poniedziałek, 28 maja 2012

XXX Historia z Konohy



Życie jak szachy



    Właściwie nie wiedział co sprawiło, że się ocknął, a  raczej, składały się na to trzy rzeczy. Po pierwsze, niesamowity smród przenikał go wręcz na wylot i każdy głębiej wciągnięty haust powietrza powodował uczucie nudności. Po drugie ból. Zastanawiał się, ile wisiał przykuty do ściany, w każdym razie nadwyrężone mięśnie ramion, na których opierało się jego ciało w chwili omdlenia dawały o sobie znać. Trzecią i chyba najgorszą, było wycie, które rozlegało się tuż z jego lewej strony i przyprawiało go o gęsią skórkę. Przez chwilę zastanawiał się, czy to wszystko nie było snem, może Kabuto jednak nadal żyje i torturuje właśnie Saia? Odwrócił nieznacznie ścierpnięty kark i wbił wzrok w chłopaka.

— Odwaliło ci? Myślałem, że cię mordują — wychrypiał usiłując oddychać ustami, aby powstrzymać przypływ smrodu. Wycie umilkło w jednej chwili, a czarne oczy spojrzały na niego kpiąco.

— Obudziłeś się, gratuluję. Jesteś jedyną osobą, która przy tej piosence wytrzymała dłużej niż pięć minut.

— To po cholerę ją… właściwie co to było, bo na pewno nie śpiew?!

— Usiłowałem cię jakoś obudzić. — Wzruszył ramionami chłopak.

— Myślałem, że chcesz mnie zabić, lub ogłuszyć na powrót. — Potrząsnął głową odgarniając z oczu włosy — Co tak do cholery cuchnie?

— A jak myślisz? — burknął Sai. — Nasz przyjaciel skończył jako ziemniak, usmażył się na amen. Chociaż może powinienem powiedzieć, że jako burak, bo za życia był tą rośliną.

— Kurcze, nie wytrzymam, zaraz się porzygam — jęknął Sasuke opierając się o ścianę i sycząc kiedy jego głowa zetknęła się z kamieniem. Najwyraźniej miał wielkiego guza, lub co gorsze rozciętą skórę po bliskim spotkaniu z pięścią Kabuto.

— Nawet mi się nie waż! Jak zaczniesz tu haftać, to nie wytrzymam i też dołączę, a wtedy do pełni szczęścia przyjdzie nam stać w resztkach wczorajszego obiadu. — Sai skrzywił się z niesmakiem.

— Wspólne rzyganie, jak mało co, robi z ludzi wiernych przyjaciół. — Zachichotał Uchiha, powoli prostując nogi i stając prosto.

— Dzięki, wolę zawierać znajomości w bardziej cywilizowany sposób. — mruknął chłopak rozglądając się wkoło. — Może zamiast robić przegląd żarcia, pomyślimy jak się stąd wydostać?

— Nie mam pojęcia? Te łańcuchy są cholernie mocne. — Sasuke szarpnął kajdanami, które wydały z siebie jękliwy dźwięk, jednak nie poluzowały się nawet o milimetr. — Nie jestem siłaczem.

— Może sprowadź tego węża z mieczem, zawsze możne spróbować przeciąć to ustrojstwo.

— Hmm…

— Co?

— Nie potrafię…

— Jak to nie potrafisz? — Sai spojrzał na niego podejrzliwie. — Kilka godzin temu zupełnie gładko przepołowiłeś buraka, a teraz nie potrafisz?

— Jak mówię, że nie potrafię, to nie potrafię — warknął Uchiha.

— Trzymajcie mnie, to niby jak to zrobiłeś?

— Nie wiem, byłem wściekły!

— To może bądź wściekły znowu, baaardzo wściekły i sprowadź gada.

— Cholera mówię ci, że nie mam zielonego pojęcia jak! Mam skute ręce, nie mogę wykonać odpowiednich gestów. Poza tym jak dotąd sprowadzałem tylko węża, pierwszy raz pojawił się miecz. Sam nie wiem jak, czułem wściekłość, praktycznie wpadłem w jakiś szał i…. bum pojawił się.

— Ekstra… bum… Wielki Sasuke działa sam nie wiedząc jak. Masz to od dziecka? Rozdwojenie jaźni to choroba umysłowa, wiesz? Kaftan bezpieczeństwa i te sprawy.

— Możesz się zamknąć?

— Nie, nie mogę — Sai oparł się o ścianę i przymknął oczy. — Wielki pan Uchiha, ostatni z klanu, wszyscy go podziwiają, kochają, kobiety…

— Odwal się, zaczynasz mnie drażnić.

— Kobiety padają mu do stóp. — Niezrażony wspólnik w niedoli, ciągnął dalej swe wywody. — Nawet te zajęte, nawet te, które mają swoich własnych facetów! Co w tobie widzą, no co? Wytłumaczysz mi?

— Jakoś… nie bardzo łapie… — Sasuke spojrzał na chłopaka uważniej. Czuł, że te wszystkie pytania nie są bez przyczyny, tylko nie do końca rozumiał, w czym tkwi problem.

— Nie łapiesz. — Sai uśmiechnął się ponuro. — Wyobraź sobie, że jesteś z kobietą. Chciałbyś być dla niej całym światem, Marzysz, aby oddała ci swoje uczucia, abyś był tym jedynym, podziwianym, kochanym… i tu okazuje się, że za dużo wymagasz. Twoja dziewczyna jest z tobą, bo czuje się zmuszona, a skrycie marzy o innym, chociaż tego innego nigdy nie będzie miała, bo on jest gejem i nic do niej nie czuje. Ironia losu co? Być z kobietą, która kocha się w pedale. Ciekawe czy w chwili orgazmu ma przed oczami twoją twarz… — Skończył mówić i zagryzł usta.

Sasuke milczał wstrząśnięty tym wyznaniem. Nie wiedział co powiedzieć, jak się bronić. Gdzieś wewnętrznie czuł, że Sai się myli, że to nie jest do końca tak. Zaczerpnął powietrza, mimo wszystko postanowiając się bronić.

— Wiem, że nie wszyscy akceptują związek w jakim jestem — zaczął dość nieporadnie. — Ale…

— Facet! Nie dobijaj mnie! Tutaj nie chodzi o to czy jesteś homo czy inny diabeł, dla mnie możesz nawet bzykać się z kozą! Po prostu, chciałbym być w łóżku z dziewczyną sam, bez tego trzeciego rozumiesz? — Po raz pierwszy usłyszał, jak Sai podnosi głos.

— Chodzi o Sakurę?

— Bystrzak.

— Dlaczego uważasz, że nadal o mnie myśli?

— Bo tak jest! Była w tobie zakochana przez lata, marzyła, że gdy wrócisz będziecie razem. Jest ze mną, bo ją do tego zmusiłem i może też trochę dlatego… bo jestem do ciebie podobny.

— Zmusiłeś? — Z całej wypowiedzi to słowo zrobiło na nim największe wrażenie.

— No… zmusiłem, w sumie mogę ci powiedzieć, w końcu i tak tu zdechniemy prędzej czy później, więc to bez różnicy, czy będziesz wiedział czy nie. Szantażowałem ją.

— Nie rozumiem.

— Czego nie rozumiesz? Mam ci to powiedzieć drukowanymi literami? — Sai kopnął jakiś kamień leżący pod jego stopami. — Zagroziłem jej czymś i musiała się zgodzić, pewnie mnie za to nienawidzi. Myśli, że jestem z nią tylko dla seksu, a ja nigdy nie próbowałem jej wyjaśnić, że to coś innego, że pragnąłem by ze mną była i w końcu posunąłem się do ostateczności. Nisko upadłem, co? Nie jestem z siebie dumny, ale nie oddałbym ani jednego dnia z tych trzech miesięcy, kiedy jesteśmy razem. Myślałem, że w końcu mnie zaakceptuje, że pokocha mnie, dla mnie samego, naiwne nie? Już nie mówi o tobie, ale za każdym razem jak pojawiasz się przy niej, czuję jak się spina, jak unika twojego spojrzenia, jak patrzy na mnie z obawą. Cholernie bolesne. — Otworzył oczy i spojrzał na Sasuke. W jego oczach nie było nienawiści, ale rozpacz. Po raz pierwszy chłopak widział uczucie w tym zawsze zimnym i cynicznym spojrzeniu.

— Nie zgadzam się.

— Słucham?

— Nie zgadzam się, z tym co mówisz — powtórzył Uchiha. — Widziałem was na ostatniej imprezie, stała obok ciebie i oglądała prezent. Na odległość widać było, że darzy cię mocnym uczuciem. Patrzyła na ciebie z takim ciepłem, oddaniem, cała gama uczuć malowała się w jej oczach.

— Gówno prawa — mruknął niepewnie Sai.

— Naprawdę tak myślisz? A może przestała o mnie mówić, bo denerwuje się kiedy jestem obok niej, gdyż boi się twojej reakcji? — Chłopak obok poruszył się lekko. — Ile razy oskarżałeś ją o to, że widzi mnie zamiast ciebie? — Pytanie było retoryczne, jednak Sai odpowiedział.

— Dużo… może za dużo? Ale to było silniejsze ode mnie, po prostu musiałem wiedzieć, a ona nigdy nie zaprzeczała! No może na początku, ale potem przestała. Spuszczała tylko oczy i odwracała się…

— Kretyn! A co miała robić? Wiecznie ją oskarżałeś, wmawiałeś jej to! Nawet jeżeli starała się o mnie zapomnieć to ty sam jej na to nie pozwalałeś. Może doszła do przekonania, że skoro jej nie wierzysz, to lepiej milczeć? Popatrz na siebie! Zmuszasz dziewczynę do związku, a potem zamiast sprawić, aby była w tobą szczęśliwa, dajesz jej życie z ciągłymi oskarżeniami i scenami zazdrości. Jak to sobie wyobrażasz? Że co? Miała skakać pod sufit i witać cię całusem w progu? Depczesz po niej, a oczekujesz entuzjazmu? A ja cię miałem za inteligentnego faceta… — zamilkł i odwrócił głowę. Przez chwilę panowało milczenie.

— Nienawidziłem cię.

— Jakoś nie jestem zdziwiony, dało się wyczuć, że nie pałasz do mnie sympatią — burknął Sasuke.

— Zawsze o tobie gadali, ona i Naruto. — Na dźwięk imienia chłopaka, Uchiha drgnął lekko. — Uratujemy go, sprowadzimy z powrotem, będziemy znowu jedną drużyną. Ja stałem z boku, nie należałem do tego zgromadzenia, Sakura, Uzumaki, Kakashi i ty, chociaż cię nie było… Czułem jakbym był na przyczepkę, miałem wrażenie, że gdyby mogli powiedzieliby mi wprost „Jesteś z nami do jego powrotu, potem możesz spadać”, cholernie frustrujące.

— Nie wiedziałem, że tak to odbierasz, kiedy wróciłem byliście drużyną. Pamiętam, że bałem się, iż mnie nie przyjmą. Byłeś ty i nie potrzebowali już nikogo. Idiotyczna sytuacja. — Sasuke wypuścił powietrze ustami.

— Oczekiwali cię jak bohatera. — Sai powiedział to już spokojnym głosem. — Pamiętam ten wyraz twarzy Naruto, kiedy wróciliście do wioski. Jakby dostał właśnie najpiękniejszy prezent, na który czekał latami.

— Wtedy jeszcze nie byliśmy razem.

— Wiem.

— Cholera, właściwie nie wiem, kiedy zacząłem traktować go inaczej. Najpierw był wrogiem. Głupkiem, z którym zmuszony zostałem być w jednej drużynie. Imponował mi na swój sposób, zawsze słowny, dążył do wybranego celu, nigdy się nie poddawał. Rywalizowaliśmy we wszystkim… nawet kto szybciej zje miskę ramen. — Uśmiechnął się na to wspomnienie. — Nie pamiętam kiedy zamieniło się to w przyjaźń… A potem odszedłem.

— Idiotów nie sieją, sami się rodzą, — Wzruszył ramionami Sai.

— Dzięki za zrozumienie — parsknął Sasuke. — Uznaj to za chwilową martwotę mózgu.

— Aż cud, że ci zmartwychwstał po trzech latach braku funkcji życiowych.

— Ej, nie kopie się leżącego.

— No dobra, zobaczyłeś światełko w tunelu i wróciłeś, bywa i tak. — Sai wciągnął powietrze nosem i uniósł lekko brwi.

— Żebyś wiedział, zobaczyłem te żółte kudły Naruto w słońcu i… wróciłem.

— Przestało śmierdzieć.

— Bo ja wiem… Co jak co ale Orochimaru nie śmierdział, nawet jaskinie nie śmierdziały. Co ty myślisz, że jak mieszkałem na zadupiu to od razu w syfie? — Sasuke znowu się zjeżył.

— Nie mówię o tym. — Machnął ręką chłopak jakby odpędzał upierdliwą muchę. — Tutaj już nie śmierdzi. — Jednocześnie spojrzeli na zwęglone szczątki Kabuto. Ognisko zgasło zupełnie, a mroźne powietrze przepędził odór zwęglonego ciała.

— Zimno się zrobiło. Nawet nie zauważyłem kiedy — szepnął Uchiha przyglądając się dymkowi, który wydobył się z jego ust.

— Jak myślisz, która może być godzina?

— Nie mam pojęcia, nawet nie wiem ile byłem nieprzytomny.

— Długo.

— Dzięki, to mi naprawdę pomogło — sarknął chłopak.

— Nie zabrałem zegarka, wyszedłem z domu tylko na chwilę — westchnął Sai. — Myślisz, że ciągle jest dzień?

— Chyba tak, nocą będzie zimniej…

— No popatrz, nie żyje burak jeden, a nadal sprawdzają się jego zamierzenia. Zamarzniemy tu jak nikt się nie zjawi.

— Życie jest jak szachy... albo posuwasz królową, albo bijesz konia — stwierdził filozoficznie Sasuke.

— A w tej chwili to my zostaliśmy wydymani i to przez trupa.

— Nie podniosłeś mnie tym na duchu.

— Wybacz, mnie też jakby mało radośnie. — Przez dłuższą chwilę milczeli, a każdy z nich myślał o czymś innym.

Sasuke zastanawiał się, co robi teraz Naruto, czy zastanawia się gdzie jest? Szuka go? Na pewno. Bał się co mógł pomyśleć chłopak o jego zniknięciu. Czy jeżeli ich nigdy nie odnajdą, to będzie żył z wspomnieniem, iż opuścił go bez słowa? Nigdy nie dowie się, że zrobił to właśnie dla niego, że bał się krzywdy jaka mogłaby go spotkać. Wybaczy mu, czy przeklnie na zawsze?

Sai ponuro wpatrywał się w ścianę, jego myśli zajmowała Sakura. „Naprawdę byłem aż tak ślepy, że nie dostrzegałem tego, co miałem na wyciągnięcie ręki? Mogłem się aż tak mylić? Szukałem uczucia, zabijając je jednocześnie wiecznymi podejrzeniami?” Czuł się coraz gorzej, pogardzał sobą i bał się jednocześnie, że nigdy nie zdoła już tego naprawić. Powoli zaczął morzyć go sen, powieki stawały się coraz cięższe, oparty o ścianę osunął się na ziemię.

— Nie śpij! — Z letargu wyrwał go głos Uchihy.

— Nie śpię — mruknął cicho.

— Przecież widzę. Ognisko wygasło, jak teraz zaśniemy to na pewno zamarzniemy. Kabuto by tego chciał, nie daj mu tej satysfakcji.

— Prędzej czy później i tak skończymy, jako dwa sople lodu.

— Wolałbym jednak, aby to było później, więc podnieś dupę i postaraj się ruszać. — Sasuke stojąc w miejscu mocno przytupywał nogami.

— Wiesz, mam zdeka małe pole manewru — zakpił Sai, ale posłusznie się podniósł.

— Marudzisz jak stara baba.

— Jak stąd wyjdziemy to przypomnij mi, że mam cię trzasnąć — warknął chłopak pocierając nogę o nogę. — Lać mi się chce.

— Lej w gacie.

— Chciałbyś co? Nic z tego, nie dam ci tej satysfakcji, oglądania mnie w mokrych spodniach.

— Mnie to wisi, czy będziesz miał mokrą czy suchą pieluchę, ale jak zmoczysz majtki to jaja ci zamarzną. — Wzruszył ramionami Sasuke.

— Zdecydowanie cię prasnę jak stąd wyjdziemy.

— Jasne, dla ciebie wszystko, a teraz podskakuj zającu, mam ochotę doczekać tej trzaskanki, więc nie zawiedź mnie. — Uśmiechnął się Uchiha. Po chwili w pomieszczeniu słychać było tylko jękliwe odgłosy łańcuchów i tupot nóg, dwóch osób, za wszelką cenę pragnących się rozgrzać.


1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, uch ta rozmowa między chłopakami wszystkie żale powiedzieli sobie, zobaczyłem żółte kudły Naruto i wróciłem to było boskie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń