poniedziałek, 28 maja 2012

XXXI Historia z Konohy



Zatrzymać czas



   Shikamaru obracał kartkę w dłoni przyglądając się jej z uwagą. Odkąd Naruto znalazł paragon, który okazał się być zaszyfrowaną wiadomością dla Sasuke, wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie. W ciągu kilku minut byli z Sakurą pod drzwiami Tsunade, a w ciągu godziny została zwołana narada. Nikogo na niej nie zabrakło. Kakashi z lekko pobladłym Iruką stali pod ścianą. Shikamaru wraz ze swym ojcem siedzieli przy stoliku usiłując rozszyfrować notatkę. Hokage… cóż ona po raz pierwszy w życiu odgrywała rolę niańki dla roztrzęsionej dwójki młodych ludzi. Najchętniej by na nich wrzasnęła, dała im sake i kazała wziąć się w garść, jednak od zawsze miała słabość do tego niesfornego blondyna, który wygrał od niej medalion, gdy jako dziecko jeszcze, założył się z nią, iż opanuje rasengana w tydzień. Zwyciężył, chociaż do dziś nie wiedziała jakim cudem, ponieważ to trudne jutsu stworzył sam czwarty Hokage, a opanowanie go zajęło mu trzy lata.

Nauka składała się z trzech etapów, opanowania rotacji czakry, mocy czakry i na koniec połączenia tych dwóch rzeczy. Powstawała wówczas w dłoni ninja kula energii o niesamowitej sile rażenia. Uzumaki przez tydzień ćwiczył. Nie potrafił prawie już poruszać rękami z bólu, ale nie poddawał się i osiągnął to co zamierzał. Zaimponowało jej to. Z czasem pokochała tego chłopaka, jak własnego brata, którego straciła dawno temu. Oczywiście nigdy nic nie mówiła, była Hokage, musiała zachować twarz, nadmierne przywiązanie do podwładnych było z wszech miar niestosowne.

Drugą osobą, którą podziwiała, była Sakura. Dziewczyna poszła w jej ślady, została medycznym ninja. Była równie uparta i silna jak ona. Właściwie Haruno stanowiła jej wierne odbicie z czasów młodości, rozwijała się bardzo szybko. Tsunade dobrze wiedziała, że kiedyś uczeń przerośnie mistrza.

Teraz stała naprzeciwko tej dwójki i widziała rozpacz malującą się w ich oczach. Zaginęły dwie najbliższe im osoby, wbrew pozorom, kobieta dobrze się orientowała, co łączy jej podwładną z Saiem. W końcu była jednym z trzech legendarnych saninów, wnuczką pierwszego Hokage założyciela Wioski Liścia. Westchnęła ciężko, w tym momencie ani jej legendarna siła, ani posada, którą piastowała, nie pomagały w wyprowadzeniu dwójki młodych ludzi z letargu w jaki zapadli. Naruto po serii wrzasków i krzyków, ucichł i siedział teraz wpatrzony pustymi oczami w ścianę, Sakura cicho pochlipywała wtulona w oparcie fotela, pierwszy raz widziała ich w takim stanie, to dobitnie świadczyło o tym, co czują do dwójki zaginionych.

— No dobrze. — Ciszę przerwał Shikamaru. — Rozgryźliśmy dwa pierwsze przesłania. — Wszyscy wyczekująco spojrzeli na chłopaka, który wstał od stołu i nerwowo zaczął przechadzać się po pokoju. — „W porze, gdy czterech spotkało piątego”. To najprawdopodobniej odnosi się do momentu, kiedy Sasuke odchodził do Orochimaru. Pamiętacie, że przybyło po niego czterech ninja z Wioski Dźwięku? Skoro tylko on mógł odczytać notatkę i ją zrozumieć, to taki wniosek sam się nasuwa.

— Przecież Orochimaru nie żyje. — Kakashi podrapał się w głowę.

— Nie powiedziałem, że to napisał Orochimaru. — Shika zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę. — Jednak… osoba, która to napisała, dobrze wiedziała co wówczas się stało. Pomyślmy, kto miał dostęp do takich informacji?

— Wszyscy, którzy wówczas ścigali Uchihę? — mruknął Naruto bezradnie rozkładając dłonie. — Połowa wioski wiedziała co się stało. Ty, ja, Neji, Kiba i Shino, kilku innych wyszkolonych ninja. Chyba nie sądzisz, że to ktoś z nas?

— Nie, nie sądzę, ba ja mam pewność!

— Więc? Potem zjawili się Gaara, Temari i Kankuro.

— Oni też odpadają, chyba nie sądzisz, że moja żona poluje na twojego Sasuke. — Skrzywił się Shikamaru.

— No to kto?!

— Ktoś, kto był wówczas przy Orochimaru, kto znał każdy jego krok. — Shikamaru potarł w zamyśleniu podbródek.

— A Sai? — Sakura podniosła głowę z fotela i spojrzała na mężczyzn zaczerwienionymi oczami. — Co on ma z tym wspólnego? Dlaczego zniknął wraz z Uchihą?

— Myślę, że po prostu znalazł się tam gdzie nie powinien, może usiłował się wtrącić? Nie wiem, nie jest jasnowidzem. Jednak najpewniej są razem, to zbyt duży zbieg okoliczności, aby dwie osoby zniknęły jednej nocy i nie było w tym żadnego związku.

— Chyba, że to Sai maczał palce w zniknięciu Sasuke — mruknął Naruto.

— Chyba żartujesz?! — Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. — Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że on mógłby coś mu zrobić?

— Mogłem, wszyscy wiedzieli, że go nie lubi, nikt nie wiedział dlaczego, ale to było widać — warknął Uzumaki.

— Nieprawda! Sai by nie mógł, on taki nie jest! — wrzasnęła Sakura zaciskając pięści. — Jak śmiesz go oskarżać bez dowodów!

— Śmiem? Ja go nie oskarżam, szukam jakiegoś punktu zaczepienia!

— Cisza! — Tsunade podniosła wreszcie głos. — Kłótnie tutaj nic nie dadzą. Myślę, że Shikamaru ma rację, to ktoś, kto był wtajemniczony w plany Orochimaru. Nie wierzę, aby ktokolwiek z wioski mógł za tym stać. A teraz proszę, co jeszcze wyczytaliście z notatki?

„Lub lazur nieba nie odbije się już nigdy w błękicie”, to było najprostsze — mruknął Maru unikając wzroku Naruto. — Ktoś zagroził Sasuke, że jeżeli nie stawi się sam, to coś złego stanie się Uzumakiemu.

— Słucham? Jak to mi? Przecież tam nie ma mojego imienia. — Naruto wstał i podszedł do stołu wlepiając oczy w kartkę.

— To proste, słowo „lub” sugeruje groźbę, a reszta… Musi przyjść na miejsce, lub twoje błękitne oczka, nigdy już nie zobaczą lazuru nieba.

— Co za dureń — sapnął chłopak. — Przecież bym mu pomógł, poszedłbym z nim…

— Myślę, że właśnie tego nie chciał. — Iruka oderwał się od ściany i szybko skierował w jego stronę. Położył mu uspokajająco rękę na ramieniu i poklepał je delikatnie. — Nie wiedział, kto za tym stoi i bał się o ciebie. Zrobiłbyś to samo na jego miejscu, pomyśl o tym zamiast go obwiniać.

— Sasuke to, Sasuke tamto, a Sai?
On też zaginął! — Sakura zerwała się z fotela. — Nie obchodzi was to? Mówicie tylko o Uchiha, a co z nim?

— Uspokój się, zakładamy, że są razem. — Shikaku dotąd milczący, spojrzał na nią z dezaprobatą. — Widzimy, że się martwisz. Nam też nie jest on obojętny, ale to nie on dostał wiadomość. Poza tym jeżeli rozszyfrujemy o co w tym chodzi, odnajdziemy trop i ruszymy na poszukiwania. ANBU już teraz przeczesują okolicę, oczekując na wieści od nas.

— Więc? — Dziewczyna uspokoiła się trochę. — Wiemy już, że miał się spotkać nocą, że grożono mu śmiercią Naruto. Teraz musimy się dowiedzieć, gdzie…

„Tam gdzie spadają anioły”. — Starszy Nara pokręcił głową. — Nic mi nie przychodzi do głowy, a wam? — Rozejrzał się po pokoju patrząc wyczekująco na resztę. Zapadła cisza. Nikomu nic nie mówiło to stwierdzenie, jak długo by nie myśleli, nadal tkwili w punkcie wyjścia.

— Nie wytrzymam! — wybuchnął Uzumaki. — Wy kombinujcie dalej, ja idę go szukać!

— Nie możesz! — Tsunade stanęła przy drzwiach. — To o ciebie się martwił, grozi ci niebezpieczeństwo.

— To spróbujcie mnie powstrzymać — krzyknął chłopak i podbiegł do okna. Po chwili już go nie było.

— I co teraz? — Iruka bezradnie spojrzał na resztę towarzystwa.

— Teraz… postarajcie się odszyfrować ostatnią część notatki. — Odwrócili się w stronę Sakury, dziewczyna siedziała na parapecie. — A ja… ja idę szukać Saia i Sasuke… i to dokładnie w tej kolejności — dodała ciszej i zniknęła za oknem.

— Nieodpowiedzialne, pokręcone bachory jak ja…

— Jak ty byś była na ich miejscu, zrobiłabyś dokładnie to samo. — Kakashi podszedł do stołu i usiadł w fotelu do tej pory zajmowanym przez dziewczynę. — A teraz skupmy się nad ostatnią częścią szyfru.

                                        ***

   Zimno… Tak zimno, powoli czuję, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa, ile jeszcze? Łańcuchy parzą moje nadgarstki, a może to tylko ten przenikliwy chłód wywołuje ten ogień w moich dłoniach? Czuję jak szron powoli osiada na mych włosach, ile to już godzin? A może to dni? Z tego zimna straciłem poczucie czasu. W dodatku jest tak ciemno… tylko nikłe światło sączy się z boku.

— Sasuke!

Ktoś mnie woła… otwieram oczy. Sai patrzy na mnie z wyrzutem, mówi coś o zasypianiu. Czy ja spałem? Nie… nie spałem. Gdybym spał zobaczyłbym jego, przecież to niemożliwe, aby opuścił mnie nawet w snach. Powoli dźwigam się na nogi, te cholerne kajdany stały się strasznie ciężkie.

                                          ***

— Naruto! — Odwrócił się na dźwięk swojego imienia. — Naruto, zaczekaj! — Sakura dogoniła go i stanęła opierając dłonie na kolanach. — Idę z tobą.

— Wiedziałem, że nie wytrzymasz długo w bezczynności. To od czego zaczynamy?

— Wioskę już przeszukaliśmy, ANBU sprawdziło każde pomieszczenie i każdy zaułek. Sądzę, że pora na okolice poza Konoha Gakure.

— Mhm… idziemy. 

Nie zatrzymywani przez nikogo minęli bramę i zagłębili się w las. Zaspy utrudniały wędrówkę, przedzierali się przez krzaki, mijali okoliczne strumienie. Z każdej strony co chwilę rozlegały się głosy nawołujących ludzi. Widać nie tylko oni obrali tę drogę. Gdzieniegdzie mignęły puszyste ogony psów. Najwyraźniej klan Inuzuka też przyłączył się do poszukiwań, jednak obfite opady śniegu pokryły wszelkie tropy i skutecznie zagłuszały zapach obydwu mężczyzn.

   Cholera, Sasuke… gdzie jesteś? Co strzeliło ci do głowy, aby iść samemu? Dlaczego uparłeś się by mnie chronić. Uważasz, że jestem tak słaby, iż nie poradziłbym sobie? Już raz zniknąłeś bez słowa, to cholernie bolało, czyżbym znowu miał szukać cię przez tyle lat?
Podobno czas leczy rany, może leczy, ale ja i tak mam blizny! Teraz powoli otwierają się i znów bolą. Nie… bolą bardziej niż wtedy. Jątrzą się i wypalają kolejne ślady na mej duszy. Powstały po tym jak odszedłeś. Szrama za szramą dodawałem sam sobie kolejne cięcia. Nasza ostateczna walka, twoja przemiana, ty u boku Orochimaru przykładający miecz do mej szyi… Właśnie, gdyby Sai cię nie powstrzymał, gdyby nie zablokował twojego ostrza, czy naprawdę byłeś wtedy zdolny mnie zabić? Stałem gotowy na śmierć, idiota nie potrafiący się przed tobą obronić, nie potrafiący cię zranić. Kolejne nacięcie w mej pamięci, chyba najgłębsze.
Teraz boli bardziej, rany otwierają się na powrót i krwawią… Jeżeli wtedy tak mi zależało na odnalezieniu cię, to jak sądzisz, co czuję teraz? Idiota z ciebie, Sasuke, sądziłeś, że odpuszczę? Żyj dupku, abym mógł skopać ci tyłek, abym mógł wyładować na tobie swoją złość i żal. Abym mógł poczuć twoje ciepło, zapach i usłyszeć twój głos… czekaj na mnie! Wiem, że żyjesz, czułbym gdyby było inaczej. Jesteśmy złączeni nierozerwalną nicią, gdyby ktoś ją przeciął… wiedziałbym o tym, więc czekaj.  Jeszcze trochę i przyjdę.

   Robiło się coraz zimniej, kolejne zaspy i kolejne strumienie. Już przestali liczyć ile razy zapadli się w biały puch, jak często ślizgali się na oblodzonych kamieniach. Co przegapili? Z budynku, w którym pozostawili przyjaciół nadal nie było żadnych wieści, pewnie nie odkryli gdzie spadają anioły… Czas gonił ich nieubłaganie, minęło późne popołudnie i powoli zmierzch zaczął otulać las. Dostali wiadomość, że przeczesano korytarze za głowami Hokage, jednak nie odkryto żadnych śladów.
Minęli się z Kibą. W milczeniu potrząsnął głową, oddalając się na grzebiecie Akamaru. Wielki pies popiskiwał jak szczeniak węsząc bezskutecznie po śniegu. Ktoś przebiegł po gałęziach nad ich głowami. To Shino, poznali go po ciemnych okularach. Jego robaki na tym mrozie były bez szans, nawet nie mógł ich wypuścić. Do tego śnieg padał coraz intensywniej, zbierało się na zadymkę.

— Kiba. — Naruto odwrócił się w kierunku kolegi, który znikał właśnie za pagórkiem, gdyby nie Akamaru nie usłyszał by go. To pies swoim nadzwyczajnym słuchem wychwycił głos chłopaka i zawrócił. Po chwili stanęli przed nim. Głowa Inuzuki otulona była jak zwykle kapturem z grubym futrem, chroniącym go przed zimnem. — Kiba… sprowadź Hinatę i Nejego, robi się coraz ciemniej i za chwilę nic nie będziemy widzieć, jeżeli ktoś może jeszcze pomóc to klan Hyuuga z swym byakuganem. — Inuzuka skinął głową i popędził w stronę wioski. Ruszyli przed siebie, prawie po omacku, Sakura ciaśniej owinęła się szalikiem, by ograniczyć choć trochę dostęp śniegu do jej zmarzniętych policzków.

   Sai, gdzie jesteś? Wiem, że nie masz nic wspólnego z zniknięciem Sasuke. Może jesteś zimny, cyniczny, czasami okrutny w swych słowach, ale nie zrobiłbyś nic przeciwko członkom własnej wioski. Dlaczego to tak się poukładało? Nie mogliśmy zacząć jak normalni ludzie? Powoli poznawać się, zbliżać do siebie? Popatrz, do czego to nas zaprowadziło, tyle goryczy, nieufności. Chciałabym, abyś choć raz odrzucił tę maskę obojętności. Powiedział co naprawdę czujesz, bo czujesz coś prawda? Nie jestem w tym sama? Może wyobrażam sobie, że kiedy się kochamy, wtedy to jesteś prawdziwy ty, czuły, namiętny i troszczący się o mnie. Czy to tylko moja wyobraźnia zbudowana na wątłych palikach nadziei? Sai… proszę, gdziekolwiek jesteś czekaj na mnie. Odnajdę cię i może wreszcie odważę się powiedzieć co czuję. Skończę tę grę złudzeń i wątpliwości, nieważne jakim kosztem. Ja już nie mogę, męczy mnie to, trwam w jakimś ograniczonym świecie iluzji. Proszę… pozwól nam na rzeczywistość.

— Gdzie jesteśmy? — Z zamyślenia wyrwał ją głos Naruto. — Cholera, przez ten śnieg już całkiem straciłem orientację. — Spojrzał na zegarek. — Dochodzi dziewiąta, przyjdzie nam spędzić noc na tym mrozie.

— Mam nadzieję, że nie. Poza tym chyba powoli przestaje sypać. — Dziewczyna spojrzała w niebo. — Tak, chmury się rozstępują, widać gwiazdy, jeszcze godzina, dwie i powinno całkiem przestać.

— Mam nadzieję, bo inaczej… Kurwa! — Odwróciła się i podała mu rękę wyciągając go z dziury, w którą wpadł, zamaskowana śniegiem stanowiła pułapkę dla każdego wędrowca — Połamiemy tu nogi zanim cokolwiek znajdziemy — warczał otrzepując się z śniegu.

Kolejna godzina upłynęła im na jęczeniu i narzekaniu na zdradliwe podłoże lasu. Próbowali poruszać się po gałęziach, lecz były zbyt śliskie i szybciej się męczyli. Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami Sakury, śnieg w końcu przestał padać. Rozejrzeli się wokół, przed nimi majaczyła zamarznięte tafla jeziora. Zamarznięte stróżki wody, zazwyczaj spływające po skale, tworzyły teraz zęby sopli. Księżyc, który wychynął zza chmur oświetlał okolicę swym jasnym obliczem.

— Odpocznijmy tu chwilę — wysapała Sakura. — Tylko kilka minut. — Naruto w milczeniu skinął głową. Otrzepali z śniegu jakiś pień i przysiedli na nim.

                                          ***

      Nie mam siły, to koniec. Przestało mi zależeć… nie czuję już nic. Sasuke jeszcze od czasu do czasu się porusza, ale milczy… Sprowadził węża, zabił Kabuto, to musiało wyczerpać jego zapas czakry, osłabiło go. Szkoda, że tak to się kończy. Teraz, kiedy poznałem go lepiej, nie wydaje się już taki zły, wiele zrozumiałem. To zabawne, człowiek przed śmiercią dużo jaśniej zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy. Podobno ostatnie chwile powinny być dzięki temu lepsze, bo wreszcie doznajemy objawienia, co jest prawdą, a co tylko mirażem. Kłamstwo! Właśnie dlatego są trudne, bo zyskujemy jasność! Znajdujemy wyjście i już nic nie możemy zrobić, aby naprawić własne błędy. Jestem taki śpiący. Tylko chwileczkę… Kilka minut, odpocznę, nabiorę sił… Sakura… wybacz mi…

                                          ***

— Sakura, zbierajmy się, przejdziemy na drugą stronę lasu i pójdziemy w kierunku gór. Może przenocujemy w jakiejś jaskini. — Naruto wstał otrząsając się z rozmyślań, kochał i nienawidził to miejsce, przywoływało zbyt wiele wspomnień. Odwrócił się i zaczął powoli wspinać po zboczu. Za nim wolnym krokiem szła Haruno, na szczycie odwróciła się ostatni raz patrząc w kierunku jeziora.

                                           ***

Miłość jest jak wiatr, nie widzisz jej, ale ją czujesz… Naruto?... — urwany szept.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Sakura znajdziesz Sasuke to pójdziesz dalej bo zalezy ci na Saiu, bardzo przeżywają to zniknięcie ich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń