poniedziałek, 28 maja 2012

XXXII Historia z Konohy



W pogoni za nadzieją



    Chmury rozstąpiły się, a na taflę padł cień kamienia stojącego nad wodospadem.

— Naruto… — Szept dziewczyny był prawie niedosłyszalny.

— Co? — Chłopak odwrócił się i spojrzał na nią zdziwiony, a potem podążył wzrokiem za jej spojrzeniem. Olbrzymi wydłużony cień kruka padał na lód. Skrzydła kończyły się u nasady skały, a ogon przypominał rozłożystą suknię. Kryształki lodu formowały promienie, które rozchodziły się niczym cieniste kolce.

— Spadający anioł… — Wpatrywali się oniemiali w jezioro.

Księżyc powoli skrył się z powrotem za chmurami, rozpraszając wizerunek. Skała nad wodą, na powrót stała się zwykłym kamieniem, który znowu przypominał ptaka rozpościerającego swe skrzydła do lotu. Ocknęli się z odrętwienia i biegiem ruszyli w dół. Nie zwracali już uwagi na śliskie podłoże. Sakura potknęła się i stoczyła kilka metrów, jednak zaraz wstała i oblepiona śniegiem podbiegła do brzegu. Tuż za nią podążał Naruto. Nowa nadzieja dodała im sił. Znaleźli! Odkryli anioła, a tak niewiele brakowało… Już wracali, odchodzili z tego zakątka. Z prawej strony usłyszeli jakiś ruch, zza drzew wyłonił się olbrzymi pies, na jego grzebiecie siedziała dziewczyna w białej kurtce oblamowanej niebieskim kożuszkiem. Czarne włosy powiewały na wietrze, tuż za nią biegł Kiba.

— Widzieliście? Widzieliście? — wrzeszczał na całe gardło. — Jak to nie był anioł, to ja w życiu nie widziałem anioła!

— A widziałeś? — szepnęła dziewczyna otwierając szeroko oczy.

— Tia nawet całą armię. — Przewrócił oczami chłopak.

— Na…naprawdę? I… co zrobiłeś?

— Obudziłem się — westchnął Kiba. — Hinata musimy porozmawiać o naiwności w wieku dziewiętnastu lat, ale nie teraz. — Zerknął na dwie osoby, które przypatrywały się im z niecierpliwością. — Uaktywnij byakugan i powiedz co widzisz. — Dziewczyna posłusznie spełniła żądanie i po chwili jej oczy lekko zmieniły się, a na skroniach pojawiły cienkie żyłki.

Powoli przeczesywała spojrzeniem okolice. Naruto i Sakura zamarli w oczekiwaniu. Byle nie pod wodą, nie na dnie jeziora… błagała w myślach Haruno. Minuty mijały niczym godziny, czas dłużył się nieskończenie, brunetka obracała głową w prawo i w lewo, przyglądała się wodzie i skałom, po chwili jej oczy wróciły do normalnego stanu i bezradnie potrząsnęła głową.

— Nic nie widzę, żadnych oznak, że ktoś tutaj jest poza nami, w dodatku przeszkadza mi lód i śnieg, zero jakiegokolwiek ciepła… przepraszam. — Spuściła głowę zmieszana.

— Ale to niemożliwe! — krzyknął Uzumaki łapiąc się za głowę. — Znaleźliśmy anioła, to musi być on! Gdzieś tutaj na pewno jest Sasuke!

— I Sai — dodała Sakura zagryzając wargi. — Błagam spróbuj jeszcze raz. — Spojrzała z rozpaczą na Hinatę. Dziewczyna o delikatnej twarzy westchnęła cicho i na powrót rozpoczęła poszukiwania, niestety i tym razem nie przyniosły one pożądanego rezultatu.

— Nie dam rady — jęknęła cicho. — Na..naprawdę się staram, ale niczego tu nie widzę, żeby przynajmniej jakaś jaskinia, dół czy cokolwiek, a tak…

— Jaskinia! — Naruto spojrzał na nią obłąkanym wzrokiem. — Tutaj jest jaskinia! — Odwrócił się i skierował w stronę jeziora, tuż za nim biegła Sakura. Teraz i ona przypomniała sobie o miejscu, gdzie prawie pożegnała się z życiem i gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło pomiędzy nią, a niepoprawnym cynikiem.

Zapominając o ostrożności wbiegli na lód, na szczęście mróz zrobił swoje i kry były grube i wytrzymałe. Powoli zbliżali się do kamienia, który kiedyś zagradzał wejście. Naruto wraz z Kibą odsunęli głaz, trudniej było to zrobić z zewnątrz, jednak poradzili sobie szybko. Sakura nie czekając końca, wsunęła się w ciasne wejście. Pierwsze co zobaczyła pomimo panujących tu ciemności, to czyjeś ciało. Przez chwilę stała jak sparaliżowana bojąc się podejść. Przerażająca wizja zagościła w jej głowie i nie pozwoliła na żaden ruch. Ocknęła się na dźwięk głosu Kiby i Naruto, którzy wcisnęli się za nią do środka. Podeszła wolno i wypuściła z ulgą długo wstrzymywane powietrze, to żaden z nich, zwęglone w połowie zwłoki uniemożliwiały ustalenie kim był człowiek, który przed nią leżał, ale spodnie i buty, na pewno nie należały ani to Saia, ani do Sasuke. Podniosła głowę i wtedy to zobaczyła. Dwie osoby wpół siedząc, wpół wisząc przykute łańcuchami do skalnej ściany przedstawiały sobą tragiczny widok. Ciężko było się domyślić, że to bruneci, ich włosy bowiem były szare od szadzi, która na nich osiadła. Zarówno ramiona, jak i reszta ubrań także nie uchroniły się od mrozu.

— Sai! — krzyknęła i podbiegła do jednego z nich. Dotknęła lodowatego policzka i spojrzała w bladą twarz, oczy chłopaka były zamknięte, a rzęsy białe od zimna. Usiłowała go podnieść, lecz wyśliznął jej się z rąk i na powrót zawisł na łańcuchach, które zadźwięczały zgrzytliwie. Jego ubranie było sztywne, jakby zamarzło na nim. — Sai, powiedz coś! — Potrząsała nim gwałtownie. — Proszę odezwij się! — Zdjęła rękawice i dotknęła lodowatych policzków chłopaka. Otoczyła je dłońmi rozgrzewając własnym ciepłem. — Przyszliśmy po ciebie, już wszystko będzie dobrze, ale musisz się ocknąć, proszę nie odchodź… — Wtuliła twarz z w twarde od zimna włosy, z oczu popłynęły niczym nie powstrzymywane łzy, mocząc czoło chłopaka. — Wróć do mnie Sai, wróć do mnie… 

Ktoś przeszedł obok niej, usłyszała uderzenie metalu o metal, podniosła wzrok i zobaczyła Kibę. Otwierał za pomocą kunaia okowy. Mocniej chwyciła kochanka pod pachy, aby nie uderzył o skałę kiedy został uwolniony. Wspólnymi siłami wynieśli go na zewnątrz i wpakowali na grzbiet Akamaru. Z lasu dobiegały okrzyki ludzi, to Hinata zawiadomiła szukających. Teraz nad jezioro zmierzała grupa ANBU, wraz z kilkoma klanami i wyszkoloną ekipą sanitariuszy. Sakura stała nad ciałem chłopaka, obtarła łzy, to nie czas na rozpacz, jej dłonie miarowo unosiły się nad jego plecami. Była medycznym ninją, jeżeli nie ona może go uratować to kto? Powoli za pomocą własnej czakry rozgrzewała ziemną skórę. W tym czasie Hinata, opatrywała rany na przegubach i rozcierała zmarznięte dłonie chłopaka.

                                    ***

     W szpitalu panowała cisza. Puste korytarze, gdzieniegdzie oświetlało żółtawe światło żarówek. Ludzie już dawno rozeszli się do domów, tylko kilka osób czuwało. Przy łóżku w jednej z sal siedziała młoda dziewczyna. Oparta o poręcz zapadła w niespokojną drzemkę, trzymając w dłoniach zabandażowaną rękę chłopaka, który właśnie się ocknął i patrzył na nią spod zmrużonych powiek. Jakby wyczuwając jego spojrzenie, podnosi powieki, ich oczy spotykały się.

—Sai… — Cichy szept wyrywał się z jej ust. Chłopak przyjrzał się podkrążonym oczom Sakury, na policzkach nadal widoczne były zaschnięte ścieżki łez.

— Hej…

— Jak dobrze. — Oczy dziewczyny na powrót zwilgotniały. — Obudziłeś się.

— Co się stało? — Zapytał rozglądając się dookoła.

— Znaleźliśmy was, jesteś w szpitalu, musisz tu zostać przez jakiś czas, lekarze zajmują się twoimi odmrożeniami. Sama Tsunade tu była, podobno przenosiłeś czakrę z rąk do nóg i z powrotem, to uchroniło cię przed najgorszym, ale też mocno osłabiło. — Haruno niepewnie przyglądała się chłopakowi, nie wypuszczając jego ręki.

— Co z Sasuke?

— Sai… powinieneś się przespać, odpocząć, później porozmawiamy. — Odwróciła wzrok wpatrując się w białą pościel.

— Sakura… co z Sasuke? — Ponowił pytanie.

— Później, teraz śpij. — Podniosła się z łóżka, jakby chciała odejść, jednak poczuła jak obandażowana dłoń zaciska się lekko na jej palcach. Spojrzała na niego, gdy usiłował się podnieść. — Co robisz, musisz leżeć! — Przestraszona oparła dłonie na piersi chłopaka.

— Odpowiedz!

— Jest w podziemiach…

— Dlaczego?

— Był wyprany praktycznie z czakry, nie wiemy dlaczego, pewnie ty wiesz lepiej. Nie miał jej na tyle, aby… Leży w kręgu.

— W kręgu?

— Nie wiem czy pamiętasz jak Gaara zmiażdżył nogę Lee… o mało jej nie stracił. Był na granicy śmierci, wtedy nie pomaga już zwykłe medyczne jutsu, trzeba było zabrać go do kręgu pieczęci. Teraz tam trafił Sasuke. Najlepsi z medycznych ninja, w tym sama Hokage zajmują się jego ranami.

— Ale będzie żył? — W oczach Saia pojawił się strach.

— Tak, przeżyje…

— Więc dlaczego? Skoro wiadomo, że przeżyje, to dlaczego aż tyle zamieszania?

— Muszą… muszą uratować jego ręce, resztki czakry skierował do nóg, lodowate żelazo w połączeniu z zimnym powietrzem, spowodowało liczne odmrożenia.

— Co z Naruto?

— A jak myślisz? Siedzi na dole pod drzwiami. Odkąd was znaleźliśmy, praktycznie się nie odzywa.

— Idę tam. — Podniósł się ostrożnie i usiadł.

— N..nie możesz! Nie wolno ci jeszcze wstawać, jesteś osłabiony. — Przeraziła się. — A jak coś ci się stanie, nie puszczę cię nigdzie. — Usiadła i mocno przytrzymała ramiona chłopaka.

— A ty? Dlaczego cię tam nie ma?

— Gdzie? — zapytała nieprzytomnie.

— W podziemiach…

— Po co? Naruto tam jest i cała masa lekarzy, w niczym nie pomogę.

— Nie martwisz się o niego? — Spojrzał na nią uważnie.

— Oczywiście, że się martwię, to mój przyjaciel! Nie jestem nieczuła, ale… ty… ja… my… — Zaczerwieniła się gwałtownie, spuszczając oczy. — Ja musiałam być tutaj… po prostu.

— Idiota.

— Kto? — Na powrót spojrzała w czarne oczy, które patrzyły na nią z dziwnym wyrazem.

— Ja — mruknął przyciągając jej głowę zabandażowaną ręką i całując lekko. — Cholerny idiota — dodał pogłębiając pocałunek.

Drzwi cicho uchyliły się i zamknęły na powrót.

— Nie zmieniasz opatrunków? — Zdziwiona pielęgniarka spojrzała pytająco na koleżankę, która wróciła do dyżurki z czystymi bandażami.

— Później, myślę, że na razie wolałby, aby mu nie przeszkadzać.

— A jak mu się pogorszy?

— Myślę, że tym to już zajmie się Sakura — Uśmiechnęła się tajemniczo kobieta.

                                         ***

     Długi korytarz oświetlony jedną lampą, tonął w półmroku. Na jego końcu majaczyły duże wahadłowe drzwi, teraz zamknięte. Zza małych prostokątnych szybek sączyło się blade zielonkawe światło, co jakiś czas pojawiał się też błysk, jakby pioruna. Pod ścianą, na ziemnej podłodze z nogami podciągniętymi pod brodę, siedział młody chłopak. Kołysał się miarowo w tył i w przód, głowa odchylona lekko do tyłu kiwała się w rytm jego ruchów. Błękitne oczy tępo wpatrywały się w sufit. Gdyby ktoś teraz w nie zajrzał, zobaczyłby pustkę.

   Wszedł do jaskini tuż za Sakurą i wraz z nią podbiegł do uwięzionych. Praktycznie nie zwrócił uwagi na zwłoki leżące na podłodze, widział tylko jego.

— Sasu, hej Sasuke, ocknij się, no… powiedz coś! — Podniósł go i mocno przytrzymał. Głowa chłopaka opadła bezwładnie na jego ramię, tuż przy policzku poczuł lodowate zimno jego skóry, to go przeraziło. — Hej, no już, zaraz cię stąd wyciągniemy. Spójrz… Kiba już cię uwolnił z kajdan — mówił przeczesując palcami czarne włosy i strącając z nich biały nalot. — Otwórz oczy Uchiha… masz jedyną okazję być niesionym przeze mnie na rękach. No, otwórz te cholerne oczy! — Usiadł na kamieniu, rozpiął kurtkę i przytulił do siebie zmarznięte ciało. Przesunął palcem po ustach Sasuke, szorstkich i popękanych. — Zaraz będzie ci ciepło, zobaczysz, a teraz wsuń ręce pod mój dres. — Podniósł lodowate, sine dłonie chłopaka i zacisnął zęby. Zdarte paznokcie i krwawe rany na przegubach, świadczyły o tym, że brunet do końca usiłował się uwolnić. — Opatrzymy to, zobaczysz tylko musimy najpierw cię rozgrzać. — Wzdrygnął się czując na skórze dotyk tych zimnych, bezwładnych rąk. Spojrzał ku wyjściu i zobaczył Sakurę, która zajmowała się Saiem. — Niestety marna ze mnie pielęgniarka — szepnął — Musisz na razie zadowolić się moim własnym ciepłem. — Rozcierał dłońmi barki i plecy chłopaka, którego twarz nadal wtulona była w jego szyję. — Zajmę się tobą, wyzdrowiejesz, zobaczysz. Pójdziemy razem na ramen, na pewno jesteś głodny. Ty wariacie, trzeba mnie było ze sobą zabrać, zachciało ci się zgrywać bohatera… — Nie czuł jak jego własne łzy skapują na włosy Sasuke. Po jakimś czasie zjawili się inni, prawie siłą wyrwano go z jego ramion. Kakashi coś mu tłumaczył, nie pamiętał co. Patrzył jak kładą go na nosze, owijają kocami, podłączają kroplówkę. Cały czas szedł obok nich i trzymał go za rękę… A teraz był tam… Sam, a jemu nie pozwolono wejść. Powiedziano, że naturalne metody leczenia nie pomogą, że muszą zrobić coś więcej.


     Monotonne kołysanie nie ustawało.

Tył… przód… tył… przód… jak małe opuszczone dziecko, które oderwano od rodziny. Ciszę przerywało jednostajne zawodzenie dobiegające zza drzwi. To medyczni ninja zakładali kolejne pieczęcie. Tył… przód… tył…

Krzyk, rozdarł ciszę.

Uderzył głową o ścianę i zacisnął zęby. Regeneracja komórek. Lee mówił, że to cholernie bolesne, nawet będąc nieprzytomnym krzyczał. Czy to w ogóle możliwe?

Puk, puk…

Jego głowa uderzyła o drewniane belki, niech to się wreszcie skończy, nie zniesie tego krzyku!  Rozwarł dłonie, zaciskając kurczowo palce na kolanach. Ktoś obok niego uspokajająco położył mu rękę na ramieniu. Nie chciał pocieszenia, chciał tam wejść, zobaczyć na własne oczy, że wszystko w porządku.

— Będzie dobrze. — Odwrócił głowę powracając do rzeczywistości.

Sai? co on tu robi? Powinien leżeć! Właściwie dlaczego on ma się tak dobrze, a Sasuke walczy o życie? No tak, z niewyjaśnionej przyczyny pozbył się czakry.

— Uparł się aby tu przyjść. — Sakura stała za chłopakiem trzymając dłonie na rączkach wózka szpitalnego. — Jeszcze nie może chodzić, więc go przywiozłam.

— Co z nim? — Sai wskazał głową na drzwi.

— Nie wiem, nie chcą mnie wpuścić. — Kolejny krzyk rozległ się w korytarzu. Tak krzyczą ludzie w agonii. Wzdrygnął się i zacisnął pięści na kolanach, wbijając paznokcie w skórę.

— Wyjdzie z tego, to Sasuke, nie byle kto, jest silny. — Obandażowana dłoń zacisnęła się na ramieniu Uzumakiego.

— Tak to Sasuke — powtórzył Naruto bezradnie patrząc na drzwi. — Tylko czemu to tak długo trwa…

— O zdrowie Lee walczyli prawie całą dobę. — Sakura kucnęła przy fotelu opierając rękę na udzie siedzącego w nim chłopaka.

— To trwa już prawie tyle samo — mruknął.

— Nie wiem, naprawdę nie wiem ile… — urwała bo nagle na korytarzu zapadła cisza. Dźwięki dobiegające z sali obok urwały się. Oczy trojga osób zwróciły się w kierunku drzwi, które otworzyły się i stanęła w nich Tsunade...

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, odnalezli ich ale wielkim fuksem, bo gdyby nie przypadek nie zauważyli by tego "anioła", coż Sasuke w gorszym stanie bo zurzył część chakry na przywolanie węża...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń