Deszcz padał nieustannie. Ciemne chmury sunęły
ciężko po niebie zasłaniając księżyc, gdy dwóch konnych wjechało nareszcie na
główny trakt wiodący do zamku namiestnika. Błoto rozpryskiwało się pod
kopytami, chlupocząc nieprzyjemnie. Ostatni postój i zmiana wierzchowców miały
miejsce wiele godzin wcześniej i zarówno konie, jak i jeźdźcy czuli się
wyczerpani długą podróżą.
Lantiel
z niepokojem obserwował szeroką wstęgę rzeki, zalewającą okoliczne pola i łąki.
Już dawno zorientował się, że czekać go będzie naprawdę wiele pracy i wyczerpanie
magiczne tym razem go nie ominie.
—
Uważam, że namiestnik powinien wezwać maga ziemi. — Panującą od dłuższego czasu
ciszę przerwał głos Fenrisa, stłumiony przez naciągnięty na głowę kaptur. —
Woda naniosła muł i błoto, zamęczysz się próbując pogłębić koryto i przywrócić
bieg tylko za pomocą jej siły.
—
Wiem. Jednak najbliższy mag ziemi rezyduje na królewskim zamku. O ile wiem, po
tej stronie gór nie mieszka żaden. Podróż zajęłaby im wiele dni, nie ma na to
czasu. — Lantiel wzruszył ramionami i przechylił głowę w bok. Ciche
strzyknięcie w karku wyrwało z jego ust stłumiony jęk. — Uwielbiam konną jazdę,
ale dwa dni podskakiwania w siodle to zbyt wiele. Mój tyłek błaga o litość.
—
Twój tyłek powinien być przyzwyczajony do ujeżdżania. Nie powiesz mi, że po
dwóch tygodniach samotności odzwyczaił się od… — Urwał w pół słowa, pochylając
się, gdy jego koń płynnie przeskoczył przez leżący wzdłuż drogi pień drzewa.
—
Ugryzłbyś się w język i byłby święty spokój. — Therien odgarnął z oczu zlepione
deszczem włosy. — Oddałbym majątek za balię wody.
—
Nie dość ci jej? — Fenris wzniósł oczy ku zachmurzonemu niebu. — Mam wrażenie,
że za chwilę się rozpuszczę. Jesteś magiem, zrób coś, aby na nas nie lało!
—
Magiem, nie cudotwórcą. Co ty myślisz, że wyjmę berło, machnę nim raz, a krople
zaczną nas omijać?
—
A potem zrobisz to po raz drugi i staniemy się czyści i susi, bo woda z nas
wyparuje. — Elf uśmiechnął się zwycięsko.
—
Chyba razem z twoim mózgiem. Władanie żywiołem to nie pokaz błazeńskich
sztuczek.
—
Do dupy z takim władaniem. Nawet nie potrafisz sprawić, żebyśmy nie wyglądali
jak zmokłe kury. Co za pożytek z takiej mocy? — Fenris skrzywił się zabawnie.
—
Zapytaj mnie o to, gdy skończę pracę nad rozlewiskiem. — Lantiel ściągnął wodze,
aż jego wierzchowiec przystanął. — Widać zamek. — Uniósł rękę i wskazał w
kierunku, gdzie majaczyły strzeliste wieże z powiewającymi proporcami.
—
Ciepło, sucho, jedzenie… — Oczy Fenrisa rozbłysły radośnie. Jego koniowi
najwyraźniej udzielił się pełen nadziei nastrój, gdyż zatańczył pod nim
ożywiony.
—
Gorąca kąpiel i miękkie łóżko. — Ostre spojrzenie Lantiela wyraźnie zmiękło.
—
Może jak się wyśpisz, to będziesz mniej spięty. Odkąd wyjechaliśmy z Endolrien,
jesteś milczący i ponury.
—
Nagadałeś się za nas dwóch. Doprawdy, gdybym nie znał niektórych faktów z twojej
przeszłości, byłbym zdrowszy, a mój sen o wiele spokojniejszy. — Therien spiął
konia kolanami, próbując nakłonić go do kłusa, jednak wierzchowiec tylko
zarzucił łbem i parsknął zirytowany.
—
Są tak samo zmęczone jak my.
—
Twój jest bardziej żywiołowy. — Lantiel prychnął ze złością.
—
Jaki jeździec, taki...
—
Zamknij się.
Fenris
pokręcił głową i zamilkł. Końcowy etap podróży upłynął w pełnej napięcia ciszy.
***
Zacisnął mocniej powieki, gdy kolejne
pchnięcie wyrwało z jego gardła głośny okrzyk. Czuł, że orgazm zbliża się
szybkimi krokami i nie miał już siły, aby go powstrzymywać, by przedłużyć
przyjemność. Zręczne dłonie kochanka umiejętnie zajmowały się jego pobudzonym
członkiem, śliskim od sączącego się obficie preejakulatu. Ukrył twarz w
poduszce, tłumiąc kolejny jęk. Bogowie, właśnie tak, w to miejsce, jeszcze raz…
drugi i… Spełnienie wstrząsnęło jego ciałem, posyłając dreszcz wzdłuż
kręgosłupa. Mocne ugryzienie w kark sprawiło, że poderwał głowę do góry,
odsłaniając wrażliwe gardło. Jego uda drżały w kolejnych niekontrolowanych
spazmach. Nie miał już siły dłużej utrzymać się w tej pozycji. Dopiero teraz
dotarło do niego, jak bardzo bolą go kolana. Upadając na dywan, rozprostował
nogi, przygnieciony ciałem szybko oddychającego kochanka.
—
To było dobre — głos elfa przywrócił go do rzeczywistości. — Brakowało mi
naszych spotkań. — Mężczyzna stoczył się z niego, kładąc na plecach i
rozrzucając szeroko ramiona.
—
Mam uwierzyć, że od dwóch tygodni nie uprawiałeś seksu? — Lantiel prychnął i
usiadł, podpierając się z tyłu na rękach. Rozejrzał się dookoła sięgając po
stojący na podłodze puchar z winem. W ustach nadal czuł słony smak nasienia
Arvila, po wcześniejszej zabawie. Upił kilka łyków, z zadowoleniem oblizując
słodkie od napoju wargi.
—
Wierz w co chcesz. — Arvil usiadł i wzruszył ramionami, odgarniając
jednocześnie z czoła wilgotne od potu kosmyki włosów. — Jak było na koronacji?
Spotkałeś jakiegoś godnego uwagi elfa?
—
Nijak. — Therien podniósł się i nie zważając na swą nagość, podszedł do okna.
Deszcz przestał padać kilka godzin wcześniej, jednak dziedziniec zamkowy nadal
zdobiły liczne kałuże, rozpryskujące się pod nogami biegających po nich dzieci.
Oparł się o parapet, wychylając poza framugę górną połowę ciała i wdychając
głęboko wilgotny zapach ziemi.
Czuł
rozczarowanie. Do tej pory wierzył, że kiedy dotrze do zamku, będzie to jak
powrót do domu. Jego myśli uspokoją się i wyciszą. Zajęty pracą zapomni o na
nowo rozjątrzonych ranach. Nic bardziej mylnego. Minął tydzień, a on nadal nie
potrafił znaleźć sobie miejsca. Gdyby nie Fenris, wyczerpałby się zupełnie
magicznie i odchorował to. W pracy znalazł ucieczkę. Ból mięśni i mgła
przysłaniająca mu oczy podczas osuszania pól uprawnych były dobre. Nie musiał
myśleć o niczym innym, jak tylko o przepływającej przez jego żyły magii. Czuł,
jak zbiera się na opuszkach jego palców, mrowiąc delikatnie. Nie musiał jej
widzieć, wystarczyła świadomość, że tam jest. Uczucie było na tyle dobre, że
zatracał się w nim, nie zważając na to, że jego ciało staje się coraz słabsze.
Wbrew późniejszym wrzaskom Fenrisa czuł, że odwalił kawał dobrej roboty. Woda
wyżłobiła sobie drogę i znowu płynęła korytem rzeki. Elfy z wyższych rejonów
też dobrze się spisały, naprawiając tamę i powstrzymując tym samym kolejne
zagrożenia. Ciemne chmury rozwiały się, ukazując błękitne niebo. Tak, wszystko
wracało do normalności.
Poza
nim samym.
Tak
bardzo, jak wcześniej chciał uciec z Endolrien, tak teraz chciał wrócić. Nieważne,
że wszyscy tam byli przeciwko niemu. Co z tego, że co dzień musiałby kłaniać
się Istis. Widok Silvana wynagrodziłby mu to wszystko. Siedziałby tam i chłonął
każdy szczegół jego ciała. Pieściłby wzrokiem długie, czarne włosy, które
opadały kaskadą na jego smukłe plecy. Doskonale pamiętał uczucie, jakie
towarzyszyło ich dotykowi. Zatracałby się w połyskujących złotem oczach, tak
pełnych wyrazu, błyszczących podnieceniem, oczekiwaniem na coś… Jakby każdy
dzień był nową przygodą. Syciłby się jego uśmiechem, którym tak hojnie
obdarowywał swoją żo…
—
O czym tak intensywnie myślisz? — Silne dłonie Arvila odwróciły go od okna. —
Nie mów, że już o mnie zapomniałeś. — Roześmiał się, pochylając w kierunku jego
ust. Lantiel w ostatniej chwili odwrócił głowę i wargi elfa spoczęły na jego
policzku. — Cholera! Co z tobą nie tak? — Mężczyzna odsunął się lekko. Jego
uśmiech znikł, a zamiast niego pojawiła się złość. — Pieprzenie jest dobre, ale
pocałunki już nie?
—
Daj mi spokój. — Odepchnął go lekko, podążając w głąb pokoju. Podniósł z
podłogi poduszkę i usiadł na łóżku, rzucając ją na jego skraj.
—
Jesteś wspaniałym kochankiem. Twoje ciało jest godne pożądania, ale nie myśl,
że to wystarczy. — Arvil splótł ramiona na piersi, patrząc na Lantiela wrogo. —
Nikt nie weźmie cię na poważnie, jeżeli będziesz tak się zachowywał.
—
Nie chcę być brany na poważnie. — Therien uniósł głowę, patrząc na kochanka
wyzywająco. — Seks to seks i nic więcej. Nie oczekuję od ciebie uczuć, ty też
nie powinieneś tego robić.
—
Żadnej nadziei na związek, co?
—
Nigdy nie mówiłem, że tego chcę. — Lantiel położył się na boku, podpierając
głowę na dłoni. — Przychodzisz, pieprzysz mnie i obydwaj jesteśmy zadowoleni.
Potem możesz robić co chcesz. Dla mnie to satysfakcjonujący układ. Jeżeli
oczekujesz zaangażowania, powinieneś od razu zrezygnować i poszukać kogoś, kto
odwzajemni twoje uczucia.
—
Ależ z ciebie zimny sukinsyn. — Arvil podszedł do komody i podniósł leżące obok
niej legginsy, by naciągnąć je szybko na siebie. — Poszukaj sobie kogoś innego.
Nie jestem dziwką i dłużej nie mam ochoty trwać w tym chorym układzie. Odkąd
wróciłeś, jesteś jeszcze gorszy niż przedtem. — Ze złością zacisnął troczki,
wiążąc rzemień ciasno.
—
Do tej pory nie narzekałeś. — Therien przyglądał się poczynaniom byłego już kochanka
spod opuszczonych rzęs.
—
Być może naiwnie myślałem, że mogę cię zmienić. — Mężczyzna zarzucił na ramiona
skórzaną kamizelkę i dopiero wtedy spojrzał na Lantiela, który wzdrygnął się
nieznaczenie, widząc w jego oczach z trudem skrywany ból. — Odkąd wróciłeś,
straciłem nadzieję.
—
Seks nie był satysfakcjonujący? O ile pamiętam, w ciągu ostatnich dwóch godzin
spuściłeś się dwa razy, głośno obwieszczając przy tym swą radość. — Prawie
ugryzł się w język, wypowiadając ostatnie zdanie. Naprawdę był zimnym sukinsynem.
Wiedział, że rani Arvila, a jednak nie potrafił się powstrzymać.
—
Naprawdę sądzisz, że to wystarczy? Seks w celu osiągnięcia orgazmu? I to
wszystko? Zadowala cię to? — Wściekłość wyparowała ze stojącego przed nim elfa,
zastąpiona pełnym rozgoryczenia zdziwieniem.
—
Tak, a ciebie nie?
—
Najwyraźniej nie. — Arvil potarł palcami zmęczone powieki. — Poddaję się. Na
moje miejsce jest dziesięciu innych, którzy będą chętni ogrzać twoje łóżko,
ale… Najlepiej by było, gdybyś zaczął korzystać z usług lokalnych dziwek.
Zasługujecie na siebie. Zapłać i miej swój seks. Nic poza tym. To przynajmniej
byłby uczciwy układ. Śpij dobrze, Lantiel. Samotnie. — Odwrócił się i wyszedł z komnaty szybkim krokiem.
—
Szlag. — Lantiel kopnął pomiętą pościel. Miękko ustąpiła pod naciskiem, nie
przynosząc mu pożądanej satysfakcji.
Wiedział,
że zachowuje się karygodnie, raniąc innych, ale inaczej nie potrafił. Nigdy nie
obiecywał niczego swoim kochankom, a przeważnie kończyło się to właśnie takimi
kłótniami. Być może Arvil miał rację i naprawdę powinien skorzystać z płatnych
usług. Wzdrygnął się na samą myśl. Upadł aż tak nisko, aby rozważać taką
możliwość?
Najpierw
chciał wrócić do Endolrien, aby pod gradem nienawistnych i pełnych pogarny
spojrzeń napawać się widokiem byłego kochanka. Teraz rozważał pójście do
miejscowego burdelu…
Był
masochistą, w dodatku żałosnym.
***
—
Jesteś pewien, że chcesz jechać z Kaelem? Rozumiem, że wolałbyś się z nim nie
rozstawać, jednak to dość długa podróż. — Oparty o ścianę Silvan przyglądał się
pakującemu sakwy magowi.
—
Jestem pewien. Być może będę mógł mu pomóc. — Errdir uniósł głowę i z
roztargnieniem rozejrzał się po komnacie. — Mam nadzieję, że niczego nie
zapomniałem.
—
Nie ufasz, że sam sobie poradzi?
—
Nie! Ufam mu. — Dulin oparł sakwę o skrzynię, na której chwilę później usiadł.
— Wierzę, że w końcu uporał się z własnym strachem. Musiało mu być ciężko. —
Skrzywił się nieznacznie, słysząc powątpiewające mruknięcie Silvana. — Odnoszę
wrażenie, iż zupełnie go skreśliłeś.
—
To nie to. — Ithildin westchnął i powoli osunął się po ścianie, siadając na
podłodze i podciągając kolana pod brodę.
—
Pozycja godna księcia. — Wbrew poważnemu nastrojowi panującemu w komnacie,
Errdir musiał się uśmiechnąć.
—
Nikt mnie tutaj nie widzi, poza tobą. — Silvan oparł głowę na ręce i przymknął
lekko oczy. — Kocham Kaela. Przez te wszystkie lata był dla nas niczym ojciec.
Jednak nie potrafię mu wybaczyć tego, że w ogóle nie dał szansy Lantielowi. Zachował
wszystko dla siebie. Gdyby zdobył się na odwagę i porozmawiał ze mną o swoich
obawach, o przepowiedni, wszystko potoczyłoby się inaczej.
—
Być może. — Errdir skinął wolno głową. — Jednak ja go rozumiem. Nie wierzył w twój
osąd. Twoje uczucia do Lana przesłoniłyby zdrowy rozsądek. Według Kaela, gdyby
ci powiedział, prawdopodobne byłyby opcje. Albo zupełnie odrzuciłbyś jego racje
i ślepo zaakceptował Lantiela, odrzucając możliwe zagrożenie, albo… — Na moment
zacisnął usta, jakby szukał odpowiednich słów. — Albo popadłbyś w paranoję. Z
jednej strony zakochany i pełen dobrych chęci, z drugiej podejrzliwy i pełen
lęku. Zacząłbyś się zastanawiać, jak może ci zagrozić, z której strony
przyjdzie cios. Jak będzie wyglądała jego zdrada. Z czasem wasz związek stałby
się chory. Pełen ukradkowych spojrzeń, wątpliwości. Jak w baśni o królu
zakochanym w swoim rywalu. Taniec na linie. To by was zniszczyło.
—
Nie sądzę, abym mógł…
—
Mógłbyś. — Errdir spojrzał na niego ostro. — Podejrzliwość leży w naszej
naturze. To jak zabawa z ulubionym, ale jadowitym zwierzątkiem. Z jednej strony
je uwielbiasz, z drugiej twój każdy gest jest ostrożny i pełen dystansu. To
instynkt samozachowawczy.
—
Szlag, kiedy tak to ujmujesz… — Silvan odwrócił głowę i wbił wzrok w okno, przygryzając
dolną wargę.
—
Nigdy o tym nie pomyślałeś?
—
Nie w ten sposób.
—
Jesteś jeszcze młody. — Errdir wstał i podszedł do szafy, z której wyjął swój
długi płaszcz z kapturem wykończonym srebrną lamówką. — Kiedyś zrozumiesz, że
gdy masz kogoś pod opieką, bywa, iż nawet wbrew sobie musisz go zranić dla jego
własnego dobra. To trudne, jednak czasami nie masz innego wyboru. Kael został
postawiony właśnie w takiej sytuacji. Wiedział, że cierpisz i cierpiał razem z
tobą w milczeniu. Wierzył, że wybrał mniejsze zło.
—
Chciałbym móc powiedzieć, że bronisz go, gdyż jest twoim kochankiem. Jednak to
byłoby kłamstwo. Wiem, że mówisz prawdę. — Silvan podniósł się i chwycił jedną
z dwóch sakw leżących obok łóżka. — Pomogę ci.
—
Książę w roli tragarza? — Errdir uniósł kpiąco brew.
—
Odwal się.
—
Praca wzmacnia charakter, nie mogę ci tego zabronić. — Mag zaśmiał się cicho i
ruszył w kierunku drzwi.
—
Myślisz, że on go kiedyś zaakceptuje? — Silvan położył dłoń na klamce i
spojrzał poważnie na przyjaciela.
—
On już go zaakceptował. Kiedy Lantiel wyjeżdżał, Kael obejmując go na
pożegnanie, powiedział, że zawsze może tu wrócić. Nigdy by tego nie zrobił,
gdyby tak nie myślał.
—
Objął go… — Silvan chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że ten gest nie miał
w sobie niczego erotycznego, poczuł gwałtowną zazdrość. On sam od tylu lat nie
miał możliwości dotknięcia Lantiela. Dlaczego Kael mógł to zrobić, a on nie?
Poczuć pod palcami dotyk jego skóry, przez moment wdychać jego zapach…
Nieświadomie z jego gardła wydobył się głuchy jęk.
—
Tak, objął — kontynuował nieświadomy wewnętrznych rozterek księcia Errdir. —
Myślę, że nawet nie pomyślał o tym, co robi. To był odruch, który wynikał z
poczucia winy, żalu, bezradności. Nie zapominaj, że Kael znał Lantiela, gdy ten
był jeszcze dzieckiem i kochał go. To niczego mu nie ułatwiało.
—
A Lantiel?
—
Myślę, że był w szoku. — Kącik ust Errdira powędrował do góry, a w jego oczach
pojawiła się czułość, gdy wspominał zaskoczony wyraz twarzy swojego ucznia.
—
Odwzajemnił gest?
—
Nie.
—
Chodźmy już. — Silvan gwałtownie otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. — Na
pewno już na ciebie czekają na dziedzińcu.
***
17 marca 1303 Era
Rana
Osiem miesięcy. Dni, podczas których nie
potrafił myśleć o niczym innym, niż o Silvanie. Marzenia przeplatały się z
brutalną rzeczywistością. Nocami śnił o gorących objęciach, w których zatracał
się bez reszty i budził się zaplątany w brudną od własnego nasienia pościel.
Nawet kolejni kochankowie przyprowadzani do sypialni nie potrafili ukoić jego
tęsknoty. Czasami, podczas gdy jego ciałem wstrząsał kolejny orgazm, gryzł usta
do krwi, aby nie wykrzyczeć imienia dawnego kochanka. To jego postać widział
pod zaciśniętymi powiekami, to jego dłonie pieściły go tak namiętnie. Wiedział,
że brano go za kapryśnego i humorzastego. Nic jednak nie potrafił poradzić na
to, że gdy otwierał oczy i widział nad sobą pochyloną twarz obcego elfa, nie
potrafił się powstrzymać i czasami brutalnie wyrzucał go z sypialni. Jednak to
nie powstrzymywało kolejnych, którzy chcieli znaleźć się w jego łóżku. To nie
powstrzymywało Lantiela, aby ich przyjmować…
Czuł,
że popadał ze skrajności w skrajność. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, więc
szukał zapomnienia w pracy i dalekich wyjazdach. Na szczęście namiestnik go nie
oszczędzał. Jak długo mogło to trwać? Szczerze sądził, że zdołał już poukładać
sobie życie, że poradził sobie z bólem i tęsknotą. Był z tego dumny. Jednak
cała ta jego siła, w którą wierzył, rozsypała się jak domek z kart przez jeden
krótki wyjazd, podczas którego na powrót ożyły w nim demony. Czy będzie musiało
upłynąć kolejne piętnaście lat, aby odzyskał rozum? Czy to uczucie nigdy nie
zgaśnie? Nie wyblaknie na przestrzeni wieków? Przerażające.
Odwrócił
się na bok i rozejrzał po ciemnym pokoju. Dzisiejszego wieczoru był łagodny dla
kolejnego kochanka. Nawet po wszystkim poczęstował go winem. Miał nadzieję, że
to go nie zachęci i nie da mu złudnych nadziei na kontynuację. Zasłony
zafalowały targane wiatrem, zza okna dochodził dźwięk świerszczy i cykad. W tej
części kraju, pomimo wczesnej wiosny, już zaczęły się upały. Wstał i chwyciwszy
stojący na szafce dzban, wyszedł na balkon. Szeroki, wiklinowy fotel wyłożony
poduchami wyglądał zachęcająco. Usiadł i uniósł trzymane w ręku naczynie do
ust.
***
—
Nie wiem czy to zaproszenie, czy prowokacja — głos Fenrisa wyrwał go ze snu.
Powoli otworzył oczy, mrużąc je natychmiast. Jęknął i uniósł ramię, osłaniając
twarz przed promieniami słonecznymi.
—
Czas? — jęknął, gdy własny głos podrażnił mu gardło.
—
Późne popołudnie. — Fenris nachylił się i wcisnął mu do ręki kubek z zimną
wodą. Z westchnieniem rozkoszy uniósł go do ust. — Zastanawiam się, co by było,
gdyby zamiast mnie do twojej komnaty wszedł Zentharion i zastał cię gołego i
skacowanego. Wyglądasz koszmarnie.
—
Dzięki, naprawdę nie musiałem tego wiedzieć. — Lan podciągnął się w fotelu i
usiadł, opierając głowę o zagłówek.
—
Potrzebujesz kąpieli. Czy to coś na twoim brzuchu to resztka wczorajszej orgii?
Mam nadzieję, że przynajmniej twoja, a nie któregoś z mieszkańców zamku — w
głosie przyjaciela zadźwięczało obrzydzenie.
—
Zamknij się, zaraz pójdę się wykąpać. — Skrzywił się i spojrzał wreszcie w
kierunku ogrodu. Nie miał odwagi patrzeć w oczy Fenrisa. Bał się, że zobaczy w
nich litość i pogardę. Doprawdy, zaczynał się czuć odrazę do samego siebie.
—
Powinieneś podziękować bogom, że jesteś półdrowem. Po takiej ilości alkoholu normalny
elf nigdy by się nie podniósł.
—
Lubię wino. — Wzruszył ramionami.
—
Żłopiesz je, aby nie myśleć. Co innego pić dla smaku, co innego upijać się z
żalu. Naprawdę zaczynam się o ciebie martwić. Jak długo masz zamiar to ciągnąć?
— Fenris podszedł do kamiennej balustrady i oparł się o nią. Pomimo tego, że
Lantiel nadal nie odwracał wzroku od ogrodu, czuł na sobie jego potępiające
spojrzenie.
—
Kolejne kilka lat? Mniej więcej tyle to trwało za pierwszym razem.
—
Przynajmniej jesteś szczery.
—
Jak cholera. — Skupił wzrok na oswojonych gryfach, które leżały grzejąc się w
słońcu obok małej, bocznej fontanny. Powinien docenić to, co ma, a nie
potrafił. Wokół panowała cisza i spokój. Zamek był piękny, otoczenie iście
baśniowe, w dodatku obok niego zawsze stał Fenris gotowy podać mu rękę, gdy
upadał. Był egoistą, który pogrążał się we własnym żalu, nie zwracając uwagi na
to, że rani innych. Wiedział to, jednak nie potrafił inaczej.
—
Dostałeś jakiś list od Errdira?
—
Nie, od kilku miesięcy niczego nie napisał. Najwyraźniej nie ma o czym. —
Milczenie mentora trochę go niepokoiło, jednak nie chciał drążyć tego tematu.
—
Do tej pory mu to nie przeszkadzało. Przez lata słał list za listem. — Fenris
splótł ramiona na piersi i przygryzł wargę, jakby się nad czymś zastanawiał.
—
Co jest? — Dopiero teraz zauważył, że przyjaciel był czymś zdenerwowany. Odstawił
pusty kubek na stolik i wbił w niego czuje spojrzenie. — Powinienem o czymś
wiedzieć?
—
Sam nie wiem. Nie chciałbym rozsiewać plotek, być może Errdir niedługo napisze.
— Czujność Lantiela wzmogła się, gdy Fenris odwrócił wzrok i niespokojnie
zaczął nim błądzić gdzieś po pnączach okalających ściany zamku.
—
Fenris! Zacząłeś, to skończ. Mam wrażenie, że przyszedłeś tutaj z konkretnego
powodu.
—
Tak jakbym do tej pory potrzebował go, aby wpaść do twoich komnat bez
zapowiedzi. Po prostu zastanawiałem się, dlaczego nie pojawiłeś się na
śniadaniu, a potem również na obiedzie. — Elf machnął lekceważąco ręką.
—
Jasne. Cieszę się, że zamartwiasz się o mnie. A teraz mów — warknął.
—
O czym?
—
Fenris, nie próbuj testować mojej cierpliwości. Jestem niewyspany,
prawdopodobnie jeszcze pijany i śmiem przypuszczać, że to łupanie z tyłu mojej
głowy to pieprzony kac! Przychodzisz tutaj, poruszasz temat Errdira i
oczekujesz, że spokojnie będę czekał na jego list? Co się do cholery dzieje?!
—
Istis jest przy nadziei.
—
Och… — To niekoniecznie było to, czego oczekiwał.
—
Jej wuj chwalił się dziś przy śniadaniu. Oczywiście wszyscy liczą na chłopca.
—
Tak…
—
To dopiero początek ciąży, ale wszyscy w rodzinie Brethil są bardzo
podekscytowani.
—
Silvan musi być szczęśliwy… — W głowie mu szumiało. Na wszystkie świętości,
przecież powinien być na to przygotowany. Od dawna wiedział, że Ithildinowie
oczekiwali na poczęcie dziedzica. To i tak było dziwne, że nie zdecydowali się
na to przez tyle lat. Silvan będzie ojcem… Na dworze na pewno świętują… Silvan…
Podniósł
się i niewidzącym wzrokiem powiódł dookoła, jakby szukając czegoś, na czym
mógłby się skupić. — Muszę… — Zatoczył się gwałtownie i pochylił, czując jak
jego żołądkiem targają gwałtowne skurcze. Jak przez mgłę słyszał, że Fenris coś
jeszcze mówi, jednak nie rozumiał ani słowa. Osunął się na kolana, a jego
ciałem targnęły torsje.
—
Jasna cholera! — Fenris dopadł do niego, klękając obok i odsuwając mu brudne
włosy z twarzy. — Przepraszam! To nie to, o czym myślisz!
—
Nie myślę — jęknął Lantiel, gdy po raz drugi żołądek podszedł mu do gardła.
—
Jestem takim cholernym idiotą — słyszał nad sobą mamrotanie przyjaciela. —
Powinienem był zacząć od najważniejszego.
—
Zacząłeś. — Lantiel machnął ręką, ocierając usta.
—
Nie, nie zacząłem! — Fenris podniósł się i podźwignął słaniającego się na
nogach Theriena. — Posłuchaj! I nie próbuj na mnie rzygać, proszę! — Odwrócił
go twarzą do siebie. — To nie jest dziecko Silvana!
—
O czym ty mówisz? Oczywiście, że jest! Istis nigdy by go nie zdradziła. —
Lantiel próbował się odsunąć, czują kolejną napływającą falę mdłości.
—
Nie zdradziła go. Rozeszli się! — Mocne palce Fenrisa zacisnęły się boleśnie na
jego ramionach.
—
O… o czym ty mówisz? — Elbereth, nie potrafił się na niczym skupić. Jego myśli
zdawały się nie należeć do niego, gdy jak szalone pędziły w różnych kierunkach.
—
Rozeszli się.
—
Ale jak to? Przecież…
—
Errdir nic ci o tym nie pisał? To podobno nie żadna nowina. Rozwiązali umowę
małżeńską jakoś tuż po koronacji. — Poczuł, jak Fenris prowadzi go w stronę
łaźni. Miał wrażenie, że jest marionetką, jego nogi poruszały się bez udziału
woli. Zupełnie nie wiedział co się z nim dzieje.
—
Ale jak to? — Nic innego nie był w stanie powiedzieć.
—
Co ten Errdir sobie myślał… — Usłyszał mamrotanie Fenrisa. — Podobno byli ze
sobą tylko dlatego, że tak postanowili kiedyś ich rodzice. Nigdy się nie
kochali… chociaż nie wiem, jak było naprawdę. Ostatecznie postanowili to
zakończyć i pół roku później Istis wyszła za mąż za jednego z żołnierzy
Silvana, który towarzyszył jej w podróży powrotnej do rodzinnego domu.
—
Ale…
—
Jeżeli jeszcze raz powtórzysz „ale jak to”, uderzę cię! — Lantiel zamilkł
posłusznie i stanął pod strumieniem wody, który Fenris puścił z znajdującego
się powyżej wylotu, nie zaważając na własne moczące się ubranie. — Umyj głowę,
śmierdzisz. — Wcisnął mu do ręki ręcznie rzeźbioną butelkę z aromatycznym
szamponem. — Właściwie to nie powinno mnie dziwić, że ominęły nas te wieści.
Ostatnie pół roku spędziliśmy na rubieżach, gdzie raczej nie docierają salonowe
ploteczki. Jednak dziwię się, że twój mentor przemilczał tak istotną sprawę.
—
Jesteśmy tutaj już od prawie miesiąca i nadal nic nie wiedzieliśmy. — Lantiel mechanicznie
wcierał szampon we włosy, tworząc na głowie coraz obfitszą pianę.
—
Bo to już najwyraźniej przebrzmiała historia. Było o tym głośno, gdy byliśmy
poza grodem. Rozejście się dwojga elfów, nawet w rodach książęcych, to nic
nowego. Przez wieki tak się działo, żaden godny większej uwagi skandal.
Pogadali i przestali. — Fenris wzruszył ramionami. — Podać ci ręcznik? —
zapytał, widząc jak Lantiel powoli spłukuje włosy.
—
Tak, proszę.
—
Wytrzyj się. — Wcisnął mu go do rąk. — Pójdę posprzątać na balkonie.
—
Dziękuję. — Zakłopotanie sprawiło, że zasłonił twarz materiałem, wycierając ją
mocniej niż powinien.
—
Daj spokój. — Fenris odwrócił się i sięgnął po wiadro, które stało obok
umywalki. — Twoja reakcja…
—
Nie chcę o tym mówić.
—
Dobrze. — Elf skinął głową, a po chwili Lantiel usłyszał, jak zamykają się za
nim drzwi.
Przez
chwilę stał zupełnie bez ruchu. Po czym opuścił ręce i oparł się ciężko o
ścianę natrysku. Pierwsza fala paniki minęła, jednak pozostała dezorientacja.
Silvan odszedł od żony, a może to ona odeszła od niego? Jakkolwiek było, teraz
znowu był wolny. Wbrew pozorom, to wcale nie było dobre. Nie dla Lantiela. Do
tej pory Istis stojąca u boku księcia była tarczą, która mniej lub bardziej
skutecznie działała jak bariera ochronna. Żonaty Silvan był nietykalny. Teraz
wizja wolności była kusząca. Wiedział, że dużo trudniej będzie mu zapomnieć. Przyzwyczaił
się do Istis. Zaakceptował jej obecność u boku osoby, którą kochał przez tyle
lat. Teraz Silvan może znaleźć kogoś innego, a to będzie bolesne. Dla nich nie
istniała żadna przyszłość. Nadal był ostrzem, które powinno być trzymane z dala
od księcia.
Nic
się nie zmieniło. Nie dla niego.
Hejka. Właściwie to możecie się na mnie wydrzeć, bo faktycznie napisałam, że będzie rozdział w czerwcu. Miałam piękną wizję, że zamieszczę w swoje urodziny, ale oczywiście wyszło jak zwykle. Nawet się nie tłumaczę, bo nie mam jak. Wina leży tylko i wyłącznie po mojej stronie. Bo były mecze i siedziałam, jak dziad przed TV nie myśląc w ogóle o pisaniu, bo był koniec roku i kopałam dzieciara po tyłku, bo... bo grałam w Aiona i tak właściwie to chyba tutaj jest pies pogrzebany.
Jednak to nie tak, iż nie pisałam. Jeszcze w pierwszej połowie czerwca miałam pół rozdziału i zapowiadało się, że wyrobie bez problemu. Jednak potem już było mniej wesoło. Pisałam, kasowałam, kasowałam i pisałam. Nadal nie jestem zadowolona z tego co wyszło :/ Im bliżej końca, tym bardziej ciężko. Chciałabym opisać ich uczucia, to co nimi kieruje, co dzieje się w ich wnętrzu, co przeżywają tak, jak ja to czuję, a wychodzi drętwo i nudno, bez głębi. Więc kasuję i jadę od początku, bo to znowu nie to. Może ja głupia jestem i za bardzo się tym przejmuję? :/
Nie odzywałam się w komentarzach. Jasne, że nie! Bo bez lania wody, było mi po prostu permanentnie głupio! Napisałam, że będzie w czerwcu, a zamiast posuwać się do przodu, kasowałam kolejne akapity! Co miałam napisać - Sorki, dalej piszę, ale jestem w czarnej dupie.? Może i tak by było lepiej, ale zabrakło mi odwagi. Po każdym komentarzu otwierałam worda, a potem miałam znowu ochotę walnąć głową w klawiaturę.
No ale... napisane! Wreszcie, nareszcie, w bólach, mękach i w ogóle jak zwykle nie to, co miało być. Ten rozdział miał zakończyć się zupełnie inaczej, z innymi bohaterami, w innej części kraju i... jak zwykle poleźli swoją drogą. Jeżeli ktoś pisze, to niech mi powie, czy tylko ja nie ogarniam własnych bohaterów i robią co chcą, mając gdzieś moje plany i zamiary? Myślę - w tym rozdziale będzie tak i tak i tak. Kończę pisać i z tego wszystkiego jest połowa jednego "tak", a reszta nie wiadomo skąd się wzięła O.o
No dobrze. Pogadałam sobie, popisałam, wcale się nie wytłumaczyłam. Nadal Was uwielbiam, a komentarze czytam z walącym serduchem, nie ważne czy chwalicie, czy wrzeszczycie. Dziękuję!! :* Wrzucam rozdział i... może powinnam już zacząć kolejny, bo moje tempo jest jednak tragiczne :P
Pozdrawiam serdecznie :*
PS. Za betę dziękuję niezawodnej Aubrey, która zrobiła rozdział w kilka godzin, bo oczywiście wysłałam jej go na ostatnią chwilę, czyli… dziś. Słońce, jesteś niesamowita i jedyna w swoim rodzaju :* I jeszcze dodam, skoro już tak się rozgadałam - Nie zamierzam pisać nic innego poza elfami, a już na pewno nic związanego z Lambertem ;) (chociaż uwielbiam Adommy :P) A tak poza tym, ktoś jedzie na koncert Queen z Adamem? Bo my dwie tak :D
Jej! Nie ma sprawy, że tak późno! Ważne, że jest i chęci są i liczy się jakoś nie ilość, nie? I nie bój się nam pisać prawdy, nie zjemy cię :P Wiem doskonale jak beznadziejnie jest pisać na czas, więc się nie zmuszaj. Szczerze to bardzo cię doceniam jako autorkę hehe, ale nawet jeszcze nie przeczytałam bo chcę jeszcze napisać o Adamie XD Też uwielbiam Adommy chociaż może inaczej to nazwę uwielbiam Adama i Tommyiego (niekoniecznie razem jako 'para') i nienawidzę Sauliego (nie to wcale nie dlatego, że jest chłopakiem Adama, tylko czy ktoś właściwie widział jego fb? Muminki naprawdę? nie że mam coś do muminków, ale jest dosyć dziwny) więc chyba jednak jestem fanką Adommy. Nie jadę na koncert, chcę poczekać na jakiś koncert Adama w Europie, ale bez Queen. Miałam kupować bilety, ale coś mnie tchnęło i pomyślałam, że wolę zobaczyć Tommyego i Isaaca niż Queen (nie zlińczujcie mnie, ale wolałam Freddiego) i nie żałuję, bo zobaczyłam na yt ich koncert w Kijowie i tak mdło wypadł na tle zajebistych koncertów z Glam Nation, ale życzę miłego koncertu i trzymam kciuki byście zobaczyły gdzieś Adama i dostały jego autograf :) zabieram się do czytania! Już mam dreszcze...
OdpowiedzUsuńEclissy
Uśmiałyśmy się serdecznie, dzięki bardzo :D Ogólnie też kochamy Freddiego, ale taka gratka jak 1/2 Queen plus Adam, to chyba tylko raz w życiu, więc decyzja była podjęta domyślnie na tak :) Przeżywamy jak stonki oprysk :D
UsuńAdam i Tommy to temat rzeka, możemy bez końca analizować każdą ich interakcję... Jednak na fika traktującego o realnych osobach raczej się nie odważymy - odpowiedzialność jest wg nas zbyt duża. Isaaca też uwielbiamy i jego "kazirodczy związek" z Tommym :D
Natomiast Banshee Boy... Gość razi nasze elementarne poczucie estetyki. Nigdy nie zrozumiem, jak ktoś o takim wyczuciu stylu jak Adam może pokazywać się publicznie z trollem spod kamienia, mającym na głowie coś, co na użytek publiczny nazywamy gniazdem, natomiast prywatnie - zgoła dosadnej O.o Boru szumiący! One way ticket na dno najciaśniejszego fiordu! Poza tym, co trzeba mieć w głowie, żeby iść do Big Brothera? Sieczkę? Lubię muminki, ale teraz... Cóż ;]
Ok, spuszczamy zasłonę milczenia na pana na S.
Do zobaczenia na koncercie Adama i Spółki oraz miłej lektury ;)
Pozdrawiam,
Aubrey
Nie uważacie może, że Adam i Tommy się pokłócili jakoś w ostatnim czasie? (w sumie to już z jakieś pół roku) widać dużą zmianę w ich zachowaniu, nie mówię o całuskach z fanservisu, ale o ogóle. np na Six Flags nie zrobili ani jednej śmiesznej 'rzeczy' razem (tylko Tommy przedrzeźniał Adama i to by było na tyle :/ ) albo podczas występu dla jakiego Q-music czy coś (i nie tylko) Tommy się patrzył na Adama jakby mu conajmniej zabił kota. Wiem, że to podchodzi pod jakąś chorobę psychiczną, takie 'niezdrowe' 'śledzenie' jakiś ludzi, ale trudno tego nie zauważyć. No i nie jest to dziwne, że A. i T. nie mają na tweeterze żadnych swoich zdjęć? (dokładnie to mają po dokładnie jednym, ale są to z koncertu i tylko JEDNO, no i wypadałoby mieć zdj. np swojego pracodawcy, nie?) i jeszcze raz napiszę, że nie mam obsesji, ale z koleżanką sobie usiadłyśmy posprawdzałyśmy i tak do tego doszłyśmy. i sory, ale nawet Isaac ma zdj Tommiego w wannie! mam jeszcze dużo takich rozmyślań, ale nie będę sie więcej rozpisywać. Zastanówcie się JESZCZE raz (i jak nie zadziała to x10) nad napisanie Adommy po skończeniu elfów oczywiście, nawet takiego krótkego, bo nie wszyscy ich lubią. Wcześniej pisałyście, że już wam się nawet myli Tommy z Lantielem i teraz mi samej się myliło XD Cieszę się, żę znalazłam więcej fanów Adama, bo moi znajomi jak go zobaczyli to powiedzieli pedał i stwierdzili, że gejów słuchać nie będą :/ Uch, ostatnio dopiero zaczęłam komentować i dopiero zobaczyłam jakie to uzależniające :) I Aubrey czy sama coś piszesz czy tylko betujesz?
UsuńEclissy
Ok cofam moje słowa! Chyba pojadę do tego Wrocławia dam laptopa i zamknę na 24h abyś napisała kolejny rozdział! Tak nie można! Chcę więcej! Teraz!
OdpowiedzUsuńEclissy
O nie, nic z tego, nie dam się zamknąć xD Czekam na ten koncert od dwóch miesięcy i jak napisała Aubrey, przeżywamy jak stonka oprysk ;) Co do Sauliego... nie trawię gościa, brrr. Dla mnie Adam powinien skorygować sobie wzrok. Mając u boku Tommy'ego, on prowadzi się z takim... Banshee, brrr :P Więc zdecydowanie mamy podobne odczucia ;) Mam nadzieję, że Twoje kciuki pomogą i jakimś cudem trafi nam się autograf, chociaż... to wydaje się mocno nierealne ;)
UsuńPozdrawiam
Wiem doskonale o co Ci chodzi. Moi też są niesforni, a ostatni rozdział zaskoczył nawet mnie. Teraz mam problem jak to wyprowadzić :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudny jak zwykle i nie wiem czemu jesteś niezadowolona. świetnie pokazałaś uczucia bohaterów. Nie są one ani nachalne ani przerysowane, takie akurat.
Na tą porę nie mam więcej przemyśleń. Dopisze coś później.
Dobranoc.
JEJ, w końcu się doczekałam. JA, główny narzekacz! ;D
OdpowiedzUsuńRozdział... Był ok, nie chcę cię miażdżyć XD Po prostu te wszystkie odczucia, które tu są, był wszystkim chyba znajome wcześniej, a fabularnie ruszyło się dla mnie tylko o centymetr, szczególnie biorąc pod uwagę, że zakończenia lubisz minimalizować i w parunastu rozdziałach może być jeden dzień, a parotygodniowe zakończenie w jednym rozdziale XD
No... ogólnie rzez biorąc fajnie : )
Czekam na następny rozdział, który przewiduję gdzieś na koniec wakacji ;)
Pozdrawiam
Ja główny narzekacz! :) Tak ja! ^^ Jestem zadowolona z rozdziału jak... :) piwo, miód i orzeszki! ^^ Tylko właśnie znam twój ból, wena ci nie dopisuje więc nie pisz. Trzeba było tak od razu a nie piszesz u góry wszystkie powody. ;) Oczywiście kiedy weny nie ma, to robimy wszystko, żeby nie pisać, i wgl. ;) Dlatego zawsze pod koniec komcia piszę "WENY!". Teraz też tak Tb napiszę, żebyś wenę miała. ;) WENY! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Dla mnie, zawsze zachłannej opisu uczuć jeszcze takich wyciskających łzy, ich opis był wystarczający. Wyraźnie widać co czuje Lantiel, jak tęskni i jak bardzo to się pogłębiło po spotkaniu po 15 latach Silvana. Biedak wciąga się w pracę, seks, wszystko, żeby chociaż na trochę zapomnieć i nie cierpieć. I jak widać nie udaje mu się to, szczególnie podczas seksu z kolejnymi kochankami, których traktuje jak śmieci. Jedno co mi się szczególnie podoba, to, że nie daje się całować. Pocałunki są tylko dla tego jedynego. Każdy może mieć jego ciało, ale duszę i serce ma tylko Sil. :D
OdpowiedzUsuńFenris i Errdir, to dwa bardzo mądre elfy. Ten pierwszy jest doskonałym przyjacielem, znającym Lana i jego ból. Drugi natomiast jest doświadczony z racji wieku, doświadczeń życiowych i potrafi wyjaśnić młodemu elfowi, co mogło by być gdyby... Obu ich bardzo lubię. I mam nadzieję, że Fenris znajdzie sobie stałego i kochającego partnera.
Zastanawiam się gdzie mogli wyruszyć Kael z Errdirem, ale nic nie nie przychodzi do głowy. Tym bardziej, że Errdir nie pisze do Lana. :/
Z mojego własnego doświadczenia wiem, że postacie same robią co chcą. Nie raz mam tak, że coś w mojej głowie miało się potoczyć inaczej, a w tekście wyszło z goła co innego. Jest coś czego miało nie być lub na odwrót. Postacie żyją własnym życiem i ktoś może się z tego śmiać, lecz ja to tak czuję. Jakby to były żywe istoty mieszkające ze mną i podpowiadające, że chcą tak, a nie inaczej. I trudno je okiełznać. Dlatego czasami, jak dam radę, trzymam ich w ryzach, a czasami puszczam wolno i niech się dzieje co chce. :D
Dzięki za upragniony rozdział. Aubrey za zbetowanie i to tak szybko. :D
Życzę dobrej zabawy na koncercie. Autografu też. Może się uda, jak coś. :D
Co to ma znaczyć: "dla nich nie istniała żadna przyszłość"? Już ja temu Lantielowi pokażę, nie ma co! 8D
OdpowiedzUsuńChcę kolejny rozdział, koniecznie jak najszybciej! :D
Zbierałam się kilka dni do napisania komentarza, ale wreszcie dojrzałam.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony mam ochotę udusić Lana w ogóle za seks z kimś innym, powinien popaść w depresję, założyć pas cnoty, wzdychać za Silem i ronić rzewne łzy! Nie no żartuję, Lan nie byłby wtedy sobą, tylko jakąś żałosną gąską:D niemniej jednak właśnie ta scena seksu ukazuje jak bardzo ich rozstanie wpłynęło na Lana, nikt inny nie będzie równie dobry, nikt inny nie zajmie jego miejsca, nikt inny po prostu nie jest Silem i wszystko jasne. Tylko co z tego, że rozstał się z Istis?
No właśnie - co z tego?
I co wyniknie z podróży Kaela i Errdira?
Mam nadzieję, że dowiemy się wkrótce:)
Pozdrawiam, Etna:)
"Twój tyłek powinien być przyzwyczajony do ujeżdżania." - taaa, koń pod nim był wystarczająco padnięty. xD Lan zajeździł wierzchowca.
OdpowiedzUsuńCzasami trudno napisać jest rozdział - zwłaszcza po jakiejś przerwie, ale nie lepiej jest, gdy zaplanuje się termin. Zawsze, a chocby często jest tak, że autor nie jest zadowolony z tego, co napisał, bo chciał by wyszło inaczej... ale Tobie przecież za każdym razem udaje się wciągnąć tłum osób. Piszesz lekko, masz świetną Aubrey... aż chciałabym od Was autograf, póki mogę się do Was "dostać"!
Świat przedstawiony nie jest opisany szczególik po szczególe, ale naznaczasz wszystko, zarysowujesz i przed oczyma staje trójwymiarowy krajobraz. Czasami nawet można wyłapać zapachy, gdy skupisz się na wyglądzie kałuż, rozległych łąk, czy nieco zachodzącym słońcu.
Wieść o rozstaniu znów dołożyła kilkanaście lat starań do zapomnienia od Silvanie... jednak Kael i Errdir wyruszyli w podróż... od maga nie ma żadnych wieści... czyżby podążali tropem Lantiela? Chcieli go zabrać do zamku? Kael... Kael chciałby przeprosić i poprosić o powrót? Hmm, chyba zbyt bardzo ponoszą mnie pragnienia, ale może choć połowa się spełni.
Zdesperowany Lan... nie całuje. Bo mogłaby być zdrada. To trochę pewne, że tak zrobi. Mógłby wręcz przeciwnie, całować, żądać, wymagać, a on mięknie. Staje się troszkę inny niż na początku.
Zmiany charakteru też wychodzą Ci kapitalnie, ale najbardziej podziwiam Cię za nauki Errdira. Od razu widać, że elf wiele przeszedł, ma doświadczenie i wie, co mogłoby się stać. Nawet w swoim przypadku nie stara się trzymać strony Lana, rozumiejąc powody, które kierowały Kaelem. Pokazujesz coś takiego... że każdy bohater ma swój rozum i powód, dla którego coś robi. Nie, że jakaś postać uważa inaczej i on ma rację, a tamten jest bee, lecz starasz się ukazać obydwie strony medalu. I to dopiero mistrzostwo!
Ze swoich przeżyć z opowiadaniem wiem, że nie zawsze wychodzi, jak się chce. U mnie - miała być sytuacja w sklepie, ba... pół rozdziału o tym i większa akcja... a utknęłam na wyjściu do sklepu i o dziwo zajęło mi to cały rozdział. xD I jeszcze wyszły cuda i dziwy... co w sumie nie było złe. Bohaterowie ogólnie wypięli się na mnie, żyjąc swoim życiem, ale całe ta historia to spontan spontanu. Miała początek i urywki, a ja... cóż, skrzaty mają to do siebie, że są dziwne. xD
Powodzenia w dalszym pisaniu ;3 Jest po Euro, siatkarze wygrali... teraz można pisać w spokoju. xD
Polecam goraco wszystkim blog o tematyce Adommy - według mnie najlepsze takie opowiadanie w polskim Internecie
OdpowiedzUsuńhttp://piaskowy-golab.blogspot.com
Pozdrawiam, Etna
Skoro już zareklamowałaś u mnie, to pozwolę sobie na skomentowanie. Kiedyś zaczęłam to czytać. Nawet dotarłam dość daleko, gdyż do momentu choroby Adama i... stwierdziłam, że mój masochizm chociaż ogromny, to jednak ma swoje granice.
Usuń1 - autorka pisze o żyjących ludziach, nie troszcząc się o jakikolwiek realizm. Monte, Isaac i inni, mają jakieś nie wiadomo skąd wzięte życiorysy, zupełnie niezgodne z rzeczywistymi. O ile rozumiem, że można kształtować w pewien sposób głównych bohaterów, to jednak miło by było, gdyby pisząc o zespole, trzymano się jak najbardziej faktów.
2 - Tommy, którego uwielbiam, ma tutaj wieczny okres. To jest facet, a nie kobieta z menopauzą O.o Raz radosny, raz smutny, focha się nie wiadomo o co i zmienia zdanie co pięć minut, czasami zupełnie bez powodu. Nie kupuję takiego zachowania u mężczyzny. Adam wypada tu trochę lepiej, ale też bym mu wiele zarzuciła.
3 - Opowiadaniu przydałaby się beta. Niektóre zdania są w tragicznym stanie i po prostu boli ich czytanie. Poza tym, autorka ma skłonności do melodramatu, zapominając, że ma do czynienia z mężczyznami i zachowanie nastolatek im nie pasuje.
Jednak niestety masz rację. To chyba naprawdę najlepsze opowiadanie polskiej autorki (bo tych tłumaczonych nie biorę pod uwagę), jakie pojawiło się u nas. Niestety, zmusza mnie to to żerowania na fickach anglojęzycznych.
Pomimo licznych wad, nie napiszę, że autorka jest beztalenciem, bo byłoby to kłamstwo. Dziewczyna talent posiada, jednak... albo to ona jest za młoda, aby go w pełni wykorzystać, albo to ja za stara, aby go kupić w tym wydaniu. A może to przez to, że ostatnio czytam ficki osób, które zawodowo zajmują się pisaniem i za bardzo zawyżyłam poprzeczkę? Niemniej, chociaż do polecanych bym tego nie dodała, to jednak nie stwierdzę, że czytać się tego nie da, gdyż mimo wszystko, ja przebrnęłam przez kilkadziesiąt rozdziałów, a Aubrey, jęcząc i narzekając, brnie w to dalej ;)
Ja sama na Adommy raczej bym się nie porwała. Pisanie o żywych osobach to stąpanie po cienkiej linie i wg mnie, powinno się najpierw dogłębnie zbadać temat, zapoznać z ich życiorysami, tym co lubią, co robią, co osiągnęli, zanim podejmie się to wyzwanie.
Zdaje mi się, że powinnam się podpisać pod tym czterema łapkami. Czytałam opowiadanie, ale w zasadzie tylko i wyłącznie dlatego, że ostatnio przeżywam małą fascynację Adommy, a w Polszy panuje totalna posucha w tej tematyce (muszę się przyznać, że najzwyczajniej w świecie wolę czytać po polsku, ładniej mi brzmi). Nie o tym chciałam, ale jak już przy tym jesteśmy to, Akame, zastanów się jeszcze nad napisaniem czegoś, myślę że gros osób chętnie przeczytałoby puchate Adommy w języku polskim :)
UsuńAle ad rem, jestem niepocieszona zupełnie po przeczytaniu tekstu powyżej. Pomijając fakt, że pisać ładnie i z sensem niewątpliwie umiesz, to kurcze nic nie wyjaśniłaś, a jeszcze bardziej zagmatwałaś. Jesteś straszna! :) Chociaż muszę przyznać, że strasznie lubię Lana i czegokolwiek by nie zrobił, dostanie natychmiastowe rozgrzeszenie (zupełnie jak Tommy! Serio nienawidzę ludzi, którzy wrzucają filmiki z wywiadów, przy okazji których bezwstydnie można powgapiać się w Tommy'ego z gitarą w łapkach... drastycznie zmniejszyli ilość mojego wolnego czasu).
Mam nadzieję, że do szybkiego napisania, Zuza.
Blokada twórcza może się zdarzyć każdemu, nie martw się ;)
OdpowiedzUsuńA co do postaci... One już takie są. Zawsze masz w głowie wszystko ładnie poukładane, wiesz co, gdzie, jak, kiedy, już nawet masz wymyślone zakończenie... ale... gdzieś po drodze okazuje się, że wyszło całkiem inaczej, że pisząc pomyślałaś jeszcze o innym wątku i nagle.. puuuffff!! Wizja się rozmywa, a ulotna wena rusza na pościg zostawiając cię samą, porzuconą i bez pomysłu. Taaaa.. Znam to :/
Ale się nie martw,jest ładnie, cudnie i w ogóle. A jeszcze śliczniej będzie jak w końcu do siebie wrócą i będzie ociekająca słodycznością notka, pełna tulenia, miziania i seksu na zgodę. Bo seks po kłótni albo po rozstaniu jest najlepszy XD
Mrrr.. Aż siem nie mogę doczekać ;) A tym czasem, z pozdrowieniami dla weny,
Sephiroth
Zgadzam się z Akame! ^^ A blokada twórcza jak się czasami zatnie to na długo =.= Ja na razie nic nie dodałam do mojego opo na takiej jednej stronce (ale z błędów pomału już się bardzo poprawiłam, trzeba się zalogować i wgl... Trzeba przeczytać serię Zwiadowcy Johna Flanagana, żeby zakumać o czym opowiadanie, a brzmi ono "Historia Okami (czyli mnie)", a jest jeszcze inne "Demons" nie zawiązane do niczego, pomysłów mi do niego zabrakło i "Okami Yuna". Jak chcecie możecie sobie luknąć, ale ostrzegam początki były tragiczne! XD link: www.forumzwiadowcy.fora.pl, a mój nick to Oka. ^^
OdpowiedzUsuńWięc tak na marginesie Akame, nie smuć się! Wena jest kapryśna i kurde czasami tak wkurzająca! :/ A ja coś o tym wiem ;)
PSPS: Co do opowiadania na zwiadowcach to... wszyscy powiedzieli, że od pierwszego wpisu się poprawiłam. :)
Nareszcie :D Już nawet przestałam nałogowo tu zaglądać, tak długo to trwało. Ale nareszcie jest i to najważniejsze. Kocham Twoje elfy i nie mogę doczekać sie ciągu dalszego.
OdpowiedzUsuńNo i pękłam!! A miałam się nie wychylać, niczego i nigdy nie komentować i broń Boże, nie angażować się, nie czytać opowiadań do 5 nad ranem, nie obgryzać paznokci, kiedy bohaterom coś grozi, nie płakać, kiedy są nieszczęśliwi, nie drzeć włosów z głowy, kiedy podejmują idiotyczne, według mnie, decyzje, nie... Cóż, moje postanowienia poszły się paść. Przez Ciebie!
OdpowiedzUsuńWchodzę na Twojego bloga i co widzę? Fenomenalna historia opisana bezbłędnym, pięknym językiem, potoczystym stylem, opisy uczuć rewelacyjne, sceny seksu...palce lizać ;p, bohaterowie charakterologicznie wiarygodni, zjawiskowi i jeszcze sposób prowadzenia narracji - stopniowanie napięcia...czysta rozkosz! Urzekłaś mnie po prostu:)
Gratuluję, zdobyłaś moje serce! Prawdę mówiąc, przez chwilę miałam nieodpartą chęć oświadczyć Ci się, ale doszłam do wniosku, że mojemu mężowi nie bardzo by się to podobało;) Jednym słowem,od teraz masz we mnie wierną czytelniczkę.
PS Nie jestem elfem, więc nie mogę czekać latami, napisz następne części jak najszybciej, ślicznie i uniżenie proszę:)
w końcuuuuuuu!!!!!! ^^ Akame mordko ty moja, co cię wzięło, żeby dodać rozdział?? :P Proszę o następny i zgadzam się z cuzwant - Nie jestem ELFEM i nie moge na rozdział czekać wiecznie xD WENYYYYY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział dopiero będzie, jest już betowany przez Aubrey, więc lada chwila ;) Ten jest stary, a pojawił się jako pierwszy, bo usunęłam Aojdów. Sar postanowiła założyć swoją stronę, gdyż okazało się, że niestety nie każdemu podobał się pomysł zamieszczenia ich na moich fantazjach. Pozdrawiam ;)
UsuńHej,
Usuńmam wrażenie, że Kael I Erdir mieli wyruszyć w drogę do namiestnika, więc za tem gdzie są? no i w końcu informacje dotarły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia