poniedziałek, 10 września 2012

Red Hills - VI


W mieszkaniu przy Grimmauld Place 12 od kilku minut panowała niczym nie zmącona cisza. Dwójka przyjaciół wpatrywała się w Harry'ego z zaskoczeniem i niedowierzaniem.

Kiedy oznajmił im, że porozmawiał z Malfoyem, a on zgodził się zostać sponsorem i nauczycielem, Hermiona podskoczyła na stołku i uściskała Harry'ego, wykrzykując, że zawsze wierzyła w jego racjonalizm i to, iż potrafił odłożyć swą niechęć na bok dla dobra całego przedsięwzięcia. Skwaszony Ron opuścił głowę, mrucząc pod nosem gratulacje i jednocześnie sprawiając wrażenie ciężko chorego na samą myśl, że będzie musiał widywać Fretkę częściej, niż by sobie tego życzył, a ściślej mówiąc… codziennie. Momentem przełomowym okazała się chwila, gdy Potter cichym głosem oznajmił im żądania Malfoya.


— Chyba się na to nie zgodzisz? — dzwoniące w uszach milczenie przerwał głos Weasleya.

— Nie widzę innego wyjścia — mruknął Harry ponuro.

— Ale… Ale myślałem, że to Mionka… — Ron nie mógł się wysłowić z powodu zaskoczenia, w jaki wprawiły go rewelacje przekazane przez przyjaciela.

— No, ja też tak myślałem — bąknął chłopak.

— To źle myśleliście. — Hermiona, która szybko otrząsnęła się z szoku, posłała im twarde spojrzenie. — Nigdy nie mówiłam, że mam aspiracje być wicedyrektorką. Owszem, kiedyś w przyszłości mogłabym się nad tym zastanowić, ale teraz? Wybacz Harry, ale Malfoy ma rację, do tego trzeba być odpowiednio przygotowanym.

— Ależ Mionka…

— Nie mionkuj mi tutaj, Ron — prychnęła. — Możemy go nie lubić, ale to Malfoy. Myślę, że do rządzenia był przygotowywany odkąd nauczył się chodzić, a jego pierwszym słowem zapewne był „knut" i to tylko dlatego, że słowo „galeon" było za długie. Cokolwiek nie sądzimy o Lucjuszu, doprowadził on fortunę Malfoyów do rozkwitu, miał głowę do inwestycji i na pewno przekazał tę wiedzę synowi. Zważ na to, że od czterech lat to Dr… Draco… — lekko zająknęła się przy jego imieniu, a Ron skrzywił się jakby połknął cytrynę. — Draco zarządza ich finansami i z tego, co piszą gazety, nigdy nie odnotował strat, przeciwnie, z każdym rokiem ich dochody regularnie rosną.

— No ale Malfoy! To jakby wpuścić lisa do kurnika! — Weasley spojrzał na Harry'ego, jakby u niego szukał pocieszenia. Niestety Potter wzruszył tylko ramionami, spuszczając głowę.

— Potrzebujemy pieniędzy.

— A ty? Wiesz, jesteś bogaty — próbował jeszcze rudzielec. — To nie to, żebym ci wypominał, ale fortuna Potterów i Blacków…

— Owszem, jestem — przyznał Złoty Chłopiec. — I gdybym chciał, leżałbym do góry tyłkiem przez całe życie. Jednak… — Uniósł rękę widząc, że Ron z zapałem kiwa głową. — Jednak to nie wystarczy. O ile dla mnie i dla pięciu innych osób byłoby tego dość, aby opływać w bogactwa, o tyle utrzymanie przez kilka lat całej szkoły z setkami uczniów i nauczycielami? Wybacz Ron, ale mimo wszystko nie jestem Rockefellerem.

— Kim? — Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na Hermionę.

— John Rockefeller był najbogatszym człowiekiem w historii Mugoli — wyjaśniła spokojnie.

— Kurcze, taki to miał dobrze — westchnął z rozmarzeniem rudzielec. — Nie musiał nawet myśleć o kasie i dupkach pokroju Malfoya.

— Zapewniam cię, Ron, że ciężko pracował na swoje pieniądze. — Granger pokręciła głową. — Poza tym powinniście już przestać patrzeć na Draco przez pryzmat szkoły. — Tym razem jej głos nie zadrżał przy wymawianiu jego imienia.

— Nadal pozostaje synem Lucjusza.

— Który dzięki niemu przebywa w Świętym Mungu z mózgiem wypranym do białości.

— Bronisz go!

— Nie bronię! Po prostu patrzę na to wszystko obiektywnie, nie można wiecznie żyć przeszłością. — Dziewczyna wyglądała na mocno poirytowaną.

— A jeszcze niedawno wszystko wydawało się tak piękne. — Weasley przestał naciskać i jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.

— Ron, po prostu postaraj się go zignorować. Pamiętaj, że ty pracujesz w terenie, a on przez cały czas będzie siedział w szkole. Poza tym nie musisz mieć z nim żadnych kontaktów.

— I nie zamierzam. — Chłopak potrząsnął rudymi włosami. — Lepiej niech nie wchodzi mi w drogę.

Harry odetchnął z ulgą. Najgorsze mieli już za sobą. Najbardziej bał się reakcji Rona, jednak chłopak najwyraźniej bardziej niż Malfoya, obawiał się Hermiony. Biedak sam nie wiedział, że już przepadł. Patrząc na tę dwójkę, Potter zastanawiał się, co powinno się wydarzyć, aby wreszcie odważyli się zrobić ten pierwszy z wielu kroków.

— Dzięki — mruknął. — Chyba bardziej denerwowałem się na rozmowę z wami niż z Fretką — przyznał lekko zażenowany.

— Pff — prychnęła Hermiona w rozbawieniu. — Nie takie rzeczy razem przeszliśmy, prawda?

— No — kiwnął głową Ron, po raz pierwszy tego wieczoru wyszczerzając zęby w uśmiechu. — Trzeba patrzeć na to pozytywnie.

— Pozytywnie? — Harry niepewnie zerknął na przyjaciela.

— Taa… Pomyśl, nasz trójka i Malfoy, sam i bez pleców tatusia. — Z boku doszedł ich cichy stukot. To Hermiona uderzała głową o blat w wyrazie bezsilności.

***

Osłony EmeraldFog nie drgnęły, gdy pewnego pięknego poranka dwóch mężczyzn aportowało się tuż przed bramą i spokojnie weszli w obręb szkoły.

Jasnowłosy młodzieniec z zadowoleniem wciągnął rześkie powietrze, pachnące morską bryzą. Pod jego stopami rozciągał się zielony dywan, a kamienna ścieżka wiodła w kierunku majaczącego w oddali zamku.

— Pięknie, prawda? To naprawdę wielka strata, że Dumbledore nigdy nie zapraszał tutaj gości.

— Chciałeś powiedzieć, że to niesłychane, aby stopa Malfoya nie stanęła nigdy na ziemiach jednego z najbogatszych i najpotężniejszych czarodziei stulecia — zakpił jego towarzysz.

— Och, zapewniam cię, Severusie, że to akurat zostanie nadrobione, bo przez najbliższy czas nie zamierzam opuszczać tego miejsca.

— Podekscytowany? — Czarne oczy spojrzały na młodzieńca z ciekawością.

— Pomyśl, ile tajemnic musi skrywać ta twierdza, ile nie odkrytych przejść, może nawet bogactw! — Delikatne rumieńce okrasiły blade policzki. Draco myślami już zwiedzał niezbadane dotąd przez niego korytarze i odkrywał ich sekrety.

— Cóż za młodzieńczy zapał. — Snape skrzywił się lekko, lecz nie było w tym niczego złośliwego.

— Zobaczysz, sam to poczujesz, gdy po raz pierwszy odkryjesz coś, co do tej pory było ukryte. — Chłopak poklepał go konfidencjonalnie po ramieniu.

— Jeszcze się nie zgodziłem. — Starszy czarodziej błądził wzrokiem po idealnym jego zdaniem ogrodzie, któremu jednakże daleko było do perfekcjonizmu, jaki gościł na terenach Malfoy Manor. O ile tam każda ścieżka była dokładnie wytyczona, każdy krzew miał swój odpowiednik po przeciwnej stronie, a każde drzewo zostało posadzone tak, aby nie zachwiać symetrii, o tyle tutaj panowało coś w rodzaju chaosu. Dzikie krzewy porastały okoliczne tereny, pomiędzy nimi kwitły kwiaty, a wonny powój wspinał się po gdzieniegdzie rozsianych posągach. Po lewej stronie majaczyły jakiejś ruiny, porośnięte mchem i ziołami, idealne miejsce dla ciekawskich dzieciaków. Z prawej strony drzewa dawały błogi cień w upalne dni, a pośród nich wił się wąski strumyk, który znikał gdzieś w głębi parku. Severus nigdy nie lubił geometrycznie zaprojektowanych ogrodów, jego zdaniem nie sprzyjało to wypoczynkowi, a wręcz przeciwnie, kierowało myśli w stronę dzieł sztuki. Zdecydowanie, to co zobaczył, podobało mu się. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystko tutaj jest zadbane i troskliwie wypielęgnowane, jednak bez zbytecznej ingerencji w naturę.

— Porównujesz? — Draco spojrzał na niego z zainteresowaniem.

— Trudno się powstrzymać. — Wzruszył ramionami, lecz nie wyraził swych myśli, nie chcąc urazić chrześniaka.

— Sprawia mi to ból, jednak muszę przyznać, że ten element nieładu bardziej do mnie przemawia niż ogrody mojej matki — mruknął młody Malfoy, zatrzymując się przed okazałą fontanną, zdobiącą środek ogrodu i z ciekawością zerkając w kierunku wejścia do labiryntu, które majaczyło w oddali.

— Nigdy bym nie przypuszczał, zawsze uważałem cię za perfekcjonistę. — Mistrz Eliksirów uniósł brew w wyrazie zaskoczenia.

— Jestem estetą, osobą wrażliwą na piękno natury, która doskonale rozumie, że pewien stopień nieujarzmienia jest czasami niezbędny.

— Zawsze wiedziałem, że różnisz się od swoich rodziców. — Severus wyciągnął przed siebie dłoń i pozwolił kroplom wody osiąść na gładkiej, lekko pożółkłej skórze. Odkąd przestał pracować jako nauczyciel, jego cera zyskała nieco opalenizny, której w głębi ducha Draco szczerze mu zazdrościł.

— W jakim sensie?

— Na pozór jesteś chłodny i nieprzystępny, typowy okaz idealnego Malfoya, ale płonie w tobie ogień, żywiołowość i radość życia. Coś, co nigdy nie było mocną stroną twoich rodziców.

— Czy to komplement? — Młodzieniec uśmiechnął się lekko. — Severusie, nie poznaję cię.

— Głupi gówniarz. Traktuj to jak chcesz. — Mężczyzna odwrócił się i ruszył w kierunku zamku. — Zobaczmy jak prezentuje się od środka.

— Wierzę, że wywiera odpowiednie wrażenie. Zobaczysz, szybko się tutaj zaklimatyzujesz. — Draco dogonił go i razem przeszli przez ogromne drzwi ozdobione herbem, na którym królował feniks.

— Jak mówiłem wcześniej, jeszcze nie podjąłem decyzji. Twoje argumenty niezbyt mnie przekonują.

— A więc mam nadzieję, że Potter stanął na wysokości zadania i chociaż raz nas czymś zaskoczy. — Malfoy pociągnął wuja za rękaw w kierunku schodów, jego zdaniem najprawdopodobniej prowadzących do lochów.

***

Sale eliksirów pomalowane były w kolorze bladej zieleni, lecz naturalna barwa kamienia pozostała zachowana przy łukach i sklepieniu. Dwa rzędy drewnianych ławek stały już przygotowane i czekające na uczniów. Duże, mahoniowe biurko i wygodny fotel zapraszały, aby usiąść i z wysokości katedry spojrzeć groźnie na krnąbrne dzieciaki. Pod ścianami ustawione były szafy, na półkach spoczywały poukładane równo ingrediencje potrzebne do nauki. Cynowe kociołki zostały schowane w dolnych szafkach, przy każdym leżała chochla i stał mały moździerz oraz deska do krojenia i ostry srebrny nożyk.

Z tyłu klasy znajdowało się obszerne zaplecze. Magiczne pochodnie zapewniały znakomite oświetlenie i zapalały się w momencie, gdy ktoś przekroczył próg. Tutaj stały też trzy długie stoły. Na jednym spoczywały różnego rodzaju kociołki, cynowe, blaszane oraz ze specjalnego stopu przystosowanego do eliksirów szczególnie żrących lub niebezpiecznych. Na drugim, w małych, szczelnie zamkniętych przejrzystymi wieczkami drewnianych miseczkach pyszniły się wonne zioła, a w szklanych słojach marynowały mniej przyjemne składniki. Trzeci stół służył do przygotowań i był praktycznie pusty, poza kilkoma ostrymi nożami, deskami i moździerzami. Wszystko to urządzone było ze znawstwem i dużą wiedzą o warzeniu eliksirów. Od razu było widać, że zajmował się tym ktoś, kto nie tylko znał tajemną sztukę przyrządzania mikstur, ale też kochał to i doskonale wiedział, jak ustawić wszystko pod takim kątem, aby każda potrzebna rzecz znajdowała się w zasięgu ręki. W dodatku zastosowano tutaj wszystkie najnowocześniejsze udogodnienia, znane tylko Mistrzom Eliksirów.

Draco z rękami splecionymi na piersi uważnie przyglądał się swemu wujowi i przyjacielowi. Od razu wychwycił ten błysk pożądania w jego oczach, który wskazywał na to, że taką pracownią nigdy by nie pogardził i najchętniej od razu wypróbowałby działanie niektórych rzadkich składników, oglądanych teraz z niekłamanym zachwytem.

— Jak sądzę, kolejne drzwi prowadzą do prywatnych apartamentów profesorskich. — Blondyn otworzył łukowate przejście, za którym znajdowały się rzeczywiście komnaty przynależne Mistrzowi Eliksirów.

Pomieszczenia urządzone były ze smakiem i bez zbędnego przepychu. Mała, dobrze wyposażona kuchnia, gdzie w każdej chwili można było własnoręcznie zaparzyć herbatę, salon zaopatrzony w kominek, stół, sofę i dwa fotele oraz całkiem pokaźnych rozmiarów biblioteczkę, która od razu przykuła wzrok Snape'a, na koniec sypialnię z przyległą do niej łazienką.

— Hmm… — Severus usiadł na łóżku, z przyjemnością odnotowując jego miękkość i dość pokaźnie rozmiary.

— Och, proszę cię, nie rób takiej miny, przecież widzę, że jesteś zachwycony. — Draco usiadł obok niego i złapał go za rękę. — Zgódź się.

— Naprawdę, mój drogi… — Czarnowłosy czarodziej wysunął dłoń z uścisku i spojrzał spokojnie na swego chrześniaka. — Wszystko to bardzo piękne i nawet mógłbym pokusić się o pogratulowanie temu, kto się tym wszystkim zajmował, jednakże… Potter jako dyrektor? Nie sądzę.

— Pomyśl o tych wszystkich uczniach, przerażonych twarzach i rozszerzonych stresem oczach — kusił Draco. — Znowu mógłbyś się tym napawać, uczyć! Przecież wiem, że pomimo zapewnień, że nienawidzisz dzieciaków, kochasz przekazywać wiedzę o tajnikach sztuki warzenia. — Widząc zainteresowanie w oczach Severusa, kontynuował z jeszcze większym zapałem. — Poza tym, ja tutaj będę. Jestem jego zastępcą, członkiem rady! Pomyśl, co moglibyśmy zdziałać razem! Zostawisz mnie tutaj samego? Ktoś musi mi pomóc walczyć o prawdziwe tradycje, wychowanie tych głupków na porządnych czarodziei. Nie poradzę sobie sam. — Spuścił głowę, przymykając oczy w udanym smutku.

— Nie nabierzesz mnie, doskonale sobie poradzisz — parsknął krótkim śmiechem mężczyzna i podniósł się z posłania. — Jesteś wybitnym aktorem, jednak takie przedstawienia pozostaw dla naiwnego Pottera i jego świty.

— Jesteś jednym z inwestorów. — Draco chwycił się ostatniej deski ratunku. — Masz prawo głosu.

— Tak, bo przekonałeś mnie, abym zainwestował, a Wybraniec ten jeden raz wykazał się inteligencją i nie odrzucił mej oferty. Chociaż… Pozwolę sobie mniemać, że niejaka panna Granger wybitnie się do tego przyczyniła.

— Ta szla…

— Draco! — Severus spojrzał na niego karcąco. — Pamiętaj, że macie współpracować. Nie po to odwróciłeś się od Czarnego Pana i swego ojca, aby teraz powielać ich stereotypy — westchnął i z niesmakiem potrząsnął głową. — Widzę, że nie tyle potrzebny jestem, jak usiłujesz mnie przekonać, dzieciakom, co właśnie tobie, byś nie wplątał się znowu w coś kompromitującego. Pamiętaj, że jesteś tutaj zastępcą dyrektora, który notabene jest półgłówkiem i…

— Zawsze ceniłem sobie pańskie zdanie na mój temat — zimny głos przerwał mu tyradę, sprawiając, że Mistrz Eliksirów odwrócił się, gwałtownie powiewając szatami.

— Potter!

— Do usług. —Złoty Chłopiec skłonił się teatralnie. — Jak widzę, Malfoy, oprowadzasz rodzinę po swym nowym miejscu pracy. Naprawdę, nie posądzałem cię o taki sentymentalizm.

— Raczej oprowadzał mnie, jak słusznie pan zauważył, panie Potter, po moim nowym miejscu pracy. — Severus z rozbawioną miną obserwował reakcję Wybrańca, nie omieszkawszy przy okazji uchwycić radosnego wyrazu twarzy Draco.

Harry pobladł lekko i zacisnął usta. Wspomnienia zaatakowały go z pełną siłą. Znienawidzony nauczyciel miałby uczyć w jego szkole? Znęcać się nad kolejnym pokoleniem uczniów? Jego niedoczekanie! Już otworzył usta, aby kategorycznie sprzeciwić się tej decyzji, gdy nagle przypomniał sobie rozmowę, którą przeprowadził uprzedniego wieczoru z Hermioną. Dziewczyna była zaniepokojona brakiem odpowiednio wykwalifikowanego Mistrza Eliksirów, a co jak co, ale Snape był jednym z czterech najlepszych w tym fachu, o ile nie najlepszym. Jego innowacyjny eliksir przeciwko smoczym oparzeniom opiewały wszystkie gazety, a Charlie Weasley nawet kiedyś stwierdził, że dzięki niemu praca badacza smoków stała się bez porównania bezpieczniejsza i mniej bolesna. Z dumą pokazywał im przedramię, na którym do tej pory znajdowały się głębokie blizny. Dzięki pomocy eliksiru pozbył się ich, jego ręka na powrót odzyskała pełną sprawność, a skóra przybrała naturalny kolor. Posiadanie kogoś tak sławnego jak Severus Snape na pewno przyczyniłoby się do wzmocnienia renomy szkoły.

— Kiedy zamierzaliście mnie poinformować? — Warknął z irytacją.

— Właściwie, zanim wparowałeś tutaj uprzykrzając nam życie, mieliśmy iść do twojego gabinetu. — Draco spojrzał na niego złośliwie.

— Jak to dobrze, że możesz sobie darować już tę wizytę. — Potter odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. — Możesz się rozpakować, Severusie. Mam nadzieję, że komnaty odpowiadają twoim standardom — mruknął, specjalnie nazywając Mistrza Eliksirów po imieniu. Cóż, może i zgodził się na zatrudnienie go w tej szkole, ale nich wie, iż to on tutaj rządzi.

— Oczywiście… Potter — prychnął Snape. — Nie omieszkam.

— Malfoy, chodź za mną, pokażę ci twoje apartamenty. — Harry nie czekając na blondyna, ruszył w kierunku bocznego wyjścia na korytarz, nie sprawdzając, czy mężczyzna podąża za nim.

***

Komnaty Malfoya mieściły się na czwartym piętrze, gdzie też znajdował się gabinet dyrektora oraz prywatne pokoje Harry'ego. Wprost ze schodów prowadził długi korytarz. Potter podszedł do jednego z obrazów, na którym namalowany był imponujących rozmiarów irlandzki smok. Jego łuski były białe, przechodzące na końcach w delikatny błękit. Stworzenie schyliło głowę i spojrzało uważnie na obu mężczyzn.

— Dyrektorze… — mocno ochrypły głos rozniósł się po holu.

— Lorcan, to pan Malfoy, mój zastępca. — Brunet wskazał dłonią na stojącego obok młodzieńca. — Od dziś będziesz strzegł wejścia do jego komnat. Wierzę, że będziesz mu oddany i nie przepuścisz nikogo, kto nie poda odpowiedniego hasła.

— Nawet ciebie? — zakpił Draco.

— Tak, nawet mnie. — Harry skinął głową. — Teraz wpuść nas, abym mógł pokazać wnętrza nowemu właścicielowi.

Smok spojrzał badawczo na Draco i rozpostarł skrzydła, najwyraźniej usatysfakcjonowany tym, co zobaczył. Po chwili obraz się przesunął odsłaniając wysokie, łukowate wejście.

Pokoje były cztery. W jednym, tak jak i w lochach, mieściła się nieduża kuchnia, drugi służył za salon, jednakże umeblowany był z o wiele większym przepychem. Ściany pomalowane zostały w kolorze ecrú, a bogato haftowane arrasy zdobiły lewą stronę pomieszczenia. Sofa i dwa fotele w odcieniu mlecznej czekolady zajmowały środek wnętrza, otaczając mały stolik kawowy. Wysokie okna wpuszczały imponującą ilość światła i wychodziły na morze, co od razu wywołało u Draco szybko stłumiony uśmiech. Boczne drzwi prowadziły do gabinetu, który urządzony był bardzo minimalistycznie, lecz jednocześnie prezentował sobą bardzo elegancki styl. Na blacie dużego, ręcznie rzeźbionego, cedrowego biurka stała mała lampka oliwna i przycisk do papieru. Skórzany, czarny fotel wydawał się bardzo wygodny. Z prawej strony wysoka biblioteczka wypełniona była po brzegi książkami, chociaż dwie najwyższe półki pozostały puste do dyspozycji właściciela. Pod oknem w dużej doniczce stała imponujących rozmiarów palma.

Draco przesunął palcem po blacie i rozejrzał się dookoła, przekładając przycisk na lewo.

— Pasuje?

— Nie jest to co prawa szczyt moich marzeń, ale może być. — Mężczyzna łaskawie skinął głową, nie chcąc zdradzić się z wrażeniem, jakie wywarły na nim dotychczas obejrzane pomieszczenia. — Co nam zostało?

— Sypialnia. — Harry wrócił do salonu i pchnął drzwi ukryte za czymś co wyglądało na barek.

Wystrój pokoju spowodował, że blondyn musiał odwrócić głowę, gdyż tym razem nie potrafił ukryć swego uśmiechu. Na środku królowało duże łoże, otoczone czterem kolumnami, które podtrzymywały baldachim w kolorze lodowego błękitu. Narzuta wykonana była z ręcznie haftowanej, połyskliwej materii i dominowała w niej biel, przecinana delikatnymi nićmi o barwie jasnoniebieskiej. Obok posłania stał mały nocny stolik, na którym leżała jakaś książka i stała kolejna lampka oliwna. Ogromna szafa zajmowała przeciwległą ścianę, a jej przód zdobiło lustro. Każdy mebel pokrywały misterne rzeźbienia i zawijasy. Okno otaczały story w takim samym kolorze jak baldachim, podłogę zaś zaścielały dwie skóry śnieżnych wilków. Wiszący z boku gobelin przedstawiał wzburzone morze, za nim ukryte były drzwi do łazienki.

— Kiedy przyślą twoje rzeczy? — Harry przerwał milczenie panujące w pokoju. — W sumie do rozpoczęcia roku zostały jeszcze trzy tygodnie, więc nie musisz się spieszyć.

— Och, doskonale rozumiem, że wolałbyś, abym zjawił się tu jak najpóźniej, jednakże chciałbym nadzorować zarówno postępujące prace, jak i nabór kadry. W końcu jako główny sponsor wolę wiedzieć, na co przeznaczasz moje fundusze.

Potter zacisnął pięści i spojrzał na niego z furią.

— Co do nauczycieli, chyba już sam się porządziłeś.

— Możesz być ignorantem, Potty, ale nie znalazłbyś bardziej wykwalifikowanego profesora od Severusa i nawet ty musisz sobie z tego zdawać sprawę. Wiele mnie kosztowało przekonanie go, więc może łaskawie doceniłbyś mój wysiłek.

— Doceniłbym, gdybyś najpierw skonsultował to ze mną — wysyczał Harry.

— Jakoś nie radziłeś się mnie, zatrudniając trenera Quidditcha i nauczycielkę numerologii — odciął się Draco.

— To było zanim podpisaliśmy umowę!

— Która gwarantuje mi prawo głosu w każdym aspekcie dotyczącym tej szkoły.

— Prawo głosu, nie podejmowanie samodzielnych decyzji. — Oczy Harry'ego zwęziły się ze złości.

— Nie podniecaj się tak, Potter, mózg ci się przegrzeje i możesz dokonać niemożliwego, czyli stać się większym idiotą niż jesteś. — Malfoy wyszedł z sypialni i ruszył w kierunku wyjścia. — Idę zwiedzić resztę szkoły. Idziesz ze mną, czy mam to zrobić na własną rękę?

— Idę, wolę wiedzieć, czego dotykają twoje arystokratyczne ręce. — Brunet wyminął go i wyszedł na korytarz.

— Zapewniam cię, Potty, że nikt jeszcze nie narzekał na mój dotyk — odciął się Draco, patrząc na niego wyzywająco.

Harry, gdy dotarło do niego znaczenie słów, wciągnął ze świstem powietrze i odruchowo spojrzał na szczupłe dłonie Ślizgona. Ich skóra była jasna i wydawała się delikatna i miękka. Długie, smukłe palce zakończone były kształtnymi, lekko wypukłymi paznokciami. Prawą rękę zdobił rodowy sygnet Malfoyów, poza tym ku zaskoczeniu Pottera, Draco nie nosił żadnych innych pierścieni, w których tak lubowali się czarodzieje. Tak, to była idealna część ciała idealnego arystokraty. Wyobraźnia Złotego Chłopca podsunęła mu obraz tych dłoni, sunących po oliwkowej skórze i ostro z nią kontrastujących. Jakie to mogło być uczucie? Delikatne łaskotanie, czy może dotyk wywołujący dreszcze przyjemności?

— Napatrzyłeś się, Potter? — Rozbawiony głos Fretki przywrócił go do rzeczywistości.

— Jakbym nie miał nic innego do roboty — prychnął, dziękując w duchu za swą ciemną karnację, która skutecznie ukryła rumieńce.

Wysoko uniesiona brew Malfoya była bardziej wymowna niż tuzin słów.

Harry odsunął się na bok, umożliwiając Ślizgonowi poinstruowanie smoka o nowym haśle, odwrócił się plecami, udając zainteresowanie wiszącym na ścianie arrasem.

— Nie żebym był ciekawy, jednak dobrze byłoby wiedzieć, gdzie znajdują się twoje pokoje. — Głos Draco sprawił, że spojrzał na niego kątem oka.

— Po co ci to?

— Potter — sapnął mężczyzna. — Rozczarowujesz mnie. Jesteś dyrektorem tej placówki, w razie kłopotów kadra powinna wiedzieć, gdzie cię szukać.

Harry odsunął się i ruchem ręki wskazał na obraz znajdujący się dokładnie naprzeciwko komnat Ślizgona. Ku zaskoczeniu Malfoya prężył się na nim wąż chiński w kolorze ciemnego brązu ze złotawymi plamami.

— Zaskakujące — mruknął.

— Nie tak bardzo. — Potter uśmiechnął się, a Draco zorientował się, że był to pierwszy uśmiech, jaki widział u tego mężczyzny od czasów szkolnych. W dziwny sposób zmiękczał on rysy Gryfona i nadawał im bardziej młodzieńczego wyglądu.

— Nie rozumiem.

— Jestem wężousty, nikt nieproszony nie wejdzie, chociażby jakimś cudem poznał hasło. — Uśmiech Pottera poszerzył się.

— Jesteś paranoikiem. — Ślizgon pokręcił głową, jednocześnie czując pewien rodzaj podziwu i zazdrości.

— Stała czujność. — Harry wzruszył ramionami. — Więc jak, Fretko, gotowy na obchód włości?

— Prowadź — warknął Draco, udając, że nie słyszy znienawidzonego przezwiska.

***

Wieczór nastał szybciej, niż Draco się tego spodziewał. Zwiedzanie zamku zabrało mu kilka godzin. Coraz wyraźniej widział potencjał tej posiadłości, jej ogrom i przepych go fascynował. Ku jego zaskoczeniu, prace posuwały się całkiem sprawnie. Ogromna sala, w której uczniowie mieli spożywać posiłki, poniekąd przypominała mu Hogwart. Tak jak i w jego byłej szkole, stały tutaj cztery rzędy długich stołów, a na podwyższeniu znajdowało się miejsce dla kadry w kształcie półkola. Zarówno sufit, jak i dwie ściany były przeszklone, jednakże nie zostały one magicznie zmienione. Draco przez chwilę obserwował czerwony zachód słońca, który zamienił okoliczne wzgórza w płonące pochodnie. Późnym wieczorem, gdy jako jedyny postanowił zjeść tam kolację, z fascynacją przyglądał się gwiazdom i bezchmurnemu niebu. Doszedł do wniosku, że naturalny widok podoba mu się bardziej niż wiszące nad głowami świece. Pomieszczenie oświetlone było zręcznie ukrytymi pod powałą magicznymi lampami, które rzucały łagodne, nierażące oczu światło.

Tuż przed dwudziestą jeden z skrzatów zameldował, że bagaże dotarły i znajdują się już w jego komnatach. Skinął głową i ruszył powoli w górę ruchomych schodów, które na szczęście nie miały tendencji do zawożenia wędrowców w najmniej spodziewane miejsca.
Nie przejmując się rozpakowywaniem, z eleganckiej walizki wyciągnął tylko pelerynę w perłowoszarym kolorze i narzuciwszy ją na siebie, skierował się w stronę kominka. Zielone płomienie buchnęły wysoko, gdy rzucił w nie garść proszku.

— Różany Dom — powiedział wyraźnie, zanim zniknął.

***

Mały domek, stojący na przedmieściach jednej z magicznych dzielnic, nie wyróżniał się niczym szczególnym poza tym, że otoczony był bujnym, różanym żywopłotem, który w upalne noce wydzielał upojny zapach, powodujący, że każdy kto przechodził obok, przystawał na moment, rozkoszując się aromatem kwiatów.

Z kominka w jednym z pokoi wyszedł młody mężczyzna i rozejrzał się dookoła.

— Victoria?

Z bocznych drzwi wyłoniła się postawna kobieta w szacie koloru brzoskwini.

— Pan Draco. — Uśmiechnęła się szeroko. — Już straciliśmy nadzieję, że pan się pojawi.

— Przecież obiecałem. — Odpiął pelerynę i przewiesił ją przez poręcz krzesła. — Jak się czuje Samuel?

— O wiele lepiej, eliksiry pomogły. — Przesunęła się, przepuszczając mężczyznę, który wąskim korytarzem udał się do jednej z sypialni znajdujących się na tyłach domu.

W niedużym, dziecięcym łóżku leżał chłopiec, wyglądający na około siedem lat. Jego twarz rozjaśniła się na widok przybysza.

— Przyszedłeś! — krzyknął, wyskakując z posłania i rzucając się w kierunku dorosłego.

— Ostrożnie, Sam, pamiętaj, że musieliśmy wyhodować na nowo kości twojej nogi, nie powinieneś jej przeciążać. — Malfoy przyklęknął i uważnie przyjrzał się dziecku.

— Nic mnie już nie boli, a Viki i tak nie pozwala mi wstawać. — Skrzywił się płaczliwie.

— I ma rację. — Draco wstał, usiadł na pościeli i poklepał ją ręką. — Kładź się z powrotem. — Uśmiechnął się, gdy dziecko posłusznie przykryło się kołdrą.

— Nudzi mi się, od trzech dni nigdzie nie wyszedłem — poskarżył się.

— I nie wyjdziesz przez kolejne trzy. — Malfoy spojrzał na niego surowo. — Może to cię nauczy, żeby nigdy nie uciekać przed nianią do lasu, zwłaszcza po zmroku.

— Ja nie uciekałem — oburzył się Samuel. — Szedłem za śmiechem.

— Sam, erklingi właśnie w ten sposób wabią dzieci — westchnął Ślizgon. — Mimo, że przypominają elfy, są bardzo niebezpiecznie. Na ogół żywią się niedużymi stworzeniami, jednak dzieci to ich ulubione danie. To naprawdę cud, że skończyło się złamaniem, mimo, że tak poważnym. Gdyby nie to, że wpadłeś do studni… — Draco zamilkł i wzdrygnął się na samą myśl o konsekwencjach, jakie mogłyby nastąpić po spotkaniu dzieciaka z tak krwiożerczymi istotami.

— Wiem… — Chłopiec spuścił głowę. — Więcej tego nie zrobię.

— Mam nadzieję. — Draco uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni małą książeczkę. — Przyniosłem ci coś do czytania.

— Super! — Sam podskoczył na łóżku, chcąc dosięgnąć prezentu.

— Nie „super", tylko „dziękuję". — Mężczyzna poprawił go automatycznie. — Co to za dziwny slang, arystokraci tak się nie wyrażają.

— Nie jestem arystokratą — dziecko chwyciło wreszcie książkę i zwycięsko zachichotało. — „Tajemnica trollowego wzgórza"! Suuper!

— Samuelu!

— No dobra, ekstra.

— Nie, nie ekstra, tylko wspaniałe, interesujące lub godne zapoznania się z fabułą. Skąd ty bierzesz takie słownictwo?

— Wszyscy tak mówią. — Malec wzruszył ramionami, przeglądając obrazki.

— Wszyscy to zwyczajny plebs, nie zapominaj kim jesteś.

— Skoro jestem arystokratą, to dlaczego nie mogę zamieszkać z tobą? — Chłopiec spojrzał na niego badawczo. — Inne dzieci mieszkają ze swoimi rodzicami.

— Sam, tłumaczyłem ci, że na razie to niemożliwe. — Malfoy uciekł wzrokiem i podniósł się z posłania. — Muszę już iść, postaram się odwiedzić cię jeszcze w tym tygodniu.

— A przyniesiesz mi coś? — Duże, błękitne oczy spojrzały na mężczyznę.

— Przyniosę. — Draco pochylił się i potargał ręką miękkie, platynowe kosmyki. — Obiecuję.

— Do zobaczenia, tato.

— Do zobaczenia… Synu.

4 komentarze:

  1. Draco ma syna...obiecujące:)

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    bardzo dobry rozdział, och taki zimny Harry podobał mi się, mógłby taki być częściej, i yo wyobrażenie, może Michael pojawi się w szkole, Draco ma syna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdził, taki zimny Harry bardzo mi się podobał, mógłby taki być o wiele częściej, może Michael pojawi się w szkole, och Draco ma syna?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdzialik, taki Harry bardzo mi się podoba (więcej poproszę), Draco ma syna, czy to ktoś inny?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń