś to na
siebie, aby oszczędzić Snape'a, który był dla ciebie najważniejszy. — Harry
zmrużył oczy, wpatrując się w blade oblicze Draco. — Przestań w końcu się o to
obwiniać. Uratowałeś Severusa, a przy okazji nas wszystkich. Chcesz czy nie,
jesteś bohaterem, a to — uniósł rękę, wskazując na otaczające ich smugi
kolorowej magii — jest tego najlepszy dowód.
— Ty naprawdę jesteś szalony. —
Draco automatycznie powiódł wzrokiem za dłonią Pottera, przyglądając się
wirującej mocy, która leniwie niczym dym z papierosa otaczała ich postacie.
— Mówiłem ci wcześniej: magia to
doskonały legilimenta. Przed nią niczego nie ukryjesz, nawet gdybyś bardzo tego
chciał. Popatrz na nią. Jest piękna, wielobarwna. Mieni się jasnymi,
pastelowymi odcieniami. Jak to powiedziałeś? — Na powrót skupił spojrzenia na
Draco. — „Jesteśmy jednością z sercem zamku".
— Nie możesz myśleć, że…
— Ja nie myślę, ja to wiem!
Spójrz na nią. Czy gdybyś był kimś okrutnym, mrocznym i zepsutym, ona
wyglądałaby tak jak teraz? Moc jest tym, czym jest właściciel źródła. Odkrywa
sekrety jego serca lepiej, niż on sam by to zrobił. Możesz oszukiwać siebie,
jednak magii nie oszukasz. — Harry uniósł się na łokciu i zbliżył usta do
twarzy Draco. — Jesteś czysty.
— I dlatego powiedziałeś, że
przeraża cię to, co zrobiłem i że nie jestem godny, aby cię ratować?
— Co? — Harry zamrugał i spojrzał
na niego w zdumieniu.
— Powtarzam twoje słowa. Byłeś
przerażony tym, że stworzyłem horkruksa i stwierdziłeś, że moja próba ratowania
ciebie była irracjonalna! Powiedziałeś, że mam nigdy więcej tego nie robić, bo
sądziłeś, że nie jestem…
— Naprawdę — Harry pchnął Draco,
prawie się na nim kładąc — mam dosyć twojego pokrętnego rozumowania.
— Potter! — Malfoy jęknął,
czując jak moc Harry'ego zaczyna falować. Magia wokół nich przybrała ciemną,
prawie szkarłatną barwę, wskazując jednoznacznie, że Harry musiał być mocno
zirytowany.
— To prawda, byłem przerażony!
Ty byś nie był? Nie mów, że zupełnie nie obeszłoby cię, gdyś się dowiedział, że
najważniejsza dla ciebie osoba dopełniła rytuału rozszczepienia duszy! Nie
wytrzeszczaj na mnie oczu! Co cię tak dziwi? — Harry sapnął i wygodniej ułożył
się obok Draco, oplatając jego biodra swoją nogą. — Szczęście w nieszczęściu,
ten przeklęty horkruks ocalił ci w końcu życie, ale — pochylił się, prawie
dotykając ust Draco swoimi — nigdy więcej nie próbuj mnie ratować kosztem
samego siebie! Jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego, sam się zabiję. I nie
dlatego, że nie jesteś godzien się dla mnie poświęcać, ale dlatego, że jeżeli
umrzesz za mnie, to ja nie będę miał po co żyć.
— Harry…
— Tak, kocham cię i przyjmij to
w końcu do wiadomości!
— Ha…
— Zamknij się Malfoy, za dużo
mówisz. Wiesz, że nie kochałem się z tobą o wiele dłużej niż ty ze mną?
— Nic nie mówiłem! To ty…
— I bardzo dobrze, potem mi
powiesz. — Harry wsunął palce we włosy Draco, przyciągając go do siebie
stanowczo.
To było jak powrót do domu.
Cokolwiek Draco chciał powiedzieć, utonęło w ustach Harry'ego, zduszone
twardym, nieznoszącym sprzeciwu pocałunkiem. Poczuł się zdominowany, wzięty w
posiadanie i zupełnie mu to nie przeszkadzało. Harry go chciał! Powiedział, że
jest dla niego najważniejszą osobą i to było coś, czego nigdy nie spodziewał
się usłyszeć, a co sprawiło, że wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Zupełnie
jak ten przytłaczający kolor purpury, który pojawił się w chwili złości jego
męża. Owijając ramiona wokół szyi Pottera i przyciągając go bliżej, Draco
patrzył spod opuszczonych rzęs na wirującą nad nimi moc i podziwiał jej coraz
bardziej radosne barwy. Przypominały cudowną, pełną życia zorzę polarną, która
falowała, wiła się i drgała wokół nich.
— Kolory miłości — wymruczał,
gdy Harry na chwilę uniósł głowę, aby złapać oddech.
— Co? — Gryfon spojrzał na niego
nieprzytomnie.
— Nieważne. — Mocno zażenowany
przyciągnął go na powrót, ucinając tym samym kolejne pytania.
Usta Harry'ego były gorące i
zaborcze. Draco przymknął oczy, z zapałem odpowiadając na ten głodny pocałunek
i przygryzając dolną wargę mężczyzny. Harry jęknął i przesunął językiem po jego
zębach, sprawiając, że Draco rozchylił usta bez sprzeciwu, wpuszczając go do środka.
Na początku całowali się
chaotycznie, jakby chcieli z tego połączenia warg, języka i zębów czerpać jak
najwięcej dotyku i smaku. Draco prawie boleśnie zaciskał palce na włosach
Harry'ego, usiłując przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej. Jego ciało
uwięzione pod ciałem Pottera, wiło się i ocierało, a doznania temu towarzyszące
wyrywały spomiędzy ich ust coraz głośniejsze jęki i westchnienia.
— Byłem pewny, że cię straciłem.
— Harry przesunął usta na szczękę Draco, owiewając ją swoim oddechem. — Nawet
nie wiesz, co czułem, gdy leżałeś w naszym łóżku, tak blisko, a równocześnie
tak bardzo niedostępny.
Draco zadrżał, przesuwając ręce
na plecy Herry'ego i zaciskając palce na jego koszuli. To prawda, nie miał
pojęcia, co on sam zrobiłby w takiej sytuacji. Czy byłby równie silny, czy może
załamałby się i pogrążył w rozpaczy? Do świadomości wrócił zaledwie kilka dni
temu, a już tak bardzo pragnął dotyku męża, jego zapachu, głosu zachrypniętego
od wzbierającej namiętności. Jak Harry mógł to wytrzymać? Dzień po dniu patrzeć
na niego i nie móc go dotknąć, przytulić… Żyć ze świadomością, że w każdej
chwili może go stracić.
Draco szarpnął koszulę męża,
która posłusznie wysunęła się ze spodni i uniosła aż do ramion, odsłaniając
oliwkową skórę pleców. Zaborczo przesunął po niej dłońmi, rozkoszując się
ciepłem i gładkością. Paznokciami wyznaczył długie linie, które na moment
zajaśniały na odsłoniętym skrawku skóry, by po chwili zblednąć i zniknąć.
— Harry — jęknął, uświadamiając
sobie, co znaczyła wściekłość Pottera, kiedy mówił o poświęceniu Draco.
Merlinie, on sam miał ochotę roznieść wszystko w pył, gdy zrozumiał, co zrobił
dla niego Harry. Dlaczego do tej pory nie dopuszczał do siebie myśli, że jego
mąż czuł dokładnie to samo? Jak na Malfoya, był strasznym głupcem. Nie żeby
miał kiedyś przyznać się do tego głośno.
Syknął, czując zęby Harry'ego na
swoim ramieniu. Nawet nie zauważył, kiedy mąż rozpiął jego szatę i teraz
niecierpliwymi dłońmi gładził jego nagie ramiona, spragnionym językiem smakując
coraz większe skrawki skóry. Wygiął się, pozwalając szacie rozsunąć się jeszcze
bardziej. To było dobre. Czuć usta i język Harry'ego na swojej skórze,
pieszczotę dłoni, które zaborczo sięgały po każdy skrawek ciała, przesuwając
się teraz wzdłuż boków i posyłając do mózgu Draco iskry przyjemności. Merlinie,
spalał się pod tym dotykiem, a mimo wszystko wciąż było mu go za mało. Chciał
więcej i więcej i… Machnął ręką, posyłając ich ubrania gdzieś w kąt
pomieszczenia i prawie krzyknął, gdy jego ciało zetknęło się z nagą skórą
Harry'ego.
— To nie było mądre. — Uniósł
głowę, napotykając spojrzenie pociemniałych z pożądania, zielonych oczu męża. —
Wiesz, jak długo na to czekałem?
— Nie mów, że się teraz poddasz.
— Kącik ust Draco uniósł się w kpiącym uśmiechu. — Proszę, nie każ mi myśleć,
że Harry Potter nie potrafi się powstrzymać.
— Sam tego chciałeś. — Harry
roześmiał się cicho i lekko uniósł, pozwalając swojej dłoni zakraść się na dół
i owinąć wokół pulsującego penisa Draco. — Niech moc będzie z tobą, Malfoy.
Draco krzyknął z zaskoczenia,
czując dotyk Harry'ego na swoim członku. Miał ochotę poruszać biodrami i
pieprzyć sam siebie w tej ciepłej, idealnie pasującej do niego dłoni. Wygiął
się, usiłując sprawić, aby te gorące palce wreszcie zaczęły się przesuwać.
Zamiast tego poczuł, jak zaciskają się mocno u podstawy jego męskości,
oddalając spełnienie.
— Nie! — wychrypiał błagalnie,
zanim zdołał się opanować.
— O tak, Draco. Sam mówiłeś, że
musimy się powstrzymywać. — Harry z ociąganiem rozluźnił uścisk, cofając dłoń z
penisa Malfoya.
— Szlag by cię. — Ślizgon
spojrzał na niego ze złością i rozczarowaniem. — To był chwyt poniżej pasa.
— Dokładnie. — Harry wężowym
ruchem przesunął się wzdłuż ciała Draco, sprawiając, że ich penisy otarły się o
siebie. Przymknął oczy, na chwilę zastygając w bezruchu, po czym opuścił głowę
i nakrył językiem brodawkę Malfoya. Przez chwilę ogrzewał ją swym oddechem, po
czym uniósł głowę i znienacka dmuchnął zimnym powietrzem.
— Jasna cholera… — Draco
rozsunął nogi, wpuszczając ciało Pottera pomiędzy swoje uda i oplatając je nimi
w okolicach pasa. Unosił i opuszczał biodra, pozwalając ich wilgotnym od płynów
penisom ocierać się o siebie. Czuł ciężkie od nasienia jądra Harry'ego
naciskające na jego własne i był pewien, że nigdy jeszcze nie było mu równie
dobrze. Miał męża przy sobie tak blisko, gorącego i chętnego. Ssącego z zapałem
skórę na jego szyi. Draco był pewny, że Harry doskonale czuje pod językiem jego
galopujący puls. — Jesteś mój — wychrypiał, mocniej owijając się wokół niego i
drapiąc mokre od potu plecy.
Harry uniósł głowę,
pozostawiając na gardle Draco ścieżkę lśniącą od śliny, i spojrzał na niego
zamglonymi z namiętności oczami.
— Jestem — zgodził się potulnie,
zagarniając usta Malfoya do głębokiego pocałunku, pełnego splątanych języków,
nabrzmiałych warg i bardziej niż chętnych ust.
Draco poczuł szarpnięcie i jego
ciało posłusznie podążyło za przekręcającym się na plecy Harrym. Teraz to on
przygniatał go do podłogi. Uniósł głowę, rozłączając ich wargi i jego wzrok
spoczął na twarzy Pottera, na jego rozchylonych, przekrwionych ustach,
zarumienionych z podniecenia policzkach i oczach, które teraz wpatrywały się w
niego, jakby był czymś najcudowniejszym na świecie.
Oparł dłonie po obu stronach
głowy Harry'ego i unosząc się na nich lekko, przesunął ciało w górę i w dół,
ocierając się o leżącego pod nim mężczyznę.
— Rób tak częściej, a nie ręczę
za siebie. — Warknięcie Pottera wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech.
Spojrzał mu w oczy i wolno
przesunął się w dół po raz kolejny, długimi liźnięciami znacząc linię szczęki
Harry'ego, jego podbródek, by na koniec przyssać się mocno do długiej szyi,
która kusiła go od samego początku. Potter smakował sobą, tym tak dobrze znanym
Draco smakiem, za którym zdążył się stęsknić. Jednak to nie było wszystko, na
co miał ochotę. Chciał poczuć ten jedyny w swoim rodzaju aromat, który posiadał
tylko Harry. Zapach, którego nigdy nie pomyliłby z niczym innym.
Powoli, nie spuszczając wzroku z
twarzy męża, schodził pocałunkami niżej. Pieścił tors, przygryzał spragnione
dotyku brodawki. Dłońmi wyznaczał szlak wzdłuż wrażliwych boków, paznokciami
wykreślając cienkie linie i wyrywając tym z ust Harry'ego cichy skowyt
przyjemności. Żaden z nich nie przerywał kontaktu wzrokowego. Draco na chwilę
zatrzymał się w okolicach pępka, kreśląc językiem kółka i skubiąc zębami
ścieżkę włosów, która ciągnęła się poniżej.
W końcu, ulegając własnym
potrzebom, zsunął się jeszcze niżej i udając, że nie dostrzega trącającego go —
najpierw w podbródek, a potem w policzek — twardego penisa, zanurzył twarz w
pachwinie męża. Zamruczał z przyjemności, wciągając wreszcie w nozdrza
upragniony zapach, który zawsze towarzyszył Harry'emu. Ciężka woń piżma owiała
jego twarz, posyłając prąd do żołądka i powodując nerwowe drżenie aż nazbyt już
pobudzonego penisa oraz rozkosznie bolesny skurcz napiętych do granic
możliwości jąder. Harry pachniał seksem i był to zapach tak skondensowany, że
Draco z rozbawieniem pomyślał, iż powinien go w jakiś sposób zebrać niczym
eliksir i umieścić w kosztownej ampułce, najlepiej wykonanej z zielonego,
magicznie utwardzonego fluorytu.
Wysunął język, trącając gładką
skórę Harry'ego i przymknął oczy z przyjemności, słysząc głośny jęk
wydobywający się z jego ust. Leniwie uniósł dłoń i przesunął palcem wzdłuż trzonu
penisa, który wznosił się tuż przed jego oczami. Powtórzył gest, rozsmarowując
gęste, przeźroczyste krople na trzonie, po czym uniósł głowę i spojrzał na
twarz Harry'ego.
— Draco… — Mężczyzna zajęczał,
gdy ich oczy się spotkały i Malfoy w duchu pogratulował sobie opanowania. Tak
mało brakowało, a rzuciłby się na Harry'ego, zaspokajając pragnienie, które
rozrywało go od środka. Powodowany zwykłą, tak dobrze sobie znaną złośliwością,
wyciągnął ponownie rękę i przesunął palcem środkowym i wskazującym po czubku
wrażliwej główki penisa, zbierając z niej płyn, po czym uśmiechając się na
widok podniecenia malującego się na obliczu męża, powoli uniósł je do ust i
oblizał dokładnie, mrużąc przy tym oczy z przyjemności.
— Merlinie, Draco… —
Najwyraźniej w tym momencie Harry przekroczył granice swojego opanowania, gdyż
Draco zdążył tylko zarejestrować, jak mężczyzna podnosi się i przyciąga go do
siebie za ramiona, zamykając jego usta gwałtownym pocałunkiem. Półleżąc nad
Harrym, Draco zajęczał z rozkoszy, gdy sprawne dłonie Pottera przesunęły się
wzdłuż jego pleców i objęły jasne pośladki, ściskając je delikatnie. — Obróć
się. — Harry delikatnie zassał język Draco, po czym cofnął głowę rozdzielając
ich usta.
Przez chwilę Malfoy patrzył na
Harry'ego niezdecydowany, ale widząc, jak ten ponownie kładzie się na plecach,
wreszcie zrozumiał i uniósł brew. Przesunął ręką wzdłuż ciała Gryfona
zatrzymując ją na jego udzie i uśmiechnął się lekko, pochylając się i całując
go mocno, po czym podniósł się i przełożył nogę nad jego klatką piersiową,
siadając mu na brzuchu. Obejrzał się przez ramię i mrugnął rozbawiony, czując
na biodrach dłonie Harry'ego, które już podciągały go lekko do góry i
przesuwały w tył. Westchnął i ułatwił Potterowi sprawę, pochylając się i
wypinając pośladki w kierunku jego twarzy. Tuż przed oczami miał teraz
nabrzmiały członek męża.
Przez chwilę obserwował go, jak
ciężko się kołysał, kiedy Harry kręcił się, usiłując znaleźć idealną dla siebie
pozycję, po czym pochylił się do przodu, mocnym liźnięciem witając się z
kuszącym penisem. Zamknął oczy, gdy poczuł, że Harry odwzajemnia pieszczotę.
Okrążył językiem główkę i westchnął, kiedy mężczyzna leżący pod nim zrobił to
samo. Chwycił męskość Pottera w dłoń i przesunął palcami do góry, naciągając
napletek i wsuwając pod niego język. Pomruk aprobaty, który wydobył się z
gardła Harry'ego, sprawił, że Draco prawie się roześmiał. Przez chwilę zataczał
koła tuż pod miękką skórką, po czym delikatnie obciągnął ją w dół, eksponując
członek w całości. Dmuchnął na niego, czym sprawił, że Harry zadrżał. Usiłując
zignorować pieszczotę ust Pottera, objął go wargami i zassał lekko, przesuwając
się wzdłuż trzonu. Rozluźnił gardło i spróbował głębiej wciągnąć go w usta,
mrucząc przy tym, gdy członek otarł się o jego podniebienie. Harry krzyknął coś
niezrozumiale i poderwał biodra do góry. Draco otworzył oczy i w ostatniej
chwili cofnął nieco głowę, nie chcąc się zadławić. Wciągnął powietrze i
ponownie wsunął do ust męskość męża, pieszcząc przy tym dłonią jego gładkie, twarde
z niespełnienia jądra. Przez kilka minut miarowo lizał i ssał drgający członek,
przerywając w momentach krytycznych, gdy Harry drżał, a żyły nabrzmiewały
wzdłuż trzonu, świadcząc o zbliżającym się orgazmie. Mocno zaciskając powieki,
usiłował samemu nie skończyć zbyt wcześnie, gdyż Harry nie zamierzał przerywać,
odwdzięczając się pieszczotą za pieszczotę, dotykiem za dotyk i liźnięciem za
każde liźnięcie.
Odetchnął z ulgą, a zarazem z
pewnym rozczarowaniem, gdy mąż wypuścił jego członek z ust. Pochylił się,
mocniej przesuwając językiem wzdłuż penisa Harry'ego i powoli docierając prawie
do jąder, gdy poczuł, jak zwinne palce przesuwają się między jego pośladkami.
— Harry, nie! — sapnął,
odwracając głowę.
— Powiedz, że masz przy sobie
lubrykant. — Harry zaśmiał się zmysłowo, gdy w ślad za jego palcami powędrował
zwinny język.
— Skąd do cholery… szlag… Harry!
— Ciałem Draco wstrząsnął dreszcz przyjemności, kiedy wilgotny nacisk na jego
wejście wzmocnił się, drażniąc wrażliwe na dotyk mięśnie. Ostatkiem sił wsunął
rękę pomiędzy swoje uda, odpychając dłoń Harry'ego, która czule gładziła jego
członek. — Jak nie przestaniesz… ja… — Oparł czoło o udo Pottera, oddychając
chrapliwie i zaciskając palce na męskości męża. Jego ciało płonęło, a skurcze w
dole brzucha stały się prawie bolesne. Z radością przyjął pierwszy palec, który
ostrożnie się w niego wsunął. Harry rozciągał go powoli i ostrożnie, jakby bał
się, że może zrobić mu krzywdę. Draco czuł, że jego wnętrze staje się coraz
luźniejsze, a on sam wypełniony. Wychrypiał coś niezrozumiale, gdy Gryfon
potarł najwrażliwszy, ukryty w głębi, punkt, wsuwając i wyciągając palce coraz
szybciej.— Dosyć! — Sapnął, odsunął się i z wysiłkiem obrócił przodem do
Pottera.
— Draco, jeszcze nie. —
Harry'emu wyrwał się słaby protest. — Nie chcę sprawić ci bólu.
— Jedyny ból jaki teraz czuję,
to ten związany z brakiem twojego penisa w moim tyłku, więc zamknij się i po
prostu pozwól mi działać. — Draco klęknął nad biodrami Harry'ego i spojrzał z
góry na lśniący od płynów i śliny członek. Przesunął po nim palcami,
rozprowadzając wzdłuż trzonu śliski preejakulat, po czym powoli zaczął osuwać
się na niego, zagryzając zęby, gdy twardy penis przeciskał się przez krąg jego
mięśni. Przez chwilę siedział bez ruchu z opuszczoną głową, przyzwyczajając się
do uczucia wypełnienia, po czym powoli, jakby na próbę, uniósł biodra. Nadal
czuł dyskomfort, jednak nie był on nie do zniesienia, a towarzysząca tarciu
przyjemność pozwalała Draco się nim rozkoszować. Spojrzał w dół i zobaczył
wpatrzone w siebie oczy Harry'ego.
— Jesteś piękny. — Potter złapał
jego rękę i przyciągnął ją do swych ust, pieszcząc językiem każdy palec. Drugą
dłoń trzymał na udzie Draco, gładząc je leniwie.
Draco przyglądał się temu z
fascynacją, czując przebiegające przez jego ciało dreszcze przyjemności. Z
ociąganiem cofnął rękę i pochylił się, opierając dłonie na piersi Harry'ego.
Odrzucił głowę do tyłu, gdy jego biodra unosiły się i opadały miarowo nad
członkiem leżącego na siatce mężczyzny.
Seks był dobry, zawsze go uwielbiał,
ale seks z Harrym był zupełnie inny. Nie musiał otwierać oczu, aby widzieć, że
wokół nich faluje magia. To było niczym miłość na palecie pełnej farb
rozmazanych przez splecione ciała. Spod rzęs mógł obserwować, jak jasne tęczowe
kolory oplatają ciało Harry'ego, z czułością gładząc jego skórę, przesuwają się
po jego ramionach, twarzy, pomiędzy rozrzuconym kosmykami włosów, unosząc je
ledwie wyczuwalnym powiewem. Draco wyciągnął rękę do góry, patrząc na
niematerialne smugi owijające się dookoła jego palców i sunące w dół ramienia.
Wyglądało to tak, jakby wielobarwna mgła oplatała ich ciała niczym przejrzysty
welon. Uczucie akceptacji i jedności z mocą potęgowało wszystkie doznania.
— Jest tak samo jak wtedy. —
Harry jakby czytał w jego myślach. Nie odrywał wzroku od twarzy Draco, wciąż
gładząc jego uda. Jedna z dłoni powędrowała w górę i smukłe palce ujęły członek
kołyszący się w rytm ruchów Malfoya. — Podczas naszej nocy poślubnej.
— Jest bardziej intensywnie. —
Draco zagryzł wargi, czując, że ręka Harry'ego pieści jego penisa.
— Teraz wiem, gdzie cię dotknąć.
Poczuł, jak Potter przesuwa
palcami po jego pachwinie, zatrzymując je tuż przy jądrach. Na moment wstrzymał
oddech, gdy opuszki przesunęły się po wrażliwej skórze, po czym z jego gardła
wyrwał się głośny jęk, któremu towarzyszyło niekontrolowane szarpniecie bioder.
— Taki dotyk jest ryzykowny. —
Draco przejechał paznokciami po piersi Harry'ego, skubiąc mocno jego brodawki.
— Bardzo pożądane ryzyko. —
Palce mężczyzny mocniej zacisnęły się na członku Draco, jeszcze intensywniej go
pieszcząc. Harry podparł się i uniósł, a kiedy ich ciała się zetknęły, Draco
westchnął głośno z przyjemności. Tak dużo dotyku, zapachu, doznań. Czuł, że
długo nie wytrzyma. Jego biodra unosiły się teraz bez ustanku, a on, siedząc na
kolanach męża, poruszał się coraz szybciej i coraz bardziej chaotycznie. Dłoń
Harry'ego z każdą chwilą mocniej zaciskała się na jego członku, nie na tyle
jednak, aby sprawić mu ból. Poczuł, że w jego włosy wkrada się druga ręka
Pottera, pociągając jego głowę w dół i łącząc ich usta w pocałunku.
Tego było już dla Draco za
wiele. Zbyt intensywnie, zbyt gorąco, zbyt cudownie, zbyt wspaniale, zbyt…
Wielobarwna mgła przylegała do ich ciał, czyniąc z nich kolorowe, ruchome
posągi. Mokra od potu skóra chłonęła moc oplatającą ich z każdej strony. Draco
jeszcze nigdy tak się nie czuł. Przepełniony potęgą, akceptacją, Harrym. Z
trudem łapał oddech, gdy śliski język badał zaborczo jego usta. Członek męża
wsuwał się i wysuwał z niego z ogromną szybkością, a dłoń jak w transie
pieściła jego penisa.
Draco czuł nadchodzące
spełnienie. Jego mięśnie podbrzusza spięły się kilkukrotnie, powodując, że z
ust wydobył się głuchy jęk przyjemności, który wzniósł się i opadł. Draco
kurczowo przylgnął do Harry'ego, szepcząc mu do ucha niezrozumiałe wyznania i
wstrząsany spazmami przyjemności rozlał się pomiędzy ich złączone ciała,
plamiąc rękę męża swym nasieniem. Poczuł, że Harry wysuwa dłoń i łapie go mocno
za biodra, brutalnie unosząc i opuszczając jego pośladki na swojego twardego
jak skała penisa. Magia płynęła pomiędzy nimi, falując i mieniąc się
intensywnymi, wręcz oślepiającymi kolorami, w których dominowała gorąca
czerwień, i w chwili, gdy Harry z głośnym krzykiem doszedł w jego wnętrzu,
Draco pomyślał, że to nawet logiczne, iż miłość ma tak gryfoński kolor.
Przez jakiś czas siedzieli
przytuleni do siebie, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Zbyt zmęczeni,
przepełnieni uczuciem błogostanu i całkowitego szczęścia. Harry leniwie gładził
pośladki Draco, składając równocześnie delikatne pocałunki na jego ramieniu.
Draco siedział na kolanach męża z twarzą ukrytą w jego szyi, zbierając słony
pot z jego skóry małymi, oszczędnymi liźnięciami. Harry nadal był wewnątrz
niego i Draco nie miał ochoty się ruszać, aby nie stracić tego intymnego
kontaktu.
— Zostanę tak na wieki.
Draco uniósł głowę i spojrzał na
męża z góry.
— Mowy nie ma, kolana by mi
ścierpły — sprzeciwił się. Harry potarł nosem jego ramię, przygryzając lekko
skórę. — Poza tym nie jesteś najwygodniejszy. — Rozejrzał się dookoła i
westchnął z niedowierzaniem. — Pieprzyliśmy się w samym centrum serca zamku.
Severus uznałby to za bezczeszczenie świętego miejsca.
— I dlatego to z tobą się
kocham, a nie ze Snape'em. — Harry skrzywił się mocno. — Psujesz mi nastrój,
wspominając go teraz.
— Tak łatwo cię sprowokować,
Harry. — Draco przekrzywił głowę, mocniej obejmując Harry'ego nogami, przez co
jego pośladki jeszcze szczelniej przylgnęły do krocza Pottera.
— Draco. — Harry uniósł ręce,
rzucając na nie zaklęcie czyszczące i ujął w dłonie twarz Malfoya. — Obiecaj
mi, że już nigdy nie zrobisz niczego głupiego.
— Ja nigdy nie robię…
— Draco!
— Co według ciebie jest głupie?
— Malfoy spiął się wewnętrznie w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Może rzucanie się między mnie
a śmiertelne klątwy? A może ucieczka z pokoju i wysyłanie skrzatów po swoje
rzeczy? Swoją drogą, wypędziłem je. Zapewne teraz robią sobie krzywdę gdzieś w…
gdzieś… tam, gdzie przebywają skrzaty.
— Jesteś okrutny, Harry
Potterze. — Draco próbował uśmiechnąć się kpiąco, co niezbyt mu się udało.
— Kocham cię, a jeżeli czujesz
to samo, to obiecasz mi, że już nigdy nie narazisz się na niebezpieczeństwo. —
Harry był nieugięty. Malfoy westchnął i zamknął oczy.
— Nie mogę ci tego obiecać.
— Rozumiem… Chyba za dużo sobie
wyobrażałem. — Harry uwolnił twarz Draco z uścisku, opuszczając ręce na siatkę.
— Nie, nie rozumiesz. — Malfoy
jęknął i pochylił się lekko, gładząc nerwowymi ruchami ramiona Pottera. — Czy
gdyby coś mi groziło, to tak po prostu stałbyś i przyglądał się temu? W imię
miłości?
— Jak możesz o to pytać?
Oczywiście, że nie!
— Więc jakim prawem mnie o to
prosisz? — Draco uniósł głowę i spojrzał na niego uważnie. — Egoistycznie
zakładasz, że tylko ty masz prawo bronić kogoś, kogo darzysz uczuciem, jednocześnie
zabraniając mu tego samego? To trochę niesprawiedliwe, Harry.
— Nie chcę cię stracić. — Harry
uniósł na powrót rękę, gładząc opuszkami palców jasną skórę uda Malfoya.
— I nie stracisz. Usunęliśmy
wszystkie zagrożenia. Moja matka nie żyje, a ojciec przebywa w Azkabanie.
Severus wyczyścił mu pamięć, tak że nie pamięta ostatnich minut w Rowle Manor i
sądzi, że doznał urazu głowy, usiłując mnie bronić. Nikt nie wie, co tak
naprawdę się wydarzyło. — Draco zamilkł na chwilę, po czym na nowo podjął przerwany
wątek. — Nie zagwarantuję ci, że nikt nigdy nas nie zaatakuje. Jesteś Harrym
Potterem, a ja Draco Malfoyem i obaj mamy wrogów. Zawsze ktoś będzie usiłował
się zemścić za jakąś wyimaginowaną krzywdę ojca, wujka, czy dziadka. Ale nie
możemy żyć w ciągłym strachu. — Draco nagle uśmiechnął się i mocniej zacisnął
palce na ramionach męża. — Po prostu musimy sobie zaufać, Harry.
— Obłożę nasze ubrania
wszystkimi czarami odbijającymi klątwy. Nie myśl, że nas nie zabezpieczę!
Ciebie też bym najchętniej nimi potraktował, ale muszę wierzyć, że poza naszą
sypialnią raczej nigdzie indziej nie pozbędziesz się szat.
— Tylko poza naszą sypialnią? —
Draco uniósł brew, wymownie rozglądając się dookoła.
— Po prostu nie ściągaj ich
nigdzie beze mnie.
— Myślę, że ewentualnie na to
mogę przystać.
— Ewentualnie? — mruknął Harry z
przekąsem.
— W pewnych okolicznościach…
— Draco!
— Oczywiście najpierw sprawdzę,
czy jestem bezpieczny! Nie mam zamiaru się narażać. — Draco miał ochotę pokpić
jeszcze chwilę z Harry'ego, lecz widząc jego pochmurniejące z każdym kolejnym
słowem oblicze, zmienił zdanie. — Harry, po co miałbym zdejmować szaty bez
ciebie? — Rozłożył szeroko ręce, przecinając falujące leniwie, kolorowe smugi.
— Po pierwsze magia nigdy nie pozwoliłaby mi na zdradę, a po drugie… — Pochylił
się i polizał nabrzmiałe od pocałunków wargi Harry'ego. — Nie chcę. Niedawno
zrozumiałem, że miłość ma bardzo egoistyczną naturę. Nie lubi się dzielić.
— Merlinie, Draco… — Potter
usiłował złapać język Malfoya ustami, jednak ten odsunął lekko głowę,
spoglądając w jego rozszerzone pod wpływem szoku oczy. — Czy ty…
— Nie rozumiem twojego
zaskoczenia. — Draco przesunął palcem wzdłuż piersi Harry'ego, zahaczając nim o
brodawkę, która pod jego dotykiem automatycznie stwardniała. — Czuję się jednak
w obowiązku uprzedzić cię, że — gdy w grę wchodzą uczucia — Ślizgoni stają się
bardzo zaborczy i… Harry! — Malfoy poczuł, jak mocne ręce Pottera chwytają go
za pośladki i ramiona, po czym plecy uderzyły w siatkę, a jego ciało zostało przygniecione
przez Harry'ego. – Cholera! Bądź przez chwilę poważny! Staram się, abyś
zrozumiał…
— Jestem bardzo poważny, Draco.
— Harry uniósł się, obdarzając Malfoya bezczelnym uśmiechem. — I sądzę, że
bardzo dobrze zrozumiałem, co chciałeś mi powiedzieć.
— Na pewno? — Malfoy spojrzał na
niego sceptycznie.
— Mhm… — Harry poruszył biodrami
i Draco sapnął w zdumieniu, czując pomiędzy pośladkami twardy dowód budzącego
się na powrót podniecenia męża.
— Zapomnij! — Szarpnął się,
opierając dłonie na jego klatce piersiowej i usiłując go zepchnąć. — Jeżeli
zrobimy to jeszcze raz, tutaj zamiast we własnym łóżku, jutro nie będę mógł się
ruuuu… — Szarpnięcie towarzyszące aportacji przerwało mu w pół słowa.
Oszołomiony, przez chwilę leżał w milczeniu, mocno zaciskając powieki i
rozkoszując się chłodnym dotykiem miękkiej pościeli pod swoimi plecami, po czym
wolno otworzył oczy i spojrzał na Harry'ego. — Potter — wysyczał. — Nienawidzę
cię…
— Znowu? — Harry uniósł głowę i
spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Aportowałeś nas, nie
uprzedzając mnie o tym!
— Histeryzujesz. — Gryfon
bezczelnie wzruszył ramionami i pochylił się w kierunku odsłoniętej szyi Draco.
— Histeryzuję? — Malfoy
zapowietrzył się na chwilę, a potem ciszę sypialni rozdarł jego głośny wrzask.
— Następnym razem, kiedy będziesz chciał to zrobić, bądź uprzejmy wyciągnąć
wcześniej swojego kutasa z mojego tyłka!
— Ach, o to chodzi. — Harry
przycisnął język do miejsca, gdzie tętno Draco waliło jak oszalałe.
Malfoy wplótł palce w jego
potargane włosy i westchnął z rezygnacją.
— Naprawdę czasami cię
nienawidzę…
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry nawrzeszczał na dlskrzy, a potem słowa skierowane do Severusa, słodko w końcu się porozumieli,a Harry i jego aportacja, no co Draco nie chciałeś robić tego drugi raz w sercu zamku...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia